sobota, 7 lutego 2015

Rozdział 30.


       - Kathy! - puściłam dłoń Zayna i podbiegłam do siostry, która od razu rzuciła się w moje ramiona. Powiedzieć, że była roztrzęsiona, to jak nazwać tygrysa małym kotkiem. - Boże, Kathy, nic ci nie jest? - pokręciła głową, dosłownie wbijając palce w moje ramiona. Widząc, w jakim jest stanie, wiedziałam, że muszę przemilczeć wszystkie pytania, jakie cisnęły mi się na usta. Z resztą, na najważniejsze z nich i tak nie znała odpowiedzi. Mimo wielu próśb, błagań, a nawet gróźb, nikt nie chciał powiedzieć nam, co z Louisem? Wiedzieliśmy jedynie, że został zabrany na salę operacyjną. Eleanor, Paul, Liam i Danielle nadal starali się wyciągnąć od lekarzy więcej informacji, ale wydawało się to prawie nierealne. Przecież nie byliśmy jego rodziną. „A przynajmniej nie formalnie…” - Kathy…
- To wszytko moja wina - załkała, ściskając mnie jeszcze mocniej, a ja chyba pierwszy raz w żuciu nie wiedziałam, co powiedzieć. 
- Nie mów tak… - osunęłam się z nią na ziemię, gładząc jej plecy i mając nadzieję, że uda mi się ją chociaż trochę uspokoić. Niestety, z każdą sekundą jej ciało drżało coraz bardziej, a mój płaszcz stawał się mokry od wylanych łez. Jeszcze nigdy nie czułam się tak bezsilna. - Potrzebujesz czegoś na uspokojenie - szepnęłam, na co jedynie ponownie pokręciła głową. Nie miałam jednak zamiaru ospuścić. - Zayn... - zwróciłam się do mojego chłopaka, który cały czas stał tuż za mną. - Potrzebne nam coś…
- Kathy - Zayn przykucnął obok nas, kładąc dłoń na ramieniu mojej siostry. - Zaprowadzę cię do pielęgniarki, dobrze?
- Nigdzie się stąd nie ruszam - stwierdziła, nawet na niego nie spoglądając.
- Kathy - tym razem to Harry postanowił spróbować. - Przecież my nadal tu będziemy. Musisz się nieco...
- Jestem spokojna - wydukała, starając się opanować szloch. 
- Przyniosę jej chociaż wody - Zayn podniósł się z miejsca i ruszył w kierunku automatu, a Kathy ponownie schowała się w moich ramionach.
- Wszystko będzie dobrze.... - tuliłam ją do siebie, wypowiadając słowa, których sama nie byłam pewna. Bałam się. Bałam się tego, co działo się za drzwiami sali operacyjnej. - Twoja woda - szepnęłam, kiedy Zayn pojawił się obok mnie z plastikowym kubkiem, po czym ścisnęłam jego dłoń, chcąc dodać mu nieco otuchy. „W końcu jego przyjaciel walczy właśnie o życie…”
- Dziękuję - Kathy pociągnęła nosem, upijając kilka łyków. - To wszystko…  - zaczęła nagle, ciężko oddychając. - To wszystko działo się tak szybko - pokręciła głową. - Chciałam was tylko chronić, a zamiast tego… - otarła policzek, spoglądając na chłopaków. - Tak bardzo was wszystkich przepraszam…
- Nie przepraszaj - Niall podniósł się z krzesła i przykucnął naprzeciw Kathy, chwytając ją za rękę. Dopiero teraz zauważyłam, że jej palce wciąż ubrudzone były krwią. - To nie twoja wina… 
- Nie oszukujmy się, Niall - westchnęła, chowając twarz w dłoniach. - Kiedy… Kiedy zobaczyłam Jamesa… Naprawdę nie chciałam z nim iść, ale on groził, że…
- Nie musisz teraz o tym mówić - zapewniłam ją. 
- Ale chcę. Powinniście wiedzieć…
- Kathleen Barkley? - wypowiedź mojej siostry przerwał wysoki policjant, który wraz z innym funkcjonariuszem kierował się właśnie w naszą stronę. - Chcielibyśmy zamienić z panią kilka słów.
- Wydaję mi się, że to nienajlepszy moment - Harry stanął przed nami, jakby chciał zasłonić Kathy własnym ciałem.
- Przykro nam, ale takie mamy procedury - mężczyzna nie odpuszczał. 
- Czy pan nie widzi w jakim ona jest stanie? - tym razem to Zayn postanowił się odezwać.
- Proszę posłuchać…
- To pan niech posłucha - wtrąciła się Gemma. - Ona potrzebuje chwili spokoju
- Wszystko rozumiemy, ale jeśli mamy złapać tego mężczyznę...
- Czy do was nie dociera…
- Ja… Ja wszystko opowiem - wypowiedź Gemmy przerwał cichy głos mojej siostry. Byłam dumna, że wreszcie się na to odważyła. „Szkoda tylko, że najpierw musiało wydarzyć się coś tak strasznego…”- Dadzą mi panowie minutę? Muszę tylko pójść do łazienki…



