sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 7.


  Siedzieliśmy z chłopakami przed zgromadzoną widownią, która wykrzykiwała nasze imiona. W studiu panował taki gwar, że  przez chwilę zacząłem wątpić w to, że cały ten wywiad się odbędzie. Po dłuższej chwili wszystko zaczęło się jednak uspokajać. Podeszła do nas młoda brunetka, która przywitała się z nami, cały czas szeroko się uśmiechając. Zamieniła z nami kilka słów, po czym rozsiadła się wygodnie w fotelu naprzeciwko nas i ręką dała znak ekipie, że możemy zaczynać. 
  - Piski i krzyki towarzyszą im cały czas. To właśnie one oznaczają, że gdzieś w pobliżu pojawiło się One Direction! - dziewczyna uśmiechnęła się do kamery. - Wszystko to, co się teraz wokół nich dzieje, jest zadziwiające. Od kiedy stali się grupą, trudno ich przeoczyć. Dla tych, którzy ich jeszcze nie znają, przedstawiamy: Harry Styles, Liam Payne, Niall Horan, Zayn Malik i Louis Tomlinson - wskazywała na nas po kolei, a my kiwaliśmy głowami i szeroko się uśmiechaliśmy. - Nie noszą identycznych ciuchów, nie tańczą, nie stawiają na perfekcję. Lubią razem ze znajomymi napić się piwa i od czasu do czasu pójść na dobrą imprezę. Jednak gra ma nadal te same zasady: sprawić, by nastolatki szalały na ich punkcie. Zobaczmy, co oni maja nam do powiedzenia na ten temat - dziewczyna przekręciła kartkę na drugą stronę. - One Direction osiągnęło światową sławę w zaledwie kilka miesięcy. Jesteście zaskoczeni własnym sukcesem? - spojrzała na nas.
  - Gdyby to, co się wydarzyło, nie robiło na tobie wrażenia, coś byłoby z tobą nie tak. Zyskaliśmy więcej, niż mogliśmy sobie wymarzyć - odezwał się Harry.
  - Powiedzcie nam, co sprawia, że One Direction jest inne od reszty boysbandów? - tym razem wzrok brunetki zatrzymał się na mnie. Nabrałem powietrza, układając sobie wypowiedz w głowie.
  - Nie chcemy, by ludzie mieli nas za typowy boysband. Nie będziemy tańczyć wyuczonych układów, czy zakładać na siebie identycznych ciuchów. Kiedyś nawet ubrali nas w podobne stroje, ale kiedy na siebie spojrzeliśmy, od razu powiedzieliśmy „Nie ma mowy!” - zaśmiałem się. - To byłoby nie fair wobec naszych fanów, bo udawalibyśmy kogoś, kim nie jesteśmy. Nie chcemy wyglądać identycznie na scenie, bo przecież w normalnym życiu każdy z nas jest zupełnie inny.
  - Kwestie ubioru mamy już wyjaśnioną, ale co z tańcem? Chodzi o to, że nie chcecie, czy nie potraficie tańczyć?
  - Chyba to i to. Myślę, że wyglądamy jak kretyni, kiedy tańczymy - Louis popatrzył w moją stronę. „Rozumiem, że to było o mnie…” Bądźmy szczerzy, taniec nie był moją najmocniejszą stroną i byłem tego w pełni świadomy.
  - A jak funkcjonujecie w grupie? W One Direction panuje demokracja? - dziewczyna przeniosła swój wzrok na Nialla, który szeroko się do niej uśmiechnął.
  - Tak, w stu procentach demokracja. Jeśli mamy coś do uzgodnienia, po prostu głosujemy. Zazwyczaj wszyscy się ze sobą zgadzamy.
  - Właśnie zakończyliście swoją pierwszą, poważną trasę koncertową Up All Night. Jak się z tym czujecie?
  - Nadal jesteśmy tym wszystkim bardzo podekscytowani i pomimo tego, że trasa dobiegła już końca, cały czas wydaje się nam, że to jakiś sen, z którego zaraz możemy się obudzić. Dopóki nie zaczęliśmy podróżować, chyba nie do końca zdawaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy rozpoznawani na ulicy nie tylko w Londynie, ale nawet w krajach Ameryki Północnej. To naprawdę niesamowite uczucie. Ludzie, których spotkaliśmy, byli wspaniali. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz będziemy mieli okazję się z nimi zobaczyć - uśmiechnął się Liam. „Chyba nikt nie musiał już nic dodawać…” 
  - Dwudziestego ósmego maja ukazało się też nagranie z waszej trasy „Up All Night - the live tour” - prezenterka pokazała okładkę płyty do kamery. - Chcieliście się w ten sposób zareklamować?
  - Nie, wcale nam o to nie chodziło - Harry pokręcił przecząco głową. - Chcieliśmy raczej dać możliwość obejrzenia koncertu osobom, które nie mogły pojawić się na nim osobiście. Dzięki temu nagraniu nasi fani mogą poczuć się prawie tak, jakby stali w pierwszych rzędach.
  - Rozumiem - dziewczyna pokiwała głową. - Z moich notatek wynika też, że ostatnio sfinansowaliście dobudowę skrzydła w jednym z domów dziecka. Czy to prawda?
  - Tak - Louis wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. - Okazało się, że jesteśmy całkiem dobrzy w malowaniu ścian.
  - Co masz na myśli? - dziewczyna przyjrzała mu się uważnie.
  - Nie chcieliśmy stać z boku i przyglądać się, jak ktoś inny wykonuje całą robotę, dlatego postanowiliśmy pomóc w takich sprawach jak malowanie, sprzątanie czy robienie zakupów. Może brzmi nudnie, ale naprawdę dobrze się przy tym bawiliśmy - przeczesał ręką włosy.
  - Jaką sumę na to przeznaczyliście? - brunetka spojrzała na nas pytająco.
  - Myślę, że to jest najmniej ważne… - odezwałem się. - Dla uśmiechu tych dzieciaków bylibyśmy gotowi przekazać na te budowę drugie tyle.
  - Chyba już wiem, za co oni - wskazała w kierunku publiczności - …tak bardzo was kochają. Jesteście naprawdę niesamowici - westchnęła, zwracając twarz w kierunku kamery. - Teraz czas na krótką przerwę, a tuż po niej dalsza część wywiadu. Nie odchodźcie od telewizorów…


  - Dzień dobry! - weszłam do gabinetu tuż za Kathy. Wujek dał nam jednak znak, żebyśmy choć przez moment były cicho. Po jego minie widać było, że rozmawiał z kimś ważnym. „I o czymś ważnym…”
  - Tak, tak… - pokiwał głową. - Myślę, że to najlepsze rozwiązanie… W takim razie będę czekał… Do widzenia - odłożył telefon. - Czy wy kiedykolwiek nauczycie się pukać? - wstał z miejsca, delikatnie się uśmiechając, po czym uściskał nas i razem z Kathy rozsiadł się na kanapie. - Aż tak tęskniłyście?
  - Za tobą zawsze - uśmiechnęłam się do niego, siadając w moim ulubionym fotelu. 
  - Może napijecie się herbaty albo kawy? - wujek zaczął podnosić się z miejsca, ale Kathy zatrzymała go, chwytając za rękę.
  - Nie - uśmiechnęła się, kręcąc przecząco głową. - Piłyśmy tuż przed wyjściem z domu.
  - Ale może…
  - Lepiej powiedz nam, co u ciebie? - przerwałam mu.
