sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 26.


        - Dobra, panowie, dość się już dziś nasłuchałem, jak świetnie wyszliście na tym zdjęciu. Poproszę o konkretną odpowiedź - Paul zerknął na nas kątem oka, nie przestając przeglądać dokumentów. - Czy tak ma wyglądać okładka waszej najnowszej płyty?
  - Mi się podoba - Niall uśmiechnął się do niego szeroko.
- Ja też nie mam żadnych zastrzeżeń - pokręciłem głową.
  - Zgadzam się - przytaknął Zayn. - Jest naprawdę fantastyczna.
  - I bardzo w naszym stylu - dodał Louis.
  - To akurat prawda - roześmiał się Paul. - Tylko wam mogło przyjść do głowy wspinanie się na budkę telefoniczną. Jakbyście chociaż raz nie mogli się przyzwoicie ustawić i udawać cywilizowanych ludzi.
  - Nie marudź staruszku - Harry poklepał go po ramieniu. - Gdybyś to ty wydawał płytę, na okładce umieściłbyś zapewne swoje zdjęcie z paszportu - prychnął. - I ten chwytliwy tytuł „Piosenki Paula” - nawet menadżer nie potrafił ukryć swojego rozbawienia, słuchając wywodu Stylesa.
  - Lepsze to niż „Take me home” - Paul rzucił nam spojrzenie pełne udawanej pogardy. - Tylko jakiś wariat chciałby zabrać was do domu - roześmiał się. - Ale koniec już tej bezsensownej pogawędki. Jak zwykle odciągnęliście moją uwagę od najważniejszego tematu - pokręcił głową. - Czyli akceptujecie ten projekt? - spojrzał na nas, na co wszyscy zgodnie pokiwaliśmy głowami. - Świetnie - upił łyk kawy. - Zostały jeszcze tylko formalności - podał Zaynowi plik kartek. - Tutaj i tutaj - wskazał miejsce, gdzie mieliśmy złożyć podpisy. - Skoro tą sprawę udało nam się już załatwić, mam dla was jeszcze jedną wiadomość, która może się wam spodobać.
- Zaciekawiłeś mnie - prychnął Tommo, przejmując od Zayna dokumenty do podpisania.
  - W takim razie… - Paul zaczął grzebać w swojej teczce. - Proszę bardzo - wyciągnął z niej pięć złotych kopert i rozdał po jednej każdemu z nas.
- Zaproszenie? - Zayn zmarszczył czoło, wyciągając ze środka karteczkę, którą od razu zaczął czytać.
- To bal charytatywny, na którym, mam nadzieję, tym razem się pojawicie - słysząc słowa Paula, przez moje ciało przeszedł zimny dreszcz, przypominający o ostatniej gali. Momentalnie przed oczami stanęła mi postać pobitej Kathy - Liam?
- Przepraszam - odchrząknąłem, poprawiając się w fotelu. - Co mówiłeś?
- Na balu czeka was wywiad, w którym dziennikarze na pewno wspomną o tej niefortunnej gali - westchnął Paul.
- Wystarczy, że włączą komputer. W sieci pojawiło się już kilka ciekawych teorii na temat naszej nieobecności - wtrącił Louis. 
- Ostatnio przeczytałam na przykład, że się rozpadamy, więc pokazywanie się publicznie nie ma już sensu - prychnął Harry.
- A ja słyszałem, że nie pojawiliśmy się tam, bo byliśmy na to zbyt dumni - pokręciłem głową, zastanawiając się, co jeszcze w stanie są wymyślić dziennikarze. 
- Trzeba to będzie jakoś sprostować - Paul podrapał się po brodzie. - Wracając do sprawy balu… Jak widzicie, każdy z was może zabrać ze sobą osobę towarzyszącą. Wiem, kto pójdzie z Zaynem, Louisem i Liamem… A wy panowie? - przeniósł swój wzrok na Nialla i Harrego.
- Zabiorę Kathy - stwierdził od razu Horan, szeroko się uśmiechając.
  - Dlaczego ty? - Harry spojrzał na niego, marszcząc czoło. - To ja ją zabiorę.
  - Byłem pierwszy - roześmiał się Niall, wzruszając ramionami.
  - Harry, przecież możesz wziąć Gemmę - zaproponowałem, chcąc zapobiec kolejnej sprzeczce. „A potem się dziwisz, że masz opinię „tatusia” zespołu…” zakpiło moje drugie ja.
  - Na pewno nie! - Styles zaczął kręcić głową. - Nie pokażę się  na tym balu z własną siostrą. Jakbym był jakąś niedorajdą, która nie potrafi sobie znaleźć dziewczyny…
  - W zasadzie - Zayn podrapał się po głowie - … to jesteś niedorajdą, która nie potrafi sobie znaleźć dziewczyny - roześmiał się, przybijając piątkę z Louisem.
  - Gdybym nie był zajęty, to bym z tobą poszedł - prychnął Tommo. - Ostatecznie, jeżeli mnie ładnie poprosisz, mogę tańczyć z tobą i Eleanor na zmianę - szturchnął Harrego ramieniem, na co ten posłał mu jedynie mordercze spojrzenie.
  - To ty weź Kathy, a ja pójdę z Gemmą - odezwał się nagle Niall.
  - Pójdziesz z moją siostrą?! Skretyniałeś do reszty?! - Harry szerzej otworzył oczy. 
- Gemma z pewnością chciałaby założyć piękną suknię i pójść na ten bal - zaczął Zayn -… ale jeśli pojawi się tam z tobą, to będzie szczyt obciachu. 
- A później we wszystkich gazetach będą pisać, że moja rodzona siostra kręci z Horanem - Harry fuknął pod nosem. - Niedoczekanie!
- Możecie to skończyć, kiedy wyjdę? - Paul podniósł się z miejsca, zbierając papiery ze stolika. - Jak już coś ustalicie, to dajcie mi znać - spojrzał na nas, zamykając teczkę. - Byłoby dobrze, gdybyście wyrobili się w tym tysiącleciu…


