sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 28.


        - Najchętniej wróciłbym teraz do łóżka - westchnąłem, poprawiając się na kanapie. „Ósma rano to zdecydowanie za wcześnie na wywiad…” - Jeśli zacznę ziewać, nie miejcie mi tego za złe…
- Co ty nie powiesz… - odezwał się Zayn. - Przez ciebie pęka mi głowa… 
- Przeze mnie? - prychnąłem, na co dostałem czymś miękkim w twarz. Nie musiałem nawet otwierać oczu, by mieć pewność, że to jedna z zabawek Lux. 
- Zayna to jeszcze rozumiem - Louis zrzucił moje nogi z kanapy i wcisnął się na miejsce obok.
- Niby czemu? - podrapałem się po głowie, wciąż nie unosząc powiek.
- On ma dziewczynę - roześmiał się Tommo. - Całą noc baraszkował z Susanne, więc nic dziwnego, że się nie wyspał - prychnął. - Chociaż w tym stanie, nie wiem nawet, czy trafił do łóżka, a co dopiero…
- Jesteś kretynem, Louis… - mogłem założyć się o wszystko, że Zayn wywrócił właśnie oczami.
- Stary, też mam dziewczynę i wiem, co robi się w nocy - kontynuował Tommo.
- W nocy się śpi - odezwała się Louise.
- A twoje dziecko jest na to idealnym przykładem - zakpiłem.
- Dlaczego uważasz, że dzieci robi się w nocy? - roześmiał się Zayn.
- To proste - spojrzałem na niego, wzruszając ramionami. - Tylko wtedy jest się na tyle zmęczonym, żeby zapomnieć o gumkach…
- Koniec! - blondynka wywróciła oczami, biorąc Lux na ręce. - Przysięgam, że pourywam wam głowy, jeśli moje dziecko zacznie uczyć się od was tych głupot…
- To nieuniknione - Liam uśmiechnął się przepraszająco, niosąc w ręku gorącą kawę. - No chyba, że zmienisz pracę.
- Ostatnio coraz częściej…
- Umarłabyś z tęsknoty - przerwałem Louise.
  - Z pewnością - blondynka podeszła do mnie, przekazując mi najmniejszą członkinię naszej ekipy. - Masz teraz okazję udowodnić, że czasem się jeszcze do czegoś przydajesz - roześmiała się. - A gdzie Niall? 
- Poszedł do samochodu po coś do jedzenia - odezwał się Liam, po czym wziął łyk kofeiny.
- Nie... Ała! - westchnąłem, zabierając z garści Lux moje włosy. - Przez ciebie zostanę kiedyś łysy…
- Przynajmniej mała będzie miała pewność, że jesteś jej wujkiem, bo z tymi lokami zaczynasz coraz bardziej przypominać uroczą ciocię - prychnął Zayn, wyciągając ręce do dziewczynki, która od razu zaczęła wyrywać się z moich objęć. - Chodź do wujka - Zayn uniósł ją bez większego wysiłku. - Mówię wam, że ta dziewczyna już niedługo będzie występować z nami na scenie - Malik roześmiał się, kiedy Lux zaczęła wesoło piszczeć i gaworzyć, ale po jego minie widać było, że z trudem znosi tak głośne dźwięki. „Wiem co czujesz, stary…” - Ej, ale tak się nie bawimy - skrzywił się, kiedy mała postanowiła zająć się również jego fryzurą. - Teraz twoja kolej - stwierdził, przekazując blondynkę Louisowi. - Chyba trzeba mi trochę poprawić włosy - spojrzał na Louise, która poklepała dłonią wolne miejsce na fotelu.
- Co prawda, czekałam na Nialla, ale…
- Poszukam go - Liam zerwał się z miejsca i już chwilę później zniknął za drzwiami.
- Powiedz: Harry - zwróciłem się do Lux, delikatnie dziobiąc ją w bok, na co ta jedynie głośno się roześmiała i schowała twarz w tors Louisa. - Powiedz: wujek Harry jest najlepszy.
- Powiedz: wujek Harry to kretyn - Tommo podniósł się z miejsca, cały czas trzymając małą na rękach. - Kre-tyn…
- Tomlinson! - Louise pogroziła mu palcem. - Ja to wszystko słyszę.
- Wiem - Louis wywrócił oczami, szeroko się uśmiechając. - Powiedz: nie lubię wujka Harrego - poprawił się. - No dobra, skoro nie chcesz ze mną rozmawiać, to trochę potańczymy - roześmiał się, nie widząc żadnej reakcji ze strony Lux, po czym chwycił za jej drobną rączkę i zaczął kręcić się z nią po całym pomieszczeniu, podśpiewując coś pod nosem. „Ostatnia chwila relaksu…” odetchnąłem, wyciągając się na kanapie. Mała Lux potrafiła dać nam w kość, ale tak naprawdę była światełkiem, które zawsze poprawiało nam humor. - Nie, Lux, nie wolno! - „Humor i fryzury…” prychnąłem pod nosem.



  - Już myślałam, że nie przyjedziecie - ciocia Mary cmoknęła mnie w policzek, po czym podeszła do mojej siostry, chowając ją w swoich ramionach. - Tak dawno cię nie widziałam, skarbie…
- Wiem i przepraszam. Po prostu…
- Ciociu, to Gemma - przerwałam Kathy, na co ta posłała mi pełne wdzięczności spojrzenie. - Siostra Harrego - dodałam dla sprostowania.
- Dzień dobry - Gemma uśmiechnęła się nieśmiało.
- Jesteście do siebie bardzo podobni - ciocia uściskała dziewczynę, jakby znały się nie od kilku sekund, ale od kilku lat. - To co, kawa? - puściła do nas oczko. - Tędy proszę - wskazała Gemmie drogę, chwytając Kathy pod rękę. - No więc, co takiego się działo, że nie miałaś czasu nas odwiedzić?
- Ja…
- Nareszcie - tym razem wypowiedź mojej siostry przerwał wujek, który wyłonił się zza drzwi gabinetu. „Na szczęście…” Widziałam, jak Kathy odetchnęła z ulgą. Od początku nie chciała mówić im o zajściu z Jamesem i właśnie dlatego nie pojawiała się w domu dziecka już od kilku tygodni. - No co, nikt się ze mną nie przywita? - odchrząknął, na co od razu ruszyłam w jego stronę i wtuliłam się w jego bok. - Aż tak tęskniłaś? - roześmiał się, ściskając mnie jeszcze mocniej. - Przecież całkiem niedawno tu byłaś.
- Właśnie - Kathy postanowiła nie dać po sobie niczego poznać. - To ja tu dawno nie byłam przytulana - dodała, odciągając mnie od wujka, aby następnie zostać szczelnie zamkniętą w jego ramionach. - Daj się nacieszyć - prychnęła, po czym pisnęła głośno, kiedy wujaszek uniósł ją do góry.
  - Chyba zrobiłaś się jeszcze chudsza - wujek postawił ją na ziemi i odsunął od siebie, by uważnie przeskanować wzrokiem jej sylwetkę. - Niedługo w ogóle znikniesz. Na szczęście w kuchni mamy schowane kilka kawałków szarlotki… 
  - Ciszej, bo jeszcze usłyszą i je nam zabiorą - roześmiała się Kathy, puszczając do niego oczko. - To Gemma, siostra Harrego - dodała, przyciągając do siebie blondynkę.
- Miło mi pana poznać. 
- Mi również - wujek uśmiechnął się szeroko, ściskając dłoń Gemmy, po czym zaprosił nas do swojego gabinetu. Kathy od razu rozsiadła się obok niego, wtulając się w jego bok. „Lizuska…” żartobliwie wywróciłam oczami, na co wszyscy wybuchli głośnym śmiechem. - A więc co takiego się u ciebie działo, że zupełnie zapomniałaś o starym wuju? - „Czyli znowu wracamy do tego tematu…”
  - Nie jesteś jeszcze taki stary - Kathy zaśmiała się nerwowo. - I wcale o tobie nie zapomniałam. Po prostu… - założyła za ucho pasmo włosów, błądząc wzrokiem po pokoju. - Po prostu byłam na dwutygodniowym kursie fotograficznym - wydukała, na co moje oczy przybrały zapewne rozmiar talerzyków.
  - Kursie fotograficznym? Czemu nam się nie pochwaliłaś? - zainteresowała się ciocia.
  - Do ostatniej chwili nie wiedziałam, czy uda mi się wziąć w nim udział, a potem byłam tak zabiegana, że nie miałam nawet czasu zadzwonić - moja siostra utkwiła wzrok w swoich dłoniach. Kłamanie zawsze przychodziło jej z trudem, ale musiałam przyznać, że tym razem całkiem nieźle to wszystko wykombinowała. - No ale dosyć już o mnie. Sue mówiła mi, że Ashley nareszcie trafi do swojej babci - zręcznie zmieniła temat i już chwilę później wszyscy pogrążeni byli w rozmowie o domu dziecka. Starałam się z całych sił skupić uwagę na tym, co mówią, ale nie było to takie łatwe. Moje myśli krążyły wokół zdarzeń minionych dni. W głowie wciąż słyszałam wszystkie obelgi, jakie padły w stronę Zayna z ust mojego ojca. I chociaż mój chłopak cały czas przekonywał mnie, że nic się nie stało, ja czułam się fatalnie. Nie wiedziałam, jak mogę mu to zrekompensować i jak przekonać tatę, że Zayn to najlepsze, co mnie w życiu spotkało. Nie był to jednak mój jedyny problem. Dużo większy stanowił on - James Turner. To od niego wszystko się zaczęło. Wspomnienie wczorajszego wieczoru jeszcze teraz wywoływało nieprzyjemny dreszcz na moim ciele. Przed oczami wciąż miałam jego postać i z całą pewnością nie był to ten sam, pewny siebie adwokat, do którego widoku przywykłam. Ten James był zupełnie inny. Wyglądał, jakby na niczym mu już nie zależało. „Może poza twoją siostrą…” wtrąciło moje drugie ja. „No właśnie…” Zastanawiałam się, kiedy ten popieprzeniec da w końcu spokój Kathy. „Kiedy da spokój nam wszystkim…” Cały czas starałam się wymyślić jakieś dobre rozwiązanie tej sytuacji. Pierwszym, o czym pomyślałam, było zawiadomienie policji, ale nawet ja wiedziałam, że to nie najlepszy pomysł. James miał znajomości, o jakich my mogliśmy jedynie pomarzyć. „Z resztą nie trzeba mieć znajomości, żeby wsadzić kogoś za pobicie…” trafnie zauważyło moje drugie ja. Od wczorajszego wieczoru Zayn nie był jedyną osobą, którą mógł oskarżyć Turner. Byłam kompletnie bezradna. Żaden mój plan nie był na tyle dobry, by wprowadzić go w życie. Co gorsza, każdy kończył się naszą porażką…
- Ziemia do Sue - ciocia machnęła dłonią przed moją twarzą.
- Tak? - zamrugałam kilkukrotnie, starając się skupić swoją uwagę na kobiecie.
- Nie bądźcie na nią źli - roześmiała się Kathy. - Odkąd jest z Zaynem, często łapie takie zawieszenie.
- Święta prawda. Tylko Malik jej w głowie - Gemma pokiwała głową. 
- Kłamczuchy - wywróciłam oczami, sięgając po filiżankę z kawą, którą zdążyła postawić przede mną ciocia. - To o co pytaliście?
- Wujek chce wiedzieć, kiedy wesele - prychnęła Kathy, na co zakrztusiłam się gorącym płynem. 
- Co? - otarłam usta wierzchem dłoni. 
- Och, Kathleen - ciocia Mary pogroziła jej palcem. - Pytałam, czy masz już sukienkę na bal?
- Tak jakby - uśmiechnęłam się szeroko.
- Tak jakby? - ciocia spojrzała na mnie pytająco.
- Cały czas nie mogę się zdecydować… - westchnęłam, przypominając sobie zdjęcia kreacji, jakie przysłała mi Louise.
- W takim razie koniecznie musisz mi je pokazać. Może pomogę ci przy wyborze.
- No i się zaczyna - wujek wywrócił oczami. - Dlaczego jedna z was nie jest chłopcem? - spojrzał na mnie i na moją siostrę, unosząc ręce w błagalnym geście.
  - O to powinieneś zapytać… - Kathy zamilkła, kiedy z jej torebki wydobył się dźwięk oznajmiający o przybyciu nowej wiadomości. - Rany! Kompletnie zapomniałam o paczce, którą miałam odebrać - odezwała się po dłuższej chwili wpatrywania w ekran. „Coś tu nie gra…” spojrzałam na nią, powątpiewająco unosząc brew. - Dostałam właśnie wiadomość, że już na mnie czeka…
  - Ale…
  - To bardzo ważne - przerwała cioci, cmokając wujka w policzek i podnosząc się z kanapy. - Obiecuję, że niedługo to nadrobimy - uśmiechnęła się delikatnie, ściskając kobietę. - Kocham was! - krzyknęła jeszcze i w mgnieniu oka zniknęła za drzwiami. Westchnęłam głośno, widząc posmutniałą twarz cioci. Wiedziałam, że brakuje jej rozmów z Kathy. „Brakuje jej całej Kathy…” poprawiłam się w myślach. Moja siostra co chwila wyszukiwała nowe wymówki, żeby wymigać się od wspólnych spotkań. Ja doskonale znałam powód tego zachowania, ale ciocia nie miała o niczym pojęcia.
- Tak… Na czym to ja… - postanowiłam szybko przerwać krępującą ciszę, która zapadła w pomieszczeniu - Ach tak! Kompletnie nie wiem, którą z tych cudeniek powinnam założyć…



  - Te powtarzające się pytania zaczynają mnie wkurzać - Harry ciężko opadł na kanapę. - Jakbym już tysiąc razy nie powtarzał, że wcale z nią nie byłem…
- I może właśnie to cię wkurza, przyjacielu - Louis rozsiadł się obok Zayna, czekając na swoją kolej w ściąganiu tej parszywej tapety. - Fakt, że z nią nie byłeś - zaakcentował dwa ostatnie słowa.
- Brednie - wymamrotał Styles. - A ciebie nie denerwują…
- Nie - Tommo pokręcił głową. - Taką już mamy pracę. Jedni muszę bez przerwy przerzucać na kasie te same produkty, inni w kółko wypełniają te same raporty…
- A my musimy wciąż odpowiadać na te same pytania - dokończył za niego Zayn, nie podnosząc nawet wzroku znad ekranu telefonu. „Czyli jednak nas słucha…”
- Grunt to trzymać się tej samej wersji - Liam wzruszył ramionami,wstając z krzesełka.
- Zayn? - Louise wywróciła oczami. - Czekasz na jakieś…
- Zaproszenie? - Malik uśmiechnął się szeroko, ruszając w jej kierunku. - Nie. Musiałem tylko odpisać…
- Sue już niedługo będzie miała dość tych ciągłych wiadomości - prychnąłem.
- Co ty tam wiesz… - wymamrotał Malik, na co głośno się roześmiałem. 
- Może niewiele, ale jak pomyślę sobie, że co minuta musiałbym czytać o tym, jak ktoś za mną tęskni i jak bardzo mnie kocha, chyba rozwaliłbym telefon - wywróciłem oczami, otwierając batona.
- Przypomnę ci o tym, jak się zakochasz - roześmiał się Harry. - Mogę się założyć, że będziesz spał z telefonem - dodał po chwili.
  - Ja obstawiam raczej, że Horan przywiąże się jakąś liną do tej biedulki, żeby nie odstąpiła go nawet na krok - wtrącił rozbawiony Louis. 
- Jesteście idiotami - wywróciłem oczami. - Jeszcze będziecie zazdrościć mi mojej dziewczyny.
- Gruba, ciągle przeżuwająca coś w buzi laska ze śmiechem jak rechot żaby? - Harry spojrzał na mnie, unosząc brew. - Chyba podziękuję…
  - To, że twoja wrażliwość uczuciowa mieści się w łyżeczce do herbaty, nie świadczy o tym, że wszyscy są tak upośledzeni - wymamrotałem, na co reszta, prócz samego Stylesa, wybuchła śmiechem. - Liczy się wnętrze, a nie jakiś tam wygląd. I choćby miała być gruba, ciągle głodna i śmiać się jak nienormalna, będę traktował ją jak prawdziwą księżniczkę.
- Nasz romantyk - Louis poczochrał moje włosy, po czym usiadł na krześle przed Louise, która czekała już tylko na zdjęcie z niego tej tony pudru. - Gdybym był dziewczyną, może dałbym ci się poderwać - prychnął, zerkając na mnie kątem oka.
- Wal się - westchnąłem, kręcąc głową.
- Z tobą zawsze - Tomlinson bawił się w najlepsze i tym razem zupełnie mi to nie przeszkadzało. Cieszyłem się, że mimo wczorajszego zajścia, wszystkim dopisywał dobry humor. „A może po prostu tak jak ty starali się zamaskować prawdziwe uczucia?” zauważyło moje drugie ja i musiałem przyznać, że tym razem mogło mieć sporo racji. To, że od rana nikt nie wspomniał nawet słowem o wizycie Jamesa, nie znaczyło wcale, że o tym nie myślał.
- Szkoda, że nie byliście tacy żywi podczas wywiadu - z moich rozmyślań wyrwał mnie głos Paula. - No więc, do której się balowało? - manager usiadł na jednym z foteli, skanując nas swoim surowym spojrzeniem.
- Zaraz tam balowało… - machnąłem ręką.
- Byliśmy u Josha - odezwał się Liam. - Trochę się zasiedzieliśmy, ale nic więcej…
- Na pewno? 
- Na pewno - Payne uśmiechnął się niepewnie. Skłamał, a to oznaczało, że mamy już nic więcej nie mówić. „Przynajmniej na ten temat…”
- W takim razie na dziś to tyle. Odpoczywajcie, bo jutro czeka was masa pracy - westchnąłem pod nosem, przyglądając się Paulowi - Pobudka z samego rana, sesja zdjęciowa i występ w tym programie, który będzie emitowany za dwa tygodnie. Resztę grafiku prześlę wam wieczorem, jasne? - Paul spojrzał na nas pytająco.
- Jasne, jasne - Zayn pokiwał głową. 
- A jak tam sprawa balu? Nic się w tej kwestii nie zmieniło?
- Zupełnie nic - uśmiechnął się Liam. - Pomyśleliśmy tylko o wystawieniu na aukcję kilku gitar z naszymi podpisami…
- Myślę, że to dobry pomysł - przytaknął Paul. - Obgadamy to w wolnej chwili, dobrze? Dzisiaj lepiej zbierajcie się już do domu i odeśpijcie tą noc. Jutro nie będę taki łaskawy…