  Byłem wściekły. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego nikt nie chciał nam nic powiedzieć. „Przecież byliśmy jego przyjaciółmi…” Cały czas modliłem się, żeby rana postrzałowa okazała się tylko niewinnym draśnięciem. „I uważasz, że tyle by go operowali?” moje drugie ja jak zwykle pozostawało realistą. Ścisnąłem mocniej dłoń mojej dziewczyny, kątem oka zerkając na Eleanor, która za wszelką cenę starała się pohamować łzy. Nawet jej nie chcieli udzielić żadnych informacji. „Pieprzone procedury…” Gdy tylko drzwi windy się rozsunęły, we trójkę od razu ruszyliśmy w kierunku sali operacyjnej, pod którą czekali pozostali. Na nasz widok wszyscy momentalnie poderwali się na równe nogi, wpatrując się w nas z wyczekiwaniem. 
- Nic nam nie powiedzieli - wzruszyłem ramionami, nie wiedząc, co jeszcze mógłbym powiedzieć. Obserwowałem ich zawiedzione spojrzenia, kiedy ponownie zajmowali swoje wcześniejsze miejsca. 
- Kathy, jak się czujesz? Jesteś cała? - z tego wszystkiego nawet nie zorientowałem się, kiedy Danielle puściła moją dłoń i podeszła do blondynki 
- Ja tak - szepnęła, obejmując moją dziewczynę. - Ale on… - jej głos załamał się, a ja poczułem, jakby ktoś właśnie kruszył moje serce na drobne kawałki. Nie potrafiłem nawet wyobrazić sobie, jak wyglądałoby nasze życie bez Louisa. „Jeśli coś pójdzie nie tak…” Przykucnąłem obok Nialla, kładąc dłoń na jego ramieniu. Dobrze wiedziałem, że to właśnie Irlandczyk był najwrażliwszym z naszej piątki i jak nikt potrzebował mojego wsparcia. 
- Będzie dobrze…- szepnąłem i nie wiem, czy bardziej chciałem dodać otuchy Niallowi, czy samemu sobie.
- Na pew…
- Co się dzieje? - nagłe pytanie Eleanor przerwało wypowiedź Horana. Momentalnie podniosłem się na równe nogi, mając nadzieję, że pielęgniarka, która właśnie opuściła salę operacyjną, w końcu coś nam powie. - Jestem jego dziewczyną. Błagam panią… - brunetka ruszyła za kobietą, która szybkim krokiem pokonywała korytarz.
- Potrzebujemy więcej krwi - pielęgniarka spojrzała w naszym kierunku, kręcąc głową.  - Pan Tomlinson cały czas walczy - dodała i nim się zorientowaliśmy, zniknęła z zasięgu naszego wzroku. Wypuściłem głośno wstrzymywane dotąd powietrze, omiatając wzrokiem korytarz. Eleanor cały czas stała na środku, wpatrując się w jeden punkt, jakby analizowała w głowie słowa kobiety. Harry siedział obok swojej siostry, pociągając nosem i szarpiąc swoje włosy w sposób, który w innym przypadku mógłby okazać się bolesny. Niall skulił się na podłodze, chowając twarz w dłoniach, a Zayn tulił do siebie Susanne, cały czas powstrzymując napływające do oczu łzy. „Potrzebujemy więcej krwi…” Przeniosłem swój wzrok na moją dziewczynę, która trzymając w ramionach roztrzęsioną Kathy, patrzyła na mnie z przerażeniem w oczach. „Pan Tomlinson cały czas walczy…” 
- Dobry Boże… - szepnąłem, osuwając się po ścianie na podłogę. 
- To twoja wina! - nagły krzyk Eleanor sprawił, że cały się spiąłem. Spojrzałem na nią zdezorientowany, marszcząc czoło. - To wszystko twoja wina, Kathy! Gdyby nie ty…
- Ja… Przepraszam… - blondynka spojrzała na El błyszczącymi od łez oczami. - Chciałam…
- Jeśli coś mu się stanie… Nienawidzę cię! - wrzasnęła Eleanor, ocierając dłonią mokre policzki. - Musiałaś pojawiać się w naszym życiu?!
- Dosyć tego! - odezwał się Harry i momentalnie podszedł do brunetki, chwytając ją za ramiona. - To nie jest jej wina!
- A niby kogo?! To ona go tam…
- Nie! - zaprotestował Styles, obejmując brunetkę, która za wszelką cenę starała się mu wyrwać. - Temu wszystkiemu winny jest jedynie James.
- El - Kathy spojrzała wystraszonym wzrokiem na dziewczynę Louisa. - Ja naprawdę..
- Przestań - tym razem to ja postanowiłem zareagować. - Nie możesz się obwiniać. Nikt nie może tego robić. Wszystko…
- Pani Tomlinson niedługo tu będzie. Wysłałem już po nią samochód - nagle na korytarzu pojawił się Paul. - Jak przyjedzie, to w końcu się czegoś dowiemy…
- Przed chwilą z sali wybiegła pielęgniarka... - wydukałem, czując jak w moim gardle formuje się gula. - Mówiła coś o krwi… Chyba… - zaciąłem się, chowając twarz w dłoniach. 
- Nie dajcie się zwariować - Paul jak zawsze starał się zachować spokój, ale mimo to widać było, że nawet jemu wszystko już dawno wymknęło się spod kontroli. - Przy takich operacjach zawsze jest potrzebna krew…
- Ale ona była taka… - Gemma starała się znaleźć odpowiednie słowo, jednak po chwili poddała się, opadając ponownie na krzesło.
- Poczekajmy... - szepnął jedynie manager, po czym przetarł twarz dłońmi i przeniósł swój wzrok na bliźniaczki. - Susanne, chyba powinnaś zadzwonić do waszego ojca. Lepiej będzie, jeśli nie dowie się o tym wszystkim z telewizji…



