środa, 16 kwietnia 2014

Rozdział 4.

         Poczułem na ramieniu dotyk czyjejś dłoni. Niepewnie otworzyłem oczy i spojrzałem na Liama, który siedział obok, pochylając się w moją stronę.
  - Co się… - wymamrotałem zachrypniętym głosem.
  - Zapnij pasy - przerwał mi. Nie do końca jeszcze świadomy tego, co robiłem, mechanicznym ruchem wykonałem jego polecenie. „Mój kark…” jęknąłem, rozmasowując obolałe miejsce. Przetarłem ręką oczy i rozejrzałem się po samolocie. Niall jak zwykle wpychał w siebie jedzenie, Harry grzebał w telefonie, a Zayn siedział wpatrzony w jeden punkt, z trudem utrzymując powieki w górze. „Wiem co czujesz…” westchnąłem głęboko. „I niech tylko ktoś mi powie, że siedzenie nie męczy…”
  - Długo spałem? - zwróciłem się do Liama.
  - Zasnąłeś, jak tylko wszedłeś do samolotu - przetarł ręką oczy. - Zaraz lądujemy.
  - Wreszcie - ziewnąłem. - Jak tylko wrócę do domu, to wezmę prysznic, a potem zaszyję się pod kołdrą i przysięgam, że nawet siłą nie wyciągniecie mnie z łóżka.
  - A założymy się? - prychnął Liam, unosząc brew. - Chyba zapomniałeś, że zapewniłeś nam dodatkową robotę w domu dziecka. 
  - Gdyby nie twoje dziwne pomysły, moglibyśmy sobie w końcu odpocząć przed kolejną częścią trasy - wymamrotał Zayn.
  - Nie mówcie, że nie chcecie pomóc - spojrzałem na chłopaków.
  - Przecież wiesz, że nie o to chodzi… - westchnął Malik.
  - W sumie i tak nudziłbym się przez najbliższe dni - Payne wzruszył ramionami po chwili milczenia. 
  - A Danielle? - po raz kolejny już ziewnąłem
  - Nie ma jej. Wraca dopiero za tydzień - krzywo się uśmiechnął. - El czeka na ciebie na lotnisku?
  - Nie… - „Eleanor…" Słysząc choćby zdrobnienie jej imienia, poczułem ogromną tęsknotę. Momentalnie zapragnąłem trzymać ją już w swoich ramionach. - Zobaczymy się później. Doszedłem do wniosku, że niepotrzebnie będzie przeciskać się z nami przez tłum, który już się tam zebrał - przeczesałem ręką włosy. - Poza tym, wpadłem na pewien pomysł… - dodałem po chwili, przerywając tym samym ciszę panującą w samolocie.
  - Jaki pomysł? - Liam nieznacznie zmarszczył czoło.
  - Moglibyśmy dziś zajrzeć do domu dziecka - powiedziałem trochę głośniej i od razu poczułem na sobie zdziwione spojrzenia pozostałej czwórki. 
  - Oszalałeś?! Padam na twarz - odezwał się Harry, a reszta jedynie pokiwała głowami na znak, że zgadza się ze Stylesem.
  - Jeśli nie pojedziemy dziś, będziemy musieli zrobić to jutro - wzruszyłem ramionami. - Gdybyśmy zajrzeli tam teraz, moglibyśmy cały jutrzejszy dzień wylegiwać się na kanapie - dodałem, licząc, że tym ich przekonam, ale nie zobaczyłem żadnej reakcji z ich strony. „Właściwie też nie protestują…” trafnie zauważyło moje drugie ja. - No więc ustalone, jedziemy - uśmiechnąłem się szeroko, zakładając ręce za głowę.


