niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 29.



            Uważnie obserwowałem przyjaciela, który razem z Kathy wirował po pokoju w rytm spokojnej melodii. Mimo docinek, jakie czasami posyłałem jeszcze w jego kierunku, byłem pełen podziwu, że w tak krótkim czasie nauczył się przyzwoicie tańczyć. Szczerze mówiąc, kiedy po pierwszej próbie wyszedł z pokoju Kathleen, byłem prawie pewien, że więcej go tam nie zobaczymy. “A jednak…” Nawet teraz pamiętam, jak zaskoczony byłem, kiedy następnego dnia, tuż po wyjściu Sue do domu dziecka, stanął przede mną, ponownie prosząc o pomoc. “Wpadłeś po uszy, stary…”
            - No, no… Całkiem nieźle - Kathy z uznaniem pokiwała głową.
            - Nieźle? Tylko tyle? - Zayn uniósł brew, spoglądając na blondynkę, zajętą właśnie nalewanie soku.
            - Fantastycznie - prychnęła, poprawiając się.
            - Tylko z tych nerwów nie zapomnij poprosić Sue do tańca - roześmiałem się.
            - Bardzo śmieszne… - Malik westchnął głośno, rozkładając się na łóżku. - Nawet nie waż się maczać w tym palców - dodał po chwili, podpierając się na łokciach.
            - A czy ja coś…
            - Zbyt dobrze znam już ciebie i twoje chore pomysły - przerwał mi.
            - Chore? - uniosłem brew. - Ja mam chore pomysły? Chyba nie wiesz, z kim zadzierasz, Malik.
            - Dobra, koniec tego gadania - Kathy klasnęła w dłonie, próbując przywołać nas do porządku. - To co, jeszcze raz? - wyciągnęła rękę do Zayna, który od razu podniósł się z materaca.
            - Włącz mu chociaż jakąś inną muzykę - uśmiechnąłem się przebiegle - …bo jeśli nie puszczą właśnie tej, to nasz biedulek nie będzie nawet wiedział, jak ruszyć nogą na tym całym balu.
            - Chcesz stąd wyjść? - Zayn spiorunował mnie wzrokiem.
            - A co, boisz się, że…
            - Louis, jeszcze słowo, a sama cię wygonię - Kathy zerknęła na mnie przez ramię, kręcąc przy tym głową.
            - Nawet ty przeciwko mnie? - zmrużyłem oczy, wpatrując się w szeroko uśmiechniętą blondynkę.
            - Dziś tak - niewinnie wzruszyła ramionami. - Tu chodzi o moją siostrę - roześmiała się cicho, po czym odwróciła się do Zayna, który szczerząc się jak nienormalny, posyłał mi właśnie spojrzenie zwycięzcy. „Twoje niedoczekanie…” zaśmiałem się pod nosem, kiedy do głowy przyszedł mi pewien genialny pomysł. „Zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni…”


            Uśmiechnęłam się szeroko do Louise, która kończyła właśnie układać fryzurę Danielle. „Wygląda jak milion dolarów…”  z podziwem kiwnęłam głową, obserwując kaskadę ciemnych loków, które opadały na jej ramiona oraz mocny makijaż, który jedynie dodawał uroku. Jakby tego było mało, Dan miała figurę, której pozazdrościć mogła jej niejedna dziewczyna. „A ja?” westchnęłam, przenosząc wzrok na swoje odbicie w lustrze. „Czy tak powinna wyglądać dziewczyna Zayna Malika?” przechyliłam głowę, wsuwając za ucho pasmo włosów. Wiedziałam, że daleko mi do Danielle, ale po mozolnych przygotowaniach, nie prezentowałam się chyba najgorzej. „Chyba…”
            - Gotowe - Louise klasnęła w dłonie, odsuwając się od brunetki.
            - Może być? - napotkałam pytające spojrzenie Danielle w lustrze i od razu odkręciłam się w jej kierunku. W sukience w czarno-białe pasy wyglądała wprost olśniewająco. „I mamy dowód na to, że paski jednak nie wszystkich pogrubiają…”
            - Może być? - wywróciłam oczami. - Powiedziałabym raczej, że…
            - Zabiłabym za takie nogi, przysięgam - w sypialni pojawiła się moja siostra w towarzystwie Eleanor i Gemmy.
            - To też - razem z Danielle wybuchłyśmy głośnym śmiechem.
            - No pięknie, wszystkie już gotowe, a ja nadal wyglądam jak czupiradło - prychnęła El, odstawiając na łóżko karton, z którego już po chwili wyciągnęła swoją kreację i nie zwlekając nawet sekundy, zaczęła się przebierać. - Mój szef to kompletny idiota - zaczęła, wyginając się przy wciąganiu na siebie granatowej sukienki. - Od tygodnia mówiłam mu, że ze względu na bal będę musiała wyjść dziś trochę wcześniej - westchnęła, przytrzymując włosy, kiedy Gemma postanowiła pomóc jej z zamkiem na plecach. - Przytakiwał, że wszystko rozumie, że nie ma problemu, że nie zapomni - przedrzeźniała go, zabawnie gestykulując. - Nie za mocno, ale wyraziście - poinstruowała Louise w kwestii swojego makijażu, zajmując wskazane przez blondynkę krzesło. - O czym to ja… Ach tak! - klasnęła w dłonie.
            - Możesz się tak nie wiercić? - Louise roześmiała się pod nosem, nakładając podkład na jej twarz.
            - Postaram się - kiwnęła głową. - No i wyobraźcie sobie, że dziś, kiedy nadeszła już pora, w której powinnam skończyć pracę, mój szef się nie pojawił - kontynuowała swoją opowieść. - Nawet ubrałam już płaszcz! - wyrzuciła w górę ręce, a my z całych sił musiałyśmy zaciskać zęby, żeby pohamować śmiech. - Siedziałam tam gotowa do wyjścia dziesięć, piętnaście, dwadzieścia minut, a on nadal nie przyjeżdżał - prawie krzyknęła, na co przygryzłam wargę, żeby się głośno nie roześmiać. - W końcu do niego zadzwoniłam, a on wielce zdziwiony informuje mnie, że nie słyszał o żadnym balu - pisnęła, zaciskając dłonie w pięści. - Myślałam, że go przez ten telefon…
            - Ważne, że ci się jednak udało i jesteś już z nami - stwierdziłam.
            - Mało brakowało, a spędziłabym tam całą noc - prychnęła. - Już mi nogi w podłogę wrastały. A jak go zobaczyłam… Kretyn ma szczęście, że się spieszyłam…
            - Moja waleczna księżniczka - usłyszałyśmy rozbawiony głos Louisa, który stał oparty o framugę drzwi. „Ciekawe, jak długo?”
            - Jeśli już o tym mowa, to nie widziałeś gdzieś mojego księcia? - roześmiała się Danielle.
            - Jakieś pięć minut temu rozmawiał ze swoim wiernym sługą Niallem w salonie - prychnął.
            - Ej, tylko nie sługą - oburzyła się Gemma. - Pamiętaj, że mówisz o mojej osobie towarzyszącej - dodała z szerokim uśmiechem na twarzy, na co wszyscy głośno się roześmieliśmy.
            - W takim razie zobaczę, czy u nich wszystko w porządku - stwierdziła Danielle i już chwilę później zniknęła z zasięgu naszego wzroku. Razem z Kathy postanowiłyśmy pójść w jej ślady.
            - Cudny jesteś - moja siostra zatrzymała się przy Louisie i z szerokim uśmiechem na twarzy poprawiła mu krawat.
            - Cukieraśny - dodałam, szczypiąc go w policzek, jak to w zwyczaju mają robić małym dzieciom ich kochane ciotki.
            - Cukieraśny? - kierując się w stronę schodów, usłyszałam jeszcze jego rozbawiony głos. - Czego one się nałykały?


