sobota, 17 stycznia 2015

Rozdział 27.

        - Idę! - westchnęłam, zbiegając po schodach. „Po co dzwonić tyle razy? Przecież słyszę…” wywróciłam oczami, potykając się o jedną z par butów, leżących na samym środku holu. „Zamorduję cię, Zayn!” Odrzuciłam własność mojego chłopaka na bok i sięgnęłam do klamki. „Znów? Nie wierzę…” - W czym mogę pomóc? - spojrzałam na mężczyznę stojącego w drzwiach z wielkim bukietem kwiatów. 
- Poszukuję Kathleen Barkley - zaczął, zerkając na jakąś kartkę, którą trzymał w wolnej dłoni. - Dobrze trafiłem?
- Tak, to ja - przytaknęłam, nie chcąc robić zamieszania i szukać mojej siostrzyczki po całym domu.
- Ten ktoś musi szaleć na pani punkcie - mężczyzna uśmiechnął się szeroko, ukazując tym samym aparat na zębach. - Bukiet róż takich rozmiarów to naprawdę niecodzienny widok - z uznaniem pokiwał głową, wręczając mi kwiaty.
- Niecodzienny widok to by pan miał, jakby wszedł do naszej kuchni - prychnęłam, na co posłał mi pytające spojrzenie. - To już piąty bukiet od rana - sprostowałam.
- W takim razie, to musi być miłość - roześmiał się. - Do widzenia - skinął lekko głową.
  - Do widzenia - uśmiechnęłam się do niego na pożegnanie, po czym odkręciłam się na pięcie, zatrzaskując nogą drzwi. „Szkoda tylko, że ten wielbiciel nie chce się ujawnić…” westchnęłam, kierując się do kuchni.
- Kolejne kwiaty? - Niall na moment przerwał jedzenia ciastek i spojrzał zaskoczony na bukiet, który trzymałam w ręku.
- Mam nadzieję, że ostatnie - roześmiałam się, ostrożnie kładąc róże na blacie.
- Czyżbyś była zazdrosna, że twoja siostra dostała tyle kwiatów od jakiegoś nieznajomego, a ty nie możesz liczyć nawet na jedną, małą różyczkę od swojego chłopaka? - prychnął.
- Chodziło mi raczej o to, że niedługo nie będzie ich w co wstawiać - uśmiechnęłam się, rozglądając po kuchni. - Nie widziałeś gdzieś czegoś, co mogło by się nadać?
  - Może to? - Horan sięgnął do górnej szafki i podał mi wysokie, szklane naczynie. - Wiesz, zawsze mogę zasugerować Zaynowi, żeby kupił ci kilka róż - roześmiał się, zajmując swoje wcześniejsze miejsce. - Ewentualnie całą kwiaciarnię - dodał.
- Jesteś nienormalny - rozbawiona wywróciłam oczami, po czym zabrałam się za nalewanie wody do wazonu. - Idę zanieść je Kathy - uśmiechnęłam się, wstawiając bukiet do naczynia. - Tu już nie ma miejsca - prychnęłam, rozglądając się po kuchni, która zamieniła się w nasz prywatny ogród.
- Idź, idź…  Ja sobie tu jeszcze zostanę i zjem kilka ciastek - „Albo wszystkie…” zaśmiałam się pod nosem, kiedy wpakował do ust kolejną porcję łakoci.
- Niall… - stanęłam w drzwiach, opierając się o framugę. - Jeśli już Zayn ma coś dla mnie wykupywać, to zdecydowanie wolę cukiernię… Albo nie! Powiedz mu, że wesołe miasteczko byłoby idealne - puściłam mu oczko, na co roześmiał się głośno, zasłaniając usta dłonią, żeby nic z nich nie uciekło, po czym kiwnął głową, unosząc kciuk do góry na znak, że da się to załatwić. - Smacznego - dodałam jeszcze i nie czekając na żadną odpowiedź skierowałam się prosto do pokoju mojej siostry. „Kto to może być?” Zerknęłam na kwiaty, zastanawiając się, czemu ta osoba nie zostawia w nich żadnych liścików. „Gdybym to ja zafundowała komuś taki prezent, chciałabym mieć pewność, że nie zostanę anonimowa…” - Kolejna dostawa - prychnęłam, wchodząc do sypialni mojej siostry, ale tej nie było w środku. Wzruszyłam tylko ramionami, po czym odstawiłam kwiaty na szafkę przy łóżku i nachyliłam się, żeby zaciągnąć się ich zapachem. „Chwila, chwila…” Zmarszczyłam brwi, dostrzegając małą kopertę starannie ukrytą pośród czerwonych róż. Od razu po nią sięgnęłam i wyciągnęłam ze środka żółtą karteczkę. „Cudzej korespondencji się nie czyta…” zawahałam się na chwilę, ale moja ciekawość wygrała. „Przecież Kathy się nie obrazi…” stwierdziłam i szybko przebiegłam wzrokiem po starannym piśmie. - Bez jaj… - odetchnęłam głęboko i opadłam na łóżku, starając się trochę uspokoić. Sama nie wierzyłam chyba w to, co przed chwilą przeczytałam. „A jeśli we wcześniejszych bukietach też były listy, tylko Kathy je ukrywała?” Westchnęłam, kiedy przypomniałam sobie jej minę, kiedy po raz pierwszy zapytałam, od kogo je dostała. „Nie, to niemożliwe…” Rozejrzałam się po pokoju i dostrzegłam jej sweter, wiszący na krześle. „Miała go na sobie dziś rano…” szepnęło moje drugie ja, na co momentalnie podniosłam się z materaca i sięgnęłam po część garderoby mojej siostry, zanurzając dłoń w jednej z kieszonek. „Tu nic nie ma…” westchnęłam, po czym zabrałam się za sprawdzanie drugiej kieszeni, z której wyciągnęłam kilka pomiętych liścików. - Ale dlaczego…
- Dlaczego co? - usłyszałam tuż za sobą głos Kathy. - Kolejne kwiaty? 
- Wiesz już od kogo są? - wypaliłam.
- Nie mam pojęcia - stwierdziła, a ja od razu odkręciłam się w jej stronę i wyciągnęłam do niej dłoń, w której trzymałam zgniecione kartki. - Grzebiesz w moich rzeczach? - zmrużyła oczy.
- To jest akurat najmniej ważne - pokręciłam głową. - Czemu nic mi nie powiedziałaś?
- Nie chciałam, żebyś się martwiła - westchnęła głośno, przejmując ode mnie liściki, które od razu wrzuciła do kosza na papier, stojącego w rogu pokoju. - Nie chciałam, żeby ktokolwiek znów zawracał sobie mną głowę. Kiedy rano siedzieliśmy w kuchni, pierwszy raz od dawna było tak… Tak normalnie. 
- Było tyle okazji, żebyś mi o tym powiedziała - nie dawałam za wygraną. - No chyba, że już sobie nic nie mówimy…
- Och, przestań! Dobrze wiesz, że tak nie jest. Po prostu uznałam, że to nic takiego…
- Ten palant nie daje ci spokoju, a ty uważasz, że to nic takiego? - wrzasnęłam, na co wywróciła oczami, zamykając drzwi, żeby nikt nas nie usłyszał.
- Nie krzycz - powiedziała ściszonym głosem. - Sue, to tylko kwiaty…
- Kwiaty od Jamesa… - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. - Kwiaty od tego cholernego Jamesa!
- Po pierwsze… - wypowiedź Kathy przerwało pukanie do drzwi, w których już chwilę później pojawił się Zayn.
- Samochód już jest, więc możemy jechać - uśmiechnął się. „No tak, dom dziecka…” 
- Ja jestem gotowa - spojrzałam na Kathy, która nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w bukiet przed sobą. 
- Nie pogniewacie się, jeśli zostanę w domu? - uśmiechnęła się do nas przepraszająco. - Nie czuję się najlepiej… Chyba złapałam jakieś zatrucie - dodała, łapiąc się za brzuch. „Zatrucie powiadasz?”
- Na pewno? - zmarszczyłam nieznacznie brwi, na co skinęła tylko głową. - Pogadamy później - posłałam jej znaczące spojrzenie, wychodząc z pokoju. - A temu palantowi, to najchętniej bym… - zawahałam się, przypominając sobie o obecności Zayna. - To na razie - machnęłam ręką, kiedy mój chłopak przepuścił mnie w drzwiach.
- To o co poszło? - spojrzał na mnie pytająco, kiedy schodziliśmy po schodach.
- Ale o co chodzi?  - uśmiechnęłam się, udając, że nie mam pojęcia, o czym mówi.
- Słyszałem krzyki…
- To nie były krzyki, tylko wymiana zdań - ciągnęłam, chcąc jakoś ominąć temat. „Poddaje się…” wywróciłam w duchu oczami, czując na sobie jego powątpiewające spojrzenie. - Opowiem ci w aucie…