  Spojrzałem na chłopaków, którzy dosłownie zasypiali na siedząco. „Pobudka…” zaśmiałem się pod nosem, kiedy Harry, który przez cały czas opierał głowę o ramię Nialla, odskoczył od niego jak poparzony w momencie, kiedy samochód gwałtownie stanął w miejscu. Wyszliśmy na zewnątrz i od razu ruszyliśmy w stronę budynku, po drodze kiwając głowami do robotników, którzy wyciągali właśnie jakiś sprzęt z ciężarówki. Weszliśmy do środka i szybkim krokiem skierowaliśmy się do nowego skrzydła budynku, mijając pozasłaniane folią meble, porozstawiane drabiny i narzędzia leżące na podłodze. Gdy tylko dotarliśmy na miejsce, na naszych zmęczonych twarzach pojawiły się szerokie uśmiechy. „Mógłbym tu zamieszkać…” zaśmiałem się pod nosem, widząc ściany we wszystkich kolorach tęczy. „A jeszcze niedawno nie było tu zupełnie nic…” Szliśmy korytarzem, zaglądając przez otwarte drzwi do pokoi, w których robotnicy kończyli malowanie. Po minach chłopaków widać było, że podobnie jak ja, są bardzo zadowoleni z efektów ich pracy. Każdy z nas jednak najbardziej czekał na to, by zobaczyć, jakie zmiany zaszły w świetlicy. Leniwym krokiem ruszyliśmy w jej kierunku, ale kiedy otworzyliśmy drzwi, na naszych twarzach pojawiło się ogromne zdziwienie. „Co to ma być?” pomyślałem, widząc białe ściany w pokoju, który miał być przecież najweselszym miejscem w całym domu dziecka. „Nie tak to sobie wyobrażałem…” 
            - O proszę, proszę. Któż to nas odwiedził - usłyszałem tuż za sobą znajomy mi już głos. Odkręciłem się i zobaczyłem przed sobą szeroko uśmiechniętą Sue. Kątem oka spojrzałem na Zayna. Może mi się wydawało, ale zauważyłem, że gdy tylko ta blondynka pojawiała się w pobliżu, cała jego uwaga skupiała się wyłącznie na niej. „Czyżby coś się tu szykowało?” zaśmiałem się pod nosem.
  - Nam też miło cię widzieć - roześmiał się Niall i zamknął dziewczynę w silnym uścisku. 
  - Sądziłam, że po podróży będziecie chcieli odpocząć i dziś raczej was tu nie zobaczę - powiedziała, gdy uwolniła się już od Horana.
  - Tak naprawdę, to Louis zaciągnął nas tu siłą - Niall oparł się o jej ramię.
  - Co za… - „Kretyn…” dokończyłem w myślach za Harrego.
  - Ale opłacało się - roześmiał się Horan, chcąc chyba uratować swoje kiepskie położenie.
  - A może jednak na nich poczekamy? - nagle w drzwiach pojawiła się Kathy, ale chyba nie zauważyła naszej obecności, zajęta wycieraniem farby z policzka.
  - Myślę, że nie będziemy musiały - roześmiała się Sue.
  - Cześć - powiedziała cicho blondynka, gdy w końcu zwróciła na nas uwagę. - Co wy tu robicie? - jej szeroko otwarte oczy jedynie potwierdzały, że zaskoczyliśmy ją swoją wizytą.
  - Kolejna, która cieszy się, że przyjechaliśmy - zaśmiał się Harry.  
  - Po prostu myślałam, że będziecie zmęczeni po tym całym locie - uśmiechnęła się delikatnie. - No i jak wam się podoba? - uniosła jedną brew do góry, opierając ręce na biodrach. Muszę przyznać, że prezentowała się naprawdę dobrze w swoim „roboczym stroju”, z resztą podobnie jak jej siostra. Obie były tak przepełnione pozytywną energią, że nie sposób było nie uśmiechnąć się na ich widok. „Całe szczęście, że Danielle tego nie słyszy…”
  - Jest wspaniale - odezwał się Louis.
  - Tylko… - zacząłem, zastanawiając się, jak ująć to w słowa tak, by ich nie urazić. „Nie chcę was martwić, ale ta sala nadal wygląda okropnie…”
  - Coś się stało? - z twarzy Kathy nagle znikł uśmiech.
  - Czemu te ściany nie są pomalowane? - zapytałem najdelikatniej, jak tylko potrafiłem.
  - Powinieneś raczej zapytać, czemu są pomalowane na biało… - wymamrotał Harry, przyglądając się swojej dłoni, którą jeszcze chwilę temu dotykał jednej ze ścian. - Tak was to bawi? - uniósł brew, widząc nasze miny, ale po wyrazie jego twarzy widać było, że sam długo nie utrzyma powagi.