  - Tak, ciociu, przyjedzie na pewno - stwierdziłam, przeglądając zdjęcia na komputerze.
- Cały czas nie mogę się do niej dodzwonić - usłyszałam głośne westchnięcie w słuchawce.
  - Susanne często rzuca gdzieś swój telefon i… - moją wypowiedź przerwało pukanie do drzwi, które chwilę później cicho się uchyliły. Widząc w nich Zayna, kiwnęłam zapraszająco głową. - Gdzie Sue? - zapytałam bezgłośnie. 
- Przed chwilą wybiegła z domu - wzruszył ramionami, wchodząc do środka. - Mówiła o jakimś spotkaniu z waszą ciocią…
- Ciociu… - przełożyłam telefon w drugą rękę. - Sue już wyszła, więc za chwilę powinna być na miejscu.
- Całe szczęście - odetchnęła z ulgą. - W takim razie nie będę ci dłużej przeszkadzać. Trzymaj się kochana.
- Ucałuj wujka - uśmiechnęłam się niekontrolowanie. - Odezwę się później - dodałam, po czym rozłączyłam się i odłożyłam komórkę na poduszkę obok. - Czemu zawdzięczam taką wizytę? - roześmiałam się, spoglądając na chłopaka mojej siostry, który stanął przy półce z książkami. - Chcesz jakąś pożyczyć? - zamknęłam laptop, nieznacznie mrużąc oczy.
- Tak… Nie… - westchnął. - Mam bardziej nietypową prośbę…
- Jaką? - zaciekawiona uniosłam brew.  
- Słyszałaś już pewnie o balu? - zaczął, siadając na brzegu łóżka.
- Słyszałam - kiwnęłam głową. - Powiem więcej… Dosłownie przed chwilą Harry mnie na niego zaprosił.
- Wiem - uśmiechnął się. - Ustalali to z Horanem dobrą godzinę. Po zaciętych negocjacjach doszli do wniosku, że Harry pójdzie z tobą, a Niall z Gemmą.
  - Czyli pewnie to miał na myśli, mówiąc, że dla mnie zdobył się na wiele poświęceń - rozbawiona pokręciłam głową.
  - A ta róża to od niego? - Zayn zmarszczył czoło, wskazując głową na kwiat, leżący obok zaproszenia. 
  - Tak - przytaknęłam. - Szkoda tylko, że to jedna z tych róż, które jeszcze wczoraj sama kupiłam i postawiłam na stoliku w salonie - dodałam, na co brunet głośno się roześmiał. - No ale nie przyszedłeś tu przecież rozmawiać o moim zaproszeniu - podwinęłam kolana pod brodę. - Coś się stało?
- Umiesz... - zawahał się chwilę. - To oczywiste, że umiesz… - jego wypowiedź przerwało nagłe wtargnięcie Louisa do mojego pokoju.
- O co chodziło z tą wiadomością - Lou pomachał telefonem w powietrzu. - Po co mnie tu ściągnąłeś?- zmarszczył czoło, uważnie przypatrując się Zaynowi. 
- Chciałem was o coś prosić… 
- Domyśliłem się - prychnął Tomlinson.
- No bo…
- No bo co? - Louis usiadł obok mnie, szeroko się uśmiechając. 
- Możesz mi nie przerywać? - Zayn wywrócił oczami.
- Wcale nie…
- Louis, cicho - uciszyłam chłopaka, zakrywając mu usta dłonią. - A ty mów - uśmiechnęłam się zachęcająco do Zayna.
- Musicie nauczyć mnie tańczyć - wymamrotał szybko.
- Że co?! - Louis ze zdziwieniem uniósł brwi.
- To proste - Zayn podniósł się z miejsca. - Wy potraficie tańczyć, a ja nie, więc musicie mnie nauczyć.
- A ile płacisz za godzinę? - Louis uśmiechnął się przebiegle. - Takie rzeczy kosztują - prychnął.
- A czemu nie poprosisz Sue? - zapytałam, marszcząc czoło.
- To ma być dla niej niespodzianka - wymamrotał niepewnie Zayn. - Jest ten bal i… - jego dalszą wypowiedź zagłuszył nagły wybuch śmiechu Louisa tuż przy moim uchu.
  - Bezuczuciowa małpa - skwitowałam, szturchając go łokciem. - Zayn, to urocze - uśmiechnęłam się promiennie do chłopaka mojej siostry.
- Nie mów, że się zgodzisz - Louis wywrócił oczami, podnosząc się z łóżka. - Spójrz tylko na niego - podszedł do Zayna. - Nie ma szans, że w tak krótkim czasie nauczymy go tańczyć.
  - Jeśli boisz się, że nie masz wystarczających umiejętności, to po prostu powiedz - uśmiechnęłam się do Tomlinsona. - Sama go nauczę - wzruszyłam ramionami.
- Na pewno nie - Lou pokręcił głową. - Jeśli w to wchodzimy, to razem - uśmiechnął się szeroko. - Nie przegapię takiej komedii.
- To co, na początek może coś wolnego? - otworzyłam laptop, wystukując w przeglądarce tytuł piosenki.
  - Idziemy na bal, a nie na stypę - Louis wywrócił oczami. - Nauczmy go jakichś dyskotekowych ruchów, którymi zawojuje parkiet - roześmiał się.
  - Najpierw coś, przy czym będą mogli sobie popatrzyć w oczy - stwierdziłam pewnie. - Potem możemy pomyśleć…
  - Nie zapędzajmy się za daleko - przerwał mi Zayn. - Jeden taniec w zupełności mi wystarczy.
  - Dobra, koniec już tego gadania - klasnęłam w dłonie, kiedy z głośników zaczęły wydobywać się pierwsze dźwięki mojej ulubionej piosenki. - No dalej, Tomlinson, rusz się - momentalnie wstałam z łóżka i wyciągnęłam rękę w kierunku przyjaciela. - Przecież trzeba mu pokazać, jak to ma wyglądać…


  - Chyba sobie żartujesz?! - prychnąłem, wciskając do ust garść chipsów.
- Nie żartuję! - roześmiała się moja siostra. - Myślałam, że mama pęknie ze śmiechu.
- Ni… wie… se… - z moich ust wydobył się tylko dziwny bełkot. „Tak to jest, kiedy mówi się z pełną buzią, Styles…”
- Co? - Gemma wywróciła oczami. - Mógłbyś najpierw przełknąć?
- Nie dziwie się - wymamrotałem, kiedy chipsy wylądowały już w żołądku. - Wiedziałem, że jesteś stuknięta, ale żeby aż tak…
- Odezwał się aniołek - pokazała mi język. - Coś musi nas łączyć.
- A szkoda… - westchnąłem teatralnie.
- Ja też cię kocham - roześmiała się. - A co u ciebie, braciszku?
- Nic nowego - wzruszyłem ramionami. - Nie czytałaś żadnej gazety, że pytasz? - prychnąłem.
- Kretyn - westchnęła, po czym zniknęła z pola mojego widzenia. - Mam! - jej postać, trzymająca w ręku jakiś brukowiec, znów pojawiła się na ekranie. - One Direction wciąż na topie - zaczęła czytać. - Piątka chłopaków pnie się coraz wyżej w listach…
- Skończysz? - wywróciłem oczami, obserwując, jak ciska czasopismem gdzieś w kąt. - Mogę się założyć, że gdybyś zapaliła światło, to zobaczyłbym tam niezły syf.
- Mogę się założyć, że ty nie byłbyś w stanie nawet dojść do przełącznika, bo po drodze byś się o coś potknął - Gemma zmrużyła oczy, po czym szeroko się do mnie uśmiechnęła. 
- Mam tu całkiem czystko - rozejrzałem się po pokoju, w którym znalezienie czegoś dla innej osoby byłoby nie lada wyzwaniem. „Ważne, że ja się tu odnajduję…” - Nawet już wiem, gdzie podziała się moja ulubiona koszulka - uśmiechnąłem się dumnie, dostrzegając część garderoby wystającą spod fotela. -  „A tyle jej ostatnio szukałem…”
- No to tylko pogratulować - prychnęła, upijając łyk soku. - A poza tym wydarzyło się u ciebie coś ciekawego?
- Ostatnio przeczytałem gdzieś, że mam nową dziewczynę, ale możesz uspokoić swoje koleżanki - puściłem jej oczko. - Nadal jestem sam jak palec…
- Posprzątaj pokój i może wtedy jakaś się tobą zainteresuje - Gemma zmarszczyła lekko czoło. - A co u dziewczyny Zayna? Mogłabym ją w końcu poznać… - westchnęła. - Powinnaś raczej użyć liczby mnogiej, bo od jakiegoś czasu mieszka z nami też Kathy, jej siostra - uśmiechnąłem się szeroko. - To długa historia, innym razem ci opowiem - dodałem szybko, widząc, jak moja siostra otwiera już buzię, żeby zasypać mnie pytaniami.
  - To kiedy mogę wpadać? - Gemma zatrzepotała rzęsami, robiąc minę słodkiego szczeniaka.
- Siostrzyczko, jeśli chodzi o mnie, mogę zostać wujkiem nawet teraz, ale nasza mama mogłaby nie… 
  - Dureń - przerwała mi, wywracając oczami. - Nie zmieniaj tematu. Kiedy mogę przyjechać? - zapytała, kładąc nacisk na ostatnie słowo, żebym tym razem nie doszukiwał się już żadnych podtekstów. - Może… - przerwała nagle, spoglądając gdzieś za siebie i już po chwili jej twarz zniknęła z ekranu. - Nie wiem. mamo! - usłyszałem jej stłumiony krzyk i mogłem się prawie założyć, że wychylała właśnie głowę z pokoju, wywracając przy tym oczami. - Naprawdę nie mam pojęcia! - roześmiałem się pod nosem, przypominając sobie czasy, kiedy mieszkaliśmy jeszcze razem. - Rozmawiam z Harrym! Tak, z Harrym! Mogę później?! - wcisnąłem sobie kolejną garść chipsów do ust, uśmiechając się przy tym jak nienormalny. - Nie! Teraz ja z nim gadam… Zadzwonisz do niego… Mamo!
- Ucałuj ją ode mnie - roześmiałem się. Chwilę później Gemma znów pojawiła się na ekranie. - Ucałowałaś?
- Kogo? - zmarszczyła lekko brwi. 
- Mamę… - wywróciłem oczami. - Nie ważne - machnąłem ręką. - Później sam to zrobię.
- Maminsynek - wymamrotała pod nosem, na co głośno się roześmiałem. 
- Mógłbyś tu w końcu trochę posprzątać - nagle w moim pokoju pojawił się Niall. „I jak zwykle nie zapukał…” - Dasz mi numer do Gemmy?
- Po co ci? - zmarszczyłem czoło, po czym zerknąłem na ekran, widząc, jak moja siostra uważnie przysłuchuje się naszej rozmowie.
- Musze ją zaprosić na ten bal…
- Harry! Jaki bal? O czym on mówi? - moja siostra dosłownie pisnęła z wrażenia, na co wywróciłem tylko oczami. „I się zaczyna…” 
- O! Cześć Gemma - Niall wgramolił się na łóżko, po czym zabrał laptopa z moich kolan. - Słuchaj, za kilka dni jest bal charytatywny i może chciałabyś…
- Wow… - moja siostra nie dała nawet skończyć Horanowi. - Jasne, że bym chciała…


  - Nic z tego nie będzie - westchnąłem, opadając na łóżko. - Mam dwie lewe nogi…
- Wstawaj - Kathy chwyciła mnie za rękę, starając się podnieść moje ciało z materaca.
- Poddaje się… - wymamrotałem.
- Przecież nie jest tak źle - blondynka upierała się przy swoim. - Louis… - spojrzała na kumpla, szukając u niego pomocy.
- Nie  ma szans - Tommo pokręcił głową. - Zayn to totalna kaleka - prychnął, na co wywróciłem tylko oczami. „Powiedz mi coś, czego nie wiem…” Byłem kompletną pokraką i musiałem się w końcu do tego przyznać. Już od ponad godziny starałem się czegoś nauczyć i jak do tej pory, nic z tego nie wyszło. - Pojadę po coś do picia - stwierdził nagle Tomlinson i już po chwili zniknął za drzwiami.
- No wstawaj - Kathy tupnęła, jak mają to w zwyczaju robić małe dzieci. Przetarłem twarz dłońmi, po czym stanąłem na równe nogi. „To dla Sue…” powtarzałem w myślach, chcąc się w ten sposób zmobilizować. „Z marnym skutkiem…” Podszedłem do blondynki i chwyciłem jej dłoń, drugą ręką obejmując ją w talii. - I teraz krok… Zayn… - Kathy zatrzymała się, wywracając oczami. - Musisz na mnie patrzeć.
- Nie chcę cię podeptać - odetchnąłem głęboko. - Mogę na razie patrzeć na nogi?
- Nie - blondynka stanowczo pokręciła głową. - Zacznij w siebie wierzyć. 
- Ale…
- Jeżeli wciąż będziesz powtarzał, że nie potrafisz, to niczego się nie nauczysz - na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. - Po prostu wczuj się w muzykę - podeszła do laptopa, aby puścić piosenkę od początku. - Do dzieła - roześmiała się cicho. Uchwyciłem jej dłoń i zrobiłem pierwszy krok, za wszelką cenę starając się jej nie podeptać. „Raz, dwa, trzy…” Wypuściłem głośno powietrze, kiedy po raz kolejny coś pomyliłem.
- I jak wam idzie? - Louis uśmiechnął się szeroko, wchodząc do pokoju i od razu odstawił na stolik tacę z napojami, które przyniósł. - Mogę być szczery, stary? - oparł się o ścianę, uważnie przypatrując się temu, jak nieudolnie próbowałem wykonać kilka prawidłowych kroków. - Jesteś sztywny jak drewno - prychnął, na co zatrzymałem się w miejscu, posyłając mu mordercze spojrzenie. „Nie musisz mi o tym przypominać…” - To nie jest wcale takie trudne - roześmiał się, podchodząc do Kathy. - Siadaj i patrz - nakazał, a ja jak posłuszne dziecko przysiadłem na skraju łóżka. - Czy mógłbym panią prosić do tańca? - Tommo ukłonił się, wyciągając dłoń w stronę blondynki, na co ta skinęła głową.
- Ależ oczywiście - roześmiała się i już chwilę później bawili się w najlepsze. „I ja niby mam to powtórzyć?” oparłem głowę na dłoni, przyglądając się ich ruchom. - Louis! - Kathy pisnęła głośno, kiedy ten postanowił wygiąć jej drobne ciało. - Zaraz zacznie mi się kręcić w głowie - roześmiała się, kiedy Tommo zaczął okręcać ją wokół własnej osi.
- Kathy, kochanie, musisz pamiętać, że właśnie tak działam na kobiety.
- Nie na mnie - prychnęła. - Zayn, teraz twoja kolej - zatrzymała się i wyciągnęła do mnie rękę. - No dalej! - dodała, kiedy nie zauważyła żadnej reakcji z mojej strony. Niechętnie podniosłem się z łóżka i stanąłem naprzeciwko niej. „To bez sensu…”
  - Kathy! - nagle w korytarzu usłyszałem głos mojej dziewczyny. „Co ona tu robi?” Szybko podszedłem do półki z książkami i chwyciłem jedną z nich w ręce. W tym samym czasie Kathy zdążyła już zająć miejsce w fotelu, biorąc na kolana laptopa, a Louis rozłożył się na łóżku, chwytając ze stolika jej aparat. - Tu jesteś! - moja dziewczyna wpadła do pokoju bez pukania. - Nie uwie… - zawahała się, skanując nas wzrokiem. Spojrzenie jej niebieskich tęczówek zatrzymało się dopiero na mnie, a raczej na tym, co trzymałem w ręku. - Kochanie, wszystko w porządku? - spojrzała na mnie, unosząc brew. Niepewnie odkręciłem okładkę książki w swoją stronę. „Czego pragną mężczyźni?” przeczytałem jej tytuł. „Ale wpadka…”
  - W jak najlepszym - uśmiechnąłem się do niej szeroko, od razu odkładając lekturę na jej wcześniejsze miejsce.
  - Coś się stało? - Kathy postanowiła chyba zmienić temat. „Na szczęście…” - Miałaś przecież spotkać się z ciocią.
  - I spotkałam - Sue kiwnęła głową. - Na jakiejś pięć minut - dodała po chwili. - Zaraz potem zadzwonił do mnie tata i…
  - Tata? - Kathy odstawiła laptopa na bok, podnosząc się z fotela.
  - Tak, tata - powtórzyła Sue. - Będzie tu za jakieś pół godziny…


  Objąłem El, przyciągając ją bliżej siebie. „Czemu ja się w ogóle zgodziłem na to romansidło?” zaśmiałem się pod nosem, obserwując, jak jakiś facet na ekranie właśnie klękał przed swoją dziewczyną i zadawał jej to najważniejsze pytanie. „A potem żyli długo i szczęśliwie…” Złożyłem delikatny pocałunek we włosach Eleanor, kiedy ta oparła głowę o moje ramię. „A jak będzie z nami? Czy my też będziemy żyć długo i szczęśliwie?” Nadal bałem się, że kiedyś ją stracę, że pewnego dnia to wszystko się skończy. Coraz częściej zauważałem, że irytuje ją wiele moich zachowań i zastanawiałem się, czy aby na pewno akceptuje mnie takim, jaki jestem. „Co prawda, nie zawsze możesz trzymać ją za rękę, ale jestem pewna, że Eleanor czuje twoją obecność w swoim życiu nawet wtedy, kiedy jesteś na innym kontynencie…” w mojej głowie rozbrzmiały słowa Kathy. „Chciałbym, żeby tak było…” Westchnąłem pod nosem, gładząc jej ramię. Może to zabrzmi tandetnie, ale nie wyobrażałem sobie bez niej życia. A przynajmniej tak mi się wydawało. 
- Louis… - brunetka uniosła twarz, spoglądając na mnie kątem oka.
- Tak? - ucałowałem jej skroń, nie odrywając wzroku od ekranu.
- Coś się stało? - zmarszczyła lekko czoło, sięgając po pilot i zatrzymując film.
  - Zastanawiam się tylko, jak idzie Zaynowi podczas kolejnego spotkania z teściem - roześmiałem się, próbując uśpić jej czujność. - Dobrze, że stamtąd poszedłem, bo tata dziewczyn chyba nas nie lubi.
  - Ciebie to chyba nie powinno martwić - roześmiała się i ponownie uruchomiła to romansidło. „A może po prostu porozmawiaj z nią o tym, co cię gryzie?” podsunęło moje drugie ja.
- Eleanor… - zacząłem. - Kochasz mnie? - wypaliłem, sam nie wiem czemu.
- Głupie pytanie - roześmiała się. „To nie jest odpowiedź…” Może to śmieszne, ale potrzebowałem usłyszeć to z jej ust.
- El - odsunąłem się, spoglądając jej w oczy. - Kochasz?
- A dlaczego miałabym nie kochać? - zmarszczyła czoło. - Co tym razem cię gryzie?
- Przyszłość… - westchnąłem, na co przekrzywiła lekko głowę. Przez moment skanowała mnie wzrokiem, po czym ponownie już dzisiejszego wieczoru wstrzymała nasz seans. Uniosła delikatnie brew, oczekując, aż rozwinę swoją myśl. - Przyszłość z tobą...
  - No ja myślę! Nie dopuszczam w ogóle opcji, że mogłaby to być przyszłość z kimś innym - roześmiała się. 
- Myślałaś kiedyś o tym, jak będzie wyglądać nasze życie za kilka lub kilkanaście lat?
- No raczej - wywróciła oczami, po czym zarzuciła mi ręce na ramiona. - Ty, ja, jakiś skromny ślub - zaczęła. - Małe mieszkanie w centrum Londynu…
- Nie chciałabyś wielkiego wesela z masą gości? - przerwałem jej, na co pokręciła głową. - Nie wiem, czy uda się zrobić z tej imprezy kameralną uroczystość - roześmiałem się.
- Dlaczego? - nieznacznie zmarszczyła czoło.
- Tylko pomyśl… Moja rodzina jest naprawdę duża. Chłopaków też liczę już z partnerkami, a może nawet z dziećmi - roześmiałem się. - Wyobraź sobie takiego małego Nialla na weselu… Przecież przy stole dla dzieci zabraknie jedzenia - prychnąłem.
- Faktycznie - El rozbawiona pokiwała głową.
- Mieszkanie w centrum też brzmi nieźle, ale… - westchnąłem. - Wolałbym raczej jakiś dom na przedmieściach z wielkim ogrodem. Nie chcę, żebyśmy gnietli się z naszymi dziećmi w jakiejś ciasnej klitce…
- Dziećmi? - Eleanor spojrzała na mnie, delikatnie się uśmiechając. - Przecież nie spędzę reszty życia w domu… - pokręciła głową. - Kochanie, muszę skończyć studia, znaleźć lepszą pracę… Myślę, że jedno dziecko to wszystko, na co możemy liczyć…
- Ale…
- Louis, nie chcę być kurą domową - pokręciła głową.
- Przecież nie będziesz sama. Razem damy jakoś radę połączyć życie prywatne i zawodowe. Jedno dziecko to…
- To i tak wystarczające ograniczenie - skwitowała. - Obejrzymy ten film do końca? -zaproponowała, na co kiwnąłem głową. Cóż innego mogłem zrobić. Eleanor miała plany. Byłem w nich ja, jednak nie moje marzenia. Właściwie, to nawet nie spytała, o czym marzę. Chciałem mieć huczne wesele, dom z dala od zgiełku miasta i dużą rodzinę, a nie małe mieszkanie i psa. „Nie tak to sobie wyobrażałem…”
  - Będę się już zbierał - stwierdziłem nagle. - Muszę jeszcze spotkać się z Paulem… - wymamrotałem. „Serio?” moje drugie ja powątpiewająco uniosło brew. 
  - Dziś? Nic o tym nie wspominałeś - El spojrzała na mnie zaskoczona.
  - Dopiero sobie przypomniałem - westchnąłem, przeczesując ręką włosy. Nie chciałem jej okłamywać, ale musiałem jak najszybciej stąd wyjść, pobyć sam i przemyśleć wszystko, co usłyszałem. I co najważniejsze, musiałem pożegnać się ze swoimi marzeniami.


  - Możesz mi wyjaśnić, co ty wyprawiasz? - odetchnęłam głęboko, zamykając drzwi za naszym gościem. Nie byłam przygotowana na tą wizytę i wysłuchiwanie jego kazań.
- Mi też miło cię widzieć, tato - zignorowałam jego słowa, wskazując dłonią, żeby przeszedł do salonu. Już kiedy Sue powiedziała mi o jego przyjeździe, wiedziałam, co się święci. Nie miałam jednak ochoty na żadne wyjaśnienia. „Jeszcze nie teraz…” -  Chcesz coś do picia? - uśmiechnęłam się do niego, kiedy zajął miejsce na kanapie. 
- Wolałbym najpierw porozmawiać - zmarszczył czoło, skanując mnie od góry do dołu. - Zmizerniałaś od naszego ostatniego spotkania… - westchnął, rozpinając marynarkę. „To sprawka mojej dwutygodniowej diety cud…” wywróciłam w duchu oczami. 
- Pójdę po Sue… - odkręciłam się na pięcie, ale nie zdążyłam zrobić nawet kroku, kiedy poważny ton głosu taty dosłownie wbił mnie w podłogę.
- James u mnie był - poczułam, jak moje serce zaczyna bić szybciej. „Czego on tam szukał?!” Odetchnęłam, po czym z udawaną obojętnością odkręciłam się w jego stronę.
- Tak? I co u niego? - wsunęłam pasmo włosów za ucho, przysiadając na brzegu fotela.
- Nie za dobrze - jego oczy spoczęły na mojej twarzy. - I kto jak kto, ale ty powinnaś doskonale zdawać sobie z tego sprawę…
- Nie mam z nim kontaktu, więc…
- No właśnie! Wszystko mi opowiedział - tata zmarszczył czoło. „Wszystko? Dam sobie rękę uciąć, że zapomniał o najważniejszym…” zakpiło moje drugie ja.
- Skoro wszystko wiesz, to o czym chcesz jeszcze rozmawiać? - wzruszyłam ramionami.
- Nie zachowuj się tak, Kathy… - zmarszczka między jego brwiami pogłębiła się
- Niby jak? - nieznacznie zmrużyłam oczy.
- Nie udawaj, że nic się nie stało - westchnął.
- Nie udaję - pokręciłam głową. - Po prostu rozstałam się z chłopakiem. Takie rzeczy się zdarzają…
- Jak mogłaś być tak bezmyślna i go zostawić, Kathleen? - spojrzał na mnie surowo.
- Tato, chyba się trochę zapędzasz - zaczęłam nerwowo bawić się własnymi dłońmi. - To moje życie i tylko ja mogę decydować, z kim chcę być.
- Na miłość boską, Kathleen! Co się z tobą dzieje?! - tata gwałtownie podniósł się z miejsca, kręcąc z niedowierzaniem głową. - James to taki porządny człowiek…
- Tato…
- Robiłem wszystko, co tylko mogłem, żeby dać wam lepsze życie - westchnął. - Pozwoliłem wam na przeprowadzkę do Londynu, bo sądziłem, że jesteście odpowiedzialne - zaczął przemierzać salon. - Nigdy nie myślałem, że zachowasz się tak bezmyślnie! - oparł się o brzeg kanapy. - Sue często robiła coś na umyślnie innym, ale ty?! Przecież nie mogłaś trafić lepiej - „Chyba nie mogłam trafić gorzej…” poprawiłam w myślach mojego ojca. - James to szanowany prawnik. Przy nim miałabyś zapewnioną przyszłość.
- Tylko co to byłaby za przyszłość, tato? - odetchnęłam, ale on zachowywał się tak, jakby w ogóle mnie nie słuchał. 
- To porządny człowiek, który cię kocha, Kathleen - spojrzał na mnie, wiercąc dziurę w moich oczach. - Jeszcze nie jest za późno, żeby to naprawić.
- Ale ja nie chcę tego naprawiać - przełknęłam gulę formującą się od dłuższego czasu w moim gardle. 
- Czy nie o takim człowieku u swojego boku marzyłaś? - głos mojego ojca nieco złagodniał. Wiedziałam jednak, że nie potrwa to długo.
- A może to ty o tym marzyłeś? - odpowiedziałam, na co całe jego ciało się spięło. - Tato, po prostu do siebie nie pasowaliśmy - dodałam po chwili milczenia. Nie chciałam podać mu prawdziwego powodu, dla którego odeszłam od Jamesa. „Nie mogłam…”
- Ten człowiek był idealnym kandydatem na twojego męża…
  - Tato…
- Nie przerywaj mi - zbeształ mnie. - Zawsze myślałem, że jesteś odpowiedzialna, ale to przeklęte miasto chyba całkowicie cię zmieniło!
- To nie…
- James był gotowy zrobić wszystko, żebyś była szczęśliwa! - „Faktycznie” zakpiło moje drugie ja.
- O co ty tak na prawdę się wściekasz? - spojrzałam na niego, kładąc ręce na biodrach.
- O to, co wyprawiacie! Ty zostawiasz Jamesa, a Sue wiąże się z kimś takim, jak ten cały muzyk, czy kim on tam jest! Nie tego chciałaby wasza matka…


  - O to, co wyprawiacie! Ty zostawiasz Jamesa, a Sue wiąże się z kimś takim, jak ten cały muzyk, czy kim on tam jest! Nie tego chciałaby wasza matka - już schodząc ze schodów usłyszałem donośny głos ojca mojej dziewczyny. „Kimś takim, jak ten cały muzyk…” Czy w jego oczach naprawdę byłem aż tak zły?
- Ten cały muzyk, jak go nazwałeś, dał nam dach nad głową! - Kathy stanęła w mojej obronie. 
- A czy ktoś go o to prosił?! Miałyście… Nadal macie gdzie mieszkać - pan Barkley był chyba naprawdę niezadowolony z faktu, że jego córki mieszkały właśnie z nami. „A może po prostu nie podobało mu się to, że jedna z nich zadaje się z tobą…” przeszło mi przez myśl. - Możecie mieszkać u Georga, wrócić do domu… Poza tym, ty nadal możesz mieszkać z Jamesem!
- Och, nie mieszaj w to Jamesa. On i ja to przeszłość - Kathy podniosła nieco głos. - Musisz zrozumieć to tak samo jak fakt, że Sue kocha Zayna - poczułem jak palce mojej dziewczyny mocniej zaciskają się na mojej dłoni. Spojrzałem na nią i posłałem jej niepewny uśmiech, chcąc pokazać, że nie przejmuję się słowami jej ojca. „Wmawiaj sobie tak dalej…” zakpiło moje drugie ja.
- Kocha?! To chyba jakiś żart… - pan Barkley zaśmiał się ironicznie. - Cała ta piątka, to jakaś banda dzieciaków, którzy namieszali wam w głowach. 
- Nawet nie waż się tak o nich mówić! - Kathy starała się zapanować nad swoim głosem, ale coraz rzadziej jej się to udawało.
- Nie pozwolę, żeby moja córka była z nieodpowiedzialnym , wytatuowanym, bogatym facetem bez przyszłości - spojrzałem na Sue, która z niedowierzaniem pokręciła głową. 
  - Przepraszam - wyszeptała tylko i pociągnęła mnie za rękę w stronę salonu. 
  - Jeszcze dziś macie się spakować i…
- Wydaje mi się, że trochę się zagalopowałeś, tato - Sue przerwała swojemu ojcu, stając obok siostry i uporczywie ściskając przy tym moją dłoń. Spojrzałem na mężczyznę, który zacisnął mocniej szczękę.
- Susanne, proszę, żebyś poszła na górę i zabrała swoje…
- Czy ty nic nie widzisz?! - wybuchła Kathy. - Tylko na nią popatrz - skinęła głową na Sue. - Jest szczęśliwa. Twoja córka jest naprawdę szczęśliwa - krzyknęła.
- Kathy… - Sue starała się chyba załagodzić jakoś sytuację, ale zbytnio jej to nie wychodziło. „A może to ja powinienem coś powiedzieć?” pomyślałem, spoglądając na mężczyznę, z którego oczu dało się wyczytać, że bezgłośnie posyła mi właśnie tysiące przekleństw. „Lepiej chyba będzie, jak pomilczę…” stwierdziłem, nie chcąc go jeszcze bardziej rozzłościć. „Przecież nie pierwszy raz muszę znosić czyjąś krytykę…”
- Ten ktoś, kogo przed chwilą zmieszałeś z błotem, traktuję twoją córkę jak księżniczkę! - kontynuowała Kathy. - Masz rację, jest bogaty, ale co to zmienia? W końcu ciężko na to pracuje - spojrzała na mnie, a złość wymalowana na jej twarzy mówiła sama za siebie. „Tym razem to Kathy ma tu ostatnie słowo…”  - I nie mów, że nie ma przyszłości, bo mogę założyć się o wszystko, że będzie ona wyglądała o niebo lepiej, niż u tego twojego Jamesa!
- Przywołuję twój zdrowy rozsądek, Kathleen - mężczyzna głośno odchrząknął.
- Mój zdrowy rozsądek jest tu przez cały czas, ale najwidoczniej ty swój gdzieś zostawiłeś - westchnęła. - Powiem ci coś jeszcze! Zayn ma dopiero dziewiętnaście lat, a jest sto razy bardziej odpowiedzialny niż twój wymarzony zięć, który wszystkie sprawy załatwia podniesieniem ręki! - po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. - Nie mów mi więc, że zrobiłam źle! Nie mów też, że ona popełnia błąd - spojrzała na Sue, która cały czas mocno ściskała moją dłoń -…bo gdyby nie Zayn, może wcale by mnie tu teraz nie było. Ciebie z resztą też, bo musiałbyś szykować miejsce na cmentarzu - dodała o ton ciszej, a mężczyzna jedynie uważnie się jej przyglądał, nie do końca chyba rozumiejąc słowa, które przed chwilą usłyszał. „A może właśnie wszystko zrozumiał…” - Czy twój ukochany zięć powiedział ci, dlaczego od niego odeszłam? Przyznał się, że pobił mnie do nieprzytomności? - krzyknęła, ocierając ręką mokre policzki. - I tak dla jasności, tato - zaakcentowała ostatnie słowo. - Jestem dorosła, obie jesteśmy. To nasze życie i to my będziemy decydować o tym, co z nim zrobimy - pociągnęła nosem. - A teraz przepraszam, ale nie mam ochoty dłużej przekonywać cię do swoich słów - blondynka odkręciła się na pięcie i ruszyła w stronę korytarza. - Jeszcze jedno - dodała, spoglądając na nas przez ramię. - Nie studiuję prawa. Studiuję fotografię… - westchnęła, po czym zniknęła z pola naszego widzenia. Odetchnąłem głęboko, nie wiedząc, co mógłbym powiedzieć w takiej sytuacji. Moja dziewczyna nadal uporczywie trzymała mnie za rękę, a jej ojciec stał w tym samym miejscu, wpatrzony w ścianę przed sobą. Atmosfera wokół nas przesiąknięta była złością i niedomówieniami. „A wszystko to przez Jamesa…” 