  Przemierzałem kolejny sklep z nadzieją, że moja siostra w końcu się zmęczy. „Po co ja w ogóle proponowałem jej te zakupy?” wywróciłem oczami, kiedy z szerokim uśmiechem na twarzy pokazała mi kolejną sukienkę. Powoli zaczynałem żałować, że nie mogę cofnąć czasu do dzisiejszego poranka. „Albo do momentu, kiedy zaproponowałem jej, żeby przyjechała kilka dni przed balem…”
- No powiesz coś? - Gemma uniosła brew, skanując mnie wzrokiem.
- Może być… - wzruszyłem ramionami. 
- Może być? Tylko tyle? - westchnęła, kręcąc głową.
- Jesteś moją siostra. Wszystko mi jedno, w czym chodzisz - zacząłem. - No może z wyjątkiem tych ubrań, które zasłaniają zbyt mało ciała i przyciągają uwagę napalonych gości - prychnąłem. - Jaja bym im pourywał, gdyby nie przestali się gapić…
- Jesteś zdrowo walnięty - spojrzała na mnie jak na kretyna. 
- Nie, po prostu jestem twoim bratem - westchnąłem. „Co prawda młodszym, ale brat to brat…” - A temu gościowi, który tak ślinił się na twój widok, naprawdę powinienem uszkodzić pewną część ciała. Od razu miałby o czym myśleć… Ukręcona jajka to nie mały problem…
- Harry!
- Muszę porozmawiać z mamą dopóki nie jest na to za późno - wywróciłem oczami. - Tu, w Londynie, takich typów jest na pęczki. Każdy tylko czeka, żeby zaciągnąć jakąś bezbronną dziewczynę w ciemną uliczkę.
- Problem w tym, że ja nie bywam w ciemnych uliczkach - moja siostra starała się za wszelką cenę ukryć rozbawienie. - Co lepsza, zawsze jak tu przyjeżdżam, nawet w tych jasnych i oświetlonych towarzyszy mi wasza ochrona, która…
- I bardzo dobrze - przerwałem jej. - Chyba czas poszukać ci jakiejś spódnicy do ziemi i bluzki na długi rękaw - roześmiała się pod nosem, słysząc moje słowa. - Wiem! Kupimy ci golf…
- Golfy mamy po drugiej stronie sklepu - stanąłem jak wryty, słysząc głos ekspedientki tuż za moim plecami. „Tylko nie mówcie, że ona wszystko słyszała…” Spojrzałem znacząco na moją siostrę, która kiwnięciem głowy potwierdziła moje obawy. „No pięknie…” 
- Dziękujemy - ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do twarzy odkręciłem się w stronę kobiety. - Damy znać, jak się zdecydujemy - wydukałem, na co brunetka nieznacznie skinęła głową i oddaliła się w kierunku innych klientów. - Zołza - posłałem Gemmie mordercze spojrzenie.
- Niby czemu? - wywróciła oczami, odwieszając sukienkę na miejsce.
- Nie mogłaś mi powiedzieć?
- Chciałam, ale… - roześmiała się, na co od razu zgromiłem ją wzrokiem. - Nie dałeś mi dojść do słowa. To nie moja wina - wzruszyła ramionami. „Jasne…” - Idziemy? Tu nie ma nic ciekawego - wywróciłem oczami, mijając tą małą zdrajczynię, która już chwilę później dołączyła do mnie, chwytając mnie pod rękę. Mimo, że się do tego nie przyznawałem, bardzo za nią tęskniłem. Była nie tylko moją siostrą, ale też najlepszą przyjaciółką, chociaż nigdy otwarcie jej tego nie powiedziałem. „I nie powiem…” zaśmiałem się pod nosem. - Może coś zjemy? - kiedy wyszliśmy ze sklepu, Gemma wyszczerzyła swoje ząbki tak, jak tylko Stylesi potrafią, uświadamiając mi tym samym, jak bardzo jestem głodny. Mój pusty żołądek momentalnie przypomniał o swoim istnieniu.
- Na co masz ochotę? - uśmiechnąłem się, kierując swój wzrok w stronę baru z kebabami, znajdującego się w samym środku galerii.
- Jakbym miała jakiś wybór - przewróciła oczami. - Ślinka cieknie ci od samego patrzenia na szyld - prychnęła Gemma, ciągnąc mnie w kierunku lokalu. - Aż tu? - roześmiała się, kiedy postanowiłem zająć miejsce w najgłębszym zakątku pomieszczenia. Miałem co do tego dwa powody. Po pierwsze, chciałem spędzić trochę czasu z siostrą, a siedząc na widoku prędzej czy później ktoś podszedłby do naszego stolika. Po drugie, przez stanowczo zbyt krótki sen wyglądałem fatalnie. Moje włosy, które i tak zawsze żyły własnym życiem, dziś przechodziły same siebie, a wory pod oczami wcale nie dodawały mi uroku. „Że też dałem się namówić Horanowi na ten mecz…” westchnąłem pod nosem, przypominając sobie nasze wczorajsze rozgrywki na konsoli. - Idę zamówić nam te kebaby. To co zwykle, Harry?
- Tak - kiwnąłem głową, zapraszającym gestem machając w stronę Devona, który jedynie uniósł telefon, dając tym samym do zrozumienia, że musi zadzwonić. „Wezmę mu coś na wynos…” westchnąłem, po czym wyciągnąłem z kieszeni swoją komórkę. „Witaj świecie…” zaśmiałem się pod nosem, przeglądając wpisy ludzi, pełne naszych zdjęć, o których nie miałem nawet pojęcia. „To ja muszę jeść jakieś kebaby, a ci rozbijają się po takich lokalach…” prychnąłem, kiedy natknąłem się na fotkę Liama i Danielle, wchodzących do nowo otwartej restauracji. „Przynajmniej nie będę musiał go pytać, co dziś robił…”
- Nasze jedzonko już się robi - moja siostra wróciła do stolika, stawiając na blacie dwie butelki coli. - Co tam ciekawego wyczytałeś?
- Tylko tyle, że Danielle i Liam są właśnie w tej nowej restauracji, o której wszędzie głośno - roześmiałem się. 
- Swoją drogą, jak wasza nowa płyta? - zapytała, otwierając jeden z napojów. Odłożyłem telefon, sięgając po swoją butelkę. 
- Kilka dni temu wybraliśmy zdjęcie na okładkę - wzruszyłem ramionami. - No i powoli zaczynamy ustalać trasę koncertową na przyszły rok…
- Długa będzie? - nieznacznie zmarszczyła czoło.
- Nie wiem - uśmiechnąłem się do niej. - Jak będziesz grzeczna, to może cię gdzieś ze sobą zabiorę.
- Braciszku, ja zawsze jestem grzeczna - prychnęła pod nosem.
- Faktycznie - wydukałem sarkastycznie. - Naprawdę chcesz iść na ten bal? - postanowiłem zmienić temat. „Głupie pytanie…” skwitowało moje drugie ja, kiedy oczy Gemmy dosłownie zaświeciły się na samo wspomnienie o imprezie.
- Bardzo! - podskoczyła na krześle. - Już dawno się z wami nie bawiłam. No a Sue i Kathy… One są takie kochane. 
- Są, są - wziąłem łyk napoju. - Ale lepiej dla mnie, jeśli przy Zaynie nie będę wspominał o Sue, bo zrobił się taki zazdrosny, że głowa mała…Niedługo, nie będę jej mógł powiedzieć „cześć”, bo uzna, że ją podrywam - prychnąłem. 
- To jest miłość braciszku - Gemma poprawiła włosy, nie przestając się uśmiechać. - Harry…
- Tak? - spojrzałem na nią pytająco.
- Rozumiem, że Sue mieszka z wami, bo jest dziewczyną Zayna - zaczęła. - No wiesz, mogą spędzać ze sobą więcej czasu i w ogóle… - „Jakbyś musiała mi to tłumaczyć…” Oparłem głowę na dłoni, zastanawiając się, do czego zmierza. - No a Kathy? - spojrzała na mnie, marszcząc czoło. - Oczywiście mi to nie przeszkadza, bo bardzo ją polubiłam, ale… 
- Wiem, o co ci chodzi - przerwałem jej. - Jakiś czas temu dziewczynom spaliło się mieszkanie - westchnąłem. - Zayn od razu zarządził, że Sue zostanie u nas i w zasadzie nie mieliśmy już nic do powiedzenia, chociaż i tak wcale nam to nie przeszkadzało - roześmiałem się. - Kathy natomiast zamieszkała u Jamesa…
- Jamesa? - moja siostra wyglądała na prawdziwie zainteresowaną tą historią. - Kto to James? - zapytała w momencie, kiedy przyniesiono nasz posiłek. - Dziękuję - uśmiechnęła się do kelnera, po czym znów przeniosła swój wzrok na mnie. Przez dłuższą chwilę zastanawiałem się, czy powinienem jej o tym mówić. „Może Kathy by sobie tego nie życzyła…”
- James, to jej były chłopak - wymamrotałem, wiedząc, że moja siostrzyczka i tak ze mnie wszystko wyciągnie.
- To nadal nic mi nie wyjaśnia - wywróciła oczami. Postanowiłem nie owijać w bawełnę i opowiedziałem Gemmie całą historię. Z każdym słowem moja siostra przypatrywała mi się z coraz większym zdziwieniem na twarzy. 
- Było skopać mu…
- Chcieliśmy - przerwałem jej.
- To czemu tego nie zrobiliście? - zmarszczyła czoło, wyraźnie wkurzona.
- Kathy tego nie chciała - stwierdziłem. Do tej pory nie rozumiałem, dlaczego ta dziewczyna nie wniosła oskarżenia przeciw Turnerowi. „Miłość jest do bani…” - I nie wiem czemu - odetchnąłem, spoglądając na Gemmę -… ale coś mi mówi, że to jeszcze nie koniec - dokończyłem. „Mam nadzieję, że to przeczucie w końcu zniknie…” 