  - No więc, czemu te ściany są pomalowane na biało? - pomimo starań, patrząc na Stylesa, po prostu nie mogłem przestać się uśmiechać.
  - To tylko podkład - Sue machnęła ręką.
  - Postanowiliśmy poczekać do momentu, kiedy Zayn namaluje coś na jednej ze ścian, żeby wszystko do siebie pasowało - druga z blondynek szeroko się uśmiechnęła.
  - A on już w ogóle coś wymyślił? - Niall spojrzał na Malika, który od momentu, kiedy tu przyszedł, praktycznie się nie odzywał. 
  - Nie mam pojęcia - powiedziałem cicho.
  - Chciałbym przypomnieć, że ja tu nadal jestem - wymamrotał nagle Zayn.
  - To może w końcu się czegoś się dowiemy, co? - Louis spojrzał na niego, unosząc jedną brew.
- Wszystko w swoim czasie - Zayn uśmiechnął się łobuzersko.
  - Malik, nie denerwuj ludzi - Harry przewrócił oczami.
- Jak już wszystko dopracuję, to wam to pokażę - westchnął, wsuwając dłonie do kieszeni.
- Stary, po prostu przyznaj się, że jeszcze nic nie wymyśliłeś - Louis podszedł do niego i zarzucił rękę na jego ramię. „Czemu ja się od razu nie domyśliłem…” zaśmiałem się pod nosem, widząc, jak Malik wywraca oczami - Co masz na swoje usprawiedliwienie?
  - Nie miałem czasu - westchnął Zayn. - Kojarzycie takiego bruneta z mikrofonem, który kręci się obok was na scenie - spojrzał na nas, unosząc brew. - Tak, to właśnie ja. Jakbyście nie zauważyli, byłem razem z wami w trasie i tak samo jak wy każdego wieczora miałem koncert, a w ciągu dnia udzielałem wywiadów - prychnął. - Obiecuję, że dotrzymam słowa i przygotuję wszystko na czas - przeniósł wzrok na dziewczyny i pokiwał głową, jakby chciał potwierdzić swoje słowa.  
- Spokojnie - Sue uśmiechnęła się do niego szeroko. - Jest jeszcze masa rzeczy do zrobienia, dlatego nie ma pośpiechu. Na pewno się wyrobimy. 
- Taaa… Z Malikiem to ty się wyrobisz… - Harry westchnął teatralnie. 
- Styles, bo…
- Nie mamy jeszcze ustalonej konkretnej daty zakończenia prac, prawda? - Kathy przerwała Zaynowi, delikatnie się uśmiechając. „Czy one wszystkich muszą bronić? - A teraz proponuję panom dużą, mocną kawę. Co wy na to?
- Skoro już tu jesteście, to chcemy was wykorzystać i obgadać z wami jeszcze kilka spraw - dodała Sue.