  Nadal nie byłam pewna, czy zostawienie Zayna z moim rozwścieczonym ojcem to najlepszy pomysł. Chciałam jednak chociaż spróbować przekonać Kathy do powrotu. Niestety, moja siostra okazała się jeszcze bardziej uparta niż dotychczas i jeszcze szybciej niż wchodziłam do jej pokoju, wracałam teraz do salonu.
- Kathy uznała, że powiedziała ci już wszystko i… - stanęłam obok Zayna, skanując twarz mojego ojca.
- Nie zejdzie - bardziej stwierdził niż zapytał. Kiwnęłam głową, nadal nie wiedząc, jak mam się zachować. 
- Wcale się jej nie dziwię - wzruszyłam ramionami, starając się zachowywać w miarę spokojnie. „Na dziś wystarczy już krzyków…” Nie miałam ochoty na miłą pogawędkę z tatą, ale patrząc na niego, wiedziałam, że tym razem muszę się pohamować. Wyglądał, jakby ktoś w końcu otworzył mu oczy na pewne sprawy. „Może właśnie tak było?”- Tato…
- Ja… Nic nie rozumiem - pokręcił głową, jednak po chwili na jego twarzy wymalowała się ogromna złość. - Zabiję tego gnoja! - gwałtownie ruszył w stronę drzwi.
  - Nie, tato… - szybko go minęłam i stanęłam mu na drodze. - To nie…
- Zabiję tego śmiecia. Jak on mógł podnieść rękę na moją córkę?! - wrzasnął, na co zacisnęłam rękę na jego ramieniu, z całych sił starając się odwieść go od tego pomysłu. - Po prostu…
- Panie Barkley - Zayn przerwał wypowiedź mojego ojca. Spojrzałam na niego i w jednej chwili przepełnił mnie ogromny wstyd. Czułam się potwornie, przypominając sobie, jak mama Zayna przyjęła mnie z otwartymi rękoma do swojej rodziny. „A mój ojciec…” westchnęłam, nie wiedząc, co robić. Byłam wściekła, jednak nie mogłam teraz wybuchnąć. Musiałam załagodzić jakoś sytuację. - Sue ma rację. Pójście tam nie załatwi sprawy, a może jedynie przysporzyć dodatkowych problemów zarówno panu, jak i Kathy - dodał opanowanym tonem. Nie słyszałam w jego głosie żalu czy też złości. - James jest jednym z najlepszych prawników w całej Anglii i ma znajomości dosłownie wszędzie.
- Ten palant może się ze wszystkiego wybronić - postanowiłam pomóc mojemu chłopakowi. „O ile po czymś takim będzie chciał jeszcze ze mną być..."
- Susanne… - oczy mojego taty wyrażały tyle uczuć, że sama nie wiedziałam na czym się skupić. - Mogłabyś…
- Opowiem ci wszystko, tylko proszę, usiądź - przerwałam mu, na co kiwnął głową, po czym zajął jeden z foteli. - Tato… - usiadłam na kanapie. Po chwili dołączył do mnie Zayn i od razu splótł nasze dłonie. „Może jeszcze nie wszystko stracone…” - Dwa tygodnie temu… - zaczęłam opowiadać ojcu o całym zajściu. Z każdym moim słowem jego twarz wyrażała coraz większą skruchę. Starałam się za wszelką cenę dać mu do zrozumienia, że James i Kathy to skończony temat, modląc się przy tym w duchu, żeby mój i Zayna pozostał bez zmian. „Nie zdziwię się, jeśli będzie miał dość…” westchnęłam, spoglądając na nasze dłonie.
- Nie byliście z tym na policji? Dlaczego nie zadzwoniłyście? 
- To nie takie proste… Kathy nie chciała ci mówić, bo wiedziała jak zareagujesz i…
- Musze z nią porozmawiać - stwierdził pewnie.
- Myślę, że… Tato, daj jej to wszystko przemyśleć - uśmiechnęłam się do niego niepewnie. - Ona… To w końcu Kathy. Prędzej czy później do ciebie zadzwoni.
- Zostanę u Georga… - westchnął. - Poczekam, aż się uspokoi.
- To bez sensu - pokręciłam głową. - Najlepiej będzie, jeśli wrócisz do domu - wiedziałam, że tak samo jak moja siostra, potrzebuje teraz czasu, żeby uporządkować wszystko, co dziś usłyszał. Chociaż ta dwójka nie zdawała sobie z tego sprawy, byli do siebie niesamowicie podobni. Po długich negocjacjach udało mi się wreszcie wyperswadować mojemu ojcu z głowy pomysł z pozostaniem w Londynie i wizytę u Jamesa. Kiedy tylko telefon Zayna rozdzwonił się i ten wyszedł na taras, żeby spokojnie porozmawiać, miałam ochotę wygarnąć jeszcze tacie, co leżało mi na sercu, ale wystarczyło jedno spojrzenie na jego załamaną twarz i już wiedziałam, że będzie lepiej, jeśli tym razem to wszystko przemilczę. Nadal byłam na niego zła. Byłam dosłownie wściekła, za to co mówił o Zaynie, ale wiedziałam, że to nie pora na wyrzuty. Pożegnałam się z nim, obiecując, że zadzwonię, po czym zamknęłam drzwi, opierając się o nie plecami. „Kiedy ten koszmar się w końcu skończy…”