  Oparłam dłonie o barierkę, ciesząc się promieniami słońca, które dziś postanowiło zaszczycić nas swoją obecnością. „W Londynie jest go stanowczo zbyt mało…” westchnęłam. „Tak dawno tu nie byłam…” przeszło mi przez myśl, kiedy podążałam wzrokiem za taflą wody. „Bardzo dawno…” Zamknęłam oczy, oddychając głęboko. Ostatnimi czasy tyle się wydarzyło, że nie było sposobu, by znaleźć choć chwilę wytchnienia. Chyba jest coś w stwierdzeniu, że nieszczęścia chodzą parami. „W naszym przypadku chodziły całymi wycieczkami…” westchnęłam, przypominając sobie wizytę taty, która nadal nie dawała mi spać. Słowa Zayna, zapewniające, że nic się nie stało, wcale mnie nie uspokajały. Doskonale wiedziałam, że to co powiedział nasz ojciec zostawiło po sobie wyraźny ślad, a obojętność mojego chłopaka była tylko pozorna. Dodatkowo w duchu wciąż modliłam się, żeby James wreszcie odpuścił i zostawił Kathy w spokoju. Cały czas nie opuszczała mnie obawa, że moja siostra w końcu nie wytrzyma całej tej presji i ulegnie temu palantowi. „Czy nie możemy w końcu zacząć żyć normalnie?”
- O czym myślisz? - poczułam ciepły oddech na szyi i ramiona oplatające mnie w talii. - Pewnie o swoim wspaniałym i nieziemsko przystojnym chłopaku… - Zayn pocałował mnie w policzek.
- Jak ty mnie dobrze znasz - roześmiałam się, nadal nie otwierając oczu. „Nie ładnie tak kłamać…” moje drugie ja pogroziło mi palcem. Nie chciałam jednak zawracać Zaynowi głowy swoimi przemyśleniami. Miał  już wystarczająco dużo problemów. „I to głównie przeze mnie…” Nie żałowałam, że z nim jestem. Przeciwnie, kochałam go całym swoim sercem. Coraz częściej bałam się jednak, że to on zacznie w końcu żałować…
- Ten mostek to moje ulubione miejsce - jego ciepły oddech odbił się od mojej skóry, powodując, że miły dreszcz przebiegł przez mój kręgosłup. - Mam z nim same dobre wspomnienia…
- Czyżby? - uniosłam powieki, spoglądając przed siebie. 
- Popełniłem tylko jeden błąd… - wymamrotał. Momentalnie poczułam dziwny ucisk w żołądku. - Powinienem był zacząć cię szukać od razu - poczułam jego wargi na szyi, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech pełen ulgi. Odkręciłam się w jego stronę, opierając plecami o barierkę. Ciemne tęczówki mojego chłopaka wpatrywały się we mnie z… „Z miłością, idiotko…” podsunęło mi moje drugie ja. „Tak, ten cudowny facet mnie kocha…” poczułam ciepło rozlewające się po moim ciele. Opuszkami palców pogładziłam jego policzek, pokryty kilkudniowym zarostem, a on posłał mi ten swój nieśmiały, chłopięcy uśmiech, za którym tak szalałam. - O czym myślisz tym razem? - szepnął w momencie, kiedy kciukiem obrysowywałam jego dolną wargę. Nic nie odpowiedziałam, tylko gwałtownie wpiłam się w jego usta. Nie musiałam długo czekać, by zaczął oddawać mi ten pocałunek. Przyciągnął mnie do swojego ciała, a nasze języki w mgnieniu oka odnalazły wspólny rytm. Byliśmy tylko my dwoje i to szalejące w nas uczucie.
- Kocham cię, Zayn - powiedziałam cicho, kiedy oderwaliśmy się od siebie, gwałtownie łapiąc powietrze i z całej siły wtuliłam się w niego, zaciągając jego cudownym zapachem pomieszanym z papierosowym dymem.
- Sue… - niepewnie pogładził mnie dłonią po włosach. - Wszystko w porządku?
- Teraz już tak - słyszałam bicie jego serca i byłam przekonana, że bije właśnie dla mnie. Nie potrzebowałam żadnych dowodów. Wystarczały mi jego silne ramiona, w których zapominałam o wszystkich problemach. - Możemy wracać - odezwałam się po długiej chwili milczenia, przypominając sobie, że w samochodzie czeka na nas nowy ochroniarz. „Zastępca Marka na czas jego nieobecności…” poprawiłam się w myślach. - Tom pewnie już się niecierpliwi…
- Odprawiłem go do domu - spojrzałam na Zayna, który uśmiechnął się do mnie szeroko. 
- Czyli to nie po papierosy wracałeś do samochodu? - zmrużyłam lekko oczy.
- W domu dziecka wspominałaś coś o spacerze… - wzruszył niedbale ramionami, nie wypuszczając mnie z objęć. - Pomyślałem sobie, że stąd to tylko pół godziny drogi, więc…
- A to co? - uniosłam brew, kiedy odsunął się ode mnie i zaczął zakładać na siebie czarną bluzę, do tej pory jedynie przewiązaną wokół bioder. - Dziś jest ciepło. Ugotujesz się w tym - prychnęłam.
- Wiem - westchnął. - Ale chciałem, żeby to był nasz spacer. Tylko nasz - zaakcentował. - Może jak założę kaptur i ciemne okulary, to nikt mnie nie pozna - w jego oczach pojawił się ten łobuzerski błysk.
- Na pewno - pokręciłam głową, rozbawiona jego pomysłem. 
- Chodź… - uśmiechnął się, wyciągając do mnie dłoń, którą od razu chwyciłam. Powoli zmierzaliśmy w stronę naszego domu. „Naszego…” Od jakiegoś czasu stałam się prawdziwą fanką tego słowa. „Nasz pokój, nasze łóżko, nasze życie…” wymieniałam w myślach, ciesząc się jak nienormalna tym, że to właśnie jego spotkałam na swojej drodze. Zayn był moim oparciem, przyjacielem, miłością… „A co najważniejsze, był tylko mój…” uśmiechnęłam się pod nosem, zerkając na niego kątem oka. Uwielbiałam widzieć go takim beztroskim i pełnym życia, kiedy śmiał się dosłownie ze wszystkiego, opowiadał jakieś niestworzone historie i za wszelką cenę upierał się przy swoim. I mimo, że czasem kompletnie wyłączał się z naszych wspólnych rozmów, tylko udając, że mnie słucha, wiedziałam, że nie robi tego specjalnie. Po prostu taki już był. „Jedyny w swoim rodzaju…”
- Mówiłam, mówiłam, mówiłam… - roześmiałam się głośno, kiedy w połowie drogi zdjął z siebie bluzę, z wielkim bólem przyznając, że miałam rację. 
- Raz się pomyliłem, więc pozwolę ci się nacieszyć - przewrócił oczami, po czym objął mnie ramieniem, przyciągając do swojego boku. „Tak lepiej…” uśmiechnęłam się pod nosem. Zdecydowanie bardziej wolałam, kiedy trzymał mnie blisko swego ciała, niż kiedy kroczył obok, trzymając tylko moją dłoń. Mogłam wtedy bezkarnie zatracać się w jego zapachu. - Sue, miałem spytać już wcześniej, ale jakoś wyleciało mi z głowy… Ta mała dziewczynka…
-  Ashley? - uniosłam twarz, aby spojrzeć na Zayna, który pokiwał głową. - Urocza jest. I chyba cię polubiła...
- Chyba tak - roześmiał się. - Nie odchodziła ode mnie nawet na chwilę.
- Mam być zazdrosna? - prychnęłam.
- Sue, przecież wiesz, że tylko rozmawialiśmy - przygryzł wargę, za wszelką cenę próbując zachować powagę.
- Ashley sprawiała trochę inne wrażenie - starałam się, żeby mój głos zabrzmiał surowo, ale nie wytrzymałam i już po chwili oboje zanosiliśmy się głośnym śmiechem. 
- Jest taka maleńka… - szepnął, kiedy już się uspokoiliśmy, a po moim wnętrzu rozlało się przyjemne ciepło. Momentalnie przed oczami stanęła mi drobna brunetka o wielkich, ciemnych oczach.
- Ashley to świetna dziewczynka - uśmiechnęłam się delikatnie. - Ciocia Mary mówiła, że za dwa dni będzie już u swojej babci
- Sprawdzili ją? Małej będzie tam dobrze? - czekoladowe tęczówki Zayna spoczęły na mojej twarzy.
- Tak - pokiwałam głową. - Na pewno. Podobno Ashley bardzo ucieszyła się, że u niej zamieszka - dodałam. - I jesteśmy. Te pół godziny minęło zdecydowanie zbyt szybko - stwierdziłam, kiedy zbliżaliśmy się już do tak dobrze znanego nam ogrodzenia.
- Moglibyśmy ją czasem odwiedzić - nie byłam pewna, czy Zayn powiedział to do mnie, czy do samego siebie. Wiedziałam jednak, że nie słyszał moich ostatnich słów, zajęty rozmyślaniem o małej Ashley.
- Pewnie, że byśmy mogli - stanęłam przed nim, zarzucając mu dłonie na ramiona. - Jesteś najbardziej wrażliwym facetem, jakiego dane mi było spotkać - szepnęłam. - W dobrym znaczeniu tego słowa - dodałam, kiedy chciał już coś powiedzieć, po czym musnęłam jego usta. Na jego twarzy zamajaczył delikatny uśmiech. - Jestem prawdziwą szczęściarą - stwierdziłam pewnie i momentalnie znalazłam się w jego ramionach. Objęłam go z całej siły, kładąc brodę na jego ramieniu. „Mój kochany Zayn…” uśmiechnęłam się pod nosem, jednak po chwili wyraz mojej twarzy gwałtownie się zmienił. „Niemożliwe…” zamrugałam kilkukrotnie, mając nadzieję, że to, co wiedzę, to tylko zwykłe przewidzenie. „Co on, do cholery, tu robi?!” 


