sobota, 15 listopada 2014

Rozdział 23.

 - Przestań, do cholery, kwestionować to co mówię, Kathleen!
- To ty przestań, dobrze? - westchnęłam, będąc już lekko podirytowana. 
- Nie zgadzam się, żebyś poszła tam sama - James stał oparty o futrynę drzwi prowadzących do naszej sypialni, przyglądając mi się uważnie. 
- Po raz kolejny powtórzę, że nie idę tam sama - wywróciłam oczami. - Będą ze mną Sue i Zayn, Louis i Eleanor, Liam i Danielle, Niall, Harry… - zaczęłam wymieniać każdego, kto nasunął mi się na myśl. - Poza tym, propozycja jest nadal aktualna - podeszłam do Jamesa, opierając się o jego ramię. - Dobrze wiesz, że też jesteś zaproszony.
- Nie mam ochoty na szwędanie się po jakichkolwiek galach, Kathy - westchnął. - A w dodatku z nimi - udałam, że nie słyszę jego ostatniego zdania, delikatnie się uśmiechając. 
- Ja za to bardzo, ale to bardzo chcę tam pójść - ucałowałam jego policzek. - Może to jedyna w życiu okazja, żeby przejść się po czerwonym dywanie - roześmiałam się. - Poza tym, chcę być obok moich przyjaciół, kiedy będą odbierać tak ważną nagrodę.
  - Nie wiadomo jeszcze, czy w ogóle ją zdobędą - zaśmiał się ironicznie.
  - Nie ma nawet innej opcji - stwierdziłam krótko. - Są najlepsi
- Równie dobrze możesz obejrzeć tę pieprzoną galę w telewizji - „Czy moje słowa przelatują mu koło uszu?” Wywróciłam oczami, po czym skierowałam się w stronę łazienki. Nie musiałam długo czekać, by do mnie dołączył.  - Więc jak, ty, ja i telewizor?
- To nie to samo - westchnęłam, spoglądając w lustro.
- Nie pozwalam ci tam iść - próbowałam zignorować jego coraz bardziej stanowczy ton. - Rozumiesz?
- James - odkręciłam się w jego stronę, opierając o umywalkę. - Nie potrzebuję twojego pozwolenia. Jestem dorosła i…
- Jesteś też moją dziewczyną - przerwał mi. - A ja nie zgadzam się na twoje wyjście.
- Sam przed chwilą zauważyłeś, że jestem twoją dziewczyną, a nie własnością - zaakcentowałam ostatnie słowo. - Nie możesz decydować za mnie…
- Czyli nie ważne, co powiem i tak tam pójdziesz? - zmarszczył czoło, skanując mnie od góry do dołu.
- Tak - stwierdziłam jasno, chwytając za ręcznik. James przeklął tylko pod nosem, po czym wyszedł z pomieszczenia, zostawiając mnie samą. „Nareszcie…” westchnęłam pod nosem, ciesząc się tą chwilą spokoju. Wzięłam tylko szybki prysznic, gdyż całą resztą mojego dzisiejszego wyglądu miała się zająć Louise i ruszyłam na poszukiwania mojego chłopaka, mając jeszcze cichą nadzieję, że uda mi się go namówić na to wyjście. „Nadzieja matką głupich…” skwitowało moje drugie ja, ale postanowiłam to zignorować. - James?
- W salonie - usłyszałam jego nieco zmieniony głos. 
- James… - zaczęłam, stając obok kanapy. W oczy momentalnie rzuciła mi się opróżniona do połowy butelka whisky. „Tylko nie to…” - Kochanie, pójdź tam ze mną.
- Kathleen, nigdzie się nie wybieram - podniósł się z miejsca, stając tuż obok mnie. Uniosłam twarz, aby na niego spojrzeć. - I ty również, jasne?
- Skarbie - przełknęłam ślinę, siląc się na pewność w głosie. - Obiecałam im, że tam będę, a ja dotrzymuję słowa.
- Cholera, Kathy! - wrzasnął, na co od razu się wzdrygnęłam. - Nigdzie nie pójdziesz! - zaczął mierzyć mnie wzrokiem. - Jasne?!
- James…
- Nie sprzeciwiaj mi się, Kathy - westchnął, po czym ucałował mój policzek i ruszył w stronę korytarza. Niepewnie podążyłam za nim. - Jak wrócę, masz tu nadal być.
- Gdzie idziesz? - zapytałam, kiedy zarzucał na siebie płaszcz.
- Nie twój interes - spojrzał na mnie lodowatym wzrokiem. - Radziłbym ci zagrzać sobie miejsce przed telewizorem. Gala powinna zacząć się za jakieś trzy godziny…


  - Widział ktoś mój but? - Harry stanął na środku salonu, rozglądając się na wszystkie strony

- Tak, Harry. Wszyscy tu pilnujemy twoich butów - Zayn roześmiał się pod nosem, zarzucając marynarkę na ramiona.
- Gdzieś tu musi być… - przyjaciel westchnął zrezygnowany.
- A może poszukaj go u siebie w pokoju? - Zayn zajął miejsce obok mnie. - Masz tam taki syf, że sam byś się zdziwił, co możesz tam znaleźć - wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, na co Styles posłał mu złowrogie spojrzenie. - Swoją drogą, nie wiecie gdzie jest Louise?
- A co, grzyweczka ci się przekrzywiła? - prychnął Harry, na co Malik wywrócił oczami.
- Nie miałeś przypadkiem szukać swojego buta - Zayn uśmiechnął się pod nosem, kiedy Harry postanowił jednak pójść za jego radą i chwilę później zniknął z naszego pola widzenia.  - Czy tylko mi nie chce się tam iść ?- przeciągnął się.
- Zacznijmy od tego, komu się chce - wywróciłem oczami. - Wolałbym chyba poleżeć dziś w łóżku.
- A ja pójdę tam z przyjemnością - Niall uśmiechnął się szeroko, dopinając guziki białej koszuli.
- Czemu wydaje mi się, że tylko dlatego, żeby potem zjeść coś z tych pyszności, które zazwyczaj przygotowują na takie gale? - uniosłem brew, na co Zayn zgodnie pokiwał głową.
- Nawet jeśli, to co w tym złego? - Horan wzruszył niedbale ramionami. - Nie wiecie, gdzie jest Louise?
- Też o to pytałem, ale nie dostałem odpowiedzi - westchnął Malik.
- Z tego co widziałem, to właśnie pomaga Sue - nagle w salonie pojawił się Louis. „I o dziwo, był prawie gotowy…” zaśmiałem się pod nosem, widząc, jak wkłada koszulę w spodnie. 
- Zawiąże mi któryś tą pieprzoną muszkę? -  głos Harrego spowodował, że automatycznie podniosłem się z miejsca, ruszając mu na pomoc.  „Kiedy w końcu przestaniesz tatusiować, Payne?”
- Widzę, że i but się znalazł - Zayn roześmiał się, skanując przyjaciela od góry do dołu, ale nie doczekał się żadnej odpowiedzi, bo Styles zniknął z salonu równie szybko, co się w nim pojawił.
- No chłopacy, zapraszam po kolei na krzesełko - usłyszałem głos Louise, która już po chwili stała przed nami, ponaglająco tupiąc nogą. - Tak jak zawsze, panie Malik? - roześmiała się, kiedy Zayn zajął wskazane przez nią miejsce, po czym wyciągnęła z podręcznej torby suszarkę i okrągłą szczotkę.
- W rzeczy samej - Zayn uśmiechnął się szeroko i nie minęło nawet pięć minut, a jego włosy były już idealnie ułożone i utrwalone. - Dziękuję bardzo.
- Kto następny? - dziewczyna rozejrzała się po pokoju. - Niall?
- Mogę być i ja - Horan wzruszył ramionami, siadając przed Louise. 
- Mógłbyś się nie kręcić? - Louise pokręciła głową, starając się za wszelką cenę choć przez chwilę utrzymać Nialla w jednej pozycji. „Daj mu kanapkę, to będzie miał zajęcie na kilka minut…” prychnąłem pod nosem.
  - A ciebie co tak śmieszy? - Horan spojrzał w moją stronę, za co od razu oberwał w ramię od Louise. - Nie masz długiej czupryny, to wystarczyło, że się ubrałeś i po sprawie - westchnął głęboko. - A ja muszę tu cierpieć katusze, kiedy ta baba targa mnie za włosy.
- Dobrze, że nie za co innego - Louis roześmiał się głośno, na co Louise jedynie wywróciła oczami. - Chłopaki… - spojrzał na nas, pocierając dłonie. - A znacie to...
- Zaczyna się - Louise westchnęła głośno.
- Są trzy fazy męskiej otyłości - Tommo prychnął po nosem. - Pierwsza, nie widać, jak wisi. Druga, nie widać, jak stoi. Trzecia, nie widać, kto ciągnie - spojrzał na nas i już po chwili razem z Zaynem zanosili się głośnym śmiechem. Nie trzeba było długo czekać, żeby dołączył do nich Niall, ale ten szybko umilkł, kiedy Louise celowo pociągnęła go za włosy. 
- A to znasz - zaczął Malik, kiedy już trochę się uspokoił. - Jaka jest różnica między cnotliwą a niecnotliwą dziewczyną? - Louis spojrzał na Zayna, unosząc brew. - Różnica kolejowa. Do cnotliwej jest pociąg, a do niecnotliwej kolejka - po chwili oboje ponownie zwijali się ze śmiechu.
- Dobre, dobre - Tommo przybił piątkę z Malikiem. - Słuchaj tego… - wydukał, nie przestając się śmiać. - Policjant zatrzymuje…
- Dość! - Louise przerwała mu nagle, wywracając oczami. - Jeszcze jeden kawał z waszej strony, a złożę wymówienie - westchnęła. „Ciesz się, że Harrego tu nie ma…” zaśmiałem się pod nosem, wyobrażając sobie trójkę przyjaciół, zabierających się za opowiadanie dowcipów. - Louis, zapraszam na krzesło - stwierdziła, dając tym samym do zrozumienia Niallowi, że jego katusze właśnie się skończyły. Horan bez zbędnego ociągania podniósł się z miejsca, od razu ruszając w stronę kuchni. - A ty gdzie?
- Coś zjeść - westchnął, zapinając koszulę pod szyją. - Inaczej umrę z głodu…
- Louis - dziewczyna wskazała kumplowi miejsce przed sobą. - I buźka na kłódkę - wykonała przy ustach ruch przypominający przekręcanie kluczyka.
- To ja może pójdę po Sue - Zayn podniósł się z miejsca, jednak nie zdążył zrobić nawet kroku. Jak na zawołanie, w salonie pojawiła się jego dziewczyna. „No, no…” przeciągle zagwizdało moje drugie ja. Trzeba było przyznać, że Sue wyglądała fenomenalnie. Długie, lekko zakręcone włosy opadały jej na ramiona, a czarna sukienka doskonale podkreślała figurę. Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie, ukazując rząd białych zębów, które kontrastowały z czerwoną szminką.
- I jak? - uniosła brew, gładząc materiał sukienki.
- Jesteś… Wyglądasz… - Malik chyba pierwszy raz od dawna nie wiedział, co powiedzieć. Podszedł do dziewczyny, po czym szepnął jej coś do ucha, na co ta momentalnie się zarumieniła. „A jednak wiedział, co powiedzieć…” 
- Louise, dziękuję za tą sukienkę…
- Nie ma sprawy. Mówiłam, że będzie leżeć idealnie - blondynka uśmiechnęła się szeroko.
- No Malik, gdyby nie fakt, że mam już dziewczynę, to… - Louis poruszył komicznie brwiami, po czym głośno się roześmiał.
- Łapy precz - Zayn objął Sue w talii, przyciągając ją jeszcze bliżej siebie - … bo pourywam.


  Jeszcze raz przyłożyłam długą suknię do ciała, przyglądając się jej odbiciu w lustrze. Zakochałam się w niej już od pierwszego wejrzenia. Była delikatna, ale nie pozbawiona charakteru. „Zupełnie w moim stylu…”  uśmiechnęłam się pod nosem, odkładając sukienkę do wielkiego pudła, w którym przywiozła mi ją Louise. „A gdzie ja posiałam te buty?” rozejrzałam się po sypialni i odetchnęłam z ulgą, dostrzegając czarne sandałki stojące koło łóżka. Szybkim ruchem zgarnęłam je z podłogi, po czym umieściłam obok sukienki. 

- Torebka jest… - spojrzałam na czarną kopertówkę. - Wisiorek i bransoletka też… - przejechałam dłonią po zamszowym pudełku na biżuterię. - To chyba wszystko - stwierdziłam, ostrożnie zamykając wielki karton. W tym samym momencie w sypialni rozbrzmiał dźwięk mojego telefonu. Wygrzebałam komórkę z torebki, spoglądając na wyświetlacz. - Tak?
- Gotowa? - głos mojej siostry sprawił, że momentalnie się uśmiechnęłam.
- Spakowana - stwierdziłam, przenosząc wzrok na karton leżący na łóżku. - Gotowa będę, jak Louise zrobi mnie na bóstwo. O ile w ogóle się da - prychnęłam.
- No wiesz… - Sue na chwilę zamilkła. - Z brzydkiego kaczątka też wyrosło coś pięknego - zachichotała.
- Powinnaś powiedzieć, że jestem śliczna nawet bez makijażu - udałam oburzoną. 
- Nie zapominaj, że jestem twoją siostrą. Poza tym, tata nauczył nas, że nie wolno kłamać - Sue roześmiała się do słuchawki. - James będzie? - na to pytanie moje ciało momentalnie się spięło. „Najpierw musiałabym go znaleźć…” 
- Nie… Ma bardzo dużo pracy - skłamałam. - Pogadamy jak do was przyjadę, dobrze? - postanowiłam jak najszybciej zakończyć tą rozmowę. - Muszę zamówić jeszcze taksówkę.
- Jasne. Do zobaczenia. Kocham cię, siostrzyczko.
- Ja ciebie też - westchnęłam, odkładając telefon na łóżko. Miałam wyrzuty sumienia. Wiedziałam, że robię źle, nie mówiąc Sue, co tak naprawdę się dzieje, ale nie pozostawało mi nic innego. „Gdyby się dowiedziała…” Wiedziałam, że moja siostra zrobiłaby wszystko, żeby pogrążyć Jamesa i wyciągnąć mnie z tego związku. Właśnie taka była Sue. Czasem nawet jej tego zazdrościłam. To ona zawsze była tą odważniejszą siostrą, gotową postawić się każdemu, kto na to zasłużył. „Mały buntownik…” zaśmiałam się pod nosem, przeczesując dłonią włosy. Dobrze wiedziałam, że to, co robi James, nie jest właściwe, ale nie mogłam go tak po prostu zostawić. To byłoby zwykłe tchórzostwo. Zbyt wiele osób już go opuściło. „Nie mogę być kolejną z nich…” Wzdrygnęłam się, słysząc trzaśnięcie drzwiami, które wyrwało mnie z rozmyślań.
- Kathleen! - głos Jamesa spowodował, że przez moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Mimo wszystko ruszyłam jednak w stronę salonu, nerwowo zagryzając wargę. 
- James... - zaczęłam, patrząc na mojego chłopaka, który w niczym nie przypominał teraz ułożonego prawnika. Stał przede mną z roztrzepanymi włosami, koszulą wypuszczoną ze spodni i nieobecnym wzrokiem.
- Widzę, że dostosowałaś się do mojego polecania - wybełkotał. 
- Jesteś kompletnie pijany - westchnęłam.
- I dorosły - dodał. - Mogę robić co tylko chcę.
- James… - moją wypowiedź przerwał dźwięk telefonu dochodzący z sypialni. - Zaraz wracam - stwierdziłam i ruszyłam w stronę pokoju. Mój żołądek zaciskał się z jakichś nieznanych mi przyczyn. „Nie oszukuj się. To po prostu strach…” moje drugie ja jak zawsze było bardzo bezpośrednie. Odebrałam telefon.
- Sue? - zaczęłam niepewnie.
- Kathy, mam nadzieję, że jesteś już w drodze. Louise skończyła już mnie szykować i teraz czekamy tylko na ciebie.
- Ja… Niedługo będę - przełknęłam gulę formująca się w moim gardle. 
- W takim razie do zobaczenia niedługo - z tonu jej głosu wyczytałam, że właśnie się uśmiecha.
- Do zobaczenia - wydukałam, po czym odłożyłam telefon.
- Kto to? - drgnęłam wystraszona, słysząc za sobą głos Jamesa.
- Sue - odwróciłam się w jego stronę. - Zrobić ci coś do jedzenia, zanim wyjdę?
- Nigdzie nie pójdziesz - przetarł twarz dłońmi. 
- Kochanie, rozmawialiśmy już o tym  - westchnęłam, wychodząc z sypialni. - Wszyscy na mnie czekają. 
- Nie obchodzi mnie to - James chwycił mnie za rękę. - Nigdzie nie pójdziesz - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- James… - zaczęłam, jednak gwałtownie zamilkłam, kiedy jego dłoń wylądowała na moim policzku. 
  - Powiedziałem już, że nigdzie nie pójdziesz!


  Spojrzałam w lustro, uważnie skanując swoje odbicie. „Susanne Barkley, proszę państwa!” prychnęłam w myślach, nadal nie mogąc uwierzyć, że tak wyglądam. „W końcu jesteś dziewczyną światowej gwiazdy…” trafnie stwierdziło moje drugie ja.

- Nie wiem, czemu co chwila przeglądasz się w tym lusterku - uśmiechnęłam się, spoglądając na bruneta opartego o framugę drzwi. - Wyglądasz prześlicznie.
- Skoro pan tak uważa - prychnęłam, chowając pasmo włosów za ucho. Zayn podszedł do mnie, zaplatając dłonie na moim brzuchu i oparł brodę na moim ramieniu. 
- Całkiem niezła z nas para - stwierdził, po czym złożył całusa na mojej szyi.
- Jestem tego samego zdania - odkręciłam się w jego stronę, aby poprawić mu krawat. - Idealnie - puściłam mu oczko.
- Idealna, to jesteś ty - szepnął, złączając nasze usta. - Mówiłem ci już dziś, że cię kocham? - zapytał, kiedy udało nam się od siebie oderwać, na co wzruszyłam niedbale ramionami. W zamian za to, na jego twarzy pojawił się ten niebiański uśmiech. - A więc kocham cię, Sue.
- Ja ciebie też - uśmiechnęłam się, po czym cmoknęłam go w usta. 
- Przyszedłem tu, bo chciałem ci powiedzieć, że Danielle i Eleanor już przyjechały i…
- I nie powiedziałeś od razu? - przerwałam mu, chwytając go za rękę. - Chodźmy…
- Dzwoniłaś do Kathy? - Zayn spojrzał na mnie, kiedy zmierzaliśmy w stronę salonu. 
- Tak, powinna zaraz być - stwierdziłam, uśmiechając się szeroko na widok dziewczyn.
  - No, no - Danielle pokręciła głową. - Zaczynasz robić mi konkurencję - roześmiała się, po czym mocno mnie uściskała. Wyglądała wspaniale w dopasowanej, granatowej sukience, która eksponowała jej idealną figurę. 
  - Ta kiecka jest cudowna - El cmoknęła mnie w policzek, podziwiając moją kreację. Dziewczyna miała na sobie prostą, białą sukienkę ze złotymi dodatkami, w której prezentowała się równie wspaniale, co Dan.
  - I mówią to wszystko kobiety, które wyglądają jak milion dolarów - roześmiałam się, poprawiając swoją bransoletkę.
- Brakuje nam tu tylko Kathy - stwierdził Harry, rozsiadając się wygodnie na fotelu.
- Powinna już tu być - stwierdziłam, opierając się o Zayna. 
- Może do niej zadzwoń - Louise uśmiechnęła się niepewnie. - Muszę ją przecież jeszcze umalować i uczesać.
- Jasne - westchnęłam, po czym wygrzebałam telefon z torebki i wybrałam jej numer. - Nie odbiera - wymamrotałam, próbując kolejny raz się z nią połączyć. 
- Może ja spróbuję - Louis przejął ode mnie telefon i przyłożył go do ucha. To wszystko zupełnie nie było w stylu Kathy. Zawsze była punktualna, a już na pewno odbierała telefony.
- Może stoi w korku - Eleanor posłała mi delikatny uśmiech. - Wiecie jak to jest z tymi taksówkami.
- Tak, ale odbieranie telefonu nie jest chyba w nich zabronione - Zayn westchnął pod nosem.
- Kathy? - wypowiedziane przez Louisa imię mojej siostry momentalnie przykuło uwagę całego towarzystwa. - Wszystko… - zaczął, jednak momentalnie zamilkł, a wyraz jego twarzy gwałtownie spoważniał. - Kathy, co się… Halo? Kathleen? - chłopak spojrzał na nas, po czym bez słowa oddał mi telefon. 
- I co? - zaczął dopytywać Niall, ale Louis nie odpowiedział, tylko przeniósł swój wzrok na Zayna, który momentalnie poluźnił swój uścisk na mojej talii.
- Jedziemy - rzucił szybko Louis i zniknął w korytarzu. Nie minęła sekunda i mój chłopak bez słowa ruszył za nim.
- A wy gdzie?! - głośne trzaśnięcie drzwiami było jedyną odpowiedzią na pytanie Stylesa.  - To się dowiedzieliśmy…


  - Z kim rozmawiałaś? - przełknęłam głośno ślinę, kiedy ujrzałam go w wejściu do salonu. 