  Z kubkiem gorącej herbaty w dłoniach skierowałem się na górę. Ten dzień zdecydowanie wyssał z naszej trójki całą energię. Nadal czułem się źle ze świadomością, że ojciec mojej dziewczyny nie akceptuje naszego związku. Byłem jednak zdeterminowany, by walczyć o Sue. „Jeśli będzie trzeba, to nawet ją porwę…” wywróciłem oczami nad własną głupotą. „Przecież nie może być aż tak źle…” Jedyne co mnie cieszyło, to fakt, że resztę domowników gdzieś wywiało. Przynajmniej nie musieli być świadkami tych wszystkich krzyków. „Chociaż Louis to by się przydał…” pomyślałem, przypominając sobie roztrzęsioną Kathy. Od jakiegoś czasu tą dwójkę łączyła naprawdę silna więź. „Wcale się nie dziwię…” Tommo był przy Kathy w najtrudniejszym dla niej czasie i wspierał ją, jak tylko potrafił. „Dorosły Louis… To ci dopiero…” zaśmiałem się pod nosem, pokonując ostatnie stopnie. Zatrzymałem się jednak gwałtownie, widząc wychodzącą ze swojego pokoju Kathy. „Chyba trzeba tu komuś podziękować…”
- Kathy... - zacząłem, na co dziewczyna uśmiechnęła się do mnie delikatnie, zamykając drzwi. 
- Już po wszystkim? - zapytała cicho, na co kiwnąłem głową. 
- Jak się czujesz? - spojrzałem na nią uważnie.
- Dobrze, dziękuję - założyła za ucho pasmo włosów.
- To chyba ja powinienem ci podziękować - uśmiechnąłem się mimowolnie, kiedy blondynka zmarszczyła lekko brwi. - Ty mój obrońco - prychnąłem, chcąc rozluźnić nieco sytuację.
- Chociaż tyle mogłam zrobić - stwierdziła pewnie. - Z resztą, mówiłam samą prawdę.
  - Czy ja się przesłyszałem, czy właśnie przyznałaś, że jestem naprawdę wspaniały? - rozbawiony uniosłem brew.
  - Tego nie powiedziałam - wywróciła oczami, ale już po chwili głośno się roześmiała. - Zayn… - po chwili spoważniała. - Tam na dole powiedziałam tylko to, co myślę. Moja siostra cię kocha i…
- Ja też ją kocham - przerwałem jej, jakbym chciał ją upewnić w tym, że wybuch jej ojca nie zmienił nic w moich relacjach z Sue.
- Wiem - uśmiechnęła się. - I wiem też, że Sue układa właśnie jakąś regułkę, żeby cię przeprosić.
- W takim razie pójdę jej przeszkodzić - uniosłem do góry kubek z herbatą - Do później - minąłem blondynkę, celowo trącając ją łokciem i od razu ruszyłem w stronę sypialni. Wszedłem do środka i zamknąłem za sobą drzwi. - Przyniosłem ci herbatę - podszedłem do łóżka, na którym leżała Sue.
- Dziękuję - szepnęła i usiadła, przejmując ode mnie kubek. Wzięła łyk gorącego napoju, po czym odstawiła go na nocną szafkę. - Zayn…
- Tak? - usiadłem obok niej, spoglądając na jej zmartwioną twarz. 
- Przepraszam - westchnęła, a jej oczy momentalnie się zaszkliły. - Przepraszam za wszystko, co powiedział mój tata…
- Sue…
- Zrozumiem, jeśli odpuścisz - po jej policzku spłynęła pierwsza łza. - Zrozumiem, jeśli dojdziesz do wniosku, że bycie ze mną…
- Nawet nie kończ - przerwałem jej, kręcąc głową i uniosłem jej podbródek, by móc spojrzeć w te niebieskie, piękne oczy. - Hej… - otarłem kciukiem mokre kąciki. - Kocham cię - stwierdziłem pewnie, po czym nie dając jej już nic powiedzieć, złączyłem nasze usta. Smakowałem zachłannie malinowych warg, jakbym chciał tym pocałunkiem udowodnić moje wcześniejsze wyznanie. - Najbardziej na świecie - szepnąłem wprost w jej usta.
- Też cię kocham, Zayn - wydukała. - Ale nie chcę, żeby ktokolwiek tak o tobie mówił - westchnęła. - Nie zasługujesz na takie traktowanie. Przecież on cię w ogóle nie zna - pokręciła głowa.
- No właśnie, nie zna mnie - uśmiechnąłem się. - Jeszcze udowodnimy mu, że nie jestem taki zły, na jakiego wyglądam - prychnąłem.
- Prze…
- Ćśii - przerwałem jej, po czym ponownie ją pocałowałem. „Razem jakoś sobie poradzimy…” Przyciągnąłem Sue bliżej siebie. W tym momencie jedynym, czego potrzebowałem, była jej bliskość. Pragnąłem jej całym sobą. Poczułem jej dłonie, pewnie odpinające guziki mojej koszuli. Uśmiechnąłem się mimowolnie, nie przestając jej całować. - Nie pozwolę nikomu mi cię zabrać - wyszeptałem prosto w jej gorące usta. - Choćbym miał walczyć z całym światem…