            - Mogę jeszcze wrócić do domu? - Kathy uśmiechnęła się krzywo, z całych sił zaciskając palce na swojej torebce.
            - Wszystko w porządku? - Liam momentalnie oderwał swój wzrok od Danielle. - Jesteś strasznie blada…
            - Nie martwcie się - pokręciła głową. - To tylko nerwy… - westchnęła, poprawiając włosy. - Nie mogłabym się dostać tam jakimś tylnym wejściem?
            - Mogłabyś - przytaknąłem. - Ale skoro już zgodziłaś się mi towarzyszyć, chciałbym, żebyś pokazała się obok mnie również na czerwonym dywanie… Spokojnie, wszyscy i tak będę patrzeć tylko na mnie - roześmiałem się. - Chociaż dziś stanowisz dla mnie sporą konkurencję. Wyglądasz nieziemsko - puściłem jej oczko.
            - Lizus - wywróciła oczami, po czym nerwowo zaczęła bawić się swoim naszyjnikiem. Jej zestresowanie było dosłownie namacalne i już nie pierwszy raz dowodziło tego, jak bardzo Kathy nie lubiła znajdować się w centrum uwagi. „Przecież nie ma się czego bać…” westchnąłem, spoglądając na blondynkę. „Mogliśmy jechać z Sue i Zaynem…” poprawiłem muszkę. Susanne była już oswojona z blaskiem fleszy i całym tym zamieszaniem, więc na pewno wiedziałaby, jak dodać swojej siostrze otuchy. „A ja?” Byłem kompletnie bezradny. Mogłem jedynie złapać ją za rękę i uporczywie trzymać, by te hieny jej nie pożarły.
            - Gotowi? - Danielle uśmiechnęła się szeroko, kiedy nasz pojazd zatrzymał się naprzeciwko czerwonego dywanu. Od razu przeniosłem swój wzrok na Kathy, która odetchnęła głęboko, gładząc materiał swojej sukienki.
            - Chyba tak - powiedziała tak cicho, że przez chwilę zastanawiałem się, czy nie były to tylko moje urojenia.
            - To do boju - Liam wyskoczył z samochodu i niczym prawdziwy dżentelmen podał dłoń swojej dziewczynie, która z gracją wysiadła wprost w szpony fotoreporterów.
            - Odwagi, mała - zaśmiałem się, pomagając wysiąść z samochodu mojej partnerce, która uśmiechnęła się nieśmiało, niepewnie chwytając moją dłoń. - Teraz zaczyna się zabawa - dodałem, kiedy stanęliśmy już na czerwonym dywanie.
            - Sama nie wierzę, że to robię - roześmiała się nerwowo, chwytając mnie pod rękę. Ruszyłem przed siebie, starając się jak najszybciej dotrzeć do wejścia. Niestety, nie było to wcale takie proste.
            - Harry! Harry! - usłyszałem głośny pisk fanek i wiedziałem, że muszę podejść do nich choć na chwilę.
            - Nie ma mowy - pokręciłem głową, kiedy Kathy próbowała się ode mnie odsunąć. - Idziesz tam ze mną - uśmiechnąłem się szeroko, chwytając pewniej jej dłoń i pociągając za sobą w stronę rozentuzjazmowanych dziewczyn.
            - Jesteś Kathleen, siostra dziewczyny Zayna, tak? - jedna z nich zwróciła się do mojej towarzyszki, kiedy zajęty byłem podpisywaniem notesów i zdjęć. - Ja jestem Nicole - kontynuowała. Wyglądasz pięknie. Cudowna sukienka…
            - Dziękuję - Kathleen od razu się zarumieniła. - To wszystko dzięki Louise.
            - Mogę zrobić sobie z wami zdjęcie? - niska brunetka nie dawała za wygraną, wyciągając telefon w kierunku mojej towarzyszki.
            - Z nami? - Kathy spojrzała na nią zaskoczona. - Może lepiej zrobię zdjęcie tobie i Harremu…
            - Nie marudź - roześmiałem się, przejmując komórkę z rąk dziewczyny. - Nie zawsze możesz być fotografem - prychnąłem, przysuwając się bliżej Kathy i Nicole. - Uśmiech - wyszczerzyłem się do aparatu i już chwilę później podziwiałem naszą wspólną fotkę.
            - Harry, jesteście razem? - zapytała nagle rudowłosa dziewczynka.
            - Dziś tak - puściłem do niej oczko. - Miło było was poznać, ale niestety musimy już znikać. Miłego wieczoru, moje panie - roześmiałem się, ponownie chwytając dłoń Kathy. - I co, było aż tak źle?
            - Nie - pokręciła głową i chociaż daleko jej było do odprężenia, zauważyłem nieśmiały uśmiech na jej twarzy.
            - Chodźmy poszukać reszty - stwierdziłem, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu przyjaciół.
            - Zayn! Sue! - jakby w odpowiedzi na moje słowa, usłyszałem za sobą głośny pisk. Odwróciłem się i od razu dostrzegłem nasze gołąbeczki, pozujące przed obiektywami aparatów. „Jesteśmy zupełnie inne…” obserwując, jak pewnie czuła się Susanne w błysku fleszy, od razu przypomniały mi się słowa, które tak często słyszeliśmy z ust bliźniaczek. „Coś w tym jest…” - Przepraszamy, ale naprawdę musimy już iść - odezwał się Zayn, kiedy w końcu nas zauważył. - Szukaliśmy was - uśmiechnął się szeroko, podchodząc do nas razem z Sue. - Nie widzieliście gdzieś reszty?
            - Tam są - Sue wskazała dłonią na Louisa i Liama, rozmawiających z jednym z dziennikarzy
            - Chodźmy do nich - zaproponowałem, machając w stronę kilku fanek.
            - Harry! Zayn! Jedno zdjęcie?! - krzyki fotoreporterów zniweczyły moje plany. Spojrzałem na przyjaciół, po czym kiwnąłem głową, obejmując Kathy, która uśmiechnęła się promiennie, czując się chyba nieco swobodniej w towarzystwie swojej siostry.
            - Dobra, na nas czas - po kolejnej sesji zdjęciowej Zayn poklepał mnie po ramieniu. Nie czekając nawet chwili, ruszyliśmy w stronę reszty, która najwidoczniej czekała już tylko na nasze przybycie.
            - Co jest!? - krzyknąłem wprost do ucha Louisa, który gdyby nie obecność aparatów, za coś takiego zapewne od razu zafundowałby mi cios w żebra.
            - Musimy udzielić kilku krótkich wywiadów - wymamrotał Liam.
            - Idźcie, idźcie. My sobie poradzimy - odezwała się Danielle, chwytając moją partnerkę pod rękę.
            - Tylko nie uciekajcie - zaśmiałem się, puszczając oczko do Kathy, po czym razem z chłopakami ruszyłem w stronę dziennikarzy.
            - Dobry wieczór - Louis uśmiechnął się do nich uprzejmie.
            - Czekaliśmy tylko na was - wysoka blondynka od razu wyciągnęła w naszą stronę mikrofon. - Mam nadzieję, że możemy zadać wam kilka pytań?
            - Właśnie po to tu jesteśmy - Niall kiwnął głową.
            - W takim razie, chłopcy… - kobieta odchrząknęła lekko. - Może zacznijmy od tego, co od jakiegoś czasu nurtuje chyba wszystkich waszych fanów - kobieta zrobiła dłuższą pauzę. „No tak…” - Dlaczego nie pojawiliście się na ostatniej gali? Przecież mieliście odebrać tam jedną z najważniejszych nagród w waszej karierze…