  - Powtórzę ci to po raz kolejny - westchnąłem, podążając za zdenerwowaną blondynką. - Nikogo tam nie było.
- A ja ci powtórzę - przerwała mi, odkręcając się w moją stronę tak niespodziewanie, że prawie się z nią zderzyłem -… że wiem, co widziałam. A raczej wiem, kogo widziałam…
- Sue, to, że wysłał jej dziś kwiaty…
- Raczej pięć ogromnych bukietów - przerwała mi po raz kolejny, uparcie broniąc swojej racji.
- Dobrze… - oparłem się o komodę, kiedy usiadła na kanapie i zaplotła ręce na piersi, zarzucając przy ty nogę na nogę. „Jak mała, obrażona dziewczynka…” - To, że James przysłał Kathy pięć ogromnych bukietów, nie oznacza wcale, że ślęczy przed naszym domem.
- Sugerujesz mi, że zwariowałam? - Sue zmarszczyła czoło, skanując moją sylwetkę wzrokiem. Dobrze znałem to spojrzenie. „Nie wygrasz, kolego…” moje drugie ja jak zwykle stało po mojej stronie, ale ja byłem pewien tego, co widziałem. „A raczej czego nie widziałem…”
- Nie! Rany, Susanne, musisz być taka uparta?! - wywróciłem oczami.
- Nie krzycz na mnie! - podniosła głos. „I kto tu na kogo krzyczy?”
- Proszę, proszę - nagle w salonie pojawił się Harry i z szerokim uśmiechem na ustach minął mnie, by zająć miejsce obok mojej dziewczyny. - Czyżby nasze gołąbki przechodziły pierwszy, poważny kryzys?
- Jaki kryzys? - wydukał Niall, który wszedł za Stylesem z opakowaniem ciastek w ręku.
- Nasze papużki nierozłączki się kłócą - Harry jak zwykle świetnie się bawił. - Biegnij po Kathy. Taką chwilę trzeba uwiecznić na zdjęciu - prychnął. - Kiedyś będziemy…
- Niall, oddawaj moje ciastka! - krzyk wkraczającej do salonu Gemmy przerwał wypowiedź jej brata.
- Odkupię ci - wymamrotał blondas, robiąc kocie oczy.
- Nie odkupisz, tylko oddasz - ruszyła w jego stronę, na co ten od razu schował paczkę za plecami, broniąc jej niczym lew. 
  - Przestań marudzić i siadaj. Nasze robaczki mają swoją pierwszą kłótnię - Horan za wszelką cenę starał się odciągnąć uwagę dziewczyny od ciastek, z których jedno zdążył już w międzyczasie wepchnąć sobie do buzi.
- Serio? - Gemma uśmiechnęła się przebiegle, momentalnie zajmując miejsce obok blondyna. „Już wiadomo, co łączy ją z Harrym…” 
- Pogadamy na górze? - spojrzałem na Sue. 
- Na żadnej górze - Styles objął moją dziewczynę, co w tamtym momencie wcale mi się nie spodobało. „Zazdrość, Malik…” moje drugie ja zaśmiało się pogardliwie. - O co wam poszło? Pan Harry-idealny-doradca-Styles zaraz rozwiąże wasz problem.
- Nie mamy żadnego problemu - wywróciłem oczami, zajmując jeden z foteli. 
- Właśnie widać - prychnął Niall. - Wyglądacie, jakbyście mieli się zaraz pozabijać… 
- Nic przesadzaj - warknąłem. - Sue twierdzi po prostu, że widziała…
- On na prawdę tam był - moja dziewczyna nadal upierała się przy swoim.
- To jak wytłumaczysz fakt, że ja go nie widziałem? - uniosłem brew, wpatrując się w jej błękitne oczy.
- Może powinieneś kupić sobie okulary - wymamrotała.
- Chwila, chwila - Harry zmarszczył czoło. - O kim wy w ogóle mówicie?
- O Jamesie - Sue westchnęła zrezygnowana. 
- O kim? - Niall zakrztusił się pochłanianym jedzeniem.
- Sue uważa, że James stał dziś pod naszym domem - dodałem. - Przez tą sprawę z kwiatami…
- A co do tego mają jakieś kwiaty? - Styles za wszelką cenę starał się zrozumieć coś z naszych słów. „I nie tylko on…” spojrzałem na Gemme i Nialla, którzy przypatrywali mi się z takim samym wyrazem twarzy, co Harry.
- Te bukiety, które Kathy dostawała dziś od samego rana, były od Jamesa - Sue podniosła się z miejsca i podeszła do drzwi prowadzących na taras. - Wiem, bo do każdego z nich dołączony był liścik - westchnęła, spoglądając przez szybę. - Widziałam go. To na pewno był on - odkręciła się w nasza stronę. Poczułem nieprzyjemny ucisk w żołądku, kiedy zauważyłem, że jej oczy szklą się od łez. „Ona naprawdę wierzyła, że to był James…” - Nie był ubrany tak jak zawsze… Nie miał garnituru, tylko zwykłą bluzę i spodnie, ale to… 
- Wysoki brunet w ciemnych jeansach i czarnej bluzie? - Gemma przerwała Sue, marszcząc lekko czoło.
- Tak - moja dziewczyna kiwnęła głową. - Chwila… Skąd wiedziałaś?
- Jak wróciliśmy z zakupów i wysiadaliśmy z samochodu, widziałam go przy bramie. Chciałam powiedzieć Harremu, ale kiedy znów się odkręciłam, jego już tam nie było - siostra Stylesa wzruszyła ramionami.
- Trzeba zadzwonić na policję - Harry od razu wyciągnął z kieszeni swoją komórkę.
- A co oni mogą mu zrobić? - wywróciłem oczami, podnosząc się z miejsca. - Przecież nie zabronią mu stania na chodniku…
- W takim razie zostaniemy dziś w domu - stwierdził pewnie Niall. - Dla świętego spokoju.
- Nie - Sue pokręciła głowa. - Lepiej, żeby Kathy o niczym nie wiedziała…
- I Louis też - dodałem szybko, przypominając sobie, jak nastawiony do Jamesa jest mój przyjaciel. - Ale w domu możemy zostać - podszedłem do Sue, obejmując ją w talii.
- To będzie zbyt podejrzane - Gemma uśmiechnęła się nieśmiało. - Nie martwcie się o nas. Przecież jest ten nowy ochroniarz… No i będziemy siedziały w domu. 
- Poza tym, co James mógłby nam zrobić? - Sue westchnęła cicho. - Wie ktoś może, gdzie jest Kathy? 
- Chyba u siebie w pokoju - odezwał się Niall.
- Dobra, to ja idę wziąć prysznic - Harry odetchnął głośno. - Po tych zakupach śmierdzę jak…
- Zawsze tak pachniesz, braciszku - prychnęła Gemma. 
- Ty mała…
- Przepraszam - szepnąłem do ucha mojej dziewczyny, nie zwracając już uwagi na trójkę przyjaciół, gnieżdżących się na kanapie. - Przepraszam, że ci nie uwierzyłem…


