- Chcesz mi coś powiedzieć,
Louis? - spojrzałem na nią niepewnie. Co mogłem chcieć jej powiedzieć?
„Tęskniłem?” „Kocham cię?”
- Nie rozumiem - wydukałem, nadal mierząc ją wzrokiem.
- Nie udawaj - wysyczała przez zaciśnięte zęby i zniknęła w salonie.
- Eleanor, możesz mi wyjaśnić, o co ci chodzi? - zmarszczyłem lekko czoło, podchodząc do niej. Naprawdę nic z tego nie rozumiałem. El z wrogością w oczach zrobiła krok do tyłu, opierając się o szafkę.
- Mi? - zmrużyła oczy. - Chyba właśnie ja powinnam zadać ci to pytanie! - warknęła. - Już ci nie wystarczam?
- Co ty w ogóle mówisz?
- Prawdę. Znudziłam ci się?! W sumie… - zaśmiała się kpiąco. - Przecież taka gwiazda jak ty nie powinna zadawać się z kimś na takim poziomie…
- Na jakim znowu poziomie? O co ci chodzi? - nerwowo przeczesałem ręką włosy. Nic z tego nie rozumiałem. „Zupełnie nic…”
- Ile ich jest co!? Każda na inny dzień? Poniedziałek, wto…
- Dość! - przerwałem jej, ciskając bukietem róż o podłogę.
- Ja robię pewnie za tą oficjalną - zaplotła ręce na piersi. - Zabierasz mnie na te pieprzone gale, żeby pokazać wszystkim, jaki to jesteś wspaniały. Przecież to niedopuszczalne, żeby w którymś z brukowców pojawiła się wzmianka o tym, że co dzień zabawiasz się z inną!
- Nie przeginaj! - zacisnąłem dłonie w pięści, starając się opanować narastającą we mnie złość.
- Ja przeginam?! To nie ja spotykam się z innymi za twoimi plecami! - wrzasnęła, po czym zaczęła nerwowo chodzić po pokoju.
- Co?! - poczułem jak krew napływa do mojego mózgu, podwyższając mi ciśnienie.
- Myślałeś, że jestem aż tak naiwna i się nie dowiem?! - zmrużyła oczy, uważnie mi się przyglądając. - Jesteś żałosny!
- Jak w ogóle możesz posądzać mnie o coś takiego?! - podeszła do mnie. - Przecież nigdy bym cię…
- Proszę! - wcisnęła w moją dłoń swoją komórkę.
- Co to do cholery ma być?! - zmarszczyłem czoło, wpatrując się w zdjęcie na wyświetlaczu, które zostało zrobione, kiedy rozmawiałem z Kathy w samochodzie. „Co to do cholery ma być?!” powtórzyłem w myślach.
- Stacy przesłała mi to zdjęcie. Podobno czule się żegnaliście - wysyczała prosto w moją twarz, po czym wycofała się kilka kroków i zajęła miejsce na kanapie - W tej sytuacji to chyba ja powinnam zapytać, co to do cholery ma być?!
- Kazałaś mnie śledzić?! - spiorunowałem ją wzrokiem. Bałem się usłyszeć odpowiedź na to pytanie. „Gdyby okazało się, że to prawda…”
- Nie. Stacy po prostu tamtędy przechodziła - wymamrotała. - Ale szkoda, że nie wpadłam na taki pomysł - prychnęła. - Może wtedy nie łudziłabym się tyle czasu, że jesteś taki wspaniały…
- Do cholery, Eleanor, z nikim cię nie zdradziłem! - oparłem się rękoma o ławę, która dzieliła mnie od jej drobnej osoby.
- Zdjęcie mówi samo za siebie…
- Przecież na tym zdjęciu jest Kathy - powiedziałem ton ciszej i zacisnąłem powieki.
- Skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę? Byłoby dużo łatwiej powiedzieć, kim jest ta dziewczyna, gdybyś jej tak do siebie nie tulił - zmrużyła oczu. - A nawet jeśli to naprawdę Kathy, nie zmienia to faktu, że mnie zdradziłeś, Louis! - krzyknęła, podnosząc się z miejsca.
- Eleanor, przestań wygadywać takie głupoty - uderzyłem dłońmi o ławę. - Kocham ciebie i tylko ciebie. Kathy jest moją przyjaciółką, ale poza tym nic mnie z nią nie łączy! - nerwowo przeczesałem ręką włosy, obserwując, jak do oczu mojej dziewczyny zaczynają napływać łzy. W pomieszczeniu słychać było jedynie ciche tykanie zegara i nasze oddechy. Eleanor otarła dłonią policzek, nadal wpatrując się we mnie swoimi ciemnymi tęczówkami. Westchnęła głośno, po czym minęła mnie i ruszyła w stronę sypialni.
- Nie wierzę ci - wymamrotała, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Lepiej zastanów się, czy aby na pewno mnie jeszcze kochasz, Eleanor! - wrzasnąłem za nią i po raz kolejny uderzyłem pięścią w blat. Syknąłem cicho, kiedy poczułem przeszywający ból w dłoni i opadłem ciężko na kanapę. Wiedziałem, że w tym momencie Eleanor mnie nienawidzi i bardziej niż mi, wierzy Stacy i temu pieprzonemu zdjęciu. Wiedziałem też, że jestem niewinny, Nie zrobiłem przecież nic złego. Kochałem ją. „Nie byłbym w stanie jej tego zrobić…” Schowałem twarz w dłoniach, nabierając powietrza w płuca. Na samą myśl o tym wszystkim, przez moje ciało przechodziło nieprzyjemne uczucie. Nie chciałem jej stracić. „Nie dziś i nie w taki sposób…” Nadal przepełniony złością i żalem podniosłem się miejsca i ruszyłem w kierunku sypialni. Chciałem już zapukać, jednak nagle poczułem, że coś mnie przed tym powstrzymuje. „Nie masz za co przepraszać. Jeśli to zrobisz, przyznasz się do winy…” w głowie rozbrzmiał mi głos mojego drugiego ja. Odwróciłem się od drzwi i usiadłem na brzegu szafki w korytarzu. Westchnąłem głęboko, sięgając po jeden ze swoich butów.
- Louis, nie wychodź… - usłyszałem nagle jej cichy głos. Nie byłem w stanie się odezwać. Zacząłem sznurować drugi but, kiedy jej bose stopy stanęły tuż obok moich. Podniosłem się z miejsca, chwytając za klamkę, ale El uchwyciła mój nadgarstek, zatrzymując mnie. - Proszę… - Odwróciłem się w jej kierunku, ale nie spojrzałem na nią. Wlepiłem swój wzrok w drewnianą podłogę. Chciałem jedynie usłyszeć, co miała mi do powiedzenia. - Przepraszam. Kocham cię Lou…
- Serio? - zareagowałem na jej słowa jak poparzony. - Gdybyś mnie kochała, to byś mi ufała…
- Ufam ci - wydukała.
- Nie sądzę - pokręciłem głową.
- Możesz chociaż na mnie spojrzeć? - delikatnie uniosła mój podbródek do góry, jednak ja odwróciłem wzrok. - Bałam się, że mogę cię stracić…
- Uważasz, że zatrzymasz mnie, zachowując się tak, jak przed chwilą? - popatrzyłem na nią, marszcząc czoło.
- Kiedy zobaczyłam to zdjęcie… - westchnęła. - Nie wiem, co się ze mną dzieje. Po prostu czuję, że zaczynamy się od siebie oddalać. Boję się, że pewnego dnia to wszystko się skończy…
- Eleanor…
- Louis, ja naprawdę cię kocham - jej oczy momentalnie się zaszkliły. Wiedziałem, że mówi prawdę.
- Też cię kocham - westchnąłem. Objąłem ją mocno, chowając twarz w jej włosach.
- Nie chcę się z tobą kłócić - szepnęła.
- Ja też nie - spojrzałem na nią, po czym delikatnie musnąłem jej usta. - Muszę lecieć…
- Nie zostaniesz? - przygryzła niepewnie dolną wargę.
- Chciałbym - pocałowałem ją w czoło - …ale muszę się jeszcze spakować - westchnąłem.
- Będę tęsknić - kąciki jej ust delikatnie się uniosły.
- No ja myślę - uśmiechnąłem się szeroko i zamknąłem ją w swoich ramionach. - Kocham cię.
- Nie rozumiem - wydukałem, nadal mierząc ją wzrokiem.
- Nie udawaj - wysyczała przez zaciśnięte zęby i zniknęła w salonie.
- Eleanor, możesz mi wyjaśnić, o co ci chodzi? - zmarszczyłem lekko czoło, podchodząc do niej. Naprawdę nic z tego nie rozumiałem. El z wrogością w oczach zrobiła krok do tyłu, opierając się o szafkę.
- Mi? - zmrużyła oczy. - Chyba właśnie ja powinnam zadać ci to pytanie! - warknęła. - Już ci nie wystarczam?
- Co ty w ogóle mówisz?