  „Co ty wyprawiasz?” moje drugie ja od dobrych dwudziestu minut wciąż zadawało mi to samo pytanie. „Teraz już nie ma odwrotu…” westchnęłam, kiedy taksówka zatrzymała się przed jedną z eleganckich restauracji. „Jeszcze możesz zawrócić…” w mojej głowie toczyła się zacięta walka. „To tylko krótka rozmowa. Nic strasznego…” dodawałam sobie otuchy. „Sama w to nie wierzysz…” - Już nie wiem, w co powinnam wierzyć… - wymamrotałam i od razu napotkałam pytające spojrzenie kierowcy. „Powiedziałam to na głos? Chyba zaczynam wariować…” - Ile płacę? - postanowiłam zachować się jak najbardziej naturalnie. 
- Piętnaście…
- Reszty nie trzeba - przerwałam mężczyźnie, wręczając mu pieniądze. „Wracaj do domu…” „Muszę to zrobić, jestem silna…” „Wszyscy to wiedzą, nie musisz nic nikomu udowadniać…”
- Zostaje pani ze mną? - z rozmyślań wyrwał mnie głos kierowcy.
- Nie, przepraszam, zamyśliłam się - uśmiechnęłam się do niego, wysiadając z samochodu. - Do widzenia i dziękuję.
- Taką mam pracę. Miłego dnia - mężczyzna obdarował mnie szerokim uśmiechem, po czym odjechał, zostawiając mnie przed drzwiami prowadzącymi do eleganckiego lokalu. „Strój idealny na spotkanie w takiej restauracji…” zakpiło moje drugie ja, kiedy zaczęłam bawić się rękawami powyciąganego swetra. „Nie mam zamiaru spędzić tu zbyt wiele czasu…” odcięłam się, co jednak zbytnio nie poprawiło mojego samopoczucia. „Raz się żyje…” Odetchnęłam głęboko, przestępując próg lokalu. Dobrze wiedziałam, że to, co robię, nie spodobałoby się reszcie. „Dlatego nic im nie powiem…” Krew w moich żyłach dosłownie wrzała, a głowa pulsowała tak, jakby za chwilę miała eksplodować. 
  - Dzień dobry - w wejściu przywitał mnie niski brunet ubrany w czarny smoking. - W czym mogę pomóc?
  - Dzień dobry. Jestem tu z kimś umówiona - za wszelką cenę starałam się ukryć drżenie głosu.
  - Przyjaciółka pana Turnera? - mężczyzna uśmiechnął się szeroko, jakby dobrze znał Jamesa, na co jedynie skinęłam głową. - Proszę za mną - wskazał ręką, a ja posłusznie ruszyłam w ślad za nim. „Już czeka…” przez moje ciało przebiegł nieprzyjemny dreszcz, kiedy dostrzegłam tak dobrze znaną mi postać, siedzącą przy jednym ze stolików.
- Kathleen… - jego głos sprawił, że serce zaczęło walić mi w piersi tak, jakby zaraz miało z niej wypaść. - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że zgodziłaś się ze mną spotkać - James od razu podniósł się z miejsca i odsunął dla mnie krzesło obok siebie.
- O czym chciałeś porozmawiać? - zapytałam od razu, kładąc drżące dłonie na stoliku.
- Może najpierw coś zjemy?
- Nie jestem głodna - pokręciłam głowa, uważnie skanując jego twarz, na której widniała pamiątka po wczorajszym spotkaniu z Louisem.
- To może się czegoś…
- Nie przedłużajmy tego - przerwałam mu. - Proszę... - dodałam ton ciszej.
  - W takim razie zawołamy pana, kiedy już się na coś zdecydujemy - James zwrócił się do kelnera, który już chwilę później oddalił się w kierunku sąsiedniego stolika. - Chciałem cię przeprosić… - brunet chwycił moją dłoń, którą momentalnie cofnęłam. - Chciałem przeprosić za ostatnią noc - odetchnął, zaciskając powieki, jakby brak mojego dotyku sprawiał mu niewyobrażalny ból. - Wcale nie czekałem pod waszym domem… Dobrze, czekałem aż wszyscy gdzieś wyjdą, żeby móc z tobą spokojnie porozmawiać - dodał, przygnieciony nieco moim ostrym spojrzeniem. 
- Ale my nie mamy już o czym rozmawiać - westchnęłam, chcąc zamaskować drżenie głosu. - Chyba wyraziłam się jasno…
- Kathleen, dobrze wiesz, że cię kocham - jego ciemne oczy posmutniały, a twarz zrobiła się jeszcze bledsza. Widziałam, że ranię go swoim oschłym zachowaniem i od razu poczułam łzy napływające do moich oczu. Zamrugałam kilkukrotnie, za wszelką cenę starając się je odgonić. Nie mogłam płakać. „Obiecałam to Louisowi…” W mojej głowie mimowolnie pojawiła się uśmiechnięta twarz chłopaka, który chronił mnie przed kimś, w kogo ręce właśnie sama się pakowałam. „Gdyby się dowiedział…” Nagle poczułam ogromne wyrzuty sumienia. „Przecież to moje życie…” starałam się odgonić nieproszone myśli. - Wiem, że nie istnieje żaden sposób, by wynagrodzić całe zło, jakie ci wyrządziłem - odetchnęłam głęboko, kiedy głos Jamesa wyrwał mnie z rozmyślań. - Ale przypomnij sobie te dobre chwile. Przecież było ich zdecydowanie więcej…
- Teraz to nie ma już najmniejszego znaczenia - wyszeptałam, mając nadzieję, że to usłyszał.
- Bez ciebie się gubię - ciągnął, jakby moje słowa do niego nie docierały. - Dopiero przy tobie zacząłem naprawdę żyć… Zacząłem się zmieniać i stawać lepszym człowiekiem. Może nie zawsze mi to wychodziło, ale wiedziałem, że mam dla kogo walczyć. Wiedziałem, że ktoś mnie kocha… Pamiętasz, kiedy zamieszkałaś u mnie po tym pożarze? Jeszcze nigdy z taką chęcią nie wracałem do domu. Cały czas miałem świadomość, że tym razem nie czekają na mnie tylko cztery, puste ścian. Wiedziałem, że jesteś tam ty, twój uśmiech, głos i zapach… - James nawet na moment nie oderwał ode mnie spojrzenia. Jeszcze chwilę temu chciałam, żeby powiedział to wszystko, bym mogła w końcu stąd odejść. Teraz jednak, z każdą kolejną chwilą, ten pomysł zaczynał wydawać mi się coraz bardziej niewykonalny. Musiałam użyć całej swojej siły, by go nie dotknąć, by nie usiąść mu na kolanach i nie wtulić się w zagłębienie jego szyi. - Wiem, że teraz trudno ci jest mi zaufać, ale… Kathleen, kocham cię… Każdego dnia kocham cię jeszcze bardziej. Daj mi…
  - Nie - przerwałam mu nagle. Wiedziałam, że to ostatni moment, by stąd wyjść. „Dasz radę!” moje drugie ja, do tej pory w milczeniu obserwujące całą sytuację, zaczęło mnie dopingować. - Nie chcę już tego słuchać - podniosłam się z miejsca, a James od razu uczynił to samo.
- Kathleen, wiem, że…
- James - ponownie mu przerwałam. - Przepraszam, ale na mnie już pora. Miło było cię spotkać - chciałam się uśmiechnąć, ale moją twarz wykrzywił jedynie niewyraźny grymas. Spojrzałam na niego ostatni raz i minęłam go, zanim zacząłby mnie znów zatrzymywać. „Zanim bym mu uległa…” Kiedyś myślałam, że jestem silna, że potrafię być obojętna. Nie zdawałam sobie sprawy, że jeden człowiek, kilka wspólnych chwil, mogą mnie złamać, rozbić na malutkie kawałeczki, które zaraz po odnalezieniu i złożeniu, znów gubię... Za wszelką cenę, starałam się nie pokazywać, jak bardzo zmienił mnie czas, ludzie, on… Najśmieszniejszy w tym wszystkim był fakt, że starałam się być oparciem dla innych, a sama nie radziłam sobie z własnym życiem. Kiedy już wydawało mi się, że wszystko będzie dobrze, znów zaczynałam się gubić. Zapadałam w cholerny mrok, w którym istniały tylko ślepe uliczki bez możliwości ucieczki…



  - Jesteś jak pasożyt - wymamrotałem, spoglądając spod pół przymkniętych powiek na siostrę, która za wszelką cenę starała się zrzucić moje nogi z kanapy.
- To już lekkie przegięcie - prychnęła, odstawiając miskę z chipsami na stolik, po czym z szerokim uśmiechem na twarzy zajęła wywalczone miejsce. - Wypad z tymi śmierdzącymi…
- Tylko nie śmierdzącymi - przerwałem jej. - Dopiero co wyszedłem spod prysznica - wywróciłem oczami.
- Ktoś powiedział ci już, że nie wystarcz tam stać? Trzeba jeszcze odkręcić wodę… - roześmiała się, ponownie zrzucając moje nogi ze swoich kolan.
  - A tobie ktoś już powiedział, że jesteś małym, wrednym i zdecydowanie zbyt gadatliwym wrzodem? - podniosłem się z miejsca i przeniosłem na wielki fotel, stojący w rogu pokoju. „Całe szczęście, że Louis wpadł na pomysł kupna tego cudeńka…” uśmiechnąłem się pod nosem, wciskając guzik, który sprawił, że już chwilę później mogłem się wygodnie rozłożyć. - Kto cię tu w ogóle zapraszał? - prychnąłem.
  - Niall - oznajmiła z szerokim uśmiechem na twarzy.
  - W takim razie, czemu to mi zawracasz tyłek? - spojrzałem na nią, unosząc brew.
- Jesteś wredny! - wywróciła oczami, ciskając we mnie poduszką, którą zdążyłem złapać tuż przed swoją twarzą.
- A ty jesteś...
- A co to za kłótnia? Naskarżę waszej mamie - Niall roześmiał się głośno, wchodząc do salonu. - Co tam, moja partnerko?- blondas przybił piątkę z Gemmą, która od razu zrobiła mu miejsce obok siebie.
- Całkiem dobrze. Gdyby jeszcze Harry był dla mnie nieco milszy, byłabym w raju... - Gemma uśmiechnęła się szeroko, stawiając miskę z chipsami pomiędzy nią a Horanem. „I już wiadomo, dlaczego się tak dobrze dogadują…” prychnąłem pod nosem.
- Harry, jak tak możesz?! - Niall postanowił użyć swojej gry aktorskiej, robiąc oburzoną minę. - Brak mi na ciebie słów…
- Gdyby twoja siostra…
- Nie mam siostry - roześmiał się Horan.
- I mózgu - wymamrotałem pod nosem. - Za jakie grzechy muszę spędzać z wami to popołudnie?
- No właśnie! - Niall klasnął w dłonie. - Przyszedłem tu z propozycją wyskoczenia na kręgle.
- Super! - momentalnie podniosłem się z miejsca. - Chodźmy, Niall.
- W sumie to… - blondyn podrapał się po głowie. - Myślałem też o Gemmie.
- I ty masz czelność nazywać się moim przyjacielem? - zmrużyłem oczy, ciężko wzdychając. 
  - Nie marudź, tylko się ubieraj - Gemma poklepała mnie po ramieniu, zmierzając w stronę wyjścia. - No chyba, że zostajesz… - prychnęła.
  - Chciałabyś…