  - Z nikim… - powiedziałam cicho. 
  - Pytam, z kim rozmawiałaś?! - drgnęłam, kiedy podniósł ton. 
  - Z Sue - odłożyłam komórkę na stolik, i niepewnie uniosłam wzrok. - James…
  - Zamknij się! - wrzasnął. - Myślisz, że będę spokojnie patrzył na to, jak przyprawiasz mi rogi?
  - O czym ty mówisz?  Nie mogłabym… - zamilkłam, czując na sobie jego chłodne spojrzenie. Był zły i w dodatku pijany. „Przecież i tak nie wygram…” 
  - Przestań ściemniać! - ruszył w moją stronę, na co odruchowo się cofnęłam. - Boisz się mnie? - zmrużył oczy, przekrzywiając głowę. - Odpowiedz! - wrzasnął, odstawiając z hukiem szklankę z whisky. 
  - Nie…  - pokręciłam głową, zaciskając pięści i z całej siły starając się powstrzymać drżenie rąk. James podszedł do mnie i delikatnie zaczął gładzić mój policzek. Wstrzymałam oddech, a moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Dobrze wiedziałam, do czego jest zdolny.
  - Ty naprawdę się mnie boisz, Kathleen - wyszeptał, stykając nasze czoła. Z jego ust wydobył się ten obrzydliwy odór alkoholu.
  - James…
  - Ciii… - przejechał kciukiem po moich ustach. Nagle znów usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Zerknęłam na ekran i przygryzłam nerwowo wargę. Tym razem to nie była Sue. „To nie był Louis dzwoniący z numeru Sue…” To był Louis. Niepewnie spojrzałam na Jamesa, który zacisnął usta w cienką linię i podszedł do ławy, chwytając moją komórkę. Przez chwilę stał w milczeniu, wbijając swój wzrok w wyświetlacz, po czym nagle rzucił telefonem o ścianę. - Za kogo ty mnie masz?!
  - Ale… Ja…
  - Zamknij się, szmato - zbliżył się do mnie i chwycił mnie za włosy, odchylając moją głowę do tyłu. „Boże, co on wyprawia…”
  - James, to boli… - wydukałam, zaciskając oczy. 
  - Udajesz taką biedną, a za moimi plecami robisz kompletnie inne rzeczy - uścisk na moich włosach poluzował się. Spojrzałam na niego niepewnym wzrokiem, ale nie minęła nawet sekunda i poczułam jego dłoń na swoim policzku. Odruchowo chwyciłam za obolałe miejsce. „Znów to robi…”
  - James…
  - Zamknij się! - wrzasnął po raz kolejny. 
  - Za dużo wypiłeś… Pójdę… Może coś zjesz? - ruszyłam w stronę kuchni. Musiałam od niego uciec. Musiałam choć przez chwilę pobyć sama.
  - Będę pił, ile zechcę - wymamrotał, chwytając mnie za nadgarstek. 
  - Nie powinieneś… - wydukałam, starając się uwolnić dłoń z jego uścisku. Nie było to jednak takie łatwe. James zrobił krok w moją stronę, na co odruchowo się cofnęłam, zderzając tym samym ze ścianą. 
  - Co łączy cię z Louisem?! - wrzasnął.
  - Nic - westchnęłam. - Tłumaczyłam ci już, że…
  - Przestań pierdolić, tylko gadaj! - wymamrotał, na co odruchowo przewróciłam oczami. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że nie był to najlepszy ruch. - Bawi cię to?!
  - Nie! - wrzasnęłam, mając już tego wszystkiego dość. James otworzył szerzej oczy, po czym znów mnie spoliczkował. 
  - Nigdy więcej nie podnoś na mnie głosu, rozumiesz? - wysyczał przez zaciśnięte zęby, napierając na moje ciało, tym samym wręcz wciskając mnie w ścianę. Poczułam jego silne dłonie zaciskające się na mojej szyi. Mimo, że rozpaczliwie starałam się zaczerpnąć choć odrobinę powietrza, nie byłam w stanie tego zrobić. Moje oczy momentalnie się zaszkliły, a serce waliło jak oszalałe, błagając o odrobinę tlenu. Próbowałam wałczyć z jego uściskiem, ale dobrze wiedziałam, że to wszystko na marne. Powoli zaczynałam godzić się z tym, że ma nade mną przewagę, kiedy uścisk na szyi poluźnił się. Krztusząc się, zaczęłam łapczywie nabierać powietrza. James na chwilę odsunął się ode mnie, jednak nie pozostawił mnie samej na długo. Jego silna dłoń po raz kolejny zderzyła się z moją twarzą.  Tym razem jednak o wiele mocniej. Poczułam krew sączącą się z mojej wargi. „Tego już za wiele, James…” 
- James - załkałam. - Co… Co ty…
- Milcz. Nie pozwoliłem ci się odezwać - Był pijany. Kompletnie pijany. A na dodatek z butelki znów ubyło. „Boże, pomóż…” - Jesteś moją dziewczyna, a to oznacza, że będziesz mnie słuchać, czy ci się to podoba, czy nie! - wrzasnął, podchodząc do mnie. - I jeszcze jedno… - po raz kolejny przyparł mnie do ściany. „Proszę, przestań…” - Koniec z Louisem Tomlinsonem i całym tym pieprzonym zespołem - wymamrotał. - A jeśli będziesz chciała spotkać się ze swoją siostrą, masz mnie o to pytać - łzy płynęły po moich policzkach, nie chcąc przestać. Drżałam. Jeszcze nigdy tak się go nie bałam. Wiedziałam jednak, że muszę mu stawić czoła. „Cokolwiek miałoby się stać…” - Jasne!? - spojrzał na mnie, mrużąc oczy. 
- Nie… - pokręciłam głową, kiedy się ode mnie odsunął. 
- Co ty powiedziałaś? - zaśmiał się ironicznie.
- Nie jestem twoja własnością, James - wytarłam dłonią mokre policzki. - Nie będziesz dyktował mi, co mam robić - odkręciłam się na pięcie, zaciskając oczy. Chciałam po prostu wyjść i uciec stąd jak najdalej, jednak James chwycił mnie za nadgarstek, wykręcając moją rękę. Na siłę przyciągnął mnie bliżej siebie, po czym objął dłońmi moją twarz, wbijając we mnie swoje ciemne tęczówki.
- Że co?! -wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Nie będziesz mną dyrygował - zaczęłam. „Skończ to, zanim będzie za późno…” moje drugie ja za wszelką cenę starało się mnie powstrzymać. Wiedziałam jednak, że nadszedł najwyższy czas, by się temu sprzeciwić. „Teraz, albo nigdy…” - Znosiłam to tyle czasu, ale mam już dość. Nie jestem twoją własnością. To moi przyjaciele i nie zabronisz mi się z nimi spotykać - pokręciłam głową, patrząc mu prosto w oczy. James nie odezwał się nawet słowem. Przez chwilę mierzył mnie wzrokiem, po czym wymierzył mi siarczysty policzek. Tracąc równowagę, uderzyłam o futrynę, rozcinając przy tym skroń. Czułam jak krew zaczyna spływać po skórze, pozostawiając ślady na mojej bluzce. Powoli osunęłam się na ziemię, ale James chwycił mnie za włosy, pociągając do góry. 
- Wstawaj! - wrzasnął. Pociągnął mnie w głąb salonu, po czym kolejny raz mnie uderzył. Ponownie upadłam. -Wstawaj!
- Nie… Nie mogę… -  zalewałam się łzami, kręcąc głową. Tak bardzo bolało. Drżącymi rękoma podparłam się o brzeg kanapy, próbując podnieść się z podłogi. Nie zdążyłam jeszcze dobrze stanąć na nogach, kiedy po raz kolejny musiałam zmierzyć się z  jego ciosem. Zderzenie z twardym kantem ławy bolało jeszcze bardziej, niż wszystkie poprzednie. Zachłysnęłam się powietrzem, łapiąc za obolały bok. - Jam… James…
  - Przestań skomleć! - krzyknął. - Nie udawaj , tylko podnoś się z tej pieprzonej podłogi! 
- Nie mogę... - kręciłam głową, przygotowując się na kolejne uderzenie. Czułam się taka bezsilna. - Proszę, James…
- Teraz prosisz! - warknął, patrząc na mnie z taką wściekłością, jakiej jeszcze u niego nie widziałam. - Jesteś nikim, Kathy! Tak samo jak twoi pieprzeni przyjaciele! A takich, jak ten twój Louis, mogę zniszczyć jednym pstryknięciem palca. 
- Nie! - pisnęłam. 
- Masz jeszcze czelność bronić tego sukinsyna?! - wrzasnął, a jego twardy but uderzył dokładnie w sam środek mojego brzucha. Znów nie mogłam oddychać. - Ty mała dziwko! - poczułam kolejne kopnięcie. „Błagam, niech to się już skończy…” Dławiłam się powietrzem, łzami i krwią spływającą z mojej twarzy. Nienawidziłam siebie za każdą kolejną szansę, którą mu dawałam. „Jaka ja byłam głupia…” Miałam nadzieję, że się zmieni. Miałam nadzieję… Po raz ostatni przeszył mnie ostry ból. Poczułam, jak moje powieki zaczynają opadać. Nie walczyłam. Nie chciałam już walczyć. Chciałam zniknąć. „Niech to już będzie koniec. Błagam…”  


  Wbiegałem po schodach najszybciej, jak tylko potrafiłem. Nie mogłem inaczej. „Coś było nie tak…” Czułem to całym sobą. „Jej głos…” Odetchnąłem głęboko, stając przed ciemnymi drzwiami. Złapałem za klamkę i miałem już otworzyć, kiedy poczułem silną dłoń na swoim ramieniu. Odkręciłem się, żeby spojrzeć na przyjaciela, który jedynie pokręcił głową. „Jak on, do cholery, może być tak spokojny?!”

- Co ty odstawiasz?! - zmarszczyłem czoło, kiedy zapukał do drzwi. 
- Louis… - westchnął.  - Nie mamy pewności…
- Ja ją mam - chwyciłem za klamkę, kiedy przez dłuższą chwilę nikt nie odpowiadał, ale Zayn odsunął mnie na bok.
- Wyluzuj - wymamrotał, ponownie uderzając pięścią w drewnianą płytę. „Wyluzuj, wyluzuj… Niby jak!” Jeszcze chwila, a rozniósłbym te drzwi, ale uprzedził mnie James, który nagle pojawił się w wejściu. Mężczyzna nie wyglądał jak szanowany przez wszystkich adwokat, tylko jak wrak człowieka. Skanował uważnie nasze sylwetki, mrużąc przy tym oczy. Naprawdę musiałem się pohamowywać, żeby mu nie dokopać. 
- A któż to do nas zawitał? - wydukał po chwili. - Książe Louis i jego dzielny rycerz - prychnął. - Czego chcecie?!
- Gdzie Kathy? - Zayn spojrzał na Jamesa, marszcząc czoło. Był tak opanowany, że ledwo go poznawałem.
- Śpi - James oparł się o framugę. „Na pewno…” - A co, Susanne ci się znudziła?
- Nie bądź bardziej żałosny, niż jesteś - wysyczałem przez zaciśnięte zęby, robiąc krok do przodu. Zayn powstrzymał mnie jednak przed kolejnym krokiem, kładąc rękę na mojej klatce. 
- Chcemy z nią tylko chwilę porozmawiać - Zayn nadal ze stoickim spokojem patrzył prosto w oczy Jamesowi. - Chcę wiedzieć, że wszystko z nią w porządku.
- A co ty, kurwa, jakaś jej opiekunka? - zaśmiał się ironicznie.
- Miała zjawić się u nas prawię godzinę temu - Zayn zmarszczył czoło. - Przyznasz, że jest raczej punktualną kobietą - dodał, zaplatając dłonie na piersi.
- Kobietą? - James prychnął, kręcąc głową. - Jest… 
- Nie wytrzymam dłużej… - wymamrotałem, wpychając się do wnętrza mieszkania. Nie zastanawiając się ani minuty, ruszyłem do kuchni. Niestety, tam jej nie było. Tak samo w salonie. - Kathy! - krzyknąłem, jednak nikt mi nie odpowiedział. „Coś ty jej zrobił!” Słyszałem za sobą podniesiony głos Jamesa, ale czułem też, że Zayn nad wszystkim panuje. Odetchnąłem głęboko, po czym ruszyłem wprost przed siebie, otwierając kolejne drzwi. Momentalnie stanąłem jak wryty, czując jak spina się całe moje ciało. „Zabiję gnoja…” Podbiegłem do łóżka, starając odgonić się od siebie najczarniejsze scenariusze. „Wszystko musi byś dobrze… Musi…”
   - Boże… Kathy… - próbowałem opanować drżący głos, ale widok jej posiniaczonego, bladego ciało i rozciętej skroni sprawił, że wpadłem w prawdziwą panikę. - Słyszysz mnie? Kathy… - chwyciłem jej kruchą dłoń.
  - Wynoś się, bo wezwę policję! - poczułem, jak ciało Kathy delikatnie drgnęło na dźwięk głosu Jamesa, który właśnie pojawił się w sypialni. Chwilę później dołączył do niego Zayn, który na widok dziewczyny wstrzymał powietrze, zaciskając szczękę. 
  - Kurwa, coś ty jej zrobił? - chwycił Jamesa za koszulę, przypierając go do ściany. 
  - Wiesz, ile grozi za pobicie adwokata? - James roześmiał się ironicznie. 
  - W tym momencie w ogóle mnie to nie obchodzi… - Zayn wyglądał, jakby zamierzał mu przywalić, ale po chwili mierzenia się z nim wzrokiem, odepchnął go od siebie i odwrócił się w moją stronę, przeczesując nerwowo włosy - Louis, co z nią? - zapytał niepewnie, spoglądając zatroskany na dziewczynę.
  - Kathy, otwórz oczy, hej… - pogładziłem delikatnie jej policzek, w duchu modląc się, żeby jak najszybciej dała jakieś oznaki życia. - Mała, no dalej… - dziewczyna z grymasem bólu na twarzy powoli uchyliła powieki. 
  - Louis? - powiedziała tak cicho, że przez chwilę zastanawiałem się, czy to tylko mi się nie wydawało. - Co… Co ty tu…
  - Ciii… - pogładziłem jej ramię. - Przyjechałem tu razem z Zaynem. Zabieramy cię stąd.
  - Proszę, idźcie już - spojrzała na mnie swoimi niebieskimi oczami, które błyszczały od łez. - Poradzę sobie… Proszę… 
  - Nie ma mowy - od razu pokręciłem głową.
  - Słyszałeś Tomlinson? Ona nigdzie nie idzie. Cieszymy się, że nas odwiedziliście, ale teraz żegnamy - James ruszył w moją stronę, ale Zayn powstrzymał go, popychając na drzwi.
  - Proszę, idźcie stąd… - szepnęła Kathy. - Nie chcę, żeby coś wam się stało… 
  - On nic nam nie zrobi. Tobie też. Już nigdy, rozumiesz? - powiedziałem, podnosząc z łóżka jej kruche ciało. Ruszyłem w stronę wyjścia, tuląc do siebie drżącą dziewczynę.
- Zostaw ją! - wrzasnął James, wyrywając się w moją stronę, ale Zayn skutecznie go powstrzymał. Nie zabierałem żadnych jej rzeczy. Chciałem jak najszybciej zabrać ją z dala od tego miejsca. „I od tego skurwysyna…” - Tomlinson, pożałujesz tego! 
- Zayn… - skinąłem głową w kierunku drzwi, spoglądając na Kathy. 
- Tak, tylko… - Malik zmarszczył czoło, po czym odkręcił się w stronę Jamesa, uderzając go pięścią w twarz. Mężczyzna zatoczył się na ścianę, łapiąc za nos, z którego zaczęła płynąć krew. - Ciesz się, że to tylko nos. Nie mam ochoty brudzić sobie tobą rąk, ale obiecuję ci, że ktoś się tobą zajmie. Możesz być tego pewien - wysyczał. - Louis, idziemy zanim zmienię zdanie…


Otworzyłem drzwi, czując jak mój żołądek nadal wariuje. Gdybym mógł, rozszarpałbym tego sukinsyna gołymi rękoma. Spojrzałem na przyjaciela, który jedynie skinął do mnie głową i bez słowa ruszył po schodach na górę, trzymając na rękach na wpół przytomną Kathy. Miał zaopiekować się nią do czasu przybycia lekarza. Mi natomiast przypadła rola poinformowania wszystkich o tym, co się stało. Nie byłem pewien, czy to dobry pomysł, bo na samą myśl o tym parszywcu w moich żyłach dosłownie wrzała krew. „Jak można być takim skurwielem…” Odetchnąłem głęboko i ruszyłem w stronę salonu, w którym czekali wszyscy przyjaciele. Kiedy tylko się tam pojawiłem, oczy wszystkich zwróciły się w moją stronę. „Nawet nie zaczynajcie…”

- Zayn! - Sue podniosła się z miejsca, podchodząc do mnie. - Co się… 
- Za chwilę - przerwałem jej. 
- Co wy odwalacie?! - Harry spojrzał na mnie z wyrzutem. 
- Zayn, musieliśmy wszystko odwołać. Paul…
- W dupie mam teraz Paula i całą tę galę - wymamrotałem, przerywając Liamowi
- Zayn…
- Susanne, za chwilę - powtórzyłem, po czym skierowałem swój wzrok na Liama. - Zadzwoń do doktora Smitha. Niech natychmiast tu przyjedzie. 
- Czemu?! - przyjaciel zmarszczył czoło, uważnie mi się przyglądając. 
- Czy możesz po prostu zrobić to, o co cię proszę?! - warknąłem, przeczesując ręką włosy. Na szczęście Liam postanowił o nic więcej nie wypytywać i bez słowa sięgnął po swój telefon. 
- Wam nie jest potrzebny normalny doktor, tylko jakiś porządny psychiatra  - Harry podniósł się z miejsca, obrzucając mnie krytycznym spojrzeniem. - Nie pojechaliśmy na bardzo, bardzo ważną galę, bo wam się nagle zachciało wycieczki!
- James pobił Kathy! - wrzasnąłem i w pokoju nagle zapanowała głucha cisza. Chyba nikt nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał
- Co ty…
- Sue, zaraz! - warknąłem.
- Jak to? James Pobił Kathy? Boże Zayn… Powiedz mi… 
- Susanne, do cholery, daj mi spokój. Nie widzisz, że mam ważniejsze sprawy niż odpowiadanie na jakieś pytania! - spojrzałem na nią i momentalnie pożałowałem swoich słów. „Wydzieraj się jeszcze głośniej, Malik…” moje drugie ja od razu dało mi do zrozumienia co zrobiłem. Oczy Sue momentalnie się zaszkliły. - Susanne… - moja dziewczyna pokręciła z niedowierzaniem głową,  po czym odwróciła się i ruszyła w stronę korytarza. - Dzwoń szybciej, do cholery! - ponagliłem Liama.
- Doktor zaraz będzie - Payne przetarł dłońmi twarz. - Co z nią?
  - Nienajlepiej - westchnąłem ciężko. - Teraz jest na górze. Louis ją tam zaniósł.
- Chodźmy tam - Niall momentalnie podniósł się z miejsca, patrząc na nas zaszklonymi oczami.
- Myślę, że to nie najlepszy pomysł - Danielle chwyciła go za rękę.
- Tak, Dan ma rację. Najpierw powinien obejrzeć ją lekarz - Liam zajął miejsce obok swojej dziewczyny, biorąc ją w swoje ramiona. - Czemu nie zawieźliście jej do szpitala?
- Nie zgodziła się na to - zamknąłem oczy, nabierając powietrza w płuca.
  - Nie wierzę… Po prostu w to nie wierzę… - wyszeptała El, kręcąc głową.
  - Zabiję gnoja - Harry schował twarz w dłoniach, wyzywając Jamesa od najgorszych.
  - Dobra, chyba powinienem…
- Jeszcze się zastanawiasz? -  Danielle wbiła we mnie swoje spojrzenie. - Leć do niej -  odetchnąłem głośno, po czym ruszyłem w stronę kuchni i niepewnie stanąłem w progu. Sue siedziała tyłem do mnie, uderzając opuszkami palców o szklankę napełnioną wodą. Podszedłem do niej, chwytając ją za ramiona. Nie spojrzała na mnie, jedynie przykryła moje dłonie swoimi. 
- Sue…
- Przestań, Zayn - wyszeptała, pociągając nosem. - Gdzie ona jest? - dziewczyna odkręciła się, spoglądając na mnie załzawionymi oczami. - Nic nie wiem - otarła dłonią policzek. - Kompletnie nie wiem, co dzieje się z moją siostrą, gdzie jest, jak się czuje… Nie wiem, bo zamiast mi coś powiedzieć, to na mnie nawrzeszczałeś - uderzyła pięścią w moją klatkę, kręcąc głową. „Co ja narobiłem…”
- Nie będę kłamał, że jest dobrze - zacząłem. - Teraz Louis zaniósł ją na górę - westchnąłem. - Przepraszam, skarbie. Nie wiem, co we mnie…
- Teraz, to bez znaczenia, Zayn - przerwała mi. - Chcę tylko wiedzieć, co dzieje się z Kathy? Dlaczego nie zawieźliście jej do szpitala?!
- Nie chciała, żebyśmy ją tam zawozili… Teraz musimy poczekać…
- Rozumiem - pociągnęła nosem, nie odrywając ode mnie wzroku. - Ten lekarz jej pomoże, prawda?
- Kochanie… - przykucnąłem, chwytając jej delikatne dłonie. - Przepraszam… Nawet nie wiesz, jak mi głupio. Nie powinienem był na ciebie krzyczeć. To wszystko… 
- Przestań - dziewczyna wysunęła jedną dłoń z mojego uścisku, przenosząc ją na mój policzek. - Powiedz mi, co się stało, Zayn? - była taka opanowana. Spodziewałem się raczej krzyku i paniki, tymczasem ona z całej siły starała się zachować spokój. „Chyba nie wiedziałem, jak bardzo potrafi być dorosła…” 
- Właściwie, to nie wiem zbyt wiele - pokręciłem głową. - Louis wyciągnął mnie z domu, twierdząc, ze coś stało się Kathy. Dobrze, że tak uparcie obstawał przy swoim, bo ja właściwie trochę w to wszystko wątpiłem - westchnąłem. - Pojechaliśmy do mieszkania Jamesa - wzdrygnąłem się, przypominając sobie tą scenę. - Leżała w sypialni. Myśleliśmy… Myśleliśmy, że… - przetarłem twarz dłońmi.
- A on?
- Kto? - zmarszczyłem czoło. - James? - Sue skinęła głową. - Był totalnie pijany.
- Dziękuję… 
- To nie mi powinnaś dziękować… Gdyby nie Louis… - pokręciłem głową, nie chcąc nawet sobie wyobrażać, jak mogło się to wszystko skończyć.
- Jak mogłam nic nie zauważyć? - spojrzała na mnie, a z jej oczu momentalnie zaczęły płynąć łzy.
- Sue, nikt się tego nie spodziewał… 
- Przytul mnie, proszę - otarłem kciukiem jej policzek, po czym zamknąłem ją w swoich ramionach. Dziewczyna mocno ścisnęła materiał mojej marynarki. Czułem jak jej ciało drży od płaczu. Ucałowałem jej włosy, nie przestając jej do siebie tulić. 
- Zayn… - nagle w kuchni pojawił się Liam. - Mark już jest u Kathy. Myślę, że powinniście z Sue…
- Wiem - odetchnąłem, kiedy Sue się ode mnie odsunęła. Chwyciłem ją za rękę i razem ruszyliśmy na górę. 
- Louis - Sue niepewnie podeszła do przyjaciela, który czekał już pod pokojem. - Chciałam… Chciałam… Dziękuję.
- Nie masz mi za co dziękować - Tommo przyciągnął ją do siebie i mocno objął, spoglądając na mnie ponad jej głową. - Zabiję gnoja - dodał bezgłośnie.


  - Czy możecie mi wytłumaczyć, co oznaczał ten telefon?! - siedząc w salonie, słyszałem juz krzyk Paula zmierzającego w naszą stronę. - Co to ma w ogóle znaczyć?! 

- Paul…
- Niby jesteście dorosłymi facetami - zaczął -…ale widzę, że w ogóle nie zdajecie sobie sprawy z powagi sytuacji. Co tak ważnego robiliście, że nie mogliście pojawić się na gali? I to nie byle jakiej! Wspomnę tylko, że zrobiliście to bez żadnego uprzedzenia!
- Paul! - Harry spojrzał na menadżera, marszcząc czoło.
- Jeszcze nie skończyłem! - mężczyzna zmierzył nas wzrokiem. - Czy zdajecie sobie sprawę z tego, co musiałem przechodzić, kiedy wy najzwyczajniej w świecie postanowiliście zostać sobie w domu. I nie dość, że się tam nie pojawiliście, to nawet nie znam powodu tego dziecinnego wybryku.
- Przykro nam, że cię zawiedliśmy… - wymamrotał Niall.
- To nie mnie zawiedliście, tylko fanów, którzy na was głosowali! - Paul był naprawdę wściekły. - Swoją drogą, to gdzie Louis i Zayn?! 
- W tej chwili…
- Wiedziałem, że to ich sprawka - wywrócił oczami. - Gdzie oni są!?
- Dziękuję, panie Smith - usłyszeliśmy głos Zayna i wszyscy zerwaliśmy się na równe nogi. Chwilę później kumpel pojawił się w salonie w towarzystwie zaprzyjaźnionego lekarza.
- Najlepiej byłoby zawieźć ją do szpitala - odezwał się mężczyzna. 
- To nie takie proste - Malik pokręcił głową. „Najpierw musielibyśmy namówić do tego Kathy…”
  - No ale co z nią? - ponaglił ich Niall, nerwowo przeczesując ręką włosy.
- Ma znaczne obrażenia na ciele - zaczął Smith. - Żebra niby są całe, ale mocno stłuczone. Jeżeli tylko coś zacznie się dziać, nie zastanawiajcie się ani chwili, tylko wieźcie ją prosto do szpitala. Na razie zrobiłem wszystko, co było w mojej mocy - odetchnął głośno, siadając na kanapie i kładąc na kolanach swoją teczkę, z której wyciągnął jakieś kartki. Wszyscy w ciszy obserwowaliśmy każdy jego ruch, czekając na więcej informacji. - Przede wszystkim, dziewczyna potrzebuje teraz dużo spokoju - stwierdził, cały czas coś notując. - Podałem jej teraz mocne leki przeciwbólowe, ale przy takich obrażeniach nie będą działać zbyt długo, dlatego wykupcie to jak najszybciej - podał receptę Zaynowi. - A tu macie jeszcze tabletki na uspokojenie - dodał, wyciągając w naszą stronę małe opakowanie. - Opatrunek na czole trzeba zmieniać przynajmniej raz dziennie. - spojrzał na nas, podnosząc się z kanapy. - Będę się już zbierał, ale gdyby tylko coś się działo, to dzwońcie bez względu na porę - skierował się w stronę drzwi. - I jeszcze jedno. Myślę, że kiedy tylko odzyska trochę sił, powinniście jak najszybciej zgłosić to na policję.
- Jasne. Dziękujemy - Zayn uścisnął jego dłoń. 
- Dobranoc, chłopacy - kiwnął w naszą stronę. - Paul… - spojrzał na naszego menagera, który od kilku minut nie odezwał się nawet słowem, zapewne będąc całkowicie zdezorientowanym sceną, jaka się właśnie przed nim rozgrywała. - Nie bądź na nich zły - westchnął. - Myślę, że zrobili coś bardzo dobrego…
- Jasne - przez twarz Paula przebiegł cień uśmiechu. Odprowadziłem wzrokiem Zayna i doktora Smitha, po czym usiadłem obok Danielle. - Dobra, panowie, niech ktoś w końcu mi powie, co tu się dzieje? - powiedział już dużo spokojniejszym tonem.
- Myślę, że Zayn ci to najlepiej wytłumaczy - stwierdziłem, tuląc do siebie moją dziewczynę. - W zasadzie, sami niewiele wiemy…
- Zayn… - Eleonor spojrzała na bruneta, który stanął właśnie w progu. - Gdzie Louis?
- Jest na górze razem z Sue - westchnął. - Paul, przepraszam… - zaczął. - To naprawdę nie jest nasza wina. Gdyby nie Louis…
- Zayn, proszę cię, powiedz wreszcie, co się stało… - Paul wbił swoje spojrzenie w Malika, kiedy ten usiadł obok niego.
- James pobił Kathy - zaczął ściszonym głosem. - Siostrę Sue - sprostował, kiedy menadżer zmarszczył czoło. - Gdyby nie Louis, wszystko mogło skończyć się jeszcze gorzej.
- Wszystko z nią…
  - Sam słyszałeś, co mówił lekarz - Zayn przerwał Paulowi. - Nie powinna zostać w domu, ale nie możemy jej też na siłę zaciągnąć do szpitala - pokręcił głową. - Myślę, że to by jej wcale nie pomogło… 
- Nie możemy tego tak zostawić - odezwał się Niall, kierując w stronę wyjścia. 
- Gdzie idziesz? - spojrzałem na niego niepewnie.
  - Zadzwonię po policję…
- Niall, na razie to chyba nie najlepszy pomysł. Doktor mówił, że Kathy powinna najpierw chociaż trochę dojść do siebie - Danielle oparła się o moje ramię. - Musimy poczekać. 
- Aż wszystko ucichnie?! James musi za to odpowiedzieć!
- Odpowie. Zajmę się tym. Mam znajomego policjanta, więc zaraz do niego zadzwonię i poradzę się w tej sprawie - Paul przetarł twarz dłońmi. - Przecież nie zostawię was z tym samych - spojrzał na nas, cały czas kręcąc głową z niedowierzania. - Myślę, że na razie moja obecność w niczym tu nie pomoże, ale gdyby tylko coś się działo, macie do mnie natychmiast dzwonić - Paul ruszył w stronę drzwi. - Liam… - spojrzał na mnie. - Przyjadę do was z samego rana, a do tego czasu masz mnie o wszystkim informować. I jeszcze jedno… - odchrząknął. - Przepraszam, że…
- Nie ma sprawy - Harry westchnął głośno. 
- Nie spodziewałem się, że może stać się coś takiego - menadżer zacisnął usta w cienką linię.
- My też nie - wymamrotałem. - Nikt się tego nie spodziewał…


- Przepraszam, że nic nie zauważyłam - delikatnie chwyciłam zabandażowaną dłoń mojej siostry, uważając, by nie sprawić jej przy tym dodatkowego bólu.
  - Taki właśnie był mój plan. Miałaś nic nie zauważyć - uśmiechnęła się blado. „Ale powinnam…” Cały czas dręczyły mnie ogromne wyrzuty sumienia, że w porę nie zorientowałam się, jak nieszczęśliwa jest Kathy. Byłam samolubna. Moja siostra cierpiała, a ja w tym czasie całą swoją uwagę skupiałam na moim związku z Zaynem.
  - Niezła z ciebie aktorka - Louis uśmiechnął się niepewnie. Byłam mu wdzięczna i wiedziałam, że nie łatwo znajdę sposób, żeby mu się odwdzięczyć za to, co zrobił. „O ile da się w ogóle odwdzięczyć za uratowanie siostry…” - Trochę bym cię podszkolił i może wyszłabyś jeszcze na ludzi - zażartował.
  - Przepraszam was, ale naprawdę nie chcieli mnie słuchać - nagle drzwi sypialni cicho się uchyliły i pojawił się w nich Zayn, a za nim cała jego brygada.
  - Wchodźcie - Kathy spojrzała w ich stronę, unosząc delikatnie kąciki ust. 
  - Boże, Kathy… - Niall od razu podbiegł do łóżka i rzucił się na moją siostrę, chcąc ją do siebie przytulić.
  - Uważaj! To ją boli! - Louis od razu odciągnął go od Kathy.
  - Nic się nie stało - zaprzeczyła Kathleen, ale zaraz potem zacisnęła usta, chcąc chyba w ten sposób zamaskować ból. Mimo, że bardzo starała się to ukryć, widziałam, że cierpi i najchętniej wywaliłabym wszystkich z tego pokoju, żeby dać jej chociaż chwilę spokoju, na który sobie zasłużyła.
  - Kathy, może zrobię ci coś do picia?
  - Dziękuję Liam, ale nie mam teraz na nic ochoty - wydukała. - Przeze mnie nie pojechaliście na galę…
  - I tak była nudna - Harry lekceważąco machnął ręką. 
  - Ale ważna - nie odpuszczała Kathy. - Przepraszam was. Nie sądziłam, że to wszystko tak się potoczy. Popsułam wam plany…
  - Dobra, skoro tak bardzo żałujesz, to mam pewien pomysł - Harry usiadł obok mnie, szczerząc swoje białe zęby. „Dlaczego czuję, że to będzie kolejny dowcip nie na miejscu?” - Odwozimy Kathy do Jamesa, a sami ruszamy na after-party. 
  - Harry… - Zayn posłał mu karcące spojrzenie. „Wiedziałam, po prostu wiedziałam…” 
  - Przecież to tylko żarty - przewrócił oczami. - Ewentualnie możesz pojechać z nami - spojrzał na Kathy. - Wypijemy coś, potańczymy… 
  - Z chęcią, ale nie jestem dziś chyba w najlepszym stanie. Ostatnio mnie trochę połamało - uśmiechnęła się blado. - A już tak całkowicie serio, to przecież naprawdę możecie tam jechać…
  - Oszalałaś? - zareagował od razu Niall. - Zaraz rozłożę sobie tu materac, w razie gdybyś potrzebowała czegoś w nocy. Nawet jak będziesz miała mnie już dość, ja nadal nie odejdę od twojego łóżka. - mówił z przekonaniem. - No chyba, że po coś do jedzenia - uśmiechnął się. - Właśnie, przyniosę ci coś do jedzenia - zerwał się z miejsca i nim Kathy zdążyła zaprotestować, zniknął za drzwiami.


  - Tu jesteś… - usiadłem obok Sue przy wysepce kuchennej.

  - Musiałam trochę pomyśleć - westchnęła, poprawiając włosy. - A Kathy?
  - Danielle przed chwilą u niej była. Śpi - chwyciłem jej delikatną dłoń. - Susanne, przepraszam. 
  - Za co? - dziewczyna spojrzała na mnie, marszcząc czoło.
  - Za to, co zrobiłem. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak mi teraz głupio - westchnąłem. Czułem się z tym cholernie źle. „Że też akurat na niej musiałem wyładować swoją złość…” - Zachowałem się jak palant.
  - Owszem - kiwnęła głową. - Ale już mnie za to przepraszałeś.
  - To wcale nie znaczy, że nie mogę przeprosić cię po raz kolejny - pokręciłem głową. - Nie powinienem wyładowywać na tobie złości. Mogłem uderzyć sobie ręką w ścianę albo w ryj tego sukin… - zawahałem się, nie chcąc używać przy niej takich słów. - Jamesa… Zasłużył sobie na zdecydowanie więcej, niż jeden cios.
  - Sama z chęcią bym mu przywaliła - westchnęła. - Chciałabym, żeby chociaż przez chwilę poczuł się tak, jak Kathy teraz - uniosła na mnie wzrok, co sprawiło, że miałem jeszcze większe wyrzuty sumienia. „O ile to w ogóle możliwe…”
  - Naprawdę cię przepra…
  - Csiiii - jej palec spoczął na moich ustach. - Powtórzę po raz ostatni. Nic się nie stało, rozumiesz? - jej błękitne oczy błyszczały od wylanych łez. - Każdemu zdarzają się takie rzeczy - westchnęła, gładząc opuszkami palców mój policzek.
  - Jesteś aniołem - założyłem jej za ucho pasmo włosów. - Tak bardzo cię kocham, Sue. Nie chcę cię krzywdzić i… 
  - Nie krzywdzisz mnie - przerwała mi. - Wręcz przeciwnie. Sprawiasz, że czuję się bezpieczna i szczęśliwa. 
  - Ale…
  - Nie ma żadnego „ale” - po raz kolejny mi przerwała. - Dziś nikt nie jest sobą - odetchnęła głośno, ściskając mocniej moją dłoń. - Dziękuję, że tu jesteś… 
  - Nigdzie się nie wybieram - stwierdziłem pewnie, po czym ucałowałem ją w czoło. - Susanne… 
  - To nic - otarła spływające łzy. - Po prostu nie mogę tego zrozumieć… Nie mogę zrozumieć, jak mógł jej to zrobić… - pociągnęła nosem, wycierając dłonią drugi policzek. - Jak mogłam nie zauważyć, że coś jest nie tak? Przecież byłam obok. Powinnam…
  - Nikt się tego nie spodziewał… 
  - Ja powinnam - pokręciła głową. - Jestem jej siostrą. Znam ją lepiej, niż siebie - odetchnęła głośno. - Zawiodłam ją…
  - Sue…
  - Zayn, już dawno mogłam się wszystkiego domyślić. Ten ślad na policzku, ciągłe telefony… 
  - Mi też nawet nie przeszło przez myśl, że może dziać się coś tak strasznego - „A nawet jeśli, to po prostu w to nie wierzyłem…” dodałem w myślach. - Nikt się tego nie spodziewał - powtórzyłem. „Louis się spodziewał…” poprawiło mnie moje drugie ja i tym razem miało całkowitą rację. „Dlaczego ja go nie słuchałem?” 
  - Zayn, Obiecaj mi, że coś z tym zrobimy. Obiecaj, że nie zostawimy tak tej sprawy - Sue uparcie się we mnie wpatrywała. Jej błyszczące od płaczu oczy dosłownie błagały, bym przynajmniej skinął głową. „Tak bardzo chciałbym móc ci to obiecać, kochanie…” westchnąłem, wiedząc, że nie mogę tego zrobić. Byłem tak samo bezradny, jak ona. Nikt nie wiedział, co postanowi Kathy. To od niej zależało, jak potoczy się ta sprawa. Nie ważne, ile zdołałby wskórać Paul… Jeżeli Kathy się nie zgodzi, nasze zeznania nic nie dadzą. „A ten skurwiel znów ucieknie od konsekwencji…” pokręciłem głową, nie chcąc dopuścić do siebie tej myśli. - Zayn…
  - Tak? - zmarszczyłem czoło, kiedy cichy głos Sue wyrwał mnie z rozmyślań.
  - Obiecaj mi - szepnęła. 
  - Kochanie, chciałbym…
  - Ale nie możesz - przerwała mi. - Nie możesz mi tego obiecać… Nie możemy nic zrobić - westchnęła, ocierając policzek wierzchem dłoni.
  - Możemy przekonać Kathy 
  - To nie takie proste - pokręciła głową. - Znam ją. Ona nie będzie chciała mu zaszkodzić… 
  - Jest rozsądną dziewczyną…
  - Nie w tej sprawie - wydukała. - Ona nadal go kocha, Zayn - w pomieszczeniu zapadła cisza, przerywana jedynie jej cichym pochlipywaniem. 
  - Chyba powinniśmy iść do reszty - stwierdziłem nagle. - Kathy musi mieć na razie wolny pokój, więc Liam prześpi się parę nocy u Danielle. Wspominali, że niedługo będą jechać, więc…
  - Jasne - Sue otarła policzki, po czym splotła swoje drobne palce z moimi. Ucałowałem jej skroń i oboje ruszyliśmy do salonu. Panowała tu taka cisza, jak nigdy. Każdy zdawał się być pogrążony w swoich myślach. Odetchnąłem głęboko, siadając obok Harrego i sadzając sobie moją dziewczynę na kolanach. - Jak Kathy? - spojrzałem na Danielle. 
  - Harry przed chwilą do niej zaglądał. Śpi - odparła zmartwionym tonem. - Nie będziemy wam już przeszkadzać - dodała po chwili. - Skarbie, zbieramy się…
  - Nie przeszkadzacie - Sue pokręciła głową.
  - Kathy potrzebuje teraz dużo spokoju - Liam podniósł się z miejsca. - Opiekujcie się nią dobrze, a gdyby tylko coś się działo, od razu dzwońcie - Payne jak zwykle zaczął nam ojcować, chociaż w tej sytuacji chyba nie był jedyną osobą, która czuła się tu za kogoś odpowiedzialna.
  - Dopóki jestem na miejscu, całkowicie oddaję się do waszej dyspozycji - dodała Dan. - Niestety, za trzy, góra cztery dni muszę wyjechać, chociaż w tej sytuacji najchętniej zostałabym tutaj - westchnęła, podchodząc do nas. - Trzymaj się, maleńka - uściskała Sue. - Zadzwonię jutro. 
  - El, a ty tu zostajesz czy…
  - Pojadę do domu - brunetka przerwała Liamowi. - Myślę, że dziś na nic się tu już nie przydam. 
  - Możemy cię zabrać - zaproponował Payne.
  - Ja ją odwiozę - mruknął Louis, przytulając swoja dziewczynę. - Przecież to kompletnie w inną stronę…


  Uchyliłem powoli drzwi z nadzieją, że jej nie obudzę. Byłem zły. Nadal czułem w sobie tę cholerną złość, która przepełniała całe moje ciało. „Najchętniej wróciłbym tam i otłukł mu pysk…” westchnąłem, siadając na brzegu łóżka. „Nie rozumiem, jak można skrzywdzić kogoś takiego…” W świetle nocnej lampki twarz Kathy była tak blada, że gdyby nie jej cichy oddech, można by uznać ją za nieżywą. „Nawet nie chcę o tym myśleć…” pokręciłem głową, zabierając kluczyki z nocnej szafki, po czym ruszyłem w stronę drzwi.