- Kawa z całą pewnością się nam przyda - wymamrotałem, spoglądając na opadające powieki przyjaciół. - Prowadźcie zatem do kuchni…


  Przysiadłem na jednym ze stopni schodów i od razu zaciągnąłem się papierosem.  Czułam jak z każdą sekundą ogarnia mnie jeszcze większe zmęczenie. Poruszyłem głową, nasłuchując, jak zmęczone kości ocierają się jedna o drugą, wydając przy tym charakterystyczny dźwięk. Po raz kolejny nabrałem dymu w płuca, przecierając wolną dłonią oczy. „Najchętniej zaszyłbym się teraz w łóżku…” ziewnąłem niekontrolowanie. „A jeszcze tyle przed nami…” westchnąłem. „Jeszcze tyle przed tobą…” poprawiło mnie moje drugie ja, przypominając tym samym o pracy, jaka mnie czekała. Lada dzień powinienem brać się za malowanie tej ściany w świetlicy. „Chociaż jeśli natychmiast nie odeśpię tej podróży, to efekt może być marny…” Będąc w trasie, ciężko jest znaleźć nawet kila minut wolnego czasu. I chociaż jest to dla nas wspaniała przygoda i naprawdę dobrze się przy tym bawimy, to tempo, w jakim żyjemy i masa obowiązków wykończyłyby każdego. Nawet hektolitry kawy, którą wypiłem, nie pomagały. Ledwo trzymałem się na nogach i gdybym tylko mógł, to tak naprawdę zasnąłbym na tych schodach. Mimo zmęczenia, cieszyłem się jednak, że tu jestem. „A to wszystko dzięki Louisowi…” uśmiechnąłem się leniwie. Gdyby nie jego pomysł, pewnie obijałbym się w domu, bezmyślnie gapiąc w telewizor. „Na pewno o to ci chodzi?” moje drugie ja wyraźnie sobie ze mnie kpiło, ale dobrze wiedziałem, że sam nie mogę się dłużej oszukiwać. Przecież był jeszcze jeden powód, który przemawiał do mnie dużo bardziej, niż wszystkie inne. „Sue…” Ta dziewczyna działała na mnie jak magnes, chociaż sam nie wiedziałem dlaczego. Spotkałem ją zaledwie kilka razy, a nie potrafiłem przestać o niej myśleć. O jej błękitnych oczach, cudownym uśmiechu, czy tym uroczym dołku w policzku… Nawet teraz całym sobą pragnąłem choć na moment usłyszeć jej delikatny głos…
- Kawa panu wystygnie - „Mówisz i masz…” prychnęło moje drugie ja. - Nie powinieneś tyle palić - moje ciało zesztywniało, czując jej obecność, ale gdy odwróciłem głowę i zobaczyłem ten ciepły uśmiech, momentalnie poczułem się swobodniej. „Przynajmniej trochę…” 
- Staram się rzucić - westchnąłem. - Poważnie… - dodałem, widząc jak dziewczyna powątpiewająco unosi brew do góry. 
- Paląc? Świetna taktyka - prychnęła, siadając obok, po czym wyjęła z mojej dłoni papierosa i od razu go wyrzuciła. - Nawet dzieci wiedzą, że palenie jest szkodliwe. 
- Kawa też - wywróciłem oczami. - Wypłukuje magnez i te inne…
- Jasne... - roześmiała się. 
- Chciałbym rzucić, ale to nie takie łatwe - wymamrotałem.
- W tych czasach nic nie jest proste - blondynka momentalnie spoważniała. - Ale trzeba próbować…
- Mówisz, jak moja mama - prychnąłem, spoglądając na nią. 
- Widocznie twoja mama jest bardzo mądrą kobietą - roześmiała się, a ja przytaknąłem jedynie kiwnięciem głowy. - Podziwiam was - powiedziała nagle, przerywając tym samym ciszę, która na moment zapanowała między nami. 
- Dlaczego? - uniosłem brew, nie wiedząc, co tak na prawdę ma na myśli. 
- Ciężko pracujecie, żeby potem przeznaczyć pieniądze na to - wskazała na budynek za nami. 
- Na to? - zmarszczyłem lekko czoło. - Te dzieciaki potrzebują tego bardziej niż ktokolwiek inny… A już na pewno bardziej niż my… 
- Wiem, ale…
- Pomagamy wam, bo tego chcemy - przerwałem jej. - Nie wiem, co o nas myślicie, ale nie chcę, żebyście sądziły, że robimy to wszystko dla rozgłosu, bo…
- Przepraszam - tym razem to ona przerwała mi. - Nie o to mi chodziło. Nigdy bym nie pomyślała, że robicie to dla własnej korzyści - pokręciła głową. - Po prostu nie mogę uwierzyć w to, że poświęcacie nie tylko pieniądze, ale i swój czas, żeby nam pomóc… Przecież powinniście wylegiwać się teraz w łóżkach, a wy nadal tu jesteście…
- Po pierwsze, nie masz za co przepraszać - delikatnie się uśmiechnąłem. - A po drugie, gdybyśmy chcieli, to już dawno bylibyśmy w domu - „Czyżby?” zakpiło moje drugie ja, przypominając mi sytuację z samolotu. „Dawno i nieprawda…” - Spędzenie z wami czasu, jest dla nas przyjemnością - dodałem pewnie. - Tak naprawdę, to nie my, a wy jesteście godne podziwu. Spędzacie tu całe dnie, żeby wszystkiego dopilnować, a w międzyczasie biegacie jeszcze na swoje uczelnie. Nie sądzisz, że nasza pomoc się przyda?
