wtorek, 28 kwietnia 2015

Rozdział 32.




Stałam obok Zayna, uparcie wpatrując się w swoje buty, bo nie miałam odwagi unieść wzroku i patrzeć na to, co właśnie się rozgrywało. Nawet w najgorszych snach nie przypuszczałam, że to wszystko właśnie tak się skończy. "Przecież nie tak miało być..." Zamrugałam kilkukrotnie, aby odegnać łzy, które zaczynały gromadzić się pod powiekami. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego właśnie moją Kathleen los postanowił tak strasznie doświadczyć. "Ona na to nie zasłużyła..." Odetchnęłam głęboko, spoglądając na moją siostrę, łkającą w ramionach Scotta. Deszcz padał coraz mocniej, a ceremonia skończyła się już dawno i cmentarz zdążył już prawie zupełnie opustoszeć. Została tylko nasza ósemka, chociaż ja najchętniej też uciekłabym z tego miejsca. Chciałam jak najszybciej zabrać stąd Kathy, by nie musiała już dłużej patrzeć na wykonaną z ciemnego drewna trumnę. Wiedziałam jednak, że nie będzie to łatwe, a nie miałam prawa nalegać i przerywać jej tego pożegnania. Widząc jej drżące ciało, serce łamało mi się na miliony kawałków. Kochała go. Mimo wszystko, nadal kochała, a teraz straciła go na zawsze. "Pan James Turner popełnił samobójstwo..." głos inspektora ciągle rozbrzmiewał w mojej głowie, a przed oczami stawała mi Kathy, wpatrująca się we mnie wzrokiem, który błagał o pomoc i przeraźliwie krzyczał z bólu. "Wzrokiem, którego nie zapomnę do końca życia..." Mocniej wtuliłam sie w bok mojego chłopaka, który obejmował mnie ramieniem, trzymając w drugiej ręce rozłożony parasol. Spojrzałam w jego ciemne tęczówki, na co jedynie bezsilnie pokręcił głową i złożył pocałunek w moich włosach. On też nie wierzył, że to wszystko dzieje się naprawdę. Z resztą tak samo jak cała reszta, która przyszła tu, by pożegnać Jamesa. "Nikt nie życzył mu takiego końca..." Spojrzałam na przyjaciół, nie chcąc wnikać, czy są tu dla niego, czy raczej dla Kathleen. Liczyło się jedynie, że byli obok. Podziwiałam ich za wielkie serca i siłę, którą okazywali, chociaż dobrze wiedziałam jak jest im trudno. Stan Louisa pozostawał bez zmian, a ja w duchu wciąż modliłam się, żebyśmy nie musieli pojawiać się w tym miejscu drugi raz. "Proszę..." otarłam ręką policzek, po którym zaczęły spływać łzy.
- Sue... - cichy głos Zayna wyrwał mnie z rozmyśleń. Dopiero teraz zauważyłam, że tuż obok nas stanęli Danielle i Liam.
  - Nasz samochód już czeka - odezwał się Payne, zerkając na Kathy.
  - Ja to załatwię - pociągnęłam nosem, razem z Zaynem podchodząc do mojej siostry i Scotta. - Kathy, powinniśmy już jechać - szepnęłam, kładąc dłoń na jej ramieniu.
  - Jeszcze nie... - pokręciła głową, nawet na mnie nie patrząc.
  - Myślę, że Sue ma rację. Okropnie zmarzłaś - wtrącił Scott. - Ja też już pójdę - dodał po chwili. - Gdybyś czegoś potrzebowała... - odłożył na trawę parasol i objął moją siostrę.
  - Dziękuję, że zająłeś się tym wszystkim - wyszeptała. - Ja chyba nie dałabym rady... - pokręciła głową.
  - Nie masz za co dziękować. Przecież James jest... Przecież był moim przyjacielem - Scott ponownie sięgnął po parasol, a ja przyciągnęłam Kathy bliżej siebie, nie chcąc, by zmokła jeszcze bardziej. - W razie czego, dzwońcie o każdej porze - spojrzał na naszą trójkę zaczerwienionymi od płaczu oczami, po czym zrobił kilka kroków w stronę trumny. - Na razie, stary - wydukał po chwili milczącego wpatrywania się w drewniane pudło, po czym odkręcił się na pięcie i ruszył w kierunku bramy.
  - Kathleen, naprawdę powinniśmy jechać - spróbowałam jeszcze raz. - Nic już nie zmienimy... - dodałam po cichu.
  - Daj mi jeszcze pięć minut - szepnęła, po czym nie zważając na deszcz, podeszła do trumny i w milczeniu pogładziła jej pokrywę. Stała tak jeszcze chwilę, po czym powoli osunęła się na ziemię, zakrywając usta ręką, by stłumić szloch, który wydobył się z jej gardła.
  - Kathy... - Harry momentalnie znalazł się obok niej, okrywając jej drobne ciało swoją marynarką, po czym postawił ją na nogi i podtrzymując ramieniem, poprowadził w kierunku bramy, za którą tłoczyło sie stado fotoreporterów. "Nawet w taki dzień..." Odprowadziłam ich wzrokiem, nie mogąc zrozumieć, dlaczego właśnie ją musiało to spotkać. Wiedziałam, że minie sporo czasu, zanim moja siostra znów zacznie być sobą. Było pewne, że potrzebny jest cud. Cud w postaci Louisa. "On wiedziałby co zrobić..." westchnęłam, przypominając sobie, jakie wsparcie znajdowała u niego zawsze moja siostra. Cieszyłam się, że oprócz mnie miała właśnie kogoś takiego, jak on.  "Miała..." powtórzyło moje drugie ja, sprawiając tym samym, że miałam ochotę sama uderzyć się w twarz. "Nadal ma!" 
- Wszyscy są już w samochodzie - nagle poczułam mocniejszy uścisk dłoni. Przeniosłam wzrok na Zayna, który wpatrywał się we mnie, zaciskając zęby na dolnej wardze. Jemu też nie było łatwo. - Idziemy?
- Tak... Tylko... - po raz kolejny spojrzałam na drewnianą trumnę, zastanawiając się, jak wyglądałoby teraz nasze życie, gdyby to wszystko się nie wydarzyło. Coraz boleśniej czułam, że to właśnie my sprowadziłyśmy na chłopaków wszystkie te nieszczęścia. Przecież dopóki ich nie znałyśmy, wszystko było dobrze.
  - Susanne, czekają już tylko na nas... - ponaglił mnie ponownie, na co jedynie kiwnęłam głową na znak, że możemy iść. Odetchnęłam głęboko, krocząc obok Zayna i jeszcze mocniej ściskając jego ramię. Coś jednak kazało mi się odwrócić. Spojrzeć jeszcze raz. Ten ostatni. "Żegnaj, James..." 


