- Nie śmiej się ze mnie.
Naprawdę byłam zaskoczona - blondynka cisnęła we mnie poduszką, którą zdążyłem
jednak szybko złapać.
- Jak tak dalej pójdzie, to staniesz się sławniejsza ode mnie - prychnąłem.
- Myślałam, że one mnie nie lubią - delikatnie zmarszczyła czoło.
- Jesteś piękna, mądra i zabawna - zacząłem. - Masz cudowne, błękitne oczy, uroczy uśmiech… Niby za co miałyby cię nie lubić?
- Za to, że jestem twoją dziewczyną - przewróciła oczami.
- Skarbie, są fani i hejterzy. Ci drudzy nigdy cię nie polubią - westchnąłem. - Coś już o tym wiem…
- Są też twoi fani, którzy są moimi hejterami - uśmiechnęła się krzywo. - Czasem wydaje mi się, że zasługujesz na…
- Nie kończ - przerwałem jej. - Jeśli już ktoś tu na kogoś nie zasługuje, to ja na ciebie. Zacznij w końcu trochę w siebie wierzyć, skarbie - pogładziłem dłonią jej policzek.
- Chciałabym, ale… Może wcale nie pasuję do twojego idealnego obrazka… - westchnęła cicho, spuszczając wzrok.
- Jestem w tobie zakochany po uszy - uniosłem jej podbródek, aby móc spojrzeć jej w oczy. Naprawdę ją kochałem. Była kimś, kto wyrywał mnie z tego całego szaleństwa wokół. Kimś, przy kim nie musiałem zachowywać się idealnie. - A to sprawia, że jesteś jedną z najważniejszych części mojego idealnego obrazka - chwyciłem w dłonie jej twarz. - Bez ciebie cały ten mój obrazek byłby do bani - uśmiechnąłem się, co od razu odwzajemniła, po czym złączyłem nasze usta. Uwielbiałem ten malinowy smak.
- Mną się nie przejmujcie, ja nic nie widzę, nie przeszkadzajcie sobie… - oderwaliśmy się od siebie, kiedy nagle otworzyły się drzwi.
- Puka się - wymamrotałem zaczepnie.
- To się pukaj - Kathy przewróciła oczami. - Sue, czy mogłabyś oddać mi moją sukienkę?
- Którą? - Sue podniosła się, ruszając w stronę dużej szafy. - Tą granatową?
- Tak…
- Po co ci granatowa? - prychnąłem. - Ta w której jesteś teraz, jest idealna - na twarzy Kathy automatycznie pojawiły się rumieńce. - Dopiero teraz uświadomiłaś sobie, że stoisz tu w samym ręczniku? - roześmiałem się, widząc jej reakcję.
- Możesz się na mnie nie gapić? - przewróciła oczami, próbując ukryć zawstydzenie. - Długo jeszcze? - westchnęła, patrząc, jak Sue przegrzebuje kolejne wieszaki. „A tak właściwie, to co ona ma na policzku?” - Nie czuję się najlepiej, stojąc tu prawie naga…
- Jestem twoją siostrą i nie pierwszy raz widzę cię w ręczniku - roześmiała się Sue, podając jej sukienkę.
- A ja mam już dziewczynę, więc nie jestem nawet zainteresowany - prychnąłem, obejmując Sue, która zdążyła już zająć miejsce obok mnie.
- Wiecie co? Pasujecie do siebie - Kathy udała urażoną naszymi zaczepkami i nim zdążyliśmy dodać coś jeszcze, zniknęła za drzwiami.
- To na czym stanęliśmy? - Sue spojrzała na mnie, delikatnie się uśmiechając. W jej błękitnych oczach pojawił się ten cudowny błysk. Zarzuciła dłonie na moje ramiona, a ja objąłem ją mocniej, przyciągając bliżej siebie.
- Na tym, że cię kocham - musnąłem jej wargi.
- Ja ciebie też - szepnęła. - Bardzo…
- Jak tak dalej pójdzie, to staniesz się sławniejsza ode mnie - prychnąłem.
- Myślałam, że one mnie nie lubią - delikatnie zmarszczyła czoło.
- Jesteś piękna, mądra i zabawna - zacząłem. - Masz cudowne, błękitne oczy, uroczy uśmiech… Niby za co miałyby cię nie lubić?
- Za to, że jestem twoją dziewczyną - przewróciła oczami.
- Skarbie, są fani i hejterzy. Ci drudzy nigdy cię nie polubią - westchnąłem. - Coś już o tym wiem…
- Są też twoi fani, którzy są moimi hejterami - uśmiechnęła się krzywo. - Czasem wydaje mi się, że zasługujesz na…
- Nie kończ - przerwałem jej. - Jeśli już ktoś tu na kogoś nie zasługuje, to ja na ciebie. Zacznij w końcu trochę w siebie wierzyć, skarbie - pogładziłem dłonią jej policzek.
- Chciałabym, ale… Może wcale nie pasuję do twojego idealnego obrazka… - westchnęła cicho, spuszczając wzrok.
- Jestem w tobie zakochany po uszy - uniosłem jej podbródek, aby móc spojrzeć jej w oczy. Naprawdę ją kochałem. Była kimś, kto wyrywał mnie z tego całego szaleństwa wokół. Kimś, przy kim nie musiałem zachowywać się idealnie. - A to sprawia, że jesteś jedną z najważniejszych części mojego idealnego obrazka - chwyciłem w dłonie jej twarz. - Bez ciebie cały ten mój obrazek byłby do bani - uśmiechnąłem się, co od razu odwzajemniła, po czym złączyłem nasze usta. Uwielbiałem ten malinowy smak.
- Mną się nie przejmujcie, ja nic nie widzę, nie przeszkadzajcie sobie… - oderwaliśmy się od siebie, kiedy nagle otworzyły się drzwi.
- Puka się - wymamrotałem zaczepnie.
- To się pukaj - Kathy przewróciła oczami. - Sue, czy mogłabyś oddać mi moją sukienkę?
- Którą? - Sue podniosła się, ruszając w stronę dużej szafy. - Tą granatową?
- Tak…
- Po co ci granatowa? - prychnąłem. - Ta w której jesteś teraz, jest idealna - na twarzy Kathy automatycznie pojawiły się rumieńce. - Dopiero teraz uświadomiłaś sobie, że stoisz tu w samym ręczniku? - roześmiałem się, widząc jej reakcję.
- Możesz się na mnie nie gapić? - przewróciła oczami, próbując ukryć zawstydzenie. - Długo jeszcze? - westchnęła, patrząc, jak Sue przegrzebuje kolejne wieszaki. „A tak właściwie, to co ona ma na policzku?” - Nie czuję się najlepiej, stojąc tu prawie naga…
- Jestem twoją siostrą i nie pierwszy raz widzę cię w ręczniku - roześmiała się Sue, podając jej sukienkę.
- A ja mam już dziewczynę, więc nie jestem nawet zainteresowany - prychnąłem, obejmując Sue, która zdążyła już zająć miejsce obok mnie.
- Wiecie co? Pasujecie do siebie - Kathy udała urażoną naszymi zaczepkami i nim zdążyliśmy dodać coś jeszcze, zniknęła za drzwiami.
- To na czym stanęliśmy? - Sue spojrzała na mnie, delikatnie się uśmiechając. W jej błękitnych oczach pojawił się ten cudowny błysk. Zarzuciła dłonie na moje ramiona, a ja objąłem ją mocniej, przyciągając bliżej siebie.
- Na tym, że cię kocham - musnąłem jej wargi.
- Ja ciebie też - szepnęła. - Bardzo…
-
Co powiesz na ryż i kurczaka w sosie pomidorowym? - zapytałam, podnosząc
przykrywkę jednego z garnków. Wiedziałam, że kurczak to ulubione danie Zayna i
na pewno go sobie nie odmówi. „Kathy trafiła w dziesiątkę z dzisiejszym
obiadem…”
- Może być nawet bez ryżu - roześmiał się, siadając przy stole.
- Coś do picia? - spojrzałam na niego, unosząc brew.