- Prawdę. Znudziłam ci się?! W sumie… - zaśmiała się kpiąco. - Przecież taka gwiazda jak ty nie powinna zadawać się z kimś na takim poziomie…
- Na jakim znowu poziomie? O co ci chodzi? - nerwowo przeczesałem ręką włosy. Nic z tego nie rozumiałem. „Zupełnie nic…”
- Ile ich jest co!? Każda na inny dzień? Poniedziałek, wto…
- Dość! - przerwałem jej, ciskając bukietem róż o podłogę.
- Ja robię pewnie za tą oficjalną - zaplotła ręce na piersi. - Zabierasz mnie na te pieprzone gale, żeby pokazać wszystkim, jaki to jesteś wspaniały. Przecież to niedopuszczalne, żeby w którymś z brukowców pojawiła się wzmianka o tym, że co dzień zabawiasz się z inną!
- Nie przeginaj! - zacisnąłem dłonie w pięści, starając się opanować narastającą we mnie złość.
- Ja przeginam?! To nie ja spotykam się z innymi za twoimi plecami! - wrzasnęła, po czym zaczęła nerwowo chodzić po pokoju.
- Co?! - poczułem jak krew napływa do mojego mózgu, podwyższając mi ciśnienie.
- Myślałeś, że jestem aż tak naiwna i się nie dowiem?! - zmrużyła oczy, uważnie mi się przyglądając. - Jesteś żałosny!
- Jak w ogóle możesz posądzać mnie o coś takiego?! - podeszła do mnie. - Przecież nigdy bym cię…
- Proszę! - wcisnęła w moją dłoń swoją komórkę.
- Co to do cholery ma być?! - zmarszczyłem czoło, wpatrując się w zdjęcie na wyświetlaczu, które zostało zrobione, kiedy rozmawiałem z Kathy w samochodzie. „Co to do cholery ma być?!” powtórzyłem w myślach.
- Stacy przesłała mi to zdjęcie. Podobno czule się żegnaliście - wysyczała prosto w moją twarz, po czym wycofała się kilka kroków i zajęła miejsce na kanapie - W tej sytuacji to chyba ja powinnam zapytać, co to do cholery ma być?!
- Kazałaś mnie śledzić?! - spiorunowałem ją wzrokiem. Bałem się usłyszeć odpowiedź na to pytanie. „Gdyby okazało się, że to prawda…”
- Nie. Stacy po prostu tamtędy przechodziła - wymamrotała. - Ale szkoda, że nie wpadłam na taki pomysł - prychnęła. - Może wtedy nie łudziłabym się tyle czasu, że jesteś taki wspaniały…
- Do cholery, Eleanor, z nikim cię nie zdradziłem! - oparłem się rękoma o ławę, która dzieliła mnie od jej drobnej osoby.
- Zdjęcie mówi samo za siebie…
- Przecież na tym zdjęciu jest Kathy - powiedziałem ton ciszej i zacisnąłem powieki.
- Skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę? Byłoby dużo łatwiej powiedzieć, kim jest ta dziewczyna, gdybyś jej tak do siebie nie tulił - zmrużyła oczu. - A nawet jeśli to naprawdę Kathy, nie zmienia to faktu, że mnie zdradziłeś, Louis! - krzyknęła, podnosząc się z miejsca.
- Eleanor, przestań wygadywać takie głupoty - uderzyłem dłońmi o ławę. - Kocham ciebie i tylko ciebie. Kathy jest moją przyjaciółką, ale poza tym nic mnie z nią nie łączy! - nerwowo przeczesałem ręką włosy, obserwując, jak do oczu mojej dziewczyny zaczynają napływać łzy. W pomieszczeniu słychać było jedynie ciche tykanie zegara i nasze oddechy. Eleanor otarła dłonią policzek, nadal wpatrując się we mnie swoimi ciemnymi tęczówkami. Westchnęła głośno, po czym minęła mnie i ruszyła w stronę sypialni.
- Nie wierzę ci - wymamrotała, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Lepiej zastanów się, czy aby na pewno mnie jeszcze kochasz, Eleanor! - wrzasnąłem za nią i po raz kolejny uderzyłem pięścią w blat. Syknąłem cicho, kiedy poczułem przeszywający ból w dłoni i opadłem ciężko na kanapę. Wiedziałem, że w tym momencie Eleanor mnie nienawidzi i bardziej niż mi, wierzy Stacy i temu pieprzonemu zdjęciu. Wiedziałem też, że jestem niewinny, Nie zrobiłem przecież nic złego. Kochałem ją. „Nie byłbym w stanie jej tego zrobić…” Schowałem twarz w dłoniach, nabierając powietrza w płuca. Na samą myśl o tym wszystkim, przez moje ciało przechodziło nieprzyjemne uczucie. Nie chciałem jej stracić. „Nie dziś i nie w taki sposób…” Nadal przepełniony złością i żalem podniosłem się miejsca i ruszyłem w kierunku sypialni. Chciałem już zapukać, jednak nagle poczułem, że coś mnie przed tym powstrzymuje. „Nie masz za co przepraszać. Jeśli to zrobisz, przyznasz się do winy…” w głowie rozbrzmiał mi głos mojego drugiego ja. Odwróciłem się od drzwi i usiadłem na brzegu szafki w korytarzu. Westchnąłem głęboko, sięgając po jeden ze swoich butów.
- Louis, nie wychodź… - usłyszałem nagle jej cichy głos. Nie byłem w stanie się odezwać. Zacząłem sznurować drugi but, kiedy jej bose stopy stanęły tuż obok moich. Podniosłem się z miejsca, chwytając za klamkę, ale El uchwyciła mój nadgarstek, zatrzymując mnie. - Proszę… - Odwróciłem się w jej kierunku, ale nie spojrzałem na nią. Wlepiłem swój wzrok w drewnianą podłogę. Chciałem jedynie usłyszeć, co miała mi do powiedzenia. - Przepraszam. Kocham cię Lou…
- Serio? - zareagowałem na jej słowa jak poparzony. - Gdybyś mnie kochała, to byś mi ufała…
- Ufam ci - wydukała.
- Nie sądzę - pokręciłem głową.
- Możesz chociaż na mnie spojrzeć? - delikatnie uniosła mój podbródek do góry, jednak ja odwróciłem wzrok. - Bałam się, że mogę cię stracić…
- Uważasz, że zatrzymasz mnie, zachowując się tak, jak przed chwilą? - popatrzyłem na nią, marszcząc czoło.
- Kiedy zobaczyłam to zdjęcie… - westchnęła. - Nie wiem, co się ze mną dzieje. Po prostu czuję, że zaczynamy się od siebie oddalać. Boję się, że pewnego dnia to wszystko się skończy…
- Eleanor…
- Louis, ja naprawdę cię kocham - jej oczy momentalnie się zaszkliły. Wiedziałem, że mówi prawdę.
- Też cię kocham - westchnąłem. Objąłem ją mocno, chowając twarz w jej włosach.
- Nie chcę się z tobą kłócić - szepnęła.
- Ja też nie - spojrzałem na nią, po czym delikatnie musnąłem jej usta. - Muszę lecieć…
- Nie zostaniesz? - przygryzła niepewnie dolną wargę.
- Chciałbym - pocałowałem ją w czoło - …ale muszę się jeszcze spakować - westchnąłem.
- Będę tęsknić - kąciki jej ust delikatnie się uniosły.
- No ja myślę - uśmiechnąłem się szeroko i zamknąłem ją w swoich ramionach. - Kocham cię.
-
A wy co tu robicie? - zmarszczyłem czoło, spoglądając na dwie blondynki.
- Nam też miło cię widzieć - Sue niepewnie się uśmiechnęła, pociągając nosem.
- Coś się stało? - przysiadłem na brzegu kanapy.
- Nastąpił mały wypadek - odezwał się Niall, podając Kathy opakowanie chusteczek.
- To znaczy? - nadal przyglądałem się dziewczynom, oczekując na jakąkolwiek odpowiedź.
- Mieszkanie dziewczyn się spaliło - Zayn westchnął głośno, obejmując Sue.
- Ale jak… - zmarszczyłem czoło. Byłem w szoku, chociaż to chyba za mało powiedziane. - Jak to się mogło stać?
- Jakby ci to wytłumaczyć… - Harry przewrócił oczami. - Jest iskra, która zamienia się w…
- Cicho bądź, kretynie! - przerwałem mu. - Nic wam się nie stało? - przeniosłem wzrok na dziewczyny.
- Nie… - Sue pokręciła przecząco głową. - Nie było nas wtedy w domu…
- Na całe szczęście - wtrącił Liam, pojawiając się w salonie z kubkami gorącej herbaty.
