poniedziałek, 5 maja 2014

Rozdział 5.



            Siedziałem przed zamazaną kartką, co chwila przenosząc wzrok na białą ścianę. Po czterech dniach szkicowania mogłem wreszcie zabrać się do pracy. Pomimo tego, że początkowo za bardzo nie podobał mi się ten pomysł, teraz nie mogłem doczekać się momentu, w którym wezmę do ręki puszkę sprayu. Nie przeszkadzał mi nawet fakt, że musiałem wstać tak wcześnie, kiedy pozostała czwórka smacznie spała w swoich łóżkach. Wiedziałem, że czeka mnie dużo pracy, ale w tamtym momencie zupełnie się tym nie przejmowałem. Chciałem jedynie, żeby na widok tego, co zrobię, na twarzach maluchów pojawiły się szerokie uśmiechy. Nic innego się nie liczyło.
            Podniosłem się z podłogi i przeciągnąłem, chcąc rozprostować kości. Przetarłem twarz dłońmi, po czym nabrałem powietrza. „Czas zabrać się do roboty…” Podszedłem do ściany, żeby upewnić się, jakie rozmiary w rzeczywistości ma mieć moja praca. Nagle usłyszałem ciche pukanie, a następnie odgłos obcasów uderzających o drewnianą podłogę. Odwróciłem się, aby sprawdzić, kto tak wcześnie postanowił mnie odwiedzić. „Przecież zarezerwowałem sobie dziś tą salę jedynie dla siebie…”
            - Cześć - dziewczyna posłała mi cudowny uśmiech. Wyglądała ślicznie. Długie blond włosy, dopasowany top i jeansy sprawiały, że nie mogłem oderwać od niej wzroku.
            - Cześć - wydukałem. - Co ty tu robisz?
            - Wpadłam ze śniadaniem i gorącą kawą - pomachała papierową torbą, którą trzymała w ręku. - Mam nadzieję, że lubisz ciepłe bułeczki z budyniem - poruszyła brwiami. Poczułem jak moje usta niekontrolowanie układają się w uśmiech.
            - Uwielbiam - zaśmiałem się.
            - Gdzie możemy usiąść? - rozejrzała się po pustym pokoju.
            - Czy taki karton będzie odpowiedni? - wskazałem jedyne w miarę czyste miejsce, w którym można było spokojnie zjeść.
            - Idealny - dziewczyna ruszyła w tamtym kierunku i usiadła na kawałku kartonu, robiąc obok siebie miejsce dla mnie.
            - Wstałaś tak wcześnie tylko po to, żeby przynieść mi śniadanie? - spojrzałem na nią, biorąc łyk kawy.
            - Mam mówić prawdę? - zamrugała oczami w przekomiczny sposób, na co skinąłem głową. - Przyszłam dopilnować, żebyś niczego nie popsuł… - powiedziała cicho.
            - Dziękuję, że tak we mnie wierzysz - puściłem jej oczko.
            - Poza tym - zaczęła - …może się do czegoś przydam.
            - Szczególnie w tych szpilkach - prychnąłem, na co przewróciła tylko oczami. - Masz zamiar wejść w nich na drabinę?
            - O to też zadbałam - uśmiechnęła się i zaczęła grzebać w swojej torbie, z której po chwili wyciągnęła czerwone trampki.
            - Teraz to mnie zaskoczyłaś - zaśmiałem się.
            - Lubię zaskakiwać ludzi - puściła do mnie oczko, po czym wsunęła jeden but na nogę i zaczęła wiązać sznurówki.
            - Zapamiętam na przyszłość - wyszczerzyłem zęby w szerokim uśmiechu.
            - Jasne - roześmiała się. - Wy, faceci, nie potraficie zapamiętać nawet dat naszych urodzin, a co dopiero…
            - Widocznie jestem jakimś wyjątkiem. Pamiętam o wielu rzeczach - przerwałem jej i spojrzałem w jej oczy. „Błękitne jak bezchmurne niebo…” - Na przykład o tym, że już cię kiedyś spotkałem - na jej twarzy pojawiło się zdziwienie, które po chwili zamieniło się jednak w cudowny uśmiech, który sprawił, że poczułem ciepło rozchodzące się po całym moim ciele. Przyglądała mi się dłuższą chwilę, jakby o czymś  myślała, po czym pokręciła głową i uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
            - Czyli to jednak byłeś ty… - wyszeptała. - Wiedziałam…

           
            - A ta druga gdzie? - Harry uśmiechnął się szeroko, kiedy weszłam do jednego ze sklepów z zabawkami. „Mała poprawka, do największego sklepu z zabawkami w Londynie…” Rozejrzałam się uważnie dookoła i szeroko otworzyłam oczy ze zdziwienia. Do tej pory znałam takie miejsca jedynie z filmów, a kiedy byłam mała, marzyłam, by ktoś przez przypadek zostawił mnie w podobnym sklepie na całą noc.  
            - Też miło cię widzieć - puściłam mu oczko. - Przepraszam za spóźnienie, ale autobus nie przyjechał na czas.
            - Mówiłem, że możemy po ciebie zajechać - uśmiechnął się do mnie Louis.
            - To nie miało sensu… Musielibyście tyle nadrabiać - westchnęłam. - Jesteście pewni, że akurat tu chcecie robić zakupy? - powiedziałam cicho, rozglądając się wokół siebie.
            - A co, nie podoba ci się ten sklep? - Niall z szerokim uśmiechem potarł ręce.
            - Nie o to chodzi… - wydukałam. - Po prostu nie wygląda na najtańszy. Wydamy tu fortunę…
            - Tym akurat nie musisz się przejmować - Liam posłał mi uspokajający uśmiech.
            - Dobra, dosyć już tego gadania, do ataku! - krzyknął Niall, łapiąc za wózek. „Do ataku?” Spojrzałam na nich zdziwiona, ale chwilę później wiedziałam już, o czym mowa. Działy z zabawkami pustoszały z minuty na minutę. Chłopacy ładowali do wózka wszystko, co spotkali na swojej drodze. Nie da się ukryć, że doskonale się przy tym bawili. W ciągu kilkunastu minut byłam świadkiem pojedynku Liama i Louisa z użyciem mieczy świetlnych, wyścigów Harrego i Nialla samochodzikami przeznaczonymi dla dzieci do lat sześciu, meczu rozegranego gumową piłką i sesji zdjęciowej z wielkimi, pluszowymi misiami, które następnie wylądowały w wózku.
            - Devon! - wrzasnął nagle Harry, podchodząc razem z chłopakami do jednego z ochroniarzy. - Mamy coś dla ciebie - uśmiechnął się szeroko. - Potraktuj to jako wyraz wdzięczności za twoją ciężką pracę - wyciągnął zza pleców blond perukę i założył ją na łysiejącą głowę mężczyzny.
            - No, no - zagwizdał Niall. - Teraz żadna ci się nie oprze - poklepał go po ramieniu, nie przestając się śmiać.
            - Nie musisz dziękować - zaśmiał się Liam. - Należał ci się jakiś prezent.
            - A mogłem pracować w jakiejś dyskotece i wieść spokojne życie - mężczyzna westchnął teatralnie. - Zachciało mi się wielkiego świata… - odgarnął włosy z oczu, a ja patrząc na niego, nie mogłam ukryć swojego rozbawienia.
            - Nie martw się - zwrócił się do mnie Louis. - O tobie też pamiętaliśmy - puścił mi oczko. - Słyszałem, że zawsze chciałaś zostać księżniczką - podszedł do mnie i założył na moją głowę diadem.
            - Oszalałeś do reszty - roześmiałam się, na co Louis poruszył tylko komicznie brwiami i momentalnie zniknął z zasięgu mojego wzroku. Chwilę później obok mnie pojawili się jednak jego koledzy, którzy również przynieśli mi drobne prezenty. „Przynajmniej tak to nazwali…” Oprócz podarowanej mi wcześniej ozdoby na głowę stałam się „szczęśliwą” posiadaczką skrzydełek zdobionych brokatem, które siłą założył mi Harry oraz różowej torebeczki i różdżki od Nialla i Liama. Nie będzie chyba błędem stwierdzenie, że wyglądałam jak kompletna kretynka. „A już na pewno tak właśnie się czułam…”
            W pewnym momencie zaczynałam mieć nadzieję, że gdzieś ich zgubiłam, ale pozbyłam się tych złudzeń, kiedy nagle pojawili się obok mnie w dość dziwacznych strojach. Liam i Niall przebrani za kowbojów nie rzucali się jeszcze tak bardzo w oczy. Jednak Harry jako Darth Vader, biegający za Louisem, który założył strój Supermana, przykuwali uwagę każdego normalnego człowieka.  Nie wiedziałam właściwie, czy mam się śmiać, czy udawać, że ich nie znam i jak najszybciej stamtąd uciekać. Na miejscu pracowników tego sklepu już dawno wywaliłabym ich za drzwi, ale ci jedynie przypatrywali się z szerokimi uśmiechami na twarzy, jak ta czwórka demoluje ich miejsce pracy. „Pewnie nie byliby tacy szczęśliwi, gdyby nie świadomość, ile na nas zarobią…”
            - To dlaczego nie ma razem z tobą Sue? - nagle poczułam na karku ciepły oddech i wystraszona pisnęłam.
            - Czy ty jesteś normalny?! - przewróciłam oczami, kiedy już trochę się uspokoiłam. - Gdzie zgubiłeś swoich kumpli?
            - Sam nie wiem - roześmiał się. - Może szukają dla ciebie jakiejś sukienki…
            - Nawet mnie nie denerwuj. Spójrz tylko na mnie, wyglądam jak… - przerwałam nagle, przyglądając się Louisowi, który w swoim przebraniu wcale nie wyglądał lepiej. „Przynajmniej nie jestem jedyna…”
            - No więc? - popatrzył na mnie.
            - No więc co? - delikatnie zmarszczyłam czoło, nie wiedząc, o co mu chodzi.
            - Gdzie Sue? - chłopak zaczął grzebać w swoim telefonie.
            - Kiedy się obudziłam, to już jej nie było. Zostawiła tylko kartkę, że pojechała do domu dziecka pomóc Zaynowi - wzruszyłam ramionami.
            - Uśmiech! - zanim się zorientowałam, miałam już zdjęcie z Louisem.
            - Usuń to…
            - Nigdy! - roześmiał się złowieszczo. - Czyli mówisz, że pojechała do Zayna?
            - Tak właściwie to…
            - Tu jesteście! - przerwał mi krzyk Harrego. - Wiecie co znalazł Liam? - podszedł do nas i położył ręce na naszych ramionach.
            - Co?
            - Co? - powtórzyłam po Louisie.
            - Ogromne poduszki w różnych kształtach. Od razu pomyślałem, że mogą się przydać na świetlicy - uśmiechnął się szeroko. - A poza tym Niall wpadł na pomysł, żeby urządzić w nich małe zapasy - szepnął w kierunku Louisa, licząc chyba, że tego już nie usłyszę.
            - Gdzie to jest? Idziemy! - Lou klasnął w dłonie.
            - O nie, mnie w to nie miesz... - nie zdążyłam dokończyć, bo Styles przerzucił mnie sobie przez ramię, po czym razem ze swoim przyjacielem zaczęli biec pomiędzy półkami. - Ha-a-a-ry! Bł-a-a-gam pu-u-ść mnie-e!
            - Uśmiech! - „Kolejne zdjęcie do kolekcji?" Przebolałabym to, gdyby nie fakt, że byłam przewieszona przez ramię Harrego, a każdy włos sterczał mi w inną stronę. - Jesteś bardzo fotogeniczna, wiesz? - łobuzersko się uśmiechnął. Chciałam coś powiedzieć, ale nagle bez żadnego ostrzeżenia zostałam wrzucona w wielką stertę poduszek, a już po chwili dostałam jedną z nich prosto w twarz.
            - Chcecie wojny? - westchnęłam, na co cała czwórka z szerokimi uśmiechami, pokiwała twierdząco głowami. - Może i jestem mała - zaczęłam, zasłaniając się przed kolejnym atakiem - …ale za to waleczna - rzuciłam na oślep jedną z poduszek, a po chwili usłyszałam jęk Stylesa. „Było nie zaczynać…”

           
            - Czy jesteś świadoma tego, co właśnie zrobiłaś? - Zayn spojrzał na mnie, po czym powoli zszedł z drabiny. - To moja ulubiona bluzka…
            - Ups? - delikatnie się uśmiechnęłam.
            - Ups? Tylko tyle masz mi do powiedzenia - skierował puszkę sprayu w moją stronę. - Błagaj o litość.
            - Nigdy w życiu - zaczęłam powoli cofać się do tyłu, a chłopak z szerokim uśmiechem na twarzy ruszył za mną.
            - W takim razie nie pozostaje mi nic innego jak… - wyciągnął rękę w moją stronę.
            - Prze… - w tym momencie moje szpilki sprawiły, że straciłam równowagę, chociaż wcale nie miałam ich na nogach. „Musiałam położyć je akurat tutaj?” Odruchowo chwyciłam Zayna za ramię z nadzieją, że uda mi się utrzymać równowagę. Niestety brunet nie był na to przygotowany, dlatego nim się obejrzeliśmy, oboje znaleźliśmy się na podłodze.
            - Nic ci nie jest? - wyszeptał po chwili.
            - Nie - wydukałam. Na jego twarzy pojawił się niepewny uśmiech. Był tak blisko. Czułam jego oddech na swojej skórze…
            - O rany! Mną się nie przejmujcie, nic nie widziałam, naprawdę… - usłyszałam głos Kathy. Dopiero teraz poczułam ciężar ciała Zayna, który leżał na mnie przez cały ten czas. -  Nie, nie wchodźcie…
            - No, no - Louis stanął w drzwiach i głośno zagwizdał.
            - To my może wrócimy za chwilę, co?  - usłyszałam rozbawienie w głosie Liama.
            - Nie, czekajcie! To nie tak - Zayn zerwał się na równe nogi, po czym podał mi rękę, żebym mogła wstać. Spojrzałam na chłopaków, którzy przyglądali się nam z rozbawieniem. Jedynie Kathy stała, zasłaniając oczy dłonią, chociaż jej szeroki uśmiech i tak mówił sam za siebie. Poczułam, jak zaczynam się rumienić. Chciałam powiedzieć coś mądrego, jednak zupełnie nic nie przychodziło mi do głowy.
            - My nie chcemy wiedzieć jak, Zayn - zaśmiał się Harry.
            - To wasza sprawa - Kathy puściła oczko w naszą stronę.
            - Chodzi o to, że… - zaczęłam.
            - Bo ona mnie… - przerwał mi Zayn. - Tym sprayem…
            - I on chciał…
            - Ale te buty… - wskazał na szpilki leżące na podłodze.
            - Nie odstawiłam ich na bok i… - wydukałam.
            - I właśnie wtedy…
            - Cisza! - roześmiał się Louis, przerywając nasze niezrozumiałe wyjaśnienia, Podszedł do nas i położył dłoń na ramieniu Zayna. - Skoro już tak koniecznie chcecie nam wyjaśnić, co robiliście na tej podłodze, to mówcie pojedynczo, bo nic nie zrozumiemy - skierował swój wzrok na mnie. - Panie mają pierwszeństwo.
            - To może zacznę od początku - nabrałam powietrza. - Chciałam pomóc Zaynowi i kiedy podawałam mu puszkę ze sprayem to niechcący…
            - Niechcący? - brunet uniósł do góry jedną brew, spoglądając na mnie. - Zrobiłaś to celowo, bo wcześniej powiedziałem, że tylko do tego się nadajesz.
            - Wcale, że nie…
            - Wcale, że tak…
            - Cicho bądź - Louis zakrył mu usta dłonią. - Mów dalej - uśmiechnął się do mnie.
            - Dziękuję - skinęłam głową w jego stronę. - A więc jak już wspominałam, niechcący pomalowałam mu kawałek koszulki. On chciał się odegrać, więc zaczęłam się cofać do tyłu i wtedy potknęłam się o moje szpilki, które leżały na podłodze. Miałam nadzieję, że jeżeli chwycę jego rękę, to się nie przewrócę. Niestety…
            - Albo stety - zaśmiał się Harry.
            - Cicho - przewróciłam oczami. - Niestety nie był na to przygotowany i pociągnęłam go za sobą. Właśnie w tym momencie stanęliście w drzwiach…
            - I wszystko popsuliście - Styles przerwał mi po raz kolejny z szerokim uśmiechem na twarzy.
            - Bardzo śmieszne - wymamrotał Zayn, piorunując go wzrokiem.
            - A jak zakupy? - postanowiłam szybko zmienić temat.
            - Bardzo udane - odezwał się Niall.
            - Ładowali do wózków wszystko, co wpadło im w ręce i nieźle się przy tym bawili - Kathy zaśmiała się pod nosem, patrząc na chłopaków. - Ale widzę, że wy też się nie nudziliście - podeszła do pomalowanej ściany. - Zayn, to jest genialne - wskazała na rysunki. - Naprawdę masz talent.
            - Dzięki, ale…
            - To co, jedziemy coś zjeść ? - Niall przerwał Zaynowi, poruszając komicznie brwiami.
            - A ten znów zaczyna… - Liam przewrócił oczami.
            - Mam tu umrzeć z głodu? - oburzył się Horan.
            - Przecież przed chwilą jadłeś - westchnął Harry.
            - Ale znów zgłodniałem… - pogładził się po brzuchu.
            - Lepiej najedz się dziś na zapas, bo jutro nie będziesz miał na to czasu - roześmiał się Louis.
            - Czemu? - Horan zmarszczył czoło.
            - Jutro zaczynamy malowanie, prawda? - Lou spojrzał w moją stronę.
            - Myślę, że tak - pokiwałam twierdząco głową. - Ta ściana jest już praktycznie gotowa, więc Zayn powinien ją dziś skończyć.
            - O ile nie będziesz mi pomagać - roześmiał się, spoglądając na mnie.