  - Jeszcze nie wyszliśmy, a wy już balujecie? - roześmiał się Niall, zajmując miejsce obok Gemmy. - Winko, słodycze… Macie nawet to przepyszne ciasto czekoladowe… Kathy, jak mogłaś mi to zrobić i upiec je właśnie dziś? - spojrzał na moją siostrę, robiąc przy tym minę biednego pieska. 
- Jeśli chcesz, to ukroję ci kawałek na drogę - Kathy podniosła się z miejsca i nie czekając na odpowiedź przyjaciela, ruszyła w stronę kuchni. Chwilę później wróciła z plastikowym, zamykanym pudełkiem w ręku.
- Po co mu to pakowałaś? - roześmiał się Louis. - Przecież pochłonie to, zanim wyjdzie za drzwi - dodał, przysiadając na brzegu fotela. - Urządzacie sobie babski wieczór?
- No wiesz, wasza nieobecność to doskonała okazja do świętowania - prychnęłam, upijając łyk wina. - Szkoda tylko, że Danielle i Eleanor nie mogły do nas dołączyć…
- Sue! Twój chłopak blokuje łazienkę - Harry wskoczył do salonu na jednej nodze, wciągając na drugą swój but.
  - Przecież już brałeś prysznic - Gemma spojrzała na niego, marszcząc czoło.
  - Siostrzyczko, wiem, że twoja higiena ogranicza się tylko do szybkiego prysznica, ale cywilizowani ludzie robię też kilka innych rzeczy. Na przykład układają włosy - prychnął.
  - Mówisz o tych czesanych wiatrem kudłach, które masz na głowie - Gemma nie pozostała dłużna swojemu bratu.
  - Dobra, idę go stamtąd wyciągnąć - roześmiałam się, przerywając ich sprzeczkę i ruszyłam w stronę schodów. Sprawa Jamesa nadal nie dawała mi spokoju, ale wiedziałam, że nie mogę tego okazywać. Kathy od razu zorientowałaby się, że coś jest nie tak. - Zayn, skarbie, wszyscy czekają już tylko na ciebie - westchnęłam, stając przed drzwiami łazienki
- Ch…la… - wymamrotał coś nieskładnie, ale już po chwili usłyszałam przekręcanie zamka i drzwi się uchyliły. „No jasne…” uśmiechnęłam się, widząc mojego chłopaka, zawzięcie szorującego zęby. 
- Kolejny nałóg? - prychnęłam. - Robisz to chyba ze sto razy dziennie.
- Ni…wda… - wybełkotał, na co roześmiałam się głośno, przysiadając na brzegu wielkiej wanny. 
- Prawda, prawda - rozbawiona pokiwałam głową.
- No i już - uśmiechnął się szeroko, stając naprzeciwko mnie. - I jak wyglądam?
- Jak zawsze czarująco - puściłam mu oczko, na co roześmiał się, ponownie spoglądając w lustro, aby poprawić włosy. Pokręciłam z niedowierzaniem głową, podnosząc się z miejsca. Chwyciłam go za rękę, starając się wyciągnąć go z tego pomieszczenia. Niestety byłam zbyt słaba i już chwilę później wylądowałam w jego ramionach. Miętowy zapach momentalnie obezwładnił moje nozdrza. 
- Wolałbym zostać tu… - szepnął, muskając moje usta. - Z tobą…
- Josh czeka - uśmiechnęłam się, kiedy jego dłoń zaczęła zjeżdżać po moim kręgosłupie. „To normalne, że jego dotyk pali moją skórę nawet przez materiał koszulki?” - Zayn - za wszelką cenę starałam się nie ulec jego delikatnym pocałunkom, które zostawiał na mojej szyi. - Proszę...
- To ja proszę - szepnął, przygryzając płatek mojego ucha, a ja mimowolnie westchnęłam.
- Miałaś go wyciągnąć z łazienki, a nie w niej zatrzymywać - usłyszałam głośny śmiech Harrego, stojącego w drzwiach i od razu poczułam, jak moje policzki zaczynają płonąć. „No świetnie…” 
- Właśnie wychodzimy - roześmiał się Zayn, po którym nie było widać żadnego zażenowania i pociągnął mnie za rękę na korytarz.
- Pięć minut i będę gotowy - prychnął Harry, zatrzaskując nam drzwi przed nosem.
- Słyszałaś? - Zayn uśmiechnął się łobuzersko. - Mamy aż pięć minut, a znając Harrego, to nawet trochę więcej.
- Słyszę to! - krzyk zza drzwi sprawił, że razem z Zaynem wybuchliśmy głośnym śmiechem.
- Chodźmy na dół - stwierdziłam, ale nim zdążyłam zrobić nawet jeden krok, Zayn przyciągnął mnie do siebie i zaplótł ręce za moimi plecami.
- Podaj chociaż jedne powód…
- Chociaż raz nie spóźnicie się z twojego powodu - przerwałam mu, na co roześmiał się, całując mój policzek.
- Powiedzmy, że mnie przekonałaś - westchnął. Zeszliśmy do salonu, gdzie byli już wszyscy prócz Harrego. Louis zawzięcie dyskutował o czymś z Niallem i Gemmą, Kathy pogrążyła się w rozmowie z Liamem, a ja przysłuchiwałam się biciu serca mojego chłopaka, który trzymał mnie na swoich kolanach. - Możemy jeszcze zostać… - wyszeptał, na co mimowolnie się uśmiechnęłam. Uwielbiałam, kiedy był taki troskliwy. „Chociaż tym razem naprawdę nie miał do tego powodu…” 
- Macie tam iść i świetnie się bawić - ucałowałam jego policzek.
- Gotowi na imprezkę? - Harry stanął na środku salonu, szczerząc się przy tym jak wariat.
- Idę o pięć funtów, że rano połowy z tej imprezki nie będzie pamiętał - roześmiał się Louis.
- Wchodzę w to - Niall pokiwał głową, wciskając do ust garść chipsów.
- Daje dziesięć, że do północy będzie spał jak dziecko - przyłączył się Zayn.
- Stoi - Lou przybił piątkę z moim chłopakiem.
- Czasem zastanawiam się, dlaczego jeszcze się z wami przyjaźnię - oburzył się Styles. 
- Dobra, zbierajmy się, jeśli chcemy być u Josha przed tą waszą północą - Liam podniósł się z miejsca, poklepując Harrego po ramieniu. - A wam, drogie panie, życzę miłego wieczoru - uśmiechnął się.
  - Zamknę za wami - zaproponowałam i już chwilę później machałam na pożegnanie chłopakom, którzy zmierzali do samochodu. „No może nie wszyscy…” zaśmiałam się pod nosem, kiedy Zayn chyba po raz dziesiąty złożył „pożegnalnego” całusa na moich ustach. 
- Malik, idziesz, czy mamy jechać bez ciebie?! - krzyknął Louis, na co mój chłopak wzruszył tylko niedbale ramionami. 
- Jakby coś się działo, to dzwoń - po raz kolejny cmoknął mnie w usta.
- Zayn! - tym razem to Harry postanowił go ponaglić.
- Pamiętaj… - kolejny całus.
- Idź już - roześmiałam się, wypychając bruneta za drzwi.
- Buziak? Ostatni? - prychnęłam rozbawiona, muskając jego usta. - Kocham cię! - dodał jeszcze, przekraczając próg. 
- Kocham cię bardziej - uśmiechnęłam się do niego, po czym zamknęłam drzwi, opierając się o nie plecami. - Dziewczyny! - krzyknęłam. - Chata wolna! Dawać mi to wino…