- Każda pomoc się przyda - na jej twarzy zagościł pewniejszy uśmiech. 
- Swoją drogą, czemu tak wytrwale pomagacie swojemu wujkowi? - wsunąłem dłoń do kieszeni, chcąc wyciągnąć kolejnego papierosa, jednak szybko się wycofałem, kiedy blondynka po raz kolejny się uśmiechnęła. Oparłem głowę na dłoni uważnie, się jej przyglądając. Dziewczyna zgarnęła kosmyk włosów za ucho, po czym odetchnęła lekko. 
- Kiedy przyjechałyśmy do Londynu, wujek z ciocią byli jedynymi osobami, które znałyśmy - zaczęła. - Właściwie, gdyby nie wujaszek, to pewnie by nas tu nie było. To on zdołał przekonać tatę, że studia w tym mieście to najlepszy wybór - wzruszyła ramionami. - Zawsze po zajęciach albo zwiedzałyśmy miasto, albo siedziałyśmy właśnie tu - wskazała głową na budynek za nami. - Z czasem przyzwyczaiłyśmy się do tego miejsca. Jest jak nasz drugi dom - dodała.
- Pan Owen to świetny facet - stwierdziłem krótko.
- Faktycznie, jest genialny. Robi wszystko, żeby tym dzieciakom było lepiej - westchnęła. - Kiedy okazało się, że nie jest w stanie wykończyć tego nowego skrzydła, był na siebie strasznie zły, ale pojawiliście się wy i… Dziękuję…
        - Susanne… - chwyciłem delikatnie jej dłoń. - Mówiłem to już tysiąc razy, ale powtórzę jeszcze raz… Nie masz za co dziękować… - spojrzałem na nią. - Kto wie, może kiedyś, jak nie będziemy już sławni, przehulamy wszystkie pieniądze, zostaniemy bez dachu nad głową i będziemy zarabiać na graniu przy fontannach, to wy nam pomożecie i wrzucicie kilka funtów do naszej czapki - roześmiałem się.
- Jesteś pokręcony - dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. 
- A kogo my tu mamy? - usłyszałem radosny głos i momentalnie wypuściłem z uścisku dłoń dziewczyny, podnosząc się z miejsca. „Aż tak się boisz?”
- Panie Owen - przywitałem się formalnie, wyciągając rękę w jego kierunku. 
- Miło cię widzieć, Zayn - mężczyzna uścisnął moją dłoń. 
- I wzajemnie - uśmiechnąłem się, przełykając ślinę.
- Z tego co słyszałem, mieliście dopiero dziś wrócić - zmarszczył czoło, ukazując swoje zmarszczki. - Czy coś się stało?
- Skąd - zaprotestowałem szybko, kręcąc głową. - Przyjechaliśmy w odwiedziny…
- Bardzo miło z waszej strony - dyrektor odchrząknął niepewnie. - Mam nadzieję, że  jak na razie nie zawiedliśmy waszych oczekiwań.
- Czegoś takiego nawet się nie spodziewaliśmy. Prace idą na pełnych obrotach, a efekt jest fenomenalny. 
- W takim razie, kamień spadł mi z serca - mężczyzna odetchnął z ulgą. 
- Chodźmy do środa - wtrąciła się nagle Sue. - Kawa czeka...
- A dla mnie się coś znajdzie? - pan Owen uśmiechnął się do dziewczyny. - Marzę o dobrej kawie…
- Myślę, że wystarczy i dla ciebie, wujku…


- Niedługo trzeba wybrać się na jakieś zakupy - Louis sięgnął po jeden z kubków i wziął łyk gorącej kawy. - Najlepiej będzie, jeśli zabierzemy was do jakiegoś sklepu, a wy wybierzecie to, co może być potrzebne dzieciakom.
- Może jutro? Co ty na to? - Harry spojrzał na mnie, poprawiając się na krześle. 
