sobota, 27 września 2014

Rozdział 16.



            Stanęliśmy na środku placu, przyglądając się krzątającym dookoła ludziom. Westchnąłem głęboko, kiedy Zayn poklepał mnie po ramieniu.
            - Słuchajcie - powiedziałem głośno, ale nikt tego nie usłyszał. „Albo cię zignorowali…” zakpiło moje drugie ja. Chciałem już ponownie się odezwać, ale ubiegł mnie Louis.
            - Ludzie! - krzyknął i automatycznie oczy wszystkich skierowały się w naszą stronę. „Jestem zbyt łagodny…” - Liam chciałby coś powiedzieć - dokończył już ton ciszej, szeroko się uśmiechając.
            - A więc… Udało się! - roześmiałem się. - Udało nam się nagrać całkiem niezły materiał na nowy teledysk - spojrzałem na uśmiechniętego Paula. - Chcielibyśmy…
            - Chcielibyśmy - przerwał mi Harry -…z tego miejsca bardzo, ale to bardzo mocno podziękować wam wszystkim.
            - Pomimo tego, że teoretycznie byliśmy w pracy, bawiliśmy się z wami fantastycznie - uśmiechnął się szeroko Niall. - I tak wspaniale zatroszczyliście się o to, żebym nie był głodny… - spojrzałem na niego, z niedowierzaniem kręcąc głową, kiedy reszta wybuchła śmiechem.
            - Nie ma sprawy! - odezwał się rozbawiony Paul. - Rachunek za te wszystkie przekąski prześlemy ci pocztą.
            - Cieszymy się, że daliście nam tyle swobody - uśmiechnął się Louis - …że pozwoliliście nam na dobrą zabawę i że dzięki temu wszystkiemu teledysk będzie naprawdę w naszym stylu.
            - Chociaż nie będę ukrywał, że z tą wodą to już lekka przesada - wymamrotał Zayn, na co wszyscy po raz kolejny wybuchli śmiechem. - Następnym razem chociaż zainwestujcie w jakieś rękawki albo ponton dla mnie.
            - Przepraszamy też za wszystkie problemy, jakie sprawialiśmy - wtrącił po raz kolejny Louis.
            - Lepiej powiedz od razu, że przepraszasz za ten popsuty samochód - prychnął Harry, na co Paul westchnął głęboko, zaplatając ręce na piersi.
            - Paul, kochany, przecież wiesz, że nie…
            - Że nie chciałeś - Paul dokończył za Louisa. - Słyszałem to już tyle razy - po raz kolejny głośno westchnął. - Za to też wystawię rachunek
            - Ale…
            - Nie odzywaj się, bo policzę dwukrotnie - Paul starał się zachować powagę, ale widząc zdezorientowaną minę Louisa, nie wytrzymał i już po chwili wybuchł głośnym śmiechem.
            - Wracając do tematu… - odezwał się Niall. - Gdyby nie wasze zaangażowanie, nic byśmy nie wskórali.
            - Dziękujemy! - krzyknął Zayn, uśmiechając się szeroko, po czym wszyscy jak na komendę ruszyliśmy w stronę Paula i mimo jego głośnych protestów, wykonaliśmy nasz zespołowy uścisk. Minęło jeszcze sporo czasu, zanim podziękowaliśmy każdemu z osobna. „Ale przecież naprawdę mieliśmy za co dziękować…”
            - Koniec tego dobrego! - Louis chwycił za megafon. - Zbierać manatki, ludzie! Macie wolne! - po tych słowach na placu zapanowało ogólne zamieszanie. Wszyscy od razu zabrali się za pakowanie sprzętu, czemu towarzyszyły oczywiście głośne rozmowy i śmiechy.
            - Chciałem tylko dodać - Paul uśmiechnął się zwycięsko, przechwytując megafon od Louisa - …że za te wszystkie niedogodności, które spotkały was przez tych uroczych panów - popatrzył w naszą stronę - …chłopcy zgodzili się pomóc wam w pakowaniu i sprzątaniu - posłał nam szeroki uśmiech. - Do roboty! - machnął ponaglająco dłonią i nie dając nam nawet najmniejszej szansy na protest, ruszył w stronę naszego ochroniarza. Odetchnąłem głęboko, spoglądając na chłopaków, po czym opadłem na stojące obok krzesełko.
            - Mogę? - nagle obok mnie znalazła się szeroko uśmiechnięta Kathy.
            - Co? - spojrzałem na nią, unosząc brew.
            - Krzesełko - powiedziała, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie. - Przecież nie będzie ci potrzebne, bo musisz sprzątać - dodała, a ja bez słowa podniosłem się z miejsca, cały czas będąc całkowicie zdezorientowany jej dziwnym zachowaniem.
            - Dziękuję - uśmiechnęła się szeroko, po czym chwyciła za krzesło i ruszyła w stronę jeziora.
            - A jej to po co? - Louis podszedł do mnie, marszcząc brwi, na co wzruszyłem jedynie ramionami. - Zajmę się tym - stwierdził, po czym ruszył za dziewczyną. „No tak, przecież jesteś mistrzem w uciekaniu od obowiązków…” westchnąłem głośno, chwytając za jeden z kartonów z rekwizytami.