  - Louis… - usłyszałem nagle jej cichy głos. 
  - Obudziłem cię? - odkręciłem się w jej stronę.
  - Nie - uniosła się na łokciach, kręcąc głową. 
  - Pozwól, że ja to zrobię - podszedłem do niej, widząc grymas bólu na jej twarzy w momencie, kiedy próbowała poprawić swoją poduszkę. - Mogę ci jeszcze jakoś pomóc? - usiadłem na brzegu łóżka.
  - Już pomogłeś - posłała mi smutny uśmiech. - Z całą resztą muszę poradzić sobie sama… - spuściła wzrok, zaciskając palce na kołdrze. - Dziękuję… - spojrzała na mnie po chwili milczenia. - Gdyby nie ty…
  - Proszę, nie płacz - chwyciłem jej dłoń, kiedy zauważyłem pierwsze łzy. - Zapłaci za to. Dopilnuję tego. 
  - Nie - szybko otarła policzki. - James… James po prostu trochę się pogubił…
  - Nic nie usprawiedliwia tego, co zrobił…
  - Nie wiesz, jak wyglądało jego życie - szepnęła. - Jego matka odeszła z innym, kiedy był jeszcze mały, a ojciec załamał się i zaczął pić. W jednej chwili wszyscy, których kochał, go zostawili… - spojrzała na mnie zaszklonymi oczami. - Louis, on po prostu bał się, że mnie też straci… 
  - I stracił - przerwałem jej. - Kathy, on cię pobił i nie wierzę, że zrobił to pierwszy raz… - westchnąłem, przeczesując palcami włosy. 
  - Lou…
  - Robił to już wcześniej, prawda? - spojrzałem na nią, na co spuściła wzrok, przygryzając wargę.
  - To wszystko przez zazdrość - po raz kolejny otarła policzek. - James to dobry człowiek… 
  - Nie próbuj go bronić. Dobrzy ludzie tak nie postępują, Kathy - pokręciłem głową. Z całych sił starałem się nakłonić ją do tego, żeby złożyła zeznania przeciwko Jamesowi. Wiedziałem jednak, że nie będzie to takie proste. Znałem już Kathy na tyle dobrze, by wiedzieć, że nigdy nie zrobi czegoś, co może komuś zaszkodzić. „Nawet jeśli całkowicie na to zasłużył…”
  - Dlaczego to robisz? - westchnęła. - Dlaczego tak bardzo chcesz, żeby poniósł konsekwencje? 
  - Dlaczego? - zmarszczyłem czoło. „Może dlatego, że kiedy dziś tam wszedłem i zobaczyłem cię leżącą na tym łóżku, przez chwilę zacząłem się bać, że już nigdy nie będę mógł z tobą porozmawiać, pośmiać się, czy zobaczyć tej upartej miny, którą właśnie robisz…” przemknęło mi przez myśl. - Głupie pytanie… - przewróciłem jedynie oczami.
  - Tłumaczyłam ci, że to nie tak - dziewczyna schowała twarz w dłoniach. - James po prostu ubzdurał sobie kilka rzeczy i zaczął wierzyć, że, jak sam to nazywał, mam już innego księcia z bajki  - „Księcia z bajki?” powtórzyłem w myślach, a w mojej głowie od razu rozbrzmiał głos Jamesa. „A któż to do nas zawitał? Książe Louis i jego dzielny rycerz…” A więc to wszystko moja wina… To ja byłem odpowiedzialny za jego zazdrość i za to, co zrobił… Odetchnąłem głęboko, przełykając gulę, która zaczynała formować się w moim gardle. Byłem na siebie wściekły „Ja i Kathy…” Przecież to niemożliwe. Za bardzo kocham Eleanor… „Ale on tego nie wiedział…” trafnie zauważyło moje drugie ja. „On tego nie wiedział…” powtórzyłem w myślach po raz kolejny. Momentalnie poczułem, że jestem coś winien Kathy. Tylko co mógłbym po tym wszystkim dla niej zrobić? „Chronić ją…” automatycznie przemknęło mi przez myśl. „Mogę ją chronić…” - Louis?
  - Przepraszam, zamyśliłem się - wymamrotałem, kręcąc głową. - Kathy, chcę pomóc. Chcę zrobić wszystko, żebyś czuła się jak najlepiej.
  - Teraz jest już dobrze - szepnęła. - Poza tym, na złamane serce raczej nie ma leku…
  - Tak mi przykro…
  - Mi też - westchnęła cicho. - Ale cieszę się, że to wszystko już się skończyło - jej oczy ponownie się zaszkliły. - I chociaż wiem, że będzie mi go brakować, to teraz przynajmniej czuję się bezpiecznie… - po jej policzkach zaczęły płynąc łzy. - Nie muszę się już bać, że powiem coś nieodpowiedniego, że zrobię coś, co mu się nie spodoba, czy że mój telefon zacznie dzwonić w nieodpowiednim momencie… - pociągnęła nosem, spoglądając na mnie. - Musze się po prostu z tym wszystkim sama uporać… 
  - Nie musisz zostawać z tym sama. Masz nas - stwierdziłem pewnie. Dobrze wiedziałem, że wszyscy przez najbliższe dni nie opuścimy Kathy na krok. Niall będzie przesiadywał z nią każdą wolną chwilę, cały czas dbając o to, by miała co jeść. „Albo żeby on miał co jeść…” Harry będzie opowiadał jej żarty, które może nie zawsze są na miejscu, ale chociaż na chwilę wywołają uśmiech na jej twarzy. Liam będzie po prostu siedział obok, gotów jej wysłuchać, albo pomóc, kiedy będzie tego potrzebowała, a Sue i Zayn zapewne każdego wieczoru urządzą jej istny maraton filmowy. „No i oczywiście ja…” Wiedziałem, że moim obowiązkiem jest się nią zaopiekować. Co prawda Kathy mówiła, że James podnosił na nią rękę już wcześniej, ale może gdyby nie ja, nie posunąłby się do czegoś tak strasznego. „Tylko czy aby na pewno opiekę nad nią mogę nazwać obowiązkiem?” westchnąłem, spoglądając na milczącą dziewczynę. „Ja po prostu chcę to robić…” - Nigdy nie byłaś sama - dodałem, przerywając tym samym ciszę, która zapadła na moment pomiędzy nami. - Gdybyś powiedziała nam wcześniej o tym, co się dzieje, już dawno byśmy cię z tego wyciągnęli - westchnąłem, po czym objąłem jej drobne ciało, uważając, by nie sprawić jej przy tym bólu. Momentalnie poczułem jak cała drży od powstrzymywanego szlochu. - Nie rycz, bo ja też zacznę - roześmiałem się cicho, ostrożnie gładząc ją po ramieniu. 
  - Chciałabym to zobaczyć - poczułem, jak pomimo łez, delikatnie się uśmiecha. - Eleanor? - Kathy odsunęła się ode mnie, ocierając dłonią policzki, kiedy moja dziewczyna pojawił się w drzwiach pokoju.
  - Tylko pójdę po kluczyki… - El zaczęła mnie przedrzeźniać. - Z tymi facetami to tak zawsze - delikatnie uśmiechnęła się, podchodząc do łóżka. - Kathy, wszystko w porządku?
  - Tak - blondynka skinęła głową, pociągając nosem. 
  - Przepraszam, zadaję bezsensowne pytania - westchnęła, kładąc dłoń na moim  ramieniu. - Mam nadzieję, że wszystko się ułoży.
  - Ja też… Dziękuję - Kathy uśmiechnęła się delikatnie w kierunku mojej dziewczyny. 
  - Będziemy się już zbierać, bo naprawdę nie wstaniesz jutro do tej pracy - spojrzałem na El, podnosząc się z miejsca.
  - Faktycznie - westchnęła,  po czym ucałowała blondynkę. - Trzymaj się, skarbie. Jutro cię odwiedzę.
  - Będę czekać - Kathy naciągnęła na siebie koc. 
  - W takim razie do zobaczenia - Eleanor ruszyła w stronę wyjścia. - Tomlinson, bo zamówię taksówkę…
  - Idę, idę - roześmiałem się, po czym jeszcze raz objąłem Kathy. - Trzymaj się, mała. - szepnąłem, po czym dołączyłem do mojej dziewczyny. - Dobranoc. 



  - Nadal uważasz, że powrót do domu będzie najlepszym rozwiązaniem? - Eleanor spojrzała na mnie, kiedy zatrzymałem się na parkingu.

  - Proszę, nie zaczynaj - westchnąłem, wyłączając silnik.
  - Przecież zadałam ci tylko pytanie. Niczego nie zaczynam. 
  - Rozmawialiśmy o tym całą drogę. Jestem zmęczony. Chciałbym po prostu jechać do domu - wymamrotałem, wystukując palcami jakiś rytm na kierownicy.
  - Louis, staram się nie narzekać na twoją ciągłą nieobecność, ale skoro masz chwilę wolnego czasu, mógłbyś spędzić ją ze mną. W końcu jesteśmy razem… - wymamrotała. Odwróciłem twarz w jej stronę, siląc się na słaby uśmiech, chociaż tak naprawdę wcale nie miałem na to nastroju. - Powiesz coś, czy będziesz się tylko tak patrzył? 
  - Nie czuję się najlepiej… - przetarłem twarz dłońmi. 
  - W jakim sensie? - El zmarszczyła czoło. 
  - Kochanie, po prostu… - wziąłem głęboki wdech. Jak miałem jej to wytłumaczyć? Czułem, że muszę być w domu, że muszę być przy Kathy… „W końcu jestem jej coś winien…” - Rany, Eleanor, dajmy sobie dziś już spokój z tą rozmową…
  - Nie wysiądę z tego samochodu, dopóki nie dostanę jakichkolwiek wyjaśnień - zaplotła ręce na piersi.
  - Po co to robisz? - zmarszczyłem brwi, spoglądając na nią. Naprawdę nie miałem ani ochoty, ani siły na żadną kłótnię.
  - Po co to robię? - wbiła we mnie swoje lodowate spojrzenie. - Louis, czy ty możesz powiedzieć mi, co się z tobą dzieje?
  - Nic - odwróciłem wzrok w drugą stronę. 
  - Nie bądź bardziej irytujący, niż na ogół jesteś… - wymamrotała.
  - Jestem irytujący? To jak ty w ogóle ze mną wytrzymujesz? - pokręciłem głową. 
  - Przestań zachowywać się jak dziecko 
  - A więc jestem irytującym dzieckiem - spojrzałem na nią. - Nie żałuj sobie, obrażaj mnie dalej.
  - Cholera jasna, Louis! 
  - No co? - w geście poddania wyrzuciłem ręce w powietrze.  - O co właściwie jest ta cała kłótnia, co?
  - Dobra, rozumiem, że Kathy cierpi i potrzebuje pomocy, ale dlaczego akurat twojej? - „Moi drodzy, a więc wszystko już jasne…”  - Przecież Sue i chłopacy z nią zostali. Poradzą sobie bez ciebie…
  - Tu nie chodzi o Kathy - westchnąłem ciężko. - Jestem zmęczony i potrzebuję chociaż przez chwilę pobyć sam…
  - Aż tak ci przeszkadzam? - El przygryzła wargę, uważnie skanując moją twarz.
  - Nie - pokręciłem głową. - Nigdy mi nie przeszkadzałaś, nie przeszkadzasz i nie będziesz przeszkadzać - stwierdziłem pewnie. - Eleanor, ja po prostu… - odetchnąłem głęboko. - Po prostu czuję, że dziś muszę być w domu…
  - Czyli jednak chodzi o Kathy… Biedną, bezbronną…
  - Nie mów czegoś, czego będziesz potem żałować - wymamrotałem, posyłając jej karcące spojrzenie.
  - Czego mam żałować? - uniosła brwi. - Chyba tylko tego, że ktoś próbuje odbić mi chłopaka…
  - Co ty za głupoty wygadujesz?! Czy widziałaś w ogóle, w jakim ona jest stanie?! - podniosłem głos, nie wierząc chyba w to, co przed chwilą usłyszałem. - Jak ty byś czuła się na jej miejscu?
  - Przestań krzyczeć…
  - Nie krzyczę! Po prostu nie rozumiem, jak możesz być tak samolubna - uderzyłem dłońmi w kierownicę. - Jak możesz wyjeżdżać z takimi tekstami, kiedy… Boże, Eleanor, czy ty zastanawiasz się czasem, co mówisz? - pokręciłem głową.
  - Louis… - El odetchnęła głośno. - Przepraszam…
  - Co? - zmarszczyłem czoło.
  - Przepraszam - powiedziała cicho.-  Zachowałam się jak gówniara - spojrzała na mnie zaszklonymi oczami. „Teraz chyba twoja kolej, żeby coś powiedzieć…” zauważyło moje drugie ja, kiedy w samochodzie zapanowała niezręczna cisza.
  - Kochanie…  - zacząłem w końcu. - To nie tak, że nie chcę spędzać z tobą swojego czasu. Wręcz przeciwnie. Po prostu to, czego byłem dziś świadkiem… Muszę to na spokojnie przetrawić. Nie chcę przelewać na nikogo złości, jaka nadal we mnie siedzi - westchnąłem.
  - Louis…
  - Daj mi skończyć - przerwałem jej.- Kocham ciebie i tylko ciebie, ale Kathy jest moją przyjaciółką i nie pozwolę, żeby ktokolwiek ją krzywdził - uchwyciłem jej zimną dłoń. - El, wiem, że mamy dla siebie mało czasu, że są sytuacje, kiedy wszystko utrudniam, ale nie liczy się dla mnie nic, oprócz ciebie. Po prostu…
  - Już nic nie mów - Eleanor delikatnie się uśmiechnęła, gładząc dłonią mój policzek. - Też cię kocham i przepraszam za wszystko. Czasem… - nie dałem jej dokończyć, przywierając swoimi wargami do jej ust.
  - To zmykaj - wyszeptała, kiedy już się od siebie oderwaliśmy. - Będę tęsknić, panie Tomlinson - uśmiechnęła się nieśmiało.
  - Kocham cię, El - ponownie nachyliłem się w jej stronę. - Obiecuję, że nadrobimy dzisiejszą noc - szepnąłem tuż przy jej uchu. - Już niedługo…



♥♥♥

Cześć kochani! <3


Kolejny tydzień przepłynął z prędkością światła. Nie sądzicie, że za szybko ten czas płynie? :)

Co u Was? Jak spędzacie te pochmurne, jesienne dni? 
Mamy nadzieję, że nie dajecie się tym wszystkim zarazkom w koło :)
Za oknem zrobiło się nieco zimniej, dlatego ubierajcie się cieplutko i dbajcie o siebie! :)

Skoro mamy weekend, to oczywiste jest, że czas na  kolejną dawkę "So close" :)

Mamy nadzieję, że długość rozdziału Was nie przeraziła :) Wyszedł nieco dłuższy niż wszystkie poprzednie, ale nie mogłyśmy zakończyć tego w innym momencie :)

Swoją drogą, co sądzicie o nowym rozdziale?

Zazdrość Jamesa wygrała, ale czy to co zrobił było najlepszym rozwiązaniem?
Jak myślicie? Jaką decyzję podejmie Kathy? Czy miłość do Jamesa i znajomość jego przeszłości wpłynie na jej decyzję? W końcu pamiętajmy, że nadal go kocha...

Mamy dla Was mały dodatek do dzisiejszego rozdziału, który znaleźć możecie na naszym Twitterze, bądź też klikając imiona naszych bohaterek:)

Oto kreacje naszych bliźniaczek na galę rozdania nagród :)

♥ Susanne

♥ Kathleen

Która suknia zdobyła Wasze serce? My osobiście nie możemy się zdecydować, która z nich jest lepsza, gdyż każda w idealny sposób odzwierciedla charaktery naszych dziewcząt :)

Chciałybyśmy po raz enty podziękować Wam za to, że z nami jesteście. Wasze komentarze wiele dla nas znaczą, dając nam tym samym niezłego kopniaka do dalszej pracy. To dzięki nim i zmieniającym się w prawym górnym rogu cyferkom, wiemy, że to co robimy nie idzie na marne :) Dziękujemy! <3


Mamy też ogromną nadzieję, że tym razem również zechcecie podzielić się z nami Waszymi opiniami na temat rozdziału :)

Przesyłamy masę buziaków Xx
MADDIE&CAROL

14 komentarzy:

  1. Jeju... ten rozdział mnie zszokowal! James ostro przesadził. Jak dobrze, że Louis czuł, że coś się dzieje. Dobrze, że dostał od Zayna, chociaż mógł przywalic mu jeszcze raz. Biedna Kathleen. El jest zazdrosna o Kathy. Jeju, co tu sie dzieje >__< Chce juz kolejny ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo cieszymy się, że jesteś zszokowana, bo właśnie o to nam chodziło ;)
      W zupełności się z Tobą zgadzamy. Dobrze, że Louis w porę się zorientował, bo gdyby nie on, nie wiadomo jakby to się dalej potoczyło. My też chciałybyśmy, żeby Zayn trochę bardziej poturbował Jamesa, ale postanowiłyśmy oszczędzić problemów naszemu Malikowi.
      El zazdrosna o Louisa... Jak myślisz, ma do tego powody?
      Ściskamy mocno Xx

      Usuń
  2. Pierdolony James .. Zajebac mu wiecej ! El bardzo lubię i ne chce żeby klocila sie z lou<3 zaskoczylas mnie tym rozdziałem! ;* <3 ls

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie nie powinnyśmy nakłaniać Cię do przeklinania, ale takie słowa znaczą, ze udało nam się wzbudzić w Tobie pożądane emocje, a to dla nas jeden z najlepszych komplementów ;)
      A co do El i Louisa, to po ich kłótni nie ma już śladu, więc miejmy nadzieję, że to tylko jednorazowy incydent ;)
      Nawet nie wiesz, jak bardzo cieszymy się z Twojego zaskoczenia ;)
      Buziaki Xx

      Usuń
  3. Dobra, umarłam. Tego to się nie spodziewałam. Te wasze rozdziały były takie spokojne a tu taka bomba. Szczerze? bardziej spodziewałam się, że coś stanie sie z Sue i Zaynem a tu taka akcja. No ja mam nadzieje, ze Kat do niego nie wroci. jezu nawet nie chce myslec co on jeszcze moglby zrobic.
    Piszcie dalej bo kocham tego bloga jak cholera!

    ~Edi

    ps: Zakochałam się w kiecce Sue. Może to dlatego ze bardziej pasuje do mnie ale megaśna jest. <333333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie umieraj! Kto będzie nas wtedy czytał?! ;)
      Uczciwie ostrzegałyśmy, że poprzednie rozdziały to tylko cisza przed burzą ;) Wiele osób sądziło, że coś złego wydarzy się właśnie pomiędzy Sue i Zaynem, ale już kiedyś wspominałyśmy, że lubimy działać wbrew przewidywaniom, więc... ;)
      "Co zrobi Kathy?" Chyba każdy zadaje sobie teraz to pytanie. Miejmy nadzieję, że będzie rozsądna...
      Wolisz sukienkę Sue, więc strzelamy, że lubisz stylizacje "z pazurem" ;)
      Jak na razie nic nie zapowiada, żebyśmy miały skończyć z pisaniem, bo po prostu "kochamy Was jak cholera" i bardzo szybko staliście się cząstka naszego życia <3
      Ściskamy Xx

      Usuń
  4. Wow... Wow... Wow...
    Dosłownie nie wiem co powiedzieć. Ten rozdział to istne arcydzieło <3
    Wasz duet powinien wydać książkę, to pewne! Wykupiłabym chyba wszystkie egzemplarze i rozdawała znajomym! ;) Mam nadzieję, że to opowiadanie planuje mieć chociaż 1000 rozdziałów, bo już nie wyobrażam sobie bez niego życia! ;)
    Kooooooooocham was dziewczyny! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow... Wow... Wow...
      Teraz to my nie wiemy, co powiedzieć ;) Dziękujemy za te wszystkie przecudowne słowa! <3
      My i książka? To by było dopiero coś, ale chyba nie nadajemy się na słynne autorki. Blog sprawia nam dużo przyjemności i wkładamy w niego całe nasze serducha, ale w porównaniu z tym, co czytamy na co dzień, jesteśmy jeszcze taaaaakie malutkie ;) Poza tym, czy duety mogą wydawać książki? ;)
      1000 rozdziałów? Hmm... Aż tyle to chyba nie, ale jeszcze długo będziemy Was męczyć ;)
      Kochamy mocniej! ;*
      Buziaki Xx

      Usuń
  5. Cześć !!!! Dzisiaj znów komentarz na telefonie ;p a więc ogólnie to tańczę taniec szczęścia bo Katy wreszcie uwolniła się od Jamsa ale z drugiej strony JAKIM KOSZTEM !!! więc mam podzielone zdanie na główny wątek tego rozdziału :D Zayn uderzył Jamsa aha właśnie tak !! XD niezmiernie mnie to cieszy :d na początku to opanowanie Malik a później...Spodziewałam się tego haha.Jednak wiem że pomimo tego że Kathy jest już bezpieczna pan mogę wszystko bo jestem adwokatem nie zniknął na dobre z zycia naszych bohaterów (mam po prostu takie przeczucie bo ostatnio jesteście nieprzewidywalne :D)Ja nie wiem co by było gdyby nie Lou nawet nie chcę sobie tego wyobrażać...Okay kończę ten nie za miły temat :) więc jak zawsze się śmiałam przy waszym rozdziale :') żarty chłopców, przekomarzanie Harrego i Zayna ogólnie Hazz i jego szukanie buta no ja nie wiem jak można się nie śmiać :d Niall taki słodki *_* sądzę jednak że spiąć na materacu koło Kat prędzej czy później dziewczyna by uciekła nawet pomimo braku sił gdyż pomijając to że Niall jest kochany zapewne by ją zameczyl pytaniami tego typu:"Jesteś głodna?" "Jak się czujesz?" "kathy już dwa razy zmieniłaś ułożenie głowy kiedy to oglądamy czy wszystko okey?" Tak więc :d chociaż sądzę że od teraz wszyscy będą obchodzić się z nią jak z jajkiem :') Zayn i Sue jak zawsze przy ich momentach głośne "Awww" wydobywa się z moich ust :) są po prostu per-fect *_* Okey co do rozdziału to tyle i TERAZ rozdział !!! 23!!! *_* dziękuję za odpowiedź pod poprzednim :* cieszę się nie zzmiernie że ten tydzień był dla was lepszy :* u mnie też w sumie nie najgorzej narazie jestem zdrowa więc progres jest haha cieszę się że moje komentarze tak dobrze na was wpływają :* książki jakie mogę wam polecić to zdecydowanie na tą chwilę wszystkie części Darów Anioła uwielbiam to *_* polecam rownież wszystkie pozycje od Johna Greena facet jest genialny, oraz trylogię Igrzysk Śmierci na tą chwilę haha to moje ulubione książki :) oczywiście jest ich owiele wiele więcej Ale wolę się nie rozpisywać haha rozdział jak z zawsze genialny *_* właśnie przepraszam za wszelkie błędy ale jadę autobusem do przyjaciółki a obok mnie siedzi mój przyjaciel i narzeka że go nie słucham więc właśnie haha :d i trochę tu trzęsie ;-; więc co życzę wam miłego tygodnia :* do następnego kochane :* ❤❤
    //Marcela

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, skarbie! ;)
      Chyba nigdy nie przestaniemy Cię podziwiać, za te długie komentarze pisane na telefonie ;)
      Tak, to prawdziwy dylemat: cieszyć się, że Kathy uciekła (przynajmniej chwilowo) od Jamesa, czy płakać, że została pobita... Żeby to pogodzić, umówmy się po prostu, że ten taniec szczęścia odtańczymy przy jakiejś wolnej piosence ;)
      Podobno nie wolno popierać przemocy, ale w przypadku Zayna, bijemy mu głośne brawa za ten cios ;)
      Nieprzewidywalne? To dla nas jeden z najlepszych komplementów ;)
      Chyba musimy przyznać, że Louis w tym rozdziale zachował się jak istny "Superman" ;)
      Chłopcy powinni dostać jakieś odznaczenia za te specyficzne poczucie humoru ;)
      A co do nocowania Nialla przy Kathy, to chyba jeden z największych problemów stanowiłoby wniesienie lodówki na piętro, żeby Horan nie musiał co chwila biegać na dół ;)
      Sue i Zayn... Zawsze jak piszemy ich sceny, to dosłownie zazdrościmy im tej miłości. My też tak chcemy! ;)
      Nareszcie jesteś zdrowa? Ufff... Może to choróbsko przestraszyło się naszych gróźb ;) Twoje komentarze działają jak lekarstwo na jesienną chandrę ;) Chociaż teraz to chyba jesienno-zimową chandra, bo mamy już trochę śniegu, który w ekspresowym tempie zamienia się w jakąś breję ;)
      Dziękujemy za podanie tych kilku tytułów ;) Wiemy już, o co prosić Mikołaja ;)
      Przeproś w naszym imieniu swojego przyjaciela za to, że na chwilę mu Ciebie zabrałyśmy ;)
      Dziękujemy za ten cudowny komentarz! <3
      Buziaki Xx

      Usuń
  6. Możliwe, że to co teraz napiszę, po tym rozdziale, nie będzie na miejscu, ale ...
    KOCHAM WAS, DZIEWCZYNY!
    Nie jestem do końca pewna czy moje odczucia są faktycznie prawidłowe, ale jak to czytałam to miałam wrażenie, że ten rozdział jest dokładnie tym czego chciałam, jakbyście pisały totalnie na moją osobistą prośbę : (cytuję siebie kilka rozdziałów wstecz) "Mam ochotę na jakąś cholernie piekielną akcję mrr <3 może żeby Kathy James coś zrobił, chłopaki wkroczyli itd." No jak to nie jest cholernie piekielna akcja, w ktorej James katuje Kathy i chłopaki wkraczają, to ja normlnie jestem chyba psychicznie chora :P
    Poprostu umarłam, odrodziłam się na nowo i umarłam jeszcze raz! Rozdział jest fenomenalny i może się powtórzę, ale właśnie takiej akcji oczekiwałam i wiedziałam, że poradzicie sobie z jej napisaniem. No, ale muszę Wam też pogratulować, że uczycie się nieprzewidywalności od mistrzyni :P bo chociaż ja wiedziałam po części co się stanie, to dla przykładu Marcelę chyba zaskoczyłyście mocno mocno (wnioskując po komentarzu ;D) ! ^^
    Już na początku wiedziałam, że coś się święci, a jak przeczytałam, że Kathy idzie na tą galę to pomyślałam: "pies pogrzebany, to się skończy źle! James jej nie odpuści " I się źle skończyło...
    Odbiegając zaś od tematu głównego humorek chłopaków wcześniej zabił mnie totalnie. Najbardziej chyba śmiałam się podczas gdy Zayn żartował z Louisem... Naprawdę gdyby był tam jeszcze Harry Louise nie wytrzymałaby tego psychicznie. Całe szczęście, że ktoś nas poratował i zajął loczka szukaniem buta XD
    Sue musiała wyglądać cudownie!
    Cieszę się że Lou potrafił tak szybko ocenić sytuację i nie patyczkował się z Zayn'em, chociaż było blisko tego, że w ogóle by nie weszli do tego mieszkania. Podziwiam Malika za jego opanowanie, a później perfekcyjny cios w nos, ale mógł mu przywalić jeszcze raz: POZWALAM! także wiecie, takiej szansy się nie marnuje, kiedy proszę o przemoc xD Jestem okropna... ale musicie mnie przetrzymać dzisiaj, bo mam zamiar się rozpisać z przeprosinami, ale to za chwilkę :*
    Samą scenę "katowania" (bo inaczej nazwać się tego nie da) opisałyście wg mnie perfekcyjnie. Dopracowałyście każdy detal, tak że aż mnie skręcało. I to ciągłe pytanie: co będzie dalej? co jeszcze wymyślą?
    Chociaż wiedziałam, jak sprawy potoczą się dalej to poniekąd, bałam się, że w pewnym momencie zaskoczycie i mnie, i zrobicie jeszcze większe BUM, nie do końca zgodne z moimi planami xD
    Boże Kathy! Z jednej strony mam ochotę powiedzieć: Brawo, wreszcie się mu postawiłaś!
    Z drugiej zaś sama siebie karcę, i mam ochotę powiedzieć: Coś ty do cholery zrobiła? Przecież ten pieprzony chuje cie zabije, skończ z tym, nie stawiaj sie!
    Może gdyby się mu tak nie postawiła to nie doszłoby do tego aż tak. Z życia wiem, że z pijanym człowiekiem nie warto dyskutować, bo on i tak postawi na swoim i nie pozwoli obalić swoich racji. Aż za dobrze znam takie przypadki.
    I że on jeszcze miał czelność przenieść ją do sypialni i udawać , że nic się nie stało? No błagam... ręce opadają!
    Dlaczego Kathy nie chciała jechać do lekarza? To znaczy wiem czemu, ale dlaczego chłopcy jej posłuchali? Wiem, że mieli na uwadze jej zdanie, ale przecież widzieli jej stan! Jeszcze raz podziwiam Zayn'a za jego opanowanie, ale widać było, że i jemu puściły nerwy. Biedna Sue, że to ona musiała akurat to przyjąć, ale cieszę się, że wybaczyła mu od razu. Swoją drogą to musiał być dla niej niesamowity cios, że niczego nie zauważyła i pozwoliła by James katował jej siostrę. Zayn musi ją teraz wspierać jeszcze bardziej!
    Poświęcenie chłopaków jest ogromne! Zrezygnowali z gali (może nieświadomie, ale jednak), zadzwonili po lekarza, przyjęli na klatę Paula, są boscy!
    Tak jak i inni boję się, że Kathy nic z tym nie zrobi, że Jamesowi ujdzie to na sucho bo jest "wcale nie bijącym dziewczyny, alkoholikiem szanowanym prawnikiem" Kurwa, jak tak wygląda przynajmniej połowa naszego wymiaru sprawiedliwości to ja dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pozwólcie, żeby Kathy dalej go broniła, proszę! Może i tym razem spełnicie moje życzenia, :*
      Eleanor zazdrosna o Kathy? No sorry jeżeli tak to ma wyglądać, to wolałabym już żeby się rozstała z Lou, przepraszam że to mówię, pomimo tego jak wielką darzę tą parę sympatią, to i tak El zaczyna mnie wkurwiać, lekko mówiąc, tą swoją chorobliwą zazdrością! Lou tylko pomaga przyjaciółce, robiąc to zresztą jak prawdziwy wzorowy przyjaciel. ;D Uwielbiam go za to co zrobił!
      Ehh... wreszcie mam chwilkę czasu żeby odetchnąć. Tak jak podejrzewałyście dwa tygodnie temu, miałam naprawdę ciężki tydzień, zresztą ostatni wcale nie okazał się lepszy.
      Dzisiaj już leciutki luzik, olimpiada w końcu napisana. Mam nadzieję, że trzymałyście kciuki :* Nie no żartuję... kto by o czymś takim pamiętał :D
      W każdym razie mam nadzieję, że oddałam w tym rozdziale wszystko co leży mi na sercu, bo nap[rawdę mną wstrząsnęłyście.
      Czas płynie zdecydowanie za szybko, naprawdę! Ale na mnie ta jesień raczej pozytywnie nie wpływa, chociaż pomogła mi ostatnio szczera rozmowa z kuzynem, także jest lepiej, pomimo że cały czas mam ochotę rozpłakać się z bezsilności, ale cicho, muszę się pozbierać i będzie dobrze! Juz nawet posprzątałam swój pokój i od razu mi się polepszyło. Początki najgorsze, ale zawsze ważne nie? :D
      Poza tym mi osobiście bardziej spodobała się sukienka Kathy! :D Mniam <3
      A teraz jeszcze przyszła pora na przeprosiny! A więc: PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM !!!!!
      Że nie skomentowałam ostatniego rozdziału, że nie dałam znaku życia, że ogólem jestem do dupy i nie chciało mi się ruszyć przez cały tydzień na laptopa, ale naprawdę wymęczyła mnie ta olimpiada i ogólne trudy + radzenie sobie z matematyką. Jestem pieprzoną humanistką, jest katastrofa ;x
      Dobra, koniec użalania się :* czekam na to cackanie się z Kathy, sceny zazdrości, przyjaźń i wgl multum wszystkiego! Mam nadzieję, że dacie czadu w sobotę, ja już odliczam dni, godziny i minuty!
      Kocham Was skarby!
      Wasza Victorie :** <33

      Usuń
    2. Hej, słonko! ;)
      Nie ukrywamy, że czekałyśmy na ten komentarz, bo byłyśmy bardzo ciekawe Twojej reakcji ;) A teraz możemy w końcu spokojnie odetchnąć, bo to, co napisałaś, wskazuje, że chyba nie zawiodłyśmy Twoich oczekiwań ;)
      Tak, chyba zaraziłaś nas tą nieprzewidywalnością, bo tym rozdziałem udało nam się zaskoczyć kilka osób ;) Tylko Ty jak zwykle wszystko przewidziałaś ;) My się tak nie bawimy! ;)
      Mamy nadzieję, że spełniłyśmy też twoje życzenie o dłuższym rozdziale ;) Już bardziej się rozpisać nie mogłyśmy ;)
      A już bałyśmy się, że tylko nas bawią te typowe suchary chłopaków ;) Uff… To znaczy, że jeszcze nie jest z nami aż tak źle ;)
      Louis z Zaynem stanowili w tym rozdziale całkowite przeciwieństwa. Tomlinson rozwaliłby wszystko na swojej drodze, gdy w tym czasie Malik brałby uspokajające dziesięć oddechów. Nie mogłyśmy jednak zostawić Jamesa bez żadnego uszczerbku na zdrowiu, więc Zayn w porę się obudził i zapewnił mu odpowiednie pożegnanie.
      Mamy Twoje pozwolenie na więcej przemocy? Zobaczymy, co da się z tym zrobić ;) Trzeba jednak pamiętać, że podobno głupi ma zawsze szczęście, a James do najmądrzejszych nie należy (oczywiście pomijając jego prawnicze wykształcenie).
      Wszystkie słowa dotyczące Twojej reakcji na tą scenę sprawiają, że uśmiechamy się jak nienormalne, bo widzimy, że udało nam się osiągnąć zamierzony efekt ;) Mamy nadzieję, że jesteś z nas chociaż troszeczkę dumna ;)
      Kathy nareszcie wyrwała się z rąk tego palanta i chyba zrobiła to w ostatniej chwili, bo skoro James tym razem posunął się do czegoś takiego, to nie wiadomo, do czego byłby zdolny za jakiś czas…
      Chłopacy nie zabrali jej do szpitala, bo chcieli oszczędzić jej dodatkowych nerwów. Zamiast tego oddali ją w ręce swojego znajomego lekarza, Miejmy nadzieję, że facet zna się na rzeczy i pomoże Kathy.
      Zayn cały czas trzymał nerwy na wodzy, więc prędzej czy później musiał w końcu wybuchnąć. W zasadzie, wcale mu się nie dziwimy. Całe szczęście, że w porę się opamiętał i przeprosił Sue. Jego wsparcie będzie jej teraz chyba bardzo potrzebne.
      To, co zrobi z tym wszystkim Kathy, wie chyba tylko ona… No i może jeszcze my, ale zamierzamy milczeć jak grób ;)
      El chyba nie przemyślała do końca tego, co mówi. Nikt chyba nie powie, że była to odpowiednia pora na robienie scen zazdrości… No cóż… Jak na razie udało im się dojść do porozumienia, więc trzymajmy kciuki, żeby był to tylko jednorazowy wybryk.
      Mamy nadzieję, że pomysł ze stylizacjami dziewczyn okazał się trafiony ;)
      Kolejny ciężki tydzień? Przesyłamy Ci całą nasza pozytywną energię, która wystarczy może, by ten następny stał się chociaż odrobinę lepszy.
      Oczywiście, że pamiętałyśmy o Twojej olimpiadzie ;) Co prawda nie znałyśmy dokładnego terminu, ale i tak przez cały czas mocno zaciskałyśmy kciuki ;) Jak tylko będziesz znała wyniki, to od razu się pochwal ;) Jesteśmy pewne, że zmiażdżyłaś wszystkich ;)
      Całe szczęście, że masz przy sobie kogoś, kto jest dla Ciebie wsparciem. Pamiętaj też o nas, bo chociaż nie znamy powodu Twojej bezsilności i przez Internet to nie to samo, cały czas jesteśmy z Tobą ;)
      Ktoś kiedyś powiedział, że otoczenie, w jakim przebywamy jest odzwierciedleniem tego, co mamy w głowie. Miejmy nadzieję, że ten porządek w pokoju będzie początkiem do uporządkowania też innych spraw. Tylko nie przesadź i nie stań się za bardzo poukładana! ;)
      Nie masz nas za co przepraszać ;) Co prawda zaczynałyśmy się już o Ciebie martwić, bo nie dawałaś żadnych znaków życia (więcej nam tak nie rób!), ale teraz możemy już z ulgą odetchnąć. Całkowicie rozumiemy, że może Ci brakować czasu ;)
      Następny rozdział będzie znacznie spokojniejszy, ale liczymy, że mimo wszystko i tak Ci się spodoba ;)
      Kochamy mocno! <3
      Buziaki Xx

      Usuń