  - Ja na razie pasuję - westchnąłem, przekręcając kieliszek do góry dnem. - Muszę coś zjeść…
- Zjadłeś dziś już więcej, niż wypiłeś - prychnął rozbawiony Jon.
- Wypiłem tyle co wy - broniłem się. - Po prostu mam mocny łeb. A czemu mocny?
- Bo…
- Bo irlandzki! - krzyknąłem, przerywając Stylesowi, na co reszta wybuchła głośnym śmiechem. „Tego właśnie było mi trzeba…” zarzuciłem nogi na stół, uświadamiając sobie, jak dużo czasu minęło od naszego ostatniego męskiego spotkania. Wszystko to, co wydarzyło się w przeciągu ostatnich tygodni sprawiło, że nikt nawet nie myślał o rozrywce. „Na szczęście mamy to już za sobą…” zaśmiałem się pod nosem, obserwując kumpli. Sandy i Liam w towarzystwie głośnego dopingu Dana i Louisa próbowali przejść kolejną misję w jakiejś nowej grze. „Chyba za bardzo wczułeś się w to kibicowanie…” prychnąłem, wpychając do ust garść żelek, kiedy Dan prawie wylał swoje piwo, podskakując w tym samym momencie, co postać na ekranie. „A temu co?” rozbawiony zerknąłem na Josha, który wydawał właśnie okrzyk tryumfu po tym, jak pokonał Harrego na rękę. Zayn i Jon postanowili natomiast dotlenić swoje płuca i wyszli na balkon, nie przerywając swojej zaciętej rozmowy na temat jednego z filmów. „Mógłbyś wziąć z nich przykład…” wtrąciło moje drugie ja. „Nawet gdyby się paliło, nie odejdę od stołu…” prychnąłem, sięgając po kolejną porcję żelek.
  - Dobra, panowie, to jeszcze po jednym - odezwał się nagle Josh, sięgając po butelkę.
- Ja już nie piję - Zayn uniósł ręce w obronnym geście, kiedy Jon prawie na siłę wciągnął go do środka, zatrzaskując drzwi balkonowe. 
  - Nie gadaj głupot - Josh wywrócił oczami, napełniając jego kieliszek.
  - Liam w ogóle nie pił, Niall spasował, więc czemu ja nie mogę? - jęknął Malik, rozsiadając się w fotelu. - Naprawdę…
  - Jesteś pantofel i tyle - przerwał mu Harry.
  - O nie! Cofnij to - oburzył się Zayn, mrużąc lekko oczy.
- Pan-to-fel. P-a-n-t-o-f-e-l… - Styles zabawiał się słowotwórczo. Kiedy wypije, potrafił być chyba jeszcze bardziej irytujący niż zazwyczaj.
- Coś mi mówi, że będzie się działo - w mgnieniu oka dołączył do nas Louis. - Mogę sędziować w tym pojedynku - prychnął. 
- Macie popcorn? - roześmiał się Sandy, przysiadając na brzegu kanapy. - Niall, podziel się tymi żelkami…
- Weź sobie chipsy - wywróciłem oczami, odsuwając od niego miskę.
- Nie jestem pantoflem - bronił się Zayn. - Po prostu…
- Po prostu Sue czeka na mnie w domu i nie powinienem zbyt dużo pić… - Harry zaczął przedrzeźniać Malika, na co wszyscy po raz kolejny wybuchliśmy głośnym śmiechem.
- Naprawdę brzmiałeś jak Zayn - Josh poklepał Stylesa po ramieniu.
- Zayn, nie daj mu się! - Louis postanowił podkręcić atmosferę. „I znów skończy się urwaniem filmu…” Rozbawiony obserwowałem zaciętą walkę na spojrzenia pomiędzy Zaynem i Harrym. „I znów wygrałeś, Styles…” prychnąłem, kiedy Malik postanowił udowodnić, że nie jest pantoflarzem i szybkim ruchem wlał sobie do gardła zawartość kieliszka. „I to nie jednego…” Z każdą minutą butelkom było bliżej dna, a Harry i Zayn wyglądali, jakby dopiero się rozkręcali. „Ciekawe, jak oni wrócą do domu?” 
  - Widzisz, nie jestem pantoflarzem! - wybełkotał Zayn, poklepując Harrego po ramieniu.
  - Pantoflarzem może i nie, ale za to jesteś kompletnie pijany - prychnął Liam.
  - Pijany? Ja? - Malik nie bez trudu podniósł się na nogi i chwiejnym krokiem podszedł do Jona. - Daj mi pasek. Udowodnię wam, że jestem trzeźwy! - machnął ręką i odebrał część garderoby od przyjaciela. „A więc bawimy się w chodzenie po prostej linii…” - Wszystkim wam udowodnię - wymamrotał pod nosem i przykucnął, ale nie zdążył nawet położyć paska na podłodze, kiedy sam runął na nią z wielkim hukiem. - Tylko się potknąłem - oburzył się, kiedy wszyscy wybuchliśmy głośnym śmiechem.
  - W takim razie wypij od razu na dwie nóżki, żebyś więcej już się nie potykał - wybełkotał Harry i usiadł obok niego na podłodze, trzymając w ręku kolejną butelkę.
  - I to jest prawdziwy przyjaciel, a nie jakieś zdradzieckie małpy, które cieszą się z cudzego nieszczęścia - Zayn przejął alkohol od Stylesa i od razu pociągnął  spory łyk. - Za moje nogi!


  - Słyszycie to - Kathy spojrzała na nas, leniwie się uśmiechając. 
  - Niby co? - zmarszczyłam czoło, nadstawiając uszu.
  - No właśnie nic - spojrzała na mnie, wzruszając ramionami. - Kompletna cisza… Jestem w niebie - roześmiała się, 
- Nie tylko ty, uwierz mi - Gemma poprawiła się na kanapie, kładąc nogi na oparciu - Myślę, że gdyby częściej nie było ich w domu, mogłabym tu nawet zamieszkać - prychnęła.
- To może wypijmy za to, żeby zbyt wcześnie nie wrócili - roześmiałam się, wyciągając kieliszek w kierunku dziewczyn.
- Uważasz, że wygram z moim lenistwem i wyciągnę dłoń tak daleko? - Gemma uniosła powątpiewająco brew, po czym wzięła łyk wina. Postanowiłam nie być gorsza i bez wahania skosztowałam czerwonego napoju. Chciałam jak najszybciej w pełni się rozluźnić i zapomnieć o dzisiejszym incydencie z Jamesem. Nadal zastanawiałam się jednak, czego ten palant mógł jeszcze chcieć od mojej siostry. Nie uspokajała mnie nawet jedna z moich ulubionych piosenek, dochodząca z głośników odtwarzacza. „Czemu Kathy od razu nie powiedziała mi o tych kwiatach?” westchnęłam, zamykając oczy. Miałam ochotę wszystko z niej wyciągnąć, ale wiedziałam, że wtedy musiałabym też powiedzieć jej, kogo widziałam pod naszą bramą. Gdybym to zrobiła, moja siostra zapewne od razu chciałaby to wszystko wyjaśnić, a ja nie mogłam pozwolić na to, żeby miała jakikolwiek kontakt z Turnerem. „Zbyt dobrze znałam jej miękkie serce…” wzdrygnęłam się na samą myśl o jej powrocie do tego bydlaka. „Najchętniej pojechałabym do niego i nakopała mu do…” W głowie układałam już przebieg tego spotkania. Wiedziałam jednak, że nie mogę sobie na to pozwolić, bo sprowadziłoby to kolejne problemy i to nie tylko na mnie i moją siostrę, ale też na Zayna i resztę chłopaków. - Słuchasz nas, czy już śpisz? - z moich rozmyślań wyrwał mnie głos Gemmy
- Nie śpię - otworzyłam oczy. - Odprężam się.
- Odprężasz się? A może planujesz swoją kolejną upojną noc z Zaynem? - prychnęła, trącając mnie stopą. - Och, Zayn! Tak, Zayn!
- Zayn, jesteś taki gorący! - dołączyła do niej Kathy.
- Przestaniecie? - roześmiałam się, obserwując, jak wiercą się na swoich miejscach, rzekomo mnie naśladując. - Prawda jest taka, że po prostu mi zazdrościcie - wypięłam dumnie pierś.
  - Kochana - Gemma wywróciła oczami. - Mamy do dyspozycji całą resztę - uśmiechnęła się szeroko. - No dobra, Liam i Louis też są zajęci - westchnęła. - Ale, ale… - uniosła palec, jakby wpadła właśnie na jakiś genialny pomysł. - Ja wezmę sobie Nialla, a Kathy Harrego - roześmiała się. - Może zostaniemy rodziną - zachichotała, stukając o kieliszek mojej siostry swoim, po czym upiła łyk wina.
  - O nie - Kathy rozbawiona pokręciła głową. - Wystarczy, że mama Zayna… - wypowiedź mojej siostry przerwał dzwonek do drzwi. - Spodziewamy się jeszcze kogoś? - spojrzała na nas, marszcząc czoło i podniosła się z miejsca.
  - Niestety nie - westchnęłam. - Chociaż nie pogardziłabym jakimś przystojniakiem, który zrobiłby dla nas mały pokaz - zażartowałam, biorąc łyk procentowego napoju. 
  - Powiem wszystko Zaynowi! - prychnęła, po czym skierowała się do drzwi, znikając z zasięgu naszego wzroku.
  - Albo Kathy się po drodze zgubiła, albo twoje marzenie się spełniło i to naprawdę jakiś przystojniak, którego właśnie bajeruje - prychnęła po chwili Gemma, kiedy moja siostra wciąż nie pojawiała się w salonie.
  - Może chodźmy to sprawdzić - zaproponowałam, podnosząc się z fotela.
  - Mówiłam, że to jakieś ciacho - zaśmiała się Gemma, kiedy wyprzedziła mnie i pierwsza stanęła w holu. Chciałam już coś odpowiedzieć, ale kiedy zauważyłam naszego gościa, poczułam jak krew w moich żyłach momentalnie przyśpiesza. „Znowu ty?!” - Czekaj, czekaj… Czy to…
  - James, do cholery, co ty tu robisz? - wycedziłam przez zaciśnięte zęby, przerywając tym samym Gemmie, która i tak zdążyła się już chyba domyślić, kim była stojąca przed nami osoba. - Kto cię tu w ogóle wpuścił?!
- Kathleen… - jej imię w jego ustach zabrzmiało prawie jak modlitwa. - Proszę…
- Czego on chce? - spojrzałam na moją siostrę, której oczy momentalnie się zaszkliły. 
- On… Ja… On… - pokręciła głową, wbijając wzrok w Turnera.
- Po co tu przyszedłeś? - wymamrotałam, starając się za wszelką cenę zachować spokój, co i tak nie wychodziło mi najlepiej. - Z tego co wiem...
- Kathy proszę, daj mi szansę - James w ogóle nie zwracał uwagi na to, co mówię. - Ja musiałem… Kiedy oni wyszli… Ja… Musiałem cię zobaczyć… - zaczął nieskładnie. - Kocham cię. Już dłużej nie dam sobie bez ciebie rady. Ja powoli umieram, Kathy… Błagam… - moja siostra wpatrywała się w niego, chowając drżące dłonie w kieszeniach swetra. Starałam się przetworzyć w głowie jego słowa. „Kiedy oni wyszli…” poczułam nieprzyjemny dreszcz, kiedy uświadomiłam sobie, że musiał stać tu cały dzień. Spojrzałam na roztrzęsionego bruneta, który wcale nie wyglądał jak ten James, którego zapamiętałam. Nie był już tym pewnym siebie prawnikiem, tylko wrakiem człowieka. Cały drżał, wpatrując się w moją siostrę zaczerwienionymi oczami, które szukały u niej przebaczenia.
- Słyszałeś, co powiedziała Sue?! - krzyknęła Gemma, wyrywając mnie z rozmyślań i przywracając mi tym samym racjonalne myślenie.
  - Wynoś się stąd! - wrzasnęłam, wskazując ręką drzwi. - Rozumiesz?! Nikt nie chce cię tu widzieć!
- Dziewczyny, proszę… - drżący głos  Kathy i błękitne tęczówki błyszczące od łez, mówiły coś, czego starałam się do siebie nie dopuszczać. „Nie, Kathy… Nie możesz się poddać…”
- On stał tu przez cały dzień! – warknęłam.
- Co? - moja siostra spojrzała na mnie zaskoczona.
- Wynoś się stąd, zanim wezwę policję - zwróciłam się ponownie do Jamesa.
- Kathleen, błagam, porozmawiaj ze mną… - brunet kompletnie nie reagował na moje słowa. Zachowywał się, jakby oprócz mojej siostry nie istniało nic więcej.
- James…
- Kochanie, wróciłem! - moją wypowiedz przerwał głos Zayna, który z impetem otworzył drzwi i chwiejnym krokiem podszedł do mnie,mocno mnie obejmując.
- Jesteś pijany…
- Obaj jesteśmy - Harry wyszczerzył swoje białe ząbki, stając w wejściu wsparty o ramię Nialla, który wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami. „Tylko on zauważył obecność Jamesa?”
- Czego tu jeszcze szukasz? - „Jednak nie tylko on…” usłyszałam podniesiony głos Louisa, który momentalnie przepchnął się pomiędzy chłopakami i stanął obok mojej siostry.- Pytam o coś!
- Chcę porozmawiać z Kathy...
- Nie widzisz, że ona nie ma na to ochoty - Louis zrobił krok do przodu, jakby własnym ciałem chciał osłonić moją siostrę i zaczął mierzyć się z Jamesem na spojrzenia.
- Jesteś z nim - wyszeptał po chwili Turner, z wyrzutem spoglądając na Kathy. - Jesteś z nim! - wrzasnął, zwracając tym uwagę nawet mojego chłopaka.- Ty szma… - nie zdążył dokończyć, kiedy pięść Louisa wylądowała na jego twarzy, sprawiając, że na moment stracił równowagę.  
- Louis! - Kathy momentalnie stanęła pomiędzy nimi, ratując tym samym Jamesa przed kolejnym ciosem.
  - Odsuń się, Kathleen! - wymamrotał Louis, spoglądając na nią z powagą. - Muszę to w końcu załatwić.
  - Wyluzuj, stary - Liam podszedł do Tomlinsona, chwytając go za ramię. - Niepotrzebne są ci teraz takie problemy…
  - Nie obchodzi mnie…
  - Ja ci pomogę! - zareagował nagle mój chłopak i chwiejnym krokiem ruszył w stronę Jamesa.
  - W tym stanie nikomu nie będziesz pomagał - zatrzymałam go, przyciągając za rękę do swojego boku.
  - Louis, odpuść już - odezwał się Niall, obserwując przyjaciela, który dosłownie kipiał z wściekłości. „Nie tylko on…”
  - Masz sekundę, żeby stąd zniknąć - wysyczał Tommo w kierunku Jamesa. - I robię to tylko dla Kathy…