            Odetchnęłam głęboko, spoglądając na swoje odbicie w lustrze. „Kathleen Barkley na balu charytatywnym. To się porobiło…” Mimo, że bawiłam się naprawdę dobrze, cały czas wydawało mi się, że nie pasuję do tego świata. „To z pewnością nie moja bajka…” Uśmiechnęłam się krzywo do swojego odbicia, próbując dodać sobie otuchy, po czym wyszłam z łazienki i ruszyłam wprost do ogromnej sali wypełnionej ludźmi. „Wypełnionej sławnymi ludźmi…” poprawiło mnie moje drugie ja. Jeszcze wczoraj mogłam jedynie pomarzyć o spotkaniu większości z nich, a dziś do niektórych zwracałam się już po imieniu. „Szaleństwo…” zaśmiałam się pod nosem, rozglądając się w poszukiwaniu przyjaciół. „Gdzie oni wszyscy się podziali?”
            - Zgubiłaś się? - wzdrygnęłam się, czując czyjąś dłoń na ramieniu, ale gdy tylko się odkręciłam spojrzałam wprost w roześmianą twarz Louisa. - A może zgubiłaś Harrego?
            - Ani to, ani to - pokręciłam głową. - Miałam właśnie zamiar się czegoś napić.
            - Mogę ci towarzyszyć? - Lou uniósł brew. - Moja dziewczyna została uprowadzona przez Liama - westchnął teatralnie, na co uśmiechnęłam się delikatnie i chwyciłam go pod ramię. - Proszę bardzo, to dla pani - ukłonił się, podając mi kieliszek czerwonego wina, kiedy znaleźliśmy się już przy barze.
            - Zamierzasz mnie upić…
            - A potem wykorzystać - przerwał mi. - Właśnie taki miałem plan - roześmiał się.
            - Nic z tego - rozbawiona pokręciłam głową. - Dziś musiałabym chyba wypić całe wiadro tego napoju, żeby się trochę rozluźnić…
            - Aż tak źle? - spojrzał na mnie, biorąc łyk wina.
            - Nie - od razu pokręciłam głową. - Bawię się naprawdę wspaniale. Po prostu nie jestem przyzwyczajona do czegoś takiego - ruchem głowy wskazałam na salę. - Wydaje mi się, że tu nie pasuję - szepnęłam konspiracyjnie.
            - Gadasz głupoty - wywrócił oczami. - Wypijesz jeszcze kilka kieliszków i od razu staniesz się odważniejsza - dodał.
            - Byle nie za bardzo, bo potem gazety będą rozpisywać się o tym, jak podczas balu jakaś psychopatka rzuciła się na Eda - roześmiałam się, przypominając sobie o moim idolu, który znajdował się gdzieś w tym tłumie.
            - Poznałaś go już? - zapytał Louis, na co jedynie pokręciłam głową. - Niemożliwe…
            - Możliwe - uśmiechnęłam się do niego. - Widziałam go tylko przelotnie.
            - A gdzie Harry? - Tommo zaczął rozglądać się po sali.
            - Tam, gdzie wszyscy - wzruszyłam ramionami.
            - Czyli gdzie? - Louis spojrzał na mnie pytająco.
            - Nie mam zielonego pojęcia - roześmiałam się.
            - O wilku mowa - Louis dostrzegł nagle mojego towarzysz i kiwnął do niego głową.
            - No pięknie, odszedłem tylko na chwilę, żeby porozmawiać z Edem, a wygłodniałe sępy już próbują uwieść moją piękność - Harry z szerokim uśmiechem objął mnie ramieniem.
            - Rozmawiałeś z Edem? - zareagowałam od razu. - Oczywiście…
            - Coś nie tak? - Harry spojrzał na mnie niepewnie.
            - Chyba zapomniałeś, jak wygląda lista piosenek w odtwarzaczu Kathy. Ed, Ed i jeszcze raz Ed - Louis wywrócił oczami, nieudolnie próbując ukryć rozbawienie. - Mogłabyś w końcu zacząć słuchać jakiejś dobrej muzyki… Słyszałaś o One Direction? - spojrzał na mnie, unosząc brew.
            - A więc chciałabyś poznać… - Harry zaczął mamrotać coś pod nosem. - Ed! - uśmiechnął się przebiegle, machając w stronę rudowłosego, a ja momentalnie poczułam, jak w moim żołądku wszystko wywraca się do góry nogami. Nim się obejrzałam, stałam twarzą w twarz z moim największym idolem. „Uszczypnijcie mnie…” - Chciałbym ci przedstawić moją cudowną towarzyszkę, Kathleen Barkley.
            - Wystarczy Kathy - poprawiłam Harrego i byłam prawie pewna, że moje policzki zdążyły już przybrać barwę dorodnego buraka.
            - Cześć. Jestem Ed - chłopak wyciągnął rękę w moim kierunku, którą od razu uścisnęłam. - Miło mi cię w końcu poznać. Niall dużo mi o tobie mówił - uśmiechnął się szeroko.
            - Niall? - spojrzałam na niego, nieznacznie marszcząc brwi.
            - Tak - kiwnął głową. - Z jego opowieści wywnioskowałem, że jesteś chodzącym ideałem - roześmiał się.
            - Cały Horan - prychnął Louis. - Wystarczy, że mu ktoś dobrze ugotuje, a od razu mógłby się oświadczyć…


            - Smacznego, Niall - Louis roześmiał się głośno, odsuwając krzesło swojej dziewczynie. - Chyba naprawdę przyszedłeś tu tylko zjeść…
            - Wcale nie - blondyn wywrócił oczami. - Po prostu nie chcę, żeby to wszystko się zmarnowało.
            - No jasne - prychnął Zayn. - Ile z tego naładowałeś już do kieszeni i torebki Gemmy? -  „No i się zaczęło…” zaśmiałem się pod nosem, z doświadczenia wiedząc, co szykuje się, kiedy Zayn i Louis znajdą wspólny temat do zaczepek.
            - Dacie mi spokój? - Niall wywrócił oczami, na co dwójka kumpli od razu wybuchła głośnym śmiechem.
            - My dopiero zaczynamy - Zayn poruszał brwiami.
            - El, ten twój partner chyba cię nieźle wymęczył - roześmiała się Danielle, zmieniając temat, kiedy brunetka pochłaniała już drugą szklankę soku.
            - Potańcz z nim chwilę, to pogadamy - prychnęła Eleanor.
            - Znam ten ból - szepnąłem konspiracyjnie, na co moja dziewczyna wywróciła oczami,  ściskając mocniej moje udo. „Tylko nie tutaj…” posłałem jej ten znaczący uśmiech, na co jedynie zachichotała pod nosem.
            - Co was tak bawi? - zapytała Sue, która właśnie wróciła z łazienki i zajęła miejsce obok Zayna, nalewając sobie wody.
            - Wszystko - skomentował krótko Niall i chyba nic więcej nie trzeba było już dodawać. Bawiliśmy się świetnie i nawet Kathy nieco się rozluźniła, nieudolnie próbując pohamować śmiech wywołany przez kolejne żarty Harrego.
            - Przepraszam - Louis odchrząknął nagle, podnosząc się z miejsca. - Muszę coś załatwić - uśmiechnął się. - Pozwolisz? - podszedł do Kathy, wyciągając rękę w jej kierunku.
            - Ale…
            - Nie marudź, tylko chodź - przerwał blondynce, która jedynie spojrzała na nas, bezradnie wzruszając za ramionami i podążyła za Louisem, chwilę później niknąc już z zasięgu naszego wzroku.
            - Wie może ktoś, gdzie oni poszli? - Harry zmarszczył lekko czoło.
            - Pewnie zatańczyć - stwierdziła Gemma.
            - Nawet nie zapytał, czy może pożyczyć moją partnerkę - Styles udawał oburzonego.
            - Spokojnie, Harry - roześmiała się Eleanor. - Też nie zostałam poinformowana, że zamienia mnie na inną.
            - Gdybyś chciał potańczyć, zawsze możesz liczyć na mnie - prychnęła Gemma, trącając brata łokciem, na co ten wywrócił jedynie oczami.
            - Zachowuj się - wypowiedział poważnym tonem, ale już po chwili razem z Niallem wybuchli głośnym śmiechem. Ich rechot przerwał dopiero głos Louisa wydobywający się z głośników. „Chwila… Co Louis robi na scenie?!”
            - Raz, dwa… To w ogóle działa? - Tommo stuknął palcami w mikrofon, zerkając na stojącą obok niego Kathy. - Dobry wieczór - uśmiechnął się szeroko, kiedy zauważył w końcu, że oczy wszystkich na sali zwrócone są w jego stronę.
            - A niech cię… - wymamrotał pod nosem Zayn. Chyba jako jedyny zdawał sobie sprawę z tego, co ta dwójka tam robi.
            - Obiecujemy, że będziemy się streszczać - kontynuował Louis. - Chcielibyśmy dodać tylko nieco odwagi naszemu przyjacielowi, który jeszcze do niedawna był kompletną kaleką pod względem tańca. Powiedzieć, że poruszał się jak drewno, to zdecydowanie za mało - prychnął. - Na szczęście, dzięki kilku lekcjom, których udzieliliśmy mu razem z Kathy, nie będziecie musieli tego oglądać - na sali dało się słyszeć ciche śmiechy. - Wspominałem już, że zrobił to dla swojej dziewczyny, by móc zatańczyć z nią dzisiejszej nocy właśnie na tym parkiecie? - puścił oczko do Sue, która z szeroko otwartymi oczami wsłuchiwała się w jego monolog. - Chciałabyś coś jeszcze dodać? - Tommo podsunął mikrofon Kathy, nie zwracając uwagi na jej protesty.
            - Powiem tylko, że… - zaczęła. - To nie moja wina, Zayn - zaśmiała się nerwowo, najwidoczniej speszona skupionymi na sobie spojrzeniami. - On wciągnął mnie tu siłą - wskazała na Tomlinsona, a towarzystwo już po raz kolejny wybuchło głośnym śmiechem. - Chociaż może to wcale nie był zły pomysł. W końcu taka chwila wymaga odpowiedniego podkreślenia. Powodzenia - stwierdziła krótko, po czym oddała mikrofon Louisowi.
            - A teraz przed państwem nasz przyjaciel, Zayn Malik…