  - Kathy? - uniosłem brew, skanując postać dziewczyny w szlafroku, grzebiącej w mojej szafie. „A może pomyliłeś pokoje?” 
- Zayn? Co ty tu robisz? - spojrzała na mnie, wyraźnie zaskoczona moją obecnością. - Przepraszam, głupie pytanie - roześmiała się po chwili. - Szukam sukienki - dodała, ponownie zabierając się za przeszukiwanie garderoby mojej dziewczyny. - Pisałam już do Sue i zgodziła się, żebym ją pożyczyła.
- Nie ma problemu - uśmiechnąłem się, wzruszając ramionami. - Czuj się jak u siebie - dodałem, sięgając po laptopa.
- Myślałam, że macie dziś jakiś wywiad - odezwała się, spoglądając na mnie przez ramię.
- Mieliśmy - przytaknąłem. - Ale trwał dużo krócej, niż się spodziewaliśmy - rozsiadłem się wygodnie na łóżku. - Wróciliśmy już jakiś czas temu, ale oprócz mnie wszyscy zdążyli się ulotnić - uruchomiłem komputer, uśmiechając się szeroko na widok zdjęcia z Sue, które pojawiło się na ekranie. Momentalnie poczułem, jak bardzo się za nią stęskniłem. „A co będzie, jak ruszysz w trasę?” odezwało się moje drugie ja. „Zabiorę ją ze sobą…” stwierdziłem bez wahania. 
- A ty? - Kathy zamknęła szafę, opierając się o nią plecami.
- Rozłożyłem się przed telewizorem i nawet nie wiem, kiedy zasnąłem - roześmiałem się. - Nie słyszałem nawet, kiedy wróciłaś.
- A ja nie słyszałam twojego głośnego chrapania, na które zawsze narzeka moja siostrzyczka - prychnęła. - Dobra, mam już to, czego chciałam. Gdyby Sue pytała, powiedz jej, że wzięłam tą granatową - machnęła w powietrzu materiałem.
- Moją ulubioną - uśmiechnąłem się mimowolnie, kiedy przypomniałem sobie, jak idealnie podkreślała ona figurę Sue. Za każdym razem, kiedy ją zakładała, dosłownie paliłem się z pożądania. „I z zazdrości…” prychnęło moje drugie ja.
- Mówię do ciebie - Kathy pstryknęła palcami tuż przed moją twarzą. - Mógłbyś chociaż udawać, że mnie słuchasz.
  - Staram się, ale tak przynudzasz, że… - roześmiałem się i już po chwili musiałem rozmasowywać obolałe ramię. - To o czym mówiłaś?
  - Jeśli namówisz chłopaków, żeby nie wracali na noc, będziesz mógł dziś spędzić czas tylko ze swoją dziewczyną.
  - To akurat nie będzie trudne - prychnąłem. - Louis jest u Eleanor, Liam u Danielle, a Harry napisał przed chwilą, że razem z Niallem i Gemmą trochę się zapędzili, i wylądowali gdzieś poza Londynem, więc wrócą nad ranem, a potem wszyscy będziemy musieli wysłuchiwać marudzenia Paula. - westchnąłem, ale tak naprawdę cieszyłem się na myśl o romantycznym wieczorze tylko we dwoje. „Bardzo romantycznym…” prychnęło moje drugie ja. - A ty też gdzieś wychodzisz? - postanowiłem zmienić niebezpieczny kierunek, jaki zaczynały obierać moje myśli.
  - Idę z dziewczynami do klubu - Kathy ruszyła w stronę drzwi. - Tylko ma być grzecznie - pogroziła palcem.
- Dobrze, mamo - prychnąłem. - Kathy?
  - Tak? - blondynka zatrzymała się, chwytając za klamkę. 
- U ciebie wszystko w porządku, co? - wypaliłem. Chciałem upewnić się, że nie dzieje się nic złego. Wczorajsza wizyta Jamesa cały czas nie dawała mi spokoju i mogłem założyć się o wszystko, że nie byłem jedyną osobą, która wciąż o tym myślała. 
- Tak - Kathy momentalnie spoważniała. - Dziękuje - dodała po chwili. 
- Nie ma za co - wzruszyłem ramionami. - Przyjaciele muszą sobie pomagać, a rodzina tym bardziej - puściłem jej oczko. - Chociaż tym razem na wiele się nie przydałem - z zażenowaniem przypomniałem sobie, w jakim stanie wróciłem do domu. „Koniec z piciem!”
- Robisz dla mnie więcej, niż ci się wydaje - wydukała, uśmiechając delikatnie. - To idę - szepnęła, ale nie zrobiła nawet kroku, cały czas uważnie mi się przyglądając. - Zayn, masz chwilę?
- Czekaj, sprawdzę w grafiku - prychnąłem. - Znajdę dla ciebie jakieś dwie minuty - uśmiechnąłem się do niej, kiedy przysiadła na brzegu łóżka - To o co chodzi? - zapytałem już nieco poważniej. 
- Kochasz moją siostrę, prawda? - spojrzała na mnie, marszcząc brwi.
- Oczywiście, że tak...
- Pamiętaj, że ona też cię kocha - dziewczyna odetchnęła lekko, wsuwając pasmo włosów za ucho.
- Kathy, czy coś sie stało? - zapytałem, nie wiedząc do końca, co ma na celu ta rozmowa.
- Nie - pokręciła energicznie głową. - Po prostu ostatnio narobiłam wszystkim sporo problemów i…
- Przecież to nie twoja wina - przerwałem jej, na co machnęła ręką.
- Oczywiście, że moja. To mój były ciągle nas prześladuje - westchnęła. - No i jeszcze ta sytuacja z tatą…
- Kathy, to nic nie zmienia.
- Chciałam się tylko upewnić - blondynka uśmiechnęła się delikatnie. - Nie wybaczyłabym sobie, gdyby przez to całe zamieszanie coś zaczęło się między wami psuć…
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku - zapewniłem ją, spoglądając na zdjęcie na monitorze. „I nic się nie zmieni…” dodałem w myślach, wpatrując się w roześmiane oczy Sue. Byłem całkowicie pewien tego uczucia. - Naprawdę ją kocham, Kathy - odetchnąłem, nie spuszczając wzroku z ekranu. - Kocham jej uśmiech i to, jak marszczy przy tym nos. Kocham jej beznadziejne poczucie humoru i żarty, które są nawet gorsze od moich - roześmiałem się, kiedy Kathy prychnęła pod nosem. - Kocham to, że zawsze się ze mną spiera i zawzięcie broni swoich racji… To, jak w skupieniu przygryza wargę, kiedy szkicuje coś przy biurku, albo jak ciska po sypialni pogniecionymi kartkami, twierdząc, że nic jej nie wychodzi tylko po to, by po chwili je pozbierać i starannie prostować - spojrzałem na Kathy, która z uśmiechem na twarzy uważnie mi się przysłuchiwała. - Przy niej wszystko jest inne… Kiedy z nią jestem, wiem, że nie muszę nikogo udawać. I chociaż Sue to wybuchowa i głośna gaduła, to właśnie w jej ramionach odnajduję spokój - przeczesałem ręką włosy. - Nawet nie wiesz, jak dobrze jest wrócić do własnej sypialni, zatrzasnąć drzwi i zobaczyć, że ktoś cały czas czekał. A co najważniejsze, ten ktoś niczego od ciebie nie wymaga. Toleruje cię takim, jaki jesteś, bo chce być z tobą, a nie z wykreowanym przez media wizerunkiem wielkiej gwiazdy…
- Jesteś… - Kathy westchnęła głośno, szeroko się uśmiechając. - Louis miał rację. Wpadłeś po uszy.
- I zdecydowanie za bardzo się rozgadałem - prychnąłem, wywracając oczami. - Jak komuś to powtórzysz, chyba cię zamorduję.
- Będę milczeć jak grób - blondynka przyłożyła dłoń do piersi. - Wiedziałam, że nie mylę się co do twojej osoby - dodała po chwili.
- Cieszę się, że nie zawiodłem twoich oczekiwań - uśmiechnąłem się.
- Moje oczekiwania wcale nie są wygórowane - pokręciła głową. - Chcę tylko, żeby moja siostra była szczęśliwa i czuła się kochana - Kathy podniosła się z łóżka, poklepując mnie po ramieniu. - A skoro tolerujesz te wszystkie zapachowe świece w waszej sypialni, musisz być dla niej facetem idealnym - roześmiała się. 
- Próbowałem już z tym walczyć, ale kiedy tylko się ich pozbywam, przybywają nowe - wzruszyłem ramionami. - Jedyną oznaką, że to także moja sypialnia, jest ta wymalowana sprayem ściana. Chociaż i ją pewnie niedługo czymś zasłoni - prychnąłem. - A najśmieszniejszy w tym wszystkim jest fakt, że nawet gdyby to zrobiła, nie potrafiłbym się na nią gniewać - pokręciłem głową, rozbawiony własnym zachowaniem.
- O ścianę możesz być spokojny. W sekrecie zdradzę ci, że Sue ją uwielbia - blondynka puściła do mnie oczko. - Powiedziała nawet, że kiedy będziecie mieli już swój własny dom, to czeka cię sporo pracy przy skopiowaniu tego dzieła - otworzyła drzwi, posyłając mi szeroki uśmiech. - Uciekam, bo jeśli posiedzę tu jeszcze chwilę, na sto procent się spóźnię - westchnęła. - Dziękuję, Zayn - dodała i zanim zdążyłem coś powiedzieć, zniknęła z zasięgu mojego wzroku. „Kiedy będziecie mieli już swój własny dom…” uśmiechnąłem się, rozkładając na łóżku. „Nasz…” wsunąłem dłonie pod głowę, analizując każde słowo. Czułem się… „Szczęśliwy?” podpowiedziało mi moje drugie ja. „Tak, zdecydowanie tak…” Miłość mojego życia planowała ze mną przyszłość. „Przyszłość w naszym wspólnym domu…”


  „Idealnie…” kiwnąłem z uznaniem głową, odstawiając na stół wypolerowany kieliszek. „Jeszcze tylko świeczki…” zerknąłem na zegarek, podpalając knoty, które od razu rozbłysły ciepłym płomieniem, po czym udałem się do kuchni, by upewnić się, że nic się nie przypaliło. „Powinienem zostać kucharzem…” zaśmiałem się pod nosem, otwierając piekarnik i widząc, że wszystko poszło zgodnie z planem. „Ciekawe, czy bez szczegółowych wskazówek od Kathy, też byłbyś taki zdolny…” prychnęło moje drugie ja, które postanowiłem zignorować, nie chcąc niszczyć uczucia dumy, jakie mnie przepełniało. „Najważniejsze, że się udało…” Wróciłem do salonu, żeby sprawdzić, czy o niczym nie zapomniałem. „Pedancik…” zakpiło moje drugie ja, kiedy po raz trzeci poprawiałem serwetki. „Lada chwila powinna tu być…” odetchnąłem głęboko, siadając na krześle i mimowolnie uśmiechnąłem się, mając przed oczami obraz mojej dziewczyny. Byłem zakochany jak wariat i zupełnie się tego nie wstydziłem. Wręcz przeciwnie, miałem ochotę zakomunikować to całemu światu. Bez względu jak banalnie to brzmiało, Danielle była moją drugą połówką, która idealnie mnie dopełniała. „Nie każdy ma takie szczęście…” westchnąłem, przypominając sobie wizytę Jamesa. W mojej głowie panował totalny mętlik, ale nie chciałem mówić o tym na głos. Nadal nie potrafiłem zrozumieć Kathy. „Jak można bronić kogoś, kto wyrządził nam tyle krzywdy?” Gdyby to ode mnie zależało, już dawno wpakowałbym go do więzienia. Niestety, dopóki Kathy nie wyrażała na to zgody, każdy miał związane ręce. „Ta dziewczyna ma zdecydowanie za duże serce…” Dodatkowo, ostatnimi czasy kompletnie nie poznawałem Louisa, który od momentu, kiedy wrócił do domu z pobitą Kathy, stał się zupełnie inny. „I te ciągłe kłótnie z Eleanor…” Żaden z nas nie znał powodu, dla którego prawie każde ich spotkanie kończyło się kłótnią i trzaskaniem drzwiami. „Muszę z nim pogadać…” 
- Liam? - z rozmyślań wyrwał mnie głos mojej dziewczyny. Podniosłem wzrok, spoglądając na przepiękną, długonogą brunetkę, która posyłała mi pytające spojrzenie.  
- Nie słyszałem nawet, kiedy otwierałaś drzwi - Danielle uśmiechnęła się do mnie, odkładając płaszcz na krzesło. 
- Zapomniałam o czymś? - zmarszczyła lekko brwi. - Tylko mi nie mów, że…
- A od kiedy to potrzebuję specjalnej okazji, żeby zjeść kolację ze swoją dziewczyną? - przerwałem jej, podnosząc się z miejsca i chwytając ją w swoje objęcia. 
- Racja - przechyliła głowę, zaplatając dłonie na mojej szyi. - Od razu milej wrócić do domu - uśmiechnęła się delikatnie, gładząc wierzchem dłoni mój policzek. Momentalnie napadłem na jej usta, które za każdym razem smakowały tak, że nie sposób było się od nich oderwać.
- Jeszcze chwila i nie zjemy tej kolacji - wyszeptała pomiędzy kolejnymi pocałunkami, ale zbytnio nie przejąłem się tą uwagą. „Są rzeczy ważne i ważniejsze…” - Liam, umieram z głodu - roześmiała się, na co niechętnie wypuściłem ją ze swoich objęć.
- To dobrze, bo trochę się napracowałem - prychnąłem, odsuwając krzesło, aby mogła na nim usiąść. - Za chwilę wracam - puściłem jej oczko i zniknąłem w kuchni. - Proszę - chwilę później wróciłem do niej z dwoma talerzami. - Specjalność szefa kuchni. 
- Dziękuję bardzo - uśmiechnęła się, nachylając nad swoim talerzem. - Pachnie nieziemsko…
- Mam nadzieję, że tak też smakuje - roześmiałem się, sięgając po wino, którym chwilę później wypełniłem nasze kieliszki.
- Jeśli będziesz gotował mi tak do końca życia, możesz oświadczyć mi się nawet teraz - zamknęła oczy, rozkoszując się pierwszym kęsem. - Pytanie tylko - spojrzała na mnie, opierając się na łokciach - …czy aby na pewno sam to przyrządziłeś?
- Wątpisz we mnie? - zrobiłem oburzoną minę - Jeśli mi nie wierzysz, idź do kuchni. Nie zdążyłem jeszcze po sobie posprzątać - uśmiechnąłem się przepraszająco i cały salon momentalnie wypełnił się jej głośnym śmiechem. - A jak ci minął dzień? - zapytałem, kiedy już się uspokoiła.
- Całkiem dobrze, ale potwornie męcząco - Danielle wzięła łyk wina. - Oni w ogóle nie dają nam odetchnąć. Nogi mi dosłownie odpadają - westchnęła. 
- Wiesz już, na jak długo wyjeżdżacie? - zapytałem, nie spuszczając z niej wzroku.
- Jeśli nic się nie zmieni, to na tydzień - wzruszyła ramionami. - Jon mówi, że to wielka szansa - dodała z uśmiechem. - Liam, coś się stało? - spojrzała na mnie po chwili milczenia, marszcząc przy tym brwi.
- Dlaczego? - podrapałem się po głowie, zaskoczony jej pytaniem.
- Jesteś dziś taki… - zmrużyła oczy, uważnie skanując moją twarz. - Wszystko w porządku? 
- Tak - kiwnąłem głowa, sięgając po kieliszek. 
- No więc, jak minął twój dzień? - wsunęła pasmo włosów za ucho.
- W porządku - odetchnąłem głęboko, zastanawiając się, czy mówić Danielle o wizycie Jamesa. Nie chciałem psuć nam wieczoru, ale wiedziałem, że muszę z kimś porozmawiać. „A tym kimś jest właśnie Danielle…” - James znów u nas był...



  - Ten film był straszny - jęknąłem, gdy tylko wyszliśmy z sali kinowej.
  - Chciałeś chyba powiedzieć, że był strasznie romantyczny - roześmiała się El.
  - Nie. Zdecydowanie nie - pokręciłem głową. - Wolałbym już chyba przez całe dwie godziny oglądać reklamy - prychnąłem. - Następnym razem to ja wybieram film.
  - No dobrze, może nie było to jakieś arcydzieło, ale pomyśl tylko w jakim cudownym towarzystwie spędziłeś ten wieczór - El żartobliwie zatrzepotała rzęsami.
  - Mówisz o tej starszej pani, która siedziała obok mnie i zalewała się łzami za każdym razem, kiedy facet na ekranie wyznał komuś miłość? - spojrzałem na nią, marszcząc brwi.
  - Jesteś okropny - moja dziewczyna wywróciła oczami, kiedy przepuściłem ją w drzwiach, po czym nie czekając na mnie, ruszyła przed siebie.
  - A może - zacząłem, szybko ją doganiając - …miałaś na myśli moją piękną, inteligentną i zabawną dziewczynę, na punkcie której kompletnie straciłem głowę - zaśmiałem się, przyciągając ją do siebie za rękę.
  - Tak już lepiej - westchnęła, wpatrując się we mnie swoimi roześmianymi oczami. Odgarnąłem z jej twarzy kosmyk ciemnych włosów, po czym złożyłem delikatny pocałunek na tych idealnie wykrojonych ustach. Chciałem zrekompensować jej ten czas, kiedy ją zaniedbywałem. „A ostatnio zdarzało się to zbyt często…” Czułem się winny wszystkim spięciom, do jakich między nami dochodziło, ale nie mogłem nic poradzić na to, że momentami stawałem się po prostu nieobecny. To działo się bez mojej zgody. Natłok zdarzeń wciąż nie dawał mi spokoju, a na samo wspomnienie wczorajszego wieczoru, w moich żyłach krew zaczynała krążyć o wiele szybciej. „Gdybym mógł, zabiłbym palanta…” Wiedziałem, że James nie odpuści tak łatwo, ale byłem w pełni gotów, by po raz kolejny stawić mu czoła. „Tylko czy Kathy była na to gotowa?” - Louis, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - El machnęła dłonią tuż przed moją twarzą.
- Tak tylko... - odetchnąłem, starając się wymyślić jakąś dobrą wymówkę. - Potęga twej urody sprawiła, że zaniemówiłem - zacytowałem aktora z filmu, który przed chwilą oglądaliśmy, po czym przechyliłem ją przez ramię i namiętnie pocałowałem.
  - To było tandetne - roześmiała się, kiedy już się od siebie oderwaliśmy - Ale skuteczne - dodała, na co odetchnąłem z ulgą. „Brawa dla mistrza odwracania uwagi…” moje drugie ja z uznaniem zaczęło bić brawo. - A jak impreza u Josha? Sue pisała, że dziewczyny miały wczoraj wolną chatę - zapytała, kiedy chwyciłem ją za rękę, zmierzając w stronę parkingu.
- Faktycznie, całkiem nieźle się zaopatrzyły - prychnąłem, przypominając sobie te wszystkie butelki, które miały w planach opróżnić. „Chyba przeceniły trochę swoje możliwości…” - A u Josha było jak zwykle głośno. Chociaż tym razem Harry przeszedł samego siebie - roześmiałem się. - Spił Malika tak, że ledwo donieśliśmy go do domu - wywróciłem oczami. - A raczej obu ich ledwo donieśliśmy.
  - Chciałabym to zobaczyć - El roześmiała się w głos. - Tęskniłam za tym - dodała nagle, przytulając się do mojego ramienia.
  - Ja też - westchnąłem, zamykając ją szczelnie w swoich objęciach i składając pocałunek w jej włosach - Ja też - powtórzyłem zgodnie z prawdą. „Sam się odsunąłeś…” moje drugie ja jak zwykle pozostawało bezlitosne.
- Ty! - nieoczekiwanie usłyszałem tak dobrze już znany mi głos i podniosłem wzrok, by upewnić się, że nie zaczynam powoli wariować.
- Louis? - Eleanor spojrzała na mnie niepewnie, nie rozumiejąc zapewne, czemu ubrany na czarno typ zmierza właśnie w naszym kierunku.
- Zniszczę cię, rozumiesz?! - Turner zatrzymał się kilka kroków przed nami, posyłając mi mordercze spojrzenie. „On chyba naprawdę nas śledzi!”
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać - westchnąłem, przyciągając El jeszcze bliżej siebie. Miałem do wyboru dwie opcje. Mogłem przywalić mu na oczach wszystkich i spędzić dzisiejszy wieczór na komisariacie, albo uspokoić buzującą w żyłach krew i po prostu odejść. Na szczęście resztki mojego zdrowego rozsądku nie poddały się obezwładniającej moje ciało wściekłości i wybrałem drugie rozwiązanie, ignorując jednocześnie to cholerne uczucie. - Daj nam w końcu święty spokój! - spojrzałem na El, która cały czas z niepokojem przyglądała się tej sytuacji. Trzymając ją w swoich ramionach, wiedziałem, że będę potrafił się kontrolować.
- Tchórzysz? - James odezwał się znowu, kiedy razem z El minęliśmy go, zmierzając w kierunku samochodu. - Twoja towarzyszka wie, że w wolnych chwilach zabawiasz się z cudzymi dziewczynami?! - krzyknął za nami.
- Słuchaj! - odkręciłem się w jego kierunku, czując jak moje skronie zaczynają pulsować. - Radzę ci się przymknąć, zanim powiesz o jedno słowo za dużo! - wysyczałem przez zaciśnięte zęby. - Nie znudziła ci się już cała ta zabawa i wystawanie przed naszym domem?!
- Lou, o czym on mówi? O czym ty mówisz? - El skanowała moją twarz rozbieganymi oczami, mocniej ściskając moją dłoń. „Nie tak miał wyglądać ten wieczór…”
- Już tłumaczę - Turner zwrócił się do niej, chcąc za wszelką cenę mnie sprowokować. „I coraz lepiej mu to wychodziło…” - Twój chłopak pewnie nie wspominał ci, że podstępem odbił moją dziewczynę i…
- Jesteś nienormalny - syknąłem, przerywając mu. - Zapomniałeś chyba, że Kathy sama od ciebie odeszła.
- A ty postanowiłeś to wykorzystać…
- Jesteś żałosny - prychnąłem tylko i odkręciłem się na pięcie, ciągnąc za sobą Eleanor.
- Jeszcze zobaczymy, Tomlinson! - postanowiłem po raz kolejny już dzisieszego wieczoru zignorować jego słowa i starając się zachować resztki spokoju, podszedłem do samochodu, otwierając drzwi mojej dziewczynie, która co chwila odwracała się w kierunku Turnera, wciąż stojącego po drugiej stronie parkingu.
  - O co w tym wszystkim chodzi? - odezwała się w końcu, kiedy oboje wsiedliśmy już do auta.
- Miałem ci dziś o tym nie mówić - westchnąłem, opierając dłonie na kierownicy. - Nie chciałem psuć nam wieczoru… Przepraszam…
- Nie jestem zła - pokręciła głową, gładząc mnie po ramieniu. - Wiem, że wcześniej czy później byś mi o tym powiedział - „Raczej później…” trafnie zauważyło moje drugie ja, a poczucie winy urosło nagle do monstrualnych rozmiarów.
- Nie psujmy sobie reszty…
- Louis, proszę - jej oczy wpatrywały się we mnie wyczekująco. Wiedziałem, że nadszedł w końcu moment, kiedy muszę powiedzieć jej wszystko, czego dotychczas nie wiedziała. Odetchnąłem głęboko, próbując przygotować się na atak gniewu, jaki miał zaraz wybuchnąć. Sam byłbym wściekły, gdybym dowiedział się, że przez taki długi czas żyłem w kompletnej nieświadomości, a ona mówiła mi jedynie tyle, ile uważała za konieczne.
- James był u nas wczoraj… - westchnąłem, nie odrywając wzroku od jej oczu.
- Coś się stało? - wydukała cicho. - Wszystko w porządku z Kathy? - nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Ona jednak martwiła się o Kathy. „A te wszystkie kłótnie?” Zacząłem gubić się we własnych myślach. - Louis…
- Turner wystaje pod naszym domem i cholera wie, do czego jeszcze jest zdolny…



  - Od razu mówiłem, że nie masz szans! - Zayn uśmiechnął się dumny z siebie, odkładając na bok pada. - To trzeba mieć w genach.
- Albo spędzać przy tym każdą wolną chwilę - prychnęłam, odstawiając puszkę coli. - To co, rewanż?
- Chyba sobie żartujesz… - Zayn chwycił mnie za kostkę i bez większego wysiłku, przyciągnął do siebie. - Teraz czas na nagrodę.
- Nie było mowy o żadnej nagrodzie - pokręciłam głową, uważnie mu się przyglądając.
- Może i nie było... - jego dłoń powoli zaczęła sunąć wzdłuż mojej łydki - …ale skoro zasłużyłem… - przybliżył się do mnie z łobuzerskim uśmiechem na twarzy. 
- Tutaj? - uniosłam brew, kiedy jego palce zacisnęły się na wewnętrznej części mojego uda. Przyjemny dreszcz pomknął z tego miejsca wprost do mojego kręgosłupa, by następnie rozejść się po całym ciele. „Cudowna tortura…” - Ale... - brunet nachylił się nade mną, wsuwając dłoń pod moją koszulkę. - Przecież ktoś może tu wejść... 
- Nikogo nie ma - sunął opuszkami wzdłuż mojego boku, a ja miałam wrażenie, że dotyk ten pozostawia za sobą ognisty ślad. - I z tego co wiem, prędko nie będzie - mruknęłam cicho, czując jego usta na swojej szyi. - Mamy więc sporo czasu dla siebie… - spojrzał na mnie pociemniałymi z pożądania tęczówkami i powoli zwilżył swoje usta językiem, a ja poczułam ten cudowny ucisk w dole brzucha i już wiedziałam. „Przegrałam…” Uchwyciłam jego twarz w dłonie i gwałtownie wpiłam się w jego usta. Nie musiałam długo czekać, by jego język odnalazł mój i zaprosił do wspólnego tańca. Wplotłam dłoń w jego włosy, czując jak pragnienie zaczyna mnie obezwładniać. Fala gorąca zalała moje ciało. Prawie zawyłam z radości, kiedy Zayn dwoma szybkimi ruchami pozbył się naszych koszulek. Moja skóra płonęła od jego dotyku, a on tylko rozniecał ten ogień, pieszcząc delikatnie każdy milimetr mojego odsłoniętego ciała. „Nie…” warknęłam z niezadowolenia, kiedy jego usta oderwały się od moich, ale już po chwili poczułam jego dłonie, sprawnie odpinające guziki moich szortów. Uniosłam biodra, by ułatwić mu pozbycie się tej niepotrzebnej części garderoby. 
- Jesteś. Najpiękniejszą. Kobietą. Na. Świecie - wyszeptał między kolejnymi pocałunkami. Czułam jego silne dłonie zaciskają się na moich pośladkach. - Sue… - przejechałam palcami wzdłuż linii jego spodni, czując, jak bardzo jest podniecony i było mi cudownie z myślą, że to właśnie ja doprowadziłam go do takiego stanu. „Cholera!” Kolejna fala gorąca zawładnęła moim ciałem, gdy jego usta zaczęły błądzić po moim dekolcie, a silne dłonie odnalazły zapięcie na plecach i momentalnie pozbawiły mnie stanika. Miałam wrażenie, że między jego palcami a moją skórą przeskakują małe ładunki elektryczne. „Długo już tak nie wytrzymam…” Kolejny jęk rozkoszy wydobył się z moich ust w chwili, gdy Zayn musnął palcami moją pierś i zaczął zataczać delikatne kółka wokół mojego sutka, który momentalnie stwardniał pod wpływem tej pieszczoty.
- Zayn.... - wydyszałam w jego usta, pragnąc więcej. Czułam, że uśmiechnął się, kiedy sięgnęłam do jego spodni, dając mu tym samym do zrozumienia, że wreszcie i on powinien pozbyć się zbędnej garderoby.
- Taka cudowna - szepnął, kiedy odsunął się na moment, aby zrzucić z siebie resztki ubrania. Brak jego ciała ocierającego się o moje, sprawił, że poczułam ogromną frustrację. Na szczęście nie musiałam długo czekać. Zayn ponownie zaczął błądzić dłońmi po moim rozgrzanym ciele. Wplotłam palce w jego włosy, lekko za nie pociągając, co sprawiło, że jęknął wprost w moje usta. Wygięłam się w łuk, bo rozkosz, którą czułam, była wręcz porażająca. Przycisnęłam biodra do jego ciała, kiedy ten cudowny ucisk w dole mojego brzucha stał się rozkosznie nieznośny, ale nawet to już nie pomogło. „O cholera!” Cała zadrżałam, kiedy objął mój sutek ustami, lekko trącając go językiem. „Nie przeżyję tego…” westchnęłam gardłowo, kiedy jego sprawna dłoń przejechała wzdłuż tasiemki moich majtek. Uniosłam biodra, czując, że za chwilę kompletnie oszaleję. Zayn jednak miał kompletnie inny plan. Pieścił dłońmi moje uda i pośladki, ciężko dysząc. „A może to mój oddech?” przeszło mi przez myśl, jednak szybko przestałam się nad tym zastanawiać, kiedy przygryzł płatek mojego ucha. 
- Zayn… - uchwyciłam jego twarz w dłonie. Brunet uśmiechnął się do mnie, a w jego oczach mogłam zuważyć ten zadziorny błysk. Przygryzłam wargę, czując, jak powoli pozbywa się mojej bielizny. Kolejny jęk wydobył się z moich ust, kiedy jego dłoń odnalazła ten najsłabszy punkt. Miałam wrażenie, że miliony drobnych iskierek przeskakują między naszymi ciałami. - Nie wytrzymam więcej - szepnęłam. - Zayn… - jego imię tym razem brzmiało jak prośba. Błaganie o więcej. Czułam jego męskość ocierającą się o moje ciało, dotyk silnych dłoni na piersiach, drżenie naszych ciał… Ucisk w moim podbrzuszu tylko się wzmagał, doprowadzając mnie do szaleństwa. Zayn po raz kolejny oderwał się od moich warg, spoglądając na mnie ciemnymi od pożądania oczami. Jego oddech był równie ciężki co mój. Pogładziłam jego policzek, a on uśmiechnął się łobuzersko i znów przejął we władanie moje usta. To był najbardziej namiętny, podniecający i wszechogarniający pocałunek, jaki do tej pory było mi dane przeżyć. I poczułam go. Wszędzie. Tam. „O Boże!” 
- Susanne… - jęknął wprost w moje usta, nieruchomiejąc. Wbiłam paznokcie w jego plecy, na co syknął cicho. Serce waliło mi jak oszalałe, a płuca ledwo nadążały z dostarczaniem tlenu. Uniosłam biodra, wyginając ciało w łuk i dając tym samym do zrozumienia, czego pragnę. Nie musiałam długo czekać. Czułam, jak wszystkie jego mięśnie napinają się, kiedy poruszał się coraz szybciej, doprowadzając moje ciało do istnej wariacji. - Sue… - wydyszał, nie przestając ani na chwilę. Wiedziałam, że za moment rozpadnę się na drobne kawałki. Gorące uczucie obezwładniało nasze ciała. Coraz trudniej było nam złapać oddech. I wtedy…
- Zayn! - krzyknęłam, czując jak eksploduję.
- Kurwa! - jęknął gardłowo, z trudem łapiąc powietrze. - Sue! - opadł na mnie, ciężko dysząc. Otworzyłam oczy, starając się dojść do siebie, co wcale nie było takie proste. „Nie po czymś takim…” Kiedy już nasze oddechy nieco się umiarkowały, poczułam, jak powoli wychodzi ze mnie, pozostawiając uczucie pustki, które wcale mi się nie spodobało. - O rany - wysapał, kładąc się obok mnie, po czym wziął mnie w ramiona i okrył nasze ciała kocem.
- O rany - powtórzyłam po nim, głośno wypuszczając powietrze z płuc. - Zdecydowanie częściej musimy pozbywać się ich z domu.
- Tak sądzisz? - Zayn ucałował moją skroń. 
- Mhmm… - wtuliłam się w jego bok, składając delikatny pocałunek na jego szyi. Po chwili poczułam drżenie jego ciała, a następnie do moich uszu dobiegł cichy śmiech. - Co cię tak bawi? - uniosłam się na łokciu, spoglądając w jego błyszczące oczy.
- Po prostu - odgarnął dłonią pasmo włosów z mojej twarzy -…mieliby niezłe widowisko - prychnął, na co wywróciłam jedynie oczami. 
- Jesteś okropny - uderzyłam go w ramię, na co uśmiechnął się łobuzersko. 
- I nadal cholernie napalony - szepnął, po czym ponownie napadł na moje usta.



  Leżałem na kanapie, wsłuchując się w wolną melodię dochodzącą z głośników i wpatrując się w płonący w kominku ogień. Po rozmowie z Danielle czułem się o wiele lepiej. Ta dziewczyna była najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Cokolwiek by się nie działo, zawsze powtarzała, że wszystko się ułoży. I zawsze miała rację. „Oby było tak również tym razem…” odetchnąłem, starając się odpędzić od siebie wszystkie złe myśli. Na szczęście pojawienie się przede mną ciemnowłosej piękności załatwiło to w mgnieniu oka. 
- Wino dla pana - uśmiechnęła się do mnie, wręczając mi kieliszek, po czym usiadła obok. Wpatrywałem się w jej połyskujące oczy, ciesząc się jak wariat, że to własnie ona stanęła na mojej drodze. Odstawiłem wino na stolik i sięgnąłem po jej małe stopy, kładąc je na swoich kolanach. Danielle westchnęła cicho, wyciągając się na kanapie niczym kotka, kiedy zacząłem masować każdy ich centymetr. - Mówiłam ci już, jak bardzo cię kocham - uśmiechnęła się do mnie.
- Coś tam kiedyś wspominałaś - wzruszyłem ramionami, nie spuszczając z niej wzroku. 
- Te wszystkie twoje fanki naprawdę mają powody, żeby mi zazdrościć - puściła do mnie oczko, na co żartobliwie wywróciłem oczami. Starałem się skupić wyłącznie na niej, ale uczucie niepokoju znów powróciło. Ciągle wydawało mi się, że to dopiero początek piekła, które szykował nam James. A po jego ostatniej wizycie to uczucie było jeszcze silniejsze. Cały czas starałem się poukładać wszystkie elementy tej układanki, jednak za każdym razem czegoś mi brakowało. Byłem przekonany, że Turner tak łatwo się nie podda, a świadomość, że nie mogę z tym nic zrobić, doprowadzała mnie do szału. „Wszystko się ułoży…” powtarzałem w głowie słowa Danielle, które choć jeszcze chwilę temu brzmiały przekonująco, teraz wydawały się być jedynie trzema wyrazami bez większego znaczenia. - Hej, wróć do mnie - szept Dan tuż przy moim uchu sprawił, że momentalnie wyrwałem się z rozmyślań. Dopiero teraz zorientowałem się, że przez cały ten czas siedziałem z wzrokiem utkwionym w jakimś nieokreślonym punkcie przed sobą. - Ciągle o tym myślisz, prawda? - westchnąłem głośno, spoglądając w ciemne tęczówki Danielle. - Liam, dobrze wiesz, że decyzja należy do Kathy. Możemy ją jedynie wspierać, nic więcej.
- Przepraszam - pokręciłem głową, gładząc delikatnie jej policzek. - Mieliśmy spędzić razem miły wieczór, a zamiast tego…
- To, że się martwisz, to tylko kolejny dowód na to, jakim cudownym człowiekiem jesteś - przerwała mi, nieznacznie się uśmiechając. - Przy innych możesz udawać, ale mnie nie oszukasz. Znam cię lepiej, niż ci się wydaje - dodała, kładąc dłoń na moim sercu. 
- Danielle…
- Wiem, że jesteś na siebie zły, bo uważasz, że zamiast o tym myśleć, powinieneś zajmować się nami - oparła głowę o moje ramię. - Tylko, że wspaniały wieczór nie musi być wypełniony rozmowami o samych przyjemnych rzeczach. Wspaniały wieczór to ten, kiedy jesteś obok - szepnęła, a ja objąłem ją, przyciągając jeszcze bliżej swojego ciała.
- Naprawdę chciałbym zostawić już to wszystko za sobą, ale… - westchnąłem, składając pocałunek w jej włosach. - Mam złe przeczucia…


♥♥♥

Hej kochani! :)

Co u Was słychać? :)

Nam kolejny tydzień przemknął z prędkością światła. A co to oznacza? Oczywiście kolejną dawkę " So close" :)
Mamy nadzieję, że  rozdział Wam się spodobał :)
Z góry przepraszamy jeśli scena +18 okazała się totalną porażką. Pierwszy raz w życiu zabrałyśmy się za napisanie czegoś takiego. :)

Dziękujęmy Wam za to, że liczba w prawym górnym rogu z każdym dniem się powiększa. Szczególnie chciałybyśmy podziękować osobom, które pozostawiają po sobie ślad. To na prawdę miłe wiedzieć, co sadzicie o naszych wypocinach :) 


Przesyłamy masę pozytywnej energii na kolejny tydzień! Xx
MADDIE&CAROL

sobota, 17 stycznia 2015

Rozdział 27.

        - Idę! - westchnęłam, zbiegając po schodach. „Po co dzwonić tyle razy? Przecież słyszę…” wywróciłam oczami, potykając się o jedną z par butów, leżących na samym środku holu. „Zamorduję cię, Zayn!” Odrzuciłam własność mojego chłopaka na bok i sięgnęłam do klamki. „Znów? Nie wierzę…” - W czym mogę pomóc? - spojrzałam na mężczyznę stojącego w drzwiach z wielkim bukietem kwiatów. 
- Poszukuję Kathleen Barkley - zaczął, zerkając na jakąś kartkę, którą trzymał w wolnej dłoni. - Dobrze trafiłem?
- Tak, to ja - przytaknęłam, nie chcąc robić zamieszania i szukać mojej siostrzyczki po całym domu.
- Ten ktoś musi szaleć na pani punkcie - mężczyzna uśmiechnął się szeroko, ukazując tym samym aparat na zębach. - Bukiet róż takich rozmiarów to naprawdę niecodzienny widok - z uznaniem pokiwał głową, wręczając mi kwiaty.
- Niecodzienny widok to by pan miał, jakby wszedł do naszej kuchni - prychnęłam, na co posłał mi pytające spojrzenie. - To już piąty bukiet od rana - sprostowałam.
- W takim razie, to musi być miłość - roześmiał się. - Do widzenia - skinął lekko głową.
  - Do widzenia - uśmiechnęłam się do niego na pożegnanie, po czym odkręciłam się na pięcie, zatrzaskując nogą drzwi. „Szkoda tylko, że ten wielbiciel nie chce się ujawnić…” westchnęłam, kierując się do kuchni.
- Kolejne kwiaty? - Niall na moment przerwał jedzenia ciastek i spojrzał zaskoczony na bukiet, który trzymałam w ręku.
- Mam nadzieję, że ostatnie - roześmiałam się, ostrożnie kładąc róże na blacie.
- Czyżbyś była zazdrosna, że twoja siostra dostała tyle kwiatów od jakiegoś nieznajomego, a ty nie możesz liczyć nawet na jedną, małą różyczkę od swojego chłopaka? - prychnął.
- Chodziło mi raczej o to, że niedługo nie będzie ich w co wstawiać - uśmiechnęłam się, rozglądając po kuchni. - Nie widziałeś gdzieś czegoś, co mogło by się nadać?
  - Może to? - Horan sięgnął do górnej szafki i podał mi wysokie, szklane naczynie. - Wiesz, zawsze mogę zasugerować Zaynowi, żeby kupił ci kilka róż - roześmiał się, zajmując swoje wcześniejsze miejsce. - Ewentualnie całą kwiaciarnię - dodał.
- Jesteś nienormalny - rozbawiona wywróciłam oczami, po czym zabrałam się za nalewanie wody do wazonu. - Idę zanieść je Kathy - uśmiechnęłam się, wstawiając bukiet do naczynia. - Tu już nie ma miejsca - prychnęłam, rozglądając się po kuchni, która zamieniła się w nasz prywatny ogród.
- Idź, idź…  Ja sobie tu jeszcze zostanę i zjem kilka ciastek - „Albo wszystkie…” zaśmiałam się pod nosem, kiedy wpakował do ust kolejną porcję łakoci.
- Niall… - stanęłam w drzwiach, opierając się o framugę. - Jeśli już Zayn ma coś dla mnie wykupywać, to zdecydowanie wolę cukiernię… Albo nie! Powiedz mu, że wesołe miasteczko byłoby idealne - puściłam mu oczko, na co roześmiał się głośno, zasłaniając usta dłonią, żeby nic z nich nie uciekło, po czym kiwnął głową, unosząc kciuk do góry na znak, że da się to załatwić. - Smacznego - dodałam jeszcze i nie czekając na żadną odpowiedź skierowałam się prosto do pokoju mojej siostry. „Kto to może być?” Zerknęłam na kwiaty, zastanawiając się, czemu ta osoba nie zostawia w nich żadnych liścików. „Gdybym to ja zafundowała komuś taki prezent, chciałabym mieć pewność, że nie zostanę anonimowa…” - Kolejna dostawa - prychnęłam, wchodząc do sypialni mojej siostry, ale tej nie było w środku. Wzruszyłam tylko ramionami, po czym odstawiłam kwiaty na szafkę przy łóżku i nachyliłam się, żeby zaciągnąć się ich zapachem. „Chwila, chwila…” Zmarszczyłam brwi, dostrzegając małą kopertę starannie ukrytą pośród czerwonych róż. Od razu po nią sięgnęłam i wyciągnęłam ze środka żółtą karteczkę. „Cudzej korespondencji się nie czyta…” zawahałam się na chwilę, ale moja ciekawość wygrała. „Przecież Kathy się nie obrazi…” stwierdziłam i szybko przebiegłam wzrokiem po starannym piśmie. - Bez jaj… - odetchnęłam głęboko i opadłam na łóżku, starając się trochę uspokoić. Sama nie wierzyłam chyba w to, co przed chwilą przeczytałam. „A jeśli we wcześniejszych bukietach też były listy, tylko Kathy je ukrywała?” Westchnęłam, kiedy przypomniałam sobie jej minę, kiedy po raz pierwszy zapytałam, od kogo je dostała. „Nie, to niemożliwe…” Rozejrzałam się po pokoju i dostrzegłam jej sweter, wiszący na krześle. „Miała go na sobie dziś rano…” szepnęło moje drugie ja, na co momentalnie podniosłam się z materaca i sięgnęłam po część garderoby mojej siostry, zanurzając dłoń w jednej z kieszonek. „Tu nic nie ma…” westchnęłam, po czym zabrałam się za sprawdzanie drugiej kieszeni, z której wyciągnęłam kilka pomiętych liścików. - Ale dlaczego…
- Dlaczego co? - usłyszałam tuż za sobą głos Kathy. - Kolejne kwiaty? 
- Wiesz już od kogo są? - wypaliłam.
- Nie mam pojęcia - stwierdziła, a ja od razu odkręciłam się w jej stronę i wyciągnęłam do niej dłoń, w której trzymałam zgniecione kartki. - Grzebiesz w moich rzeczach? - zmrużyła oczy.
- To jest akurat najmniej ważne - pokręciłam głową. - Czemu nic mi nie powiedziałaś?
- Nie chciałam, żebyś się martwiła - westchnęła głośno, przejmując ode mnie liściki, które od razu wrzuciła do kosza na papier, stojącego w rogu pokoju. - Nie chciałam, żeby ktokolwiek znów zawracał sobie mną głowę. Kiedy rano siedzieliśmy w kuchni, pierwszy raz od dawna było tak… Tak normalnie. 
- Było tyle okazji, żebyś mi o tym powiedziała - nie dawałam za wygraną. - No chyba, że już sobie nic nie mówimy…
- Och, przestań! Dobrze wiesz, że tak nie jest. Po prostu uznałam, że to nic takiego…
- Ten palant nie daje ci spokoju, a ty uważasz, że to nic takiego? - wrzasnęłam, na co wywróciła oczami, zamykając drzwi, żeby nikt nas nie usłyszał.
- Nie krzycz - powiedziała ściszonym głosem. - Sue, to tylko kwiaty…
- Kwiaty od Jamesa… - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. - Kwiaty od tego cholernego Jamesa!
- Po pierwsze… - wypowiedź Kathy przerwało pukanie do drzwi, w których już chwilę później pojawił się Zayn.
- Samochód już jest, więc możemy jechać - uśmiechnął się. „No tak, dom dziecka…” 
- Ja jestem gotowa - spojrzałam na Kathy, która nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w bukiet przed sobą. 
- Nie pogniewacie się, jeśli zostanę w domu? - uśmiechnęła się do nas przepraszająco. - Nie czuję się najlepiej… Chyba złapałam jakieś zatrucie - dodała, łapiąc się za brzuch. „Zatrucie powiadasz?”
- Na pewno? - zmarszczyłam nieznacznie brwi, na co skinęła tylko głową. - Pogadamy później - posłałam jej znaczące spojrzenie, wychodząc z pokoju. - A temu palantowi, to najchętniej bym… - zawahałam się, przypominając sobie o obecności Zayna. - To na razie - machnęłam ręką, kiedy mój chłopak przepuścił mnie w drzwiach.
- To o co poszło? - spojrzał na mnie pytająco, kiedy schodziliśmy po schodach.
- Ale o co chodzi?  - uśmiechnęłam się, udając, że nie mam pojęcia, o czym mówi.
- Słyszałem krzyki…
- To nie były krzyki, tylko wymiana zdań - ciągnęłam, chcąc jakoś ominąć temat. „Poddaje się…” wywróciłam w duchu oczami, czując na sobie jego powątpiewające spojrzenie. - Opowiem ci w aucie…


  Przemierzałem kolejny sklep z nadzieją, że moja siostra w końcu się zmęczy. „Po co ja w ogóle proponowałem jej te zakupy?” wywróciłem oczami, kiedy z szerokim uśmiechem na twarzy pokazała mi kolejną sukienkę. Powoli zaczynałem żałować, że nie mogę cofnąć czasu do dzisiejszego poranka. „Albo do momentu, kiedy zaproponowałem jej, żeby przyjechała kilka dni przed balem…”
- No powiesz coś? - Gemma uniosła brew, skanując mnie wzrokiem.
- Może być… - wzruszyłem ramionami. 
- Może być? Tylko tyle? - westchnęła, kręcąc głową.
- Jesteś moją siostra. Wszystko mi jedno, w czym chodzisz - zacząłem. - No może z wyjątkiem tych ubrań, które zasłaniają zbyt mało ciała i przyciągają uwagę napalonych gości - prychnąłem. - Jaja bym im pourywał, gdyby nie przestali się gapić…
- Jesteś zdrowo walnięty - spojrzała na mnie jak na kretyna. 
- Nie, po prostu jestem twoim bratem - westchnąłem. „Co prawda młodszym, ale brat to brat…” - A temu gościowi, który tak ślinił się na twój widok, naprawdę powinienem uszkodzić pewną część ciała. Od razu miałby o czym myśleć… Ukręcona jajka to nie mały problem…
- Harry!
- Muszę porozmawiać z mamą dopóki nie jest na to za późno - wywróciłem oczami. - Tu, w Londynie, takich typów jest na pęczki. Każdy tylko czeka, żeby zaciągnąć jakąś bezbronną dziewczynę w ciemną uliczkę.
- Problem w tym, że ja nie bywam w ciemnych uliczkach - moja siostra starała się za wszelką cenę ukryć rozbawienie. - Co lepsza, zawsze jak tu przyjeżdżam, nawet w tych jasnych i oświetlonych towarzyszy mi wasza ochrona, która…
- I bardzo dobrze - przerwałem jej. - Chyba czas poszukać ci jakiejś spódnicy do ziemi i bluzki na długi rękaw - roześmiała się pod nosem, słysząc moje słowa. - Wiem! Kupimy ci golf…
- Golfy mamy po drugiej stronie sklepu - stanąłem jak wryty, słysząc głos ekspedientki tuż za moim plecami. „Tylko nie mówcie, że ona wszystko słyszała…” Spojrzałem znacząco na moją siostrę, która kiwnięciem głowy potwierdziła moje obawy. „No pięknie…” 
- Dziękujemy - ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy odkręciłem się w stronę kobiety. - Damy znać, jak się zdecydujemy - wydukałem, na co brunetka nieznacznie skinęła głową i oddaliła się w kierunku innych klientów. - Zołza - posłałem Gemmie mordercze spojrzenie.
- Niby czemu? - wywróciła oczami, odwieszając sukienkę na miejsce.
- Nie mogłaś mi powiedzieć?
- Chciałam, ale… - roześmiała się, na co od razu zgromiłem ją wzrokiem. - Nie dałeś mi dojść do słowa. To nie moja wina - wzruszyła ramionami. „Jasne…” - Idziemy? Tu nie ma nic ciekawego - wywróciłem oczami, mijając tą małą zdrajczynię, która już chwilę później dołączyła do mnie, chwytając mnie pod rękę. Mimo, że się do tego nie przyznawałem, bardzo za nią tęskniłem. Była nie tylko moją siostrą, ale też najlepszą przyjaciółką, chociaż nigdy otwarcie jej tego nie powiedziałem. „I nie powiem…” zaśmiałem się pod nosem. - Może coś zjemy? - kiedy wyszliśmy ze sklepu, Gemma wyszczerzyła swoje ząbki tak, jak tylko Stylesi potrafią, uświadamiając mi tym samym, jak bardzo jestem głodny. Mój pusty żołądek momentalnie przypomniał o swoim istnieniu.
- Na co masz ochotę? - uśmiechnąłem się, kierując swój wzrok w stronę baru z kebabami, znajdującego się w samym środku galerii.
- Jakbym miała jakiś wybór - przewróciła oczami. - Ślinka cieknie ci od samego patrzenia na szyld - prychnęła Gemma, ciągnąc mnie w kierunku lokalu. - Aż tu? - roześmiała się, kiedy postanowiłem zająć miejsce w najgłębszym zakątku pomieszczenia. Miałem co do tego dwa powody. Po pierwsze, chciałem spędzić trochę czasu z siostrą, a siedząc na widoku prędzej czy później ktoś podszedłby do naszego stolika. Po drugie, przez stanowczo zbyt krótki sen wyglądałem fatalnie. Moje włosy, które i tak zawsze żyły własnym życiem, dziś przechodziły same siebie, a wory pod oczami wcale nie dodawały mi uroku. „Że też dałem się namówić Horanowi na ten mecz…” westchnąłem pod nosem, przypominając sobie nasze wczorajsze rozgrywki na konsoli. - Idę zamówić nam te kebaby. To co zwykle, Harry?
- Tak - kiwnąłem głową, zapraszającym gestem machając w stronę Devona, który jedynie uniósł telefon, dając tym samym do zrozumienia, że musi zadzwonić. „Wezmę mu coś na wynos…” westchnąłem, po czym wyciągnąłem z kieszeni swoją komórkę. „Witaj świecie…” zaśmiałem się pod nosem, przeglądając wpisy ludzi, pełne naszych zdjęć, o których nie miałem nawet pojęcia. „To ja muszę jeść jakieś kebaby, a ci rozbijają się po takich lokalach…” prychnąłem, kiedy natknąłem się na fotkę Liama i Danielle, wchodzących do nowo otwartej restauracji. „Przynajmniej nie będę musiał go pytać, co dziś robił…”
- Nasze jedzonko już się robi - moja siostra wróciła do stolika, stawiając na blacie dwie butelki coli. - Co tam ciekawego wyczytałeś?
- Tylko tyle, że Danielle i Liam są właśnie w tej nowej restauracji, o której wszędzie głośno - roześmiałem się. 
- Swoją drogą, jak wasza nowa płyta? - zapytała, otwierając jeden z napojów. Odłożyłem telefon, sięgając po swoją butelkę. 
- Kilka dni temu wybraliśmy zdjęcie na okładkę - wzruszyłem ramionami. - No i powoli zaczynamy ustalać trasę koncertową na przyszły rok…
- Długa będzie? - nieznacznie zmarszczyła czoło.
- Nie wiem - uśmiechnąłem się do niej. - Jak będziesz grzeczna, to może cię gdzieś ze sobą zabiorę.
- Braciszku, ja zawsze jestem grzeczna - prychnęła pod nosem.
- Faktycznie - wydukałem sarkastycznie. - Naprawdę chcesz iść na ten bal? - postanowiłem zmienić temat. „Głupie pytanie…” skwitowało moje drugie ja, kiedy oczy Gemmy dosłownie zaświeciły się na samo wspomnienie o imprezie.
- Bardzo! - podskoczyła na krześle. - Już dawno się z wami nie bawiłam. No a Sue i Kathy… One są takie kochane. 
- Są, są - wziąłem łyk napoju. - Ale lepiej dla mnie, jeśli przy Zaynie nie będę wspominał o Sue, bo zrobił się taki zazdrosny, że głowa mała…Niedługo, nie będę jej mógł powiedzieć „cześć”, bo uzna, że ją podrywam - prychnąłem. 
- To jest miłość braciszku - Gemma poprawiła włosy, nie przestając się uśmiechać. - Harry…
- Tak? - spojrzałem na nią pytająco.
- Rozumiem, że Sue mieszka z wami, bo jest dziewczyną Zayna - zaczęła. - No wiesz, mogą spędzać ze sobą więcej czasu i w ogóle… - „Jakbyś musiała mi to tłumaczyć…” Oparłem głowę na dłoni, zastanawiając się, do czego zmierza. - No a Kathy? - spojrzała na mnie, marszcząc czoło. - Oczywiście mi to nie przeszkadza, bo bardzo ją polubiłam, ale… 
- Wiem, o co ci chodzi - przerwałem jej. - Jakiś czas temu dziewczynom spaliło się mieszkanie - westchnąłem. - Zayn od razu zarządził, że Sue zostanie u nas i w zasadzie nie mieliśmy już nic do powiedzenia, chociaż i tak wcale nam to nie przeszkadzało - roześmiałem się. - Kathy natomiast zamieszkała u Jamesa…
- Jamesa? - moja siostra wyglądała na prawdziwie zainteresowaną tą historią. - Kto to James? - zapytała w momencie, kiedy przyniesiono nasz posiłek. - Dziękuję - uśmiechnęła się do kelnera, po czym znów przeniosła swój wzrok na mnie. Przez dłuższą chwilę zastanawiałem się, czy powinienem jej o tym mówić. „Może Kathy by sobie tego nie życzyła…”
- James, to jej były chłopak - wymamrotałem, wiedząc, że moja siostrzyczka i tak ze mnie wszystko wyciągnie.
- To nadal nic mi nie wyjaśnia - wywróciła oczami. Postanowiłem nie owijać w bawełnę i opowiedziałem Gemmie całą historię. Z każdym słowem moja siostra przypatrywała mi się z coraz większym zdziwieniem na twarzy. 
- Było skopać mu…
- Chcieliśmy - przerwałem jej.
- To czemu tego nie zrobiliście? - zmarszczyła czoło, wyraźnie wkurzona.
- Kathy tego nie chciała - stwierdziłem. Do tej pory nie rozumiałem, dlaczego ta dziewczyna nie wniosła oskarżenia przeciw Turnerowi. „Miłość jest do bani…” - I nie wiem czemu - odetchnąłem, spoglądając na Gemmę -… ale coś mi mówi, że to jeszcze nie koniec - dokończyłem. „Mam nadzieję, że to przeczucie w końcu zniknie…” 


  Oparłam dłonie o barierkę, ciesząc się promieniami słońca, które dziś postanowiło zaszczycić nas swoją obecnością. „W Londynie jest go stanowczo zbyt mało…” westchnęłam. „Tak dawno tu nie byłam…” przeszło mi przez myśl, kiedy podążałam wzrokiem za taflą wody. „Bardzo dawno…” Zamknęłam oczy, oddychając głęboko. Ostatnimi czasy tyle się wydarzyło, że nie było sposobu, by znaleźć choć chwilę wytchnienia. Chyba jest coś w stwierdzeniu, że nieszczęścia chodzą parami. „W naszym przypadku chodziły całymi wycieczkami…” westchnęłam, przypominając sobie wizytę taty, która nadal nie dawała mi spać. Słowa Zayna, zapewniające, że nic się nie stało, wcale mnie nie uspokajały. Doskonale wiedziałam, że to co powiedział nasz ojciec zostawiło po sobie wyraźny ślad, a obojętność mojego chłopaka była tylko pozorna. Dodatkowo w duchu wciąż modliłam się, żeby James wreszcie odpuścił i zostawił Kathy w spokoju. Cały czas nie opuszczała mnie obawa, że moja siostra w końcu nie wytrzyma całej tej presji i ulegnie temu palantowi. „Czy nie możemy w końcu zacząć żyć normalnie?”
- O czym myślisz? - poczułam ciepły oddech na szyi i ramiona oplatające mnie w talii. - Pewnie o swoim wspaniałym i nieziemsko przystojnym chłopaku… - Zayn pocałował mnie w policzek.
- Jak ty mnie dobrze znasz - roześmiałam się, nadal nie otwierając oczu. „Nie ładnie tak kłamać…” moje drugie ja pogroziło mi palcem. Nie chciałam jednak zawracać Zaynowi głowy swoimi przemyśleniami. Miał  już wystarczająco dużo problemów. „I to głównie przeze mnie…” Nie żałowałam, że z nim jestem. Przeciwnie, kochałam go całym swoim sercem. Coraz częściej bałam się jednak, że to on zacznie w końcu żałować…
- Ten mostek to moje ulubione miejsce - jego ciepły oddech odbił się od mojej skóry, powodując, że miły dreszcz przebiegł przez mój kręgosłup. - Mam z nim same dobre wspomnienia…
- Czyżby? - uniosłam powieki, spoglądając przed siebie. 
- Popełniłem tylko jeden błąd… - wymamrotał. Momentalnie poczułam dziwny ucisk w żołądku. - Powinienem był zacząć cię szukać od razu - poczułam jego wargi na szyi, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech pełen ulgi. Odkręciłam się w jego stronę, opierając plecami o barierkę. Ciemne tęczówki mojego chłopaka wpatrywały się we mnie z… „Z miłością, idiotko…” podsunęło mi moje drugie ja. „Tak, ten cudowny facet mnie kocha…” poczułam ciepło rozlewające się po moim ciele. Opuszkami palców pogładziłam jego policzek, pokryty kilkudniowym zarostem, a on posłał mi ten swój nieśmiały, chłopięcy uśmiech, za którym tak szalałam. - O czym myślisz tym razem? - szepnął w momencie, kiedy kciukiem obrysowywałam jego dolną wargę. Nic nie odpowiedziałam, tylko gwałtownie wpiłam się w jego usta. Nie musiałam długo czekać, by zaczął oddawać mi ten pocałunek. Przyciągnął mnie do swojego ciała, a nasze języki w mgnieniu oka odnalazły wspólny rytm. Byliśmy tylko my dwoje i to szalejące w nas uczucie.
- Kocham cię, Zayn - powiedziałam cicho, kiedy oderwaliśmy się od siebie, gwałtownie łapiąc powietrze i z całej siły wtuliłam się w niego, zaciągając jego cudownym zapachem pomieszanym z papierosowym dymem.
- Sue… - niepewnie pogładził mnie dłonią po włosach. - Wszystko w porządku?
- Teraz już tak - słyszałam bicie jego serca i byłam przekonana, że bije właśnie dla mnie. Nie potrzebowałam żadnych dowodów. Wystarczały mi jego silne ramiona, w których zapominałam o wszystkich problemach. - Możemy wracać - odezwałam się po długiej chwili milczenia, przypominając sobie, że w samochodzie czeka na nas nowy ochroniarz. „Zastępca Marka na czas jego nieobecności…” poprawiłam się w myślach. - Tom pewnie już się niecierpliwi…
- Odprawiłem go do domu - spojrzałam na Zayna, który uśmiechnął się do mnie szeroko. 
- Czyli to nie po papierosy wracałeś do samochodu? - zmrużyłam lekko oczy.
- W domu dziecka wspominałaś coś o spacerze… - wzruszył niedbale ramionami, nie wypuszczając mnie z objęć. - Pomyślałem sobie, że stąd to tylko pół godziny drogi, więc…
- A to co? - uniosłam brew, kiedy odsunął się ode mnie i zaczął zakładać na siebie czarną bluzę, do tej pory jedynie przewiązaną wokół bioder. - Dziś jest ciepło. Ugotujesz się w tym - prychnęłam.
- Wiem - westchnął. - Ale chciałem, żeby to był nasz spacer. Tylko nasz - zaakcentował. - Może jak założę kaptur i ciemne okulary, to nikt mnie nie pozna - w jego oczach pojawił się ten łobuzerski błysk.
- Na pewno - pokręciłam głową, rozbawiona jego pomysłem. 
- Chodź… - uśmiechnął się, wyciągając do mnie dłoń, którą od razu chwyciłam. Powoli zmierzaliśmy w stronę naszego domu. „Naszego…” Od jakiegoś czasu stałam się prawdziwą fanką tego słowa. „Nasz pokój, nasze łóżko, nasze życie…” wymieniałam w myślach, ciesząc się jak nienormalna tym, że to właśnie jego spotkałam na swojej drodze. Zayn był moim oparciem, przyjacielem, miłością… „A co najważniejsze, był tylko mój…” uśmiechnęłam się pod nosem, zerkając na niego kątem oka. Uwielbiałam widzieć go takim beztroskim i pełnym życia, kiedy śmiał się dosłownie ze wszystkiego, opowiadał jakieś niestworzone historie i za wszelką cenę upierał się przy swoim. I mimo, że czasem kompletnie wyłączał się z naszych wspólnych rozmów, tylko udając, że mnie słucha, wiedziałam, że nie robi tego specjalnie. Po prostu taki już był. „Jedyny w swoim rodzaju…”
- Mówiłam, mówiłam, mówiłam… - roześmiałam się głośno, kiedy w połowie drogi zdjął z siebie bluzę, z wielkim bólem przyznając, że miałam rację. 
- Raz się pomyliłem, więc pozwolę ci się nacieszyć - przewrócił oczami, po czym objął mnie ramieniem, przyciągając do swojego boku. „Tak lepiej…” uśmiechnęłam się pod nosem. Zdecydowanie bardziej wolałam, kiedy trzymał mnie blisko swego ciała, niż kiedy kroczył obok, trzymając tylko moją dłoń. Mogłam wtedy bezkarnie zatracać się w jego zapachu. - Sue, miałem spytać już wcześniej, ale jakoś wyleciało mi z głowy… Ta mała dziewczynka…
-  Ashley? - uniosłam twarz, aby spojrzeć na Zayna, który pokiwał głową. - Urocza jest. I chyba cię polubiła...
- Chyba tak - roześmiał się. - Nie odchodziła ode mnie nawet na chwilę.
- Mam być zazdrosna? - prychnęłam.
- Sue, przecież wiesz, że tylko rozmawialiśmy - przygryzł wargę, za wszelką cenę próbując zachować powagę.
- Ashley sprawiała trochę inne wrażenie - starałam się, żeby mój głos zabrzmiał surowo, ale nie wytrzymałam i już po chwili oboje zanosiliśmy się głośnym śmiechem. 
- Jest taka maleńka… - szepnął, kiedy już się uspokoiliśmy, a po moim wnętrzu rozlało się przyjemne ciepło. Momentalnie przed oczami stanęła mi drobna brunetka o wielkich, ciemnych oczach.
- Ashley to świetna dziewczynka - uśmiechnęłam się delikatnie. - Ciocia Mary mówiła, że za dwa dni będzie już u swojej babci
- Sprawdzili ją? Małej będzie tam dobrze? - czekoladowe tęczówki Zayna spoczęły na mojej twarzy.
- Tak - pokiwałam głową. - Na pewno. Podobno Ashley bardzo ucieszyła się, że u niej zamieszka - dodałam. - I jesteśmy. Te pół godziny minęło zdecydowanie zbyt szybko - stwierdziłam, kiedy zbliżaliśmy się już do tak dobrze znanego nam ogrodzenia.
- Moglibyśmy ją czasem odwiedzić - nie byłam pewna, czy Zayn powiedział to do mnie, czy do samego siebie. Wiedziałam jednak, że nie słyszał moich ostatnich słów, zajęty rozmyślaniem o małej Ashley.
- Pewnie, że byśmy mogli - stanęłam przed nim, zarzucając mu dłonie na ramiona. - Jesteś najbardziej wrażliwym facetem, jakiego dane mi było spotkać - szepnęłam. - W dobrym znaczeniu tego słowa - dodałam, kiedy chciał już coś powiedzieć, po czym musnęłam jego usta. Na jego twarzy zamajaczył delikatny uśmiech. - Jestem prawdziwą szczęściarą - stwierdziłam pewnie i momentalnie znalazłam się w jego ramionach. Objęłam go z całej siły, kładąc brodę na jego ramieniu. „Mój kochany Zayn…” uśmiechnęłam się pod nosem, jednak po chwili wyraz mojej twarzy gwałtownie się zmienił. „Niemożliwe…” zamrugałam kilkukrotnie, mając nadzieję, że to, co wiedzę, to tylko zwykłe przewidzenie. „Co on, do cholery, tu robi?!” 


  - Powtórzę ci to po raz kolejny - westchnąłem, podążając za zdenerwowaną blondynką. - Nikogo tam nie było.
- A ja ci powtórzę - przerwała mi, odkręcając się w moją stronę tak niespodziewanie, że prawie się z nią zderzyłem -… że wiem, co widziałam. A raczej wiem, kogo widziałam…
- Sue, to, że wysłał jej dziś kwiaty…
- Raczej pięć ogromnych bukietów - przerwała mi po raz kolejny, uparcie broniąc swojej racji.
- Dobrze… - oparłem się o komodę, kiedy usiadła na kanapie i zaplotła ręce na piersi, zarzucając przy ty nogę na nogę. „Jak mała, obrażona dziewczynka…” - To, że James przysłał Kathy pięć ogromnych bukietów, nie oznacza wcale, że ślęczy przed naszym domem.
- Sugerujesz mi, że zwariowałam? - Sue zmarszczyła czoło, skanując moją sylwetkę wzrokiem. Dobrze znałem to spojrzenie. „Nie wygrasz, kolego…” moje drugie ja jak zwykle stało po mojej stronie, ale ja byłem pewien tego, co widziałem. „A raczej czego nie widziałem…”
- Nie! Rany, Susanne, musisz być taka uparta?! - wywróciłem oczami.
- Nie krzycz na mnie! - podniosła głos. „I kto tu na kogo krzyczy?”
- Proszę, proszę - nagle w salonie pojawił się Harry i z szerokim uśmiechem na ustach minął mnie, by zająć miejsce obok mojej dziewczyny. - Czyżby nasze gołąbki przechodziły pierwszy, poważny kryzys?
- Jaki kryzys? - wydukał Niall, który wszedł za Stylesem z opakowaniem ciastek w ręku.
- Nasze papużki nierozłączki się kłócą - Harry jak zwykle świetnie się bawił. - Biegnij po Kathy. Taką chwilę trzeba uwiecznić na zdjęciu - prychnął. - Kiedyś będziemy…
- Niall, oddawaj moje ciastka! - krzyk wkraczającej do salonu Gemmy przerwał wypowiedź jej brata.
- Odkupię ci - wymamrotał blondas, robiąc kocie oczy.
- Nie odkupisz, tylko oddasz - ruszyła w jego stronę, na co ten od razu schował paczkę za plecami, broniąc jej niczym lew. 
  - Przestań marudzić i siadaj. Nasze robaczki mają swoją pierwszą kłótnię - Horan za wszelką cenę starał się odciągnąć uwagę dziewczyny od ciastek, z których jedno zdążył już w międzyczasie wepchnąć sobie do buzi.
- Serio? - Gemma uśmiechnęła się przebiegle, momentalnie zajmując miejsce obok blondyna. „Już wiadomo, co łączy ją z Harrym…” 
- Pogadamy na górze? - spojrzałem na Sue. 
- Na żadnej górze - Styles objął moją dziewczynę, co w tamtym momencie wcale mi się nie spodobało. „Zazdrość, Malik…” moje drugie ja zaśmiało się pogardliwie. - O co wam poszło? Pan Harry-idealny-doradca-Styles zaraz rozwiąże wasz problem.
- Nie mamy żadnego problemu - wywróciłem oczami, zajmując jeden z foteli. 
- Właśnie widać - prychnął Niall. - Wyglądacie, jakbyście mieli się zaraz pozabijać… 
- Nic przesadzaj - warknąłem. - Sue twierdzi po prostu, że widziała…
- On na prawdę tam był - moja dziewczyna nadal upierała się przy swoim.
- To jak wytłumaczysz fakt, że ja go nie widziałem? - uniosłem brew, wpatrując się w jej błękitne oczy.
- Może powinieneś kupić sobie okulary - wymamrotała.
- Chwila, chwila - Harry zmarszczył czoło. - O kim wy w ogóle mówicie?
- O Jamesie - Sue westchnęła zrezygnowana. 
- O kim? - Niall zakrztusił się pochłanianym jedzeniem.
- Sue uważa, że James stał dziś pod naszym domem - dodałem. - Przez tą sprawę z kwiatami…
- A co do tego mają jakieś kwiaty? - Styles za wszelką cenę starał się zrozumieć coś z naszych słów. „I nie tylko on…” spojrzałem na Gemme i Nialla, którzy przypatrywali mi się z takim samym wyrazem twarzy, co Harry.
- Te bukiety, które Kathy dostawała dziś od samego rana, były od Jamesa - Sue podniosła się z miejsca i podeszła do drzwi prowadzących na taras. - Wiem, bo do każdego z nich dołączony był liścik - westchnęła, spoglądając przez szybę. - Widziałam go. To na pewno był on - odkręciła się w nasza stronę. Poczułem nieprzyjemny ucisk w żołądku, kiedy zauważyłem, że jej oczy szklą się od łez. „Ona naprawdę wierzyła, że to był James…” - Nie był ubrany tak jak zawsze… Nie miał garnituru, tylko zwykłą bluzę i spodnie, ale to… 
- Wysoki brunet w ciemnych jeansach i czarnej bluzie? - Gemma przerwała Sue, marszcząc lekko czoło.
- Tak - moja dziewczyna kiwnęła głową. - Chwila… Skąd wiedziałaś?
- Jak wróciliśmy z zakupów i wysiadaliśmy z samochodu, widziałam go przy bramie. Chciałam powiedzieć Harremu, ale kiedy znów się odkręciłam, jego już tam nie było - siostra Stylesa wzruszyła ramionami.
- Trzeba zadzwonić na policję - Harry od razu wyciągnął z kieszeni swoją komórkę.
- A co oni mogą mu zrobić? - wywróciłem oczami, podnosząc się z miejsca. - Przecież nie zabronią mu stania na chodniku…
- W takim razie zostaniemy dziś w domu - stwierdził pewnie Niall. - Dla świętego spokoju.
- Nie - Sue pokręciła głowa. - Lepiej, żeby Kathy o niczym nie wiedziała…
- I Louis też - dodałem szybko, przypominając sobie, jak nastawiony do Jamesa jest mój przyjaciel. - Ale w domu możemy zostać - podszedłem do Sue, obejmując ją w talii.
- To będzie zbyt podejrzane - Gemma uśmiechnęła się nieśmiało. - Nie martwcie się o nas. Przecież jest ten nowy ochroniarz… No i będziemy siedziały w domu. 
- Poza tym, co James mógłby nam zrobić? - Sue westchnęła cicho. - Wie ktoś może, gdzie jest Kathy? 
- Chyba u siebie w pokoju - odezwał się Niall.
- Dobra, to ja idę wziąć prysznic - Harry odetchnął głośno. - Po tych zakupach śmierdzę jak…
- Zawsze tak pachniesz, braciszku - prychnęła Gemma. 
- Ty mała…
- Przepraszam - szepnąłem do ucha mojej dziewczyny, nie zwracając już uwagi na trójkę przyjaciół, gnieżdżących się na kanapie. - Przepraszam, że ci nie uwierzyłem…


  - Jeszcze nie wyszliśmy, a wy już balujecie? - roześmiał się Niall, zajmując miejsce obok Gemmy. - Winko, słodycze… Macie nawet to przepyszne ciasto czekoladowe… Kathy, jak mogłaś mi to zrobić i upiec je właśnie dziś? - spojrzał na moją siostrę, robiąc przy tym minę biednego pieska. 
- Jeśli chcesz, to ukroję ci kawałek na drogę - Kathy podniosła się z miejsca i nie czekając na odpowiedź przyjaciela, ruszyła w stronę kuchni. Chwilę później wróciła z plastikowym, zamykanym pudełkiem w ręku.
- Po co mu to pakowałaś? - roześmiał się Louis. - Przecież pochłonie to, zanim wyjdzie za drzwi - dodał, przysiadając na brzegu fotela. - Urządzacie sobie babski wieczór?
- No wiesz, wasza nieobecność to doskonała okazja do świętowania - prychnęłam, upijając łyk wina. - Szkoda tylko, że Danielle i Eleanor nie mogły do nas dołączyć…
- Sue! Twój chłopak blokuje łazienkę - Harry wskoczył do salonu na jednej nodze, wciągając na drugą swój but.
  - Przecież już brałeś prysznic - Gemma spojrzała na niego, marszcząc czoło.
  - Siostrzyczko, wiem, że twoja higiena ogranicza się tylko do szybkiego prysznica, ale cywilizowani ludzie robię też kilka innych rzeczy. Na przykład układają włosy - prychnął.
  - Mówisz o tych czesanych wiatrem kudłach, które masz na głowie - Gemma nie pozostała dłużna swojemu bratu.
  - Dobra, idę go stamtąd wyciągnąć - roześmiałam się, przerywając ich sprzeczkę i ruszyłam w stronę schodów. Sprawa Jamesa nadal nie dawała mi spokoju, ale wiedziałam, że nie mogę tego okazywać. Kathy od razu zorientowałaby się, że coś jest nie tak. - Zayn, skarbie, wszyscy czekają już tylko na ciebie - westchnęłam, stając przed drzwiami łazienki
- Ch…la… - wymamrotał coś nieskładnie, ale już po chwili usłyszałam przekręcanie zamka i drzwi się uchyliły. „No jasne…” uśmiechnęłam się, widząc mojego chłopaka, zawzięcie szorującego zęby. 
- Kolejny nałóg? - prychnęłam. - Robisz to chyba ze sto razy dziennie.
- Ni…wda… - wybełkotał, na co roześmiałam się głośno, przysiadając na brzegu wielkiej wanny. 
- Prawda, prawda - rozbawiona pokiwałam głową.
- No i już - uśmiechnął się szeroko, stając naprzeciwko mnie. - I jak wyglądam?
- Jak zawsze czarująco - puściłam mu oczko, na co roześmiał się, ponownie spoglądając w lustro, aby poprawić włosy. Pokręciłam z niedowierzaniem głową, podnosząc się z miejsca. Chwyciłam go za rękę, starając się wyciągnąć go z tego pomieszczenia. Niestety byłam zbyt słaba i już chwilę później wylądowałam w jego ramionach. Miętowy zapach momentalnie obezwładnił moje nozdrza. 
- Wolałbym zostać tu… - szepnął, muskając moje usta. - Z tobą…
- Josh czeka - uśmiechnęłam się, kiedy jego dłoń zaczęła zjeżdżać po moim kręgosłupie. „To normalne, że jego dotyk pali moją skórę nawet przez materiał koszulki?” - Zayn - za wszelką cenę starałam się nie ulec jego delikatnym pocałunkom, które zostawiał na mojej szyi. - Proszę...
- To ja proszę - szepnął, przygryzając płatek mojego ucha, a ja mimowolnie westchnęłam.
- Miałaś go wyciągnąć z łazienki, a nie w niej zatrzymywać - usłyszałam głośny śmiech Harrego, stojącego w drzwiach i od razu poczułam, jak moje policzki zaczynają płonąć. „No świetnie…” 
- Właśnie wychodzimy - roześmiał się Zayn, po którym nie było widać żadnego zażenowania i pociągnął mnie za rękę na korytarz.
- Pięć minut i będę gotowy - prychnął Harry, zatrzaskując nam drzwi przed nosem.
- Słyszałaś? - Zayn uśmiechnął się łobuzersko. - Mamy aż pięć minut, a znając Harrego, to nawet trochę więcej.
- Słyszę to! - krzyk zza drzwi sprawił, że razem z Zaynem wybuchliśmy głośnym śmiechem.
- Chodźmy na dół - stwierdziłam, ale nim zdążyłam zrobić nawet jeden krok, Zayn przyciągnął mnie do siebie i zaplótł ręce za moimi plecami.
- Podaj chociaż jedne powód…
- Chociaż raz nie spóźnicie się z twojego powodu - przerwałam mu, na co roześmiał się, całując mój policzek.
- Powiedzmy, że mnie przekonałaś - westchnął. Zeszliśmy do salonu, gdzie byli już wszyscy prócz Harrego. Louis zawzięcie dyskutował o czymś z Niallem i Gemmą, Kathy pogrążyła się w rozmowie z Liamem, a ja przysłuchiwałam się biciu serca mojego chłopaka, który trzymał mnie na swoich kolanach. - Możemy jeszcze zostać… - wyszeptał, na co mimowolnie się uśmiechnęłam. Uwielbiałam, kiedy był taki troskliwy. „Chociaż tym razem naprawdę nie miał do tego powodu…” 
- Macie tam iść i świetnie się bawić - ucałowałam jego policzek.
- Gotowi na imprezkę? - Harry stanął na środku salonu, szczerząc się przy tym jak wariat.
- Idę o pięć funtów, że rano połowy z tej imprezki nie będzie pamiętał - roześmiał się Louis.
- Wchodzę w to - Niall pokiwał głową, wciskając do ust garść chipsów.
- Daje dziesięć, że do północy będzie spał jak dziecko - przyłączył się Zayn.
- Stoi - Lou przybił piątkę z moim chłopakiem.
- Czasem zastanawiam się, dlaczego jeszcze się z wami przyjaźnię - oburzył się Styles. 
- Dobra, zbierajmy się, jeśli chcemy być u Josha przed tą waszą północą - Liam podniósł się z miejsca, poklepując Harrego po ramieniu. - A wam, drogie panie, życzę miłego wieczoru - uśmiechnął się.
  - Zamknę za wami - zaproponowałam i już chwilę później machałam na pożegnanie chłopakom, którzy zmierzali do samochodu. „No może nie wszyscy…” zaśmiałam się pod nosem, kiedy Zayn chyba po raz dziesiąty złożył „pożegnalnego” całusa na moich ustach. 
- Malik, idziesz, czy mamy jechać bez ciebie?! - krzyknął Louis, na co mój chłopak wzruszył tylko niedbale ramionami. 
- Jakby coś się działo, to dzwoń - po raz kolejny cmoknął mnie w usta.
- Zayn! - tym razem to Harry postanowił go ponaglić.
- Pamiętaj… - kolejny całus.
- Idź już - roześmiałam się, wypychając bruneta za drzwi.
- Buziak? Ostatni? - prychnęłam rozbawiona, muskając jego usta. - Kocham cię! - dodał jeszcze, przekraczając próg. 
- Kocham cię bardziej - uśmiechnęłam się do niego, po czym zamknęłam drzwi, opierając się o nie plecami. - Dziewczyny! - krzyknęłam. - Chata wolna! Dawać mi to wino…


  - Ja na razie pasuję - westchnąłem, przekręcając kieliszek do góry dnem. - Muszę coś zjeść…
- Zjadłeś dziś już więcej, niż wypiłeś - prychnął rozbawiony Jon.
- Wypiłem tyle co wy - broniłem się. - Po prostu mam mocny łeb. A czemu mocny?
- Bo…
- Bo irlandzki! - krzyknąłem, przerywając Stylesowi, na co reszta wybuchła głośnym śmiechem. „Tego właśnie było mi trzeba…” zarzuciłem nogi na stół, uświadamiając sobie, jak dużo czasu minęło od naszego ostatniego męskiego spotkania. Wszystko to, co wydarzyło się w przeciągu ostatnich tygodni sprawiło, że nikt nawet nie myślał o rozrywce. „Na szczęście mamy to już za sobą…” zaśmiałem się pod nosem, obserwując kumpli. Sandy i Liam w towarzystwie głośnego dopingu Dana i Louisa próbowali przejść kolejną misję w jakiejś nowej grze. „Chyba za bardzo wczułeś się w to kibicowanie…” prychnąłem, wpychając do ust garść żelek, kiedy Dan prawie wylał swoje piwo, podskakując w tym samym momencie, co postać na ekranie. „A temu co?” rozbawiony zerknąłem na Josha, który wydawał właśnie okrzyk tryumfu po tym, jak pokonał Harrego na rękę. Zayn i Jon postanowili natomiast dotlenić swoje płuca i wyszli na balkon, nie przerywając swojej zaciętej rozmowy na temat jednego z filmów. „Mógłbyś wziąć z nich przykład…” wtrąciło moje drugie ja. „Nawet gdyby się paliło, nie odejdę od stołu…” prychnąłem, sięgając po kolejną porcję żelek.
  - Dobra, panowie, to jeszcze po jednym - odezwał się nagle Josh, sięgając po butelkę.
- Ja już nie piję - Zayn uniósł ręce w obronnym geście, kiedy Jon prawie na siłę wciągnął go do środka, zatrzaskując drzwi balkonowe. 
  - Nie gadaj głupot - Josh wywrócił oczami, napełniając jego kieliszek.
  - Liam w ogóle nie pił, Niall spasował, więc czemu ja nie mogę? - jęknął Malik, rozsiadając się w fotelu. - Naprawdę…
  - Jesteś pantofel i tyle - przerwał mu Harry.
  - O nie! Cofnij to - oburzył się Zayn, mrużąc lekko oczy.
- Pan-to-fel. P-a-n-t-o-f-e-l… - Styles zabawiał się słowotwórczo. Kiedy wypije, potrafił być chyba jeszcze bardziej irytujący niż zazwyczaj.
- Coś mi mówi, że będzie się działo - w mgnieniu oka dołączył do nas Louis. - Mogę sędziować w tym pojedynku - prychnął. 
- Macie popcorn? - roześmiał się Sandy, przysiadając na brzegu kanapy. - Niall, podziel się tymi żelkami…
- Weź sobie chipsy - wywróciłem oczami, odsuwając od niego miskę.
- Nie jestem pantoflem - bronił się Zayn. - Po prostu…
- Po prostu Sue czeka na mnie w domu i nie powinienem zbyt dużo pić… - Harry zaczął przedrzeźniać Malika, na co wszyscy po raz kolejny wybuchliśmy głośnym śmiechem.
- Naprawdę brzmiałeś jak Zayn - Josh poklepał Stylesa po ramieniu.
- Zayn, nie daj mu się! - Louis postanowił podkręcić atmosferę. „I znów skończy się urwaniem filmu…” Rozbawiony obserwowałem zaciętą walkę na spojrzenia pomiędzy Zaynem i Harrym. „I znów wygrałeś, Styles…” prychnąłem, kiedy Malik postanowił udowodnić, że nie jest pantoflarzem i szybkim ruchem wlał sobie do gardła zawartość kieliszka. „I to nie jednego…” Z każdą minutą butelkom było bliżej dna, a Harry i Zayn wyglądali, jakby dopiero się rozkręcali. „Ciekawe, jak oni wrócą do domu?” 
  - Widzisz, nie jestem pantoflarzem! - wybełkotał Zayn, poklepując Harrego po ramieniu.
  - Pantoflarzem może i nie, ale za to jesteś kompletnie pijany - prychnął Liam.
  - Pijany? Ja? - Malik nie bez trudu podniósł się na nogi i chwiejnym krokiem podszedł do Jona. - Daj mi pasek. Udowodnię wam, że jestem trzeźwy! - machnął ręką i odebrał część garderoby od przyjaciela. „A więc bawimy się w chodzenie po prostej linii…” - Wszystkim wam udowodnię - wymamrotał pod nosem i przykucnął, ale nie zdążył nawet położyć paska na podłodze, kiedy sam runął na nią z wielkim hukiem. - Tylko się potknąłem - oburzył się, kiedy wszyscy wybuchliśmy głośnym śmiechem.
  - W takim razie wypij od razu na dwie nóżki, żebyś więcej już się nie potykał - wybełkotał Harry i usiadł obok niego na podłodze, trzymając w ręku kolejną butelkę.
  - I to jest prawdziwy przyjaciel, a nie jakieś zdradzieckie małpy, które cieszą się z cudzego nieszczęścia - Zayn przejął alkohol od Stylesa i od razu pociągnął  spory łyk. - Za moje nogi!


  - Słyszycie to - Kathy spojrzała na nas, leniwie się uśmiechając. 
  - Niby co? - zmarszczyłam czoło, nadstawiając uszu.
  - No właśnie nic - spojrzała na mnie, wzruszając ramionami. - Kompletna cisza… Jestem w niebie - roześmiała się, 
- Nie tylko ty, uwierz mi - Gemma poprawiła się na kanapie, kładąc nogi na oparciu - Myślę, że gdyby częściej nie było ich w domu, mogłabym tu nawet zamieszkać - prychnęła.
- To może wypijmy za to, żeby zbyt wcześnie nie wrócili - roześmiałam się, wyciągając kieliszek w kierunku dziewczyn.
- Uważasz, że wygram z moim lenistwem i wyciągnę dłoń tak daleko? - Gemma uniosła powątpiewająco brew, po czym wzięła łyk wina. Postanowiłam nie być gorsza i bez wahania skosztowałam czerwonego napoju. Chciałam jak najszybciej w pełni się rozluźnić i zapomnieć o dzisiejszym incydencie z Jamesem. Nadal zastanawiałam się jednak, czego ten palant mógł jeszcze chcieć od mojej siostry. Nie uspokajała mnie nawet jedna z moich ulubionych piosenek, dochodząca z głośników odtwarzacza. „Czemu Kathy od razu nie powiedziała mi o tych kwiatach?” westchnęłam, zamykając oczy. Miałam ochotę wszystko z niej wyciągnąć, ale wiedziałam, że wtedy musiałabym też powiedzieć jej, kogo widziałam pod naszą bramą. Gdybym to zrobiła, moja siostra zapewne od razu chciałaby to wszystko wyjaśnić, a ja nie mogłam pozwolić na to, żeby miała jakikolwiek kontakt z Turnerem. „Zbyt dobrze znałam jej miękkie serce…” wzdrygnęłam się na samą myśl o jej powrocie do tego bydlaka. „Najchętniej pojechałabym do niego i nakopała mu do…” W głowie układałam już przebieg tego spotkania. Wiedziałam jednak, że nie mogę sobie na to pozwolić, bo sprowadziłoby to kolejne problemy i to nie tylko na mnie i moją siostrę, ale też na Zayna i resztę chłopaków. - Słuchasz nas, czy już śpisz? - z moich rozmyślań wyrwał mnie głos Gemmy
- Nie śpię - otworzyłam oczy. - Odprężam się.
- Odprężasz się? A może planujesz swoją kolejną upojną noc z Zaynem? - prychnęła, trącając mnie stopą. - Och, Zayn! Tak, Zayn!
- Zayn, jesteś taki gorący! - dołączyła do niej Kathy.
- Przestaniecie? - roześmiałam się, obserwując, jak wiercą się na swoich miejscach, rzekomo mnie naśladując. - Prawda jest taka, że po prostu mi zazdrościcie - wypięłam dumnie pierś.
  - Kochana - Gemma wywróciła oczami. - Mamy do dyspozycji całą resztę - uśmiechnęła się szeroko. - No dobra, Liam i Louis też są zajęci - westchnęła. - Ale, ale… - uniosła palec, jakby wpadła właśnie na jakiś genialny pomysł. - Ja wezmę sobie Nialla, a Kathy Harrego - roześmiała się. - Może zostaniemy rodziną - zachichotała, stukając o kieliszek mojej siostry swoim, po czym upiła łyk wina.
  - O nie - Kathy rozbawiona pokręciła głową. - Wystarczy, że mama Zayna… - wypowiedź mojej siostry przerwał dzwonek do drzwi. - Spodziewamy się jeszcze kogoś? - spojrzała na nas, marszcząc czoło i podniosła się z miejsca.
  - Niestety nie - westchnęłam. - Chociaż nie pogardziłabym jakimś przystojniakiem, który zrobiłby dla nas mały pokaz - zażartowałam, biorąc łyk procentowego napoju. 
  - Powiem wszystko Zaynowi! - prychnęła, po czym skierowała się do drzwi, znikając z zasięgu naszego wzroku.
  - Albo Kathy się po drodze zgubiła, albo twoje marzenie się spełniło i to naprawdę jakiś przystojniak, którego właśnie bajeruje - prychnęła po chwili Gemma, kiedy moja siostra wciąż nie pojawiała się w salonie.
  - Może chodźmy to sprawdzić - zaproponowałam, podnosząc się z fotela.
  - Mówiłam, że to jakieś ciacho - zaśmiała się Gemma, kiedy wyprzedziła mnie i pierwsza stanęła w holu. Chciałam już coś odpowiedzieć, ale kiedy zauważyłam naszego gościa, poczułam jak krew w moich żyłach momentalnie przyśpiesza. „Znowu ty?!” - Czekaj, czekaj… Czy to…
  - James, do cholery, co ty tu robisz? - wycedziłam przez zaciśnięte zęby, przerywając tym samym Gemmie, która i tak zdążyła się już chyba domyślić, kim była stojąca przed nami osoba. - Kto cię tu w ogóle wpuścił?!
- Kathleen… - jej imię w jego ustach zabrzmiało prawie jak modlitwa. - Proszę…
- Czego on chce? - spojrzałam na moją siostrę, której oczy momentalnie się zaszkliły. 
- On… Ja… On… - pokręciła głową, wbijając wzrok w Turnera.
- Po co tu przyszedłeś? - wymamrotałam, starając się za wszelką cenę zachować spokój, co i tak nie wychodziło mi najlepiej. - Z tego co wiem...
- Kathy proszę, daj mi szansę - James w ogóle nie zwracał uwagi na to, co mówię. - Ja musiałem… Kiedy oni wyszli… Ja… Musiałem cię zobaczyć… - zaczął nieskładnie. - Kocham cię. Już dłużej nie dam sobie bez ciebie rady. Ja powoli umieram, Kathy… Błagam… - moja siostra wpatrywała się w niego, chowając drżące dłonie w kieszeniach swetra. Starałam się przetworzyć w głowie jego słowa. „Kiedy oni wyszli…” poczułam nieprzyjemny dreszcz, kiedy uświadomiłam sobie, że musiał stać tu cały dzień. Spojrzałam na roztrzęsionego bruneta, który wcale nie wyglądał jak ten James, którego zapamiętałam. Nie był już tym pewnym siebie prawnikiem, tylko wrakiem człowieka. Cały drżał, wpatrując się w moją siostrę zaczerwienionymi oczami, które szukały u niej przebaczenia.
- Słyszałeś, co powiedziała Sue?! - krzyknęła Gemma, wyrywając mnie z rozmyślań i przywracając mi tym samym racjonalne myślenie.
  - Wynoś się stąd! - wrzasnęłam, wskazując ręką drzwi. - Rozumiesz?! Nikt nie chce cię tu widzieć!
- Dziewczyny, proszę… - drżący głos  Kathy i błękitne tęczówki błyszczące od łez, mówiły coś, czego starałam się do siebie nie dopuszczać. „Nie, Kathy… Nie możesz się poddać…”
- On stał tu przez cały dzień! – warknęłam.
- Co? - moja siostra spojrzała na mnie zaskoczona.
- Wynoś się stąd, zanim wezwę policję - zwróciłam się ponownie do Jamesa.
- Kathleen, błagam, porozmawiaj ze mną… - brunet kompletnie nie reagował na moje słowa. Zachowywał się, jakby oprócz mojej siostry nie istniało nic więcej.
- James…
- Kochanie, wróciłem! - moją wypowiedz przerwał głos Zayna, który z impetem otworzył drzwi i chwiejnym krokiem podszedł do mnie,mocno mnie obejmując.
- Jesteś pijany…
- Obaj jesteśmy - Harry wyszczerzył swoje białe ząbki, stając w wejściu wsparty o ramię Nialla, który wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami. „Tylko on zauważył obecność Jamesa?”
- Czego tu jeszcze szukasz? - „Jednak nie tylko on…” usłyszałam podniesiony głos Louisa, który momentalnie przepchnął się pomiędzy chłopakami i stanął obok mojej siostry.- Pytam o coś!
- Chcę porozmawiać z Kathy...
- Nie widzisz, że ona nie ma na to ochoty - Louis zrobił krok do przodu, jakby własnym ciałem chciał osłonić moją siostrę i zaczął mierzyć się z Jamesem na spojrzenia.
- Jesteś z nim - wyszeptał po chwili Turner, z wyrzutem spoglądając na Kathy. - Jesteś z nim! - wrzasnął, zwracając tym uwagę nawet mojego chłopaka.- Ty szma… - nie zdążył dokończyć, kiedy pięść Louisa wylądowała na jego twarzy, sprawiając, że na moment stracił równowagę.  
- Louis! - Kathy momentalnie stanęła pomiędzy nimi, ratując tym samym Jamesa przed kolejnym ciosem.
  - Odsuń się, Kathleen! - wymamrotał Louis, spoglądając na nią z powagą. - Muszę to w końcu załatwić.
  - Wyluzuj, stary - Liam podszedł do Tomlinsona, chwytając go za ramię. - Niepotrzebne są ci teraz takie problemy…
  - Nie obchodzi mnie…
  - Ja ci pomogę! - zareagował nagle mój chłopak i chwiejnym krokiem ruszył w stronę Jamesa.
  - W tym stanie nikomu nie będziesz pomagał - zatrzymałam go, przyciągając za rękę do swojego boku.
  - Louis, odpuść już - odezwał się Niall, obserwując przyjaciela, który dosłownie kipiał z wściekłości. „Nie tylko on…”
  - Masz sekundę, żeby stąd zniknąć - wysyczał Tommo w kierunku Jamesa. - I robię to tylko dla Kathy…


  - Za kogo ty się uważasz, co? - usiadłem na brzegu kanapy, obserwując rozgrywającą się awanturę. „A myślałem, że gorzej dziś już być nie może…”
- Za twojego przyjaciela! - Louis wywrócił oczami, opierając się o komodę.
- To wcale nie upoważnia cię do robienia takich rzeczy - blondynka stanęła przy drzwiach prowadzących na taras, nie spuszczając wzroku z Tomlinsona.
- Takich rzeczy?! - Tommo zmarszczył czoło. - Ten ochroniarz…
- Ten ochroniarz nie wiedział, kim jest James! - warknęła.
- Kathy, on…
- Nie przerywaj mi, Niall - blondynka pokręciła głową. - On nie mógł wiedzieć, że nie powinien wpuszczać Jamesa, bo jest tu na zastępstwie za Marka, więc na litość boską idź tam i go przeproś! 
- Nie ma mowy - Louis uparcie bronił swojego.
- Nawrzeszczałeś na niego, jakby był winien całej tej sytuacji! - Kathy wywróciła oczami.
- Jeśli już mówimy o winie, to może napilibyśmy się po lampce - odezwał się nagle Malik, u którego złość na Jamesa zdążyła już ustąpić miejsca wcześniej wypitym promilom.
- Zayn, proszę cię - Susanne zasłoniła mu usta dłonią, na co Harry całkowicie bez powodu wybuchnął głośnym śmiechem. „Trzeba zapamiętać, żeby już nigdy więcej nie dawać im razem pić…”
  - Myślę, że panu Stylesowi wystarczy już na dziś wrażeń - westchnęła Gemma, podchodząc do swojego brata i stawiając go na nogi. - Czas do łóżka - wywróciła oczami, kiedy Harry postanowił jeszcze ucałować wszystkich na dobranoc. 
  - My też już pójdziemy spać - odezwała się po chwili Sue, spoglądając na Zayna.
  - Nie jestem śpiący - Malik pokręcił głową, posyłając jej szeroki uśmiech.
  - Ale ja jestem - westchnęła blondynka.
  - W takim razie… - Zayn z pomocą Sue podniósł się z kanapy i wsparty na jej ramieniu ruszył w kierunku schodów. - Tylko ją odprowadzę i zaraz wrócę - spojrzał na nas przez ramię, na co mimowolnie prychnąłem pod nosem.
- Może wszyscy połóżmy się już do łóżek, a wy wyjaśnicie sobie wszystko jutro - zaproponował Niall, spoglądając na Kathy i Louisa, których miny wskazywały, że nie zamierzają tak szybko odpuścić. 
- Kathleen, posłuchaj mnie... - zaczął Louis. „A może ktoś jednak wyciągnie białą flagę?” - Nie widzisz, że staram się chronić cię przed tym psycholem? - wyrzucił ręce w górę. - Do cholery, obiecałem ci, że przy tobie będę i zamierzam dotrzymać słowa! Jako przyjaciel mam obowiązek stawać w twojej obronie!
- Jako przyjaciel nie musisz podbijać oka mojemu byłemu i dodatkowo mieszać z błotem swoich pracowników! - chyba pierwszy raz w życiu widziałem tak wściekłą Kathy. Wiedziałem jednak, że ma sporo racji. Rozumiałem, że Louis miał prawo być zły, ale nie powinien tak warczeć na tego ochroniarza. Co do ciosu, sam miałem ochotę przyłożyć temu popaprańcowi, ale mogłoby to nam tylko zaszkodzić, a problemów i tak nam nie brakowało.
- Faktycznie! Powinienem był pobiec na górę, spakować cię i życzyć waszej dwójce szczęścia, co?! - Tommo przeczesał dłonią włosy. - Po moim trupie, Kathleen... - dodał, kiedy dziewczyna otwierała już usta, żeby coś powiedzieć.
- Poradziłabym sobie, bez całej tej twojej szopki! - blondynka starała się nie dać za wygraną.
- Rzeczywiście, poradziłabyś - prychnął. „W tym przypadku sarkazm to chyba nie najlepsze posunięcie…” westchnąłem. - Stałaś tam jak słup, a jedyną oznaką tego, że jeszcze żyjesz, były strugi łez, które lały się z twoich oczu.
  - Przestań, dobrze?!
- Mam przestać, kiedy mówię prawdę?! - podniósł głos. - Całe szczęście, że były z tobą dziewczyny, chociaż i one pewnie wiele by tu nie zdziałały! Nadal uważasz, że nie powinnaś zgłosić tego na policję?!
- Nie zaczynaj! - dziewczyna otarła rękawem policzek, po którym zaczęły spływać pierwsze łzy. - Nie znasz go! Przeszedł…
- Znam tą śpiewkę na pamięć, Kathy - Louis wywrócił oczami. - Nie rozumiesz, że on nie podda się, dopóki do niego nie wrócisz? - westchnął. - Jakoś nie mam ochoty po raz kolejny przez to wszystko przechodzić!
- Zrozum, że nie jestem już małą dziewczynką i dobrze wiem, co robię - Kathy podeszłą do Louisa, nadal mierząc się z nim spojrzeniami. - Nie potrzebuję opieki!
- Nic nie rozumiesz - Lou pokręcił zrezygnowany głową. - Nie przyszło ci na myśl, że może chce się tobą opiekować?! 


  - Nie wierzę… - westchnąłem, odkładając telefon na nocną szafkę. „Czwarta a ja nadal nie śpię…” podłożyłem dłonie pod głowę, zamykając oczy. „I już nie zasnę…” Głowa pękała mi od natłoku myśli. Starałem się zrozumieć, co James chciał osiągnąć swoim przybyciem i dlaczego Kathy nadal tak uparcie go broniła. „Dobrze wiesz dlaczego…” odezwało się moje drugie ja. Przez jakiś czas wydawało mi się, że jej miłość do tego palanta to już tylko wspomnienie. Z każdym kolejnym dniem stawała się radzić sobie coraz lepiej. Zacząłem przyzwyczajać się już do tej prawdziwej, radosnej Kathy, kiedy wszystko znów musiało zacząć się psuć. „Pieprzone życie…” odrzuciłem na bok kołdrę, podnosząc się z materaca. „Jutro będę ledwo żywy…” westchnąłem, wychodząc na korytarz i kierując się w stronę schodów. Zatrzymałem się jednak na ostatnim stopniu, dostrzegając palące się w kuchni światło. Byłem prawie pewien tego, kogo tam zastanę. „Nie tylko ja nie mogę spać…” uśmiechnąłem się lekko, widząc siedzącą przy wysepce kuchennej Kathy, która zdawała się nie zauważać albo całkowicie ignorować moją obecność. „Trzeba jakoś zakończyć ten spór…” przeczesałem ręką włosy i zacząłem przegrzebywać szafki w poszukiwaniu saszetek z gorącą czekoladą. „Sprytnie to wymyśliłeś, Tomlinson…” moje drugie ja z uznaniem pokiwało głową.
- Ktoś ostatnio powiedział mi, że gorąca czekolada jej taty działa cuda - dosiadłem się do blondynki, stawiając na blacie dwa parujące kubki. - Nie wiem czy ta mojego autorstwa też ma takie działanie, ale nie zaszkodzi spróbować - dodałem, kiedy Kathy wciąż milczała. „To chyba nie był jednak najlepszy pomysł…” pomyślałem. 
- Dziękuję - szepnęła nagle. - I przepraszam - zwróciła twarz w moją stronę.
- To ja powinienem cię przeprosić - westchnąłem. - Nie powinienem był się tak zachować, ale…
- Starasz się mnie chronić - przerwała mi, ponownie przenosząc wzrok przed siebie. - Wiesz czego tak naprawdę się boję? - zapytała po chwili. - Nie Jamesa, ale tego, że sprowadzę na was jeszcze większe kłopoty…
- O nas nie musisz się martwić - spojrzałem na nią, kręcąc głową. Ubogie światło lampek umieszczonych przy szafkach nie było w stanie ukryć jej zapłakanych oczu.
- Oczywiście, że muszę - wbiła we mnie swoje błękitne tęczówki. - Nadal jestem na ciebie wściekła za to, że uderzyłeś Jamesa - szepnęła. „Znowu wracamy do tej kłótni?” - Ale nie jestem wściekła za to, że to zrobiłeś, tylko dlatego, że możesz mieć przez to jeszcze większe problemy… 
- Jakoś sobie poradzę - uśmiechnąłem się do niej.
- Muszę z nim porozmawiać, bo wiem, że jest zdolny, by wnieść oskarżenie. Może uda mi się wybić mu to z głowy…
  - Nie ma mowy… - zaprotestowałem, czując, jak na samą myśl o spotkaniu tych dwoje, krew zawrzała w moich żyłach. - Wybij to sobie z głowy - wymamrotałem. „Poradzę sobie z nim sam…” dodałem w myślach. „Najwyżej będę karany za pobicie…”
- Te kwiaty, które dziś dostałam też były od niego - odezwała się nagle. „Co?!”- Proszę, zanim coś powiesz, to… Nie miej do mnie pretensji, że ci nie powiedziałem - westchnęła. - Nie chciałam wam mówić, bo nie potrzebuję litości. Z resztą wiem dobrze, jak byście zareagowali.
- Musisz… - spojrzałem na nią z powagą. - Przyjaźnimy się, tak?
- Jeśli nadal tego chcesz, to oczywiście, że tak - delikatnie się uśmiechnęła.
- W takim razie musisz mi obiecać jedno - chwyciłem jej dłonie. - Mów mi o wszystkim. Obiecuję, że postaram się myśleć zanim coś powiem lub zrobię, ale proszę, mów mi o wszystkim. Razem zdziałamy więcej niż osobno.
- Ale…
- Takie maleństwo jak ty nie pokona całego świata - przerwałem jej, na co wywróciła oczami.
- Nie jestem mała - oburzyła się, na co mimowolnie się uśmiechnąłem. - Dobrze - odetchnęła po chwili. - Postaram się.
- Obiecaj - mocniej ścisnąłem jej drobne dłonie, nie odrywając od niej wzroku.
- Obiecuję.


♥♥♥

Witajcie kochani! :)

Na samym początku, chciałybyśmy bardzo, ale to bardzo przeprosić Was za naszą nieobecność. Laptop popsuł się nam w najmniej oczekiwanym momencie i nie było sposobu, by odzyskać go wcześniej.  Mamy ogromną nadzieję, że nam wybaczycie! :)


Kolejny rozdział za nami. Co prawda miał być on nieco krótszy, jednak w ramach przeprosin odrobinę go wydłużyłyśmy.  Chyba nie macie nam tego za złe? :)
No i oczywiście napiszcie jak wrażenia po przeczytaniu! Nie będziemy ukrywać, że strasznie jesteśmy ciekawe waszej opinii :)


Co u Was słychać?! Chyba mamy sporo do nadrobienia! :)
My oficjalnie rozpoczęłyśmy ferie, które niestety nie zapowiadają się być takimi feriami o jakich marzymy... Ciągle tylko praca, praca i praca. Okazuje się, że dorosłe życie wcale nie jest takie wspaniałe, jakie się wydawać mogło  :) 
Swoją drogą, nawet nie wyobrażacie sobie, jak za Wami tęskniłyśmy! Kolejnej takiej rozłąki chyba byśmy nie przeżyły! 
Ściskamy najmocniej jak potrafimy Xx
MADDIE&CAROL