  - Cały czas myślę o tym, żeby jeszcze raz podziękować chłopakom - westchnął. - To co zrobili dla naszego domu dziecka… Nie dość, że przekazali na to tyle pieniędzy, to jeszcze przy tym wszystkim pomagali. To piątka naprawdę niesamowitych chłopaków - jakby na potwierdzenie swoich słów pokiwał głową. - Jestem im ogromnie wdzięczny…
  - Wujku, myślę, że oni o tym wiedzą - uśmiechnęłam się. 
  - A co u was? - zmienił nagle temat.
  - Nareszcie wolne - Kathy roześmiała się, opierając głowę o jego ramię. - Ten, kto wymyślił wakacje, musiał być prawdziwym geniuszem. 
  - A wy zamiast odpoczywać, przychodzicie tutaj i marnujecie swój czas… - westchnął.
  - Robimy to z własnej woli, wujku - przewróciłam oczami. - Poza tym teraz będziemy miały tyle wolnego czasu, że starczy nam go zarówno na wizyty tutaj, jak i na inne rzeczy…
  - Na przykład na chodzenie na randki z członkiem słynnego boysbandu… - Kathy uśmiechnęła się szeroko w moją stronę.
  - To nie była żadna randka - wydukałam.
  - Jaka randka? Czemu nic o tym…
  - To nie była żadna randka - powtórzyłam głośniej, przerywając wujkowi.
  - Gadanie - Kathy machnęła ręką. - Jak tak dalej pójdzie, to niedługo będziemy mieli w rodzinie wielką gwia… 
  - Na nas już czas - przerwałam jej, podnosząc się z miejsca. - Dzieciaki czekają - pociągnęłam ją za rękę w kierunku drzwi.
  - Do zobaczeni później? - Kathy spojrzała pytająco na wujka.
  - Właśnie… - westchnął, podnosząc się z miejsca i podchodząc do nas. - Przykro mi, ale dziś nie będę mógł przyjść do was na tą kolację - powiedział, przytulając moją siostrę. - Może jutro?
  - Jasne - uśmiechnęłam się, całując go w policzek. - To do jutra - chwyciłam za klamkę.
  - Dziewczynki! - zatrzymał nas w ostatniej chwili. - Mam dla was małą niespodziankę… 
  - Niespodziankę? - Kathy spojrzała na niego, delikatnie marszcząc czoło. 
  - Czeka w świetlicy - roześmiał się. 


  „Co tu się dzieje?” uśmiechnęłam się szeroko, słysząc głośne śmiechy i krzyki dzieciaków dochodzące zza ściany. „Tylko co ich tak bawi?” Otworzyłam drzwi świetlicy i razem z Sue weszłyśmy do środka. Widok, jaki tam zastałyśmy, zaskoczył chyba nas obie. Przed nami siedziała piątka chłopaków, których nie spodziewałyśmy się już tu spotkać. „Poprawka, oni nie siedzieli…” Niall budował z małym rudzielcem wysoką wieżę z klocków, Liam został bramkarzem i niby niechcący przepuszczał prawie każdy strzał na niedużą, plastikową bramkę małych piłkarzy, Harry brał udział w zaciętym wyścigu zdalnie sterowanymi samochodzikami, Zayn razem z kilkoma maluchami rysował coś przy stoliku, a Louis tańczył z drobną blondynką, która sięgała mu ledwo do pasa, podśpiewując coś pod nosem. Cały pokój wypełniony był głośnym śmiechem dzieciaków. „I nie tylko ich…”
  - Cześć - wydukałam. - Co wy…
  - Hej! - przerwał mi Harry i machnął ręką w naszym kierunku. - Wpadliśmy w odwiedziny do naszych przyjaciół.  
  -  A wy co tu robicie? - Niall szeroko się uśmiechnął, dokładając kolejny klocek do budowli. 
  - To co zawsze - Sue położyła na krzesełku swoją torebkę i dosiadła się do stolika, przy którym siedział Zayn. „Dlaczego mnie to nie dziwi?” zaśmiałam się pod nosem.
  - Ale dzisiaj to chyba nie jesteśmy tu potrzebne - westchnęłam teatralnie, nie widząc żadnego zainteresowania naszym przybyciem ze strony maluchów, ale już po chwili zostałam otoczona przez grupkę dzieci, które rzuciły mi się na szyję. - Cofam to, co powiedziałam. Jednak jesteśmy - zaśmiałam się, dając buziaka w policzek jednej z dziewczynek.
  - W zasadzie, to dobrze, że się spotkaliśmy, bo i tak mieliśmy do was zadzwonić - odezwał się Liam.
  - Do nas? Po co? - Sue nieznacznie zmarszczyła czoło.
  - Co robicie dziś wieczorem? - Louis wziął na ręce swoją partnerkę, która od razu się do niego mocno przytuliła. - Wpadliśmy na pomysł, żeby uczcić zakończenie prac. Co powiecie na grilla? - dodał.
  - Będą kiełbaski, zimne pi… - Harry zaciął się pod wpływem karcącego spojrzenia Liama. „Przy dzieciach nie mówimy o alkoholu…” - Zimne… Zimne pianki! - uśmiechnął się szeroko.
  - Pianki je się ciepłe, a nie zimne! - jeden z chłopców spojrzał na niego zdziwiony. - Trzeba wbić je na kijek i przytrzymać nad ogniem - dodał, a my wszyscy z trudem powstrzymywaliśmy się, żeby nie wybuchnąć śmiechem, widząc zakłopotaną minę Stylesa. „No to się wkopałeś…”
  - Naprawdę? - Harry udawał zaskoczonego. - Nie wiedziałem. Dzięki, dziś tak zrobię - uszczypnął go w nos. - To jak z tym grillem? - zwrócił się w naszą stronę, chcąc chyba zmienić temat.
  - Jestem za! - Sue uśmiechnęła się szeroko.
  - Ja niestety nie będę mogła przyjść… - westchnęłam. - Umówiłam się już na wieczór z Jamesem.
  - To zabierz go ze sobą - zaproponował Zayn. „To chyba nienajlepszy pomysł…”
  - Może innym…
  - Przestań się wykręcać. Nie możesz nam odmówić - przerwał mi Niall. - To jak? - spojrzał na mnie wyczekująco. - Bez obaw, nie będziecie jedynie w męskim towarzystwie. Dan i El już potwierdziły swoją obecność - zaśmiał się.
  - Dobra, przyjdziemy - powiedziałam po chwili, delikatnie się uśmiechając i jednocześnie zastanawiając, jak przekonam do tego Jamesa. „No cóż, czeka mnie trudne zadanie…”


  „Gdzie ona się podziała?” westchnęłam, otwierając kolejne szafki w poszukiwaniu dużej miski. Akurat wtedy, kiedy była mi potrzebna, zapadła się pod ziemię. „Jest!” Wyciągnęłam plastikowe naczynie zza kartonu z przyprawami. „Co ona tu robiła?” Postawiłam ją na stole, po czym zaczęłam wsypywać do niej odpowiednie składniki. Musiałam się czymś zająć, bo siedząc bezczynnie, wykończyłabym się zamartwianiem o to, jak będzie wyglądał dzisiejszy wieczór. Kiedy godzinę temu przekonywałam Jamesa, byłam dużo bardziej pewna tego, że chcę tam iść. Teraz zaczynały nachodzić mnie wątpliwości. 
  - Co robisz? - moja siostra pojawiła się w kuchni ubrana w szlafrok i z głową zawiniętą w ręcznik. - Ciasto? - zajrzała mi przez ramię. - Po co?