            „Nasz przyjaciel, Zayn Malik… Zayn Malik…. Zayn Malik…” Momentalnie poczułem, jak całe moje ciało obezwładnia paraliż. „Jak mogłeś, Tomlinson…” Spojrzałem w kierunku dwójki przyjaciół, którzy nadal stali na scenie, uśmiechając się przy tym jak wariaci. Odetchnąłem głęboko, przeskakując wzrokiem po twarzach osób siedzących przy naszym stoliku, którzy wpatrywali się we mnie z wyczekiwaniem. „Przyjaciel…” w duchu wywróciłem oczami, zerkając na moją dziewczynę, która delikatnie się uśmiechała, chyba nie do końca rozumiejąc jeszcze, o co chodzi.
            - Ile można czekać, Zayn? - głos Louisa sprawił, że ponownie zacząłem błądzić wzrokiem po sali wypełnionej ludźmi, którzy czekali właśnie na mój ruch. Jak na złość, moje ciało odmawiało mi posłuszeństwa, nie chcąc nawet drgnąć.
            - O co tu chodzi, Zayn? - usłyszałem szept Susanne.
            - Dawaj, stary - Liam poklepał mnie po ramieniu, na co posłałem mu uśmiech błagający o ratunek. Ten jednak tylko bezradnie wzruszył ramionami, ponownie obejmując swoją dziewczynę. Odetchnąłem głęboko i nie bez ociągania podniosłem się z miejsca. „Albo teraz, albo nigdy…” Stanąłem naprzeciwko mojej przepięknej dziewczyny, wyciągając do niej rękę.
            - Mógłbym panią prosić do tańca? - wymamrotałem, udając w pełni wyluzowanego, na co Sue uśmiechnęła się promiennie, pewnie chwytając moją dłoń.
            - Maestro, muzyka! - mój przyjaciel „zdrajca” klasnął w dłonie i już chwilę później do moich uszu dobiegł dźwięk spokojnej melodii. Kątem oka zerknąłem na Kathy, która uśmiechnęła się do mnie, unosząc do góry zaciśnięte ręce. Jej bezgłośne „będzie dobrze” sprawiło, że nagle poczułem się trochę odważniejszy. „Tylko trochę…” Wydawało mi się, że nie jestem jeszcze na to gotowy, a już na pewno nie, kiedy oczy wszystkich dookoła zwrócone były na mnie i Susanne. „Raz się żyje…” westchnąłem, spoglądając na moją dziewczynę, która kroczyła obok mnie, czekając na mój kolejny ruch. Wyglądała niczym prawdziwa księżniczka, wyczekująca na księcia, który w tym momencie zachowywał się jak prawdziwy tchórz. „No dalej, przecież potrafisz…” nawet moje drugie ja starało się mnie zmotywować. Odetchnąłem głęboko, stając z nią twarzą w twarz. Jej delikatna dłoń spoczęła na moim ramieniu, wywołując falę gorąca na moim ciele. Przyciągnąłem ją bliżej siebie, drugą dłonią obejmując w talii. „Raz, dwa… Jak to, do cholery, było?!” Przeniosłem swój wzrok na Kathleen, która stała z boku, nadal szeroko się uśmiechając. „Zayn, nie myśl o krokach. Po prostu wsłuchaj się w muzykę…” usłyszałem w głowie jej głos, jakby telepatycznie przesłała mi wiadomość. Czułem, ja całe moje ciało obezwładnia paraliż. Nie mogłem jednak stchórzyć. Nie tu. Nie przy tych wszystkich ludziach. „Nie przy niej…” spojrzałem wprost w błękitne oczy Sue, które cierpliwie czekały na moje posunięcie. Przełknąłem głośno ślinę, niepewnie się do niej uśmiechając. Zacisnąłem powieki, ale szybko ponownie je otworzyłem. „Patrz jej w oczy i wszystko będzie dobrze…” Ruszyłem, uważnie wsłuchując się w spokojną melodię. Stawiałem kolejne kroki, patrząc w jej niebieskie, radosne tęczówki. Uśmiechała się do mnie, nie spuszczając ze mnie wzroku. Była szczęśliwa. „Chyba się udało…” moje drugie ja zaczęło głośno bić brawo, kiedy nieco się rozluźniłem, dalej płynąc w rytm muzyki. Nie myślałem już o tym, czy popełnię jakiś błąd. Nie liczyli się ci wszyscy ludzie wokół i ich spojrzenia. Była tylko ona. Osoba, dzięki której stawiałem kolejne kroki, nie bojąc się o potknięcie. Obracałem ją, widząc tę radosną dziewczynę z pomostu. Uśmiechnąłem się szerzej, przypominając sobie jej zdziwione spojrzenie sprzed chwili, które zdążyło się już zupełnie zmienić. Teraz było przepełnione… „Miłością…” dokończyło za mnie moje drugie ja. Kochałem ją. „Tak bardzo…” Melodia powoli zaczęła cichnąć, a wraz z jej zanikaniem całą salę wypełnił dźwięk oklasków. Ucałowałem dłoń Sue, by już po chwili obserwować, jak rzuca się w moje ramiona, ściskając mnie z całych sił. Roześmiałem się głośno, spoglądając na Kathy, która dumna z naszego wspólnego osiągnięcia wciąż biła brawo.
            - To najlepsza niespodzianka w życiu - szepnęła Sue, nadal przywierając do mnie swoim drobnym ciałem.
            - Cała przyjemność po mojej stronie - gładziłem jej plecy, nie przestając się uśmiechać. „Udało się!” Czułem się, jakbym wygrał na loterii. „I rzeczywiście wygrałem…” Susanne była najlepszym, co mogło mnie spotkać.
            - Kocham Cię, Zayn…