- Najpierw się wyśpijcie, a potem o tym pogadamy - uśmiechnęłam się niepewnie, widząc ich na wpół otwarte oczy. - Przepraszam, ale to jedyne, co znalazłam w lodówce. Odkąd dzieci wyjechały na czas remontu do innego ośrodka, kuchnia przeżywa mały kryzys - roześmiałam się, stawiając przed nimi talerz kanapek. - Smacznego.
  - Rany! Nie pamiętam już, kiedy ostatnio jadłem masło czekoladowe - Niall momentalnie ożywił się na widok jedzenia.
  - Ale my wcale nie jesteśmy głodni, nie musiałaś…
  - Naprawdę? - przerwałam Liamowi, unosząc powątpiewająco brew i z rozbawieniem przyglądając się, jak Horan sięga już po kolejną kanapkę.
  - Mógłbyś przynajmniej zachowywać pozory normalności - wymamrotał Harry w kierunku blondyna.
  - Co znowu zrobiłem? - Niall spojrzał na chłopaków, marszcząc czoło. - Nie moja wina, że nie miałem nic w ustach od jakiejś godziny - dokończył z pełną buzią.
  - Właśnie, to nie jego wina - oparłam ręce na biodrach, stając w obronie Horana. - Poza tym wy też powinniście zjeść - uśmiechnęłam się do chłopaków.
  - Mi w zupełności wystarczy kawa - Louis pokręcił przecząco głową, upijając łyk z kubka.
  - Czy ktoś wspominał coś o kawie? - nagle usłyszałam głos wujka, który już po chwili wszedł do kuchni w towarzystwie Sue i Zayna. - Witam wszystkich - uśmiechnął się szeroko, wymieniając z chłopakami uściski dłoni. - Kathy, mogłabyś…
  - Jasne - przerwałam mu, sięgając do szafki i już po chwili wręczyłam mu kubek parującej kawy. „Chociaż nadal nie rozumiem, jak można pić to świństwo…”
  - Panowie, czy wy nie powinniście właśnie odpoczywać? - wujek dosiadł się do stołu i skierował swój wzrok na chłopaków.
- Ale my właśnie odpoczywamy - Louis uśmiechnął się szeroko. - Ciepła kawa, pyszne kanapki, miłe towarzystwo… Gdzie będzie nam lepiej?
  - A jak tam trasa? Wszytko odbyło się bez problemów? - wujek upił łyk gorącego napoju.
  - Właśnie, nie zdążyłyśmy was jeszcze o to zapytać. Opowiadajcie - wtrąciłam, opierając się o szafkę.
- Problemy były… - Louis zmarszczył czoło, jednak widząc nasze zmartwione miny, szybko zmienił wyraz twarzy, szeroko się uśmiechając. - Spokojnie… - dodał od razu. - Tylko Harry miał małe komplikacje…
- Z czym? - Sue uniosła lekko brwi.
- Ze swoją garderobą - prychnął Zayn, spoglądając na przyjaciela. - Śpiewał swoją solówkę i nagle jego koszula rozpięła się całkowicie sama, ukazując całemu światu jego owłosiony tors - roześmiał się głośno.
- Po pierwsze, jeśli już to umięśniony, a nie owłosiony - Harry wypiął dumnie pierś. - A po drugie, to jeszcze kiedyś się wam odwdzięczę… - udał obrażonego. 
  - Ciesz się, że nie zdjęliśmy ci spodni - odezwał się Niall.
  - Horan, całkiem niezły pomysł. Musimy o tym pamiętać - roześmiał się Louis, a cała reszta zgodnie pokiwała głowami. „No może oprócz Harrego…”
  - A to już koniec trasy? - zapytał wujek, chcąc chyba uratować Stylesa z tej sytuacji, ale nawet on nie mógł ukryć uśmiechu.
  - Nie, jeszcze trochę przed nami - Liam pokręcił głową. - Ale jesteśmy już bliżej niż dalej końca. Na szczęście mamy teraz kilka dni wolnego i możemy się tu na coś przydać.