- Mogłabyś zapiąć mi tę przeklętą bransoletkę? - nagle w kuchni pojawiła się Kathy. Wyglądała przepięknie w granatowej, zwiewnej sukience, która leżała na niej idealnie i fantastycznie kontrastowała z długimi lokami, które opadały na jej ramiona.
- Jasne - uśmiechnęłam się, skanując uważnie jej sylwetkę. - Czy ty przypadkiem…
- Nic nie mów, są strasznie niewygodne. Nie wiem, jak ty w nich chodzisz - wymamrotała, przenosząc swój wzrok na wysokie szpilki. - Oddam. Możesz być tego pewna.
- No ja myślę, kosztowały fortunę - roześmiałam się i wsunęłam jej pasmo włosów za ucho. - Ślicznie wyglądasz.
- Jak mogę wyglądać ślicznie z czymś takim na twarzy? - westchnęła, przejeżdżając dłonią po policzku, po czym usiadła naprzeciwko Zayna.
- Kathy, a co ci się właściwie stało? - mój chłopak zmarszczył brwi, przyglądając się rozcięciu na jej twarzy.
- Nie mów, że Sue ci nie powiedziała. - przewróciła oczami, najwyraźniej czymś rozbawiona. - A ja myślałam, że mówicie sobie wszystko - prychnęła.
- Wolałem zapytać o to ciebie - stwierdził. - No więc?
- No więc… - Kathy westchnęła głośno. - James rzucił swoją teczkę zaraz przy wejściu do kuchni, a ja potknęłam się o nią, kiedy poszłam po coś do picia.
- Nie zauważyłaś jej? - Zayn podrapał się po głowie.
- W nocy zazwyczaj jest ciemno - po raz kolejny przewróciła oczami. - Dopiero później wpadłam na pomysł, żeby zapalić światło - Zayn badał ją przez chwilę wzrokiem, po czym zaczął się śmiać. - Mnie to nie śmieszy…
- A mnie trochę tak - prychnął. - Nie wiedziałem, że jesteś aż taką ciamajdą.
- W takich momentach jak ten, nachodzi mnie nieodparta chęć, żeby cię zamordować - wymamrotała.
- Takie maleństwo jak ty i tak by mi nic nie zrobiło, więc jeszcze długo się ze mną pomęczysz - uśmiechnął się szeroko. - Chyba, że przez najbliższe kilka dni umrę z tęsknoty za twoją siostrą…
- Czyżbyś nas opuszczał? - Kathy oparła brodę na dłoniach. - Jaka szkoda… - przybrała smutną minę.
- Prawda? - roześmiał się, podnosząc się z miejsca. - Może Ameryka mnie doceni - podszedł do szafki, z której wyciągnął pustą szklankę, po czym nalał sobie do niej soku.
- Jedziesz do Ameryki?
- Do Nowego Jorku - wydukał między kolejnymi łykami. - Jakbyś była dla mnie miła, to bym ci coś kupił…
- Zawsze marzyłam o figurce Statuy Wolności - moja siostra westchnęła ironicznie, na co wybuchłam długo powstrzymywanym śmiechem.
- Pomyślę, co da się zrobić - na twarzy Zayna pojawił się szeroki uśmiech. - Kto wie, może uda nam się zdobyć dla ciebie oryginał…
- Swoją drogą, gdzie się wybierasz? - spojrzałam na Kathy, przerywając tę ich bezsensowną konwersację.
- Późny obiad lub wczesna kolacja z Jamesem - uśmiechnęła się. - Jak zwał, tak zwał. Gorzej, że musiałam się tak ubrać. Te jego knajpki dla snobów mnie dobijają… - westchnęła.
- Co ty nie powiesz… - posłałam rozbawione spojrzenie w kierunku mojego chłopaka, który żeby mi się przypodobać, już nie raz próbował zaciągnąć mnie na kolację do jednej z restauracji, w której na sam widok cen, odechciewało mi się jeść.
- Tylko uważajcie, żebym za wcześnie nie został wujkiem - Zayn poruszał brwiami.
- Jesteś…
- Opiekuńczy? - przerwał Kathy. - Jeśli chcesz, mogę porozmawiać z tobą o kwiatuszkach, pszczółkach i… - jego wypowiedź przerwał dźwięk telefonu. Westchnął głośno, wyciągając komórkę z kieszeni. - Wrócimy do tego za moment - puścił oczko do Kathy, po czym przyłożył telefon do ucha. - Chyba mówiłem ci, że… Daj mi chociaż zjeść… To… Chyba nikt cię tu nie pogryzie? - przewrócił oczami. - Dobra… Zaraz będę.
- Mama? - prychnęła Kathy, kiedy Zayn skończył już rozmawiać.
- Gorzej… Louis - westchnął.
- Przyjdzie do…
- Nie. Chyba coś się stało, bo jest wkurzony na cały świat - Zayn przerwał mi, obejmując mnie w pasie. - Musze się zbierać.
- A kto to zje? - zmarszczyłam czoło, ruchem głowy wskazując na kurczaka.
- Wiecie co? - Kathy podniosła się z miejsca. - I tak miałam zaraz wychodzić, więc zejdę na dół już teraz i dotrzymam towarzystwa Louisowi, a wy spokojnie zjecie.
- Jaka ty jesteś kochana - roześmiał się Zayn. - Zastanawiam się tylko, czemu?
- Czasem potrafię być miła - uśmiechnęła się. - To lecę - ruszyła w stronę wyjścia, ale zatrzymało ją znaczące chrząknięcie Zayna. - Co znowu? - odwróciła się w jego stronę.
- Twojego najukochańszego szwagra nie będzie przez kilka dni, a ty się nawet nie pożegnasz? - uniósł brew, rozkładając ramiona.
- Cześć, Zayn! Miłej podróży - przytuliła go ze sztucznym uśmiechem.
- I tak wiem, że będziesz tęsknić - roześmiał się.
- Bardzo - przewróciła oczami. - Twój chłopak jest nienormalny - dodała rozbawiona, cmokając mnie w policzek. - Na razie! - machnęła ręką i zniknęła w korytarzu. - Tylko bądźcie grzeczni! - krzyknęła jeszcze i zamknęła za sobą drzwi.
- Wiesz co? - Zayn podszedł do mnie, obejmując mnie w talii. - Zostaliśmy tu sami i możemy…
- Zjeść w końcu tego kurczaka - prychnęłam, wyswobadzając się z jego uścisku i chwytając za talerz. - Smacznego - posłałam mu szeroki uśmiech, stawiając jedzenie na stole.
- Może być nawet bez ryżu - roześmiał się, siadając przy stole.
- Coś do picia? - spojrzałam na niego, unosząc brew.
- Mogłabyś zapiąć mi tę przeklętą bransoletkę? - nagle w kuchni pojawiła się Kathy. Wyglądała przepięknie w granatowej, zwiewnej sukience, która leżała na niej idealnie i fantastycznie kontrastowała z długimi lokami, które opadały na jej ramiona.
- Jasne - uśmiechnęłam się, skanując uważnie jej sylwetkę. - Czy ty przypadkiem…
- Nic nie mów, są strasznie niewygodne. Nie wiem, jak ty w nich chodzisz - wymamrotała, przenosząc swój wzrok na wysokie szpilki. - Oddam. Możesz być tego pewna.
- No ja myślę, kosztowały fortunę - roześmiałam się i wsunęłam jej pasmo włosów za ucho. - Ślicznie wyglądasz.
- Jak mogę wyglądać ślicznie z czymś takim na twarzy? - westchnęła, przejeżdżając dłonią po policzku, po czym usiadła naprzeciwko Zayna.
- Kathy, a co ci się właściwie stało? - mój chłopak zmarszczył brwi, przyglądając się rozcięciu na jej twarzy.
- Nie mów, że Sue ci nie powiedziała. - przewróciła oczami, najwyraźniej czymś rozbawiona. - A ja myślałam, że mówicie sobie wszystko - prychnęła.
- Wolałem zapytać o to ciebie - stwierdził. - No więc?
- No więc… - Kathy westchnęła głośno. - James rzucił swoją teczkę zaraz przy wejściu do kuchni, a ja potknęłam się o nią, kiedy poszłam po coś do picia.