  - Wypadałoby tam coś ze sobą zabrać, nie sądzisz? - spojrzałam na nią, unosząc jedną brew.
  - W sumie… - uśmiechnęła się. - I co, masz zamiar tak wyjść? 
  - A co, aż tak źle? - roześmiałam się, poprawiając fartuch. 
  - W tym rozciągniętym swetrze i roztrzepanych włosach prezentujesz się naprawdę świetnie - puściła mi oczko. - I jeszcze ten fartuszek w kropki… Wyglądasz jak prosto z wybiegu…
  - Zajmij się sobą - pokazałam jej język, zabierając się za mieszanie masy.
  - Sama już nie wiem, czy to dobry pomysł, żeby tam iść - wydukała nagle, siadając na krześle przy stoliku.
  - Czekaj, czekaj… - udałam, że się nad czymś zastanawiam. - A kto pierwszy zgodził się na tego grilla? Niech pomyślę… Chyba ty - roześmiałam się. 
  - Bardzo śmieszne… Chłopacy to chłopacy, nimi się nie przejmuję, bo zdążyłam ich już trochę poznać. Chodzi o Danielle i Eleanor… Kiedy pierwszy raz je spotkałam, wydawały się naprawdę sympatyczne, ale… Sama już nie wiem - westchnęła. „Ta telepatia bliźniaczek to chyba jednak prawda…” Sue powiedziała na głos wszystko, co chodziło mi w tym momencie po głowie. 
  - Nie będzie tak źle - uśmiechnęłam się, nie będąc do końca pewna, czy powiedziałam to, by uspokoić Sue, czy samą siebie.
  - Mam nadzieję, bo… Ała! - pisnęła w momencie, kiedy dostała drewnianą łyżką w dłoń. „Kiedy ja rządzę w kuchni, nie pcha się łapek do lukru…”
  - Ty akurat nie masz się czym martwić. Zayn się tobą zajmie - roześmiałam się.
  - Co ty z…
  - Jedna randka już była - przerwałam jej. - Co prawda musieliśmy wam trochę pomóc, ale i tak się liczy - uśmiechnęłam się szeroko. - A dziś też byliście zajęci tylko sobą…
  - Przecież bawiliśmy się z dzieciakami - przewróciła oczami.
  - Tak, tak - poruszyłam komicznie brwiami. 
  - Wiesz co… - podniosła się z miejsca. - Idę się ogarnąć, bo mam cię już dość - ruszyła w stronę korytarza.
  - Tylko załóż coś sexy! - krzyknęłam za nią. - Dla Zayna! - roześmiałam się.
  - Spadaj! - wychyliła głowę zza ściany. - A ty nie powinnaś też zacząć się już szykować?
  - Zdążę…
  - To może ja ci pomogę i to dokończę, a ty leć się…
  - Nie… Poradzę sobie, spokojnie - „Jeszcze tego by brakowało…” Z doświadczenia wiedziałam, że moja siostra i kuchnia to nienajlepsze połączenie. 
  - Na pewno? 
  - Na pewno, na pewno! - uśmiechnęłam się. - Tylko uciekaj już się szykować, żebym miała zaraz wolną łazienkę…


  - Tak sobie pomyślałem… - zacząłem, siadając obok Zayna i momentalnie twarze pozostałych zwróciły się w moim kierunku. - Uważacie, że samo wykończenie tego skrzydła i jego wyposażenie coś zmienią?
- Chyba właśnie dlatego to robimy… Żeby coś się zmieniło… - Louis zmarszczył niepewnie czoło.
- Chodzi mi o to, że… - podrapałem się po głowie, zastanawiając, jak przekazać chłopakom wszystko to, co siedziało mi w głowie. - Te pieniądze, które przeznaczyliśmy na to wszystko do tej pory, pomogły im teraz, ale co będzie jutro? Nie uważacie, że przydałoby im się jakieś zabezpieczenie?
- Na mnie nie patrz! - Harry pokręcił głową. - Skończyły mi się - prychnął, a Niall, który do tej pory zajęty był przygotowywaniem grilla, od razu wybuchł głośnym śmiechem. „Styles i te jego żarciki…”
- Zayn, pożycz mi zapalniczki, bo te zapałki do niczego się nie nadają - Niall podszedł do Malika, gdy zauważył, że ten chwyta za paczkę papierosów. 
- Są ważniejsze sprawy niż jedzenie - Zayn zmarszczył czoło, chowając zapalniczkę do kieszeni. Horan wywrócił oczami i usiadł na brzegu kanapy.  - A masz już jakiś konkretny pomysł? - spojrzał na mnie, na co pokręciłem bezradnie głową.
- A gdyby tak… - Niall niepewnie się uśmiechnął.
- Cicho Horan, próbujemy coś wymyślić... - przerwał mu Zayn, na co Horan ponownie wywrócił oczami. - Może po prostu powinniśmy dać panu Owenowi czek do ręki i po sprawie…
- Twój pomysł ma tylko jedną wadę… - wtrącił Louis. - Znając pana Owena, nigdy się na to nie zgodzi.
- No to…
- Niall! - Zayn spiorunował go wzrokiem, na co ten jedynie fuknął pod nosem.
- A może poprośmy dziewczyny, żeby go przekonały. W końcu to ich wujek - do naszej rozmowy dołączył Harry.
- Nie ma szans… - przerwałem mu, kręcąc głową. - Znając je, będą tego samego zdania, co on… 
- W końcu to rodzina - prychnął Louis. - Wspólne geny robią swoje.
- Ja mam pomysł…
- A może... - Zayn ponownie przerwał wypowiedź Horana. - Chociaż nie, to tez bez sensu… - zrezygnowany przeczesał dłonią włosy.
- A może lokata! - wrzasnął Niall i wszystkie pary oczy momentalnie zwróciły się w jego kierunku. - Wpłacimy jakąś sumę na konto w banku - zaczął, szczerząc się jak nienormalny, gdy w końcu zauważył nasze zainteresowanie - …a ona będzie się powiększać z roku na rok.
- Geniusz! - Zayn poprawił się na fotelu, z uznaniem kręcąc głową. 
- To dostanę teraz tą zapalniczkę? - Horan wyciągnął rękę w kierunku Malika i szeroko się uśmiechnął, kiedy w końcu dostał to, czego tak bardzo się domagał „Jak dziecko…” - Dzięki. 
- Słuchajcie, to naprawdę ma sens… - odezwał się Louis. -  Założymy tą lokatę i poinformujemy dyrektora o fakcie dokonanym…
- A prezentów się nie oddaje - dodał Harry.
- Ty, Horan - Zayn podniósł się z miejsca, ruszając w jego kierunku. - Skąd ci się w ogóle pojawił taki pomysł w tym pustym łbie, co?
- Moja babcia założyła coś takiego mi i Gregowi - wzruszył ramionami.
- To ile kasy tam masz, gadaj - Styles dołączył do dwójki przyjaciół, szeroko się uśmiechając.
- Nigdy w życiu nie dorobisz się takiej kasy - Niall poruszył komicznie brwiami, po czym zaczął rozpalać grilla.
  - Całe szczęście, że macie ochroniarzy, bo już dawno by was okradli. Czy wy się kiedyś nauczycie zamykać drzwi - usłyszałem stukot obcasów o drewnianą podłogę i już po chwili w wejściu na taras pojawiła się najpiękniejsza kobieta na świecie. „I tylko moja…” Momentalnie podniosłem się z miejsca i znalazłem u jej boku, złączając nasze usta w delikatnym pocałunku. - Prowadzicie tu jakiś dom otwarty, czy co? - roześmiała się, opierając głowę na moim ramieniu.
  - Ciesz się, że otwarty, a nie publiczny - prychnął Louis, na co odruchowo wywróciłem oczami.
  - Dobrze, że już jesteś - uśmiechnąłem się do Danielle, całując ją w czoło.
  - Ja też się cieszę - wtrącił Harry, podchodząc do nas i szeroko się uśmiechając. - Potrzebna nam mała pomoc w kuchni, a kiedy poprosiliśmy o to Nialla, to z nieznanych przyczyn zniknęła połowa jedzenia… - roześmiał się i już po chwili dołączyli do niego wszyscy oprócz Horana, dla którego nagle grill stał się obiektem tak dużego zainteresowania, jakby widział go po raz pierwszy w życiu.

sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział 6.

        - Czy możesz nie chlapać na mnie farbą? - powiedziałam, wycierając dłonią ślad z policzka.
  - Wcale na ciebie nie chlapię - usłyszałam rozbawienie w jego głosie.
  - Naprawdę? - odwróciłam się w jego stronę i znów poczułam mokre krople na twarzy. - Zamorduję cię Tomlinson…
  - Masz naprawdę urocze - machnęłam w jego kierunku pędzlem, który dopiero co zanurzyłam w farbie. „Było nie zaczynać…” - …piegi - dokończył, ocierając twarz rękawem koszulki.
  - Ty też - uśmiechnęłam się szeroko.
  - Nie zdajesz sobie chyba sprawy z tego, co właśnie zrobiłaś. Ja tą twarzą zarabiam - westchnął.
  - Raczej głosem - odkręciłam się, aby zabrać się za dalsze malowanie. - Gdybyś zarabiał twarzą, byłbyś najbiedniejszym człowiekiem na świecie.
  - Odkręć to - wymamrotał. 
  - Prawda czasem bywa bolesna - roześmiałam się.
  - Czyli nie przeprosisz? 
  - W życiu - spojrzałam na niego i właśnie w tym momencie moje ramię nabrało innego koloru. - Czy ty jesteś niepoważny? - „Głupie pytanie…” przewróciłam oczami. Nie pozostałam mu dłużna i szybkim ruchem pomalowałam mu znaczną część policzka - Ups?
  - Teraz przesadziłaś - roześmiał się, ruszając w moją stronę. 
  - Może się jednak dogadamy? - zrobiłam smutną minę, licząc, że wzbudzę w nim litość. 
  - Jasne - wyszczerzył swoje białe ząbki. - Oddam ci i będzie po sprawie…
  - A może obędzie się bez…
  - Nie ma mowy - przerwał mi, nadal się do mnie przybliżając. Chwilę później znalazłam się w kącie sali, skąd nie miałam żadnej drogi do ucieczki. 
  - Poczekaj! - zatrzymałam w powietrzu jego dłoń. - A może urządzimy zamach na Harrego? - chłopak pokręcił przecząco głową, nie przestając się uśmiechać. - To może na Nialla? Też nie? - westchnęłam.
  - Jakieś ostatnie słowo? - roześmiał się.
  - Zauważyłeś, że Zayn i Sue świetnie się dogadują - chłopak przyglądał mi się uważnie, a ja bredziłam, co ślina przyniosła mi na język tylko po to, by odwrócić jego uwagę od chęci zemsty. - Odkąd tu przyszliśmy, prawie cały czas spędzają razem…
  - Coś w tym jest… - delikatnie zmarszczył czoło. Odkręcił się i spojrzał na moją siostrę i swojego przyjaciela, którzy stali na drugim końcu sali pochłonięci rozmową - Wiesz, że oni już kiedyś się spotkali? - powiedział cicho. - To było zaraz po tym, jak Zayn dostał się do X-factora.
  - Wiem - uśmiechnęłam się. - Dwa razy wpadli na siebie w tym samym miejscu. To nie może być przypadek…
  - Trzeba coś z tym… - zamilkł, przyglądając się roześmianej dwójce. - Mam pomysł - wyszeptał nagle. - Mam pomysł…


  - Umieram… Dajcie mi jeść… Chociaż jakieś okruszki… - opadłem na podłogę obok reszty, teatralnie wyciągając rękę w ich kierunku. - Potrzebuję… 
  - Albo Niall właśnie do reszty zgłupiał, albo nawąchał się za dużo farby - Zayn roześmiał się głośno, patrząc w moją stronę.
  - Serio? - uniosłem jedną brew. - Gdybyś czuł się tak jak ja teraz, to…
  - Zawsze się tak czujesz - Liam przewrócił oczami. - Nie zdążyłeś się już do tego przyzwyczaić?
  - Bardzo zabawne - spiorunowałem go wzrokiem. - Jedźmy coś zjeść - posłałem im błagalne spojrzenie.
  - Nie musimy nigdzie jechać - Kathy szybko podniosła się z podłogi i ruszyła w kierunku drzwi. Chwilę później wróciła z trzema papierowymi torbami. - Mogą być kanapki?
  - Rany! Wyjdziesz za mnie? - powiedziałem, odbierając z jej rąk torby, na co delikatnie się uśmiechnęła.
  - Masz zamiar jeść z takimi brudnymi łapskami? - Harry spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
  - Od kiedy jesteś taki czysty? - na twarzy Zayna pojawiło się rozbawienie.
  - Styles, nie wymądrzaj się, tylko jedz - Liam chwycił kanapkę. - Czeka nas jeszcze drugie tyle roboty.
  - Że co? - Harry spojrzał na niego, unosząc brwi.
  - Że co? - powtórzyłem po nim.
  - Że to - Louis przewrócił oczami. - Wszystko trzeba pomalować jeszcze raz, bo jedna warstwa to za mało…
  - Ale spokojnie, nie dziś - Sue posłała mi szeroki uśmiech.
  - To co ludzi straszycie! - odetchnąłem głośno i ugryzłem kęs kanapki. - Zostaw to! - wymamrotałem z pełną buzią, kiedy zauważyłem, że Harry sięga w stronę jednej z toreb. „Wiedziałem, że długo nie wytrzyma…” - Podobno nie jadasz z brudnymi łapami.
  - Dzisiaj jadam - przewrócił oczami. - Wyjątkowo…
  - Przestań udawać przed dziewczynami, że jesteś taki…
  - Co robicie dziś wieczorem? - przerwał mi nagle Louis. „Jak zwykle nikt nie zwraca uwagi na to, co mam do powiedzenia…”    
  - My na razie nie mamy żadnych planów, prawda Sue? - Kathy spojrzała na swoją siostrę.
  - Właściwie, to miałam…
  - Tak jak mówiłam, dziś jesteśmy wolne - uśmiechnęła się szeroko.
  - Ja też nie mam nic do roboty - wymamrotałem, pomiędzy kolejnymi kęsami.
  - A ja chciałem trochę odpocząć - westchnął Zayn.
  - Czyli idziesz z nami - uśmiechnął się Louis. - A wy? - skinął głową w kierunku Harrego i Liama.
  - Idziemy - odezwali się w tym samym momencie.
  - Ale gdzie? - Sue przyglądała mu się niepewnie. - I po co?
  - Do kina - uśmiechnął się szeroko. - Z okazji prawie ukończenia remontu.
  - W sumie…
  - Czyli jesteśmy umówieni! - klasnął w dłonie, przerywając Zaynowi. 


  Szliśmy w ciszy już dłuższy czas. Nawet Louis, któremu zazwyczaj nie zamykała się buzia, dziś prawie wcale się nie odzywał, ale za to co chwila zerkał w kierunku Kathy, która delikatnie przygryzała dolną wargę. „Coś tu jest nie tak…” Wiadomość od Harrego, który napisał, że nagle wypadło mu coś ważnego do zrobienia na mieście, jedynie potwierdziła moje obawy. Skierowałam wzrok na kroczącego obok mnie Zayna, który w tym samym momencie spojrzał w moją stronę. Delikatnie się uśmiechnął i po chwili ponownie przeniósł wzrok przed siebie. Chciałam zrobić to samo, ale nie mogłam. Dobrze widoczne rysy jego twarzy sprawiały, że moje oczy odmawiały posłuszeństwa. „Sue, co z tobą?!” próbowałam przywołać się do porządku. „Uspokój się i lepiej przerwij w końcu tą irytującą ciszę…” Otwierałam już usta, żeby coś powiedzieć, ale przerwał mi dzwoniący telefon Louisa.
  - Halo… Jak to nie możesz? - westchnął. - No dobra, rozumiem… Na razie. 
  - Co się stało? - Zayn spojrzał na niego, marszcząc czoło.
  - Dzwonił Niall - przewrócił oczami. - Liam źle się poczuł…
  - A Niall? - brunet uniósł jedną brew.
  - A Niall powiedział, że musi dotrzymać mu towarzystwa… 
  - Z nimi to się umawiać.... - westchnął Zayn. „I znów ta cisza…” Musiałam coś z tym zrobić. 
  - Jaki jest tytuł tego filmu, na który idziemy? - zadałam pierwsze pytanie, jakie przyszło mi do głowy. 
  - Szczerze? - Zayn spojrzał w moją stronę. - Też chciałbym wiedzieć - roześmiał się. - Louis, skoro wyciągnąłeś nas do tego kina, to mógłbyś przynajmniej powiedzieć, co będziemy oglądać - przeniósł swój wzrok na kumpla.
  - Właściwie to… - Lou zawahał się. - To niespodzianka - wydukał wreszcie, a Kathy od razu delikatnie się uśmiechnęła. „Co ty kombinujesz?” popatrzyłam badawczo na siostrę. „Aż za dobrze znam tą twoją minę…”
  - O matko! - wykrztusiła nagle, zatrzymując się. - Na śmierć zapomniałam…
  - O czym zapomniałaś? - zapytałam, a z wyrazu jej twarzy od razu wyczytałam, że ma to coś wspólnego z moimi wcześniejszymi podejrzeniami.
  - Muszę… Niestety muszę uciekać… - Kathy unikała mojego wzroku. „A więc tak to sobie wymyśliłaś…”
  - Gdzie musisz uciekać? - odezwał się Zayn.
  - Obiecałam pomóc… - wszyscy patrzyliśmy na nią z niecierpliwością. - Przyjaciółka matki chrzestnej mojego brata dzwoniła i - Kathy popatrzyła na Louisa, jakby szukała u niego pomocy - …poprosiła mnie o…
  - O wymianę tuszu w drukarce - wydukał Lou. „A ty skąd niby o tym wiesz?”
  - Nie możesz zrobić tego jutro? - Zayn nie dawał za wygraną, ale jego delikatny uśmiech sugerował, że nie byłam jedyną, która zaczynała się już domyślać, o co im chodzi.
  - Nie! - Kate prawie krzyknęła, po czym nabrała powietrza w płuca. - Ona jutro wyjeżdża…
  - A gdzie wyjeżdża? - zapytałam, bo naprawdę byłam ciekawa tego, co jeszcze wymyślą.
  - Do Afryki… - Louis przełknął ślinę, a Kathy spojrzała na niego tak, jakby chciała go zamordować. - Na safari…
  „No i pogrążyli się…” Razem z Zaynem spojrzeliśmy na nich jak na kompletnych wariatów. Oni też chyba zdawali sobie sprawę ze swojego niekorzystnego położenia, bo w mgnieniu oka Kathy chwyciła Louisa za rękę. 
  - Chodź, musisz mnie odprowadzić. Boję się ciemności - wydukała, po czym pociągnęła go w swoją stronę i już po chwili zniknęli za rogiem. Spojrzeliśmy na siebie z Zaynem i w tym samym momencie wybuchliśmy głośnym śmiechem, który staraliśmy się dusić w sobie przez ostatnie kilka minut.
  - To co robimy? - spojrzałam na bruneta, kiedy udało nam się już trochę uspokoić.
  - Jeśli nie chcemy spóźnić się na ten film, to chyba musimy się pospieszyć - powiedział delikatnie się uśmiechając. - Pani pozwoli? - puścił mi oczko, a ja bez żadnego zastanowienia odpowiedziałam na jego gest, chwytając go pod rękę. Nadal rozbawieni całą tą sytuacją ruszyliśmy przed siebie. „Przyjaciółka matki chrzestnej mojego brata…” zaśmiałam się pod nosem. „Kathy, jesteś niemożliwa…”


  - Przyjaciółka matki chrzestnej twojego brata? - roześmiałem się już po raz kolejny. - A ty w ogóle masz brata? 
  - Mam - spojrzała na mnie rozbawiona. - Starszego. Ma na imię Chris - uśmiechnęła się. - Poza tym wcale nie byłeś lepszy. Afryka? Safari? 
  - Wiem, wiem. Sam nie sądziłem, że w tak krótkim czasie wymyślę coś tak genialnego - puściłem do niej oczko, a ona wyszczerzyła swoje białe ząbki w szerokim uśmiechu.
  - W każdym bądź razie, pomimo tej naszej dziwnej wymówki, wykonaliśmy kawał dobrej roboty - Kathy wyciągnęła w moim kierunku dłoń, którą od razu uścisnąłem. 
  - Nosisz go przy sobie przez cały czas? - zapytałem nagle, widząc jak wyciąga z torebki swój aparat.
  - Zazwyczaj - uśmiechnęła się. - Nic nie powtórzy się dwa razy, a świat nie będzie czekał, aż pobiegnę po niego do domu.
  - Nie rozumiem… - popatrzyłem na nią, marszcząc czoło, a już po chwili dostałem fleszem po oczach.
  - Niecodzienny widok. Członek słynnego zespołu spaceruje po parku bez żadnej ochrony, bez wianuszka wiernych fanek dopominających się o autograf, całkowicie sam, pomijając obecność dziewczyny, która kręci się obok niego z aparatem w ręku. Sam musisz przyznać, że to jeden z niewielu tak spokojnych momentów w życiu, które teraz prowadzisz, a mi udało się uwiecznić go już na zawsze na tej fotografii - roześmiała się. - Już rozumiesz? Po prostu robiąc zdjęcia staram się pokazać to, czego beze mnie nikt by nie zobaczył, albo na co nie zwróciłby uwagi - dokończyła, a ja pokiwałem twierdząco głową.
  - Wcale nie zdziwiłbym się, gdyby byli tu gdzieś pochowani - powiedziałem cicho.
  - Kto? - spojrzała na mnie niepewnie. 
  - Moi ochroniarze - westchnąłem.
  - Jeśli chcesz, możemy to sprawdzić - wyszeptała, a kąciki jej ust delikatnie uniosły się do góry.
  - Niby jak? - nie miałem pojęcia, o czym mówi.
  - Zawsze mogę się na ciebie rzucić - puściła do mnie oczko.