  - Powinniście odpo… - zacięłam się nagle, słysząc dźwięk mojego telefonu. „Gdzie jesteś?” odczytałam wiadomość i od razu przeniosłam swój wzrok na zegarek. „Rany!” Przez całą tą pogawędkę, zupełnie zapomniałam o upływającym czasie. „Już jadę” wystukałam szybko na klawiaturze i wsunęłam telefon do kieszeni. - Na mnie już pora - westchnęłam głośno. - Poradzisz sobie tu beze mnie? - spojrzałam na Sue, która od razu pokiwała głową.
  - Nie zapomnij ucałować ode mnie Jamesa - uśmiechnęła się do mnie ciepło.
- My też będziemy się już zbierać - Liam podniósł się z miejsca, poklepując Nialla po ramieniu.
- Jeśli chcesz, to możemy cię podwieźć - zaproponował nagle Harry.
  - Nie, poradzę sobie - zaprzeczyłam szybko, energicznie kręcąc głową. „Jeszcze tego by brakowało…” 


  Spojrzałem przez okno samochodu. Widok mijanych budynków sprawił, że moje powieki zaczęły się niekontrolowanie zamykać. „Nie mogę teraz zasnąć…” Otworzyłem oczy i nabrałem powietrza w płuca. 
  - To co, gotowi na dni pełne zabawy? - zacząłem, aby tylko czymś się zająć.
  - Jeżeli w najbliższym czasie uda ci się wyciągnąć tę trójkę z łózka, to chyba wręczą ci jakąś nagrodę - Liam roześmiał się spoglądając na chłopaków. Niall leżał z głową na kolanach śpiącego Zayna i głośno chrapał, a Harry pomrukiwał coś przez sen, wtulony w oparcie fotela. 
  - To już raczej będzie twoje zadanie - roześmiałem się.
  - Masz zamiar iść w ich ślady? - Liam uniósł jedną brew do góry.
  - Nie tym razem - ziewnąłem niekontrolowanie. - Po prostu pomyślałem, że odwiedzę dziś El. Wysadzicie mnie pod jej mieszkaniem i pojedziecie dalej.
  - No tak… - uśmiechnął się. - Ty chociaż będziesz miał do kogo się przytulić.
  - Ty też - poruszyłem brwiami. - Przecież możesz przygarnąć sobie któregoś z nich na noc.
  - Może jednak poczekam na Danielle - Liam spojrzał na śpiących chłopaków.
  - Będzie ci zimno - zrobiłem smutną minę.
  - Uwierz mi, gdybym miał spać z którymś z nich, wolałbym już zamarznąć - roześmiał się w momencie, kiedy samochód zatrzymał się na parkingu przed jednym z budynków. - Nie zapomnij pozdrowić El.
  - Nie zapomnę - wyszczerzyłem zęby. - Do zobaczenia - machnąłem ręką, zamykając za sobą drzwi. 
  „Nie pogardziłbym tu windą…” westchnąłem, wchodząc po schodach na szóste piętro. Stanąłem przed ciemnymi drzwiami i zapukałem. Chwilę później ujrzałem w nich moją dziewczynę. Jak zwykle przywitała mnie przepięknym uśmiechem, za który byłbym gotów oddać cały świat. Spojrzałem na nią i jeszcze bardziej uświadomiłem sobie, jak bardzo tęskniłem za jej pięknymi oczami, za dotykiem delikatnych dłoni, za jej ustami. „Za całą nią…” 
  - Cześć księżniczko - wszedłem do środka, zatrzaskując za sobą drzwi i rzucając torbę na podłogę. Szybkim ruchem przyciągnąłem ją do siebie i nie czekając ani chwili, napadłem na jej usta. - Tęskniłem - wyszeptałem wprost w jej gorące wargi.
  - Ja też tęskniłam - usłyszałem jej ciepły głos. „Tak bardzo cię kocham…” Odgarnąłem kosmyk włosów spadający jej na twarz i spojrzałem w jej ciemne oczy. Byłem pewien, że to właśnie ona. Kobieta, która sprawiała, że chciałem żyć, która kochała mnie pomimo moich wad. Przy niej czułem się naprawdę ważny. „Potrzebny…” Miłość mojego życia. Moje przeznaczenie. „Eleanor…”

2 komentarze: