czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział 1.



            Skierowałam swoje kroki w miejsce, gdzie przychodziłam zawsze, gdy chciałam pozbierać myśli po męczącym dniu. O tej porze zawsze było tam tak spokojnie. „Zupełnie jak nie w Londynie…” zaśmiałam się pod nosem. Zazwyczaj nikogo tam nie spotykałam, dlatego zdziwiłam się, widząc, że tym razem moje miejsce jest zajęte. Postanowiłam jednak nie rezygnować z wcześniejszych planów. „Chyba starczy tam miejsca dla dwóch osób…” Zmierzałam powoli w stronę osoby opartej o barierkę. Chłopak nie spojrzał nawet w moim kierunku. Stał wpatrzony w obraz przed sobą jak zahipnotyzowany. Zaciągnął się papierosem, po czym zaczął powoli wypuszczać dym ze swoich płuc. Podeszłam bliżej niego i oparłam ramiona o drewnianą poręcz.
            - Ładnie tu - usłyszałam nagle ciepły, męski głos.
            - Rzeczywiście, ładnie - zamknęłam oczy, ciesząc się ostatnimi promieniami zachodzącego słońca, muskającymi delikatnie moją skórę.
            - Często tu bywasz? - odezwał się znów po chwili milczenia.
            - Prawie codziennie - uśmiechnęłam się. - A ty?
            - Rzadko, bardzo rzadko… Już dawno tu nie byłem - wymamrotał. Otworzyłam powoli oczy i skierowałam swój wzrok na bruneta.
            - A co sprawiło, że znów się tu pojawiłeś, Zayn? - zapytałam z ciekawości.
            - Chwila, skąd wiesz…
            - Naprawdę dziwi cię to, że znam twoje imię? W całej Anglii nie ma chyba osoby, która by o tobie nie słyszała - powiedziałam rozbawiona.
            - Czasem naprawdę zapominam, że od jakiegoś czasu jestem rozpoznawany przez ludzi, których widzę pierwszy raz w życiu - zaśmiał się. - A co do twojego pytania, to chciałem po prostu odpocząć… - westchnął, wyrzucając niedopałek papierosa do wody. - Od tego całego zgiełku wokół…
            - W takim razie nie powinnam ci przeszkadzać - miałam zamiar się wycofać, ale nie zdążyłam zrobić nawet jednego kroku, bo brunet chwycił mnie za rękę.
            - Zostań - powiedział. - Wydaje mi się, że to w pewnym sensie twoje miejsce, więc jeśli ktoś miałby sobie stąd pójść, to raczej ja. Pewnie chciałaś pobyć trochę sama, a ja…
            - Mam pomysł - przerwałam mu, z powrotem opierając się o barierkę. - Może po prostu zostańmy tu we dwoje.
            - Kusząca propozycja - uśmiechnął się i spojrzał na mnie swoimi ciemnymi oczami. Było w nich coś takiego…
            - Przepraszam - wydukałam nagle, słysząc dźwięk mojego telefonu i zabrałam się za jego poszukiwania. „Muszę w końcu uprzątnąć ten bałagan…" westchnęłam, kiedy byłam zmuszona wyciągnąć prawie całą zawartość torebki tylko po to, żeby dobrać się do konkretnej rzeczy. - Halo? - przyłożyłam telefon do ucha. - Tak, zaraz będę… Daj mi piętnaście, góra dwadzieścia minut - wydukałam i rozłączyłam się. - Przepraszam, ale na mnie już czas - spojrzałam na chłopaka.
            - Miło było cię poznać… - zaciął się, wyciągając rękę w moją stronę.
            - Sue… - dokończyłam i uścisnęłam jego dłoń. - Mi również było miło cię poznać - uśmiechnęłam się do niego szeroko, po czym odkręciłam się i ruszyłam przed siebie.


            - Mam nadzieję, że jutro zjawicie się tam punktualnie - wymamrotał Paul, zarzucając na siebie płaszcz.
            - Bez problemu, tak jak było uzgodnione - Liam uśmiechnął się uspokajająco w jego kierunku. W zasadzie był on jedyną osobą, w której zapewnienia Paul całkowicie wierzył. Uważał go za najbardziej odpowiedzialnego z całej naszej piątki. Właściwie miał rację. W końcu nie bez powodu nazywaliśmy Liama naszym „tatusiem”.
            - W takim razie do zobaczenia. Tylko ma być spokój - pogroził nam palcem jak małym dzieciom. - Mam nadzieję, że tym razem pobudka odbędzie się bez większych problemów - roześmiał się, zamykając za sobą drzwi. Popatrzyliśmy na siebie nawzajem, po czym jednocześnie wybuchliśmy głośnym śmiechem. Faktycznie, ostatnio trochę zabalowaliśmy, ale nie mogliśmy przecież przewidzieć, że wywiad zostanie przeniesiony na wcześniejszą godzinę. 
            - Dobra, ja idę coś zjeść - wymamrotał Niall. - Te dwie godziny z Paulem zupełnie mnie wykończyły. Myślałem, że umrę z głodu - jęknął, łapiąc się za brzuch.
            - Czekaj! - roześmiał się Harry. - Też zgłodniałem - zarzucił rękę na ramię Horana i razem z nim zniknął w kuchni.
            Chwilę później w korytarzu zostałem już tylko z Louisem. Liam zdążył zaszyć się w swoim pokoju, żeby zadzwonić do Danielle i zdać jej relację z dzisiejszego dnia. Spojrzeliśmy na siebie i bez słowa ruszyliśmy do salonu. Opadłem na kanapę, przeciągając się, po czym zamknąłem oczy.
            - Masz szczęście, że zjawiłeś się w odpowiednim momencie. Gdybyś widział minę Paula, kiedy zorientował się, że jeszcze cię nie ma… - Lou roześmiał się, siadając obok mnie. - Czy on sobie ze mnie żartuje!? Przecież mówiłem, że muszę z wami porozmawiać! - zaczął naśladować głos menadżera. - Minuta spóźnienia więcej, a Paul by cię…
            - Nie kończ… - ziewnąłem niekontrolowanie. - Wiem, co by zrobił.
            - Swoją drogą, gdzie ty byłeś? - otworzyłem oczy, spoglądając na przyjaciela.
            - Tu i tam - roześmiałem się.
            - Tyle to wiedziałem i bez rozmowy z tobą - wymamrotał.
            - To trochę dziwne… - zacząłem. - Spotkałem dziś dziewczynę, śliczną blondynkę…
            - Masz rację, to naprawdę dziwne, Zayn. Przecież po ulicy chodzi tak mało dziewczyn, a blondynki to już w ogóle rzadkość - roześmiał się.
            - Wydaje mi się, że skądś ją znam - postanowiłem nie zwracać uwagi na komentarze kumpla. - Gdzieś ją już wcześniej widziałem…
            - Może to jedna z naszych fanek i zrobiłeś sobie kiedyś z nią zdjęcie, albo spotkałeś po którymś z koncertów - Louis założył ręce na kark.
            - Nie, to nie to - westchnąłem. - Gdybym zobaczył ją jeszcze raz, to może…
            - Może ją jeszcze kiedyś spotkasz - Louis sięgnął po pilot.
            - Nie...
            - Nie? - uniósł brwi. - No dobra, nie...
            - Nie o to mi… Czekaj! - nagle dotarło do mnie, o czym zapomniałem. Uderzyłem się ręką w czoło i sięgnąłem do kieszeni. - Kiedy ona grzebała w swojej torebce i szukała telefonu, to wypadł jej portfel…
            - I zamiast jej go oddać, to go gwizdnąłeś? - Louis zmarszczył czoło. - Teraz to naprawdę zaczyna robić się dziwne…
            - Dopiero kiedy sobie poszła, zorientowałem się, że go upuściła - przewróciłem oczami. - Chciałem za nią pobiec, ale wtedy zadzwoniłeś, że Paul…
            - Dobra, dobra - odłożył pilot z powrotem na stolik. - Teraz trzeba jej go oddać.
            - Wyślę go pocztą - wymamrotałem. Spojrzałem na Louisa, który wyjął mi portfel z rąk i zaczął go przeszukiwać.
            - Susanne Barkley - wymamrotał. - Aha! Jest i adres. Zbieraj się, jedziemy.
            - Ale teraz? - spojrzałem na niego zdziwiony. Byłam tak zmęczony, że ostatnią rzeczą na jaką miałem ochotę, była przejażdżka samochodem.
            - A kiedy? - podniósł się z miejsca. - Ta dziewczyna pewnie i tak już panikuje. Przecież tu są jej wszystkie dokumenty…
            - To jutro jej go zawieziemy - przetarłem oczy, kolejny raz ziewając. Miałem nadzieję, że uda mi się odwieść Louisa od jego pomysłu.
            - Tak? - przyjaciel spojrzał na mnie, unosząc brew. - A przypominasz sobie, gdzie mamy się pojawić z samego rana? Z resztą mamy zawalony cały jutrzejszy dzień, a jej to może być potrzebne - pomachał mi portfelem przed oczami.
            - Louis…
            - Zawiozę cię - ruszył w stronę korytarza. - Rusz ten leniwy tyłek, Zayn!


            Otworzyła mi drzwi. Ta sama drobna blondynka, tylko inaczej ubrana. Badała mnie wzrokiem przez kilka sekund. Patrzyła tak, jakby widziała mnie pierwszy raz w życiu. Właściwie, to miałem podobne uczucie. „Co za głupota, przecież spotkałem ją kilka godzin temu…”
            - Cześć. To tylko ja - zaśmiałem się.
            - Tylko ja? - zapytała cicho, nie przestając mi się uważnie przyglądać. Jej głos brzmiał równie delikatnie, co poprzednio, ale wydawał mi się jakiś inny… Obcy… „Zayn, ty naprawdę zwariowałeś…” - O co chodzi? - spojrzała na mnie pytająco.
            - Kiedy grzebałaś w torebce, wypadł ci portfel. Tak szybko sobie poszłaś, że nie zdążyłem ci go oddać - uśmiechnąłem się niepewnie.
            - Emm… Skąd sobie poszłam? - nieznacznie zmarszczyła czoło. „Albo udaje, że mnie nie pamięta, albo naprawdę ma chwilową amnestię…”
            - Z parku… Spotkaliśmy się tam… Dziś… - powiedziałem niepewnie.
            - Problem tkwi w tym, że nie byłam dziś w żadnym parku - jej twarz z każdą chwilą wyrażała jeszcze większe zdziwienie - …i albo zwariowałam i mam jakieś przewidzenia, albo właśnie rozmawiam z samym Zaynem Malikiem…
            - Jak to nie byłaś? Przecież… - nabrałem powietrza w płuca, przeczesując ręką włosy.
            - Ona nie, ale ja byłam - usłyszałem znajomy mi już głos, dochodzący z wnętrza mieszkania. Po chwili w korytarzu pojawiła się ona. „Ona?!” To niemożliwe… Przecież była jedna, a teraz stały przede mną dwie. Chyba dostałem rozdwojenia jaźni… A ostrzegali mnie, że papierosy szkodzą. „Koniec z paleniem Zayn, koniec z paleniem…" - Cześć - uśmiechnęła się do mnie.
            - Cześć - próbowałem przybrać normalny wyraz twarzy, co wcale nie było takie łatwe.
            - Widzę, że poznałeś już Kathy, moją siostrę - kiwnęła na nią głową. - Wiem, wiem, nie widać podobieństwa, ale jesteśmy bliźniaczkami. Co więcej, próbują nam wmówić, że jednojajowymi - zaśmiała się, po czym dostała kuksańca w bok od drugiej blondynki. - Skąd wiedziałeś…
            - Wypadł ci… - przerwałem jej, po czym wyciągnąłem w jej kierunku portfel.
            - Rany! - na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. - Nawet nie zauważyłam, że go zgubiłam - odetchnęła z ulgą, odbierając ode mnie swoją własność. - Dziękuję. 
            - Nie ma sprawy - uśmiechnąłem się niepewnie, przeczesując ręką włosy. Na moment zapadła krępująca cisza, którą na szczęście przerwało nagłe pojawienie się Louisa.
            - Ooo… - na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie. - A ja się zastanawiałem, czemu go tak długo nie ma - zaśmiał się. - Cześć, Louis jestem.
            - My będziemy już uciekać - spojrzałem na niego.
            - Tak, będziemy…
             - Nie ma mowy - Kathy przerwała Louisowi. - Skoro już nas odwiedziliście, to bez herbaty was nie wypuścimy. W końcu tacy goście nie zdarzają się codziennie - szeroko się uśmiechnęła. „Niesamowite, jak dwie osoby mogą być do siebie podobne…”
            - Dokładnie - Sue odsunęła się na bok, robiąc przejście. - Zapraszamy…
            - Nie chcemy przeszkadzać - wymamrotałem.
            - Nie przeszkadzacie - Kathy machnęła ręką. - Przecież nie będziemy tu tak stać. Wskakujcie - spojrzałem na Louisa, który uśmiechnął się, wzruszając ramionami.
            - Zayn, jeśli tak piękne dziewczyny zapraszają, to grzechem byłoby odmówić - „Cały Louis…” zaśmiałem się pod nosem. „Zawsze otwarty na nowe znajomości…” Przyjaciel minął mnie i zniknął w środku razem z Sue.
            - A ty nie wchodzisz? - zwróciła się do mnie Kathy.
            - Skoro tak nalegasz - zaśmiałem się, wchodząc do mieszkania i zamykając za sobą drzwi.
            Chwilę później siedzieliśmy już całą czwórką w salonie i piliśmy herbatę. „Sue…" Wpatrywałem się w nią i jej lustrzane odbicie. Były identyczne, a jednak coś ciągle sprawiało, że kierowałem swój wzrok właśnie na nią, na jej niebieskie oczy, na ten dołeczek w policzku, kiedy się uśmiechała… „Co się ze mną dzieje?!”
            - Zayn? - z moich rozmyślań wyrwał mnie głos Louisa. - Ty mnie w ogóle słuchasz? Musimy się zbierać.
            - A tak, tak - podniosłem się z miejsca.
            - Chwila! - Kathy gwałtownie wstała. Podeszła do szafki i chwyciła aparat. - Muszę uwiecznić to, że byliście w naszym mieszkaniu - roześmiała się.
            - No tak, taka okazja może się już nie powtórzyć - Sue przysunęła się do Louisa, który od razu objął ją ramieniem. Podszedłem do nich i stanąłem obok drobniutkiej blondynki.
            - Ej, brakuje nam tu tylko ciebie - odezwał się nagle Louis, po czym ruszył w kierunku dziewczyny i zabrał jej aparat z rąk. - Chodźcie - kiwnął na mnie i Sue głową. - Wspólne to wspólne - wszyscy przysunęliśmy się do siebie, pozując do samostrzału Louisa.
            - Genialne! - na twarzy Kathy pojawił się szeroki uśmiech, gdy na wyświetlaczu zobaczyła podgląd zdjęcia. Ruszyliśmy w stronę drzwi, żegnając się z dziewczynami.
            - Dzięki za herbatę i mam nadzieję, że do zobaczenia - kolejny już raz dzisiejszego dnia uchwyciłem tę małą dłoń, którą z łatwością mogłem zamknąć w swojej.
            - Kto wie, w końcu przypadki chodzą po ludziach - Sue posłała mi kolejny cudowny uśmiech. „Dziwna sprawa… Jeszcze przed chwilą pragnąłem ciszy i spokoju, a teraz z chęcią zostałbym tu dłużej…” Spojrzałem na nią ostatni raz i zamknąłem za sobą drzwi.
            - Stary, szybciej! - Louis nie przestawał mnie poganiać, zbiegając ze schodów. - Wleczesz się jak…
            - Już wiem! - zatrzymałem się nagle.
            - Co wiesz? - odkręcił się w moją stronę i spojrzał na mnie jak na wariata.
            - Wiem, skąd ją znam! - uśmiechnąłem się sam do siebie. - Już wiem skąd…



            - Dobra, a teraz opowiadaj - Kathy usiadła obok mnie z miską pełną żelek. - Jak to się stało, że sam Zayn Malik odniósł ci twój portfel do domu? Pewnie celowo go tam zostawiłaś - jej chytry uśmiech mówił sam za siebie. Wiedziałam już, o czym myśli. - Swoją drogą, to niezły z niego przystojniak, no nie?
            - Po pierwsze, to wcale nie zostawiłam go tam specjalnie, a po drugie, Zayn nie jest w moim typie - spojrzałam na nią, po czym wepchałam sobie do buzi całą garść gumowych miśków.
            - Uważaj, bo ci uwierzę - Kathy rozłożyła się na kanapie, zarzucając nogi na moje kolana.  - Kto by pomyślał, moja siostrzyczka podrywa gwiazdę i to nie byle jakiego formatu. Zawsze miałaś szalone pomysły, ale tym przebiłaś wszystko - zachichotała.
            - Przestań - podniosłam się z kanapy, zrzucając przy tym z siebie jej nogi. -  Nie wiedziałam, że to on. Zorientowałam się dopiero, kiedy podeszłam bliżej - uśmiechnęłam się szeroko.
            - Mogłaś wymyślić coś lepszego - Kathy cisnęła we mnie poduszką. - Wiesz, jak było naprawdę? Zobaczyłaś go i w twojej głowie od razu pojawiła się myśl: O rany, przecież to Zayn Malik, koniecznie muszę do niego zagadać! - przedrzeźniała mnie.
            - Wiesz, co jest w tym wszystkim najzabawniejsze? - popatrzyłam na moja siostrę, która otwierała już usta, żeby coś powiedzieć, ale jej niedoszłą wypowiedź przerwał głośny dzwonek telefonu. Szybko zgarnęła go ze stolika, przykładając do ucha.
            - Halo? - zaczęła. - Tak, pamiętam… - zamilkła na chwilę. - Jestem w domu z Sue… Jasne… Ja ciebie też. Do zobaczenia - odłożyła komórkę, spoglądając na mnie.
            - James? - uśmiechnęłam się, na co ona pokiwała głową. Ich związek cały czas był dla mnie zagadką. Byli ze sobą już dłuższy czas, ale James zazwyczaj pojawiał się u nas jedynie po to, żeby ją odebrać. Nie był naszym częstym gościem, więc może nie powinnam go oceniać, ale coś sprawiało, że patrzyłam na niego z pewnym dystansem. Pewnie dziwnie to zabrzmi, ale był dla mnie zbyt idealny…
            - No więc… - odezwała się nagle. - Co jest takie zabawne?
            - On strasznie mi kogoś przypomina - wydukałam.
            - Zapewne samego Zayna Malika - roześmiała się.
            - To nie to… Wydaje mi się, że już go gdzieś widziałam…
            - Hmm… Pomyślmy - westchnęła. - Gazety, telewizja, bilbordy… - spiorunowałam ją wzrokiem. - Nie?
            - Nie…
            - W takim razie jest jeszcze jedna możliwość - powiedziała, a ja spojrzałam na nią z zainteresowaniem. - Plakaty - zaśmiała się.
            - Jesteś głupia - przewróciłam oczami i rzuciłam w nią poduszką, którą sama wcześniej dostałam. Usiadłam na fotelu, włączyłam telewizor i zaczęłam skakać po kanałach. Byłam przekonana, że gdzieś go już spotkałam. Te oczy, uśmiech… - Już wiem Kathy!
            - Co wiesz tym razem?
            - Wiem, skąd go znam!

Prolog



            Podobno ludzie zawsze gdzieś na siebie czekają, czy to na środku pustyni, czy w wielkim mieście. Gdy ich drogi się przetną, a spojrzenia spotkają, wszystko inne traci znaczenie. Ona jednak na nikogo nie czekała, przynajmniej tak jej się wydawało. Potrzebowała jedynie chwili wytchnienia. Właśnie dlatego tu przyszła. Położyła dłonie na drewnianej barierce i zamknęła oczy. Delikatnie uśmiechnęła się, czując na swojej twarzy ostatnie promienie zachodzącego słońca. Odetchnęła głęboko, rozkoszując się chwilą, w której mogła pobyć sam na sam ze sobą i swoimi myślami, nie zwracając uwagi na stłumiony, uliczny hałas czy ludzi pędzących w sobie tylko znanym kierunku.
            Nagle na tym samym pomoście pojawił się on. Podśpiewując coś pod nosem, zburzył spokój, który tak starannie budowała. Z jego twarzy nie schodził uśmiech. To chyba właśnie ta bijąca od niego radość sprawiła, że przykuł on jej uwagę. Spojrzała na niego, jednak szybko odwróciła wzrok, licząc, że minie ją niezauważalnie. Zdziwiła się, gdy po chwili ktoś chwycił ją za rękę. Uniosła twarz i spojrzała wprost w jego czekoladowe tęczówki, a on nie przestając się uśmiechać, obrócił ją kilkukrotnie wokół własnej osi, jakby zamierzał z nią zatańczyć, po czym  skinął głową i odszedł, zostawiając ją całkowicie zdezorientowaną. „Tak! Udało się!” To jedyne słowa, jakie usłyszała z jego ust. „Niesamowity człowiek…” zaśmiała się pod nosem, ponownie opierając o barierkę. Nabrała powietrza w płuca, po czym powoli je wypuściła. Spojrzała jeszcze raz w kierunku, w którym odszedł, ale jego już tam nie było. „Zniknął równie szybko, jak się pojawił…”