            - Po co zabrałaś te krzesełko? - podbiegłem do dziewczyny, która aż podskoczyła, słysząc mój głos.
            - A to karalne? - odwróciła się w moją stronę. - Raczej nie - dodała po chwili. - Nie powinieneś pomagać chłopakom? - delikatnie zmarszczyła czoło.
            - Nie powinienem - uśmiechnąłem się szeroko. - Nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie - wzruszyłem ramionami.
            - A po co są krzesła? - wywróciła oczami i skierowała się w stronę jeziora.
            - Czemu odpowiadasz pytaniem na pytanie? -  ruszyłem za nią, wsuwając dłonie w kieszenie spodni.
            - Nie odczepisz się, prawda? - westchnęła lekko podirytowana.
            - Właśnie o tym mówię - prychnąłem, na co ponownie wywróciła oczami. - To może powiesz mi przynajmniej, dokąd idziesz? - zapytałem. - Chyba nie… - westchnąłem głośno, kiedy nie doczekałem się odpowiedzi. - Wiesz, jakoś nie bardzo chce mi się pomagać chłopakom - odezwałem się po kolejnej chwili milczenia. - Mogę dotrzymać ci towarzystwa?
            - Wolałabym nie - pokręciła głową, wchodząc na pomost, po czym odstawiła krzesło i wygodnie się na nim rozsiadła, skupiając swój wzrok na nieruchomej tafli wody.
            - Dlaczego? - usiadłem na drewnianej krawędzi.
            - Wolę rozmyślać w ciszy - westchnęła, zarzucając nogę na nogę.
            - W takim razie będę cicho jak nigdy - uśmiechnąłem się do niej, po czym zabrałem się za zdejmowanie butów.
            - Co ty robisz? - spojrzała na mnie zdezorientowana.
            - Mam ochotę tu posiedzieć i najzwyczajniej w życiu pomoczyć nogi - stwierdziłem, zanurzając stopy w wodzie, po czym rozłożyłem się na pomoście, wsuwając dłonie pod głowę.
            - Ale…
            - Mogłabyś być cicho? - westchnąłem teatralnie, zamykając oczy. - Wolę rozmyślać w ciszy - powtórzyłem jej słowa, na co jedynie prychnęła pod nosem, nie kończąc już tego, co miała do powiedzenia. Odetchnąłem głęboko, wsłuchując się w kojący szum liści. „Szkoda, że El nie może tu być…” westchnąłem. „Mógłbym z nią tak leżeć i leżeć…” przywołałem w swojej głowie jej uśmiechniętą twarz. „Przez całe życie…”  przemknęło mi przez myśl. „Ale czy byłaby w stanie tyle wytrzymać?” Dużo razy już o tym myślałem. Wiedziałem, że liczy na mnie czwórka niesamowitych gości i cała armia fanów, których nie mogłem zawieść, a przecież nie potrafiłem być w kilku miejscach jednocześnie. Teraz jakoś znosiła moją częstą nieobecność, ale jak długo będzie potrafiła żyć w ten sposób? „Po co jej ktoś, kogo praktycznie nie ma przy jej boku?” Nie będzie potrzebny jej facet, który nie znajdzie czasu na wyjście z psem, na naprawieniem kranu czy pójście na przedstawienie własnego dziecka. „Czasem sama miłość nie wystarczy…”
            - O czym myślisz? - cichy głos wyrwał mnie z rozmyślań. Otworzyłem oczy, przyglądając się blondynce, zajmującej właśnie miejsce obok mnie. Powoli zdjęła buty z nóg i zamoczyła stopy w wodzie.
            - O przyszłości… - westchnąłem, wracając do pozycji siedzącej.
            - I o czym tu myśleć? - uśmiechnęła się. - Ktoś taki jak ty chyba nie ma się o co martwić…
            - Ktoś taki jak ja… - powtórzyłem po niej, przenosząc wzrok przed siebie.
            - Przepraszam… Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało - zakłopotana ścisnęła w dłoni materiał swojej bluzki.
            - Ej, przestań…  - trąciłem ją łokciem. - Przecież wiem, kim jestem. Louisem Tomlinsonem, wielką gwiazdą! - spojrzałem na nią, siląc się na uśmiech.
            - Z bardzo niską samooceną - prychnęła pod nosem, po czym odetchnęła głęboko. - Lou, miałam na myśli…
            - Wiem, co miałaś na myśli - przerwałem jej. - Tylko, że tu nie chodzi o to, czy za kilka lat będę miał za co opłacić rachunki, czy iść na zakupy. Wiem, że finansowo moja przyszłość jest zabezpieczona - przeczesałem ręką włosy. - Chodzi o coś więcej… O mnie…
            - A co jest z tobą nie tak? - zmarszczyła lekko brwi.
            - Ja jestem nie tak, Kathy…
            - Nadal nic nie rozumiem - pokręciła głową, no co westchnąłem z irytacją, chociaż wcale nie chciałem, żeby tak to zabrzmiało. - Przepraszam, nie musisz mówić.
            - Kathy... - uniosłem głowę, spoglądając w lekko zaczerwienione niebo. - Chodzi o to, że... - nie wiedziałem jak sprecyzować swoje już i tak wystarczająco pogmatwane myśli.
            - Boisz się - szepnęła nagle. - Boisz się przyszłości…
            - Nie boję się - wywróciłem oczami, jakby miało mnie to w jakiś sposób uratować przed prawdą. „Jasne, że się boję. Boję się jak cholera…”
            - Louis… - Kathy przerwała nagle panująca przez chwilę ciszę. - Eleanor cię kocha - spojrzała na mnie swoimi przenikliwymi tęczówkami.
            - Ale skąd…
            - Umiem czytać w myślach - uśmiechnęła się, odpowiadając na moje niedokończone pytanie. - Poza tym, nie trudno było się domyślić - dodała, walcząc z pasmami włosów rozwiewanymi przez delikatny wiatr. - Nie wierzę w to, że El mogłaby nagle zakończyć wasz związek. Właściwie, czemu miałaby to zrobić? - przechyliła głowę, spoglądając na mnie.
            - Po co jej ktoś, kogo nie ma? - westchnąłem. - Po co jej facet, który zostawia ją ze wszystkim samą?
            - Sam wiesz, że to nieprawda. Jesteś przy niej, kiedy cię potrzebuje. Co prawda, nie zawsze możesz trzymać ją za rękę, ale jestem pewna, że Eleanor czuje twoją obecność w swoim życiu nawet wtedy, kiedy jesteś na innym kontynencie - założyła za ucho kosmyk włosów. - Poza tym, nie obraź się, ale kiedyś i ta wasza wielka kariera się skończy - roześmiała się. - Cały czas nie będziecie tacy rozchwytywani. Popatrz tylko na inne zespoły.
            - Możesz przestać udawać taką mądrą? - spojrzałem na nią, unosząc brew.
            - A ty możesz przestać dramatyzować? - przewróciła oczami. - Louis, ona cię kocha i  nie zamieniłaby cię na nikogo innego.
            - Skąd ty to możesz wiedzieć?
            - Po pierwsze, jesteśmy kobietami i rozmawiamy na wiele tematów - zaczęła.  - A po drugie, nie sądzę, że gdyby cię nie kochała, to pokonywałaby tyle kilometrów tylko po to, żeby tu być.
            - Przecież jej…
            - Nie za dobrze wam? - słysząc znajomy głos, momentalnie odwróciłem głowę w tamtym kierunku.
            - Eleanor? - spojrzałem na dziewczynę, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę.
            - Tak, chyba właśnie tak mam na imię - prychnęła, po czym usiadła obok Kathy i ucałowała ją w policzek. „A ja to co?” - Nie chcę cię wyganiać, ale Danielle i Sue cię szukają.
            - Dziwisz się? Powinnam już od dłuższego czasu… - blondynka podniosła się z miejsca, chwytając w dłonie swoje buty. - Nie ważne - machnęła ręką. - Lecę.
              - Do później - krzyknąłem, kiedy właściwie już znikała z naszego pola widzenia. - Skąd się tu wzięłaś? - zacząłem, spoglądając na moją dziewczynę.
            - Stęskniłam się - wzruszyła ramionami, przysuwając się do mnie.
            - Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham - westchnąłem, po czym rzuciłem się na jej usta, spragniony ich słodkiego smaku.
            - Nie sądziłam, że aż tak ci mnie brakowało - roześmiała się z twarzą tuż przy mojej.
            - Nawet nie wiesz, jak bardzo…


            Rozsiadłem się wygodnie na jednym z leżaków, zapalając papierosa „Czas na relaks...” westchnąłem, rozglądając się po już praktycznie pustym placu, na którym Liam z Harrym urządzili sobie walkę i okładali się nawzajem dmuchanymi zabawkami, a Niall przyglądał im się rozbawiony, wpychając w siebie coś do jedzenia. Zamknąłem oczy, zaciągając się dymem. „A właściwie to…” Uniosłem powieki, tym razem dokładniej rozglądając się dookoła. „Gdzie dziewczyny?" zmarszczyłem czoło, przypominając sobie, że od dzisiejszego poranka widziałem je może ze trzy razy i to wtedy, kiedy wszyscy mieliśmy przerwę na jedzenie. Rozumiałem, że wcześniej pewnie cieszyły się słońcem gdzieś przy jeziorze, ale teraz, kiedy powoli robiło się już ciemno, zacząłem zastanawiać się, gdzie podziewają się nasze damy. „Zluzuj portki, Malik…” zakpiło ze mnie moje drugie ja. „Przecież się nie potopiły. W porównaniu do ciebie potrafią pływać…” Westchnąłem pod nosem, po czym ponownie zamknąłem powieki. Chwilę później poczułam ciepłe dłonie zakrywające mi oczy.
            - Zgadnij kto to - dziewczyna szepnęła mi do ucha, na co momentalnie się uśmiechnąłem.
            - Louis? - prychnąłem, na co zdzieliła mnie przez ramię i zajęła miejsce na moich kolanach.
            - Jak ja ci dam Louisa… - wywróciła oczami, po czym szeroko się uśmiechnęła. - Jak dzień?
            - Dobrze - wzruszyłem ramionami, po czym zmarszczyłem czoło, kiedy blondynka wyjęła z mojej dłoni papierosa, po czym wyrzuciła go na ziemię, dodatkowo przydeptując butem. - Ej!
            - Chcesz, to się truj, ale nie przy mnie - stwierdziła, mrużąc oczy. - Dobrze? Tylko tyle powiesz mi na temat tego, jak minął ci dzień? - uniosła brew.
            - Bardzo dobrze - uśmiechnąłem się szeroko, na co znów przewróciła oczami. - A jak twój dzień?
            - Nic specjalnego - wzruszyła ramionami, po czym oparła głowę na moim ramieniu.
            - Ktoś tu się stęsknił? - prychnąłem, obejmując ją mocniej.
            - Hmm… Właściwie, to miałam dziś wiele odczuć - uniosła wzrok spoglądając na mnie -… ale tęsknoty chyba nie - roześmiała się.
            - Za to ja bardzo tęskniłem - stwierdziłem, całując ją w skroń. - Jesteś spakowana? Niedługo powinniśmy się zbierać…
            - Wydaję mi się, że nie tak szybko - przez jej twarz przebiegł cień cwanego uśmiechu. „Co ty kombinujesz?”
            - Nie rozumiem…
            - W swoim czasie - szepnęła, po czym złożyła delikatny pocałunek na moich ustach. - Właściwie… - po raz kolejny musnęła moje wargi. - Też tęskniłam.
            - Musisz się tak ze mną droczyć? - westchnąłem, na co wzruszyła niedbale ramionami. Uchwyciłem jej twarz w dłonie, przyciągając ją do siebie i smakując jej malinowych ust.
            - O wy zboczuchy! - głos Louisa sprawił, że odsunąłem się od Sue, mierząc go wzrokiem. Stał przed nami, ściskając mocno dłoń wtulonej w niego Eleanor. „Eleanor? A co ona tu robi?” - Wstydzilibyście się.
            - El, jednak do nas dołączyłaś - zacząłem, puszczając mimo uszy komentarze przyjaciela.
            - Czyli jesteście już wszyscy - Sue podniosła się z moich kolan, na co zmarszczyłem brwi. - Niall, Harry, Liam! Możecie tu na chwilę podejść? - krzyknęła i chwilę później trójka chłopaków stała już obok niej.
            - Co tam? - Harry szeroko się uśmiechnął, opierając o jej ramię.
            - Postanowiłyśmy z dziewczynami pokrzyżować wam trochę plany - zaczęła. - A właściwie, udało nam się namówić Paula, żebyśmy mogli zostać tu trochę dłużej.
            - Co masz na myśli, mówiąc „dłużej”? - Louis spojrzał na nią pytająco.
            - Zrobimy ognisko - wtrąciła Eleanor.
            - Niestety okazało się, że żadne z nas skautki i nie potrafimy rozpalić ognia - Sue wzruszyła bezradnie ramionami.
            - Może chcielibyście pomóc? - El teatralnie zatrzepotała rzęsami.
            - Nie ma sprawy - Niall klasnął w dłonie.
            - Gdzie jedzenie, tam i Niall - prychnął Harry, za co od razu dostał od niego kuksańca w bok.
            - To chodźmy - Liam uśmiechnął się szeroko. - W którym miejscu te ognisko?
            - Po drugiej stronie jeziora - Kathy oparła ręce na biodrach, stając obok Harrego. „Nawet nie zauważyłem, jak się skradała…” - Tam, gdzie ostatnio skakaliście do wody.
            - Dobra, to idziemy - Louis ucałował skroń swojej dziewczyny, po czym cała czwórka ruszyła przed siebie.
            - A ty co? - Sue zaplotła dłonie na piersi.
            - Osiem rąk w zupełności wystarczy do rozpalenia ogniska - uśmiechnąłem się szeroko. - A my w tym czasie moglibyśmy coś dokończyć - puściłem do niej oczko, na co westchnęła podirytowana, po czym chwyciła mnie za dłoń.
            - Wstań i idź z nimi - wywróciła oczami, pociągając mnie za rękę. - Zayn!
            - Czemu ci tak na tym zależy - westchnąłem, podnosząc się z miejsca.
            - Bo tylko ty masz zapalniczkę? - wywróciła oczami. „No i masz…”
            - Najpierw buziak - uśmiechnąłem się szeroko.
            - Okropny leń się z ciebie zrobił - roześmiała się, składając delikatnego całusa na moim policzku. - Rusz się, biegiem - dodała, po czym klepnęła mnie w tyłek. Westchnąłem głośno i ruszyłem w stronę sporo oddalonych już ode mnie chłopaków.
            - Czekajcie! - krzyknąłem, podbiegając do nich.
            - Jednak nie udało się wymigać od roboty, co? - prychnął Louis, na co wywróciłem oczami.
            - Nie doszedłem w tym jeszcze do takiej perfekcji jak ty - odgryzłem się, wyciągając papierosa z paczki.
            - To dziwne, że Paul zgodził się na to ognisko - odezwał się Liam. - Jeszcze godzinę temu, kazał nam się spieszyć, żeby wcześniej wyjechać.
            - Paul z natury jest dziwny, ale…
            - Przepraszam, że przerywam - roześmiał się Harry, na co Niall wywrócił jedynie oczami -…ale ognisko się pali, więc chyba ktoś nas wkręcił - spojrzałem przed siebie, od razu dostrzegając palący się stos drewna. „Wiedziałem, że coś tu nie gra…”
            - Czy tylko ja nic z tego nie rozumiem? - Liam wsunął dłonie w kieszenie spodni, a ja, nie czekając dłużej, szybkim krokiem ruszyłem przed siebie.
            - A ty gdzie? - krzyknął za mną Payne.
            - Zobaczyć, co za krasnale nas wyręczyły - prychnąłem, po czym zaciągnąłem się papierosem. Nim się zorientowałem, pozostała czwórka zaczęła dotrzymywać mi kroku. „Dobra, o co tu chodzi?” stanąłem jak wryty, kiedy dotarliśmy już na miejsce. „Wielki ekran, palące się już ognisko, góra jedzenia…” - Co to ma być?
            - Mnie się pytasz?