- Nie zauważyłaś jej? - Zayn podrapał się po głowie.
- W nocy zazwyczaj jest ciemno - po raz kolejny przewróciła oczami. - Dopiero później wpadłam na pomysł, żeby zapalić światło - Zayn badał ją przez chwilę wzrokiem, po czym zaczął się śmiać. - Mnie to nie śmieszy…
- A mnie trochę tak - prychnął. - Nie wiedziałem, że jesteś aż taką ciamajdą.
- W takich momentach jak ten, nachodzi mnie nieodparta chęć, żeby cię zamordować - wymamrotała.
- Takie maleństwo jak ty i tak by mi nic nie zrobiło, więc jeszcze długo się ze mną pomęczysz - uśmiechnął się szeroko. - Chyba, że przez najbliższe kilka dni umrę z tęsknoty za twoją siostrą…
- Czyżbyś nas opuszczał? - Kathy oparła brodę na dłoniach. - Jaka szkoda… - przybrała smutną minę.
- Prawda? - roześmiał się, podnosząc się z miejsca. - Może Ameryka mnie doceni - podszedł do szafki, z której wyciągnął pustą szklankę, po czym nalał sobie do niej soku.
- Jedziesz do Ameryki?
- Do Nowego Jorku - wydukał między kolejnymi łykami. - Jakbyś była dla mnie miła, to bym ci coś kupił…
- Zawsze marzyłam o figurce Statuy Wolności - moja siostra westchnęła ironicznie, na co wybuchłam długo powstrzymywanym śmiechem.
- Pomyślę, co da się zrobić - na twarzy Zayna pojawił się szeroki uśmiech. - Kto wie, może uda nam się zdobyć dla ciebie oryginał…
- Swoją drogą, gdzie się wybierasz? - spojrzałam na Kathy, przerywając tę ich bezsensowną konwersację.
- Późny obiad lub wczesna kolacja z Jamesem - uśmiechnęła się. - Jak zwał, tak zwał. Gorzej, że musiałam się tak ubrać. Te jego knajpki dla snobów mnie dobijają… - westchnęła.
- Co ty nie powiesz… - posłałam rozbawione spojrzenie w kierunku mojego chłopaka, który żeby mi się przypodobać, już nie raz próbował zaciągnąć mnie na kolację do jednej z restauracji, w której na sam widok cen, odechciewało mi się jeść.
- Tylko uważajcie, żebym za wcześnie nie został wujkiem - Zayn poruszał brwiami.
- Jesteś…
- Opiekuńczy? - przerwał Kathy. - Jeśli chcesz, mogę porozmawiać z tobą o kwiatuszkach, pszczółkach i… - jego wypowiedź przerwał dźwięk telefonu. Westchnął głośno, wyciągając komórkę z kieszeni. - Wrócimy do tego za moment - puścił oczko do Kathy, po czym przyłożył telefon do ucha. - Chyba mówiłem ci, że… Daj mi chociaż zjeść… To… Chyba nikt cię tu nie pogryzie? - przewrócił oczami. - Dobra… Zaraz będę.
- Mama? - prychnęła Kathy, kiedy Zayn skończył już rozmawiać.
- Gorzej… Louis - westchnął.
- Przyjdzie do…
- Nie. Chyba coś się stało, bo jest wkurzony na cały świat - Zayn przerwał mi, obejmując mnie w pasie. - Musze się zbierać.
- A kto to zje? - zmarszczyłam czoło, ruchem głowy wskazując na kurczaka.
- Wiecie co? - Kathy podniosła się z miejsca. - I tak miałam zaraz wychodzić, więc zejdę na dół już teraz i dotrzymam towarzystwa Louisowi, a wy spokojnie zjecie.
- Jaka ty jesteś kochana - roześmiał się Zayn. - Zastanawiam się tylko, czemu?
- Czasem potrafię być miła - uśmiechnęła się. - To lecę - ruszyła w stronę wyjścia, ale zatrzymało ją znaczące chrząknięcie Zayna. - Co znowu? - odwróciła się w jego stronę.
- Twojego najukochańszego szwagra nie będzie przez kilka dni, a ty się nawet nie pożegnasz? - uniósł brew, rozkładając ramiona.
- Cześć, Zayn! Miłej podróży - przytuliła go ze sztucznym uśmiechem.
- I tak wiem, że będziesz tęsknić - roześmiał się.
- Bardzo - przewróciła oczami. - Twój chłopak jest nienormalny - dodała rozbawiona, cmokając mnie w policzek. - Na razie! - machnęła ręką i zniknęła w korytarzu. - Tylko bądźcie grzeczni! - krzyknęła jeszcze i zamknęła za sobą drzwi.
- Wiesz co? - Zayn podszedł do mnie, obejmując mnie w talii. - Zostaliśmy tu sami i możemy…
- Zjeść w końcu tego kurczaka - prychnęłam, wyswobadzając się z jego uścisku i chwytając za talerz. - Smacznego - posłałam mu szeroki uśmiech, stawiając jedzenie na stole.
Niepewnie
zapukałam w szybę, na co chłopak automatycznie uniósł głowę, wyraźnie
zaskoczony moją osobą. Był jakiś przygnębiony, przynajmniej tak mi się
wydawało. Wyraz jego twarzy w żaden sposób nie pasował do Louisa, którego
znałam. Nie czekając na specjalne zaproszenie, otworzyłam drzwi i wsiadłam do
samochodu.
- Kathy…
- Obraziłeś się na nas? - zmarszczyłam lekko czoło.
- Nie - pokręcił głową. - Dlaczego tak myślisz?
- Nawet nie raczysz do nas zajrzeć… - uśmiechnęłam się niepewnie.
- Przepraszam - westchnął. - Po prostu nie mam dziś humoru…
- Coś się stało?
- Nie, to tylko gorszy dzień - wymamrotał. - Gdzieś się wybierasz? - uniósł brew, spoglądając na mnie.
- Mam jeszcze trochę czasu, żeby z tobą pogadać, zanim Zayn zje swój obiad i pożegna się z Sue - stwierdziłam, nawet nie zerkając na zegarek. „Są rzeczy ważne i ważniejsze…”
- Ich pożegnanie może trochę potrwać - na jego twarz wkradł się delikatny uśmiech.
- Miejmy nadzieję, że się tu nie zestarzejemy - roześmiałam się, poprawiając się w fotelu. - No więc czemu masz taki zły humor, skoro jutro ruszasz na podbój Nowego Jorku?
- Jakoś tak… - wzruszył niedbale ramionami. - Swoją drogą, co ci się stało? - zapytał, po dłuższej chwili skanowania wzrokiem mojej twarzy.
- Mały wypadek - machnęłam ręką, łudząc się, że nie będzie drążył tematu. Miałam już dość oszukiwania moich najbliższych, ale było to jedyne wyjście.
- Przepraszam, że pytam, ale… - Louis zawahał się przez chwilę. - James ci to zrobił? - wbił we mnie swoje spojrzenie. „Tylko nie to…” Nie potrafiłam kłamać, patrząc komuś prosto w oczy…
- Dlaczego wszyscy tak myślicie? - odwróciłam wzrok, zaciskając usta w cienką linię.- James nie jest potworem, tylko prawnikiem - „Z bardzo ciężką ręką…” wtrąciło moje drugie ja, ale za wszelką cenę starałam się to zignorować. „Przecież ja też nie byłam bez winy…”
- Przepraszam, ja tylko… - westchnął głośno, opierając się o fotel. - Po prostu, to fatalnie wygląda.
- Dzięki - prychnęłam, starając się sprawiać wrażenie wyluzowanej.
- Nie to miałem na myśli…
- Przestań - przewróciłam oczami. - Sue postawiła swoje buty w wejściu i kiedy wieczorem wróciłam od Jamesa, to się o nie potknęłam i uderzyłam o szafkę. Było ciemno, a ja nie zapaliłam światła, więc nie mogłam ich zauważyć. Może Zayn miał trochę racji, nazywając mnie ciamajdą - roześmiałam się, starając załagodzić sytuację. - No ale nie przyszłam tu, żeby chwalić ci się moim kalectwem - spojrzałam na niego. - Louis, nie chcę być wścibska, ale widzę, że coś jest nie tak. Może po prostu mogłabym ci jakoś pomóc? - westchnęłam.
- Tym razem nikt nie może mi pomóc - wymamrotał po dłuższej chwili milczenia. - Muszę sam sobie z tym poradzić.
- Wiem, że to zabrzmi banalnie, ale rozmowy naprawdę pomagają - oparłam się o fotel. - Czasem dobrze jest się komuś wygadać, więc jeśli chcesz…
- Chodzi o mojego ojca - przeczesał dłonią włosy. - Znów się pojawił. Od jakiegoś czasu ciągle przypomina mi o swoim istnieniu… Jakby nie mógł zrozumieć, że już go nie potrzebuję…
- Może powinieneś z nim o tym porozmawiać… - zaproponowałam niepewnie.
- Po co? - spojrzał mi prosto w oczy. - Kiedy go potrzebowałem, nigdy go nie było. Nigdy - uderzył dłońmi w kierownicę. - Nie oczekiwałem wiele, Kathy. Chciałem tylko, żeby był obecny w moim życiu, a co dostałem zamiast tego? - westchnął. - Nawet kiedy szedłem do X-factora nie było go przy mnie. W sumie nie wiem czemu mnie to dziwi… - potarł dłonią czoło, jakby się nad czymś zastanawiał. - Wiesz, zadzwoniłem do niego tuż przed przesłuchaniem. Liczyłem chociaż na słowa „Powodzenia synu, będę trzymał kciuki.” Chciałem, żeby powiedział mi to choć ten jeden, jedyny raz. Zamiast tego usłyszałem „Nie mam czasu teraz z tobą rozmawiać. Nie zawracaj mi głowy takimi głupotami. Pracuję.” Tylko tyle. Nic więcej. Zanim zdążyłem coś odpowiedzieć, odłożył słuchawkę - po raz kolejny na mnie spojrzał. - Nie było go przy mnie, kiedy pierwszy raz szedłem do szkoły. Nie było go, kiedy przyprowadziłem do domu pierwszą dziewczynę… Dlaczego nagle wtedy miałby być?! Byłem taki naiwny…
- Po prostu miałeś nadzieję… - powiedziałam cicho. - To nic złego…
- Możliwe - westchnął, opierając głowę o fotel. - Najgorsze jest to, że kiedy stałem się sławny, nagle sobie o mnie przypomniał i zdobył mój numer telefonu. Nawet… - roześmiał się kpiąco. - Nawet powiesił moje zdjęcie w swoim hotelu. Wyobrażasz to sobie?! Pewnie liczy, że dzięki temu zdobędzie więcej klientów. Kochany tatuś…
- Wiem, że jesteś na niego zły. Na twoim miejscu pewnie czułabym to samo, ale bez względu na wszystko, to nadal twój ojciec…
- Wiem… - przekręcił głowę, spoglądając na mnie. - Jestem mu wdzięczny, bo to dzięki niemu tu jestem. Łączą nas więzy krwi, ale nic poza tym. Jest moim ojcem, nie tatą, rozumiesz? - zacisnął usta w cienką linię. - Moim tatą stał się obcy mężczyzna, który pewnego dnia pojawił się u boku mojej mamy. To on był przy mnie, gdy tego potrzebowałem. To on nauczył mnie jeździć na rowerze. To on zawoził mnie na treningi. To on mnie wspierał. Tomlinson… - uśmiechnął się. - Jestem dumny z tego nazwiska, wiesz?
- Masz do tego powody - pogładziłam jego dłoń, która nadal spoczywała na kierownicy.
- Ignorowałem telefony od niego, udawałem, że nic się nie dzieje, ale kiedy dziś pojawił się pod studiem, miałem ochotę go rozszarpać - westchnął. - Chciał wyskoczyć ze mną na obiad, bo, jak to powiedział, mamy tyle do nadrobienia - przewrócił oczami. - Odmówiłem…
- Wiesz co? - odezwałam się po chwili. - Jesteś naprawdę mądrym facetem. Poważnie - na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.
- Czy w ten sposób chciałaś powiedzieć, że dobrze zrobiłem? - uniósł brew.
- Być może - wzruszyłam ramionami, posyłając mu delikatny uśmiech. - Powinieneś kiedyś spotkać się jeszcze ze swoim tatą chociażby dlatego, żeby znaleźć odpowiedź na wszystkie pytania, które cię gryzą - spojrzałam na niego, na co nieznacznie zmarszczył czoło. - Ale chyba jeszcze nie pora na taką rozmowę - dodałam. - Przyjdzie czas, kiedy oboje będziecie na to gotowi.
- Przepraszam… - wymamrotał nagle. - Nie powinienem zawracać ci tym głowy.
- Nie zawracasz - westchnęłam. - Od tego ma się przyjaciół.
- Dziękuję Kathy. - uśmiechnął się do mnie. Nawet jego oczy wydawały się błyszczeć trochę radośniej. Momentalnie zamknął mnie w swoich ramionach. - Dziękuję - szepnął, po czym odsunął się ode mnie. - Marnuję twój czas, a ty pewnie…
- Która godzina? - przerwałam mu, spoglądając na zegarek. - Przepraszam, ale…
- Idź, idź - roześmiał się. - Ja też chyba pójdę już po tego kochasia. Ile czasu można jeść? - uśmiech na jego twarzy nieco się poszerzył. Wyszedł z samochodu, po czym szybko go obiegł i otworzył przede mną drzwi.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się, wychodząc z samochodu.
- To ja dziękuję - westchnął, przeczesując włosy palcami.
- Poradzisz sobie - puściłam mu oczko, po czym kiwnęłam głową, odwróciłam się i ruszyłam przed siebie.
- Kathy! - usłyszałam nagle jego głos i spojrzałam na niego przez ramię. - Ślicznie wyglądasz!
- Dziękuję! - posłałam mu szeroki uśmiech, po czym odwróciłam wzrok, wpadając przy tym na szczupłą brunetkę. - Przepraszam - wydukałam. Kobieta jedynie spiorunowała mnie wzrokiem, po czym ruszyła przed siebie. „Kathy, ty ofermo…”
- Kathy…
- Obraziłeś się na nas? - zmarszczyłam lekko czoło.
- Nie - pokręcił głową. - Dlaczego tak myślisz?
- Nawet nie raczysz do nas zajrzeć… - uśmiechnęłam się niepewnie.
- Przepraszam - westchnął. - Po prostu nie mam dziś humoru…
- Coś się stało?
- Nie, to tylko gorszy dzień - wymamrotał. - Gdzieś się wybierasz? - uniósł brew, spoglądając na mnie.
- Mam jeszcze trochę czasu, żeby z tobą pogadać, zanim Zayn zje swój obiad i pożegna się z Sue - stwierdziłam, nawet nie zerkając na zegarek. „Są rzeczy ważne i ważniejsze…”
- Ich pożegnanie może trochę potrwać - na jego twarz wkradł się delikatny uśmiech.
- Miejmy nadzieję, że się tu nie zestarzejemy - roześmiałam się, poprawiając się w fotelu. - No więc czemu masz taki zły humor, skoro jutro ruszasz na podbój Nowego Jorku?
- Jakoś tak… - wzruszył niedbale ramionami. - Swoją drogą, co ci się stało? - zapytał, po dłuższej chwili skanowania wzrokiem mojej twarzy.
- Mały wypadek - machnęłam ręką, łudząc się, że nie będzie drążył tematu. Miałam już dość oszukiwania moich najbliższych, ale było to jedyne wyjście.
- Przepraszam, że pytam, ale… - Louis zawahał się przez chwilę. - James ci to zrobił? - wbił we mnie swoje spojrzenie. „Tylko nie to…” Nie potrafiłam kłamać, patrząc komuś prosto w oczy…
- Dlaczego wszyscy tak myślicie? - odwróciłam wzrok, zaciskając usta w cienką linię.- James nie jest potworem, tylko prawnikiem - „Z bardzo ciężką ręką…” wtrąciło moje drugie ja, ale za wszelką cenę starałam się to zignorować. „Przecież ja też nie byłam bez winy…”
- Przepraszam, ja tylko… - westchnął głośno, opierając się o fotel. - Po prostu, to fatalnie wygląda.
- Dzięki - prychnęłam, starając się sprawiać wrażenie wyluzowanej.
- Nie to miałem na myśli…
- Przestań - przewróciłam oczami. - Sue postawiła swoje buty w wejściu i kiedy wieczorem wróciłam od Jamesa, to się o nie potknęłam i uderzyłam o szafkę. Było ciemno, a ja nie zapaliłam światła, więc nie mogłam ich zauważyć. Może Zayn miał trochę racji, nazywając mnie ciamajdą - roześmiałam się, starając załagodzić sytuację. - No ale nie przyszłam tu, żeby chwalić ci się moim kalectwem - spojrzałam na niego. - Louis, nie chcę być wścibska, ale widzę, że coś jest nie tak. Może po prostu mogłabym ci jakoś pomóc? - westchnęłam.
- Tym razem nikt nie może mi pomóc - wymamrotał po dłuższej chwili milczenia. - Muszę sam sobie z tym poradzić.
- Wiem, że to zabrzmi banalnie, ale rozmowy naprawdę pomagają - oparłam się o fotel. - Czasem dobrze jest się komuś wygadać, więc jeśli chcesz…
- Chodzi o mojego ojca - przeczesał dłonią włosy. - Znów się pojawił. Od jakiegoś czasu ciągle przypomina mi o swoim istnieniu… Jakby nie mógł zrozumieć, że już go nie potrzebuję…
- Może powinieneś z nim o tym porozmawiać… - zaproponowałam niepewnie.
- Po co? - spojrzał mi prosto w oczy. - Kiedy go potrzebowałem, nigdy go nie było. Nigdy - uderzył dłońmi w kierownicę. - Nie oczekiwałem wiele, Kathy. Chciałem tylko, żeby był obecny w moim życiu, a co dostałem zamiast tego? - westchnął. - Nawet kiedy szedłem do X-factora nie było go przy mnie. W sumie nie wiem czemu mnie to dziwi… - potarł dłonią czoło, jakby się nad czymś zastanawiał. - Wiesz, zadzwoniłem do niego tuż przed przesłuchaniem. Liczyłem chociaż na słowa „Powodzenia synu, będę trzymał kciuki.” Chciałem, żeby powiedział mi to choć ten jeden, jedyny raz. Zamiast tego usłyszałem „Nie mam czasu teraz z tobą rozmawiać. Nie zawracaj mi głowy takimi głupotami. Pracuję.” Tylko tyle. Nic więcej. Zanim zdążyłem coś odpowiedzieć, odłożył słuchawkę - po raz kolejny na mnie spojrzał. - Nie było go przy mnie, kiedy pierwszy raz szedłem do szkoły. Nie było go, kiedy przyprowadziłem do domu pierwszą dziewczynę… Dlaczego nagle wtedy miałby być?! Byłem taki naiwny…
- Po prostu miałeś nadzieję… - powiedziałam cicho. - To nic złego…
- Możliwe - westchnął, opierając głowę o fotel. - Najgorsze jest to, że kiedy stałem się sławny, nagle sobie o mnie przypomniał i zdobył mój numer telefonu. Nawet… - roześmiał się kpiąco. - Nawet powiesił moje zdjęcie w swoim hotelu. Wyobrażasz to sobie?! Pewnie liczy, że dzięki temu zdobędzie więcej klientów. Kochany tatuś…
- Wiem, że jesteś na niego zły. Na twoim miejscu pewnie czułabym to samo, ale bez względu na wszystko, to nadal twój ojciec…
- Wiem… - przekręcił głowę, spoglądając na mnie. - Jestem mu wdzięczny, bo to dzięki niemu tu jestem. Łączą nas więzy krwi, ale nic poza tym. Jest moim ojcem, nie tatą, rozumiesz? - zacisnął usta w cienką linię. - Moim tatą stał się obcy mężczyzna, który pewnego dnia pojawił się u boku mojej mamy. To on był przy mnie, gdy tego potrzebowałem. To on nauczył mnie jeździć na rowerze. To on zawoził mnie na treningi. To on mnie wspierał. Tomlinson… - uśmiechnął się. - Jestem dumny z tego nazwiska, wiesz?
- Masz do tego powody - pogładziłam jego dłoń, która nadal spoczywała na kierownicy.
- Ignorowałem telefony od niego, udawałem, że nic się nie dzieje, ale kiedy dziś pojawił się pod studiem, miałem ochotę go rozszarpać - westchnął. - Chciał wyskoczyć ze mną na obiad, bo, jak to powiedział, mamy tyle do nadrobienia - przewrócił oczami. - Odmówiłem…
- Wiesz co? - odezwałam się po chwili. - Jesteś naprawdę mądrym facetem. Poważnie - na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.
- Czy w ten sposób chciałaś powiedzieć, że dobrze zrobiłem? - uniósł brew.
- Być może - wzruszyłam ramionami, posyłając mu delikatny uśmiech. - Powinieneś kiedyś spotkać się jeszcze ze swoim tatą chociażby dlatego, żeby znaleźć odpowiedź na wszystkie pytania, które cię gryzą - spojrzałam na niego, na co nieznacznie zmarszczył czoło. - Ale chyba jeszcze nie pora na taką rozmowę - dodałam. - Przyjdzie czas, kiedy oboje będziecie na to gotowi.
- Przepraszam… - wymamrotał nagle. - Nie powinienem zawracać ci tym głowy.
- Nie zawracasz - westchnęłam. - Od tego ma się przyjaciół.
- Dziękuję Kathy. - uśmiechnął się do mnie. Nawet jego oczy wydawały się błyszczeć trochę radośniej. Momentalnie zamknął mnie w swoich ramionach. - Dziękuję - szepnął, po czym odsunął się ode mnie. - Marnuję twój czas, a ty pewnie…
- Która godzina? - przerwałam mu, spoglądając na zegarek. - Przepraszam, ale…
- Idź, idź - roześmiał się. - Ja też chyba pójdę już po tego kochasia. Ile czasu można jeść? - uśmiech na jego twarzy nieco się poszerzył. Wyszedł z samochodu, po czym szybko go obiegł i otworzył przede mną drzwi.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się, wychodząc z samochodu.
- To ja dziękuję - westchnął, przeczesując włosy palcami.
- Poradzisz sobie - puściłam mu oczko, po czym kiwnęłam głową, odwróciłam się i ruszyłam przed siebie.
- Kathy! - usłyszałam nagle jego głos i spojrzałam na niego przez ramię. - Ślicznie wyglądasz!
- Dziękuję! - posłałam mu szeroki uśmiech, po czym odwróciłam wzrok, wpadając przy tym na szczupłą brunetkę. - Przepraszam - wydukałam. Kobieta jedynie spiorunowała mnie wzrokiem, po czym ruszyła przed siebie. „Kathy, ty ofermo…”
-
Dobrze, że pofatygowałem się po ciebie na górę, bo inaczej bym się tu zestarzał
- westchnąłem, zatrzaskując za sobą drzwi samochodu.
- Nie przesadzaj - Zayn przewrócił oczami, zapinając pasy. - Musiałem się pożegnać - spojrzał na mnie, poruszając brwiami.
- Jedząc kurczaka? - prychnąłem, odpalając silnik. - Zawsze byłeś taki romantyczny…
- Myśl co chcesz. I tak nigdy nie dowiesz się, jak było naprawdę - włączył radio, po czym poprawił się na fotelu.
- Nawet nie chcę wiedzieć, co tam wyprawialiście - roześmiałem się.
- Widzę, że komuś zaczął nagle dopisywać humor - uśmiechnął się szeroko. - Słysząc ton twojego głosu przez telefon, zastanawiałem się, czy puścić do ciebie Kathy. Bałem się, że ją pobijesz.
- Z tego co widziałem, to była szybsza i sama się uderzyła - westchnąłem. - Naprawdę nie wiem, gdzie trzeba mieć głowę, żeby zapomnieć włączyć światła…
- One już tak mają - prychnął, zerkając na telefon.