  - Za kogo ty się uważasz, co? - usiadłem na brzegu kanapy, obserwując rozgrywającą się awanturę. „A myślałem, że gorzej dziś już być nie może…”
- Za twojego przyjaciela! - Louis wywrócił oczami, opierając się o komodę.
- To wcale nie upoważnia cię do robienia takich rzeczy - blondynka stanęła przy drzwiach prowadzących na taras, nie spuszczając wzroku z Tomlinsona.
- Takich rzeczy?! - Tommo zmarszczył czoło. - Ten ochroniarz…
- Ten ochroniarz nie wiedział, kim jest James! - warknęła.
- Kathy, on…
- Nie przerywaj mi, Niall - blondynka pokręciła głową. - On nie mógł wiedzieć, że nie powinien wpuszczać Jamesa, bo jest tu na zastępstwie za Marka, więc na litość boską idź tam i go przeproś! 
- Nie ma mowy - Louis uparcie bronił swojego.
- Nawrzeszczałeś na niego, jakby był winien całej tej sytuacji! - Kathy wywróciła oczami.
- Jeśli już mówimy o winie, to może napilibyśmy się po lampce - odezwał się nagle Malik, u którego złość na Jamesa zdążyła już ustąpić miejsca wcześniej wypitym promilom.
- Zayn, proszę cię - Susanne zasłoniła mu usta dłonią, na co Harry całkowicie bez powodu wybuchnął głośnym śmiechem. „Trzeba zapamiętać, żeby już nigdy więcej nie dawać im razem pić…”
  - Myślę, że panu Stylesowi wystarczy już na dziś wrażeń - westchnęła Gemma, podchodząc do swojego brata i stawiając go na nogi. - Czas do łóżka - wywróciła oczami, kiedy Harry postanowił jeszcze ucałować wszystkich na dobranoc. 
  - My też już pójdziemy spać - odezwała się po chwili Sue, spoglądając na Zayna.
  - Nie jestem śpiący - Malik pokręcił głową, posyłając jej szeroki uśmiech.
  - Ale ja jestem - westchnęła blondynka.
  - W takim razie… - Zayn z pomocą Sue podniósł się z kanapy i wsparty na jej ramieniu ruszył w kierunku schodów. - Tylko ją odprowadzę i zaraz wrócę - spojrzał na nas przez ramię, na co mimowolnie prychnąłem pod nosem.
- Może wszyscy połóżmy się już do łóżek, a wy wyjaśnicie sobie wszystko jutro - zaproponował Niall, spoglądając na Kathy i Louisa, których miny wskazywały, że nie zamierzają tak szybko odpuścić. 
- Kathleen, posłuchaj mnie... - zaczął Louis. „A może ktoś jednak wyciągnie białą flagę?” - Nie widzisz, że staram się chronić cię przed tym psycholem? - wyrzucił ręce w górę. - Do cholery, obiecałem ci, że przy tobie będę i zamierzam dotrzymać słowa! Jako przyjaciel mam obowiązek stawać w twojej obronie!
- Jako przyjaciel nie musisz podbijać oka mojemu byłemu i dodatkowo mieszać z błotem swoich pracowników! - chyba pierwszy raz w życiu widziałem tak wściekłą Kathy. Wiedziałem jednak, że ma sporo racji. Rozumiałem, że Louis miał prawo być zły, ale nie powinien tak warczeć na tego ochroniarza. Co do ciosu, sam miałem ochotę przyłożyć temu popaprańcowi, ale mogłoby to nam tylko zaszkodzić, a problemów i tak nam nie brakowało.
- Faktycznie! Powinienem był pobiec na górę, spakować cię i życzyć waszej dwójce szczęścia, co?! - Tommo przeczesał dłonią włosy. - Po moim trupie, Kathleen... - dodał, kiedy dziewczyna otwierała już usta, żeby coś powiedzieć.
- Poradziłabym sobie, bez całej tej twojej szopki! - blondynka starała się nie dać za wygraną.
- Rzeczywiście, poradziłabyś - prychnął. „W tym przypadku sarkazm to chyba nie najlepsze posunięcie…” westchnąłem. - Stałaś tam jak słup, a jedyną oznaką tego, że jeszcze żyjesz, były strugi łez, które lały się z twoich oczu.
  - Przestań, dobrze?!
- Mam przestać, kiedy mówię prawdę?! - podniósł głos. - Całe szczęście, że były z tobą dziewczyny, chociaż i one pewnie wiele by tu nie zdziałały! Nadal uważasz, że nie powinnaś zgłosić tego na policję?!
- Nie zaczynaj! - dziewczyna otarła rękawem policzek, po którym zaczęły spływać pierwsze łzy. - Nie znasz go! Przeszedł…
- Znam tą śpiewkę na pamięć, Kathy - Louis wywrócił oczami. - Nie rozumiesz, że on nie podda się, dopóki do niego nie wrócisz? - westchnął. - Jakoś nie mam ochoty po raz kolejny przez to wszystko przechodzić!
- Zrozum, że nie jestem już małą dziewczynką i dobrze wiem, co robię - Kathy podeszłą do Louisa, nadal mierząc się z nim spojrzeniami. - Nie potrzebuję opieki!
- Nic nie rozumiesz - Lou pokręcił zrezygnowany głową. - Nie przyszło ci na myśl, że może chce się tobą opiekować?! 