            Zmarszczyłem czoło, rozglądając się dookoła. „Ktoś ma dziś urodziny, czy co?” Spojrzałem na Harrego, który stał obok, zdziwiony równie jak ja i pozostała trójka.
            - Co to ma być? - wymamrotał Zayn, po czym spojrzał na Louisa.
            - Mnie się pytasz? - Tommo wzruszył ramionami, wsuwając dłonie w kieszenie spodni.
            - Ja też nic nie wiem - westchnąłem, kiedy wzrok Malika przeniósł się na mnie. Zayn raz jeszcze zaciągnął się dymem, po czym wyrzucił niedopałek, przydeptując go butem. Chciałem już coś powiedzieć, kiedy wielki ekran zaczął się włączać i naszym oczom ukazała się postać zarumienionego i speszonego chłopca.
Jak masz na imię?
„A to co?” niepewnie podrapałem się po głowie, słysząc w głośnikach głos Louisa Walsha.
Niall. Niall Horan.
Mimowolnie prychnąłem, kiedy usłyszałem nieśmiały głos kumpla.
Dlaczego tu dziś jesteś, Niall?
Nadal nie rozumiałem nic z tego, co rozgrywało się przed moim oczami. Niepewnie podszedłem do jednej z ławek, zajmując na niej miejsce.
Chcę być świetnym artystą
Chwilę później pozostała czwórka siedziała już obok mnie, nie odrywając wzroku od ekranu. „Niesamowite…” uśmiechnąłem się pod nosem, przyglądając się postaci speszonego blondyna, który zaczął śpiewać pierwsze słowa piosenki. Po przesłuchaniu Nialla przyszła kolej na mnie. „Jakby to było wczoraj…” To naprawdę zabawne, móc oglądać siebie i to na tak dużym ekranie. „Staliśmy się ludźmi, którymi chcieliśmy być…” westchnąłem cicho, obserwując swój występ. Z rozmyślań wyrwał mnie dopiero głośny śmiech Harrego, kiedy na ekranie ukazała się postać Louisa.
            - Zamkniesz się? - Tommo szturchnął Stylesa, wywracając oczami. - Chcę posłuchać, jak bardzo wtedy kaleczyłem tę piosenkę.
            - Wszyscy chcemy - dodał Zayn, na co zaśmiałem się tylko pod nosem. Uważnie przyglądałem się występowi każdego z nas, co chwila przenosząc wzrok z ekranu na moich przyjaciół. Byli tymi samymi ludźmi, których poznałem dwa lata temu. Ludźmi, bez których moje życie byłoby puste. „Teraz byłem już tego pewny na sto procent…”  Nie sądzę, żeby któryś z nas zmienił się od tamtego momentu. Louis był nadal tym głośnym, lubiącym łamanie zasad chłopakiem. Może poprawiła się tylko jego organizacja. Teraz stara się bardziej wywiązywać z obowiązków i rozplanowywać dzień tak, by ze wszystkim zdążyć. Harry wyszedł ze swojej skorupy. Stał się pewniejszy siebie i niezależny. Co do Nialla… On jest nadal głośny, głodny i nieźle pokręcony. Natomiast Zayn, to Zayn. Cały czas zasypia gdzie popadnie i posiada swój prywatny świat, do którego lubi czasem uciec. „Znam ich chyba jak własną kieszeń…”
            - Skąd to się tu wzięło? - odezwał się Niall, kiedy na ekranie pojawił się nasz pierwszy singel.
            - Też chciałbym wiedzieć - wydukał Zayn, drapiąc się po głowie.
            - Który dzisiaj? - zapytałem nagle, nadal wpatrując się w ekran.
            - Dwudziesty-trze… Cholera! - Malik gwałtownie podniósł się z miejsca, stając naprzeciwko nas. - Dziś mijają dwa lata!
            - Niespodzianka! - usłyszałem za sobą głośny krzyk i szybko odkręciłem się, spoglądając na roześmiane twarze naszych przyjaciół. Momentalnie stanęliśmy na równe nogi, szeroko się uśmiechając. Byli tam wszyscy. Cała ekipa w towarzystwie Paula, Simona i naszych pięknych pań.
            - A wy co, będziecie tak stać i się nam przyglądać? - roześmiała się Kathy, kiedy żaden z nas nie potrafił wydobyć z siebie słowa. - Trzeba zdmuchnąć świeczki - spojrzałem na stojących obok mnie chłopaków i jak na komendę ruszyliśmy w stronę Danielle, Josha i Marka, którzy trzymali przed sobą ogromny tort.
            - Tylko pomyślcie życzenie - roześmiała się Dan, na co uśmiech na mojej twarzy poszerzył się jeszcze bardziej. „O ile to w ogóle możliwe…” Po raz kolejny kątem oka zerknąłem na chłopaków. Niall momentalnie skrzyżował palce u rąk, Harry uniósł wzrok ku niebu, a Zayn zacisnął mocno powieki.
            - No to na trzy… - odezwał się Louis, poklepując mnie po ramieniu. Zacisnąłem dłonie w pięści, wpatrując się w płomienie świec. „Niech to się nigdy nie kończy…” - Trzy!