- Zaraz po tym jak pojechaliście z Zaynem, ciocia Mary wyciągnęła mnie na zakupy - westchnęła. - Jakiś czas później zadzwoniła do mnie Kathy, która wróciła, a raczej już nie wróciła do naszego mieszkania…
- Pożar wybuchł u sąsiadów i przeniósł się do naszego mieszkania - Kathy założyła pasmo włosów za ucho. - Na szczęście im też nic się nie stało…
- Próbowałyśmy przekonać strażaków, żeby wpuścili nas do środka, ale stwierdzili, że to na razie niemożliwe - Sue chwyciła jeden z kubków. - Jedyne co przyszło mi do głowy, to zadzwonić do Zayna…
- I bardzo dobrze zrobiłaś - pokręciłem głową, nadal nie wierząc w to, co przed chwilą usłyszałem. - Możecie u nas zostać, ile tylko chcecie. I tak wyjeżdżamy na kilka dni, więc dom będzie stał pusty. Poza tym, kiedy wrócimy Sue będzie spała z Zaynem, a ja zawsze mogę przenocować u Eleanor, więc miejsca wam nie zabraknie.
- Dziękuję, ale to niepotrzebne - Kathy uśmiechnęła się delikatnie. - Zabrałam się z chłopakami, ale zaraz jadę do sie… Jadę do Jamesa.
- Przecież możesz…
- Nie martwcie się, mam gdzie się zatrzymać - przerwała mi, obracając w palcach swój naszyjnik. Po chwili z jej oczu zaczęły płynąć łzy, które za wszelką cenę starała się przed nami ukryć, chowając twarz w dłoniach.
- A ty czego beczysz? - szturchnął ją ramieniem Harry. - No chodź tu i już przestań - przyciągnął ją do siebie i zamknął w mocnym uścisku. „Styles, nie poznaję cię…” - Te baby… - prychnął, przewracając oczami. „Nie, jednak wcale się nie zmieniłeś…” Chciałem już się odezwać, ale przerwał mi dźwięk telefonu.
- Halo? - Sue odebrała swoją komórkę, ocierając dłonią policzek. - Nie, jesteśmy całe i zdrowe… Tak… U Zayna… - spojrzała na nas niepewnie. - Damy sobie radę… Tak… Odezwę się… - westchnęła, przygryzając wargę. - Też cię kochamy. Pa.
- Wujek? - Kathy spojrzała na swoją siostrę zaszklonymi oczami.
- Tak - Sue oparła głowę o ramię Zayna.
- A teraz dzwoni do mnie? - Kathy zmarszczyła czoło, wyciągając swój dzwoniący telefon i spojrzała na wyświetlacz - Nie, to jednak nie on - sprostowała, po czym przyłożyła telefon do ucha. - Tak, kochanie? Nic nam się nie stało… Jesteśmy u chłopaków… Właśnie miałam się zbierać… Tak… Do zobaczenia - odłożyła telefon i westchnęła cicho, spoglądając na nas. - Na mnie już pora…
- Odwiozę cię - przeczesałem ręką włosy, podnosząc się z miejsca.
- Przestań, zamówię taksówkę - pokręciła głową, obejmując swoją siostrę.
- Nie ma takiej opcji - stwierdziłem pewnie. - Przynajmniej tyle mogę zrobić…
- Nam też miło cię widzieć - Sue niepewnie się uśmiechnęła, pociągając nosem.
- Coś się stało? - przysiadłem na brzegu kanapy.
- Nastąpił mały wypadek - odezwał się Niall, podając Kathy opakowanie chusteczek.
- To znaczy? - nadal przyglądałem się dziewczynom, oczekując na jakąkolwiek odpowiedź.
- Mieszkanie dziewczyn się spaliło - Zayn westchnął głośno, obejmując Sue.
- Ale jak… - zmarszczyłem czoło. Byłem w szoku, chociaż to chyba za mało powiedziane. - Jak to się mogło stać?
- Jakby ci to wytłumaczyć… - Harry przewrócił oczami. - Jest iskra, która zamienia się w…
- Cicho bądź, kretynie! - przerwałem mu. - Nic wam się nie stało? - przeniosłem wzrok na dziewczyny.
- Nie… - Sue pokręciła przecząco głową. - Nie było nas wtedy w domu…
- Na całe szczęście - wtrącił Liam, pojawiając się w salonie z kubkami gorącej herbaty.
- Zaraz po tym jak pojechaliście z Zaynem, ciocia Mary wyciągnęła mnie na zakupy - westchnęła. - Jakiś czas później zadzwoniła do mnie Kathy, która wróciła, a raczej już nie wróciła do naszego mieszkania…
- Pożar wybuchł u sąsiadów i przeniósł się do naszego mieszkania - Kathy założyła pasmo włosów za ucho. - Na szczęście im też nic się nie stało…
- Próbowałyśmy przekonać strażaków, żeby wpuścili nas do środka, ale stwierdzili, że to na razie niemożliwe - Sue chwyciła jeden z kubków. - Jedyne co przyszło mi do głowy, to zadzwonić do Zayna…
- I bardzo dobrze zrobiłaś - pokręciłem głową, nadal nie wierząc w to, co przed chwilą usłyszałem. - Możecie u nas zostać, ile tylko chcecie. I tak wyjeżdżamy na kilka dni, więc dom będzie stał pusty. Poza tym, kiedy wrócimy Sue będzie spała z Zaynem, a ja zawsze mogę przenocować u Eleanor, więc miejsca wam nie zabraknie.
- Dziękuję, ale to niepotrzebne - Kathy uśmiechnęła się delikatnie. - Zabrałam się z chłopakami, ale zaraz jadę do sie… Jadę do Jamesa.
- Przecież możesz…
- Nie martwcie się, mam gdzie się zatrzymać - przerwała mi, obracając w palcach swój naszyjnik. Po chwili z jej oczu zaczęły płynąć łzy, które za wszelką cenę starała się przed nami ukryć, chowając twarz w dłoniach.
- A ty czego beczysz? - szturchnął ją ramieniem Harry. - No chodź tu i już przestań - przyciągnął ją do siebie i zamknął w mocnym uścisku. „Styles, nie poznaję cię…” - Te baby… - prychnął, przewracając oczami. „Nie, jednak wcale się nie zmieniłeś…” Chciałem już się odezwać, ale przerwał mi dźwięk telefonu.
- Halo? - Sue odebrała swoją komórkę, ocierając dłonią policzek. - Nie, jesteśmy całe i zdrowe… Tak… U Zayna… - spojrzała na nas niepewnie. - Damy sobie radę… Tak… Odezwę się… - westchnęła, przygryzając wargę. - Też cię kochamy. Pa.
- Wujek? - Kathy spojrzała na swoją siostrę zaszklonymi oczami.
- Tak - Sue oparła głowę o ramię Zayna.
- A teraz dzwoni do mnie? - Kathy zmarszczyła czoło, wyciągając swój dzwoniący telefon i spojrzała na wyświetlacz - Nie, to jednak nie on - sprostowała, po czym przyłożyła telefon do ucha. - Tak, kochanie? Nic nam się nie stało… Jesteśmy u chłopaków… Właśnie miałam się zbierać… Tak… Do zobaczenia - odłożyła telefon i westchnęła cicho, spoglądając na nas. - Na mnie już pora…
- Odwiozę cię - przeczesałem ręką włosy, podnosząc się z miejsca.
- Przestań, zamówię taksówkę - pokręciła głową, obejmując swoją siostrę.
- Nie ma takiej opcji - stwierdziłem pewnie. - Przynajmniej tyle mogę zrobić…
-
Jeśli jest za długa, to znajdę inną - Zayn uśmiechnął się szeroko, skanując
mnie od góry do dołu. W jego oczach mogłam dostrzec ten niesamowity, chłopięcy
błysk.
- Zayn… Ta koszulka ledwo zasłania mi tyłek. - obciągnęłam ją w dół, przewracając oczami.
- Moim zdaniem jest zdecydowanie za długa - pokręcił głową. - Chociaż i tak wyglądasz w niej fantastycznie…
- Wyglądam fatalnie - westchnęłam, związując niedbale włosy.
- Nigdy nie wyglądasz fatalnie - poklepał miejsce obok siebie. Położyłam się przy nim i podparłam na łokciach. - Wspominałem ci już, że jesteś straszną marudą?
- No tak, bo przecież nie mam powodów do narzekania… - wzruszyłam niedbale ramionami. Byłam wściekła, a może raczej zmartwiona całą tą sytuacją… Nie miałam nic, do czego mogłabym wrócić…
- Sue, wszystko się ułoży. Teraz mieszkasz ze mną, tak? - zmarszczył lekko czoło, przyglądając mi się uważnie.
- Tak, ale…
- Nie ma żadnego ale - przerwał mi. - A jak tylko wrócę, to zabiorę cię na zakupy - uśmiechnął się.
- Poradzę sobie - wymamrotałam. Nie chciałam, żeby wydawał na mnie jakiekolwiek pieniądze.
- Wiesz co? Mam lepszy pomysł - podniósł się z miejsca, po czym zaczął przegrzebywać kieszenie spodni, które chwilę temu odrzucił na fotel. - Proszę - usiadł obok mnie, wręczając mi swoją kartę.
- Po co mi to? - zmarszczyłam czoło, skanując jego twarz.
- Na zakupy - uśmiechnął się dumny ze swojego pomysłu. - I tak bym ci nie doradził, więc będzie lepiej, jeśli zabierzesz Kathy.
- Zayn…
- Jej też coś kup, bo obie nie macie teraz zbyt wielu rzeczy, które mogłybyście na siebie założyć - przerwał mi. - Myślę, że tyle, ile tu jest, powinno wam wystarczyć.
- Zayn, nie wezmę tego… - westchnęłam, podnosząc się z miejsca.
- Dlaczego? - spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie chcę twoich pieniędzy - stwierdziłam pewnie. - To, że pozwoliliście mi tu zamieszkać i tak dużo dla mnie znaczy… Nie mogę…
- Oczywiście, że możesz - pokręcił głową, ponownie mi przerywając - Właśnie dlatego ci ją daję - wyciągnął w moją stronę kartę. - Susanne, nie bądź uparta…
- To ty nie bądź uparty - westchnęłam, siadając ponownie na łóżko. - Dziękuję, ale nie potrzebuję twoich pieniędzy.
- W takim razie jak wrócę…
- Nie, Zayn - zakryłam jego usta dłonią. - Mamy jeszcze trochę oszczędności na koncie. Poradzimy sobie.
- Wiem, ale chcę pomóc - stwierdził, nie odrywając ode mnie wzroku.
- I cały czas pomagasz - wysiliłam się na lekki uśmiech. - Jutro pójdziemy z Kathy do tego mieszkania. Może pozwolą nam tam wejść i zabrać to, co da się jeszcze uratować.
- Sue, jeżeli coś się nie spaliło, to zostało pewnie zalane - westchnął.
- Miejmy nadzieję, że się mylisz - oparłam się o jego ramię.
- W zasadzie, skutki tego pożaru są dużo lepsze, niż mogłoby się wydawać - roześmiał się niepewnie po chwili milczenia.
- Tak bardzo cieszy cię to, że spaliło mi się mieszkanie? - zmarszczyłam czoło, zerkając na niego kątem oka.
- Tak - pokiwał pewnie głową. - Dzięki temu, mam cię teraz cały czas przy sobie - objął mnie, składając całusa w moich włosach. - Może i jestem okropny, ale bardzo mnie to cieszy.
- Zayn… Ta koszulka ledwo zasłania mi tyłek. - obciągnęłam ją w dół, przewracając oczami.
- Moim zdaniem jest zdecydowanie za długa - pokręcił głową. - Chociaż i tak wyglądasz w niej fantastycznie…
- Wyglądam fatalnie - westchnęłam, związując niedbale włosy.
- Nigdy nie wyglądasz fatalnie - poklepał miejsce obok siebie. Położyłam się przy nim i podparłam na łokciach. - Wspominałem ci już, że jesteś straszną marudą?
- No tak, bo przecież nie mam powodów do narzekania… - wzruszyłam niedbale ramionami. Byłam wściekła, a może raczej zmartwiona całą tą sytuacją… Nie miałam nic, do czego mogłabym wrócić…
- Sue, wszystko się ułoży. Teraz mieszkasz ze mną, tak? - zmarszczył lekko czoło, przyglądając mi się uważnie.
- Tak, ale…
- Nie ma żadnego ale - przerwał mi. - A jak tylko wrócę, to zabiorę cię na zakupy - uśmiechnął się.
- Poradzę sobie - wymamrotałam. Nie chciałam, żeby wydawał na mnie jakiekolwiek pieniądze.
- Wiesz co? Mam lepszy pomysł - podniósł się z miejsca, po czym zaczął przegrzebywać kieszenie spodni, które chwilę temu odrzucił na fotel. - Proszę - usiadł obok mnie, wręczając mi swoją kartę.
- Po co mi to? - zmarszczyłam czoło, skanując jego twarz.
- Na zakupy - uśmiechnął się dumny ze swojego pomysłu. - I tak bym ci nie doradził, więc będzie lepiej, jeśli zabierzesz Kathy.
- Zayn…
- Jej też coś kup, bo obie nie macie teraz zbyt wielu rzeczy, które mogłybyście na siebie założyć - przerwał mi. - Myślę, że tyle, ile tu jest, powinno wam wystarczyć.
- Zayn, nie wezmę tego… - westchnęłam, podnosząc się z miejsca.
- Dlaczego? - spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie chcę twoich pieniędzy - stwierdziłam pewnie. - To, że pozwoliliście mi tu zamieszkać i tak dużo dla mnie znaczy… Nie mogę…
- Oczywiście, że możesz - pokręcił głową, ponownie mi przerywając - Właśnie dlatego ci ją daję - wyciągnął w moją stronę kartę. - Susanne, nie bądź uparta…
- To ty nie bądź uparty - westchnęłam, siadając ponownie na łóżko. - Dziękuję, ale nie potrzebuję twoich pieniędzy.
- W takim razie jak wrócę…
- Nie, Zayn - zakryłam jego usta dłonią. - Mamy jeszcze trochę oszczędności na koncie. Poradzimy sobie.
- Wiem, ale chcę pomóc - stwierdził, nie odrywając ode mnie wzroku.
- I cały czas pomagasz - wysiliłam się na lekki uśmiech. - Jutro pójdziemy z Kathy do tego mieszkania. Może pozwolą nam tam wejść i zabrać to, co da się jeszcze uratować.
- Sue, jeżeli coś się nie spaliło, to zostało pewnie zalane - westchnął.
- Miejmy nadzieję, że się mylisz - oparłam się o jego ramię.
- W zasadzie, skutki tego pożaru są dużo lepsze, niż mogłoby się wydawać - roześmiał się niepewnie po chwili milczenia.
- Tak bardzo cieszy cię to, że spaliło mi się mieszkanie? - zmarszczyłam czoło, zerkając na niego kątem oka.
- Tak - pokiwał pewnie głową. - Dzięki temu, mam cię teraz cały czas przy sobie - objął mnie, składając całusa w moich włosach. - Może i jestem okropny, ale bardzo mnie to cieszy.
-
Nieźle się urządziłaś - Louis uśmiechnął się szeroko, rozglądając po mieszkaniu
Jamesa.
- Wiesz, wynajęłam na jakiś czas - prychnęłam, kierując się w stronę kuchni. Chłopak bez zastanowienia ruszył za mną. - To czego się napijesz?
- Skoro zostałem zaproszony na herbatę, to... - udał zamyślonego, siadając przy wysepce kuchennej. - To może herbaty.
- Robi się - uśmiechnęłam się, otwierając szafkę.
- Ile lat ma James? - zapytał nagle, rozglądając się wokół siebie.
- Dwadzieścia osiem w październiku, a co? - spojrzałam na niego, opierając się o blat.
- Nieźle się dorobił - z uznaniem pokiwał głową.
- Jest strasznie uparty - westchnęłam. - Praktycznie całe dnie spędza w pracy, więc…
- Rozumiem - oparł się na dłoni, przyglądając mi się uważnie. - Nie obrazisz się, jak coś powiem?
- A powinnam? - uniosłam brwi, spoglądając na niego.
- Nie wiem - wzruszył ramionami. - Ja bym się nie obraził.
- W takim razie ja też - uśmiechnęłam się, podając mu filiżankę. Usiadłam obok niego, nie przestając mu się przyglądać. - Mów.
- Może to zabrzmi dziwnie, ale całkowicie mi do niego nie pasujesz - westchnął, biorąc łyk herbaty. - Pyszna - uśmiechnął się szeroko. - Może naprawdę przeciwieństwa się przyciągają.
- W jaki sposób nie pasuję? - zmarszczyłam lekko czoło. Naprawdę byłam ciekawa, co tak naprawdę ma na myśli.
- No bo… - przewrócił oczami, jakby szukał odpowiednich słów.
- No mów - uśmiechnęłam się. - Przecież powiedziałam, że się nie obrażę.
- Jesteś wesoła, pełna energii… - jego błękitne oczy skanowały moją twarz. - Masz milion pomysłów na minutę… Może nie wszystkie są mądre, ale… - sprzedałam mu kuksańca w bok, na co wybuchł głośnym śmiechem.
- Moje pomysły są fenomenalne - prychnęłam. - Wszystkie.
- Oczywiście - roześmiał się jeszcze głośniej. Nagle jednak przybrał nieco poważniejszy wyraz twarzy. - Na czym to ja…
- Na tym, że mam fenomenalne pomysły - uśmiechnęłam się szeroko.
- No tak - zaśmiał się - Jesteś świetnym fotografem…
- Muszę jeszcze…
- Dużo pracować, żeby coś osiągnąć… - przerwał mi, mówiąc dokładnie to, co sama zawsze powtarzałam - Głupoty pleciesz. Czemu w ogóle w siebie nie wierzysz?
- To nie tak… - spuściłam głowę i zaczęłam bawić się swoim naszyjnikiem.
- A jak? - wziął kolejny łyk herbaty.
- Widzisz… - nadal obracałam w palcach naszyjnik, szukając jakichś logicznych słów. Może kiedyś wierzyłam, że to co robię ma jakiś sens, ale potem usłyszałam… - James sądzi, że przede mną jeszcze dużo pracy…
- A co sądzi Kathy? - delikatnie uniósł mój podbródek. - Co ty myślisz o tym wszystkim?
- Ja… Właściwie…
- Kathleen, uważasz, że twoje pracę są dobre? - przygryzł dolną wargę, czekając na moją odpowiedz. „Czy moje prace są dobre?”
- Louis, to bez znaczenia… - westchnęłam. - Wybrałam to, co mnie pociągało, ale… Sama nie wiem już, jaką to ma przyszłość…
- Czemu widzisz przyszłość tylko w ciemnych barwach? - uszczypnął mnie w nos, jak robi się to małym dzieciom. - Gdybym też tak myślał, to nigdy nie poszedłbym do X-factora - oparł się na łokciu, kładąc twarz na dłoni.
- Niby czemu?
- Tylko pomyśl… Dziś One Direction jest sławne prawie na całym świecie. Śpiewamy, rozdajemy autografy, udzielamy wywiadów, ale tak naprawdę nikt z nas nie wie, jak długo to jeszcze potrwa - westchnął głośno. - Pewnego dnia ludzie mogą przestać słuchać naszej muzyki, a my staniemy się niepotrzebni - przeczesał ręką włosy. - Gdybym martwił się przyszłością, to nadal pracowałbym w sklepie, szwendał się w firmowym uniformie i zabawiał klientów - zaśmiał się. - Ewentualnie, gdyby wszystko poszło po mojej myśli, byłbym teraz nauczycielem aktorstwa.
- Pracowałeś w sklepie? - spytałam zdziwiona.
- Tak - uśmiechnął się. - To była całkiem niezła fucha.
- Nie wierzę… - roześmiałam się, spoglądając na niego. Zmarszczyłam lekko czoło, biorąc łyk herbaty. - Po prostu… Louis, ja nie chcę nikogo rozczarować… Nie chcę rozczarować samej siebie… Nie wiem, czy to ma w ogóle jakiś sens. Kocham to robić, ale…
- No i to wystarczy - przerwał mi. - Jeżeli ty to kochasz, inni też to pokochają. Zaufaj mi - stwierdził z pewnością w głosie, spoglądając prosto w moje oczy, a ja zdałam sobie sprawę, że właśnie tego mi brakowało. Brakowało mi osoby, która by we mnie uwierzyła. Co prawda Sue zawsze okazywała mi wsparcie, ale była moją siostrą, więc robiłaby to nawet, gdyby moje zdjęcia były do niczego, a James nigdy nie pochwalał tego, co robię. Louis natomiast we mnie nie wątpił. Wręcz przeciwnie, wierzył w moje umiejętności chyba nawet bardziej, niż ja sama. - Będę uciekał. Muszę się jeszcze spakować - odezwał się po chwili milczenia, wstając z miejsca i kierując się do wyjścia. - Dziękuję za przepyszną herbatę - uśmiechnął się szeroko, otwierając drzwi.
- To ja powinnam ci podziękować - westchnęłam.
- Niby za co? - zmarszczył lekko czoło. - Za to, że cię odwiozłem już mi podziękowałaś.
- Nie za to - roześmiałam się. - Raczej za podniesienie na duchu.
- Nie ma sprawy - oparł się o framugę drzwi. - Zacznij trochę bardziej w siebie wierzyć, mała - puścił mi oczko.
- Ej, wcale nie jestem mała! - zaplotłam ręce, tupiąc nogą.
- Oczywiście, olbrzymie - prychnął, podchodząc do mnie.
- Dziękuję, Louis - przytuliłam go na pożegnanie i zamknęłam za nim drzwi. Odetchnęłam głęboko i z powrotem ruszyłam do kuchni. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc czarną bluzę Louisa, pozostawioną na oparciu krzesła. Nie minęła nawet minuta, kiedy usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi. „Jednak zauważył…” Chwyciłam w ręce jego bluzę i skierowałam się w stronę korytarza. - Wróciłeś po zgubę? - zatrzymałam się, szerzej otwierając oczy. - Ja… James? Co ty tu robisz?
- Mieszkam, jak dobrze pamiętam - wymamrotał oschłym tonem.
- Myślałam, że wrócisz później - wydukałam, ściskając w dłoniach materiał.
- Kupiłaś mi nową bluzę? - podszedł do mnie. - Kochanie, dobrze wiesz, że nie chodzę w takich rzeczach - chwycił mój nadgarstek, wbijając we mnie spojrzenie. - A nie, przepraszam, to przecież bluza tego smarkacza! - wrzasnął, powodując że zadrżałam.
- On tylko mnie odwiózł… - zaczęłam się tłumaczyć. - Zaprosiłam go na herba…
- Zamknij się - poczułam silniejszy uścisk na nadgarstku i automatycznie wypuściłam z ręki materiał bluzy.
- James…
- Zamknij się Kathleen! - powtórzył. - Czy ja naprawdę mówię aż tak niewyraźnie? - spiorunował mnie wzrokiem.
- Nie, prze…
- Kathy, chyba zapomniałem... - nagle w drzwiach pojawił Louis. „Tylko nie teraz…” Szybkim ruchem wyrwałam rękę z uścisku Jamesa i podniosłam bluzę z podłogi.
- Wszystko w porządku? - zapytał ciepłym, ale poważnym tonem.
- W jak najlepszym - wymamrotał James. - Chyba czegoś zapomniałeś.
- Wła… Właśnie - wyciągnęłam rękę, wręczając mu bluzę.
- Dzięki - nadal uważnie się nam przyglądał. James odchrząknął, po czym zniknął w kuchni. Wiedziałam jednak, że podsłuchuje. „Ten wieczór nie skończy się chyba tak, jak to zaplanowałam…” Przełknęłam ślinę i podeszłam do chłopaka.
- Powinieneś już iść - uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
- Kathy, na pewno wszystko w porządku? - wbił we mnie swoje spojrzenie.
- Tak. Tylko rozmawialiśmy - założyłam pasmo włosów za ucho.
- Nie wyglądało mi to na…
- Louis, mówię jak było. Przestań… - westchnęłam, na co chłopak pokiwał jedynie głową.
- W takim razie będę leciał, ale jakby coś…
- Wiem. W razie czego mam zadzwonić - uśmiechnęłam się, mimo, że w środku wręcz błagałam, żeby został. - Cześć.
- Jasne - westchnął. - Do zobaczenia wkrótce - uśmiechnęłam się do niego po raz kolejny. Chwilę później drzwi się zamknęły. Odetchnęłam głośno, zbierając w sobie resztki sił. „Będą mi dziś bardzo potrzebne…”
- Wiesz, wynajęłam na jakiś czas - prychnęłam, kierując się w stronę kuchni. Chłopak bez zastanowienia ruszył za mną. - To czego się napijesz?
- Skoro zostałem zaproszony na herbatę, to... - udał zamyślonego, siadając przy wysepce kuchennej. - To może herbaty.
- Robi się - uśmiechnęłam się, otwierając szafkę.
- Ile lat ma James? - zapytał nagle, rozglądając się wokół siebie.
- Dwadzieścia osiem w październiku, a co? - spojrzałam na niego, opierając się o blat.
- Nieźle się dorobił - z uznaniem pokiwał głową.
- Jest strasznie uparty - westchnęłam. - Praktycznie całe dnie spędza w pracy, więc…
- Rozumiem - oparł się na dłoni, przyglądając mi się uważnie. - Nie obrazisz się, jak coś powiem?
- A powinnam? - uniosłam brwi, spoglądając na niego.
- Nie wiem - wzruszył ramionami. - Ja bym się nie obraził.
- W takim razie ja też - uśmiechnęłam się, podając mu filiżankę. Usiadłam obok niego, nie przestając mu się przyglądać. - Mów.
- Może to zabrzmi dziwnie, ale całkowicie mi do niego nie pasujesz - westchnął, biorąc łyk herbaty. - Pyszna - uśmiechnął się szeroko. - Może naprawdę przeciwieństwa się przyciągają.
- W jaki sposób nie pasuję? - zmarszczyłam lekko czoło. Naprawdę byłam ciekawa, co tak naprawdę ma na myśli.
- No bo… - przewrócił oczami, jakby szukał odpowiednich słów.
- No mów - uśmiechnęłam się. - Przecież powiedziałam, że się nie obrażę.
- Jesteś wesoła, pełna energii… - jego błękitne oczy skanowały moją twarz. - Masz milion pomysłów na minutę… Może nie wszystkie są mądre, ale… - sprzedałam mu kuksańca w bok, na co wybuchł głośnym śmiechem.
- Moje pomysły są fenomenalne - prychnęłam. - Wszystkie.
- Oczywiście - roześmiał się jeszcze głośniej. Nagle jednak przybrał nieco poważniejszy wyraz twarzy. - Na czym to ja…
- Na tym, że mam fenomenalne pomysły - uśmiechnęłam się szeroko.