- Sue też? - uniosłem brew, spoglądając na niego.
- Stary, Sue jest jeszcze gorsza - roześmiał się. - Czasem zastanawiam się, czy one najpierw myślą, a później robią, czy na odwrót? - uśmiechnął się do wyświetlacza, po czym zaczął wystukiwać coś na klawiaturze.
- Myślę, że najpierw robią, później myślą - prychnąłem. - Jesteś tego czystym dowodem…
- Czemu? - zmarszczył czoło, spoglądając na mnie.
- Gdyby Sue najpierw pomyślała, to w życiu nie byłaby z takim kretynem - roześmiałem się, za co od razu oberwałem w ramię. - Chociaż tak właściwie, to do siebie pasujecie. Oboje macie jakieś bojowe zapędy - prychnąłem, zatrzymując się na światłach. - Ty bijesz swojego najlepszego kumpla, kiedy ten prowadzi i w każdej chwili może spowodować wypadek, a twoja dziewczyna okalecza własną siostrę - rozbawiony pokręciłem głową.
- Okalecza? - Zayn zmarszczył brwi.
- Gdyby nie jej buty, Kathy byłaby cała - stwierdziłem, wciskając pedał gazu.
- A co, twoim zdaniem Kathy szła w środku nocy do kuchni w butach Sue? - spojrzał na mnie rozbawiony. - Z tego co wiem, to zawinił neseser Jamesa - „Chwila, mi mówiła, że…”
- Przecież potknęła się o buty Sue, kiedy wróciła do…
- Tak ci powiedziała? - przerwał mi Zayn, unosząc brwi.
- Coś tu jest nie tak… - wymamrotałem. Miałem złe przeczucia. - A może… A może to James?
- Nie przesadzaj… - przewrócił oczami. - Kathy może i jest roztrzepana, ale jest też na tyle rozsądna, że powiedziałaby nam, gdyby coś było nie tak.
- Ale pomyśl tylko… Opowiedziała nam dwie różne bajki - westchnąłem, zaciskając dłonie na kierownicy.
- Nie drąż. Widocznie miała powód, żeby nie mówić nam prawdy - roześmiał się. - Wiesz, może w nocy było ostro i… - prychnął, na co pokręciłem tylko głową, nie przestając zastanawiać się nad całą tą sprawą. „Czemu od razu pomyślałem o Jamesie?” Od początku mi się nie podobał, a teraz jeszcze to. „Jeśli to prawda…” - Lepiej powiedz, jak spotkanie? - Zayn wyrwał mnie z rozmyślań, zupełnie zmieniając temat. - Czego chciał tym razem? - dodał poważnym tonem.
- A czego mógł chcieć? - wydukałem, zawzięcie patrząc przez siebie. - Nagle przypomniał sobie o synku i chciał pójść ze mną na obiad.
- Chrzanisz! - uniósł brwi, przyglądając mi się uważnie.
- A wyglądam? - spojrzałem na niego, marszcząc czoło.
- Mam nadzieję, że się nie zgodziłeś…
- Nie jestem głupi - wymamrotałem.
- Tego akurat nie byłbym taki pewny - prychnął, klepiąc mnie po ramieniu.
- Masz szczęście, że już wysiadasz - zatrzymałem się na podjeździe obok naszego domu.
- A ty jeszcze gdzieś jedziesz? - Zayn odpiął pasy i otworzył drzwi po swojej stronie.
- Do Eleanor - uśmiechnąłem się na samo wspomnienie o niej. - Właśnie wróciła z pracy, więc…
- No tak, przecież musicie się pożegnać - poruszył komicznie brwiami, na co przewróciłem tylko oczami. - Tylko nie zapomnij, że jutro wylatujemy do Nowego Jorku - roześmiał się, zatrzaskując drzwi, po czym uniósł jeszcze rękę w geście pożegnania.
Westchnąłem głośno i ruszyłem przed siebie. Miałem dość dzisiejszego dnia, a jedynym ukojeniem była Eleanor. Miałem ochotę położyć się obok niej, zamknąć ją w silnym uścisku i wreszcie odetchnąć. Była osobą, której potrzebowałem tak jak tlenu. Jedynie ona nie pozwalała mi zwariować.
Zatrzymałem się jeszcze tylko przy kwiaciarni, po czym wróciłem do samochodu z wielkim bukietem czerwonych róż. Ponownie odpaliłem silnik i jakiś czas później pukałem już do drzwi mieszkania El, które po chwili cicho się uchyliły.
- Cześć skarbie - ucałowałem jej policzek, po czym zdjąłem buty. Eleanor jednak stała niewzruszona moim przybyciem. Powiedziałbym nawet, że przyglądała mi się z wrogością w oczach. „Coś nie tak?”
- Masz mi coś do powiedzenia, Louis? - odezwała się nagle.
- Nie przesadzaj - Zayn przewrócił oczami, zapinając pasy. - Musiałem się pożegnać - spojrzał na mnie, poruszając brwiami.
- Jedząc kurczaka? - prychnąłem, odpalając silnik. - Zawsze byłeś taki romantyczny…
- Myśl co chcesz. I tak nigdy nie dowiesz się, jak było naprawdę - włączył radio, po czym poprawił się na fotelu.
- Nawet nie chcę wiedzieć, co tam wyprawialiście - roześmiałem się.
- Widzę, że komuś zaczął nagle dopisywać humor - uśmiechnął się szeroko. - Słysząc ton twojego głosu przez telefon, zastanawiałem się, czy puścić do ciebie Kathy. Bałem się, że ją pobijesz.
- Z tego co widziałem, to była szybsza i sama się uderzyła - westchnąłem. - Naprawdę nie wiem, gdzie trzeba mieć głowę, żeby zapomnieć włączyć światła…
- One już tak mają - prychnął, zerkając na telefon.
- Sue też? - uniosłem brew, spoglądając na niego.
- Stary, Sue jest jeszcze gorsza - roześmiał się. - Czasem zastanawiam się, czy one najpierw myślą, a później robią, czy na odwrót? - uśmiechnął się do wyświetlacza, po czym zaczął wystukiwać coś na klawiaturze.
- Myślę, że najpierw robią, później myślą - prychnąłem. - Jesteś tego czystym dowodem…
- Czemu? - zmarszczył czoło, spoglądając na mnie.
- Gdyby Sue najpierw pomyślała, to w życiu nie byłaby z takim kretynem - roześmiałem się, za co od razu oberwałem w ramię. - Chociaż tak właściwie, to do siebie pasujecie. Oboje macie jakieś bojowe zapędy - prychnąłem, zatrzymując się na światłach. - Ty bijesz swojego najlepszego kumpla, kiedy ten prowadzi i w każdej chwili może spowodować wypadek, a twoja dziewczyna okalecza własną siostrę - rozbawiony pokręciłem głową.
- Okalecza? - Zayn zmarszczył brwi.
- Gdyby nie jej buty, Kathy byłaby cała - stwierdziłem, wciskając pedał gazu.
- A co, twoim zdaniem Kathy szła w środku nocy do kuchni w butach Sue? - spojrzał na mnie rozbawiony. - Z tego co wiem, to zawinił neseser Jamesa - „Chwila, mi mówiła, że…”
- Przecież potknęła się o buty Sue, kiedy wróciła do…
- Tak ci powiedziała? - przerwał mi Zayn, unosząc brwi.
- Coś tu jest nie tak… - wymamrotałem. Miałem złe przeczucia. - A może… A może to James?
- Nie przesadzaj… - przewrócił oczami. - Kathy może i jest roztrzepana, ale jest też na tyle rozsądna, że powiedziałaby nam, gdyby coś było nie tak.
- Ale pomyśl tylko… Opowiedziała nam dwie różne bajki - westchnąłem, zaciskając dłonie na kierownicy.