            - Nieźle to wszystko wykombinowaliście - Dan uśmiechnęła się szeroko, kiedy wraz z Louisem wróciliśmy do stolika, nie musząc obawiać się, że Zayn rozszarpie nas na kawałki. „Zawsze mogłabyś zrzucić wszystko na Tomlinsona…” podpowiedziało moje drugie ja, zacierając ręce. „Chyba nie będzie takiej potrzeby…” uśmiechnęłam się mimowolnie, widząc radość mojej siostry, która wciąż wirowała w objęciach Zayna. „Coś mi mówi, że prędko nie zejdą z parkietu…”
            - A to wszystko moja zasługa - Louis uśmiechnął się szeroko, na co jedynie wywróciłam oczami. - Przy maleńkiej pomocy Kathy…
            - Coś mi mówi, że było zupełnie na odwrót - prychnęła Eleanor.
            - Nie zagłębiajmy się w szczegóły - roześmiał się Lou. - To co mała, idziemy potańczyć? - komicznie poruszył brwiami, wyciągając do niej dłoń, na co ta z niedowierzaniem pokręciła głową.   
            - Wierzcie czy nie, ale właśnie w taki sposób mnie urzekł - roześmiała się, wstając od stołu. - Chociaż na pierwszej randce wcale nie był taki śmiały…
            - Och, bądź już cicho - Louis chwycił jej dłoń, pociągając za sobą na parkiet, na co wszyscy głośno się roześmieliśmy. Ta dwójka naprawdę do siebie pasowała. Byli identyczni.
            - Skoro odzyskałem już moją partnerkę, to może pokażemy w końcu wszystkim, jak wygląda prawdziwy taniec? - Harry nachylił się w moją stronę, posyłając mi swój typowy uśmiech.
            - Jeszcze się pytasz? - roześmiałam się, chwytając jego dłoń.
            - Tylko jej nie połam - prychnęła Gemma, puszczając oczko do swojego brata.
            - Bez obaw - Harry wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, pociągając mnie za rękę w tłum wirujących par. - To co, rumba, salsa, czy tango? - poruszał komicznie brwiami, po czym okręcił mnie tak gwałtownie, że zderzyłam się z jakimś wysokim mężczyzną, który wylał zawartość swojego kieliszka wprost na moją sukienkę.
            - Przepraszam - wydukał niepewnie.
            - To ja przepraszam. Mogłam bardziej uważać - uśmiechnęłam się do niego, po czym odkręciłam się w stronę mojego partnera, który nieudolnie próbował pohamować śmiech. - Tango powiadasz? - spojrzałam na niego, unosząc brew.
            - Widzisz, dopiero zaczęliśmy tańczyć, a ty już jesteś cała mokra - wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. - Właśnie tak działam na kobiety, maleńka.
            - Nie przesadzaj! - roześmiałam się, grożąc mu palcem. - Jeszcze się odegram, ale najpierw pójdę do łazienki i spróbuję pozbyć się tej plamy - dodałam i ruszyłam przed siebie, umiejętnie omijając roztańczone pary. Zdążyłam jeszcze nieśmiało uśmiechnąć się do machającego w moją stronę Eda, kiedy poczułam czyjąś dłoń chwytającą mnie za łokieć.        
            - Chodź… - jego głos sprawił, że poczułam nieprzyjemny dreszcz przebiegający przez moje ciało. Nie chcąc robić niepotrzebnej awantury, bez sprzeciwu ruszyłam za nim w głąb korytarza, mając pewność, że w tym miejscu i tak nic mi nie grozi. Kiedy wreszcie się zatrzymaliśmy, od razu cofnęłam się o kilka kroków, próbując wyswobodzić rękę z jego uścisku. - Pięknie wyglądasz…
            - Co tu robisz? - zapytałam oschle.
            - Nie bądź śmieszna - roześmiał się kpiąco. - Jestem najlepszym prawnikiem w całym Londynie, a organizator tej imprezy to mój były klient - wywrócił oczami. - Powiedzmy, że wisiał mi małą przysługę, a ja marzyłem, żeby znaleźć się na tym balu - dodał z ironicznym uśmiechem na ustach.
            - Skąd wiedziałeś, że tu będę? - wyszeptałam, nie chcąc wzbudzać większego zainteresowania. W duchu modliłam się jednak, żeby Harry wreszcie zaczął mnie szukać. „Rzeczywiście, przecież zniknęłaś tak dawno…” moje drugie ja w niczym nie pomagało.    
            - Domyśliłem się - stwierdził. - Przecież należysz teraz do świata Tomlinosna, więc oczywiste było, że cię tu zabierze.
            - Ustalmy jedno, James - nadal starałam się wyrwać rękę z jego uścisku. - Nie wiem, co sobie ubzdurałeś, ale nie jestem z Louisem i…
            - W takim razie jeden problem z głowy - przerwał mi.
            - O czym ty mówisz? - zmarszczyłam czoło, uważnie przyglądając się brunetowi. Nie był to już ten wrak człowieka, który kilka dni temu pojawił się w naszym domu. Znów stał przede mną James. James Turner, którego tak dobrze znałam. I wcale nie wróżyło to najlepiej.
            - Mam…
            - Kathy! - znajomy mi głos sprawił, że od razu poczułam ulgę - Wszystko w porządku? - chłopak spojrzał niepewnie na Jamesa, po czym przeniósł swój wzrok na mnie.
            - Miałam mały wypadek w tańcu - wzruszyłam ramionami, uwalniając wreszcie swoją dłoń.
            - Wiem, widziałem. Harry zawsze był świetnym tancerzem - roześmiał się. - Jestem Ed - wyciągnął dłoń w kierunku bruneta.
            - James - mój były chłopak uścisnął jego dłoń, po czym spojrzał na mnie, lekko się uśmiechając. - Bardzo mi miło
            - Mi również - Ed popatrzył na mnie, szeroko się uśmiechając. - Nie będę wam teraz przeszkadzał, ale pamiętaj, że obiecałaś mi taniec - puścił mi oczko.
            - Nie…
            - Pogadamy później - przerwał mi James. Czułam jak strach obezwładnia całe moje ciało, nie pozwalając mi wydobyć z siebie nawet słowa. Z przerażeniem podążałam wzrokiem za oddalającą się sylwetką Eda. „Wróć, proszę…”
            - Na czym to ja… - James spojrzał na mnie, unosząc brew. - Ach, tak! Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia.
            - Nie chcę tego słuchać - zaplotłam dłonie na piersi, nieudolnie próbując udawać pewną siebie.
            - W mojej kieszeni znajdują się dwa bilety lotnicze - kontynuował, jakby w ogóle nie słyszał moich słów. - Pójdziemy teraz odebrać twoje rzeczy z szatni i…
            - Chyba sobie żartujesz! - prychnęłam, odkręcając się na pięcie. Miałam ochotę jak najszybciej od niego uciec. Powstrzymał mnie jednak, chwytając za ramię. Poczułam nieprzyjemny dreszcz, kiedy jego ciepły oddech odbił się od mojej szyi.
            - Posłuchaj, Kathy… Wydaję mi się, ze nie chciałabyś, aby komuś z twoich przyjaciół stała się krzywda - odkręciłam się w jego kierunku, z przerażeniem dostrzegając czarny pistolet ukryty pod marynarką. - Użyję go, jeśli teraz ze mną nie pójdziesz…
            - Nie zrobisz tego… - szepnęłam drżącym głosem. - Nie jesteś taki, James…
            - Jestem. Jestem, odkąd wiem, że to jedyny sposób, by znów mieć cię przy sobie - pewność, z jaką wypowiedział te słowa, sprawiła, że moje ciało obezwładnił paraliż. Wpatrywałam się w jego ciemne oczy i wiedziałam już, że nie żartuje. „Zbyt dobrze go znałam…” Mogłam uciec lub zacząć krzyczeć. Zdawałam sobie jednak sprawę, do czego jest zdolny. Nie mogłam pozwolić na to, żeby komuś stała się krzywda. Byli dla mnie zbyt ważni. Dla nich gotowa byłam poświęcić wszystko.
            - W takim razie… - odetchnęłam głęboko, doskonale wiedząc już, co powinnam zrobić.. - Dokąd lecimy?


            - Panie Anderson, to naprawdę świetna impreza - roześmiałem się, dosiadając do stolika organizatora. - Gratuluję - dodałem, ściskając jego dłoń.
            - Miło mi to słyszeć - uśmiechnął się do mnie serdecznie, po czym przywołał kelnera i odebrał od niego dwa kieliszki wina. - Tak naprawdę, gdyby nie tacy ludzie jak ty i twoi przyjaciele, nic bym nie zdziałał - podał mi czerwony trunek.
            - Nie wiem jak inni, ale ja jestem gotowy pomagać panu do końca życia - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Doskonale wiedziałem, ile znaczy ten bal, a właściwie sama licytacja. „Te dzieciaki tego potrzebowały…”
            - Zapamiętam to - roześmiał się, kiwając głową. - Teraz już się mnie nie pozbędziesz - dodał po chwili.
            - Nawet o tym nie pomyślałem - uśmiechnąłem się szeroko, biorąc łyk wina, którym jednak zakrztusiłem się, gdy tylko dostrzegłem nazwisko wydrukowane na jednej z wizytówek przy stoliku. „Niemożliwe…” Nachyliłem się, sięgając po kawałek papieru, który od razu wywołał uciążliwe pulsowanie w moich skroniach. - Panie Anderson… - zacząłem niepewnie. - Czy to ten Turner? Znaczy…
            - Ten adwokat - mężczyzna uśmiechnął się lekko. - James Turner. Znacie się?
            - Tak - odchrząknąłem. - Znamy się. Nawet całkiem dobrze - przeczesałem ręką włosy. Nie wiedziałem właściwie, co mam robić. „A może po prostu jak najszybciej znajdź Kathy i zabierz ją do domu?” trafnie podsunęła moje drugie ja. - Pójdę poszukać mojej damy - wypaliłem nagle. - Obiecałem jej, że za chwilę wrócę - dodałem, starając się, żeby uśmiech na mojej twarzy wyglądał w miarę wiarygodnie. Pan Anderson kiwnął jedynie głową, a ja momentalnie podniosłem się od stolika i zacząłem szukać wzrokiem Harrego i Kathy. „Gdzie was wywiało?” odetchnąłem głośno, dostrzegając w tłumie Eda. „A tam gdzie Ed, mui być też Styles…” Kiedy tylko moim oczom ukazała się bujna czupryna kumpla, od razu pognałem w ich stronę.
            - Louis, bracie…
            - Gdzie jest Kathy? - przerwałem Harremu, który momentalnie zmarszczył czoło, widząc moje zdenerwowanie.
            - Powinieneś chyba pytać o Eleanor - prychnął Ed.
            - Nie jest mi teraz do śmiechu - warknąłem. - Wybacz - dodałem szybko, nie chcąc wyjść na kompletnego palanta. - Harry!
            - Poszła do łazienki, bo jakiś facet wylał na nią wino - Styles skinął głową w kierunku korytarza.
            - Kiedy? - zapytałem od razu.
            - Jakiś czas temu - przyjaciel wzruszył bezradnie ramionami. - Byłem przekonany, że któryś z was ją zatrzymał… - niepewnie zmarszczył brwi. - Coś się stało? - chwycił mnie za ramię. - Coś z Kathy?
            - James tu jest - spojrzałem wprost w zielone tęczówki, których rozmiar powiększał się z każdym wypowiedzianym przeze mnie słowem.
            - Kto? - Harry przeczesał ręką włosy, nerwowo rozglądając się po sali.
            - James. Pieprzony James Turner - warknąłem. Miałem nadzieję, że Kathy się jeszcze na niego nie natknęła. „Jej nie ma, jego miejsce było puste… Tylko pomyśl…” moje drugie ja wcale nie pomagało.
            - Ale skąd on…
            - Teraz nie czas na pytania - przerwałem Harremu. - Nie wiem, po co tu przyszedł, ale na pewno nie chciał sobie potańczyć…
            - Słuchajcie - odezwał się nagle Ed. - Jakiś czas temu widziałem Kathy z takim wysokim brunetem. Zdążyłem się z nim nawet zapoznać i o ile dobrze pamiętam, miał właśnie na imię James - zmarszczył czoło. - Stało się coś złego?
            - Nawet nie wiesz, jak bardzo… - wypuściłem głośno powietrze, zastanawiając się, co powinienem zrobić. „Szatnia, kretynie!” - Poinformuj resztę, a jeśli ją znajdziesz, to od razu dzwoń - zwróciłem się do Harrego, po czym ruszyłem biegiem wprost do ogromnego holu.
            - W czym mogę…
            - Niska blondynka?! - krzyknąłem zdenerwowany, przerywając szatniarzowi.
            - Co z nią? - blondyn popatrzył na mnie jak na wariata.
            - Wychodziła? - spojrzałem na niego z wyczekiwaniem, opierając dłonie na blacie.
            - Nie przypominam… - westchnąłem głośno, odkręcając się na pięcie. - Chociaż… Długie, pofalowane włosy i ciemna sukienka? Towarzyszył jej taki wysoki brunet, którego kompletnie nie znam. W zasadzie tej dziewczyny też nie kojarzę…
            - A jednak! - nie byłem pewien, czy mam się cieszyć, że trafiłem na jakiś ślad, czy martwić, że chłopak widział ją z tym palantem. - Zabierali rzeczy?!
            - Blondynka tak, a ten facet cały czas rozmawiał przez telefon - szatniarz popatrzył na mnie niepewnie. - Panie Tomlinson, wszystko w porządku?
            - Nic nie jest w porządku… - wymamrotałem pod nosem. Teraz byłem już pewien, że Turner ją gdzieś zabrał. „Tylko gdzie?” - Ten facet… Mówił coś szczególnego?
            - Chyba zamawiał taksówkę. Mówił, że się spieszy, bo za godzinę mają lot i…
            - Dostanę jakiś samochód? - przerwałem mu, w duchu dziękując, że nie straciłem jeszcze zdolności racjonalnego myślenia.          
            - Tak, chwileczkę - chłopak kiwnął głową. - Zawiadomić…
            - Nie. Dawaj ten pieprzony samochód…


            - Czy wy chociaż raz odeszliście dziś od tego stołu? - uśmiechnąłem się szeroko do Nialla i Gemmy, odsuwając krzesło dla Danielle.
            - Tak - Horan energicznie pokiwał głową. - Tylko zgłodnieliśmy…
            - Ciesz się, że twoja partnerka to znosi - roześmiała się moja dziewczyna, sięgając po kieliszek.
            - Zdziwiłabyś się, ile ona potrafi zjeść - blondyn prychnął pod nosem, kiedy Gemma trąciła go łokciem.
            - Odezwał się ten na diecie - dziewczyna wywróciła oczami.
            - Widzieliście gdzieś Louisa? - Eleanor usiadła na swoim miejscu, rozglądając się po sali.
            - Zgubiłaś swojego księcia? - wyszczerzyłem zęby w szerokim uśmiechu, tuląc do siebie Danielle.
            - A czy jego da się nie zgubić? - prychnęła. - Kiesy szłam do łazienki, rozmawiał z panem Andersonem. Jak wróciłam, już go tam nie było - wzruszyła ramionami. - Ale bez obaw, pewnie za chwilę się znajdzie - machnęła ręką. - Co dobrego do jedzenia tu macie? - zmieniła nagle temat, zerkając na stolik.
            - Ws…st…o - wydukał Niall z pełną buzią, na co wszyscy wybuchliśmy głośnym śmiechem.
            - Pełna kultura - Gemma poklepała go po ramieniu.
            - Z czego się tak śmiejecie? - prawie podskoczyłem na krześle , słysząc znienacka głos Zayna za swoimi plecami. - Z Nialla?
            - Pytasz, czy stwierdzasz oczywiste? - zapytałem, unosząc brew.
            - Stwierdzam - Malik chwycił dłoń swojej dziewczyny, składając na niej pocałunek. „Aż miło popatrzeć…” Ta dwójka za każdym razem nie szczędziła sobie uczuć. „I jeszcze ten taniec…” Tego zupełnie nie spodziewałem się po moim przyjacielu.
            - Chyba całkiem niezły z niego tancerz - Danielle posłała Sue szeroki uśmiech.
            - Aż dziwne, prawda? - blondynka spojrzała na Zayna, poprawiając mu krawat. - Tak się rozszalał, że nie wiedziałam, jak sprowadzić go z parkietu.
            - Zagroziła mi utratą przytomności z powodu wygłodzenia - Zayn wywrócił oczami. - Macie tu coś dobrego?
            - Tu już raczej nic nie znajdziesz - prychnęła El. - Trzeba…
            - Gdzie jest Kathy? - wypowiedź brunetki przerwało nagłe pojawienie się Harrego. Spojrzałem na niego i wystarczyło mi to, bym poczuł, że coś jest nie w porządku.
            - Pytasz nas, gdzie jest twoja partnerka? - Zayn roześmiał się głośno, opierając o krzesło, które zajęła jego dziewczyna.
            - Czyli nie widzieliście jej od momentu, kiedy razem odeszliśmy od stolika? - zapytał nerwowo.
            - Coś się stało? - Danielle spojrzała na Stylesa, mocniej ściskając moją dłoń. „A niby to ja zawsze zakładam najgorsze…”
            - Musicie odpowiadać mi pytaniem na pytanie? - zmarszczył czoło, wzdychając z irytacją.
            - Coś ty taki nerwowy? - Niall wywrócił oczami. - Pewnie jest z Louisem, bo jego też nikt nie widział…
            - Nie - pokręcił głową, przenosząc na mnie swoje spanikowane spojrzenie. - James tu jest - wypalił nagle. „Ale jak to możliwe?”
            - Co? - Sue od razu podniosła się z miejsca. - Skąd…
            - Zaraz wam wszystko wytłumaczę - Harry przerwał blondynce. - Najpierw zastanówcie się jeszcze raz, czy jej nie widzieliście - westchnął, a ja od razu zacząłem rozglądać się po sali z nadzieją, że dostrzegę ją gdzieś w tłumie.
            - My byliśmy ciągle na parkiecie - Zayn przyciągnął do siebie Sue, która nerwowo błądziła wzrokiem po całym towarzystwie.
            - My też - przytaknęła Gemma. - Wróciliśmy do stolika tuż przed wami - spojrzała na mnie.
            - Ja jej nigdzie nie widziałam - El pokręciła głową.
            - Mogłem nie puszczać jej tam samej - wymamrotał Harry pod nosem. - Miejmy nadzieję, że Louis zaraz ją tu przyprowadzi - przetarł twarz dłońmi. - Albo Ed…
            - Musimy jej poszukać - stwierdziła nagle Sue.
            - Poczekajmy chwilę - moja dziewczyna chwyciła ją za rękę. - Wszędzie jest pełno ludzi. Tu nic jej się nie stanie…