  Siedziałem na korytarzu, uparcie wpatrując się w drzwi, za którymi nadal trwała operacja. Czułem się zły na samego siebie za to, że nie mogę nic zrobić. „Ile to może trwać?!” westchnąłem, mocniej obejmując Sue. „To Louis, na pewno da radę…” powtarzałem w myślach, mając nadzieję, że jeśli wypowiem to kilka razy, słowa staną się rzeczywistością. „To jeszcze nie jego czas…” Przeniosłem wzrok na Liama, który tulił do siebie Danielle i widząc jego spojrzenie, momentalnie poczułem jeszcze większą panikę. „Jak miałem się nie bać, kiedy nawet Liam nie był spokojny?!” Odetchnąłem, starając się odegnać od siebie czarne scenariusze, ale widok załamanych przyjaciół w niczym nie pomagał. Harry wciąż trzymał w ramionach łkającą Eleanor, a Niall nie podniósł się z zimnej posadzki nawet na moment. Gemma skubała brzeg swojej sukienki, uparcie wpatrując się w sufit, a Kathy… „No właśnie, gdzie jest Kathy?” Wyprostowałem się na krześle, przyciągając tym samym uwagę mojej dziewczyny. 
- Coś się stało? - zapytała, sprawiając, że oczy wszystkich zwróciły się w moją stronę
- Nic. Chciałem tylko… - odetchnąłem, ściskając mocniej jej dłoń. - Muszę napić się wody. Chcesz coś?
- Nie - Sue pokręciła głową.
- Zaraz wrócę - zapewniłem ją, składając pocałunek w jej włosach i ruszyłem przed siebie z nadzieją, że znajdę gdzieś Kathy. „Nie powinna być teraz sama…” Odetchnąłem z ulgą, kiedy dostrzegłem ją za rogiem, siedzącą na jednym z krzeseł i bez chwili zastanowienia zająłem miejsce obok. 
  - Proszę cię, nie bądź kolejna osobą, która powtórzy, że to nie moja wina - szepnęła, kiedy otwierałem już usta, żeby coś powiedzieć.
- Kathy, nie mogłaś wiedzieć… - spojrzałem na nią, kręcąc głową.
- Ale mogłam to inaczej rozegrać - otarła policzek, pociągając nosem.
- Niby jak? Miałaś wyrwać mu broń, czy może od razu rozłożyć go na łopatki? - za wszelką cenę starałem się udowodnić jej, jak bardzo się myli, Wiedziałem jednak, że nie będzie to takie proste. - Jestem pewien, że gdyby Louis miał zrobić to dugi raz, nie wahałby się nawet sekundy - dodałem po chwili. 
- Zayn, kiedy… Nie mogę nawet zamknąć oczu, bo cały czas widzę go leżącego na środku tego lotniska… - zacisnęła powieki, starając się powstrzymać łzy. - Jeszcze… Boże… On spojrzał na mnie i… - chwyciłem jej drobne ciało, zamykając ją w ramionach. Z całej siły starałem się nie rozpłakać, co nie było takie proste. Czułem jak moje oczy stają się coraz bardziej wilgotne. „Miałeś być silny…” 
- Posłuchaj mnie - odchrząknąłem. - To Louis. Louis William Tomlinson, którego wcale nie tak łatwo pokonać - wydukałem. - Od zawsze pakował się w tarapaty i zawsze wychodził z tego cało. Tym razem też tak będzie...
- Zayn, nic nie rozumiesz - blondynka uniosła twarz, spoglądając na mnie opuchniętymi oczami. - Gdybym…
- Zabrali Louisa - wypowiedź Kathy przerwał Harry, który stanął przed nami, ponaglająco wymachując rękoma. - Jest też już jego mama. Lekarz właśnie z nią rozmawia - momentalnie zerwaliśmy się z miejsca i chwilę później staliśmy obok reszty, wyczekująco wpatrując się w starszego mężczyznę. 
- Nie będę kłamał, pani Tomlinson - doktor z powagą spojrzał na mamę Louisa. - Pani syn jest w krytycznym stanie - westchnął, kręcąc głową. - Najbliższa doba o wszystkim zadecyduje…



  „Kula przeleciała tuż obok serca…” słowa lekarza sprawiały, że wciąż czułam ciarki na całym ciele. Mocniej wtuliłam się w bok Zayna, starając się odegnać od siebie wszystkie czarne myśli. „Louis jest silny…” powtarzałam wciąż w myślach. „Stracił bardzo dużo krwi…” I znów ten parszywy głos. „Zrobiliśmy, co w naszej mocy. Teraz możemy już tylko czekać…” poczułam jak kolejne łzy spływają po moich policzkach. „Jeśli przeżyje noc, będziemy zastanawiać się, co dalej…” słowa mężczyzny wciąć odbijały się echem w mojej głowie. „Przecież on musi żyć!”
- Myślę, że powinniście wrócić do domu - Paul odchrząknął niepewnie, zwracając tym naszą uwagę. - Siedzenie tu nic nie da…
- Chyba sobie żartujesz?! - Harry wywrócił oczami. - Nigdzie się stąd nie ruszymy...
- Musicie odpocząć - manager chłopaków oparł się o ścianę. - Ja jeszcze przez jakiś czas zostanę tu z panią Tomlinson, a później dopilnuję, żeby i ona się trochę zdrzemnęła - odetchnął ciężko. - Spójrzcie, która jest godzina? Siedzicie tu już całą noc… 
- Zbędne gadanie - Niall pokręcił głową. - Zostajemy!
- Słuchajcie…
- Myślę, że Paul ma rację - wtrącił się Liam.
- Żartujesz? - Zayn przeniósł wzrok na przyjaciela. 
- Nie. Mówię całkiem poważnie - westchnął Payne. - Siedząc tu, niczego nie zmienimy, a wypadałoby przygotować pokój dla mamy Louisa i…
- Ale zaraz tu wrócimy? - upewnił się Harry.
  - Najpierw się wyśpicie - stwierdził Paul. - Ledwo patrzycie na oczy. Poza tym, sądzę, że powinniście przyjeżdżać tu na zmiany. Kiedy tylko do mediów trafi informacja, co się stało, wasi fani z pewnością zaczną oblegać wejście do szpitala. W pojedynkę będzie dużło łatwiej się tu dostać. Jak tylko…
- Dobry Boże, dziewczynki!
- Tato? - szerzej otworzyłam oczy, widząc postać ojca, zmierzającą w naszym kierunku. Momentalnie podniosłam się z miejsca, wychodząc mu naprzeciw. Chciałam już coś powiedzieć, kiedy ten uchwycił mnie w swoje ramiona, ściskając chyba najmocniej, jak potrafił. - Tato, co ty tu robisz? 
- Tak bardzo się bałem… - wyszeptał, przyciskając mnie do swojego ciała. - Kiedy zadzwoniłaś… - na chwilę odsunął się ode mnie i zaczął rozglądać po korytarzu. - Gdzie…
- Tu jestem - cichy głos mojej siostry sprawił, że tata momentalnie rzucił się w jej kierunku. Kiedy zobaczyłam, jak gorączkowo tulił do siebie Kathy, momentalnie poczułam, jak moje policzki stają się mokre.
- Tak się bałem - szeptał, gładząc po plecach Kathleen. Po chwili jednak pociągnął mnie za rękę, sprawiając tym samym, że ja również znalazłam się w jego silnych ramionach. - Przepraszam… Tak się bałem…
- Tato... - spojrzałam w jego ciemne oczy, które szkliły się od łez. „On naprawdę się bał…” - Jesteśmy całe - szepnęłam, ocierając jego policzek. - Ale Louis…
- Co z nim? Wiecie już coś? - momentalnie otrzeźwiał, szerzej otwierając oczy, na co pokręciłam jedynie głową. 
  - Wiemy tylko tyle, co wtedy, kiedy do ciebie dzwoniłam…
- Właśnie próbowałem wygonić ich do domu - odezwał się Paul. - Powinni się trochę przespać. Tu i tak nic nie zdziałają…
- Ja zostaję - wymamrotał nagle Niall. - Co tak patrzycie? - westchnął, podnosząc się z miejsca, kiedy spojrzenia wszystkich skupiły się na jego osobie. - Skoro mamy tu siedzieć na zmiany, to ja pierwszy - wzruszył ramionami. - I niech nikt nie próbuje protestować…



- Co ty wyprawiasz? - Danielle oparła się o blat, uważnie skanując mnie wzrokiem.
- Nie widać? - wywróciłem oczami, odkładając kolejny talerz do szafki. 
- Nie możesz zrobić tego później? - westchnęła głośno. - Przed chwilą wróciliśmy. Powinieneś się położyć…
- Jeśli jesteś śpiąca, możesz już iść do łóżka - spojrzałem na nią przez ramię. 
- Liam…
- Dan, proszę cię - przerwałem jej, zamykając szafkę. - Mam jeszcze tyle rzeczy do zrobienia… - minąłem ją, ruszając w stronę salonu. „Istny chlew…” westchnąłem, zbierając puste paczki po słodyczach Nialla z podłogi. W głębi duszy byłem jednak wdzięczny za bałagan, jaki panował dookoła. Wydawało mi się, że to jedyny sposób, by choć przez chwilę nie myśleć o tym, co się wydarzyło. „Trochę nieskuteczny…” trafnie zauważyło moje drugie ja. Tak naprawdę nie chciałem tu być. Najchętniej wsiadłbym w samochód i jak najszybciej pognał do szpitala. To właśnie tam było moje miejsce. „Przy moim przyjacielu..." - Kochanie? 
- Idź już spać - odłożyłem ostatnią poduszkę na kanapę. - Ja muszę jeszcze...
- Nic nie musisz - podeszła do mnie, po czym pogładziła dłonią mój policzek, który momentalnie odsunąłem. Nie potrzebowałem współczucia. 
- Zobacz, która godzina… 
- Doskonale wiem, która jest godzina, Liam - westchnęła z irytacją
- Nie powinnaś się położyć? - minąłem ją i nie czekając na jej odpowiedź skierowałem się na górę. Nie chciałem z nią rozmawiać. Nie teraz. Wiedziałem, że pod wpływem jej spojrzenia w końcu bym nie wytrzymał, a nie mogłem pozwolić sobie na okazywanie słabości. „Nie teraz…” odetchnąłem głośno, wchodząc na piętro i od razu skierowałem się do pokoju Harrego, chcąc sprawdzić, czy wszystko w porządku. Najciszej, jak potrafiłem, uchyliłem drzwi i zajrzałem do środka. W słabym świetle nocnej lampki dostrzegłem Stylesa, który leżał na łóżku odkręcony do mnie plecami. Wciąż miał na sobie garnitur i buty. „Miejmy nadzieję, że zasnął” nie chcąc go budzić, wycofałem się i ruszyłem w stronę sypialni Nialla. Kiedy stanąłem pod drzwiami, do moich uszu dobiegł dźwięk cichej muzyki i z pewnością nie była to playlista Horana. „Gemma…” przeszło mi od razu przez myśl. „Pewnie nie chciała przeszkadzać Harremu…” westchnąłem, kierując się do pokoju Malika.
- Z tego co wiem, to przebrali się już w piżamy i postanowili spróbować zasnąć - usłyszałem nagle cichy głos Kathy, który powstrzymał mnie od naciśnięcia klamki.
- Ty też powinnaś się położyć - szepnąłem, spoglądając w jej podkrążone, czerwone oczy, które wciąż błyszczały od wylanych łez. 
- Mogłabym powiedzieć to samo - westchnęła.
- Muszę jeszcze przygotować pokój dla mamy Louisa i…
- Już to zrobiłam - przerwała mi. - Musiałam się czymś zająć - dodała, przygryzając wargę.
- A wasz…