  Wszedłem do domu, zatrzaskując za sobą drzwi. „Przeklęty deszcz…” westchnąłem, ściągając buty, które rzuciłem w kąt. Rozejrzałem się po korytarzu, w którym panował nienaganny porządek i niechętnie schyliłem się po swoje obuwie, odstawiając je do szafki. To zabawne, ale odkąd mieszkały z nami dziewczyny, wszędzie było tak czysto, że nie wypadało zostawić czegokolwiek w nieładzie. „Dobrze, że nie zaglądają do Nialla i Harrego…” zaśmiałem się pod nosem, kierując w stronę kuchni. „Jakbyś w swoim pokoju miał lepiej…” zakpiło moje drugie ja. „Przynajmniej mogę tam coś znaleźć…” westchnąłem, siadając przy wysepce kuchennej. Odetchnąłem głęboko, chowając twarz w dłoniach. Mimo długiego spaceru, który musiał zakończyć się przez ten głupi deszcz, nadal miałem w głowie rozmowę z Eleanor i choć z jednej strony cieszyłem się, że nadal jestem częścią jej planów na przyszłość, to z drugiej byłem… „Rozczarowany?” podsunęło mi moje drugie ja i musiałem przyznać mu rację. Sam nie wiem, co mną kierowało, kiedy wychodziłem z jej mieszkania, ale czułem, że muszę to wszystko przemyśleć. „Chyba powoli zaczynam wariować…” westchnąłem, wstając i podchodząc do blatu, by chwilę później wrócić na swoje miejsce ze szklanką soku w ręku. „Kompletnie nie liczy się z moimi marzeniami…” przeszło mi przez myśl. „A może powiedziała to wszystko tylko dlatego, żebym przestał gadać i zajął się filmem?” starałem się znaleźć jakieś dobre usprawiedliwienie. „Sam w to nie wierzysz, Louis…” moje drugie ja działało dziś jak kubeł zimnej wody. 
- Ciężki dzień? - drgnąłem, słysząc niespodziewanie głos Kathy.
- Czy ja wiem… - wzruszyłem ramionami, spoglądając na blondynkę, która weszła do kuchni i podeszła do jednej z szafek. - A jak wizyta taty? - wymamrotałem, nie do końca pewny, czy w ogóle to usłyszała. Tak czy siak, musiałem zmienić temat. Nie chciałem obarczać jej swoimi problemami „Ma i tak wystarczająco własnych…”
- Nic nie poszło tak, jak planowałam - westchnęła, zajmując miejsce naprzeciwko mnie z opakowaniem ciastek zbożowych w ręku. „Znowu płakała…” zmarszczyłem czoło, dostrzegając jej podpuchnięte oczy i momentalnie poczułem w sobie narastającą złość. - Skończyło się na wielkiej kłótni i trzaśnięciu drzwiami z mojej strony.
- Buntownicza Kathy? - uniosłem  brew na co wywróciła oczami, lekko się uśmiechając. „Zdecydowanie lepiej…” - To o co poszło? - wziąłem łyk soku, nie odrywając od niej wzroku.
- James u niego był i… - pokręciła głową, jakby sama nie wierzyła w to, co mówi. - Tata się wściekł, bo zostawiłam jego ideał zięcia
- Trzeba było…
- Powiedziałam mu - przerwała mi. - Właściwie to wygarnęłam mu wszystko, co leżało mi na sercu, tylko że nie czuję się z tym najlepiej - westchnęła.
- Dobrze zrobiłaś - uśmiechnąłem się do niej krzywo. - W końcu zna całą prawdę…
- Powinnam do niego zadzwonić, ale będzie chyba lepiej, jak trochę ochłoniemy - schowała twarz w dłoniach. - Zayn też usłyszał kilka niemiłych słów na swój temat - dodała po chwili, przeczesując ręką włosy.
- Nim nie musisz się przejmować - zapewniłem ją. - Nic mu nie straszne, póki jest przy nim Sue.
- Tak myślisz? - zmrużyła lekko oczy, jakby się nad czymś zastanawiała.
- To mój przyjaciel. Znam go lepiej, niż ci się wydaje - wziąłem łyk soku. - Uwierz mi, jest zakochany w twojej siostrze po uszy i tylko jej słowa się dla niego liczą - wywróciłem oczami.
- Sue ma tak samo - roześmiała się, sięgając po ciastko. - Może masz ochotę? - wyciągnęła opakowanie w moją stronę, na co pokręciłem głową. - Dobra, ja już powiedziałam, co mnie gryzie. Teraz twoja kolej - uniosła brew. 
- Ale u mnie wszystko w porządku - uśmiechnąłem się, starając się przekonać ją tym do prawdziwości swoich słów.
- Wiesz co? - podniosła się z miejsca, podchodząc do jednej z szafek. - Mój tata zawsze mówi, że co by się nie działo, na poprawę humoru najlepsza jest gorąca czekolada - uśmiechnęła się, stając na palcach i sięgając po pudełko. - Zawsze, kiedy ja, Sue, albo Chris mieliśmy gorszy dzień, to stawiał przed nami wypełniony po brzegi kubek - roześmiała się. - Nawet kiedy Sue wróciła ze szkoły cała zapłakana, trzaskając drzwiami swojego pokoju, bo zerwała z… - zamyśliła się na chwilę. - Jak on miał na imię? - westchnęła, wyciągając z kolejnej szafki dwa, największe kubki. - Matt! - uśmiechnęła się promiennie, kiedy w końcu przypomniała sobie imię chłopaka. - Kiedy zerwała z Mattem, tata poszedł do niej z gorącą czekoladą i upierał się, że to pomoże - roześmiałem się, widząc, z jakim zapałem o tym opowiada. - I wiesz co? Pół godziny później zeszła do salonu, szeroko się uśmiechając i prosząc o jeszcze… -  prychnęła, stawiając przede mną parujący kubek, po czym usiadła na swoim wcześniejszym miejscu. - Może nie robię jej tak dobrze, jak mój tata, ale mam nadzieję, że ta mojego autorstwa zadziała podobnie - wzruszyła ramionami, a ja od razu wziąłem łyk napoju, parząc sobie przy tym język. - Nie rozpędzaj się tak. To jednak gorąca czekolada - zaakcentowała dwa ostatnie słowa. 
- Kathy… - odstawiłem kubek, spoglądając w błękitne oczy dziewczyny. - Zastanawiałaś się kiedyś, jak będzie wyglądała twoja przyszłość?
- Jasne, że tak - kiwnęła głową.
- I co? - wziąłem kolejny łyk czekolady, czując, jak jej ciepło rozlewa się wewnątrz mnie.
- Po wakacjach zacznę kolejny rok…
- Nie… - przerwałem jej. - Chodziło mi raczej o tę bardziej odległą przyszłość.
- Zadajesz trochę dziwne pytania - prychnęła, wsuwając pasmo włosów za ucho. - Teraz to już trochę nie na miejscu, ale… - odetchnęła głęboko, chwytając w dłonie swój kubek. - Zawsze wyobrażałam sobie tętniący życiem dom na przedmieściach, z pięknym ogrodem… - uśmiechnęła się szeroko, zamykając oczy. „Tętniący  życiem…” powtórzyłem w głowie jej słowa. „Tomlinson, może jesteś nie z tą panną, co trzeba? zakpiło moje drugie ja, które tym razem postanowiłem zignorować. „Eleanor tylko teraz tak mówi…” - Może to głupie, ale nie wyobrażam sobie, żebym mogła mieć tylko jedno dziecko i wieść ciche i nudne życie - roześmiała się. - Oczywiście nie oznacza to, że zrezygnuję ze swojej pasji i przestanę robić zdjęcia. Kiedyś jeszcze dorobię się na tym majątku - roześmiała się. - Może jestem naiwna, ale uważam, że przy odrobinie chęci, wszystko da się pogodzić.
- Tak… - odetchnąłem. - Czyli pełno dzieci i życie jak w bajce?
- Nie ważne, jakie będzie życie - uśmiechnęła się. - Ważne, żeby obok byli ci, których kochamy - uniosła powieki. - Kiedyś razem z Sue postanowiłyśmy, że wszystkie święta i urlopy będziemy spędzać ze sobą i naszymi rodzinami - wpatrywałem się w dziewczynę, chłonąc każde jej słowo. - Sue nabijała się ze mnie, mówiąc, że z moją zgrają trudno będzie gdzieś wyskoczyć, ale co ona tam wie… 
- Czyli Sue to raczej nowoczesna wersja kobiety? - wypaliłem.
- Nie, jest tak samo staromodna, jak ja - uśmiech na jej twarzy poszerzył się jeszcze bardziej -…ale jeśli chodzi o dzieci, to nie planuje więcej niż dwójki. Przynajmniej tak mówi. 
- Odkąd z wami mieszkam, zaczynam w końcu rozumieć to, co zawsze powtarzacie - roześmiałem się. - Naprawdę jesteście kompletnie inne.
- To co cię tym razem gryzie? - Kathy gwałtownie zmieniła temat. - Znowu martwisz się przyszłością? 
- Nie… Tak… Nie wiem - wzruszyłem ramionami. - Po prostu po dzisiejszej rozmowie z El, nie jestem już pewien, czy nasze życie będzie długie i szczęśliwe.
- A niby czemu miałoby nie być? - na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. „Bo Eleanor ma plany, w których nie ma już miejsca na moje marzenia…”
- El i ja mamy kompletnie inne wyobrażenia na temat wspólnego życia - westchnąłem.
- Louis, wyobrażeń może być wiele - Kathy podciągnęła kolana pod brodę. - Ja na przykład cały czas myślałam, że razem z Jamesem… - westchnęła. - Nie ważne - pokręciła głową. - Chodzi o to, że życia nie da się zaplanować - kąciki jej ust delikatnie się uniosły. - Czasem to, co wydaje się niemożliwe, przychodzi całkiem niespodziewanie… 

♥♥♥ 

Witajcie kochani! :)

Kolejny rozdział za nami... I kolejny raz wyszedł dłuższy niż planowałyśmy... Mamy jednak nadzieję, że choć trochę się Wam spodobał :)

Musimy przyznać się, że jesteśmy niesamowicie ciekawe co sadzicie o tym rozdziale. W sumie, mimo "normalnego dnia z życia chłopców" trochę się wydarzyło. Pan Barkley i jego wizyta. Chyba zaskoczyła wszystkich... :)

Pewnie się powtórzymy, ale chciałybyśmy podziękować Wam z całego serca, za te cudowne słowa pod ostatnim rozdziałem. Nawet nie wiecie jak bardzo cieszymy się, że znajdujecie czas na nasze opowiadanie <3

Swoją drogą, co u Was? Przygotowujecie się już do świąt? :)
Mimo, że zewsząd słychać świąteczne piosenki, każdy mówi o tym, że czas kupić prezenty, a babcia wylicza co przygotuje na święta ( aż ślinka cieknie... :) my osobiście, jak na razie, kompletnie nie mamy do tego głowy...

Przesyłamy dużo miłości Xx
MADDIE&CAROL
Och! Zapomniałybyśmy...
Wesołych Mikołajek, skarby! <3
Pamiętajcie, że Święty Mikołaj bacznie wszystkich Was obserwuje!  :)