            Wbiegłem przez ogromne drzwi wprost do zatłoczonego holu. Miałem nadzieję, że właśnie o tym lotnisku mówił James. „Było najbliżej…” Nadal nie rozumiałem, czemu Kathy zgodziła się z nim pójść. „A może ten szatniarz coś pomylił…” Dużo bym dał za to, by nagle okazało się, że to jedynie nieporozumienie, a moja przyjaciółka szaleje właśnie na parkiecie. :Nie bądź śmieszny…” moje drugie ja wywróciło oczami. Dobrze wiedziałem, że gdyby tak było, Harry już dawno by zadzwonił. „A komórka wciąż milczała…” Rozglądałem się wokół jak nienormalny, mając nadzieję, że dostrzegę ją wśród mijających mnie osób. „Przecież nie każdy tutaj ma na sobie suknię wieczorową…” Nie wiedziałem nawet w którą stronę powinienem biec. „Myśl, Tomlinson, myśl…” odetchnąłem głęboko, przecierając twarz dłońmi. „Kasa!’ klasnąłem w dłonie i nie czekając nawet chwili, pobiegłem w tamtym kierunku. „Cholera…” stanąłem jak wryty, widząc cztery długie kolejki. „Szukaj długiej sukni…” Kręciłem się wokół własnej osi, starając się coś zauważyć. „Na litość boską, Kathy, gdzie jesteś?!”
            - Przepraszam - nagle stanęła przede mną niska brunetka - Chciałam tylko…
            - Nie teraz - warknąłem. - Przepraszam, spieszę się - dodałem od razu, widząc jej zdezorientowaną minę. Nie miałem pojęcia, czy to jedna z fanek, czy zwykły przechodzień, który dostrzegł moje dziwne zachowanie. Nie obchodziło mnie to. Liczyło się tylko znalezienie Kathy.- Odprawa… - szepnąłem sam do siebie, przepychając się pomiędzy ludźmi, którzy posyłali mi złowrogie spojrzenia. Kolejna długa kolejka, którą dostrzegłem na miejscu, wcale nie poprawiła mi humoru. „Niech to szlag!” przykucnąłem, przecierając twarz dłońmi, kiedy nagle poczułem wibrujący w mojej kieszeni telefon. - I co? - zapytałem od razu, przykładając komórkę do ucha. „Powiedz, że ją znalazłeś…” modliłem się w duchu.
            - O to samo chciałem zapytać - Harry głośno westchnął. „Czyli tam jej nie ma…” - Gdzie jesteś?
            - Na lotnisku... - wymamrotałem, nie przestając się rozglądać.
            - Gdzie?! Na jakim lotnisku?!
            - Zadzwonię potem- wydukałem, nie chcąc marnować czasu na zbędne rozmowy, po czym schowałem telefon do kieszeni. Nie minęła jednak nawet chwila, kiedy urządzenie znów zaczęło wibrować. - Kurwa… - wywróciłem oczami, ignorując nowe połączenie. „Gdzie jesteś, Kathy?!” westchnąłem, chowając twarz w dłoniach. - Boże, pomóż… - szepnąłem sam do siebie, unosząc wzrok i jak na zawołanie dostrzegłem w oddali drobną blondynkę kroczącą obok ubranego w garnitur mężczyzny. „To muszą być oni…” odetchnąłem z ulgą, momentalnie podnosząc się z miejsca - Kathy! - krzyknąłem, biegnąc w ich kierunku. Dziewczyna momentalnie odwróciła się w moją stronę i spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami.
            - Louis, co ty tu robisz? - odezwała się, kiedy ten palant chwycił jej dłoń. - Wracaj do domu…
            - Tylko, jeśli wrócisz ze mną - stanąłem przed nimi, uważnie skanując ją wzrokiem. Cieszyłem się, że w końcu ją znalazłem, ale nadal nie rozumiałem, czemu stała tu z Jamesem. „Nie mogła robić tego z własnej woli…”
            - Tomlinson, pogódź się wreszcie z porażką - Turner zaśmiał się nerwowo. - Ona leci ze mną.
            - Kathy…
            - Louis, podjęłam już decyzję - pokręciła głową. - Kocham Jamesa i postanowiłam dać mu jeszcze jedną szansę. Chcę z nim być - stwierdziła, ale łzy błyszczące w jej oczach, które za wszelką cenę starała się powstrzymać, mówiły coś zupełnie innego.
            - Bardzo miło z twojej strony, że postanowiłeś nas odprowadzić na lotnisko, ale teraz musimy już iść - prychnął James. - Pożegnaj od nas resztę.
            - Kathy, posłuchaj mnie - starałem się zachować spokój, co wcale nie było takie łatwe. Czułem wzbierającą we mnie panikę. „Ona nie może z nim odlecieć…” - Dobrze wiem, że nie mówisz prawdy - zacząłem. - Ty też to wiesz. Zastanawiam się tylko, czemu to robisz? Czemu udajesz, że wszystko jest w porządku? - wyciągnąłem do niej dłoń. - Proszę cię, wróć ze mną do domu - wbiłem wzrok w blondynkę, która cały czas zaciskała usta, starając się pohamować płacz.
            - Na nas już czas - stwierdziła nagle, przysuwając się jeszcze bliżej Jamesa. „To się chyba nie dzieje naprawdę…” - Żegnaj, Louis - dodała jeszcze, nawet na mnie nie patrząc i ruszyła przed siebie, uparcie trzymając dłoń tego skurwiela. Kiedy oboje zniknęli już prawie w otaczającym nas tłumie, odkręciła się jednak, zerkając na mnie przez ramię i właśnie to spojrzenie jej błękitnych, smutnych oczu uświadomiło mi, że nie mogę pozwolić jej odejść. „Nie mogę…”
            - Kathleen! - wrzasnąłem, ruszając za nimi. Dostrzegłem tylko, jak James sięga do wewnętrznej kieszeni swojej marynarki, a potem wszystko działo się już jak na zwolnionym filmie. Usłyszałem strzał i poczułem, jak silny ból rozrywa mi pierś. - Kathleen! - powtórzyłem, przykładając dłoń do swojej klatki. Spojrzałem na palce pokryte krwią i właśnie wtedy zacząłem tracić grunt pod nogami. Do moich uszu dobiegł jeszcze tylko przeraźliwy krzyk Kathy, który przebił się przez odgłosy poruszenia i paniki, wypełniające całe lotnisko. Upadłem na podłogę, czując, jak moje powieki stają się coraz cięższe. Powoli zaczynało mi brakować powietrza. Cały czas jednak walczyłem. Musiałem zobaczyć ją ten ostatni raz. Musiałem upewnić się, że nic jej nie jest. „Kathy…” I nagle jej zapłakana twarz zawisła tuż nad moją. Poczułem jej drobne dłonie na policzkach i już wiedziałem, że mogę odpuścić. „Była bezpieczna..." Uśmiechnąłem się do niej, wiedząc, że i tak nie dam rady nic powiedzieć. Nie słyszałem już nawet jej słów. Ostatkiem sił sięgnąłem do jej policzka i otarłem zapłakaną twarz, która z każdą chwilą stawała się coraz mniej wyraźna. „Proszę, nie płacz…” Utkwiłem jeszcze wzrok w jej lśniących oczach, które zawsze bez słów potrafiły odczytać wszystkie moje obawy, a które widziałem pewnie już ostatni raz w życiu i nagle zapadła ciemność. „Nigdy nie zapomnę twojego spojrzenia…”

♥♥♥



Hej kochani ;)

Tym razem zaczniemy dość nietypowo. Chciałybyśmy zadedykować ten rozdział naszej cudownej Toori, przez którą cały wczorajszy misternie wykonany makijaż spłynął z twarzy co niektórych w kilka sekund ;) Nigdy nie sądziłyśmy, że dzięki naszej pisaninie poznamy osoby takie jak TY!  To chyba (a nawet z pewnością) najlepsze, co dał nam ten blog. <3

A teraz przechodzimy już do konkretów… Pewnie zauważyliście, że nie zdążyłyśmy jeszcze odpisać na Wasze komentarze pod poprzednim postem. Nie oznacza to wcale, że ich nie przeczytałyśmy. Zrobiłyśmy to milion razy ;) Postanowiłyśmy jednak nie zwlekać z dodaniem nowego wpisu, bo i tak mamy już jednodniowy poślizg. Obiecujemy, że lada chwila odpiszemy na te wszystkie cudowne słowa, za które z całych naszych dwóch serduszek gorąco dziękujemy! <3 Mamy też nadzieję, że po przeczytaniu końcówki rozdziału nie macie ochoty nas zamordować. Wszystkim tym, którzy jednak ostrzą już na nas noże, przypominamy, że grozi wam za to dożywocie. Zastanówcie się, czy warto ;)

Pragniemy również zauważyć, że nie jesteśmy aż takimi wrednymi babsztylami, za jakie nas uważacie. Przecież rozdział zawierał też kilka całkiem przyjemnych momentów np. pierwszy taniec Zayna i Sue. Skoro mowa już o balu, to poniżej możecie zobaczyć kreacje naszych bohaterek. Co o nich myślicie?

Sue:  https://twitter.com/MADDIEandCAROL/status/561832912044457984/photo/1

Kathy: https://twitter.com/MADDIEandCAROL/status/561833343596363776/photo/1

Wszystkim tym, którzy ferie mają jeszcze przed sobą życzymy miłego wypoczynku. Nieszczęśnikom, którzy tak jak my muszą wrócić jutro do szkoły, pragniemy natomiast przekazać trzy krótkie słowa: BYLE DO PIĄTKU! ;)
                                             Trzymajcie się cieplutko Xx
                                                   MADDIE&CAROL

7 komentarzy:

  1. Jesteście okropne ;-; Cały bal był nieziemski. Co chcesz się uśmiechalam, jednak pod koniec to było takie "Co. Jak. CO TY ROBISZ JAMES?!" Ta końcówka... ugh ;; Dzieewczyny, teraz przez was będę cały czas myśleć co z Louisem. Jestem tak roztrzesiona, że nie wiem aż co pisać! Zarazem chce wam wygarnąc na pw i wyplakac się wam i pytać "Dlaczego?!" Znając was, jeszcze cos się ważnego wydarzy. Nie wiem co zrobię jak skończycie pisać to opowiadanie ;-; Mimo wszystko kocham was, Wasze rozdziały, wiec na pewno was nie zamorduje :'D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My? Okropne? No może troszeczkę ;) Cieszymy się, że mimo tego incydentu w ostatnim akapicie, wywołałyśmy uśmiech na Twojej twarzy. Chciałybyśmy obiecać, że w przyszłym rozdziale wyjaśni się, co z Louisem, ale niestety nie możemy tego zrobić. Musicie jeszcze troszkę poczekać...
      Bez obaw, tak szybko się nas nie pozbędziecie ;) Nie planujemy jeszcze kończyć z tym opowiadaniem. Mamy jeszcze caaaaałą masę pomysłów, które musimy Wam pokazać ;)
      Kochamy bardziej! ;*