- Tata? - dokończyła za mnie, na co pokiwałem tylko głową. - Zatrzymał się u wujka - założyła za ucho pasmo włosów. Nagle na korytarzu zapadła krępująca cisza. Nie wiedziałem, co mam powiedzieć i jak postąpić. Mogłem ją pocieszyć i obiecać, że wszystko będzie dobrze. „A jeśli nie będzie?” - Liam - szepnęła nagle Kathy, po czym przysunęła się do mnie i mocno mnie objęła. Otuliłem ją ramionami, czując jak jej drobne ciało wciąż drży. - Nie oddamy go tak łatwo…
  - Prosta sprawa - stwierdziłem, kręcąc głową. Tego jednego byłem pewien. „Będziemy o niego walczyć…” - Może spróbujesz zasnąć? - zrobiłem krok w tył, kładąc dłonie na jej ramionach, kiedy zacisnęła powieki, próbując powstrzymać napływające łzy.
- Dobrze - kiwnęła głową, pociągając nosem. - Dobranoc, Liam - jeszcze raz mnie przytuliła, po czym odetchnęła głęboko, ruszając w stronę swojego pokoju. - Dobranoc, Danielle - dodała po chwili. Dopiero teraz zorientowałem się, że moja dziewczyna stała tu przez cały czas, oparta o barierkę schodów.
- Długo tu… - zacząłem, kiedy drzwi do sypialni Kathy się zamknęły.
- Dobrze wiesz, że chociaż cały czas będziesz szukał sobie nowych zajęć, nie wyrzucisz tego wszystkiego z głowy - westchnęła.
- Nie wiem, o czym mówisz - stwierdziłem, kierując się w stronę schodów. „Zapomniałem wyrzucić śmieci…” - Połóż się już, a ja tylko skoczę…
- Nawet nie próbuj - zatrzymała mnie, chwytając moją rękę. - Liam, nie musisz udawać, że jesteś niewzruszony.
- Niczego nie udaję! - warknąłem, ale Danielle nie odpuszczała, uparcie wpatrując się we mnie swoimi ciemnymi tęczówkami. Znała mnie na wylot i wiedziała o wszystkich dręczących mnie obawach, chociaż z moich ust nie padło nawet jedno słowo. „Dłużej nie wytrzymam…” Odetchnąłem gardłowo, co zabrzmiało jednak jak głośny szloch. Opadłem na jeden ze stopni, opierając ciało o ścianę i ukryłem twarz w dłoniach, czując jak do oczu napływa mi ta cholerna oznaka słabości. 
- Kochanie… - poczułem, jak jej drobne dłonie chwytają moje. - Popatrz na mnie - szepnęła z niewiarygodnym spokojem. - Proszę... - dodała po chwili. Niechętnie uniosłem twarz, a ona opuszkami palców otarła mój policzek. - Liam…
- Jestem cholernie słaby, Danielle! - przerwałem jej. - Powinienem być ich oparciem, a zamiast tego… - pokręciłem głową.
- Po pierwsze, wcale nie jesteś słaby - szepnęła, ściskając mocniej moją dłoń. - A po drugie, chłopacy nie są dziećmi i tak jak ty widzą, co się dzieje... 
- Ale…
- Kochanie, będziesz ich oparciem bez względu na wszystko - przerwała mi. - Kiedy wszyscy płakali, ty starałeś się nie rozpaść i bez przerwy podtrzymywałeś ich na duchu.
- Oni… Kiedy patrzę im w oczy… - odetchnąłem głośno. 
- Nawet bohaterzy muszą czasem wyrzucić z siebie tę przeklętą rozpacz - szepnęła, chwytając moją twarz w dłonie, po czym przysunęła się jeszcze bliżej i objęła mnie, zaciskając dłonie na mojej koszuli. 
- Tak bardzo się boję, Danielle. On… On jest częścią nas - załkałem. - Nie możemy go stracić…



        - Stary, wreszcie mnie do ciebie wpuścili - przysunąłem krzesło do szpitalnego łóżka, spoglądając na przyjaciela. Szczerze mówiąc, bałem się tego, co zobaczę. Na co dzień byłem przyzwyczajony do głośnego, roześmianego Louisa i chociaż leżąc teraz w białej pościeli, wyglądał po prostu jakby spał, to jego blada skóra, kable przyczepione do ciała i bandaż oplatający klatkę piersiową boleśnie przypominały o rozgrywającym się koszmarze. W całym tym obrazku jedynie dźwięk działających maszyn dawał jeszcze nadzieję. „Musi być dobrze…” - Nie do twarzy ci w białym, wiesz? - prychnąłem pod nosem. - To z pewnością nie twój kolor. Jak już wrócisz do domu, radziłbym wyrzucić ci wszystkie białe koszulki… Bo wrócisz… Na pewno… - pociągnąłem nosem, ocierając policzek. - Popsułeś nam całą zabawę - kontynuowałem. - Wiesz, ile jedzenia się zmarnowało? Chyba nigdy ci tego nie wybaczę - wywróciłem oczami, zdając sobie sprawę jak idiotycznie musiałem wyglądać z boku. Wygadywałem te wszystkie głupoty, nie mając nawet pewności, czy Louis mnie słyszy. „Nie ważne…” - Zachciało ci się zgrywania bohatera… Mało ci było szumu wokół siebie? - nachyliłem się w jego kierunku, nie zwracając uwagi na łzy, które moczyły pościel i moją koszulę. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że miałby się nie obudzić. Bez niego już nic nie byłoby takie same. - Ale mimo wszystko, możesz być z siebie dumny. Uratowałeś Kathy, stary - poczułem nieprzyjemny dreszcz, przypominając sobie zapłakaną twarz blondynki. „Co złego jeszcze nam się przydarzy?!” - Lekarz powiedział, że straciłeś sporo krwi, ale wszystko będzie w porządku - ścisnąłem jego dłoń. - Musisz tylko walczyć… Jesteś silny, dasz radę - zacisnąłem powieki, nie dopuszczając do siebie myśli, ze Tommo mógłby już nigdy się nie obudzić. - Nie musisz się spieszyć. Poczekam. Wszyscy poczekamy, tylko obiecaj, że podniesiesz się z tego pieprzonego łóżka - przeczesałem ręką włosy, zupełnie nie przejmując się faktem, że wyglądałem jak kompletny mazgaj. Miałem ochotę wykrzyczeć, jak bardzo niesprawiedliwe jest życie, ale zamiast tego z moich ust wydobył się jedynie zduszony szloch. - Jesteś moim starszym bratem. Nie możesz mnie tak po prostu zostawić - pokręciłem głową, chowając twarz w dłoniach. - Jesteś potrzebny nam, Eleanor, Kathy… 