  - Kusząca propozycja, ale to niestety nie zadziała - westchnąłem teatralnie. - Wiedzą, kim jesteś…
  - Przegrana sprawa - roześmiała się. Chyba chciała powiedzieć coś jeszcze, jednak przerwał jej dźwięk dzwoniącego telefonu, wydobywający się z mojej kieszonki.
  - Halo? - przyłożyłem komórkę do ucha. - Tak… Tak jak zaplanowaliśmy - uśmiechnąłem się do blondynki kroczącej obok mnie. - To było dziecinnie proste… Na razie - rozłączyłem się. - Chłopacy upewniali się, czy plan wypalił.
  - Wiesz… - zaczęła, zakładając pasmo włosów za ucho. - Nie żebym nie chciała, ale nie musisz mnie odprowadzać. Ja tylko…
  - Muszę - przerwałem jej. 
  Całą drogę naprawdę miło nam się rozmawiało. Może to dziwne, ale wydawało mi się jakbym znał ją od lat. Nie czułem przy niej żadnego skrępowania, czy przymusu udawania kogoś, kim nie byłem. Co więcej, śmiała się z moich żartów, a to sprawiało, że po prostu nie mogłem jej nie lubić.
  - No i jesteśmy na miejscu - uśmiechnęła się, kiedy stanęliśmy pod jednym z budynków. Jednak na miejsce szerokiego uśmiechu, nagle wkradło się zdziwienie. - Kochanie… Co ty tu robisz? - wymamrotała, spoglądając na wysokiego bruneta, który stanął przed nami. 
  - Wróciłem wcześniej - objął dziewczynę, mierząc mnie przy tym wzrokiem, jakby chciał dać mi do zrozumienia, że jest tylko jego. - James Turner - wyciągnął rękę w moim kierunku. 
  - Louis Tomlinson - uśmiechnęłam się niepewnie i uścisnąłem jego dłoń. - Panie Turner, odprowadziłem pańską dziewczynę całą i zdrową - mężczyzna kiwnął głową w podziękowaniu, nadal trzymając blondynkę blisko siebie. - Niech pan ją lepiej pilnuje, bo składała mi dziś niemoralne propozycje - zażartowałem, przypominając sobie jej plan zdemaskowania ochroniarzy. Brunet nic nie powiedział, tylko zacisnął usta w cienką linię. „No cóż, chyba nie wszyscy rozumieją moje poczucie humoru…” 
  Po raz kolejny mój telefon dał o sobie znać. Spojrzałem na wyświetlacz i nagle przypomniałem sobie, że miałem jeszcze wpaść do El. Przyłożyłem komórkę do ucha, aby potwierdzić, że za chwilę u niej będę.
  - Przepraszam - powiedziałem, kiedy skończyłem rozmawiać przez telefon. - Muszę już iść. Obowiązki wzywają.
  - Panie Tomlinson - mężczyzna po raz kolejny wyciągnął w moją stronę dłoń, którą natychmiast uścisnąłem.
  - Panie Turner - bąknąłem, czując się prawie jak na spotkaniu biznesowym. - Kathy - dziewczyna uśmiechnęła się do mnie delikatnie. - Do zobaczenia jutro wspólniczko!
  - Tak. Do zobaczenia - na jej twarzy z nieznanych mi przyczyn pojawił się grymas. „Pewnie jest zmęczona…” Uśmiechnąłem się niepewnie, odkręcając na pięcie i ruszyłem przed siebie, myśląc jedynie o tym, by jak najszybciej znaleźć się obok Eleanor.


  - Nuda, nuda i jeszcze raz nuda - westchnąłem, przecierając oczy. 
- Nieprawda. Ten film był genialny - pokręciła głową.
- Mogę się założyć, że to Kathy go wybierała… - „O ile w ogóle patrzyła, co dziś grają…” zaśmiałem się pod nosem, przypominając sobie sytuację sprzed dwóch godzin.
- Masz rację, to nie mógł być Louis - spojrzała na mnie. - Faceci nie są aż takimi romantykami - uśmiechnęła się. - Z resztą on pewnie był zajęty czymś zupełnie innym - dodała, a ja zmarszczyłem czoło, nie wiedząc, co ma na myśli. - Przecież ktoś musiał zarezerwować bilety na lot do Afryki dla przyjaciółki matki chrzestnej naszego brata - prychnęła.
- No tak, przecież jutro wyjeżdża na safari - roześmiałem się głośno. - Pomysły Louisa są prawie tak samo durne, jak on.  
- Czyli coś was łączy - blondynka zadziornie puściła mi oczko.
- Czy ty sugerujesz, że jestem…
- Tak - przerwała mi, kiwając głową. - Zdecydowanie tak. 
- Radzę ci to cofnąć… - zmrużyłem oczy.
- Mam kłamać? - przygryzła dolną wargę, a moim ciałem zawładnęło jakieś dziwne uczucie. „Z przyjemnością bym cię w tym wyręczył…” przeczesałem ręką włosy, widząc, jak białymi zębami maltretuje swoje usta. „Co się ze mną dzieje?!” - Mój tata zawsze powtarzał, że trzeba mówić prawdę - prychnęła i rzuciła we mnie garścią popcornu.
- Przeproś, jeśli ci życie miłe… 
- Ciebie? Za co? - uniosła do góry brew. - Za to? - uśmiechnęła się szeroko, po czym wysypała na mnie całą zawartość kubełka i nim zdążyłem się zorientować, szybkim krokiem ruszyła w stronę parku.
  - Już nie żyjesz! - krzyknąłem rozbawiony i zacząłem ją gonić. Chwilę później zatrzymałem się jednak z tryumfalnym uśmiechem pod nosem. „Bieganie na takich obcasach nie mogło się udać…” Podniosłem jej but, po czym powolnym krokiem podszedłem do dziewczyny, która właśnie siadała na ławce. - Kopciuszku, chyba coś zgubiłaś - prychnąłem.
- Zdążyłam zauważyć - roześmiała się. - Mogę? - wyciągnęła rękę w moją stronę. 
- To nie było tak - westchnąłem, wywracając oczami, na co zmarszczyła czoło. - Tylko mi nie mów, że nie oglądałaś tej bajki…
- Oglądałam - uśmiechnęła się delikatnie. Nie wiem czemu, ale strasznie lubiłem ten jej uśmiech. Lekko marszczyła przy tym nos… „I ten niesamowity błysk w oczach…” - No więc książe? - poruszyła brwiami, zakładając nogę na nogę. Roześmiałem się, po czym ukucnąłem naprzeciwko niej. 
- Księżniczko, od teraz będziemy żyć długo i szczęśliwie - wsunąłem but na jej małą stopę. 
- Nikt nie powiedział, że razem - prychnęła, kiedy zająłem miejsce obok niej. 
- Żadnej wdzięczności… - westchnąłem, zaplatając ręce na piersi. - Właściwie, to jest jedna różnica pomiędzy tobą a Kopciuszkiem… 
- Jaka? - spojrzała na mnie, niepewnie się uśmiechając. Powoli nachyliłem się w jej kierunku. 
- Kopciuszek - szepnąłem - …miał czystą stopę.
- Jesteś okropny! - wywróciła oczami, uderzając mnie w ramię. - Przykro mi, ale nasze chodniki czystością nie grzeszą.
- Zwal teraz wszystko na chodniki… - prychnąłem. 
- Nie gadam z tobą - wymamrotała odkręcając się do mnie plecami. 
- I co, będziemy tak siedzieć i milczeć? - blondynka wzruszyła jedynie ramionami. - A gdybym tak w ramach przeprosin zaprosił cię na przepyszną kolację i deser oczywiście?