  - Nie wierzę… - westchnąłem, odkładając telefon na nocną szafkę. „Czwarta a ja nadal nie śpię…” podłożyłem dłonie pod głowę, zamykając oczy. „I już nie zasnę…” Głowa pękała mi od natłoku myśli. Starałem się zrozumieć, co James chciał osiągnąć swoim przybyciem i dlaczego Kathy nadal tak uparcie go broniła. „Dobrze wiesz dlaczego…” odezwało się moje drugie ja. Przez jakiś czas wydawało mi się, że jej miłość do tego palanta to już tylko wspomnienie. Z każdym kolejnym dniem stawała się radzić sobie coraz lepiej. Zacząłem przyzwyczajać się już do tej prawdziwej, radosnej Kathy, kiedy wszystko znów musiało zacząć się psuć. „Pieprzone życie…” odrzuciłem na bok kołdrę, podnosząc się z materaca. „Jutro będę ledwo żywy…” westchnąłem, wychodząc na korytarz i kierując się w stronę schodów. Zatrzymałem się jednak na ostatnim stopniu, dostrzegając palące się w kuchni światło. Byłem prawie pewien tego, kogo tam zastanę. „Nie tylko ja nie mogę spać…” uśmiechnąłem się lekko, widząc siedzącą przy wysepce kuchennej Kathy, która zdawała się nie zauważać albo całkowicie ignorować moją obecność. „Trzeba jakoś zakończyć ten spór…” przeczesałem ręką włosy i zacząłem przegrzebywać szafki w poszukiwaniu saszetek z gorącą czekoladą. „Sprytnie to wymyśliłeś, Tomlinson…” moje drugie ja z uznaniem pokiwało głową.
- Ktoś ostatnio powiedział mi, że gorąca czekolada jej taty działa cuda - dosiadłem się do blondynki, stawiając na blacie dwa parujące kubki. - Nie wiem czy ta mojego autorstwa też ma takie działanie, ale nie zaszkodzi spróbować - dodałem, kiedy Kathy wciąż milczała. „To chyba nie był jednak najlepszy pomysł…” pomyślałem. 
- Dziękuję - szepnęła nagle. - I przepraszam - zwróciła twarz w moją stronę.
- To ja powinienem cię przeprosić - westchnąłem. - Nie powinienem był się tak zachować, ale…
- Starasz się mnie chronić - przerwała mi, ponownie przenosząc wzrok przed siebie. - Wiesz czego tak naprawdę się boję? - zapytała po chwili. - Nie Jamesa, ale tego, że sprowadzę na was jeszcze większe kłopoty…
- O nas nie musisz się martwić - spojrzałem na nią, kręcąc głową. Ubogie światło lampek umieszczonych przy szafkach nie było w stanie ukryć jej zapłakanych oczu.
- Oczywiście, że muszę - wbiła we mnie swoje błękitne tęczówki. - Nadal jestem na ciebie wściekła za to, że uderzyłeś Jamesa - szepnęła. „Znowu wracamy do tej kłótni?” - Ale nie jestem wściekła za to, że to zrobiłeś, tylko dlatego, że możesz mieć przez to jeszcze większe problemy… 
- Jakoś sobie poradzę - uśmiechnąłem się do niej.
- Muszę z nim porozmawiać, bo wiem, że jest zdolny, by wnieść oskarżenie. Może uda mi się wybić mu to z głowy…
  - Nie ma mowy… - zaprotestowałem, czując, jak na samą myśl o spotkaniu tych dwoje, krew zawrzała w moich żyłach. - Wybij to sobie z głowy - wymamrotałem. „Poradzę sobie z nim sam…” dodałem w myślach. „Najwyżej będę karany za pobicie…”
- Te kwiaty, które dziś dostałam też były od niego - odezwała się nagle. „Co?!”- Proszę, zanim coś powiesz, to… Nie miej do mnie pretensji, że ci nie powiedziałem - westchnęła. - Nie chciałam wam mówić, bo nie potrzebuję litości. Z resztą wiem dobrze, jak byście zareagowali.
- Musisz… - spojrzałem na nią z powagą. - Przyjaźnimy się, tak?
- Jeśli nadal tego chcesz, to oczywiście, że tak - delikatnie się uśmiechnęła.
- W takim razie musisz mi obiecać jedno - chwyciłem jej dłonie. - Mów mi o wszystkim. Obiecuję, że postaram się myśleć zanim coś powiem lub zrobię, ale proszę, mów mi o wszystkim. Razem zdziałamy więcej niż osobno.
- Ale…
- Takie maleństwo jak ty nie pokona całego świata - przerwałem jej, na co wywróciła oczami.
- Nie jestem mała - oburzyła się, na co mimowolnie się uśmiechnąłem. - Dobrze - odetchnęła po chwili. - Postaram się.
- Obiecaj - mocniej ścisnąłem jej drobne dłonie, nie odrywając od niej wzroku.
- Obiecuję.


♥♥♥

Witajcie kochani! :)

Na samym początku, chciałybyśmy bardzo, ale to bardzo przeprosić Was za naszą nieobecność. Laptop popsuł się nam w najmniej oczekiwanym momencie i nie było sposobu, by odzyskać go wcześniej.  Mamy ogromną nadzieję, że nam wybaczycie! :)


Kolejny rozdział za nami. Co prawda miał być on nieco krótszy, jednak w ramach przeprosin odrobinę go wydłużyłyśmy.  Chyba nie macie nam tego za złe? :)
No i oczywiście napiszcie jak wrażenia po przeczytaniu! Nie będziemy ukrywać, że strasznie jesteśmy ciekawe waszej opinii :)


Co u Was słychać?! Chyba mamy sporo do nadrobienia! :)
My oficjalnie rozpoczęłyśmy ferie, które niestety nie zapowiadają się być takimi feriami o jakich marzymy... Ciągle tylko praca, praca i praca. Okazuje się, że dorosłe życie wcale nie jest takie wspaniałe, jakie się wydawać mogło  :) 
Swoją drogą, nawet nie wyobrażacie sobie, jak za Wami tęskniłyśmy! Kolejnej takiej rozłąki chyba byśmy nie przeżyły! 
Ściskamy najmocniej jak potrafimy Xx
MADDIE&CAROL 
                                                                

5 komentarzy:

  1. Długo czekaliśmy, ale się opłaciło. Mam nadzieję, że wasze ferie się poprawią. Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszymy się, że nasza pisanina przypadła Ci do gustu :)
      My też mamy nadzieję, że chociaż ten ostatni tydzień ferii uda nam się jakoś wykorzystać :)
      Jeszcze raz bardzo mocno przepraszamy za naszą nieobecność :)
      Ściskamy Xx

      Usuń
  2. Ściskam was mocno na powitanie! Tęskniłam za wami ♥ Już myślałam, że i wy mnie zawiedziecie. W tym miesiącu dwie autorki usunęly swoje blogi nic nie mówiąc czytelnikom :c Jeżeli chodzi o rozdział, to już mnie James wkurza! To jak nęka Kathy, ugh. Nie może zrozumieć, że ona już zadecydowała? ;; Sue i Zayn jak zwykle słodcy ♡ Nawet spokojnie się zachowała gdy zobaczyła, że jej chłopak jest pijany. Ja zaczynam wolne zaraz po was, byle do piątku i ferie! Dzisiaj miałam test i dyktando, jutro kolejny test, w czwartek kartkowka a w piątek znowu test. Mam nadzieje, ze to przetrwam. Spokojnych i udanych ferii!
    Oddana czytelniczka, Tosia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My też bardzo tęskniłyśmy <3
      Jak na razie nie zamierzamy porzucić "So close" :) Jeszcze długa droga przed nami! :)
      James bardzo kocha Kathy i jak widać jest gotowy na wszystko aby tylko do niego wróciła. Miejmy tylko na dzieję, aby nie posunął się o krok za daleko...
      Zayn i Sue nadal bardzo się kochają i oby było tak do końca...
      Skoro i Ty zaczynasz ferie, to nie pozostaje nam nic innego jak życzyć Ci, abyś wykorzystała te dwa tygodnie jak najlepiej! :)
      No i oczywiście, uważaj na siebie! :)
      Przesyłamy masę pozytywnej energii Xx

      Usuń
  3. Zostałyście nominowane do Liebster Award! Więcej informacji na moim blogu -----> http://hope-zaynmalik-1d.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń