czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 9.

            Kiedy rano się obudziłem, czułem się, jakby ktoś przywalił mi czymś ciężkim w głowę. Silny ból stawał się nie do wytrzymania. „Więcej nie piję…” obiecałem sobie kolejny już raz. „I pewnie nie ostatni…” Powoli otworzyłem oczy, ale od razu tego pożałowałem. Ostre światło przedostające się przez okno sprawiło, że poczułem, jakby ktoś wbijał mi w głowę tysiące igieł. Niepewnie rozejrzałem się dokoła, przeczesując ręką włosy. Dopiero teraz zorientowałem się, że spałem w ubraniu. Chwyciłem telefon, żeby sprawdzić która godzina. Dochodziła dwunasta. Całe szczęście, że na dziś nie mieliśmy zaplanowanych żadnych wywiadów, występów czy spotkań z fanami, bo w obecnym stanie chyba nie za bardzo się do tego nadawałem. Przeciągnąłem się i wstałem z łóżka. Wyszedłem na korytarz i ruszyłem w kierunku łazienki, ale po chwili uświadomiłem sobie, że jeżeli natychmiast nie dorwę w swoje ręce butelki z wodą, chyba umrę. „No cóż, prysznic musi poczekać…” zawróciłem w stronę schodów. Powolnym krokiem zmierzałem w kierunku kuchni, w której z tego co słyszałem, urzędowała już cała reszta. Stanąłem w drzwiach, po czym spojrzałem na przyjaciół, którzy od razu wybuchli śmiechem. 
  - Witamy! Nareszcie raczyłeś zaszczycić nas swoją obecnością - Niall roześmiał się jeszcze głośniej. Podszedłem do stołu i opadłem na jedno z krzeseł. Zaczynałem żałować, że tu przyszedłem. Moja głowa pękała od nadmiaru dźwięków. 
  - Czy wy musicie być tacy głośni? - wypaliłem nagle, ale widząc spojrzenia moich kumpli, od razu zacząłem żałować tych słów. 
  - Coś się stało?! - Louis wrzasnął mi do ucha, po czym podniósł się z miejsca, odsuwając z hałasem krzesło. - Chłopaki, Harrego chyba boli głowa! 
  - Naprawdę?! - po chwili dołączył do niego Liam. - To może poszukam dla niego jakichś tabletek - zaczął trzaskać szafkami, rzekomo chcąc mi pomóc. Widocznie mój stan bardzo ich bawił, bo nawet Niall, gdy tylko skończył jeść, zaczął zmywać naczynia, obijając przy tym jeden talerz o drugi. 
  - Zamknijcie się wreszcie! -wrzasnąłem, łapiąc się za głowę, ale oni zdawali się mnie nie słyszeć. Myślałem, że chociaż na Niallu moje słowa wywarły jakieś wrażenie, bo nagle odszedł od zlewu i zniknął w salonie. Po chwili, słysząc dochodzące stamtąd dźwięki głośnej muzyki, zdałem sobie jednak sprawę z własnej naiwności. „Chwila, przecież to są nasze piosenki…” zmarszczyłem czoło, rozpoznając dobrze znane mi dźwięki. „Co on odwala?!” 
  - Czy z tobą jest coś nie tak? - zapytałem Horana, gdy ponownie pojawił się w kuchni z szerokim uśmiechem na twarzy. 
  - Czemu?! - Irlandczyk usiadł obok mnie, udając zdziwionego. 
  - Zajebisty zespół, prawda Harry? - Louis poklepał mnie po ramieniu. 
  - Przecież to nasza… - nie dokończyłem, bo właśnie przypomniałem sobie pewne urywki z poprzedniego wieczoru. „Już nigdy nie tknę alkoholu…”
  - Może wzięlibyście się w końcu za robotę, zamiast cały czas się obijać - nagle do kuchni wpadł Zayn. Z tego co zdążyłem zauważyć, nie był w najlepszym humorze.
  - Za jaką… - Niall nagle zamilkł, słysząc dzwonek do drzwi. - Otworzę - podniósł się z miejsca.
  - Zobaczcie, jaki tu jest syf! Pełno szklanek, talerzy… - Zayn otworzył lodówkę, wyjmując z niej sok. - Nie gap się, tylko rusz tyłek! - spojrzał na mnie. 
  - Nie przesadzaj - machnąłem ręką. - A co ci się stało w głowę? - z rozbawieniem spojrzałem na zaczerwienione miejsce tuż przy brwi kumpla. Malik nie odpowiedział, tylko posłał mi wrogie spojrzenie i zniknął w korytarzu - A jemu co? - spojrzałem na Liama, który wzruszył ramionami. - Swoją drogą, to gdzie dziewczyny?
  - Danielle pojechała na próbę, Eleanor do pracy - Liam wstał z miejsca wkładając rzeczy do zmywarki - …a Sue i Kathy odwieźliśmy wczoraj, kiedy już spałeś.
  - Styles! - krzyknął Niall wchodząc do kuchni i wręczając mi małą paczkę. - Kurier przyniósł coś dla ciebie - spojrzałem na kumpla i zabrałem się za otwieranie pudełka, w którym, jak się po chwili okazało, znajdowała się butelka wody i opakowanie tabletek. - Jest i liścik - Horan wyciągnął z paczki kartkę, którą Louis przechwycił w mgnieniu oka. 
  - Dla najlepszego tancerza na świecie. Pomyślałam, że możesz dziś tego potrzebować i postanowiłam oszczędzić ci wizyty w sklepie. Całuję. Kathy - przeczytał Lou, starając się naśladować głos dziewczyny. „Teraz to już na pewno nie dadzą mi żyć…” westchnąłem, patrząc na chłopaków. Właściwie to niewiele pamiętałem z tego co mówiłem i co robiłem wczoraj. Nie miałem też siły, a może po prostu nie chciałem drążyć dalej tego tematu z chłopakami. Nic nie mówiąc, zabrałem wodę i tabletki, po czym ruszyłem do swojego pokoju w towarzystwie głośnych śmiechów całej trójki. 


  Wyszedłem z kuchni z nadzieją, że gdzieś „niechcący” natknę się na Zayna. Rozejrzałem się po salonie, jednak tam go nie było. Nie zastanawiając się dłużej, poszedłem na górę. Niepewnie zapukałem do jego pokoju, ale nie dostałem żadnej odpowiedzi. Nie zwracając na to uwagi, uchyliłem drzwi, wsuwając głowę do środka. 
  - Zayn? - wydukałem niepewnie, jednak i tym razem odpowiedziała mi tylko cisza. Powoli zamknąłem drzwi, odkręciłem się i wpadłem wprost na Nialla. 
  - Jest na tarasie - odezwał się. 
  - Czemu nie pomyślałem o tym od razu… - uderzyłem się ręką w czoło i ruszyłem w stronę schodów. 
  - Lou… - odkręciłem się na pięcie, spoglądając na przyjaciela. - Co go… 
  - Mam nadzieję, że zaraz się tego dowiem - przerwałem mu. 
  - W takim razie powodzenia - roześmiał się. - Uważaj na nos i zęby. Jakiś agresor się w nim dziś włączył. 
  - Zauważyłem - zaśmiałem się, zbiegając po schodach, po czym skierowałem się prosto na taras. Byłem pewny, że coś się stało. Znałem go wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że jego dzisiejsze zachowanie musi mieć jakąś przyczynę. Stanąłem w progu, przyglądając się brunetowi. Z papierosem w ustach przechadzał się po tarasie w tą i z powrotem. Zaciągnął się dymem, po czym z całą siłą kopnął stojącą obok krzesła puszkę po piwie, która potoczyła się pod stolik. 
  - A jeszcze nie tak dawno wypominałeś nam, że tu nie sprzątamy - roześmiałem się. Zayn spiorunował mnie wzrokiem, po czym rozsiadł się na krześle. - O co chodzi? - ruszyłem w jego stronę, ale on zdawał się mnie nie zauważać. Ze spokojem, który w tym momencie cholernie mnie irytował, nabierał dymu w płuca, a następnie powoli go wypuszczał. „Mnie się tak łatwo nie pozbędziesz…” Usiadłem na krześle obok niego i w milczeniu czekałem na dalszy rozwój wydarzeń. Byłem pewny, że długo nie wytrzyma. „Nie myliłem się…” 
  - Będziesz tu tak siedział? - zgasił niedopałek w popielniczce. - Jeśli Liam cię tu przysłał, to możesz mu przekazać, że nic mi nie jest. 
  - Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, że Liam nie jest jedyną osobą w tym domu, która się o ciebie martwi - zwróciłem się w jego kierunku. - Dostaniesz kiedyś raka od tego świństwa - dodałem, widząc, że sięga do paczki po kolejnego papierosa - Nie żebym ci życzył, ale jak… 
  - No i zajebiście - przerwał mi. - Może wtedy przestanę zachowywać się jak debil.  
  - O czym ty w ogóle gadasz? - zmarszczyłem czoło.
  - Pocałowałem Sue - wymamrotał, a ja spojrzałem na niego ze zdziwieniem. „Tego się nie spodziewałem…” 
  - I jak? - zadałem pierwsze pytanie, które przyszło mi do głowy. 
  - Prawie… - wydukał nagle. 
  - To pocałowałeś czy nie? - zacząłem gubić się w tym, co mówił. 
  - Jestem kretynem! - chłopak podniósł się z miejsca. 
  - To stąd ten siniak? - próbowałem poskładać sobie jego słowa w całość. - Nie chciała tego? 
  - To nie dlatego… Dostałem drzwiami… Kurwa… Jestem beznadziejny…
  - Uspokój się, usiądź i opowiedz mi wszystko od początku - zaproponowałem, bo szczerze mówiąc, nic już z tego nie rozumiałem.
  - Wracałem od Harrego, a ona właśnie wychodziła z łazienki i niechcący uderzyła mnie drzwiami - usiadł obok mnie. - Od razu zaczęła przepraszać i zaproponowała, żeby przyłożyć do tego coś zimnego, więc poszliśmy do kuchni, ona wyciągnęła z zamrażalnika mrożone warzywa i kiedy przykładała mi je do czoła to… Kurwa… Stary, nie wiem co mnie naszło, ale chciałem ją… Prawie ją pocałowałem, ale ona nagle odskoczyła… - wypuścił powietrze z płuc. - Patrzyła na mnie jak na jakiegoś debila… 
  - Ale przecież kiedy do nas wróciliście, wszystko było w porządku. 
  - Tak sądzisz? A widziałeś, żebyśmy jeszcze ze sobą rozmawiali? - uniósł jedną brew, a ja przecząco pokręciłem głową. - Nie wiem nawet, co mi przyszło do głowy…
  - Przeprosiłeś? 
  - Niby tak, ale…
  - Chłopaki, zbierajcie się - Liam przerwał Zaynowi, pojawiając się na tarasie. - Rozmawiałem z Paulem. Zaraz podjedzie po nas samochód. 
  - Co się stało? - westchnąłem. „To nie najlepszy czas na przejażdżki…” 
  - Wyjaśnię wam wszystko już w aucie…


  - No nie! - usłyszałam za sobą krzyk Kathy. - Jeszcze tego brakowało! - zatrzymałam się i odwróciłam w jej stronę. „Houston, mamy problem…” zaśmiałam się pod nosem, widząc jak zbiera porozrzucane wokół roweru zakupy. - Aż tak bawi cię to, że rozerwała mi się reklamówka? - rzuciła mi piorunujące spojrzenie. „Rozumiem, że nie oczekiwała na odpowiedź…”
  - Ktoś tu chyba wstał lewą nogą - zostawiłam swój rower i przykucnęłam obok niej, podnosząc z chodnika paczkę ryżu.
  - Gdybym jeszcze w ogóle spała… - westchnęła. - Całą noc przewracałam się z boku na bok…
  - Po swoim wczorajszym szaleństwie na parkiecie powinnaś spać jak małe dziecko - prychnęłam.
  - Proszę cię… - spojrzała na mnie kpiąco. - Dobrze, że nie miałam tak wysokich butów jak Danielle. Ta to dopiero miała ubaw z naszym tancerzem - uśmiechnęła się pod nosem.
  - Biedactwo… Pewnie ledwo żyje.
  - Mówisz o Dan czy o Harrym? - zaśmiała się. - Jeśli o tym drugim, to już o niego zadbałam. 
  - To znaczy? - uniosłam jedną brew.
  - Wysłałam do niego kuriera z wodą i tabletkami - roześmiała się. - A jak z Zaynem? - poruszyła komicznie brwiami. 
  - A jak ma być? 
  - Proszę cię, nie udawaj. Na kilometr widać, że was do siebie ciągnie - prychnęła. - I nie próbuj zaprzeczać - dodała szybko, kiedy otwierałam już buzię, żeby coś powiedzieć. - Chociaż wczoraj… - nieznacznie zmarszczyła czoło. - Sue, pokłóciliście się?
  - Niby czemu? - pomimo, że zawsze byłyśmy wobec siebie szczere, teraz udawałam zaskoczoną jej pytaniem. Nie miałam ochoty opowiadać jej o tym wszystkim. „Nie teraz…”
  - Kiedy wróciliście do nas razem, zachowywaliście się jakoś dziwnie… 
  - Nie chcę o tym gadać... - westchnęłam. 
  - O nie, tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. O co chodzi? - pod wpływem jej przenikliwego spojrzenia od razu poczułam, że jestem na przegranej pozycji.
  - Prawie… Prawie się pocałowaliśmy - wymamrotałam.
  - Co?! Jak to prawie? Nie rozumiem… - na jej twarzy pojawiło się ogromne zdziwienie. „Nie tylko ty nic nie rozumiesz…” westchnęłam, przeczesując ręką włosy. Sama nie wiedziałam jak odbierać to, co zaszło wczoraj pomiędzy mną a Zaynem. „Czemu uciekłam od tego pocałunku?” Może byłam tchórzem, a może uświadomiłam sobie, że nie pasuję do jego bajki. Poza tym nie byłam pewna, czy to wszystko jest prawdziwe… „Tak naprawdę nie byłam już pewna niczego…”


  - Czołem wujaszku! - wparowałam do gabinetu, szeroko się uśmiechając. „Kathy, chyba najwyższy czas nauczyć się pukać…” -  Nie wiedziałam, że masz gości - wydukałam, zakładając za ucho pasmo włosów.
  - Dobrze, że jesteś - wujek poprawił się na fotelu. - Może tobie uda się przekonać chłopców, że ich pomysł jest nie do przyjęcia.
  - Jaki pomysł? - zmarszczyłam czoło, siadając na kanapie obok reszty.
  - To tylko drobny prezent. Nie ma o czym mówić - uśmiechnął się Liam, wzruszając niedbale ramionami.
  - Drobny? - wujek uniósł powątpiewająco brwi. - To cała masa pieniędzy…
  - Czy ktoś może mi w końcu wyjaśnić, o jakich pieniądzach mowa? - zdezorientowana przebiegłam wzrokiem po wszystkich zgromadzonych w pokoju.
  - Chłopcy wpadli na pomysł, że założą dla naszego domu dziecka lokatę w banku i przeleją na nią sporą sumę - westchnął wujek, stukając palcami o blat biurka, a ja ze zdziwienia otworzyłam szeroko oczy.
  - Tak właściwie, to nie nazwałbym już tego pomysłem - Louis przeczesał palcami włosy, nieśmiało się uśmiechając. - Wczoraj wieczorem, gdy tylko o tym pomyśleliśmy, od razu zadzwoniliśmy do naszego menadżera, który wszystkim się zajął i z samego rana lokata została założona.
  - A ty co o tym myślisz, Kathy? - spojrzał na mnie Zayn.
  - Myślę, że… - zawahałam się chwilę, kątem oka zerkając na wujka. Wiedziałam, że ta lokata byłaby dla niego ogromnym wsparciem i rozwiązałaby wiele problemów, którym codziennie musiał stawiać czoła. Wiedziałam jednak też, że nie mogliśmy zgodzić się na taką pomoc ze strony chłopaków. „To przecież ich pieniądze…” - Myślę, że wujek ma rację. To naprawdę bardzo miłe, że tak martwicie się o przyszłość tego domu dziecka, ale nie możemy przyjąć waszych pieniędzy.
  - Sądziliśmy, że przynajmniej w tobie będziemy mieli sprzymierzeńca - westchnął głośno Niall, ale ja nic nie odpowiedziałam. Nadal byłam zaskoczona ich propozycją. Zdążyłam ich już trochę poznać i wiedziałam, że są piątką naprawdę wspaniałych chłopaków, ale nigdy nie przypuszczałabym, że tak bardzo przejmują się losem dzieciaków.
  - Chłopcy, za to co dla mnie zrobiliście i tak nie odwdzięczę się wam do końca życia… - wujek głęboko odetchnął. - Skoro lokata została założona dopiero dziś rano, to może da się jeszcze wszystko cofnąć bez dodatkowych kosztów.
  - Ale my nie chcemy nic cofać - westchnął Liam, przeczesując ręką włosy.
  - To wszystko…
  - Weźcie je i po sprawie - Harry przerwał wujkowi, unosząc głowę do góry, po czym ponownie położył ją na oparciu. Nie wyglądał najlepiej. „Nie ma się co dziwić…” zaśmiałam się pod nosem, przypominając sobie wczorajszy wieczór. 
  - Głowa bardzo boli? - nachyliłam się w jego kierunku, aby nikt nie słyszał tego, o czym rozmawiamy.
  - Po tych tabletkach jest już trochę lepiej - uśmiechnął się. - Dzięki.
  - Nie ma sprawy - puściłam mu oczko.
  - Choćby stanął pan na głowie, nie zlikwidujemy tej lokaty - wzruszył ramionami Niall. - To nasze pieniądze i możemy z nimi robić to, co nam się podoba, a my chcemy przekazać je na ten dom dziecka - wyszczerzył swoje białe ząbki. - Uważam więc ten temat za zamknięty.
  - Chłopcy… - wujek przetarł dłońmi twarz. - Nie wiem, co mam powiedzieć… 
  - Niech pan powie, że to pomoże dzieciakom - uśmiechnął się Zayn.
  - Na pewno - wujek z wdzięcznością spojrzał na chłopaków. - Dziękuję… - w kącikach jego oczu pojawiły się łzy. Wystarczyła krótka chwila, a sama poczułam, że moje policzki stają się wilgotne. „Mazgaj…” zakpiło ze mnie moje drugie ja, ale w tamtym momencie w ogóle nie zwracałam na to uwagi. Musiałabym nie mieć serca, żeby nie wzruszyć się w takiej chwili.
  - Ej, ale mieliście się cieszyć, a nie płakać - Harry trącił mnie ramieniem i już po chwili na wszystkich twarzach pojawiły się szerokie uśmiechy.
  - Kathy, a gdzie jest Sue? - odezwał się nagle wujek, ocierając dłonią policzek. - Czemu nie przyszła?
  - A kto powiedział, że nie przyszła? - spojrzałam na niego, a następnie na Zayna, który na samo wspomnienie o mojej siostrze zaczął niespokojnie wiercić się na kanapie. - Poszła zanieść do kuchni zakupy, o które prosiła Ramona. 
  - Muszę z nią porozmawiać - uśmiechnął się. - Mam nadzieję, że nie zapomni zajrzeć do starego wujka…
  - A czy kiedykolwiek zapomniała? - rozbawiona uniosłam do góry jedną brew.
  - No nie… - roześmiał się. - Na szczęście…
  - Zayn, miałeś iść chyba do łazienki - odezwał się nagle Louis, posyłając znaczące spojrzenie Malikowi. „Czyżbyś o wszystkim wiedział?”
  - Co? - brunet spojrzał na niego zdziwiony.
  - Skoro już wszystko załatwiliśmy, a mamy jeszcze do dopicia kawę, to możesz na chwilę wyjść… - szturchnął go. „I porozmawiać z Sue…” dokończyłam za Louisa w myślach.
  - Ale…
  - Pamiętasz drogę? - przerwałam mu, domyślając się, do czego zmierza Louis. - Wychodzisz z gabinetu i na lewo - uśmiechnęłam się pod nosem, widząc, jak nerwowo przeczesuje ręką włosy. „Nareszcie zrozumiał, o co chodzi…”
  - Dobra - Zayn podniósł się z miejsca. - Za chwilę wracam… - odetchnął głęboko.
  - Powodzenia - krzyknął jeszcze za nim Louis. - Zawsze życzymy sobie powodzenia przed pójściem do łazienki - dodał szybko, gdy poczuł na sobie zdziwione spojrzenie mojego wujka. - To taka nasza zespołowa tradycja - wymamrotał speszony, a ja z całej siły przygryzłam dolną wargę, żeby nie wybuchnąć głośnym śmiechem.

niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział 8.

         Otworzyłem drzwi, w których ujrzałem dwie blondynki i wysokiego bruneta, którego widziałem na oczy pierwszy raz w życiu. Sue od razu mnie przytuliła, a Kathy jedynie delikatnie się uśmiechnęła, uparcie trzymając dłoń mężczyzny.
  - Jestem Liam - wyciągnąłem rękę w jego kierunku.
  - James - pewnie uścisnął moją dłoń, uważnie mi się przyglądając. 
  - Mieliśmy mały poślizg, ale mamy tu coś na swoją obronę - Kathy wręczyła mi jeszcze ciepłą blachę. - Proszę.
  - Co to? - spojrzałem na nią zdziwiony.
  - Ciasto - powiedziała, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie. - Mam nadzieję, że będzie wam smakować.
  - Nie musiałaś…
  - Ale chciałam - przerwała mi, uśmiechając się delikatnie.
  - Będziemy tak tu stać? - odezwała się nagle Sue.
  - Jak chcesz, możesz posiedzieć, albo położyć się na podłodze - Harry pojawił się w drzwiach, opierając o futrynę.
  - Bardzo śmieszne - prychnęła.
  - Jak zgaduję, to James - Styles przeniósł swój wzrok na bruneta. - Jestem Harry - powiedział, wymieniając z nim uścisk dłoni. - Zapraszamy dalej, czekaliśmy tylko na was - machnął ręką, po czym ruszył przed siebie, co chwila się na nas oglądając. - Czekajcie… - Kathy nieznacznie drgnęła, kiedy nagle nas zatrzymał. - Tu macie łazienkę - otworzył szeroko jedne z drzwi.
  - Harry! Ja cię kiedyś zamorduję - Kathy westchnęła głęboko. - Myślałam, że coś się stało…
  - Styles, nie strasz dodatkowo naszych gości! Wystarczy, że robisz to swoją twarzą - roześmiałem się, omijając go i wskazując im dalszą drogę.
  - Wow… - powiedziała cicho Sue, kiedy przechodziliśmy przez salon.
  - Coś się stało? - zatrzymałem się, spoglądając na nią.
  - Nie, tylko… - zaczęła rozglądać się po wnętrzu. - Ładnie tu macie - uśmiechnęła się do mnie.
  - Czy ja wiem… - wzruszyłem ramionami.
  - Ona się na tym zna - Kathy delikatnie się uśmiechnęła. - W końcu studiuje architekturę.
  - Coś mi się wydaje, że jest jakieś „ale” - Harry oparł się o fotel, przyglądając się Sue. 
  - Po prostu trochę inaczej wyobrażałam sobie męski salon - podeszła do komody, na której stały nasze zdjęcia. - Kominek, eleganckie kanapy, ciemne meble… Tu jest tak przytulnie… Patrząc na was, powiedziałabym, że aż za przytulnie - roześmiała się. 
  - Te baby… - westchnął, uśmiechając się szeroko. - Przejrzałaś nas.
  - Teraz to ja nic nie rozumiem - Kathy przewróciła oczami. 
  - To jest pokój dla gości - uśmiechnąłem się - …a tam… - wskazałem w kierunku Harrego, który właśnie odsuwał drzwi, które na pierwszy rzut oka wyglądały jak zwykła ściana.
  - A tu trzymamy nasze zabawki - przyjaciel machnął ręką, zapraszając dziewczyny do środka.
  - Tego się nie spodziewałam - roześmiała się Kathy, stając przed wielkim telewizorem.
  - To wy się tu spacerujecie po domu, a my tam umieramy z głodu - nagle w drzwiach pojawił się Niall. - Cześć. James? - uniósł jedną brew, na co mężczyzna kiwnął jedynie głową. „Ale ty jesteś rozmowny…” - Jestem Niall.
  - Spokojnie, mam tu coś, co wynagrodzi ci twoje cierpienie - roześmiałem się, poklepując go po ramieniu - Patrz, co Kathy upiekła.
  - Ciasto? - momentalnie przejął blachę z moich rąk. - Kocham cię dziewczyno! - podszedł do blondynki i cmoknął ją w policzek.
  - Ej! - Harry podszedł do niego. - To dla wszystkich, a nie tylko dla ciebie. I uważaj z tymi wyznaniami, nie zapominaj, że James tu jest…
  - No tak, tylko pojawił się jakiś wysoki brunet, a Kathy od razu zapomina o tym, co nas łączyło… Wiedziałem, że tak będzie… - westchnął głośno, co wywołało na wszystkich twarzach szerokie uśmiechy. „No może z wyjątkiem Jamesa…” - Moje życie, jest tak gorzkie, że teraz muszę zjeść chyba całe to ciasto, żeby je chociaż trochę osłodzić - roześmiał się i zaczął zmierzać  w kierunku tarasu.
  - Chciałbyś - Harry szybkim krokiem ruszył za nim. - Samemu nie dam ci tego zjeść…


  Stanęłam w progu ogromnych drzwi, w których powiewały długie, białe zasłony. Nabrałam powietrza, rozglądając się dookoła. Taras wydawał się być większy niż całe nasze mieszkanie. „To miejsce naprawdę robi wrażenie…” Ciemna drewniana podłoga kontrastowała z białym murem, który odgradzał nas od reszty otoczenia. Po jednej stronie, na podwyższeniu, znajdował się grill, przy którym urzędował już Niall. Na samym środku, pod zadaszeniem, stała duża rogowa kanapa obładowana białymi poduszkami, drewniany stół, ogromne czarne poduchy zamiast foteli i kilka krzeseł. Całość oświetlona była rozwieszonymi wokół lampkami, co sprawiało, że miejsce to wyglądało jak wyjęte prosto z bajki.
  -  No wreszcie! Witamy! - usłyszałam głos Louisa i w tym samym momencie poczułam, jak James mocniej ściska moją dłoń. Spojrzałam na niego i delikatnie się uśmiechnęłam, co natychmiast odwzajemnił. - Gdzie się tak długo podziewaliście?
  - Zwiedzałyśmy wasze małe mieszkanko - Sue puściła mu oczko.
  - Jak ja się za wami stęskniłam - nagle obok mnie pojawiła się Eleanor i mocno mnie przytuliła. Zdezorientowana spojrzałam na Sue, która witała się już z Danielle.
  - My też tęskniłyśmy - wydukałam niepewnie. Chyba nie spodziewałam się, że właśnie tak nas przywitają…
  - Baby… - Harry przewrócił oczami, opadając na jedną z wielkich poduch.
  - Nawet się z nami nie przywitają… - westchnął głośno Zayn. Z szerokim uśmiechem podeszłam do niego, żeby go uściskać. „Cholera! Co ja robię?!” skarciłam nagle w myślach samą siebie, czując na plecach chłodne spojrzenie Jamesa.
  - Teraz lepiej się czujesz? - roześmiałam się, sprawiając wrażenie wyluzowanej. 
  - O wiele - wyszczerzył swoje białe ząbki.
  - Podczas naszego pierwszego spotkania w domu dziecka miałyśmy zdecydowanie za mało czasu, żeby pogadać - Danielle podeszła do mnie i pociągnęła mnie za rękę w stronę kanapy, na której siedział już Liam. James momentalnie zajął miejsce obok mnie i od razu chwycił moją dłoń.
  - Musimy to nadrobić - Eleanor szeroko się uśmiechnęła, dosiadając się do nas razem z Sue.
  - Panowie, to może przenieśmy się od razu przed telewizor - roześmiał się Liam. - Słyszałem, że dziś leci jakiś mecz…
  - Już nie przesadzaj - Dan przewróciła oczami.
  - Co wam po nas… - westchnął Lou, puszczając oczko do swojej dziewczyny, która od razu podniosła się z miejsca i usiadła na jego kolanach. 
  - Czasem się na coś przydajecie - ucałowała jego policzek. - Poza tym z wami też będziemy rozmawiać.
  - O paznokciach, sukienkach i butach? To ja chyba podziękuję - zaśmiał się Liam, a Dan od razu uderzyła go poduszką.
  - Proszę - Harry postawił przed nami kilka piw. - Wypijmy za spotkanie - chwyciłam butelkę, którą od razu podałam Jamesowi, ale on przecząco pokręcił głową na znak, że nie będzie pił. „Czyli ja też nie powinnam…”
  - Mogłabym dostać jakiś sok? - uśmiechnęłam się niepewnie.
  - A co, prowadzisz? - zaśmiał się Harry, ale już po chwili podał mi szklankę z napojem.
  - Koniec gadania ludzie! - wszyscy spojrzeliśmy na Nialla, który podszedł do stolika z talerzem w ręku. - Czas na jedzonko! 


  Przyglądałem się Harremu, który chyba pobił dziś swój własny rekord w piciu. Co gorsza, wyglądało na to, że na razie nie zamierza zwolnić tempa. „I tak ledwo trzyma się już na nogach…”
  - Tobie już chyba wystarczy, nie sądzisz? - spojrzałem na niego, kiedy wziął się za otwieranie kolejnego piwa. Przeniosłem swój wzrok na Liama, szukając u niego pomocy, ale on jedynie wzruszył ramionami.
  - Jeszcze jedno i zaśnie - usłyszałem szept Eleanor. Objąłem ją, przyciągając jeszcze bliżej siebie.
  - Obyś miała rację - odgarnąłem kosmyk włosów opadający na jej twarz, po czym musnąłem jej usta.
  - Kto chce dokładkę? - Niall szeroko się uśmiechnął, stawiając kolejny talerz na stole. 
  - Niall! Litości… - Danielle ukryła twarz w ramionach Liama. - Nie mogę już na to patrzeć…
  - Nie smakuje wam? - usiadł na krześle, marszcząc czoło.
  - Nie, to nie tak - uśmiechnęła się do niego Sue. - Chodzi o to, że…
  - Wepchałeś w nas już tyle jedzenia, że starczy nam na cały tydzień, stary - dokończył Zayn.
  - Przestańcie - westchnął. - Organizm potrzebuje…
  - Chyba tylko twój - roześmiał się Liam.
  - Nie to nie, więcej dla mnie - wzruszył ramionami, zabierając się za jedzenie.
  - Niall, nie myślałeś nad tym, żeby się przebadać? - El uniosła do góry jedną brew.
  - Niby czemu? - spojrzał na nią zdziwiony. 
  - Może masz jakiegoś towarzysza w żołądku - odezwał się nagle James. Podczas dzisiejszego spotkania prawie cały czas siedział cicho, praktycznie nie wypuszczając Kathy z objęć. W ciągu kilku godzin zamienił z nami tylko parę zdań. „Widocznie nie jesteśmy dla niego odpowiednim towarzystwem…”
  - Nie sądzę - wymamrotał Niall, z buzią pełną jedzenia. - Czuję się wyśmienicie.
  - Wiecie na czym to polega? - Dan sięgnęła po szklankę. - On jest facetem i nie musi dbać o linię. Gdybym ja tyle zjadła, przez tydzień nie wychodziłabym z siłowni.
  - Dla mnie i tak zawsze będziesz idealna - Liam przyciągnął ją do siebie, składając pocałunek w jej włosach.
  - Jacy wy jesteście słodcy… - wymamrotał Harry, przewracając oczami.
  - Myślałem, że już śpisz - Zayn spojrzał na niego zdziwiony.
  - Chciałbyś... - wydukał. - Nudno tu jak na jakiejś stypie.
  - Ale ty masz porównania - Kathy roześmiała się, biorąc łyk soku. 
  - Po co tam idziesz? - spojrzałem ze zdziwieniem na Harrego, który chwiejnym krokiem zmierzał właśnie do odtwarzacza.
  - Zaraz was rozruszam - machnął ręką. - Włączę wam coś…
  - Niby co? - uniosłem do góry jedną brew.
  - Mój ulubiony zespół - wymamrotał. - Jest naprawdę świetny - spojrzał na nas, przeglądając stertę płyt. Po chwili usłyszeliśmy pierwsze dźwięki dobrze znanej nam wszystkim melodii. „Co on odstawia?” zdziwiony spojrzałem na resztę chłopaków, którzy podobnie jak ja, nie kryli swojego rozbawienia.
  - Harry…
  - Zajebiści są, co nie? - przerwał Danielle, po czym zaczął bujać się w rytm muzyki. „O ile można to tak nazwać…”
  - Harry, przecież to nasza piosenka… - Zayn wybuchł głośnym śmiechem.
  - To sprawia, że jest jeszcze bardziej wyjątkowa - Styles szeroko się uśmiechnął. - Nasza… Czyż to nie brzmi pięknie? - spojrzał na nas. „Już nigdy nie weźmie do ust nawet łyka piwa, już ja tego dopilnuję…” zaśmiałem się pod nosem, cały czas mając nadzieję, że za chwilę to wyłączy. 
  - Usiądź pajacu - Zayn roześmiał się głośno w momencie, kiedy chłopak zaczął swój taniec. Trzeba przyznać, że jego nieskoordynowane ruchy były nawet zabawne. Nim się zorientowałem, błagał już Danielle, żeby z nim zatańczyła.
  - Dobrze, ale bez deptania po stopach - uśmiechnęła się szeroko, grożąc mu palcem. - Dziś kupiłam te buty…
  - Jestem najlepszym tancerzem na świecie - poruszył komicznie brwiami, po czym obrócił ją wokół własnej osi i zaczął „tańczyć”. „To chyba nie był najlepszy wybór na dziś…” zaśmiałem się pod nosem, widząc wysokie szpilki Dan. Martwiłem się, czy przy zawrotnym tempie Stylesa, jej nogi to wytrzymają. „Harry, kretynie…”  
  - Koniec! - dziewczyna zatrzymała się nagle. 
  - Ale…
  - Spokojnie - roześmiała się. - Tańczysz wspaniale, naprawdę, ale ja już nie mam siły - uniosła ręce w geście poddania, na co Harry jedynie wzruszył ramionami i z szerokim uśmiechem na twarzy ruszył w stronę Kathy. 
  - Nie, ja… Przepraszam, ale ja nawet nie potrafię tańczyć - blondynka kręciła głową, spoglądając na swojego chłopaka.
  - Nie daj się prosić - bąknął Styles. - Czy mógłbym na moment porwać twoją kobietę? - zwrócił się do Jamesa, który kiwnął twierdząco głową, wypuszczając ją z objęć. Harry pocałował Kathy w dłoń, po czym wyciągnął ją na sam środek tarasu i zaczął swój taniec. „Biedaczka…” Patrząc na to, jak obracał drobną blondynkę, zaczynałem obawiać się, że za chwilę ją połamie. „No chyba, że wcześniej to jemu ktoś walnie…” prychnąłem, widząc jak James coraz mocniej zaciska usta, przyglądając się im uważnie i słuchając wszystkich głupot, które Styles wygadywał w kierunku jego dziewczyny. Kathy naprawdę dobrze sobie radziła i starała się dotrzymać kroku Harremu, ale po dłuższej chwili posłała nam błagalne spojrzenie. „Wcale jej się nie dziwię, i tak długo z nim wytrzymała…”
  - Odbijany - powiedział Zayn, podchodząc do nich. 
  - Ale ty przecież…
  - Ty też - przerwał mu. - Chodź - pociągnął go w stronę drzwi.
  - Temu panu już podziękujemy - roześmiał się Liam.
  - Zayn! Przynieś piwo i żelki - krzyknął za nimi Niall.
  - Jasne - Malik pokiwał głową - A wy już to wyłączcie, proszę - wskazał głową na odtwarzacz, z którego cały czas leciały nasze piosenki, znikając razem z Harrym za drzwiami.


  Otworzyłam drzwi łazienki i w tym samym momencie usłyszałam huk, jakby coś się z nimi zderzyło. „Albo ktoś…” Niepewnie wychyliłam głowę, aby sprawdzić, co dokładnie się stało. „Co za kretynka…" nabrałam powietrza.
  - Zayn! Przepraszam, ja… 
  - Nic się nie stało - chłopak uśmiechnął się do mnie, pocierając czoło.
  - Pokaż to… - podeszłam do niego.
  - Nic mi nie jest, spokojnie - pokręcił głową. Nie dałam jednak za wygraną i zdjęłam jego dłoń z czoła, by móc ocenić skutki mojej bezmyślności. - W najgorszym wypadku będę miał małego siniaka - przewrócił oczami.
  - Przepraszam… - „Czy ja nie mogę nawet otworzyć drzwi od łazienki tak, żeby nic się nie stało?” - Mogłam ci rozciąć…
  - Spokojnie, nic się nie stało - przerwał mi. - Mogłem być ostrożniejszy. Lepiej chodźmy już do reszty. 
  - Nie! - spojrzałam w jego brązowe oczy. - Kuchnia… - zaczęłam rozglądać się dookoła.
  - Co kuchnia? - zmarszczył czoło.
  - Gdzie macie kuchnię? Lód powinien pomóc - westchnęłam. - Przep…
  - Przestań mnie już przepraszać - puścił mi oczko. - Tędy zapraszam - uśmiechnął się, wskazując na drzwi obok nas. Chwilę później grzebałam już w zamrażalniku, szukając czegoś, co zapobiegłoby opuchliźnie.
  - Nie macie żadnego lodu? - spojrzałam na chłopaka, który wzruszył jedynie ramionami. - Dobra, w takim razie… Mam! To powinno pomóc.
  - Mrożone warzywa? Zamierzasz gotować? - Zayn uniósł jedną brew.
  - Nie chciałbyś tego - roześmiałam się, zamykając zamrażalnik.
  - Ałć! - wzdrygnął się, kiedy przyłożyłam opakowanie do zaczerwienionego miejsca na jego czole. - Zimne…
  - Z tego co wiem, to mrożone warzywa zawsze są zimne - prychnęłam. 
  - Chyba, że wrzucimy je na patelnię - wyszczerzył swoje białe ząbki w uroczym uśmiechu.
  - Wtedy nie będą już mrożone - roześmiałam się. - Harry zasnął?
  - Od razu - odetchnął. - Myślałem, że to będzie trudniejsze…
  - Jutro czeka go ciężki poranek… 
  - Raczej ciężki dzień… Widziałaś, ile on wypił?
  - Na nogach trzymał się całkiem nieźle...
  - I o mały włos nie połamał Danielle i Kathy - roześmiał się. - I co, będzie siniak? - odsunęłam na chwilę zimne opakowanie od jego czoła i spojrzałam na zaczerwienione miejsce. „Mam nadzieję, że nie…” 
  - Zayn, przepraszam… - wydukałam. „Chyba się powtarzam…”
  - Nie ma sprawy… - kąciki jego ust powoli uniosły się do góry. „Chyba mogłabym zakochać się w tym uśmiechu…” - Zdarza się… - w pokoju zapadła niezręczna cisza, przerywana jedynie naszymi oddechami. Nagle poczułam delikatny dotyk jego dłoni na swoim policzku. Zdezorientowana spojrzałam prosto w jego ciemne tęczówki, ale nagle cała moja odwaga gdzieś zniknęła i speszona spuściłam głowę. Zayn jednak szybko uniósł mój podbródek do góry tak, by nasze spojrzenia znów się spotkały. Poczułam ciepło, wypełniające mnie od środka. Niepewnym ruchem odgarnął kosmyk włosów, opadający na moją twarz i wyjął z moich rąk opakowanie, odkładając je na blat. Przysunął się do mnie na tyle blisko, bym mogła poczuć zapach jego perfum zmieszanych z dymem papierosowym. Zrobił kolejny krok i nasze ciała zaczęły się ze sobą stykać. Poczułam jego ciepły oddech na swoich ustach…