- Mogłabym przemyśleć tą propozycję - odwróciła się w moim kierunku. „I znów ten jej uśmiech…”
- W takim razie pani pozwoli - podniosłem się z miejsca, wyciągając rękę w jej kierunku. Bez wahania podała mi swoją dłoń. „Tak małą i delikatną…” Uśmiechnąłem się pod nosem, gładząc kciukiem jej knykcie, ale otrzeźwiło mnie jej znaczące chrząknięcie. Blondynka chwyciła mnie pod rękę i już chwilę później zajmowaliśmy miejsca w małej restauracji przy parku. - Nie sadziłem, że przychodzi tu tyle ludzi… 
- Czasem jest ich jeszcze więcej - Sue oparła twarz na dłoni. 
- Bywasz tu? - zmrużyłem lekko oczy. 
- Dość często. Zazwyczaj zachodzę tu, kiedy już wszystko sobie przemyślę - wzruszyła ramionami. - Kiedy człowiek ma wszystko poukładane, ciasto smakuje o wiele lepiej. 
- Kiedy sobie wszystko przemyślisz? - powiedziałem cicho, sam nie wiem czy bardziej do siebie czy do niej. - No tak, jak wracasz ze swojego mostku - uśmiechnąłem się szeroko.
- Dokładnie. Na ogół nikogo tam nie ma i mogę pobyć trochę sama - westchnęła. - Ale ostatnio spotkałam tam światową gwiazdę… Czekaj, czekaj… Jak on się nazywał? Melik… Malik… Coś takiego… 
- I jak wrażenia? - rozbawiony uniosłem brew.
- Ujdą - zmarszczyła nos, po czym głośno się roześmiała. - Był trochę…
- Przepraszam... - nagle przy naszym stoliku stanął kelner. - Mogę już przyjąć zamówienie? - spojrzał na nas pytająco. 
- Jasne… - wymamrotałem, chwytając szybko menu. - Poproszę kurczaka korzenno - paprykowego z sałatką z rukoli, a na deser… A na deser puchar lodów czekoladowych z bitą śmietaną i truskawkami.
- Oczywiście - mężczyzna wszystko zanotował, po czym przeniósł swój wzrok na Sue. - A co dla pani?
- Poproszę dokładnie to samo - uśmiechnęła się szeroko. - Tylko… - zawahała się. - Tylko w odwrotnej kolejności - dodała po chwili. 
- Już się robi. Życzą państwo sobie coś do picia? 
- Może czerwone wino? - spojrzałem na dziewczynę.
- Będzie idealne - pokiwała głową. - Ale słodkie. 
- W takim razie poprosimy czerwone, słodkie wino - uśmiechnąłem się niepewnie. Mężczyzna kiwnął formalnie głową po czym odszedł od naszego stolika, ale po krótkiej chwili wrócił z butelką w dłoni i napełnił nasze kieliszki. - Deser jako pierwszy? - zapytałem, kiedy zostaliśmy już sami.
- A po co czekać? - uśmiechnęła się. - Przecież to najlepsza część całej kolacji. A jeśli umrę, jedząc kurczaka? 
- To niemożliwe. Kurczak to świętość, od niego się nie umiera - roześmiałem się. 
- A jeżeli się uduszę, bo kawałek utkwi mi w gardle? - wypaliła nagle, na co uniosłem do góry brew. - Albo nagle trafi we mnie jakiś meteoryt? - dodała, wbijając we mnie swoje przenikliwe spojrzenie. Z całych sił starałem się nie roześmiać, ale dość kiepsko mi to wychodziło.
- Szanse na to są…
- Posłuchaj…  - przerwała mi. - Jeśli obiecasz mi, że przeżyję główne danie, to poczekam. - powiedziała cicho. „Ty tak na serio?” Otwierałem usta, żeby coś powiedzieć, kiedy ponownie mi przerwała. - Zanim odpowiesz… - powstrzymała mnie. -  Jeśli coś mi się stanie, będziesz żył ze świadomością, że nie tylko mnie okłamałeś, ale pozbawiłeś ostatniej przyjemności… Jesteś gotów przyjąć na siebie taką odpowiedzialność? - jej powaga strącała mnie z tropu. Nie wiedziałem już, czy tylko żartuje, czy mówi to wszystko na poważnie. - Poza tym, zasady są dla mięczaków - dodała i już po chwili oboje wybuchliśmy głośnym śmiechem, którego żadne z nas nie mogło dłużej powstrzymywać.
  Jakiś czas później kelner postawił przed nami dwa puchary lodów z bitą śmietaną, gdyż z jakiegoś powodu zmieniłem zdanie i pierwszy raz w życiu postawiłem coś ponad kurczaka, którego uwielbiałem w każdej postaci. 
- Dlaczego architektura? - zapytałem nagle, przerywając ciszę panującą między nami od dłuższego czasu. 
- A dlaczego nie? - na twarzy Sue zamajaczył delikatny uśmiech. - Lubię to robić i chyba nigdy się tym nie znudzę… 
- Chodziłaś na jakieś zajęcia, czy…
- Zaczęło się od komiksów - przerwała mi. - Mój bart miał na ich punkcie fioła. Któregoś dnia wzięłam je do ręki i zaczęłam przerysowywać scenki na kartki - wzruszyła ramionami. - Nagle całe to rysownie zaczęło mi wychodzić, ale wiedziałam, że daleko na nim nie zajdę. Właśnie dlatego zaczęłam szkicować projekty różnych budynków. Z czasem w głowie pojawiło mi się tyle pomysłów… - uśmiech na jej twarzy momentalnie się powiększył. - Wiem, że to tylko marzenia, ale... - zawahała się. - Chciałabym kiedyś stworzyć coś, o czym będą mówić ludzie. No wiesz… „Susanne Barkley, to jej dzieło” - wyrzuciła w górę ręce, jednak szybko poprawiła się na krześle a na jej twarzy pojawił się delikatny rumieniec. Odetchnęła głęboko, przygryzając wargę. - Przepraszam - szepnęła nieco rozbawiona swoim wybuchem. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Jej oczy połyskiwały w skąpym świetle restauracji. Panowała tu niesamowita atmosfera. Przyciemnione lampy, lecąca w tle muzyka, ludzie rozmawiający ze sobą tak, aby nie przeszkadzać innym. Znów czułem się normalnie. Żadnych fleszy, ludzi upominających się o zdjęcie. Cisza. Zupełny spokój. Jakbyśmy byli tu tylko my. - A ty… - jej głos wyrwał mnie z rozmyślań. Niepewnie odchrząknąłem, po czym upiłem łyk wina. 
- Co ja? - zapytałem niepewnie. „Mam nadzieję, że nie zadała jeszcze całego pytania…” Nie chciałem wyjść na kompletnego kretyna. 
- Skąd ta pasja do rysowania? 
- Też czytałem komiksy - zacząłem. „Coś was łączy, kochasiu…” moje drugie ja zaczęło przypominać o swojej obecności. - Właściwie, to je kolekcjonowałem - westchnąłem, przypominając sobie o kurzących się w moim domu kartonach. „W domu rodziców…” poprawiłem się szybko. - Teraz tylko czekają, aż je kiedyś odbiorę…
- Odbierzesz? - Sue nieznacznie zmarszczyła brwi, przypatrując mi się uważnie.
- Do tej pory nie miałem czasu przewieźć reszty swoich rzeczy - wzruszyłem ramionami. 
- No tak… Zapomniałam z kim jem kolację - roześmiała się. - I naprawdę chcesz marnować swój czas, siedząc tu ze mną? 
- Tak - pokiwałem głową. - I muszę przyznać, że to moje najmilej zmarnowane godziny w ostatnim czasie…
- W takim razie, jestem zaszczycona - sięgnęła po kieliszek, nie przestając się uśmiechać.
- To ja jestem zaszczycony, że chcesz dotrzymywać mi towarzystwa - oparłem głowę na dłoni - Jestem bardzo ciekawy, czego jeszcze dziś się o tobie dowiem, Sue...


  - Jadłeś papier? - roześmiałam się głośno, posyłając mu zdziwione spojrzenie. 
- Tak, ale teraz możesz już być całkowicie spokojna o swoje szkice… Wyrosłem z tego - uśmiechnął się leniwie. - A ty nigdy nie robiłaś niczego dziwnego?
- Czy ja wiem… - zmarszczyłam czoło, patrząc na niego - Może to nie było dziwne, ale szalone… - zaczęłam. - Oczywiście szalone dla mnie… - dodałam szybko dla jasności. - Zrobiłam go sobie, kiedy skończyłam szesnaście lat - podniosłam się z ławki, delikatnie unosząc bluzkę do góry. 
- Dlaczego właśnie ptaki? - zapytał, przejeżdżając palcem po mojej skórze, a przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszczyk.
- Miały symbolizować wolność… - uśmiechnęłam się delikatnie, znów zajmując swoje miejsce. 
- Ale?
- Ale skończyło się wojną domową i miesięcznym szlabanem - prychnęłam. 
- Czyli rodzice nie byli zbyt zadowoleni? 
- To cud, że jeszcze żyję - roześmiałam się na wspomnienie odtwarzające się w mojej głowie.
- Twarda z ciebie sztuka - uśmiechnął się do mnie łobuzersko.
- Proszę cię, kto w tamtych czasach nie miał szlabanu…
- Chodziło mi raczej o twoją wytrzymałość - przerwał mi. - Robienie tatuażu w tak delikatnym miejscu strasznie boli… Coś o tym wiem
- Lubisz tatuaże? - zapytałam. „Głupie pytanie…” moje drugie ja westchnęło głęboko, posyłając mi litościwy uśmiech. „Gdyby nie lubił, to by ich nie miał…” No cóż, moich słów nie da się cofnąć. 
- Ludzie którzy ich nie lubią, muszą być dziwni - uśmiechnął się - Kiedyś chciałbym połączyć wszystkie tatuaże na mojej ręce w jeden duży - dodał. 
- Jeszcze tylko motor, skóra  i możesz podbijać świat - prychnęłam.
  - Na razie do podboju świata musi mi wystarczyć TourBus i koszula - uśmiechnął się, spoglądając na mnie, a w mojej głowie momentalnie pojawiła się czarna dziura. Nie wiedziałam co powiedzieć. Zacząć nowy temat… „Ale o co zapytać?” Niepewnie się uśmiechnęłam, nie będąc w stanie wymyślić nic więcej. Zayn odwzajemnił mój uśmiech, po czym przeniósł swój wzrok przed siebie, a ja nadal wpatrywałam się w niego jak zaczarowana. Wyglądał jeszcze lepiej niż na tych wszystkich plakatach i zdjęciach w gazetach. „A tobie trafiła się taka okazja…” dodało moje drugie ja. Był niesamowicie przystojny, a ubogie światło latarni idealnie podkreślało jego mocne rysy twarzy. W momencie, kiedy przygryzł wargę, przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszczyk. „Co się ze mną dzieje?” - Gapisz się…
- Co? - jego głos wyrwał mnie z rozmyślań.
- Gapisz się na mnie - prychnął. 
- Chyba sobie żartujesz... - zaczęłam się bronić, ale byłam prawie pewna, że moje policzki zdążyły już zmienić barwę na czerwoną. - To, że patrzę w tym kierunku, wcale nie oznacza, że jesteś punktem mojego zainteresowania - starałam się, by zabrzmiało to naturalnie.
- A więc co nim jest? - poruszył brwiami, nachylając się w moim kierunku. 
- Tamto drzewo - wypaliłam nagle. - Zamyśliłam się i tyle - dodałam, siląc się na pewność w głosie.
- To dobrze - prychnął, wzruszając ramionami. - I tak nie miałabyś u mnie szans.
- Panie Malik… - zaczęłam. „Jakbym już wcześniej tego nie wiedziała…” dodałam w myślach. - To pan nie miałby u mnie szans…
- Ranisz mnie - roześmiał się, uderzając mnie lekko w ramię, na co wywróciłam jedynie oczami. - Nigdy nie sądziłem, że Londyn o takiej porze może już spać… - wymamrotał nagle.
- Za rzadko wychodzisz w nocy z domu - stwierdziłam. - Taka pora jest najlepsza…
- Najlepsza na co? - spojrzał na mnie, delikatnie się uśmiechając. Jego czekoladowe oczy błyszczały równie radośnie, co tego dnia, kiedy spotkałam go po raz pierwszy. 
- Na wszystko… - wyszeptałam, kiedy nieznacznie przysunął się w moją stronę. Czułam, jakby jakaś niewidzialna siła popychała mnie w jego kierunku. 
- Zayn Malik?! - nagle usłyszałam jakiś pisk i szybko odsunęłam się od niego, zakładając pasmo włosów za ucho. - Liz, no chodź, mówię ci, że to on… - dwie nastolatki niepewnym krokiem podeszły do naszej ławki i stanęły tuż przed nami, szeroko otwierając oczy. - Cze-Cześć… - wymamrotała jedna z nich. 
- Cześć - na twarzy Zayna wymalował się szeroki uśmiech. - Co słychać? - zaczął, na co obie dziewczyny delikatnie się zarumieniły.
- Czy mogłybyśmy zrobić sobie z tobą zdjęcie? - zapytała brunetka, wyciągając z kieszeni spodni telefon.
- Jasne - Zayn momentalnie podniósł się z miejsca. - Ale pod jednym warunkiem - dodał, marszcząc delikatnie czoło. - Nikomu ani słowa, że tu teraz jestem - szepnął, szeroko się uśmiechając. - Chciałbym spędzić ten wieczór tylko z tą panią - wskazał na mnie głową, puszczając mi oczko - …więc musicie mi obiecać, że cokolwiek macie zamiar zrobić z tym zdjęciem, zrobicie jutro - obie dziewczyny pokiwały stanowczo głowami. - Skoro mamy to już załatwione, to może powiecie mi teraz, jak macie na imię? - chłopak uśmiechnął się łobuzersko.
- Stacy…
- A ja Elizabeth - wtrąciła blondynka.
- Bardzo mi miło was poznać - Zayn objął jedną z nich ramieniem, gdy druga odsunęła się kilka kroków do tyłu z telefonem w ręku. - Tylko uważajcie na siebie, bo jest już późno - uśmiechnął się, gdy po całej sesji zdjęciowej i podpisaniu koszulek, żegnał się z dziewczynami.
- Myślisz, że zrobią to o co prosiłeś? - zapytałam niepewnie, gdy zostaliśmy już sami.
- Ufam im, ale… - kolejny już raz dzisiejszego wieczoru przysunął się do mnie, szeroko uśmiechając, po czym chwycił moją dłoń. - Może lepiej zwiewajmy stąd, zanim zjawi się tu cały tłum - roześmiał się, pociągając mnie za sobą.