- Niall? - usłyszałem nagle kobiecy głos i odkręciłem się w stronę mamy Louisa, która stała właśnie w uchylonych drzwiach sali. - Przyjechał Andy. Zabierze cię do domu - podeszła do mnie, kładąc dłoń na moim ramieniu. - Musisz się trochę przespać…
- Przepraszam - szepnąłem, ściskając jej dłoń.
- Ale…
- Przepraszam za to, że nie mogę nic zrobić - przerwałem jej, podnosząc się z krzesła. - Pierwszy raz w życiu czuję sie tak bezradny - odwróciłem twarz, spoglądając w jej zapłakane oczy.
- Niall... - mama Louisa pokręciła głową, po czym objęła mnie mocno, starając się zdusić głośny szloch, który wstrząsnął jej ciałem. - On z tego wyjdzie… Znam go… To przecież mój syn…


♥♥♥

Witajcie Kochani! :)

No to mamy 30 rozdział. Co prawda, nieco krótszy niż pozostałe, ale ileż w nim emocji. Nie prawda :) Jak wrażenia? Mamy ogromną nadzieję, że nie chcecie nas jeszcze zamordować...

Dziękujemy bardzo za pozostawione komentarze i to, że nadal z nami jesteście :)
Kochamy was! <3
Ściskamy mocno! Xx
MADDIE&CAROL 

10 komentarzy:

  1. Ugh, przez was kurde płacze! Louis musi przeżyć! Wszyscy są tacy bezradni, jejuuu > . < To są takie rozdziały, gdzie nie umiem się rozpisac. Mam cichą nadzieje (oczywiście oprócz tego, że Louis wyjdzie z tego), że tata dziewczyn przekona się teraz do Zayna. Widać, że chłopak bardzo się stara je pocieszyć. Dba o nie. Umm, chyba już więcej nie wycisne. Płacz mi w tym przeszkadza. Wierze, ze cos z tym zrobicie, Kochane!
    Tosia ~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej, słonko, nie płacz. Chociaż Twoje łzy oznaczają, że rozdział osiągnął zamierzony efekt, to masz już przestać i zacząć się uśmiechać, dobrze? ;)
      Masz rację, w tej sytuacji może tata dziewczyn zauważy, że nie taki Zayn straszny, jak go malują ;)
      Możesz być pewna, że coś z tym zrobimy, tylko czy aby na pewno Ci się to spodoba? Hmm...
      Ściskamy mocno Xx

      Usuń
  2. Świetny rozdział. :D Jak zawsze mi się podoba. :3
    Życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszymy się, że rozdział trafił w Twoje gusta ;)
      Dziękujemy, weny nigdy za dużo ;*
      Buziaki Xx

      Usuń
  3. No jak tak można?!!!!! Louis musi żyć!!!!! Bez niego to nie będzie to samo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba każdy chciałby, żeby Louis przeżył. No cóż... Pozostaje jedynie cierpliwie czekać na rozwój akcji.
      Przesyłamy masę buziaków Xx

      Usuń
  4. Rozdział świetny.
    Nie mogę się doczekać kolejnego.
    Życze weny i zapraszam na pierwszy rozdział do siebie.
    http://dicey-jb.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszymy się, że spodobała Ci się nasza pisanina ;)
      A nowy rozdział pojawi się już dziś.
      W wolnej chwili z ogromną chęcią zajrzymy na Twojego bloga ;)
      Ściskamy Xx

      Usuń
  5. Wymarzone zakonczenie to, zeby Louis sie obudzil i uswiadomil, ze Kathy jest dla niego. Kathlouis - robocza nazwa dla nich. Zycze weny i w ogole. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm... Musimy tylko pamiętać, że wymarzone zakończenia nie zawsze się urzeczywistniają. Poza tym, nie możemy pominąć faktu, że Louis ma dziewczynę ;)
      Ściskamy Xx

      Usuń