      Usuń
  2. [spam]

    http://one-two-three-you-die.blogspot.com/

    Danielle, Harry, Josh, Taylor, Calum, Niall, Eleanor, Michael, Louis, Luke, Perrie, Liam, Ashton, Jade oraz Zayn chodzą do najbardziej znanej i polecanej szkoły w Londynie, inaczej mówiąc do London University on the Gold Street. Do tej samej placówki uczęszcza niejaka Ashley Benson, dziewczyna wyśmiewana, szykanowana i mieszana z błotem. Od zawsze była obiektem drwin i zaczepek. W 2012 roku w ostatni dzień wakacji Perrie oraz Zayn organizują imprezę na uczczenie minionych dwóch miesięcy. Za namową Jade oraz Taylor zjawia się tu również garstka innych osób a nawet..Ashley. Kilka minut przez zakończeniem 'dyskoteki' panna Benson zostaje publicznie upokorzona. Na jej głowie ląduje wielki tort, zostaje obrzucona pierzem oraz wepchnięta do basenu. Blondynka nie wytrzymuje i gdy tylko opuszcza wodę wykrzykuje każdemu to co o nim myśli. Mówi to co kumulowała w sobie od prawie trzech lat. Kilka minut później rzuca się biegiem i opuszcza posesje Malika. Staje na ulicy i na jej nieszczęście nie zauważa czarnego Land Rovera, którym przyjechał lekko spóźniony Harry oraz Niall. Dziewczyna po kilku sekundach leży przygnieciona kołami. Całe towarzystwo wpada w panikę, kilka osób już uciekło z miejsca wypadku. Louis oraz Zayn pod wpływem strachu pakują ciało blondynki do auta i z procentami we krwi jadą do lasu. Przy Tamizie cała piętnastka przyrzeka że zostanie to ich tajemnicą. Liam oraz Josh wrzucają poharatane zwłoki do lodowatej wody. Ostatni raz patrzą za siebie i wracają do swoich aut. Ashley Benson zostaje uznana za zaginioną.
    Rok później, pierwszego września odbywa się rozpoczęcie roku szkolnego. Od razu po zakończeniu dnia cała paczka przyjaciół umawia się na wypad za miasto na następny tydzień. Gdy wszystko jest ustalone Josh jako pierwszy opuszcza mur szkolny. Przechodzący przez ulice chłopak nie zauważa pędzącego ciemnego auta i zostaje potrącony. Sprawca wypadku ucieka, zostawiając bruneta samego sobie. Każdy wpada w szał. W tym samym czasie Louis, Ashton, Danielle, Taylor, Harry, Michael, Niall, Luke, Eleanor, Zayn, Calum, Jade, Liam oraz Perrie dostają anonimowego sms'a.
    "Jeśli nie chcecie by was spotkał taki los miejcie oczy i uszy szeroko otwarte. Każdy dzień może być waszym ostatnim. ~A.
    Ps. Wiem co stało się rok temu."
    Na początku każde z nich uznaje to za zwykły żart a śmierć swojego przyjaciela za zbieg okoliczności. Jednak niewyjaśnione wypadki i morderstwa przekonują nastolatków że to nie tylko zwykły zbieg wydarzeń. To walka o życie i odkrycie prawdy.

    Myślę że się spodoba, zapraszam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże ten rozdział był cudowny! Do pewnego momentu w którym pojawił sie James :< już myślałam,że ten rozdział będzie idealny i w ogóle a tu nagle takie coś! Potraficie zaskoczyć człowieka! Na końcówce tak mocno płakałam!!! Mam nadzieje,że Louis przeżyje bez żadnych obrażeń(ON MUSI PRZEŻYĆ) z niecierpiliwością czekam na kolejny rozdział :) jesteście cudowne ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chociaż pewnie nie była to miła niespodzianka, cieszymy się, że Cię czymś zaskoczyłyśmy, bo zaczynałyśmy się już obawiać, że zrobiłyśmy się strasznie przewidywalne ;) A Twoje łzy są dla nas największym komplementem. (Ale oczywiście masz już więcej nie płakać, słyszysz?;) Niestety, nie możemy na razie pisnąć nawet słówkiem na temat Louisa. Wszystko wyjaśni się w kolejnych rozdziałach.
      I to Ty jesteś cudowna! <3

      Usuń
  4. Cóż, zbierałam się cały tydzień, żeby wyklepać tutaj chociaż kilka zdań, ale wiem, że i tak poznałyście moje zdanie, bo nękałam Was potem przez kilka dni. Swoją drogą stwierdzam, że razem z Carol możemy założyć legalną firmę, która zaskakuje osoby mające urodziny, Maddie, co sądzisz? :* I oczywiście dziękuję serdecznie za dedykację :D
    Podziwiam dwie pierwsze autorki, które zdecydowały się to skomentować. Arcydzieło z traumą na końcu... Chyba każdego skłoniłyście do jakichś głębszych przemyśleń.
    Wdech, wydech, wdech... Dobra, chyba jestem już gotowa, żeby sie nie rozpłakać kolejny raz.
    Zacznę może od tego, że przez prawie cały rozdział się śmiałam. Cudownie przedstawiłyście wilki świat show-biznesu, przecież wielkie gwiazdy nie zawsze muszą być tak aroganckie za jakie je się uważa.
    Louis i Kathy świetnie wkopali Zayn'a. Śmiałam się na cały głos, Mati pytał się czy jestem normalna, a mama stwierdziła, że muszę skonczyć czytać te "głupie i nierozwijające" blogi xD Ale zastrzegam z całym szacunkiem, że wasz taki nie jest :*
    Ta scena z tańce była taka wyjątkowo lekka i przyjemna, nic mi się tutaj nie nudzi, naprawdę :D Chociaż może teraz cały blog przytłacza ciężar sprawy Kathy, to wierzę, że i u Zayn'a i Sue w końcu zacznie się coś dziać. W końcu to blog o obydwu siostrach, a nie o jednej :D
    Czytając tak tą sielankę na balu, taniec, przygotowywania itd., w pewnym moemncie bylam prawie pewna, że nic złego się już nie wydarzy, potem byłam pewna że Ed wyciągnie Kathy z tego zaułka, ze Harry pokapuje, że coś jest nie tak.
    Ale niestety tak się nie stało :x
    Miałam ochotę wydrapać wam oczy, pociąć i was i siebie. Dla twojej informacji Maddie teraz w modzie są piły mechaniczne, nie noże :D
    Ten ostatni akapit tak mnie przytłoczył, że chodzilam po domu i lamentowałam.
    Z pisarskiego punktu widzenia ten fragment, wprowadzenie do niego itd. są wgł mnie świetnie napisane, jednak z emocjonalnego to był dla mnie szok!
    Naszczęście już teraz jestem spokojna i wiem, że i tak nie zabijecie Lou. Wiem to i ja (moja wspaniała intuicja) i wy, bo bez niego historia by się skończyla, a ja bym sie na was fochnęła, więc nie będziecie ryzykować tak dużo :D
    Byłam ostatnio na nartach, było świetnie, pogoda mega <3 musicie też kiedyś spróbować hihi :D
    Cóż, do zobaczenia już dzisiaj, mam nadzieję, że nie będę musiała was szukać z piłą :P
    Wasza Toori :*

    PS Maddie, gadałysmy tylko raz, trzeba to zmienić wiesz? Bo Carol to ma mnie już chyba dość :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, naprawdę powinnyście zastanowić się nad założeniem takiej firmy. Gdybyście nagrały moją reakcję, miałybyście już nawet całkiem niezłą reklamę ;) Kurde, nawet jak teraz sobie to przypomnę, uśmiecham się jak nienormalna ;) Jeszcze raz dziękuję! <3

      Biorąc pod uwagę fakt, że śmiałaś się prawie przez cały rozdział, wcale nie jesteśmy aż takie wredne, jak myślałyśmy ;) Szkoda tylko, że całkiem niechcący trafiłyśmy na czarną listę Twojej mamy... Ups ;)

      Zayn i Sue z pewnością już niedługo będą mieli swoje 5 minut. Musimy tylko zakończyć sprawę Kathy, bo byłoby tego zdecydowanie za dużo :)

      W końcu nawet Ciebie czymś zaskoczyłyśmy. Yeeah! :)
      A skąd ta pewność, że go nie zabijemy? Historia mogłaby toczyć się przecież dalej. Jest jeszcze Sue i Zayn, Niall, Harry, Liam i Danielle... Chociaż z Twoim fochem to już cios poniżej pasa. Takie coś nazywa się szantażem, wiesz? ;)

      Z pewnością musimy kiedyś wybrać się na narty i wiemy już nawet, kto będzie nas uczył
      :) Piszesz się na to? Zanim odpowiesz, przemyśl to dwa razy ;) Nawet nie wiesz, jaki koszmar Ci się z nami szykuje ;)
      Kochamy Cię! <3

      PS: Zdecydowanie trzeba to zmienić! ;)
      PS2: Nigdy nie będziemy miały Cię dość ;*

      Usuń