  Opadłem na kanapę, starając się choć na chwilę wyrzucić z głowy obraz ciemnej trumny, który prześladował mnie od dzisiejszego poranka. Nadal nie mogłem uwierzyć, że to wszystko wydarzyło się naprawdę, że James posunął się do tak drastycznego kroku i jednym strzałem zakończył swoje życie. Byłem całkowicie przytłoczony biegiem zdarzeń, nad którymi w żaden sposób nie mogłem zapanować. "I jeszcze Louis..." westchnąłem głośno na myśl o przyjacielu, którego stan wciąż pozostawał bez zmian. Czułem się jak w kiepskiej telenoweli, w której cały świat w jednej chwili zaczyna walić się na głowę. Tylko, że w tym wypadku nie mogłem chwycić za pilot i zmienić programu. Musiałem zmierzyć się z tym wszystkim i cierpliwie czekać na napisy końcowe. "Pieprzone życie..."
- Możesz tak nie szeleścić tą paczką? - Harry zwrócił uwagę Niallowi, rozsiadając sie na fotelu, po czym zdjął buty i rzucił je na podłogę.
- A ty możesz odstawiać swoje rzeczy na miejsce? - warknąłem, choć wcale nie chciałem, żeby tak to zabrzmiało. - Nie mieszkasz tu sam. Skoro i tak nie sprzątasz, to chociaż uszanuj, że ktoś inny to robi...
- Odwal się ode mnie, dobra? - wymamrotał pod nosem Styles, opierając głowę na dłoni. 
- Oczywiście - wywróciłem oczami. - Jak mówię prawdę, to mam się odwalić - westchnąłem z irytacją, ściskając mocniej dłoń mojej dziewczyny. - Niall, kruszysz...
- A gdzie Kathy? - Sue pojawiła się w salonie w towarzystwie Zayna, trzymającego w ręku tacę z parującymi kubkami. 
- Poszła do siebie - Danielle zgarnęła pudełka od płyt rozrzucone na stoliku, aby Malik mógł odstawić nasze napoje. - Mówiła, że boli ją głowa i musi się położyć.
- To może ja...
- Sue - Zayn uchwycił dłoń blondynki. - Daj jej trochę odpocząć - usiadł na wolnym fotelu i pociągnął ją za rękę tak, by ta zajęła miejsce na jego kolanach.
- Może masz rację... - Sue schowała twarz w zagłębieniu jego szyi. Nagle w salonie znów zapanowała cisza. Przeklęta cisza, która z każdym dniem stawała się coraz bardziej nie do zniesienia. 
- Uważaj! - podskoczyłem na kanapie, widząc, jak Niall rozlewa gorącą herbatę, po czym wyciera ją rękawem marynarki. - Mogłeś nas poparzyć! - poczułem dotyk dłoni na swoim ramieniu. Odkręciłem wzrok, spoglądając wprost w ciemne tęczówki mojej dziewczyny, która starała się właśnie zrozumieć, dlaczego tak się zachowuję. "Gdybym tylko sam wiedział..."
- Co się tak nas uczepiłeś? - wydukał blondyn, biorąc łyk napoju.
- Nie uczepiłem...
- Harry, do diabła, przestań w końcu zmieniać te kanały! - tym razem to głos Zayna przykuł uwagę wszystkich.
- Może po prostu szukam czegoś, co da się oglądać?! - Styles posłał brunetowi złowrogie spojrzenie.
- I nadal nie możesz znaleźć? - Zayn jak zwykle się nie poddawał. Tym razem jednak miał rację. Też powoli zaczynałem mieć już dość tych migających obrazków. 
- Jakbyś nie zauważył, wszędzie, gdzie przełączę, mówią tylko o jednym! 
- Daj mi, kurwa, ten pilot - Zayn wycedził przez zaciśnięte zęby, ale Styles najwidoczniej nie zamierzał spełnić prośby przyjaciela. - Harry, do cholery! 
- Mam ci udowodnić, że nic tu nie ma? - Styles zaczął włączać poszczególne programy. - O proszę, tu mamy szpital, w którym leży Louis - zaakcentował imię przyjaciela. - A tu dla odmiany my, kiedy wychodzimy z cmentarza po pogrzebie tego pieprzonego... 
- Trochę szacunku dla zmarłego... - zgromiłem go wzrokiem, ale on jedynie pokręcił głową,  po czym ponownie zmienił kanał. 
- Co za niespodzianka!- kontynuował. - Tu też coś o nas... 
- Możesz przestać? - Niall odstawił kubek na stolik, nie spuszczając wzroku z przyjaciela.  
- Tam, gdzie puszczają seriale, na pewno nie będzie...
- I co, mam siedzieć i oglądać twoje pieprzone seriale, kiedy mój przyjaciel w każdej chwili może wykitować?! - Harry przerwał Susanne, po czym podniósł się z miejsca, ciskając pilotem. - Przepraszam bardzo, ale ja tak, kurwa, nie potrafię! - wrzasnął, wychodząc.
- I uważasz, że jak wykrzyczałeś nam to w twarz, to coś się zmieni?! - krzyknął za nim Niall. Nie musieliśmy długo czekać, aby Harry ponownie pojawił się w salonie. - Przestań zgrywać pokrzywdzonego! Siedzimy w tym wszyscy, bez wyjątku!
- I przeproś Sue - dodał Zayn, gniewnie wpatrując się w przyjaciela.
- Przecież on nic... 
- Przeproś ją! - wrzasnął Malik, przerywając tym samym swojej dziewczynie. 
- Myślę, że...
- Zamknij się, Niall! - Zayn spojrzał na blondyna, sprawiając, że ten od razu ucichł. - Masz przeprosić moją dziewczynę, rozumiesz?! - ponownie przeniósł wzrok na Stylesa.
- Za to, że powiedziałem prawdę?! - Harry wywrócił oczami, a ja jedynie modliłem się, aby Zayn mu nie przyłożył. "Całe szczęście, że wciąż ma na kolanach Sue..." 
- Chłopaki... - Danielle próbowała załagodzić sytuację. - Myślę, że to trochę nie na miejscu...
- Przestańcie się zachowywać jak dzieci! - przerwałem jej, podnosząc się z miejsca. - Ja też mam już dosyć tej pieprzonej atmosfery, ale to nic nie zmienia! - wybuchłem, skanując po kolei twarze przyjaciół. - Musimy czekać, do cholery!
- Przepraszam bardzo, zapomniałem, że wiesz wszystko najlepiej!
- Nic nie wiem, Harry! - wrzasnąłem. - Nie wiem już nawet, jak się zachować! Nie mam siły dłużej udawać, że jest dobrze, bo nie jest! I tak naprawdę, może już nigdy nie będzie! 
- No jasne! Po prostu wszyscy załóżmy już z góry, że Louis i tak umrz...
- Dość! - głos Kathy sprawił, że momentalnie zastygłem w miejscu. - Nawet nie waż się kończyć, rozumiesz? - otarła policzek, przypatrując się nam uważnie. - On będzie żył - szepnęła, wbijają swoje błyszczące tęczówki w Harrego. 
- Mam to wszystko w dupie - Styles ruszył w stronę wyjścia, ale zatrzymał się, kiedy Kathy chwyciła jego łokieć. Popatrzył na nią przez moment, po czym wyrwał rękę z jej uścisku. Chwilę później słychać było już tylko trzaśnięcie drzwiami jego pokoju.
- Wychodzę - Zayn momentalnie podniósł się z miejsca, na co nie była przygotowana nawet Sue, która zachwiała się na własnych nogach, próbując zachować równowagę, po czym pospiesznym krokiem ruszyła za Malikiem, który zdążył już zniknąć z salonu. "Miejmy nadzieję, że nie zburzył jakiejś ściany po drodze..."
- Będzie chyba lepiej, jak też pójdę do siebie - odezwał się Niall i wyszedł, zabierając po drodze swoją herbatę.
- Chciałam tylko powiedzieć, że jadę do Louisa i... - Kathy wciąż stała w drzwiach, błądząc po pokoju zagubionym wzrokiem. - Nie ważne... - machnęła ręką, odkręcając się na pięcie i zniknęła z pola mojego widzenia.
- Liam... - dopiero głos Danielle sprowadził mnie na ziemię. Opadłem na kanapę tuż obok niej, chowając twarz w dłoniach. 
- Chyba wszyscy zaczynamy już wariować...



  - Louis... - szept pani Tomlinson, którą dźwięk otwieranych drzwi najwyraźniej zbudził z krótkiej drzemki, sprawił, że poczułam jeszcze silniejszy ból wewnątrz. Myślałam, że nie mogę czuć się już gorzej, ale zawód, który zauważyłam w jej oczach, gdy zorientowała się, że Lou nadal leży bez ruchu, uświadomił mi, jak bardzo się myliłam.
  - To tylko ja - pokręciłam głową, spoglądając na jej zmęczoną twarz. - Powinna pani pójść do domu i porządnie się wyspać. Ja tu zostanę - zrobiłam krok do przodu, mimowolnie spoglądając na monitor aparatury, pokazujący bicie serca Louisa.
- A mogłabym posiedzieć tu z tobą? - pani Tomlinson przerwała ciszę, która na moment zapanowała w sali i posłała mi ciepły uśmiech. - W domu czuję się jeszcze gorzej... Kiedy go tam nie ma... - pokręciła głową, ocierając policzek.
- Będzie mi bardzo miło, jeśli pani zostanie - podeszłam do niej i ścisnęłam lekko jej dłoń, po czym przysunęłam krzesełko, by usiąść obok.
- Jak tam w domu? - odetchnęła, poprawiając włosy.
- Wybuchła niezła awantura - westchnęłam, nie mogąc zrozumieć, co tak naprawdę ich napadło. - Chyba wszystkich zaczyna to przerastać - zmarszczyłam czoło. - Nawet nie wiem, o co im poszło...
- Kochanie, oni już tak mają. W ciągu godziny potrafią pokłócić się i pogodzić  z dziesięć razy - na twarzy pani Tomlinson zamajaczył delikatny uśmiech. - Może to lepiej, że w końcu wyrzucili z siebie wszystko, co leżało im na sercu - szepnęła.
- Tak... - przeniosłam wzrok na leżącego na łóżku Louisa. Tak bardzo pragnęłam, aby choć na moment się do mnie uśmiechnął i zapewnił, że wszystko będzie już dobrze.
- A ty? - zmarszczyłam nieznacznie brwi, słysząc pytanie pani Tomlinson. - Jak się czujesz, kochanie? - dodała po chwili. 
- Ja... - poczułam ucisk w żołądku, kiedy wszystkie nieprzyjemne uczucia znów do mnie powróciły. "Chyba ze zdwojoną siłą..." Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego wszystko tak się potoczyło. Wciąż chyba jeszcze nie wierzyłam, że Jamesa już nie ma, że zostało mi tylko kilka zdjęć i... "Pierścionek..." poczułam, jak po moim policzku spływa pierwsza łza.
- Przepraszam... - szept kobiety lekko mnie otrzeźwił. - Nie chciałam... Nie powinnam...
- Nie - pokręciłam głową - To nic... - odetchnęłam, ocierając policzek. - Po prostu przeze mnie wydarzyło się już tyle tragedii...
- Och, Kathleen, nawet nie waż się tak mówić - skarciła mnie, szerzej otwierając oczy.
- Kiedy to prawda, pani Tomlinson - pociągnęłam nosem, czując, jak kolejne łzy spływają po moich policzkach. - Jestem jakaś przeklęta...
- Co ty za brednie wygadujesz? - chwyciła moją dłoń, mocno ją ściskając.
- Gdyby nie ja, pani syn by tu teraz nie leżał - spuściłam głowę, nie potrafiąc spojrzeć jej w oczy. - Louis... Gdybym tylko wiedziała, że tak to się potoczy... Przepraszam. Tak bardzo przepraszam
- Kathleen - kobieta otarła mój policzek. - To nie twoja wina, rozumiesz? - uniosła mój podbródek. - To wszystko minie. Trzeba tylko czasu - uśmiechnęła się lekko. - I nigdy więcej mnie nie przepraszaj, rozumiesz? Nigdy więcej... - dodała, obejmując mnie mocno. - Teraz musi być już tylko lepiej...


  - Zrobiłam ci kanapki - zamknęłam za sobą drzwi i odstawiłam talerz na szafkę nocną.
- Dziękuję... - wymamrotał, nie odrywając wzroku od ekranu laptopa. Przysiadłam na brzegu łóżka, uważnie się mu przyglądając. Od kłótni, która miała miejsce po naszym powrocie do domu, praktycznie się do mnie nie odzywał. Sama już nie wiedziałam, czy ja też sobie czymś zawiniłam, czy może nie chciał niepotrzebnie wylewać na mnie swojej złości. Musiałam jednak rozpocząć ten temat, bo miałam już dość zbywania. 
  - Porozmawiasz wreszcie ze mną? - zaczęłam, ale on nawet nie drgnął. - Zayn!
  - A o czym chcesz rozmawiać? - spojrzał na mnie, jakby naprawdę nie wiedział, do czego dążę. "Cwaniak..."
  - Nie udawaj - przewróciłam oczami.  
- Jeśli chodzi ci o tą awanturę, to nie zamierzam o tym gadać - pokręcił głową, odstawiając na bok laptopa.
- Myślę, że jednak powinieneś... - zaplotłam dłonie na piersi, kiedy podszedł do okna i otworzył je na oścież. - Naprawdę masz zamiar tu palić? - szerzej otworzyłam oczy, kiedy obojętnie wzruszył ramionami, odpalając papierosa, po czym zaciągnął się dymem. - Zayn! - podeszłam do niego, wyrywając mu z dłoni to świństwo, którym się truł. 
- Mogłabyś mi to oddać?! - zapytał z frustracją, ale ja pokręciłam tylko głową, po czym przygasiłam papierosa i wyrzuciłam go przez okno. - Nie przesadzasz?!
- A ty nie przesadzasz? - wywróciłam oczami. - Co w ciebie dziś wstąpiło?
- Nic! 
- A to, jak napadłeś na Harrego, też nazwiesz niczym?! - zmrużyłam oczy, obserwując, jak mocniej zaciska szczękę. 
- Może po prostu broniłem mojej dziewczyny? - wyrzucił ręce w powietrze. 
- Uważaj, bo uwierzę - opadłam na łóżko, nie spuszczając z niego wzroku. - Gdybym cię nie znała...
- No i może na tym to polega! Może wcale mnie nie znasz!- odkręcił się w moją stronę, marszcząc brwi. "To nie było miłe..."
- Tak? - przekrzywiłam głowę, uważnie mu się przyglądając. Widziałam, jak jego mięśnie spinają się, a dłonie mocniej zaciskają na brzegu parapetu. - Może masz rację... - odetchnęłam głośno, podnosząc się z miejsca. Słyszałam, jak Zayn przeklina pod nosem, odwracając się do mnie plecami. -Wiesz co? Daj znać, kiedy uznasz już, że znamy się na tyle, by móc porozmawiać - dodałam, chwytając za klamkę. Nie zdążyłam jednak nawet jej nacisnąć, kiedy usłyszałam jego cichy głos.
- Przepraszam - westchnął. Spojrzałam na niego przez ramię. Nadal stał wpatrzony w obraz za oknem. Odetchnęłam głęboko, po czym ruszyłam w jego kierunku. "Chyba będę musiała jednak schować dumę do kieszeni..." Objęłam go od tyłu, wtulając się w jego plecy, a on uchwycił moją dłoń, całując jej wierzch, po czym powoli odkręcił się w moim kierunku. - Przepraszam - powtórzył, zakładając mi kosmyk włosów za ucho. - Sam nie wiem, co we mnie wstąpiło - wzruszył ramionami. - Po prostu to wszystko mnie już przerasta, a kiedy Harry na ciebie wrzasnął...
- Zauważ, że był tak samo zdenerwowany, jak ty - przerwałam mu. 
- Tak, wiem, ale wtedy nie myślałem o tym, czy on jest zły. Czy Liam i Niall są źli. Po prostu musiałem na kogoś nawrzeszczeć, a on...
- Był pod ręką - dokończyłam za niego, na co kiwnął jedynie głową. - Harry przeprosił mnie, kiedy szłam do kuchni - dodałam po chwili, posyłając mu słaby uśmiech. - Powinieneś z nim pogadać.
- Sue...
- Nie mówię, że masz to zrobić teraz - spojrzałam prosto w jego czekoladowe tęczówki. - Myślę po prostu, że przyda wam się porządna, męska rozmowa. Nie tylko waszej dwójce. Cała czwórka tego potrzebuje - uchwyciłam w dłonie jego twarz. - Ale najpierw ochłońcie do końca. Wolę oglądać was bez podbitych oczu i powybijanych zębów.
- Jak zawsze masz rację - odetchnął, delikatnie się uśmiechając. - Co ja bym bez ciebie zrobił?
- Pewnie nic - wzruszyłam ramionami, na co prychnął pod nosem, po czym złożył delikatny pocałunek na moich ustach. - I tak dla ścisłości... Znam cię dużo lepiej, niż ty sam siebie.


  - Czyżby wreszcie zapanował spokój? - Danielle oparła się futrynę drzwi prowadzących na taras. - Przed chwilą mijałam na korytarzu Zayna i Harrego, którzy ani trochę nie wyglądali na pokłóconych - dodała, siadając obok mnie, po czym wtuliła się w mój bok, opierając głowę na moim ramieniu. Od razu poczułem jej nieziemski zapach, który tak uwielbiałem.
  - Tak, wydaje mi się, że topór został głęboko zakopany - uśmiechnąłem się, składając pocałunek w jej włosach. Z perspektywy czasu wiedziałem, że wcześniejsza sprzeczka była nam wszystkim potrzebna. "Takie rozładowanie akumulatorów..." Cieszyłem się jednak, że równie szybko jak się pokłóciliśmy, udało nam się pogodzić. Nie będę udawał, że nie byłem zaskoczony, kiedy zobaczyłem w drzwiach swojego pokoju Harrego, który stwierdził, że musimy pogadać. Kto jak kto, ale Styles nie należał do osób, które pierwsze przyznają się do winy. "A jednak..." odetchnąłem głęboko. Miałem dziwne przeczucie, że wszystko co złe, jest już za nami, że teraz wszystko się ułoży. Potrzebowaliśmy do tego jedynie Louisa.
- Nawet słońce wyszło - cichy głos Danielle przerwał moje rozmyślenia.
- Rano zupełnie się na to nie zapowiadało... 
- Może to jakiś dobry znak - stwierdziła, zarzucając nogi na moje kolana. - Może teraz będzie już tylko lepiej - ucałowała mój policzek.
- Też mam taką nadzieję - westchnąłem. Tak bardzo chciałem, żeby wszystko wróciło już do normalności. - Wiesz... Na początku bałem się, że chłopakom nie uda się pogodzić tak szybko. Kiedy Zayn tu przyszedł, wyglądał, jakby szykował się na powtórkę. Tymczasem to on jako pierwszy wyciągnął rękę, twierdząc, że każdego dziś coś poniosło... 
- Wydaję mi się, że Sue miała w tym wszystkim trochę swojego wkładu -  Danielle uśmiechnęła się do mnie. 
- Myślisz? - brunetka pokiwała głową. - Może masz rację. Odkąd z nią jest, stał się taki...
- Dorosły? - dokończyła za mnie. Pokręciłem głową, nie do końca przekonany do jej teorii. "Czy dorosły facet biłby się o konsolę?"
- Może nie tyle dorosły, co bardziej odpowiedzialny...
- Ja jednak nadal będę obstawała przy swoim  - splotła palce naszych dłoni. - Dorósł. Z resztą nie tylko on...
- Chciałbym, żeby wszystko było jak dawniej - westchnąłem. 
- Żebyś mógł dalej zgrywać tatusia? - roześmiała się, na co wywróciłem oczami. - Kiedyś musisz wypuścić pisklęta z gniazda...
- I za kogo niańkę będę wtedy robił? - jęknąłem, starając się choć na chwilę uruchomić moje teatralne umiejętności, których nauczyłem się od Louisa.
- Może za niańkę naszych dzieci? - spojrzała na mnie, sprawiając, że nagle zrobiło mi się dziwnie gorąco. - Chciałbyś? - przetwarzałem jej słowa, czując, jak na moich ustach pojawia się mimowolny uśmiech.
- Czy bym chciał? - szepnąłem, nie poznając swojego głosu. Wpatrywałem się w jej połyskujące oczy, czując, jak wszystkie moje wnętrzności fikają koziołki. "Co za głupie pytanie! Oczywiście, że tak!" Otwierałem już usta, żeby coś powiedzieć, kiedy z mojej kieszeni zaczęła wydobywać się dobrze mi znana melodia.
- Odbierz - Danielle ponagliła mnie, widząc, że wcale nie mam na to ochoty.
- Ale wrócimy do tego? - upewniłem się, sięgając do kieszeni, na co ta kiwnęła głową, szeroko się uśmiechając. Dotknąłem zielonej słuchawki, widząc na wyświetlaczu imię mamy Louisa. - Pani Tomlinson?
- Liam... Wybudzają Louisa...



Cisza. Ciemność. Przeszywający moją głowę, nieznany mi dotąd rodzaj bólu. "Gdzieś ty zabalował, człowieku?" Czułem się fatalnie. Chciałem otworzyć oczy, jednak coś mi na to nie pozwalało, a brakowało mi sił, żeby z tym walczyć. "Co jest, do cholery?!" Starałem się poruszyć nogami, rękami, a nawet głową - na marne. "Jeśli to przez te mieszanki Stylesa, to go zamorduję..."  Ból stawał się coraz silniejszy. Teraz nie tylko głowa dawała mi się we znaki. Bolało mnie całe ciało. Dodatkowo czułem, jakby ktoś rozrywał mi klatkę na strzępy. "Co za diabelstwo on mi dał do picia..." Starałem się przypomnieć sobie cokolwiek z zeszłej nocy. Niestety, z opłakanym skutkiem. Miałem w głowie kompletną pustkę. "A w ustach istną pustynię..." Do moich uszu zaczęły docierać szmery, jakby ktoś próbował nastroić rozregulowane radio. Po chwili zacząłem rozróżniać jakieś głosy, których jednak nie potrafiłem rozpoznać. Chciałem się odezwać i poprosić o szklankę tej przeklętej wody, ale z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk. Starałem się skupić i za wszelką cenę zapanować nad swoim ciałem, jednak na nic to się nie zdało. Ból stawał się coraz silniejszy. Po raz kolejny postanowiłem podjąć walkę z zamkniętymi powiekami, które w końcu udało mi się nieznacznie uchylić. Niestety od razu tego pożałowałem. Ponownie zamknąłem oczy, kiedy zaatakował mnie ostry strumień światła. Tuż obok usłyszałem jakiś irytujący pisk, który z każdą chwilą stawał się coraz mniej wyraźny. Poczułem, jak powoli odpływam. Nie chciałem z tym walczyć. "Dajcie mi siłę, żebym przeżył tego kaca..."



Usłyszałem trzaśnięcie drzwiami i uporczywy pisk, który z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy. "Koniec z alkoholem, stary..." przysiągłem w duchu, kiedy z każdą sekundą czułem coraz większy ból obezwładniający całe moje ciało. "Czy ktoś może wyłączyć ten budzik?!" Miałem ochotę rozwalić to piszczące cholerstwo na kawałki. Nadal jednak nie mogłem się poruszyć. Nawet zwykły oddech wymagał ode mnie ogromnego wysiłku. "Musiałem ostro zabalować..."
- Lekarz mówił, że trzeba czekać... - pomiędzy piskiem usłyszałem stłumiony głos Liama.
- Ten lekarz mówił dużo rzeczy - kolejny głos odezwał się wyjątkowo cicho. "Chwila, chwila... Jaki lekarz?!" dopiero teraz poczułem na swojej dłoni czyjś dotyk.
- Mógłbyś przestać drama... - "I znów ten pisk!" Nie słyszałem już słów ludzi, którzy byli obok. Jedyne, co wypełniało moją głowę, to ten przeklęty dźwięk. Czułem się tak, jakby ktoś wbijał w moją czaszkę miliony ostrzy. "Co tu się dzieje?!" Spróbowałem głęboko odetchnąć, jednak momentalnie tego pożałowałem. Ból rozdzierający moją klatkę był chyba gorszy, niż wszystko co czułem do tej pory. Mimowolnie ścisnąłem mocniej dłoń, która przez cały czas trzymała moją.
- Kochanie... - głos mojej mamy sprawił, że na moment przestałem myśleć o tym pieprzonym bólu. "Co ona tutaj robi?" Chciałem w końcu dowiedzieć się, co jest grane, ale bałem się otworzyć oczy. Wiedziałem, że w moim stanie światło w niczym nie pomoże. "Jeśli to wina trunków Stylesa, to naprawdę go zamorduję..."
  - Pójdę po doktora - odezwał się Liam i już po chwili słychać było dźwięk zamykanych drzwi. "Jakiego znowu doktora?!"
- Możesz... - zacząłem prawie bezgłośnie. - Możesz... - powtórzyłem nieco głośniej zachrypniętym głosem, który zupełnie nie przypominał mojego. 
- Skarbie...
- Możesz wyłączyć budzik? - wydusiłem w końcu, czując potworną suchość w gardle.
- Louis... - cichy głos mojej dziewczyny totalnie mnie zaskoczył. "Eleanor też tu jest?" - To nie budzik. To bicie twojego serca - stwierdziła. "No tak, przecież mój budzik...Chwila! Bicie mojego serca?!" Gwałtownie otworzyłem oczy i od razu tego pożałowałem. Zacisnąłem powieki, czując się przytłoczony nadmiarem światła.
  - Spokojnie, kochanie - moja mama ścisnęła moją dłoń. - Spokojnie - powtórzyła łagodnie.
  - Gdzie ja jestem? - wychrypiałem, podejmując jeszcze jedną próbę otwarcia oczu. Tym razem zrobiłem to jednak powoli, by ból nie rozsadził mojej głowy. Zamrugałem kilkukrotnie, wpatrując się w przemęczoną twarz mojej mamy. "Co jest grane?"
  - Jesteś w szpitalu, stary - usłyszałem cichy glos Zayna.
  - Co się... - próbowałem się czegoś dowiedzieć, ale mój głos zupełnie odmawiał współpracy. Dodatkowo powieki zachowywały się tak, jakby ważyły co najmniej tonę. Zacisnąłem dłonie na prześcieradle, będąc już porządnie zdenerwowanym swoją bezsilnością. Nic nie rozumiałem. Jak to możliwe, że się tutaj znalazłem? Przecież... "Byłem na balu..." zaczęło świtać w mojej głowie. Niestety, poza tym faktem nic więcej nie mogłem sobie przypomnieć. - Co...
  - Nic nie mów, tylko odpoczywaj - nakazała moja mama. - Zaraz ci wszystko opowiemy - dodała w momencie, kiedy usłyszałem kolejne trzaśnięcie drzwiami i nagle tuż nade mną zawisła twarz jakiegoś starszego mężczyzny.
- Panie Tomlinson, witamy z powrotem - uśmiechnął się lekko. - Jestem doktor Teward - zamrugałem kilka razy, kiedy zaczęło do mnie docierać, że naprawdę jestem w szpitalu. Zacisnąłem powieki, uporczywie przegrzebując szufladki mojej pamięci. 
  - Kathy! - nagle moje serce zaczęło bić znacznie szybciej, co nie pozostało niezauważone przez głośny dźwięk aparatury.
- Jestem tutaj - gdy tylko usłyszałem jej delikatny głos, od razu zacząłem szukać jej wzrokiem. Stała obok Susanne, która tuliła się do Zayna. Dopiero teraz zauważyłem, ze były tu prawie wszystkie bliskie mi osoby. - Spokojnie...
- Dzięki Bogu - odetchnąłem głęboko i od razu tego pożałowałem. Zacisnąłem powieki, przyciskając dłonie do szorstkiego bandażu, kiedy poczułem ból rozrywający moją klatkę. - James...
- Później - doktor odchrząknął cicho. - Panie Tomlinson... - podszedł do aparatury, aby powciskać jakieś guziki. Spojrzałem na moją dziewczynę, która ocierała właśnie mokre policzki i wyciągnąłem do niej dłoń, którą momentalnie uchwyciła. - Pielęgniarka zaraz poda panu coś przeciwbólowego - mężczyzna zbliżył się do mnie, po czym skierował strumień ostrego światła prosto w moje oczy. 
  - Co z Jamesem? Złapali go? - zmrużyłem powieki, nie dając za wygraną.
- Panie Tomlinson, na razie proszę nie zadawać tylu pytań, tylko odpoczywać - doktor spojrzał na mnie znad okularów, chowając latarkę do kieszeni swojego fartucha. - Pana rana to nie żarty. Jest pan tu od prawie dwóch tygodni - szerzej otworzyłem oczy, nie wierząc w to, co usłyszałem. - Za chwilę zabierzemy pana na kilka badań, ale teraz zostawię pana z całą tą zgrają, która nie opuszczała tej sali nawet na krok - roześmiał się, mijając moje łóżko. - Pozazdrościć takich przyjaciół - dodał, po czym zniknął za drzwiami. 
- Niezłego stracha nam napędziłeś, stary - prychnął Harry, podchodząc do mnie. 
- Bohater się znalazł - Niall uśmiechnął się szeroko, przysiadając na brzegu łóżka. Przekręciłem głowę, spoglądając na Kathy, która wciąż stała w rogu sali. - Chyba nadal nie wierzy, że tu jesteś - prychnął Horan, zwracając się do blondynki, która niepewnie zrobiła kilka kroków i chwyciła moją wolną dłoń. Na jej twarzy wymalował się delikatny uśmiech.
- Jesteś... - szepnąłem, wypuszczając z uścisku dłoń Eleanor, aby wyciągnąć ręce w stronę dziewczyny, która ostrożnie mnie objęła. Zaciągnąłem się jej zapachem, będąc już święcie przekonanym, że mi się udało.
- Nigdy więcej nie próbuj mnie ratować - wycedziła, spoglądając na mnie. Otarłem jej policzek, posyłając jej delikatny uśmiech.
- A jeśli już będziesz musiał, to przynajmniej daj znać. Z doświadczenia powinieneś wiedzieć, że razem idzie nam dużo lepiej - Zayn puścił do mnie oczko, na co kiwnąłem głową. - Nie żartuję...
  - Zastanawia mnie tylko jedno - wychrypiałem, rozglądając się dookoła. - Dlaczego wszyscy jesteście ubrani na czarno? Szykowaliście się już na mój pogrzeb? - zaśmiałem się, chwytając za ranę, która nie pozwalała o sobie zapomnieć. Chciałem jak najszybciej zmienić temat, bo nie miałem ochoty gadać o tym, czego dokonałem. "Chociaż byłem z tego cholernie dumny..."
- Niekoniecznie na twój - westchnął Liam, obejmując mocniej Danielle. Zmarszczyłem czoło, ponownie chwytając dłoń mojej dziewczyny. - James nie żyje...