            Usiadłam obok Zayna, który od razu otoczył mnie ramieniem. Oparłam o niego głowę, przyglądając się naszym przyjaciołom. Każdy był w swoim żywiole. Niall grający na gitarze jakąś melodię, której towarzyszył głośny śmiech Kathy, starającej się zaśpiewać choć linijkę tekstu, Louis troskliwie tulący do siebie Eleanor, Harry wygłupiający się z Joshem, pogrążony w rozmowie z Simonem Liam, który nawet na chwilę nie wypuścił dłoni Danielle z uścisku i cała reszta rozbawionej ekipy. Byli dla siebie jak rodzina. „Teraz i ty do niej należysz…” trafnie zauważyło moje drugie ja. Wtuliłam się mocniej w bok Zayna, zaciągając się zapachem jego perfum pomieszanych z papierosowym dymem.
            - No dobra, kto chce kiełbaskę? - krzyknął Niall, uśmiechając się szeroko.
            - Ludzie, Niall składa nam niemoralne propozycje - Harry wybuchł głośnym śmiechem, ale nikogo to zbytnio nie zaskoczyło. „Przecież rozmowa bez zboczonych podtekstów w towarzystwie Stylesa jest nierealna…”
            - Czy ty zawsze tylko o jednym? - Louis spojrzał na Harrego, który kiwnął głową, szeroko się uśmiechając. - I bardzo dobrze - prychnął, po czym przybił z nim piątkę.
            - Nie wiem jak wy, ale ja się jednak skuszę - roześmiał się Liam, po czym ruszył w stronę Horana.
            - Jeden mądry - westchnął Niall, podając mu kijek z dwoma kiełbaskami.
            - Głodna? - spojrzałam na Zayna, po czym pokręciłam przecząco głową. - To było pytanie retoryczne - wywrócił oczami, podnosząc się z miejsca, po czym ruszył w stronę Nialla. - I tak musisz zjeść - uśmiechnął się, wracając z kijkiem, na który nadziana była nasza dzisiejsza kolacja. Wtuliłam się w jego bok, zamykając oczy. Odetchnęłam głęboko ciesząc się jego obecnością. - Wszystko w porządku?
            - W jak najlepszym - leniwie uniosłam powieki, zerkając na mojego chłopaka.
            - Jesteś zmęczona? - zmarszczył lekko czoło.
            - Nie jestem - uśmiechnęłam się. - Po prostu się relaksuję.
            - Tutaj? - zdziwił się. - Przy takim hałasie?
            - Przy tobie - stwierdziłam, całując go w policzek, po czym przeniosłam swój wzrok na moją siostrę, która dosłownie zanosiła się od śmiechu, słuchając jednej z opowieści Nialla. Uśmiechnęłam się sama do siebie, widząc Kathy w takim stanie. W ostatnim czasie brakowało mi tego jej szczerego, zaraźliwego śmiechu. Momentami przechodziło mi nawet przez myśl, że przeszła na nią już powaga Jamesa.
            - Oddam go w dobre ręce - usłyszałam głośny pisk Eleanor. - Nawet sam się załatwia.
            - A ile za niego chcesz? - wtrącił się Harry.
            - Dla ciebie za darmo - prychnęła, ale szybko tego pożałowała, kiedy Louis zaczął kolejny atak łaskotek.
            - Jednak chyba podziękuję - Styles roześmiał się głośno.
            - Jak dopłacisz, to my go weźmiemy - stwierdził Zayn.
            - My? - uniosłam brew, spoglądając na mojego chłopaka.
            - Kochanie, przyda nam się ktoś do sprzątania i wynoszenia śmieci - prychnął, spoglądając na Louisa.
            - Obawiam się, że jeśli chodzi o sprzątanie, to może nie okazać się zbyt pomocny - zachichotała El.
            - Nie marudź, kobieto - odezwał się Louis. - Ciekawe co ty byś beze mnie zrobiła? - westchnął głośno, obejmując Eleanor, po czym zaczął szeptać jej coś do ucha. Na twarzy brunetki od razu wymalował się szeroki uśmiech. „Cały Louis…” Mimo jego lekceważącego podejścia do niektórych spraw, widać było, że ten związek traktuje naprawdę poważnie. Eleanor nie pozostawała mu dłużna. Odwzajemniała to uczucie, co można było dostrzec gołym okiem. Byli do siebie naprawdę podobni i może właśnie to sprawiało, że byli tacy szczęśliwi.
            Przeniosłam swój wzrok na Liama, który ocierał właśnie dłonią koniuszek brody Danielle. Uwielbiałam się im przyglądać. Obchodzili się ze sobą z wielką czułością, a kiedy na siebie patrzyli, w ich oczach pojawiała się coś, czego nie potrafiłam nawet opisać. Podziwiałam ich całym sercem. Oboje byli zapracowani, a mimo to nie rezygnowali z siebie.
            - Harry, kretynie! - wrzasnął Louis, na co Styles od razu wybuchł głośnym śmiechem.
            - Ups? - wyszczerzył swoje białe ząbki.
            - Masz szczęście, że to jego bluza - zachichotała Eleanor, po czym ucałowała policzek Louisa, co podziałało chyba jak środek uspokajający i uratowało Harrego przed Tomlinsonem.
            Spojrzałam na Zayna, wpatrującego się w ogień, który odbijał się w jego ciemnych źrenicach. Płomienie, rzucające na niego delikatne światło, ukazywały jego idealne rysy twarzy.
            - Patrzenie na mnie powinno być płatne - roześmiał się nagle. - Wiesz ile bym wtedy od ciebie wyłudził?
            - Przecież jest płatne - uśmiechnęłam się. - Poświęcam na to swój cenny czas - prychnęłam.
            - Tak mało jestem dla ciebie wart? - przewrócił oczami, za co od razu dostał kuksańca w bok. Na jego twarzy wymalował się cudowny, chłopięcy uśmiech. Wplotłam swoją dłoń w jego ciemne włosy. - W tym świetle wyglądasz tak…
            - Csiii… - przyłożyłam mu palec do ust. - Wrócimy do tego później - puściłam mu oczko.
            - Dziękuję, że tu jesteś - szepnął, po czym złożył delikatny pocałunek na moich ustach.
            - Do tego też wró…
            - Tym razem się doigrałeś, Styles! - krzyk Louisa przerwał moją wypowiedź. Wszyscy z rozbawieniem zaczęliśmy obserwować Harrego, który uciekając przed przyjacielem zawędrował nad brzeg jeziora i z głośnym pluskiem wskoczył do wody, chcąc chyba uratować swój honor. „I tyłek…”
            - Jak dzieci - Paul przewrócił oczami, spoglądając na Simona. - Akurat ich musiałeś połączyć w zespół? Nie mieliście tam jakichś normalnych?
            - Gdybym tylko wiedział… - mężczyzna roześmiał się głośno.
            - Jesteśmy najlepszym, co was w życiu spotkało - stwierdził Niall, nie przestając zajadać się smakołykami.
            - Może jeszcze wyrosną… - prychnął Paul.
            - Ludzie, jaka ciepła woda! - krzyknął Harry, kiedy wrócił do nas cały mokry.
            - To może chcesz jeszcze popływać? - roześmiał się Louis.
            - Rozważałem to, ale jednak zostanę z wami - stwierdził, owijając się kocem, który podała mu Kathy. - Dziękuję.
            - Trzeba przyznać, że masz naprawdę anielską cierpliwość, Paul - prychnęłam, spoglądając na mojego chłopaka.
            - Faktycznie - roześmiała się El. - Ja z jednym ledwo wytrzymuję, a mieć na głowie całą piątkę, to nie lada wyzwanie.
            - A co my niby takiego robimy? - Harry uśmiechnął się szeroko.
            - Niech pomyślę… - Paul podrapał się po głowie, udając zamyślonego. - Zawsze coś psujecie, rozwalacie, macie na wszystko czas… - zaczął wymieniać. Co chwila słyszeliśmy protesty chłopaków, którzy wręcz zarzekali się, że taka sytuacja nie miała miejsca. Z wielkim  zaciekawieniem wysłuchiwałam historii „zza kulis” ich kariery, cały czas trzymając się za brzuch, który bolał mnie już od śmiechu. Mimo tego, że Paul podczas swoich opowieści cały czas narzekał na chłopaków, na pierwszy rzut oka widać było, że jest z nimi naprawdę związany. Byli jak rodzina. „Poprawka, byli rodziną…”
            - A pamiętacie, jak wmówiliśmy Harremu, że Zayn chce odejść z zespołu? - roześmiał się Louis, spoglądając na Stylesa. - Aż się popłakało nasze maleństwo.
            - Cicho bądź! - wymamrotał Harry. - Byłem młody i naiwny…
            - Nigdy nie zapomnę jego miny, kiedy zacząłem pakować walizkę - zaśmiał się Zayn.
            - Jesteś okropny - spojrzałam na niego rozbawiona.
            - Żałuj, że tego nie widziałaś - cmoknął mnie w policzek.
            - Albo jak Louis… Wiecie, wtedy przed koncertem…
            - Zamknij się, Niall! - Lou rzucił się na Horana, zasłaniając mu usta ręką.
            - Oho! Louis, czyżbyś miał coś do ukrycia? - Danielle wybuchła śmiechem.
            - Powiedz im słowo, a zabiję… - wymamrotał, przygniatając blondyna.
            - Pięć paczek żelek i umowa stoi - Niall uśmiechnął się szeroko.
            - Dwie…
            - Cztery…
            - Dwie…
            - Trzy i więcej nie zejdę - blondyn wygramolił się z jego uścisku.
            - Dobra - Lou przewrócił oczami. - Kretyn… - dodał, zajmując swoje miejsce.
            - Uwielbiam robić z tobą interesy, przyjacielu…

 ♥♥♥

Witajcie kochani! :)
W pełnym i już całkowicie zdrowym składzie wracamy do Was z nowym rozdziałem :) Dziękujemy za wszystkie komentarze pod piętnastką i pozytywnego kopniaka energii, jakiego niósł ze sobą każdy z nich :) Powiemy to już nie pierwszy (i pewnie nie ostatni) raz, ale jesteście NAJLEPSI! <3
Mamy nadzieję, że rozdział z serii tych lekkich i przyjemnych przypadnie Wam do gustu :)
Przypominamy też, że akcja naszego opowiadania rozgrywa się w 2012 roku, tak więc chłopcy obchodzą dopiero drugą rocznicę istnienia 1D, a teledysk, który właśnie skończyli kręcić, to LWWY. :)
Ściskamy mocno! Xx
MADDIE&CAROL

sobota, 20 września 2014

Rozdział 15.