- No tak - zaśmiał się - Jesteś świetnym fotografem…
- Muszę jeszcze…
- Dużo pracować, żeby coś osiągnąć… - przerwał mi, mówiąc dokładnie to, co sama zawsze powtarzałam - Głupoty pleciesz. Czemu w ogóle w siebie nie wierzysz?
- To nie tak… - spuściłam głowę i zaczęłam bawić się swoim naszyjnikiem.
- A jak? - wziął kolejny łyk herbaty.
- Widzisz… - nadal obracałam w palcach naszyjnik, szukając jakichś logicznych słów. Może kiedyś wierzyłam, że to co robię ma jakiś sens, ale potem usłyszałam… - James sądzi, że przede mną jeszcze dużo pracy…
- A co sądzi Kathy? - delikatnie uniósł mój podbródek. - Co ty myślisz o tym wszystkim?
- Ja… Właściwie…
- Kathleen, uważasz, że twoje pracę są dobre? - przygryzł dolną wargę, czekając na moją odpowiedz. „Czy moje prace są dobre?”
- Louis, to bez znaczenia… - westchnęłam. - Wybrałam to, co mnie pociągało, ale… Sama nie wiem już, jaką to ma przyszłość…
- Czemu widzisz przyszłość tylko w ciemnych barwach? - uszczypnął mnie w nos, jak robi się to małym dzieciom. - Gdybym też tak myślał, to nigdy nie poszedłbym do X-factora - oparł się na łokciu, kładąc twarz na dłoni.
- Niby czemu?
- Tylko pomyśl… Dziś One Direction jest sławne prawie na całym świecie. Śpiewamy, rozdajemy autografy, udzielamy wywiadów, ale tak naprawdę nikt z nas nie wie, jak długo to jeszcze potrwa - westchnął głośno. - Pewnego dnia ludzie mogą przestać słuchać naszej muzyki, a my staniemy się niepotrzebni - przeczesał ręką włosy. - Gdybym martwił się przyszłością, to nadal pracowałbym w sklepie, szwendał się w firmowym uniformie i zabawiał klientów - zaśmiał się. - Ewentualnie, gdyby wszystko poszło po mojej myśli, byłbym teraz nauczycielem aktorstwa.
- Pracowałeś w sklepie? - spytałam zdziwiona.
- Tak - uśmiechnął się. - To była całkiem niezła fucha.
- Nie wierzę… - roześmiałam się, spoglądając na niego. Zmarszczyłam lekko czoło, biorąc łyk herbaty. - Po prostu… Louis, ja nie chcę nikogo rozczarować… Nie chcę rozczarować samej siebie… Nie wiem, czy to ma w ogóle jakiś sens. Kocham to robić, ale…
- No i to wystarczy - przerwał mi. - Jeżeli ty to kochasz, inni też to pokochają. Zaufaj mi - stwierdził z pewnością w głosie, spoglądając prosto w moje oczy, a ja zdałam sobie sprawę, że właśnie tego mi brakowało. Brakowało mi osoby, która by we mnie uwierzyła. Co prawda Sue zawsze okazywała mi wsparcie, ale była moją siostrą, więc robiłaby to nawet, gdyby moje zdjęcia były do niczego, a James nigdy nie pochwalał tego, co robię. Louis natomiast we mnie nie wątpił. Wręcz przeciwnie, wierzył w moje umiejętności chyba nawet bardziej, niż ja sama. - Będę uciekał. Muszę się jeszcze spakować - odezwał się po chwili milczenia, wstając z miejsca i kierując się do wyjścia. - Dziękuję za przepyszną herbatę - uśmiechnął się szeroko, otwierając drzwi.
- To ja powinnam ci podziękować - westchnęłam.
- Niby za co? - zmarszczył lekko czoło. - Za to, że cię odwiozłem już mi podziękowałaś.
- Nie za to - roześmiałam się. - Raczej za podniesienie na duchu.
- Nie ma sprawy - oparł się o framugę drzwi. - Zacznij trochę bardziej w siebie wierzyć, mała - puścił mi oczko.
- Ej, wcale nie jestem mała! - zaplotłam ręce, tupiąc nogą.
- Oczywiście, olbrzymie - prychnął, podchodząc do mnie.
- Dziękuję, Louis - przytuliłam go na pożegnanie i zamknęłam za nim drzwi. Odetchnęłam głęboko i z powrotem ruszyłam do kuchni. Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc czarną bluzę Louisa, pozostawioną na oparciu krzesła. Nie minęła nawet minuta, kiedy usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi. „Jednak zauważył…” Chwyciłam w ręce jego bluzę i skierowałam się w stronę korytarza. - Wróciłeś po zgubę? - zatrzymałam się, szerzej otwierając oczy. - Ja… James? Co ty tu robisz?
- Mieszkam, jak dobrze pamiętam - wymamrotał oschłym tonem.
- Myślałam, że wrócisz później - wydukałam, ściskając w dłoniach materiał.
- Kupiłaś mi nową bluzę? - podszedł do mnie. - Kochanie, dobrze wiesz, że nie chodzę w takich rzeczach - chwycił mój nadgarstek, wbijając we mnie spojrzenie. - A nie, przepraszam, to przecież bluza tego smarkacza! - wrzasnął, powodując że zadrżałam.
- On tylko mnie odwiózł… - zaczęłam się tłumaczyć. - Zaprosiłam go na herba…
- Zamknij się - poczułam silniejszy uścisk na nadgarstku i automatycznie wypuściłam z ręki materiał bluzy.
- James…
- Zamknij się Kathleen! - powtórzył. - Czy ja naprawdę mówię aż tak niewyraźnie? - spiorunował mnie wzrokiem.
- Nie, prze…
- Kathy, chyba zapomniałem... - nagle w drzwiach pojawił Louis. „Tylko nie teraz…” Szybkim ruchem wyrwałam rękę z uścisku Jamesa i podniosłam bluzę z podłogi.
- Wszystko w porządku? - zapytał ciepłym, ale poważnym tonem.
- W jak najlepszym - wymamrotał James. - Chyba czegoś zapomniałeś.
- Wła… Właśnie - wyciągnęłam rękę, wręczając mu bluzę.
- Dzięki - nadal uważnie się nam przyglądał. James odchrząknął, po czym zniknął w kuchni. Wiedziałam jednak, że podsłuchuje. „Ten wieczór nie skończy się chyba tak, jak to zaplanowałam…” Przełknęłam ślinę i podeszłam do chłopaka.
- Powinieneś już iść - uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
- Kathy, na pewno wszystko w porządku? - wbił we mnie swoje spojrzenie.
- Tak. Tylko rozmawialiśmy - założyłam pasmo włosów za ucho.
- Nie wyglądało mi to na…
- Louis, mówię jak było. Przestań… - westchnęłam, na co chłopak pokiwał jedynie głową.
- W takim razie będę leciał, ale jakby coś…
- Wiem. W razie czego mam zadzwonić - uśmiechnęłam się, mimo, że w środku wręcz błagałam, żeby został. - Cześć.
- Jasne - westchnął. - Do zobaczenia wkrótce - uśmiechnęłam się do niego po raz kolejny. Chwilę później drzwi się zamknęły. Odetchnęłam głośno, zbierając w sobie resztki sił. „Będą mi dziś bardzo potrzebne…”
♥♥♥
Witajcie kochani!
Jak minął Wam tydzień? Pomimo tego, że za oknem świeci słońce, zrobiło się okropnie zimno, więc nie dajcie się zwieść i dbajcie o siebie, bo grypa nie śpi ;)
A jak wasze wrażenia po obejrzeniu nowego teledysku 1D?
A jak wasze wrażenia po obejrzeniu nowego teledysku 1D?
Rozdział 20. za nami ;) Mamy nadzieję, że spodobał wam się chociaż odrobinkę ;)
Dziś rano, kiedy tu weszłyśmy, zauważyłyśmy, że liczba odwiedzin naszego bloga przekroczyła 10000! ;) Dziękujemy z osobna za każdą z tych odsłon <3
Dziękujemy również osobom, które skomentowały poprzedni rozdział <3 To niesamowite, jak w kilka sekund potraficie poprawić nam humor ;)
Zachęcamy też pozostałych do wyrażania swoich opinii, które są dla nas niezmiernie ważne ;)
Zachęcamy też pozostałych do wyrażania swoich opinii, które są dla nas niezmiernie ważne ;)
Ściskamy mocno i do zobaczenia w przyszłym tygodniu! Xx
MADDIE&CAROL
MADDIE&CAROL
W jednym rozdziale dwie kłótnie! Najpierw Eleanor i Louis, a potem Kathy i James. Ugh, jak on traktuje dziewczyny ; ; Kathy taka biedna ; ; Troche słabo, że mieszkanie dziewczyn się spaliło. Zayn taki szczęśliwy, że mieszka z Sue x3 no co powiedzieć. Rozdział świetny i chce więcej! ♥
OdpowiedzUsuńTak, chyba miałyśmy jakiś bojowy nastrój, skoro umieściłyśmy aż dwie kłótnie w jednym rozdziale ;) Zawsze lepiej wyżyć się na papierze niż na kimś innym ;)
UsuńPożar w mieszkaniu dziewczyn faktycznie jest sporym problemem, ale Zayn zdaje się zauważać także plusy tej sytuacji ;) Gorzej z Kathy, która trafiła pod dach Jamesa... No ale może nie będzie tak źle ;)
Ściskamy mocno Xx
Hej !! Zacznę dzisiaj nietypowo ;) od rozdziału! A przed tym ponarzekam na swoją głupotę...Napisałam wczoraj strasznie długi komentarz, ale że pisałam na tablecie zrobiłam coś źle i komentarz się usunął więc...Powracam dzisiaj! Haha godzina 10:24 ja dopiero wstałam gdyby nie moi przyjaciele nadal bym to robiła, ale wpadli na pomysł że mnie odwiedzą około 11:30 więc chociaż bym się zabarykadowała to wejdę oknem (to taka przenośnia mieszkam na 3 piętrze :p) jeszcze sobie ponarzekam a co mi tam?W lodówce mam tylko szynkę i jogurt bo moi rodzice dopiero teraz pojechali na zakupy więc zjem pyszne śniadanko *_*.A teraz rozdział ! 20!! A więc El jak mogłaś pomyśleć że Lou cię zdradził?!Jeszcze z Kathy?!Jak mówią "...Szczerość to podstawa..."Dobrze że się dziewczyna ogarnęła :d JAK TO SPALIŁ IM SIĘ DOM ?!Ej totalnie się tego nie spodziewałam :o już prędzej że się dowiedzieli wszyscy o tym że nasz kochany (czujecie ten sarkazm?) biję Kat.Dziewczyno dlaczego nie zostałaś u chłopców ?! Ja rozumiem że się nie chcesz narzucać.Ale DLACZEGO?!Liczę na to że do niczego poważnego nie dojdzie i w końcu ktoś zauważy to co się dzieje.Myślę że Lou już wie i szkoda że nie przyszedł w momencie gdy już było gorąco :p Ich przyjaźń jest idealna *_* Lou ją wspiera i tak powinno być (przypominają mi mnie i mojego przyjaciela :d ach te porównania :))Sue i Zayn tacy Zuestyczni *_* to takie kochane że Sue zadzwoniła najpierw do Malika gdy okazało się że ich dom się spalił aż muszę to tu napisać uwaga : awwwww ułożyło mi :p Sue pewnie się boi że ludzie pomyślą że jest z Malikem tylko dla pieniędzy brukowce wszystko "wygrzebią"...Hazz taki słodki :') ogólnie rzecz biorąc rozdział perfekcyjny *_* oprócz pożaru, kłótni Lou i El oraz porażki zwanej Jamsem to wszytko było szczęśliwe i pełne dobrej aury *_* okej to co do rozdziału skończyłam i co do poprzedniego komentarza jak i waszej odpowiedzi DZIĘKUJĘ ZA ODPOWIEDŹ :*!! Poniedziałek był dla mnie okropnym dniem ponieważ : załapałam przez co nie zdążyłam na autobus, do tego zlapala mnie angina (na szczęście już w pełni sił!!) I ogólnie w Poniedziałek miałam słaby humor więc... Tak ale to Napewno nie przez jesień! To moja ulubiona pora roku! Kocham deszcz *_* i według mnie nie ma nic lepszego jak kubek gorącej cherbaty dobra książka cieplutki kocyk i deszcz za oknem.PERFEKCYJNIE.Tak więc tydzień minął mi w domu w towarzystwie tony chusteczek świetnie więc ! Moje wrażenie po teledysku ? Spodziewałam się czegoś wielkiego i moje oczekiwania nie zostały spełnione...Kocham chłopców ale... Ten teledysk według mnie to nie wypał.Po You and I liczyłam na coś równie wspaniałego i się trochę pezeliczylam.Podobał mi się ten wstęp, koniec oraz Lou i ten słodki szympans *_* uważam że piosenka to totalnie inny świat niż teledysk...A jak wam się podobał?I jak wam minął tydzień? To chyba na tyle a nie jeszcze muszę na was "pokrzyczeć" jak mogłybyście uwazac że coś tak wspaniałego jak ten blog nie będzie w ulubiencach kogoś? Jest Naprawdę świetny ! Dziękuję że jesteście (i przepraszam za wszelkie błędy piszę na telefonie) kocham was do następnego !! :* ❤❤❤
OdpowiedzUsuń//Marcela
Hej! <3
UsuńPrzypadkowe usunięcie tekstu... Hmm... Skąd my to znamy ;) Już nie raz zdarzyło nam się stracić część rozdziału przez naszą nieuwagę ;) Niestety nie jesteśmy wybitnymi informatykami i nasza jedyna metoda ratowania tej sytuacji to natarczywe klikanie opcji "cofnij". Jak to nie podziała, to jesteśmy już zgubione i musimy zaczynać od nowa :)
Kochani przyjaciele zawsze zatroszczą się, żeby człowiek za długo nie pospał ;) Pamiętaj, że w ramach podziękowania, zawsze możesz poczęstować ich jogurtem z "kawałkami szynki" ;)
Za pół godziny miałaś mieć gości, a znalazłaś czas na skomentowanie naszego rozdziału? Jesteś cudowna! <3
El stała się bardzo podejrzliwa... Może gdyby od razu wiedziała, że na zdjęciu jest Kathy, nie zaczynałaby całej tej awantury... A może chodziło jej głownie o Kathy... Na szczęście konflikt jest już zażegnany, więc nie ma się czym przejmować ;)
Pomysł z pożarem był dla ciebie zaskoczeniem? To super, bo taki właśnie był nasz zamiar ;) Sue trafiła w bezpieczne ramiona Zayna, a Kathy... No cóż, nie miała innego wyjścia, niż przeprowadzka do Jamesa. Pamiętajmy, że to nadal jej chłopak, którego mimo wszystko kocha... Na szczęście jest też Louis. Prawdziwy przyjaciel może być jej jeszcze potrzebny...
Fajnie, że ty też masz obok siebie kogoś takiego ;) Przyjaciel-facet to wartość nieoceniona ;) Chociaż niektórzy nie wierzą w coś takiego, bo (podobno) po jakimś czasie ta przyjaźń potrafi przerodzić się w coś większego ;)
Nasza "zuestyczna" parka jak zwykle okazuje sobie uczucie na każdym kroku ;) I bardzo dobrze, temu opowiadaniu przyda się ich pozytywna energia ;)
Jak widać nie tylko piątki trzynastego potrafią być pechowe ;) Całe szczęście, że ten dzień masz już za sobą ;)
A co do jesieni, to twoja wizja jest bardzo przekonująca ;) Herbata + koc + książka + deszcz za oknem = idealne popołudnie ;) Trochę gorzej, jeśli w ten deszcz nie znajdujemy się w cieplutkim domu, tylko w centrum miasta bez parasolki ;)
Tak, trzeba przyznać, że tekst piosenki i teledysk to dwie całkowicie różne bajki. 1D ma w swojej historii dużo lepsze teledyski, ale nie możemy powiedzieć, że ten zupełnie nam się nie podoba. W zasadzie lubimy wszystko, co związane z tą piątką ;) Upsss... Chyba robią się z nas jakieś psychofanki... ;)
Nasz tydzień? Jak zwykle zabiegany (i zakatarzony) ;) Ale w wolnej chwili zrobiłyśmy sobie prawdziwą gofrową ucztę, więc nie możemy narzekać. Bita śmietana, owoce, nutella... Na samo wspomnienie cieknie ślinka ;)
Napisałaś ten długi komentarz na telefonie? Pełen podziw ;) Wklepywanie dłuższego tekstu na klawiaturze w telefonie to dla nas istna katorga ;)
Dziękujemy Ci za wsparcie, jakie okazujesz nam pod każdym rozdziałem, za to, że dzielisz się z nami kawałkiem swojego codziennego życia i za to, że po prostu jesteś! <3
Buziaki Xx
Ale dupek z Jamesa. :/ Biedna Kathy.
OdpowiedzUsuńTen pożar to genialny pomysł. :D Pewnie znowu się powtórzę, ale uwielbiam Sue i Zayna. :)
To było takie słodkie jak Harry przytulił Kathy. :D
Rozdział bardzo mi się podoba. Piszecie świetnie. :3
Życzę weny. :*
James z pewnością zasłużył sobie na taką opinię. Ciekawe tylko, kiedy Kathy przejrzy w końcu na oczy...
UsuńMy też uwielbiamy połączenie Sue i Zayna ;) Wprowadzają do tego opowiadania całą masę pozytywnych uczuć ;)
Okazało się, że Harry oprócz ciągłego sypania żartami potrafi być też naprawdę troskliwy ;) Oczywiście na swój "Stylesowy" sposób ;)
Cieszymy się, że rozdział Ci się spodobał ;)
Ściskamy Xx
Ale dupek z Jamesa. :/ Biedna Kathy.
OdpowiedzUsuńTen pożar to genialny pomysł. :D Pewnie znowu się powtórzę, ale uwielbiam Sue i Zayna. :)
To było takie słodkie jak Harry przytulił Kathy. :D
Rozdział bardzo mi się podoba. Piszecie świetnie. :3
Życzę weny. :*
Ops, chyba coś się zacięło ;)
UsuńAle to dobra okazja, żeby podziękować Ci jeszcze raz i wyściskać jeszcze mocniej Xx
Maddie, Carol!
OdpowiedzUsuńWitajcie Kochane! :*
Nie jestem do końca pewna, co się dzisiaj ze mną dzieje, ale rozpiera mnie energia. Do tego masa pozytywnej energii, cały dzień szczerze się jak głupia do sera, znajomi pytają czy coś się stało, ale ja na serio nie wiem :D Nic nie brałam, nie wdychałam, nie piłam... Dlatego przepraszam jeżeli komentarz będzie zbyt chaotyczny do tłumaczenia :D Ale my już chyba wszystkie trzy wiemy co znaczy "chaotyczność" zarówno w waszych jak i moich komentarzach, więc nie powinno być problemu, no ale żeby nie było, że nie ostrzegałam :*
No , ale zacznijmy może od rozdziału zanim rozpiszę się na własne tematy... :D
Wiedziałam, wiedziałam, wiedziałam... WIEDZIAŁAM ! Wiedziałam, że Eleanor o to chodziło, ale raczej nie spodziewałam się, że zaangażujecie w to jakąś osobę trzecią, jeżeli tak można to nazwać :D zupełnie niespodziewane dla mnie było też, to że osoba, która tak darzy uczuciem drugą, może szybko zmienić front, ale z drugiej strony rozumiem El doskonale, no bo która z nas nie poczułaby się podobnie po zobaczeniu takiego zdjęcia? :D Ahhh... ale to ich pogodzenie się było w porządku i spełniło moje oczekiwania po tej kłótni. Bałam się, że Louis naprawdę wyjdzie i cały "domek z kart" runie nieodwracalnie. Na szczęście jeszcze mi tego nie zrobiłyście, ale było blisko :P
Hmm... Pożar? Ciekawie... Ale z racji tego, że lubię szukać drugiego dna, to i tym razem nie wierzę w zwykły zbieg okoliczności "pożar przeniósł się od sąsiadów". Ale to jest taka moja mała paranoja, więc przepraszam (a nuż może mam rację ? xD ) W każdym razie cieszę się, że Sue zamieszkała z Zayn'em i chłopakami... może być ciekawie :D
No i znów wkraczamy na temat James'a, a wiecie jaki ja mam do niego stosunek... najchętniej to ukręciłabym łeb i po krzyku, no ale... Bez ryzyka nie ma zabawy :D Albo można też rzucać się z mostu i machać do kogoś ręką xD Mój dzisiejszy angielski i argumenty zabiły anglistkę, ale niweażne :P
Wracając... Kathy zamieszka z James'em. Już wyraziłam swoje zdanie w tej sprawie, więc...
Miło, że Louis odwiózł ją do domu, ale czy to musiało się tak skończyć, naprawdę musiało? No ja się pytam... -.- I jeszcze ta nieszczęsna bluza! Nie doczekam do jutra, wiedząc, że Kathy aż tak się wpakowała. Czekam już cały tydzień, no ale... ;P
Po raz kolejny muszę Wam to powiedzieć : Jesteście fenomenalne! <3
A to już Wasz 20 rozdział! Gratuluję, dotrwałyście do tego momentu, pójdziecie i dalej ! :D
Maddie, jak w domku? Lepiej już czy dalej grypa trzyma? Ja już zdrowa, ale faktycznie wiem, co nie co i współczuję! Wracaj szybko do zdrówka, mam nadzieję, że to ci nie przeszkodziło w niczym i jutro będę mogła sobie przeczytać rozdział 21 ^^
Aha, muszę się też szczerze przyznać, że "Zuestycznie" zawładnęło i moim życiem ^^ Marcela jesteś genialna! :D
Co do historii... W tym roku ostro się zawzięłam i przygotowuje się do olimpiady kuratoryjnej, przez pierwszy etap jest przejść najtrudniej, więc historia to teraz (od dwóch miesięcy) moja najlepsza przyjaciółka :D Ale warto, bo ja sama widzę po sobie postępy, także.. :D
A co do moich wszechstronnych, jak to ujęłyście, uzdolnień, to jednak się nie zgodzę :D Nikt nie jest tak idealny, ja też nie :D Na pewno nie wypadacie tak blado, też świetnie piszecie, a poza tym nie liczą się tylko talenty, ale i charakter, a mam wrażenie, że w tej dziedzinie pobiłybyście mnie o głowę :D
Hahahaha... nie, nie stepuje , ale moja anglistka potrafi to robić ^^ a kiedyś grałam na pianinie, ale to zamierzchłe czasy, dawno zapomniałam :D Ale mój tata Grał na akordeonie także wszystko możliwe hahaha <33
Co do mojego bloga i rozdziału, przepraszam z całego serduszka, ale znów zapomniałam (jak to Maddie trafnie ujęła) wpisać go do spisu treści, ale teraz już tam się znajduje także Carol, zapraszam :D
Wypatruję z niecierpliwością jutra, życzę dużo weny, odpoczynku i zdrowia ! :D
Ściskam mocno, do jutra skarby! :*
Wasza Toori :*
Hej skarbie! ;)
UsuńJak to mówią "Jedna wariatka drugą wariatkę zrozumie" ;) Chociaż w tym przypadku powinno być raczej "Jedna wariatka dwie wariatki zrozumie" ;) Uznajmy, że to tekst zmieniony na potrzeby własne ;) Uśmiechaj się kiedy tylko możesz ;) Podobno, kiedy my mamy swój "atak" dobrego humoru, to nawet najcierpliwszy z nami nie wytrzyma ;) W najgorszym wypadku będziemy sąsiadkami z psychiatryka, a jak zrobimy do nich ładne oczy, to morze wrzucą nas do jednej sali ;)
Widzisz, nawet zaczynasz już myśleć jak my, bo wiedziałaś, jaki powód kłótni wymyśliłyśmy ;) Eleanor urządziła niezłą awanturę, ale chyba trzeba ją zrozumieć. W zasadzie na zdjęciu nie było widać, że to tylko Kathy... Na szczęście spór jest już zażegnany a topór wojenny zakopany bardzo, bardzo głęboko :)
Co do tego pożaru, dostrzegamy u Ciebie jakieś przestępcze zapędy ;D Skąd pomysł, że to nie był przypadek? ;) W rezultacie do naszej wesołej piątki dołączyła jeszcze Sue. Z pewnością nie będzie nudno ;)
Z przyjemnością pomogłybyśmy Ci z Jamesem, ale na razie musimy go oszczędzać, bo będzie nam jeszcze potrzebny ;)
Na szczęście "jutro" to już "dziś" ;) Mamy nadzieję, że doczekałaś ;)
Dziękujemy Ci za te wszystkie słowa <3 Podobno początki są najtrudniejsze, a my mamy je już chyba za sobą, więc teraz powinno być tylko lepiej. Chociaż dzięki takim osobom jak Ty, nawet do tej pory nie miałyśmy na co narzekać ;)
A co do tego mojego (Maddie) parszywego choróbska, to nadal nie wychodzę spod koca, ale postanowiłam się tak łatwo nie poddawać i praca nad rozdziałem na tym nie ucierpiała (przynajmniej taką mam nadzieję ;) Tak więc wszystkie znaki na niebie i ziemi (a także te pod ziemią i w wodzie) wskazują, że rozdział 21 pojawi się jeszcze dziś ;)
Słowo "zuestycznie" to już prawdziwe uzależnienie ;)
Koniecznie podaj dokładny termin tej olimpiady, żebyśmy mogły trzymać za Ciebie kciuki ;)
Haha ;) A więc nasz kobiecy instynkt nie zawiódł całkowicie. Wiedziałyśmy, że coś Cię wiąże z tym stepowaniem i akordeonem. No może nie aż tak bezpośrednio, jak twierdziłyśmy, ale to zawsze coś ;)
I nie bądź już taka skromna ;) Masz CUDOWNY charakter ;) I to przez wielkie C! ;) A nawet przez wielkie C i U i D i O i W i N i Y ;)
A ja (Carol) z pewnością już niedługo skomentuję Twój nowy rozdział. Niestety mam małe problemy z brakiem internetu, ale już dawno przeczytałam go na laptopie Maddie i kiedy tylko odzyskam kontakt z cywilizacją, od razu napiszę pod tym cudeńkiem kilka słów od siebie ;)
Dziękujemy Ci za... za... Długo by wymieniać, za co jesteśmy Ci wdzięczne. Tak więc w dużym skrócie, dziękujemy Ci za WSZYSTKO <3
Do zobaczenia jeszcze dziś ;)
Ściskamy mocno, mocno, mocno Xx