  Powoli otworzyłem oczy i rozejrzałem się po sali, oświetlonej jedynie stłumionym światłem lampki nocnej. "Chyba trochę pospałem..." Syknąłem z bólu, kiedy spróbowałem sięgnąć po butelkę z wodą stojącą na szafce obok. Zignorowałem jednak to cholerne uczucie w klatce, bo pragnienie stawało się nie do zniesienia. Moje gardło zamieniło się w pustynię, dlatego chłodny napój sprawił, że od razu poczułem ulgę. "Tego było mi trzeba..." Z powrotem opadłem na poduszkę, wbijając wzrok w biały sufit. "To się dopiero porobiło..." Nadal nie mogłem uwierzyć w to, czego dowiedziałem się od przyjaciół. Do głowy by mi nie przyszło, że James posunie się do czegoś takiego. "A Kathy musiała poradzić sobie z tym wszystkim beze mnie..." Twarz blondynki momentalnie stanęła mi przed oczami. Byłem naprawdę szczęśliwy, że wtedy na lotnisku zdążyłem na czas, a dziś, kiedy cichym głosem oznajmiła, że jest tuż obok, poczułem, że wszystko jest na swoim miejscu. "Gdybym musiał, zrobiłbym to jeszcze raz..." Jej osoba, tak krucha i dobra, z całą pewnością była warta tego poświęcenia. Nie wyobrażałem sobie, że mogłaby być gdzieś indziej, niż przy nas. "Niż przy mnie..." Potrzebowałem jej. Czułem to tak intensywnie, jak jeszcze nigdy. Jej uśmiech mnie rozweselał, jej głos - uspokajał. Była mi niesamowicie bliska i wiedziałem, że teraz to ja muszę zatroszczyć się o jej bezpieczeństwo
- Już nie śpisz? - zamrugałem kilkukrotnie wyrwany z rozmyśleń, kiedy usłyszałem głos mojej dziewczyny. Spojrzałem na brunetkę, która zamykała właśnie drzwi od sali.
- Musiałem się napić - westchnąłem, z marnym skutkiem próbując unieść się na łokciach.
- Nie podnoś się tak - podeszła do mnie szybko. - Poprawię ci poduszkę.
- Jest dobrze - uśmiechnąłem się do niej. Ona jednak, jakby nie słuchała, zaczęła krzątać się wokół mojego łóżka. Uchwyciłem jej drżącą dłoń, pociągając w swoją stronę, aby móc zamknąć ją wreszcie w ramionach. Po chwili poczułem, jak zaczyna ciężej oddychać. - Hej... Wszystko już dobrze... - zacząłem gładzić jej plecy, ignorując ból w klatce piersiowej. - Jestem tutaj...
- Wiem, ale...
- Eleanor.... - szepnąłem, zaciągając się jej zapachem. "Jestem w domu..."
- Tak się bałam - wyszeptała, spoglądając na mnie zaszklonymi oczami. - Nigdy więcej tak nie rób - dodała, gładząc mój policzek. - Nigdy, rozumiesz?
- Postaram się - uśmiechnąłem się lekko.
- Masz mi to obiecać - pociągnęła nosem, siadając na brzegu łóżka. "Obiecać?" Momentalnie przed oczami stanęła mi postać Kathy. Wiedziałem, że gdyby była taka potrzeba, bez wahania przyjąłbym na klatę jeszcze masę kul, żeby tylko ją uratować. 
  - Możesz podać mi wodę? - zapytałem, chcąc uciec jak najdalej od tego tematu. - Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że cię mam - dodałem nagle, kiedy podawała mi szklankę i przyciągnąłem jej dłoń do ust, by złożyć na niej delikatny pocałunek. - Naprawdę...


♥♥♥ 


Witajcie kochani!

Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak bardzo tęskniłyśmy! ♥ 
Po długiej przerwie, spowodowanej brakiem dostępu do materiałów, powracamy z kolejnym rozdziałem. Mamy nadzieję, że Was nie rozczarowałyśmy :)

Dziękujemy każdemu, kto pozostawił po sobie ślad, pod ostatnim rozdziałem oraz każdemu kto cierpliwie czekał na następną dawkę "So close" To na prawdę wiele dla nas znaczy :)

Przepraszamy, że dopiero dziś udało nam się dodać nowy rozdział. Poza egzaminami, które nie dają nam żyć, a od których zależy nasza przyszłość, sprawa z laptopem spadła na nas jak grom z jasnego nieba...

Ściskamy z całych sił!
 MADDIE&CAROL



Ps: Następny rozdział nie pojawi się za tydzień. Pojawi się wtedy, kiedy uda nam się go napisać. Dlatego też, prosimy, darujcie nam te wszystkie hejty, gdyż nie sprawią one, że rozdział pojawi się szybciej. Matura to bardzo ważny egzamin. Równie ważny co egzamin zawodowy, dlatego prosimy o wyrozumiałość.