        - Niall! - odkręciłem się słysząc głos przyjaciela. Razem z Sue szli właśnie w moją stronę. Widząc ich miny, zrozumiałem, że mogłem w skrócie wytłumaczyć im przez telefon co się stało. Zamiast tego powiedziałem jedynie, żeby wracali, bo mamy problem. „No cóż…”
  - Szybcy jesteście - uśmiechnąłem się lekko.
  - Niall, lepiej powiedz co się stało? - blondynka wbiła we mnie spojrzenie. 
  - Myślę, że akurat o tym powinien wam opowiedzieć Harry - wziąłem łyk soku, po który właściwie tu przyszedłem. - O ile jeszcze żyje… - prychnąłem.
  - Co on zrobił?! - Zayn naprawdę wyglądał na przejętego. 
  - Spokojnie, nikt nie zginął… Chyba - roześmiałem się. - Ręki nie dam sobie uciąć… - skinąłem głową na znak, żeby szli za mną. 
  - Co się stało? - odezwał się Zayn, kiedy dołączyliśmy już do reszty chłopaków. 
  - No, Harry, powiedz co się stało…
  - No, Harry, powiedz… - powtórzyłem po Louisie z szerokim uśmiechem na twarzy.
  - Dajcie mu już spokój - Liam jak zwykle próbował załagodzić sytuację.
  - Ja dopiero zaczynam - Louis zmrużył oczy, zaplatając ręce na piersi.
  - No kurde… Zapomniałem. Nie moja… Dobra, moja wina, ale myślałem, że… - Harry spojrzał na Liama, szukając u niego pomocy. - Każdemu może się zdarzyć…
  - Ale czego zapomniałeś? - zapytała Sue, siadając obok Danielle.
  - Namiotów - westchnął. - Ale tylko dwóch - poprawił się szybko.
  - Co? - Zayn spojrzał na niego zdziwiony.
  - Skończony idiota - mruknął Louis.
  - Wziąłem te, które leżały na podłodze w korytarzu…
  - Harry, ale tam leżały wszystkie namioty, więc jakim cudem…
  - Wiem, ale jak miałem wziąć je wszystkie na raz? - przerwał Zaynowi. - Miałem jeszcze swoją torbę… - westchnął.
  - To czemu nie wróciłeś po resztę? - Zayn uniósł jedną brew, nadal mu się przyglądając.
  - Myślałem, że je zauważycie i weźmiecie… - podrapał się po głowie. Malik pokręcił głową z niedowierzaniem i wybuchł głośnym śmiechem.
  - Bawi cię to?! - Louis spiorunował go wzrokiem.
  - Jak cholera - spojrzał na niego, starając się zachować powagę. Usiadł obok Sue, delikatnie obejmując ją ramieniem, po czym znów wybuchł śmiechem. - Właśnie dotarło do mnie, że jeżeli ja i Sue bierzemy jeden namiot, Dan i Liam drugi, a Kathy kolejny, to wam trzem zostaje tylko jeden - prychnął. 
  - No co ty nie powiesz… - Louis przewrócił oczami.
  - Będzie wam naprawdę gorąco dzisiejszej nocy - Zayn poruszył komicznie brwiami.
  - Może jednak jest jakieś wyjście z tej sytuacji… - Kathy uśmiechnęła się niepewnie.
  - Mogę spać z tobą? - wyszczerzyłem zęby.
  - Niekoniecznie o to mi chodziło - zachichotała, spoglądając na mnie.
  - Przecież Tourbus stoi praktycznie pusty - zaczęła Danielle. - Harry za karę zostanie w namiocie, a wy się w nim prześpicie…
  - Czemu ja o tym wcześniej nie pomyślałem - Louis szeroko się uśmiechnął. - Chodź Niall, czas na nas - pociągnął mnie za rękę w stronę Torbusa, przed którym powitał nas rozbawiony Paul.
  - A wy czego tu szukacie? - uniósł jedną brew.
  - Widzisz Paul, zaszła taka… 
  - Wiem, słyszałem już o wszystkim - westchnął, przerywając Louisowi.
  - Czyli możemy tu spać? - zapytałem z nadzieją.
  - A czy ja coś takiego powiedziałem? - roześmiał się. - Jakaś kara za ten popsuty samochód musi być.
  - Ale to Louis…
  - Jak to mówią, jeden za wszystkich, wszyscy za jednego - wtrącił mi się w słowo. - Dobranoc - uśmiechnął się szeroko, po czym wszedł do Torbusa i zamknął nam drzwi przed nosem.
  - Nie masz serca! - krzyknąłem jeszcze i za Louisem powlokłem się z powrotem do reszty.
  - A wy co? - Zayn uśmiechnął się szeroko, rozkładając jeden z namiotów.
  - Nie udało się… - Louis spiorunował Harrego wzrokiem.
  - Będzie wam przynajmniej ciepło… Co ja gadam, gorąco!
  - Malik, nie denerwuj mnie jeszcze bardziej - Lou przewrócił oczami.
  - Spoko stary - Zayn uniósł ręce w geście poddania - Lepiej pomóżcie Harremu, bo jak tak dalej pójdzie, to będziecie spać pod gołym niebem.
  - On będzie spał… - wymamrotał Tommo.


  Przekręciłem się na bok, zasłaniając głowę poduszką. Głośne chrapanie Harrego nie pozwalało mi zasnąć, a dźwięk szeleszczącego opakowania chipsów, którymi objadał się Niall, wcale nie ułatwiał sprawy. „Spokojnie Tomlinson, spokojnie…”
  - Czy nie możesz robić tego ciszej?! - podniosłem się, spoglądając na rozświetloną przez ekran telefonu twarz przyjaciela.
  - A co ja niby takiego robię? - uniósł jedną brew, odkręcając się w moją stronę.
  - Mlaszczesz, szeleścisz… - warknąłem. - I jeszcze to cholerne chrapanie…
  - A co do tego, to już nie do mnie z pretensjami - wzruszył ramionami, ponownie przenosząc wzrok na ekran. - Może spróbuj go przestraszyć, to podobno działa - uśmiechnął się. 
  - Jak ktoś ma czkawkę, a nie kiedy chrapie, kretynie - westchnąłem, zakładając na siebie podkoszulek.
  - A ty gdzie? - zmarszczył czoło.
  - Jak najdalej od was - wymamrotałem, wychodząc z namiotu. „Moje plecy…” Wyciągnąłem ręce do góry, żeby się przeciągnąć. Trzask kości mówił sam za siebie. Trzech facetów i tona jedzenia Nialla to zdecydowanie za dużo na tak mały namiot. 
  Rozejrzałem się dookoła, zastanawiając, co ze sobą zrobić. „Chwila… Ona jeszcze nie śpi?” zmarszczyłem czoło, widząc rozświetlony namiot Kathy. „Może coś się stało…” westchnąłem głośno i nie czekając dłużej, szybkim krokiem ruszyłem w tamtym kierunku.
- Co ty tu robisz? - Kathy spojrzała na mnie niepewnie, kiedy rozsunąłem zamek w namiocie i przykucnąłem w wejściu
- Przyszedłem cię wykorzystać - roześmiałem się, na co tylko uniosła brew. - Dobra, tak serio, to… Wpadłem pożyczyć trochę cukru. Sąsiedzi powinni sobie pomagać.
- Nie mam cukru - prychnęła. - Ale jeśli potrzebujesz czegoś słodkiego, to zapraszam na…
- Ciebie? - przerwałem jej, a ona rozbawiona pokręciła głową.
- Na ciastka - uśmiechnęła się szeroko.
- Lepsze to, niż nic - roześmiałem się, puszczając jej oczko, po czym wgramoliłem się do środka. - Czytasz? - zapytałem, zauważając książkę w jej dłoni. - Aż tak ci się tu nudzi?
- Wcale mi się tu nie nudzi - zaprzeczyła szybko. - Po prostu wszyscy już śpią, a ja nadal nie mogę zasnąć, więc… - wzruszyła ramionami.
- Nie wszyscy - wymamrotałem. - Niektórzy nawet chociaż bardzo by chcieli już zasnąć, to nie mogą, bo ich namiot opanował chrapiący Harry i mlaszczący Niall w komplecie ze swoim przenośnym sklepem spożywczym - prychnąłem.
- No tak - roześmiała się cicho. - Zapomniałam… - spojrzała na mnie, zakładając za ucho pasmo włosów.
- Właściwie to… - odezwałem się po chwili milczenia. - James wie, że tu jesteś? - kiedy tylko wypowiedziałem te słowa, zdałem sobie sprawę, jak beznadziejnie one zabrzmiały. Sam nie wiedziałem, czemu zadałem to pytanie. Spojrzałem na Kathy, która przygryzła wargę, wbijając we mnie swoje niebieskie tęczówki. „Chyba trochę przesadziłeś, Tomlinson…” - Przepraszam… Nie tak to miało zabrzmieć… - zacząłem się tłumaczyć.
  - A jak? - Kathy przyglądała się uważnie każdemu mojemu ruchowi. Chyba pierwszy raz wyglądała na tak spiętą w moim towarzystwie. „Jestem kretynem…”
- Nie wiem, po prostu… Pomyślałem, że może nie spodobał mu się ten pomysł z wyjazdem - wydukałem. - Przepraszam, Kathy.
- Nie przepraszaj - na jej twarzy wreszcie znów pojawił się cień uśmiechu. - Wiem, jakie James może sprawiać wrażenie - chwyciła poduszkę, przyciskając ją do siebie. - Oschły, poważny, czasem nawet trochę chamski…
- Kathy...
- Ale on naprawdę taki nie jest… - przerwała mi. - To wspaniały, troskliwy i zabawny facet. Po prostu chyba zbyt dużo czasu spędza w pracy i zaraża się tą prawniczą powagą. 
- Nie chciałem…
  - Przestań - ponownie mi przerwała. - Każdy może mieć własne zdanie. A to, że zapytałeś, to nic złego. Wręcz przeciwnie. Przynajmniej nie musisz się domyślać - spojrzała na mnie. - Chcesz wiedzieć coś jeszcze?
- Nie, chyba nie - pokręciłem głową. - Chociaż mam jeszcze jedno pytanie… Gdzie poznałaś takiego prawnika, jak pan Turner? - poruszałem komicznie brwiami. - Naruszyłaś prawo, czy jak?
- Od naruszania prawa jest Sue - roześmiała się. - Poznałam go na uczelni.
- Długo jesteście razem?
- Kilka miesięcy - uśmiechnęła się. - Wiesz co? - odezwała się nagle ściszonym głosem, delikatnie nachylając w moim kierunku. - Zaczynam czuć się trochę jak na przesłuchaniu - szepnęła rozbawiona.
- Przepraszam - westchnąłem. - Jeśli chcesz, to teraz też możesz mnie o coś zapytać. Taki rewanż…
- Nie przepraszaj mnie za każdym razem - przewróciła oczami. - Skoro tak, to… - udała zamyśloną. - Jak ty poznałeś Eleanor?
- Wpiszmy to w Google - roześmiałem się. - Tam jest wszystko.
- No tak - westchnęła. - Wolałabym jednak poznać prawdziwą wersję. 
- Prawdziwą wersję? - uniosłem brew.
- Tak. Tę twoją - wbiła we mnie spojrzenie. - Wersję Louisa Tomlinsona, a nie wścibskich mediów. 
- No więc… To zasługa Harrego - uśmiechnąłem się pod nosem, przywołując w głowie twarz Eleanor. - Ta dwójka znała się jeszcze przed X-factorem - Kathy oparła brodę o kolana, uważnie przysłuchując się mojej opowieści. - Któregoś wieczoru Harry wyciągnął mnie na miasto ze swoimi znajomymi i właśnie wtedy zobaczyłem ją po raz pierwszy. Od razu przykuła moją uwagę… Harry chyba wyczuł o co chodzi, bo od razu nas ze sobą zapoznał. Pamiętam jak się wtedy uśmiechnęła. To było jak… Jakbym został czymś ogłuszony - rozłożyłem się wygodnie, zakładając ręce za głowę. - Później udało mi się wyciągnąć od Harrego jej numer. O dziwo, nie musiałem nawet go błagać. Ale kiedy miałem już napisać… Nagle pojawiło się milion wątpliwości. Bałem się, że mnie wyśmieje i najnormalniej w świecie dostanę kosza - roześmiałem się.
- Ale go nie dostałeś - wtrąciła Kathy.
- Na szczęście - pokiwałem głową. - Umówiliśmy się na spotkanie, potem na kolejne, aż w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że ją kocham - kątem oka zerknąłem na Kathy, która w tym momencie głośno westchnęła. - Przepraszam, zanudzam cię… - podniosłem się, przeczesując dłonią włosy.
- Nie - Kathy energicznie pokręciła głową. - Wręcz przeciwnie - uśmiechnęła się delikatnie. - Nawet nie wiesz, jak miło jest posłuchać czegoś takiego. Naprawdę ją kochasz i mówisz o tym w taki sposób, że…
- Szczerze? - przerwałem jej. - Z nikim jeszcze o niej tak nie rozmawiałem.
- A powinieneś. Każda kobieta chciałaby, żeby jej mężczyzna mówił o niej w taki sposób.
- Nie przesadzaj - przewróciłem oczami. - James na pewno też opowiada wszystkim same dobre rzeczy na twój temat - trąciłem ją łokciem, na co momentalnie spuściła wzrok. „Powiedziałem coś nie tak?”
- Tak, na pewno - uśmiechnęła się niepewnie, zakładając pasmo włosów za ucho. Pomiędzy nami znów zapadła niezręczna cisza. „Myśl Louis, myśl…”
- Od zawsze chciałaś studiować fotografię? - postanowiłem wstąpić na nowy temat.
- Marzyłam o tym - na samo wspomnienie o jej zajęciu, od razu się rozpromieniła, a w jej oczach pojawił się niesamowity błysk. Widać było, że to naprawdę kochała. - Chyba nie mogłabym studiować niczego innego - uśmiechnęła się, kręcąc głową. - A ty? Od zawsze chciałeś śpiewać?
- Moja mama zawsze powtarza, że śpiewałem już wtedy, kiedy nie potrafiłem jeszcze mówić - roześmiałem się. - Lubiłem to robić i podobno całkiem nieźle mi to wychodziło, ale nigdy nie pomyślałbym, że znajdę się w tym miejscu, w którym właśnie jestem. Kiedy pojawił się pomysł udziału w programie, nie sądziłem, że mam jakiekolwiek szanse. Przecież tam było mnóstwo ludzi…
- A jednak…
- A jednak - powtórzyłem po niej.
- I nie żałujesz, że nie zacząłeś kariery solowej? Przecież właśnie z takim zamiarem poszedłeś do X-factora - przekrzywiła głowę, wbijając we mnie swoje niebieskie oczy.
- Rzeczywiście, na początku chciałem być solistą - pokiwałem głową. - Starałem się zbytnio na to nie nastawiać, ale kiedy dowiedziałem się, że nie mam szans, to i tak był dla mnie cios - westchnąłem. - Ale nagle usłyszałem swoje nazwisko i stanąłem przed jury razem z czwórką kolesi, których mijałem jedynie na korytarzu, a po chwili dowiedziałem się, że mam z nimi stworzyć zespół. Wszystko wywróciło się do góry nogami. Trochę się bałem, ale już wtedy czułem, że to będzie coś wyjątkowego - uśmiechnąłem się. - A teraz powinienem chyba podziękować za to, że na początku zostałem odrzucony, bo dzięki temu moja rodzina powiększyła się o tą czwórkę kretynów - prychnąłem.
- I kto by pomyślał, że ja, Kathleen Barkley, będę miała zaszczyt siedzieć w jednym namiocie z taką gwiazdą - roześmiała się - Kiedyś będę opowiadać o tym swoim wnukom… A raczej wnuczkom - poruszyła brwiami.
- Twoje wnuczki będą pewnie uważały to za najnudniejszą historię na świecie - prychnąłem. - Wiesz, wtedy razem z chłopakami pewnie już nie będziemy „trendy” - specjalnie podkreśliłem ostatnie słowo, na co Kathy roześmiała się jeszcze głośniej.
- A co wam tu tak wesoło? - nagle w wejściu do namiotu pojawił się Niall.
- A co ty tu robisz? - spojrzałem na niego z rozbawieniem.
- Wyszedłeś i tyle cię nie było, że zacząłem się martwić - wzruszył ramionami, gramoląc się do środka i  rozsiadając obok Kathy. - Przecież mogłeś się utopić albo coś…
- Nie jestem Zaynem - wywróciłem oczami. - Potrafię pływać.
- Nigdy nic nie wiadomo - westchnął, po czym sięgnął do paczki z ciastkami i wepchnął sobie jedno z nich do buzi.
- Spytałbyś przynajmniej, czy możesz - posłałem mu karcące spojrzenie.
- Jedz, jedz - Kathy roześmiała się, kładąc dłoń na ramieniu Nialla. - Smacznego.
- Jesteś kochana - Horan uśmiechnął się do niej szeroko, pochłaniając kolejne ciastko. - No więc czemu nie śpisz Kathy? Czyżby Louis nie dawał ci spać? - wymamrotał z pełną buzią.
  - Nie, wręcz przeciwnie - pokręciła głową. - Bardzo miło nam się rozmawiało.
  - Ale musiałeś przyjść ty - prychnąłem, przewracając teatralnie oczami.
- Bardzo dobrze, że przyszedłeś - roześmiała się Kathy. - Może nie jest to pięciogwiazdkowy hotel, ale jakoś się tu pomieścimy…


  Kątem okaz spojrzałam na zegarek. „Dwadzieścia minut po północy…” Nawet nie wiem, kiedy to minęło. Naprawdę dobrze rozmawiało mi się z Niallem i Louisem, ale od jakiegoś czasu coraz trudniej było ukryć mi niekontrolowane ziewanie. „Niestety, chyba tylko ty jesteś tu śpiąca…” odezwało się moje drugie ja i patrząc na ożywionych chłopaków, nie mogłam się z nim nie zgodzić. 
  - Cześć - usłyszałam nagle głos Harrego i zaskoczona zerknęłam w stronę wejścia, w którym pojawiła się jego zaspana postać. „Czyli pidżama party zaczyna się dopiero rozkręcać…” - Mogę się dołączyć? - nie czekając na odpowiedź, wszedł do środka i zajął ostatni kawałek wolnej przestrzeni w namiocie. - Zimno tam samemu - roześmiał się, przecierając dłońmi oczy. - To się cieplej ubierz - Niall przewrócił oczami. - Tu nie ma już miejsca.
- No więc o czym rozmawialiście? - Harry zdawał się nie słyszeć uwagi kumpla.
- Planowaliśmy, w jaki sposób usunąć cię z zespołu…
- I zamiast ciebie, wkręcić w to mnie - roześmiałam się, przerywając Louisowi.
- Nawet ty przeciwko mnie? - Harry spojrzał na mnie z wyrzutem, na co rozbawiona wzruszyłam ramionami. - Nie chce się wam spać?
- Ani troszeczkę - wymamrotałam.
- To świetnie! - Harry klasnął w dłonie. - Bo ja też już się rozbudziłem - „Co?! Nie! To był sarkazm…”
- Paul nas zabije - Niall westchnął głośno, kręcąc głową. - Jutro będziemy wyglądać jak zombie.
- W razie czego, zawsze możemy powiedzieć mu, że spanie we trzech w tak małym namiocie to nie był najlepszy pomysł i sam jest sobie winien, że nie chciał wpuścić nas do Tourbusa - Louis uśmiechnął się szeroko, wyraźnie dumny ze swojego pomysłu.
  - Nie ładnie tak kłamać swojemu menagerowi - roześmiałam się, kręcąc głową.
  - To nie będzie kłamstwo - Louis przewrócił oczami. - Po prostu nie powiemy mu całej prawdy - prychnął.
  - Poza tym, jutro Paul nie może się na nas złościć - Niall uśmiechnął się, zerkając na ekran telefonu. - Tylko nie mówcie, że zapomnieliście... - spojrzał na chłopaków, którzy zdawali się nie wiedzieć, o co mu chodzi.
- O czym? - Louis delikatnie zmrużył oczy.
- Kretyni, jutro jest dwudziesty-trzeci! - Horan dosłownie krzyknął, zabawnie poruszając przy tym brwiami.
- Serio? - Harry zabrał mu telefon z rąk. - Ej, faktycznie!
- A jeśli mogę zapytać, to - spojrzałam na nich zmieszana, udając, że nie wiem o co chodzi - … co jest dwudziestego-trzeciego?
- Nie wiesz? Jak możesz! - Horan udał obrażonego, zaplatając ręce na piersi.
- Przepraszam, ale naprawdę nie mam pojęcia - bezradnie wzruszyłam ramionami. „Oskar za grę aktorską wędruje do Kathleen Barkley!” moje drugie ja z uznaniem pokiwało głową.
- Kochana, dwudziestego-trzeciego lipca trzy lata temu świat otrzymał najlepszy prezent, jaki mógł sobie tylko wymarzyć… - Louis zrobił znaczącą przerwę, chcąc spotęgować napięcie. - Dwudziestego-trzeciego lipca trzy lata temu powstało One Direction - dokończył doniosłym głosem, na co pozostała dwójka zaczęła bić brawo i już po chwili wszyscy wybuchliśmy głośnym śmiechem.
- Aaaaa… - machnęłam lekceważąco ręką. - I co, to aż takie święto? - roześmiałam się
  - Porozmawiamy jak ty będziesz miała urodziny - Harry szturchnął mnie w ramię, nie przestając się uśmiechać. - I w tym roku nie licz już na żadne prezenty… 


  Poczułem ciepłą dłoń, która powędrowała na mój tors. „Była tu…Ze mną…” Kochałem poranki, w których mogłem poczuć jej ciepły oddech na mojej skórze. Otworzyłem oczy, powoli przekręcając głowę, aby móc na nią spojrzeć. Była taka piękna… „Wpadłeś po uszy, Payne…” uśmiechnąłem się pod nosem. Wolną dłonią zgarnąłem pasemko włosów z jej twarzy. „Była tu, naprawdę tu była…”
- Czemu nie śpisz? - wymamrotała, nie otwierając nawet oczu.
- Przed chwilą się obudziłem - szepnąłem. - Śpij - przyciągnąłem ją jeszcze bliżej siebie i ucałowałem jej czoło. 
- Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo lubię budzić się obok ciebie - wyszeptała, kreśląc palcem jakieś nieznane znaki na moim torsie.
  - Myślę, że mogę sobie to wyobrazić - pogładziłem kciukiem jej policzek. Dan powoli otworzyła oczy, spoglądając na mnie swoimi ciemnymi tęczówkami. Oparła brodę na moim ramieniu, po czym ucałowała mój policzek.
  - Dzień dobry, panie Payne - uśmiechnęła się delikatnie.
  - Dzień dobry, panno Peazer - zaśmiałem się. - Jak się spało?
  - Przy tobie? Fantastycznie - jej nadal zaspany głos był nieziemsko seksowny. - A tobie?
  - Genialnie - westchnąłem. - Mam plan.
  - Jaki plan? - uniosła jedną brew, uważnie mi się przyglądając.
  - Po dzisiejszych nagraniach pakujemy walizki i uciekamy gdzieś tylko we dwoje - uśmiechnąłem się szeroko.
  - Oszalałeś - roześmiała się, muskając moją szyję. - Od poniedziałku czeka nas powrót do rzeczywistości - westchnęła głośno prawie w tym samym momencie, co ja. Miała rację. Starałem się jeszcze nie dopuszczać do siebie myśli, że już niedługo znowu nie będziemy widywać się całymi dniami.
  - A więc jakie plany na dziś?
  - Opalanie, pływanie, opalanie, plotkowanie, opala...
  - Takie to mają dobrze - przerwałem jej. - Cieszę się, że jesteś tu ze mną.
  - Ja też. No i mogę chociaż trochę odpocząć przed kolejnym wyjazdem.
  - A jak dziewczyny? - spojrzałem na nią pytająco. - Dogadujecie się?
- Tak, są fantastyczne - roześmiała się. - Nie dziwie się, że Zayn  jest z Sue, chociaż ja, gdybym była facetem, chyba nie potrafiłabym pomiędzy nimi wybrać. Są do siebie tak podobne, że nadal nie mogę się temu nadziwić - pokręciła głową. - Czasem boję się, że je pomylę - dodała teatralnym szeptem.
- Mam podobnie - prychnąłem. - Ale obok Sue prawie zawsze kręci się Zayn, a to już znacznie ułatwia sprawę.
- No jasne - uśmiechnęła się szeroko. - Która godzina?
- Wystarczająco wczesna, żebyśmy znaleźli jeszcze chwilę dla siebie - wsunąłem dłoń pod jej koszulkę, ale Danielle szybko ją zatrzymała.
- Oszalałeś? - spojrzała na mnie rozbawiona.
- Dlaczego? - skradłem jej delikatnego całusa.
- Liam, jesteśmy w namiocie, dookoła kręci się już ekipa i… - jej głos zamienił się w przyjemne mruczenie, kiedy przejechałem nosem po jej szyi. - Liam, przywołuję cię do porządku - starała się zachować powagę, ale dobrze wiedziałem, że podoba jej się mój pomysł na spędzenie poranka. - Payne, masz w tej chwili przestać - roześmiała się, kiedy zacząłem ją łaskotać.
- Zmuś mnie - wyszeptałem wprost w jej usta. - Powiedz, że jestem najcudowniejszym facetem, na świecie, to może przestanę.
- W życiu! - chwyciła moje dłonie, które szybko zdołałem wyswobodzić z jej uścisku, po czym znów zacząłem ją łaskotać. - Dobra, już dobra! Przestań! - spojrzałem wprost w jej cudowne oczy. - Jesteś najcudowniejszym facetem na świecie! - przewróciła oczami, a ja nie czekając już dłużej przywarłem do jej miękkich ust. „A więc tak się bawimy?” zaśmiałem się pod nosem, kiedy Danielle delikatnie przygryzła moją dolną wargę. - Żartowałam, jesteś najokropniejszym facetem, jakiego znałam - wyszeptała nagle.
- O nie! Sama się o to prosiłaś… 


  Otworzyłam niepewnie oczy, próbując usiąść, ale Harry, który leżał na mnie praktycznie całym swoim ciałem, skutecznie mi to utrudniał. Przekręciłam głowę na bok i powoli sięgnęłam po telefon Nialla. „Osiem po siódmej…” westchnęłam głośno, spoglądając na zegarek. „Czyli spałam całe piętnaście minut…” przewróciłam oczami. Nie wiedziałem nawet, jak się ruszyć, nie chcąc budzić chłopaków. Co prawda zasnęli dużo szybciej niż ja, ale czekał ich przecież cały dzień ciężkiej pracy. „Ty i dziewczyny też macie dziś jeszcze sporo do zrobienia…” trafnie zauważyło moje drugie ja. Zamknęłam oczy i już po chwili poczułam jak powoli odpływam… 
- Tu jesteście! - w momencie, kiedy prawie już spałam, usłyszałam rozbawiony głos Paula. 
- Dzień dobry, Paul - uśmiechnęłam się, leniwie unosząc powieki.
- Co oni tu robią? - mężczyzna zmarszczył brwi, spoglądając na moich towarzyszy.
- Wczoraj przyszli sprawdzić, czy wszystko u mnie w porządku - roześmiałam się cicho, na co Paul z niedowierzaniem pokręcił głową.
- Całą noc tu byli? - upewnił się, a ja pokiwałam jedynie głową.
  - Panowie, pobudka! - wrzasnął i cała trójka zerwała się jak na komendę. „Nareszcie…” odetchnęłam głęboko, kiedy Harry przestał w końcu utrudniać mi normalny dostęp do tlenu.
- Która godzina? - Niall przetarł zaspane oczy.
- Po siódmej - stwierdził Paul, a ja zaśmiałam się pod nosem, słysząc jęki chłopaków. - To, że mieliście spać w jednym namiocie, nie oznaczało, że ma być to namiot Kathy - menager próbował zachować powagę, ale widać było, że bawi go cała ta sytuacja. - Jak wy macie zamiar teraz funkcjonować? Patrząc na was, pewnie spaliście z godzinę… - „Niektórzy nie mieli nawet tyle szczęścia…” - Ale teraz nie ma już czasu na żadną drzemkę. Zapraszam na śniadanie. Oczywiście ciebie też, Kathy. 
- Jasne - kiwnęłam głową, po czym wygramoliłam się na zewnątrz. Chwilę później cała trójka stała już obok mnie.
- Rany, moje plecy… - jęknął Harry, wyciągając ręce do góry.
- Co ty nie powiesz - Niall spojrzał kpiąco na przyjaciela. - Nie wiem jak wy, ale ja idę coś zjeść - na samo wspomnienie o śniadaniu, Niall wydawał się znacznie bardziej rozbudzony. 
- Kathy, wyspałaś się? - Harry uśmiechnął się szeroko, obejmując mnie ramieniem.
- Tak - pokiwałam głową i w tym samym momencie niekontrolowanie ziewnęłam.
  - Jesteś bardzo przekonująca - Syles roześmiał się i poczochrał dłonią moje włosy, jak robi się to małym dzieciom. - A teraz przepraszam, ale mój żołądek wzywa - prychnął, kiedy jego brzuch zaczął przypominać o sobie głośnym burczeniem i ruszył w ślad za Niallem.
- Idziemy? - odezwał się nagle Louis, który wyglądał chyba na najbardziej niewyspanego z całej naszej czwórki „Chyba nie widziałaś jeszcze swojego odbicia w lustrze…” moje drugie ja od samego rana zaczęło obsypywać mnie komplementami.
- Szczerze mówiąc, to nie mam ochoty na śniadanie - pokręciłam głową.
- Chodź! - Louis chwycił mnie za rękę i pociągnął w swoją stronę. -  Idziemy coś zjeść, bo jeszcze chwila i naprawdę nic tam nie zostanie - uśmiechnął się szeroko. - A ja koniecznie potrzebuję kawy…


  Podeszłam do kilku chłopaków, którzy właśnie kończyli montować ogromny telebim, który załatwił Paul. „A prosiłyśmy tylko o jakiś mały wyświetlacz…” uśmiechnęłam się pod nosem, opierając ręce na biodrach. Czekało nas jeszcze mnóstwo pracy, ale na razie nie mogłyśmy na nic narzekać. Paul robił wszystko, żeby tamta piątka się nie nudziła, dzięki czemu mogłyśmy działać, nie musząc przejmować się tym, że któryś nas nagle nakryje. „Nie bądź tego taka pewna…” prychnęło moje drugie ja i w sumie miało trochę racji. „Bo czym są dla nich słowa Paula…” westchnęłam.  
  - Wow… - usłyszałam zachwyt w głosie Danielle, która już chwilę później stanęła obok mnie w towarzystwie mojej siostry. - Ten ekran jest lepszy niż w kinie - roześmiała się.
  - Trzeba koniecznie podziękować Paulowi za…
- Nie trzeba - głos mężczyzny przerwał wypowiedź Kathy. - Podoba się? - wszystkie trzy jednocześnie odkręciłyśmy się w jego stronę.
- Oczywiście - uśmiech na twarzy Dan poszerzył się jeszcze bardziej. 
- A poznaliście już swoich pomocników? To Mark, Tom, Andy i Jordan - ruchem głowy wskazał na chłopaków uwijających się przy telebimie. - Dziś wam ich wypożyczam - uśmiechnął się. - Możecie wykorzystać ich do wszystkiego.
- Do wszystkiego? - Danielle poruszała komicznie brwiami, co wywołało szerokie uśmiechy na twarzach męskiej części towarzystwa. - W takim razie trzeba nazbierać drzewa, przynieść kilka ławek i krzeseł…
- Świetnie - Paul klasnął w dłonie. - Czyli nie będziecie się nudzić - prychnął. - Chłopacy za półtorej godziny mają przerwę na obiad, dlatego proponowałbym, żebyście się tam zjawiły - zwrócił się do nas. - Żeby nic nie podejrzewali - dodał. - I lepiej ustalcie jedną wersję tego, jak wam mija dzień.
- O to już zadbałam - odezwała się Kathy. - Rozłożyłam przy jeziorze nasze leżaki, ręczniki i kilka butelek z wodą i sokiem. W razie czego od rana wylegiwałyśmy się na słońcu - uśmiechnęła się dumna z siebie. - No a teraz uśmiech - wycelowała w nas zawieszoną na szyi lustrzanką i nim zdążyliśmy się zorientować, usłyszeliśmy już dźwięk migawki. - Genialnie - odkręciła aparat w naszą stronę tak, żebyśmy mogli zobaczyć podgląd zdjęcia.
  - Dobra, na mnie już pora - westchnął Paul. - Lepiej pójdę pilnować tamtej piątki - roześmiał się. 
- Paul… - zaczęłam. - Czy Eleanor...
- Będzie na czas - kiwnął głową. - Jest już w drodze - dodał, po czym ruszył przed siebie.
- My chyba też powinnyśmy zabrać się znów do pracy - potarłam ręce. - Czasu jest już mało, a…
- Co jest baby?! - podskoczyłam, kiedy usłyszałam męski głos tuż przy swoim uchu. 
- Josh, kretynie! - Danielle zdzieliła go przez ramię, kiedy ten szczerzył się jak głupi. - Mało zawału nie dostałam!
- Nie wspominając o mnie - przewróciłam oczami. 
- Jesteś nienormalny - Kathy odetchnęła głęboko, kręcąc głową. - Ale skoro już tu jesteś, to oznacza, że nie masz nic do roboty i możesz nam pomóc - uśmiechnęła się do niego szeroko. - A więc tak, Sue i Danielle, zajmiecie się trzema panami - zwróciła się do nas - … a ja zabieram Josha i Marka. Trzeba przecież przynieść ławki, krzesła i jedzenie.
- Do roboty - Danielle klasnęła w dłonie.
- Ty i ty - Kathy wskazała na Josha i jednego z chłopaków. - Idziecie ze mną - roześmiała się. - I żadnego marudzenia…
  - Nawet byśmy nie śmieli - Josh uniósł ręce w obronnym geście, nie przestając się uśmiechać. - Swoją drogą, nie wiedziałem, że jesteś taka władcza - usłyszeliśmy jeszcze jego komentarz, kiedy cała trójka oddalała się w kierunku jeziora. 
- Dobra - odetchnęłam głęboko. - Tom i Andy, pójdziecie po drewno, dobrze? - zwróciłam się do dwóch umięśnionych chłopaków. - A ty Jordan pomożesz nam tutaj - omiotłam wzrokiem miejsce, w którym staliśmy. - Musimy to ogarnąć, zanim tamci skończą nagrywanie…


♥♥♥

Hej kochani! :)

Kolejny rozdział za nami i o dziwo udało się nam go skończyć, mimo małych komplikacji :)
Niestety nasza Maddie postanowiła trochę (właściwie to trochę bardzo...) pochorować. Oczywiście, jest  tak upartą osobą, że mimo bólu, który rozrywał jej głowę, i próśb każdego, żeby leżała grzecznie w łóżku, zmusiła się do poprawienia rozdziału :)

Chciałybyśmy bardzo, ale to bardzo podziękować wam za to, że nadal z nami jesteście :) Dziękujemy również za te wszystkie przemiłe komentarze, które  na prawdę wiele dla nas znaczą i sprawiają, że jak wariatki szczerzymy się do monitora :) DZIĘKUJEMY! <3

Co do rozdziału, to mamy przeogromną nadzieję, że nie zawiodłyśmy waszych oczekiwań i nadal interesuje was, co dalej będzie dziać się z naszymi bohaterami...
Uwierzcie, to dopiero cisza przed burzą, jaka się rozpęta! :)
 Big love! Xx
MADDIE&CAROL