- Nie drąż. Widocznie miała powód, żeby nie mówić nam prawdy - roześmiał się. - Wiesz, może w nocy było ostro i… - prychnął, na co pokręciłem tylko głową, nie przestając zastanawiać się nad całą tą sprawą. „Czemu od razu pomyślałem o Jamesie?” Od początku mi się nie podobał, a teraz jeszcze to. „Jeśli to prawda…” - Lepiej powiedz, jak spotkanie? - Zayn wyrwał mnie z rozmyślań, zupełnie zmieniając temat. - Czego chciał tym razem? - dodał poważnym tonem.
- A czego mógł chcieć? - wydukałem, zawzięcie patrząc przez siebie. - Nagle przypomniał sobie o synku i chciał pójść ze mną na obiad.
- Chrzanisz! - uniósł brwi, przyglądając mi się uważnie.
- A wyglądam? - spojrzałem na niego, marszcząc czoło.
- Mam nadzieję, że się nie zgodziłeś…
- Nie jestem głupi - wymamrotałem.
- Tego akurat nie byłbym taki pewny - prychnął, klepiąc mnie po ramieniu.
- Masz szczęście, że już wysiadasz - zatrzymałem się na podjeździe obok naszego domu.
- A ty jeszcze gdzieś jedziesz? - Zayn odpiął pasy i otworzył drzwi po swojej stronie.
- Do Eleanor - uśmiechnąłem się na samo wspomnienie o niej. - Właśnie wróciła z pracy, więc…
- No tak, przecież musicie się pożegnać - poruszył komicznie brwiami, na co przewróciłem tylko oczami. - Tylko nie zapomnij, że jutro wylatujemy do Nowego Jorku - roześmiał się, zatrzaskując drzwi, po czym uniósł jeszcze rękę w geście pożegnania.
Westchnąłem głośno i ruszyłem przed siebie. Miałem dość dzisiejszego dnia, a jedynym ukojeniem była Eleanor. Miałem ochotę położyć się obok niej, zamknąć ją w silnym uścisku i wreszcie odetchnąć. Była osobą, której potrzebowałem tak jak tlenu. Jedynie ona nie pozwalała mi zwariować.
Zatrzymałem się jeszcze tylko przy kwiaciarni, po czym wróciłem do samochodu z wielkim bukietem czerwonych róż. Ponownie odpaliłem silnik i jakiś czas później pukałem już do drzwi mieszkania El, które po chwili cicho się uchyliły.
- Cześć skarbie - ucałowałem jej policzek, po czym zdjąłem buty. Eleanor jednak stała niewzruszona moim przybyciem. Powiedziałbym nawet, że przyglądała mi się z wrogością w oczach. „Coś nie tak?”
- Masz mi coś do powiedzenia, Louis? - odezwała się nagle.
♥♥♥
Hej kochani! ;)
Co u Was słychać? Pogoda za oknem trochę się popsuła, ale to idealna wymówka, żeby zaszyć się pod kocem z kubkiem gorącej czekolady i wejść na naszego bloga ;)
Co myślicie o tym rozdziale? W końcu rozwiązała się zagadka tygodnia: kto dręczył Louisa? Mamy nadzieję, że nie jesteście zawiedzeni takim obrotem sytuacji ;)
Nie ma chyba takich słów, jakimi mogłybyśmy przekazać to, co czujemy, kiedy czytamy tyle ciepłych słów od Was ;) I choć w tym momencie nic nie wydaję się wystarczająco dobre, powiemy po prostu krótkie, ale pełne miłości: DZIĘKUJEMY! <3
Przesyłamy Wam całą masę buziaków! Xx
MADDIE&CAROL
MADDIE&CAROL
Ja nie moge sie doczekac klejnego rozdziału !!!!! Ej ej był super... xd
OdpowiedzUsuńDziękujemy i ściskamy mocno Xx
UsuńCześć, skarby! ;D
OdpowiedzUsuńChciałabym faktycznie napisać tutaj dzisiaj coś mega budującego i kreatywnego, ale kurde... Nie mam nawet siły sklecić pół zdania. ;x Ahh... Grypa dopadła i mnie, i to w najmniej spodziewanym momencie. Siedzę sobie teraz w asyście chusteczek i okropnego bólu gardła, ale i tak wiem, że jutro rano będzie gorzej ;x aż mi się nie chce...
Cały dzionek miałam wielką ochotę przeczytać coś naprawdę świetnego, co pobudzi mój umysł do czegoś więcej niż martwienie się, że zdefragmentowałam dysk w laptopie i coś przypadkiem zepsułam xD Odłożyłam lekturę, odłożyłam książkę, odłożyłam pisanie rozdziału... wszystko co ma jakikolwiek związek z czytaniem ... Aż tu patrzę... i... Maddie i Carol wkraczają do akcji! ^^
Teraz się na Was wkurzyłam! Serio... No bo niby się wyjaśniło: To był ojciec Louis'a - rozumiem, ale zaraz potem dajecie nam porcję Eleanor, która ni stąd ni zowąd zadaje tak zimne pytanie w jego stronę... Na ja się chyba zabiję! Dlaczego? Dlaczego mam wrażenie, że to sprawka James'a i to po raz kolejny? Jeżeli to on to... ough!
Za to nieźle uśmiałam się przy przekomarzankach Zayn'a i Kathy. ;D Oni są naprawdę niemożliwi, zupełnie jakby już byli rodziną :D Bije od nich niesamowite ciepło :D I jeszcze Sue do tego wszystkiego - i kurczak! Hahaha...
No ale ja się pytam dlaczego kurde Zayn znów nic nie robi w wiadomej sprawie? Przecież dostał jak na dłoni dowód na to, że Kathy okłamała i jego i Louis'a, a on stwierdził, że miała swoje powody? Błagam Was dziewczyny...
Mam ochotę na jakąś cholernie piekielną akcję mrr <3 może żeby Kathy James coś zrobił, chłopaki wkroczyli itd. ? Hahaha... jestem okropna, ale musicie mnie znieść, przepraszam - w tych chusteczkach higienicznych chyba coś jest :D I Kathy znów spotkała się z Jamesem... Why whyw why?! Ale cieszę się że Louis się jej wygadał... taki mały KAMIEŃ Z SERCA <3
No i wreszcie jeszcze raz:
.
.
.
Co Louis do cholery zrobił? Chyba się zakatuję tu z Wami i nawet trening mi nie pomoże Hahaha :D
Ale dobra, jakoś Wam dzisiaj wybaczę, ale tylko dlatego, że boli mnie głowa, więc następnym razem wiecie co będzie...
( Wielki przytulas i znów masa buziaków, ale ciiiiicho :* )
Zaszyłam się też właśnie dzisiaj z gorącą czekoladą i olimpiadami z historii, ale jakoś od razu mi się odechciało studiowania ich więc... :D
Co do dzisiejszego ranka to faktycznie musiałam przypominać trochę El, tyle że ja wróciłam do łóżka, no ale ona miała tam Liam'a, więc chyba 1:0 dla niej :D
Mam nadzieję, że przeżyjemy kolejny tydzień w oczekiwaniu na rozdział i że znowu zleci on niesamowicie szybko :D Aaaa zapomniałabym!
Maddie, zaśpiewałam sobie piosenkę w ramach ciebie :* Jeszcze wszyscy żyją, więc chyba nie jest aż tak źle jak myślałam, a ostatnio śpiewałam przed całą szkołą także... :D
Dziękuję Wam z całego serca za mega opinie, za to co uważacie i piszecie! Jesteście fenomenalnymi osóbkami :D
Ściskam z całego serduszka, całuję i życzę meega weny (jakiś dłuższy rozdział może? :p )
Wasza Toori :*
Hej, kochanie! <3
UsuńDopadła cię grypa?! Wyślij ją do nas, mu już sobie z nią porozmawiamy! ;)
Mamy nadzieję, że już wyzdrowiałaś i pamiętaj, żeby o siebie dbać, bo nie chcemy, żebyś nam więcej chorowała. Tak więc, jak to mówią nasze kochane mamuśki, ubieraj się ciepło i nie ganiaj bez szalika ;)
I kolejna cecha która nas łączy: wszystkie jesteśmy wybitnymi informatyczkami ;) Gdyby policzyć wszystkie "ups" które wypowiedziałyśmy siedząc przed komputerem to... Istnieje w ogóle taka liczba? ;)
Ej, nie wkurzaj się na nas, a już na pewno się nie zabijaj ;) Po prostu nie chcemy was zanudzić na śmierć. Gdybyśmy zawsze kończyły w taki przewidywalny sposób, zauważylibyście w końcu jakie z nas okropne nudziary i ucieklibyście z tego bloga w kilka sekund ;)
Tak, Zayn dostaje coraz więcej dowodów na to, że James nie jest w porządku, ale pamiętajmy, że pan Turner w oczach wszystkich jest szanowanym prawnikiem, więc trudno uwierzyć w to, że może on bić swoją dziewczynę... Na szczęście jest też Louis, któremu już nie tak łatwo wcisnąć pierwszą lepszą historyjkę...
Jeszcze przed chwilą pytałaś, czemu Zayn nie reaguje, a teraz domagasz się jakiejś sceny akcji z Kathy, Jamesem i chłopakami? ;) (Pamiętaj, że nas nie trzeba długo przekonywać ;)
Co zrobił Louis? Niestety nie możemy ci tego zdradzić, ale wszystko wyjaśni się już w kolejnym rozdziale. Może to rzeczywiście sprawka Jamesa... A może nie ;)
Olimpiady z historii? Szykujesz się do czegoś? Opowiadaj nam tu natychmiast! ;)
Nie jesteś jedyną, która zazdrości Danielle takiego przystojniaka w łóżku. Na nas niestety też może w nim czekać co najwyżej kot ;)
Śpiewałaś przed całą szkołą? A jest w ogóle coś, czego nie potrafisz robić? Fantastycznie piszesz, trenujesz, teraz okazało się też, że masz talent wokalny... Zaraz napisze jeszcze, że doskonale stepujesz i grasz na akordeonie ;) Przy tobie wypadamy jak dwa beztalencia... ;)
Dziękujemy Ci z całego serduszka za to, że trafiłaś na naszego bloga i że dzięki temu mogłyśmy cię poznać ;) Jesteś cudowna! <3
Ściskamy mocno i już nie możemy doczekać się kolejnego rozdziału na twoim blogu Xx
Co Louis zrobił? Może Eleanor widziała go jakoś z Kathy? Zayn i Sue są tacy słodcy ♥ Przepraszam, że nie rozpisze się jak Victoria, ale ma telefonie pisze się nie wygodnie i ręka boli ; ; Do tego pies śpi mi na ramieniu xD Kocham Wasze opowiadanie ♥ I teraz tak zauważyłam, wasz avatar ma (przynajmniej dla mnie) dwa znaczenia! Jest to takie połączone M z C od pierwszych liter waszych nickow i to wygląda jeszcze jak takie "Me" x3
OdpowiedzUsuńLouis z pewnością musiał sobie poważnie przeskrobać, skoro El była tak zdenerwowana. Co prawda nie możemy zdradzić szczegółów, ale wszystko wyjaśni się już w kolejnym rozdziale ;)
UsuńMy też nie cierpimy pisać komentarzy na telefonie, więc całkowicie Cię rozumiemy ;)
Masz psa? Jakiego? Opowiadaj ;)
Dziękujemy, że jesteś z nami i przesyłamy masę buziaków Xx
Hej :) na początek (jak zawsze :d) chcę podziękować za to że mi odpisałyście na mój poprzedni komentarz mam na dzieję że słowo "ZUESTYCZYNIE" będzie popularne jak np słowo "dobrze" haha wiem słabe porównanie :D przepraszam że nie skomentowałam jak rozdział się pojawił ale tak naprawdę to dopiero teraz znalazłam chwilę by posprawdzać blogi które czytam...Mam dzisiaj okropny dzień ;-; a rozdział na moim ulubionym blogu to jak zbawienie :D dziękuje że jesteście :* a więc tak ogólnie zacznijmy od sprawy Lou i El może ona się tylko wygłupia?Albo widziała Lou i Kat jak rozmawiali i to mogło wyglądać trochę dziwnie ? Nie wiem nie mam bladego pojęcia :3 w końcu się wyjaśniło że to był biologiczny tata Lou.Nie wiem czemu wydaję mi się że tak było naprawdę z tym że jego tata zaczął z nim rozmawiać jak zobaczył Tomlinsona w telewizji czy tak nie było w jakimś wywiadzie ? Wydaję mi się że Lou gdzieś o tym wspominał ale może mi się tylko wydawać :p Sue i Zen jak zawsze Zuestyczni *_* uwielbiam to słowo :D Kathy widzę że kłamstwo wychodzi Zayn chyba sam się oszukuje że dziewczyna miała powód by ich okłamać no cóż mam tylko wielką nadzieję że nic bardziej poważnego niż ta rana na poliku się nie stanie...więc kończę mój komentarz idę zjeść tabliczkę czekolady i humor poprawiony :D aa jeszcze jedno :) jak wam mija dzień, tydzień co kolwiek :p dziękuję za poprawienie humoru :* 19 !!!! a No tak spóźnione życzeni wasz blog tydzień (?) Temu miał osiemnastkę :p sto lat sto lat :p okej no to co do następnego moje kochane :* <3
OdpowiedzUsuń//Marcela
Hej! <3
UsuńTo my dziękujemy Ci, że zostawiasz swój komentarz pod każdym rozdziałem ;) To naprawdę dużo dla nas znaczy ;)
Okropny dzień? Coś się stało, czy to tylko jesienne przygnębienie? Mamy nadzieję, że już wszystko w porządku ;)
W głębi duszy liczyłyśmy, że komuś przynajmniej trochę spodoba się to, co piszemy, ale nie marzyłyśmy nawet o tym, że znajdzie się osoba, która nazwie nasz blog "ulubionym"... Wow... To dla nas naprawdę wielkie wyróżnienie ;) Dziękujemy <3
Cała sprawa pomiędzy Louisem a Eleanor wyjaśni się już w kolejnym rozdziale, więc na razie nie będziemy nic zdradzać... ;)
Tak, Louis chyba wspominał w jakiejś wypowiedzi o kontaktach ze swoim biologicznym ojcem, które nie należą do najlepszych i właśnie tym inspirowałyśmy się, pisząc te sceny.
Co do Kathy i Jamesa, możemy powiedzieć jedynie, że to jeszcze nie koniec ich historii... Z resztą, sama już niedługo się przekonasz ;)
Chyba nie ma nic lepszego na poprawę humoru niż czekolada ;)
Co do tego, jak mija nam tydzień, jak na razie jesteśmy bardzo zabiegane i z niecierpliwością wyczekujemy tego długiego weekendu w listopadzie ;) Na szczęście istnieją jeszcze sprawdzone poprawiacze humoru, jakimi są komentarze takie jak Twój, po których całe zmęczenie gdzieś znika ;)
Dziękujemy za wszystko <3
Buziaki Xx
Wreszcie przeczytałam wszystkie rozdziały i mogę skomentować. :D Bardzo podoba mi się wasz styl pisania. Rozdziały są długie i bardzo dobrze się czyta. :) Uwielbiam Zayna i Sue. Fajnie by było gdyby Kathy zerwała ze swoim beznadziejnym chłopakiem. xD Mogłaby związać się z Louisem albo z Harrym. :) Jestem ciekawa co będzie w kolejnym rozdziale.
OdpowiedzUsuńŻyczę wam weny i czasu na pisanie. :*
Zapraszam też do siebie:
http://escape-fan-fiction.blogspot.com
Cieszymy się, że sposób, w jaki piszemy, przypadł Ci do gustu i że nie zanudziłaś się, czytając wszystkie rozdziały ;)
OdpowiedzUsuńMamy nadzieję, że w najbliższym czasie twoja sympatia do Sue i Zayna nie spadnie, a nawet urośnie jeszcze bardziej ;)
Co prawda Kathy nadal ma chłopaka, ale weźmiemy twoje słowa pod uwagę ;)
Dziękujemy <3 Ten czas z pewnością się przyda, bo ostatnio nasza doba wydaje się być o połowę krótsza ;)
Oczywiście z wielką przyjemnością odwiedzimy Twojego bloga ;)
Ściskamy Xx