- Najchętniej wróciłbym teraz do łóżka - westchnąłem, poprawiając się na kanapie. „Ósma rano to zdecydowanie za wcześnie na wywiad…” - Jeśli zacznę ziewać, nie miejcie mi tego za złe…
- Co ty nie powiesz… - odezwał się Zayn. - Przez ciebie pęka mi głowa…
- Przeze mnie? - prychnąłem, na co dostałem czymś miękkim w twarz. Nie musiałem nawet otwierać oczu, by mieć pewność, że to jedna z zabawek Lux.
- Zayna to jeszcze rozumiem - Louis zrzucił moje nogi z kanapy i wcisnął się na miejsce obok.
- Niby czemu? - podrapałem się po głowie, wciąż nie unosząc powiek.
- On ma dziewczynę - roześmiał się Tommo. - Całą noc baraszkował z Susanne, więc nic dziwnego, że się nie wyspał - prychnął. - Chociaż w tym stanie, nie wiem nawet, czy trafił do łóżka, a co dopiero…
- Jesteś kretynem, Louis… - mogłem założyć się o wszystko, że Zayn wywrócił właśnie oczami.
- Stary, też mam dziewczynę i wiem, co robi się w nocy - kontynuował Tommo.
- W nocy się śpi - odezwała się Louise.
- A twoje dziecko jest na to idealnym przykładem - zakpiłem.
- Dlaczego uważasz, że dzieci robi się w nocy? - roześmiał się Zayn.
- To proste - spojrzałem na niego, wzruszając ramionami. - Tylko wtedy jest się na tyle zmęczonym, żeby zapomnieć o gumkach…
- Koniec! - blondynka wywróciła oczami, biorąc Lux na ręce. - Przysięgam, że pourywam wam głowy, jeśli moje dziecko zacznie uczyć się od was tych głupot…
- To nieuniknione - Liam uśmiechnął się przepraszająco, niosąc w ręku gorącą kawę. - No chyba, że zmienisz pracę.
- Ostatnio coraz częściej…
- Umarłabyś z tęsknoty - przerwałem Louise.
- Z pewnością - blondynka podeszła do mnie, przekazując mi najmniejszą członkinię naszej ekipy. - Masz teraz okazję udowodnić, że czasem się jeszcze do czegoś przydajesz - roześmiała się. - A gdzie Niall?
- Poszedł do samochodu po coś do jedzenia - odezwał się Liam, po czym wziął łyk kofeiny.
- Nie... Ała! - westchnąłem, zabierając z garści Lux moje włosy. - Przez ciebie zostanę kiedyś łysy…
- Przynajmniej mała będzie miała pewność, że jesteś jej wujkiem, bo z tymi lokami zaczynasz coraz bardziej przypominać uroczą ciocię - prychnął Zayn, wyciągając ręce do dziewczynki, która od razu zaczęła wyrywać się z moich objęć. - Chodź do wujka - Zayn uniósł ją bez większego wysiłku. - Mówię wam, że ta dziewczyna już niedługo będzie występować z nami na scenie - Malik roześmiał się, kiedy Lux zaczęła wesoło piszczeć i gaworzyć, ale po jego minie widać było, że z trudem znosi tak głośne dźwięki. „Wiem co czujesz, stary…” - Ej, ale tak się nie bawimy - skrzywił się, kiedy mała postanowiła zająć się również jego fryzurą. - Teraz twoja kolej - stwierdził, przekazując blondynkę Louisowi. - Chyba trzeba mi trochę poprawić włosy - spojrzał na Louise, która poklepała dłonią wolne miejsce na fotelu.
- Co prawda, czekałam na Nialla, ale…
- Poszukam go - Liam zerwał się z miejsca i już chwilę później zniknął za drzwiami.
- Powiedz: Harry - zwróciłem się do Lux, delikatnie dziobiąc ją w bok, na co ta jedynie głośno się roześmiała i schowała twarz w tors Louisa. - Powiedz: wujek Harry jest najlepszy.
- Powiedz: wujek Harry to kretyn - Tommo podniósł się z miejsca, cały czas trzymając małą na rękach. - Kre-tyn…
- Tomlinson! - Louise pogroziła mu palcem. - Ja to wszystko słyszę.
- Wiem - Louis wywrócił oczami, szeroko się uśmiechając. - Powiedz: nie lubię wujka Harrego - poprawił się. - No dobra, skoro nie chcesz ze mną rozmawiać, to trochę potańczymy - roześmiał się, nie widząc żadnej reakcji ze strony Lux, po czym chwycił za jej drobną rączkę i zaczął kręcić się z nią po całym pomieszczeniu, podśpiewując coś pod nosem. „Ostatnia chwila relaksu…” odetchnąłem, wyciągając się na kanapie. Mała Lux potrafiła dać nam w kość, ale tak naprawdę była światełkiem, które zawsze poprawiało nam humor. - Nie, Lux, nie wolno! - „Humor i fryzury…” prychnąłem pod nosem.
- Już myślałam, że nie przyjedziecie - ciocia Mary cmoknęła mnie w policzek, po czym podeszła do mojej siostry, chowając ją w swoich ramionach. - Tak dawno cię nie widziałam, skarbie…
- Wiem i przepraszam. Po prostu…
- Ciociu, to Gemma - przerwałam Kathy, na co ta posłała mi pełne wdzięczności spojrzenie. - Siostra Harrego - dodałam dla sprostowania.
- Dzień dobry - Gemma uśmiechnęła się nieśmiało.
- Jesteście do siebie bardzo podobni - ciocia uściskała dziewczynę, jakby znały się nie od kilku sekund, ale od kilku lat. - To co, kawa? - puściła do nas oczko. - Tędy proszę - wskazała Gemmie drogę, chwytając Kathy pod rękę. - No więc, co takiego się działo, że nie miałaś czasu nas odwiedzić?
- Ja…
- Nareszcie - tym razem wypowiedź mojej siostry przerwał wujek, który wyłonił się zza drzwi gabinetu. „Na szczęście…” Widziałam, jak Kathy odetchnęła z ulgą. Od początku nie chciała mówić im o zajściu z Jamesem i właśnie dlatego nie pojawiała się w domu dziecka już od kilku tygodni. - No co, nikt się ze mną nie przywita? - odchrząknął, na co od razu ruszyłam w jego stronę i wtuliłam się w jego bok. - Aż tak tęskniłaś? - roześmiał się, ściskając mnie jeszcze mocniej. - Przecież całkiem niedawno tu byłaś.
- Właśnie - Kathy postanowiła nie dać po sobie niczego poznać. - To ja tu dawno nie byłam przytulana - dodała, odciągając mnie od wujka, aby następnie zostać szczelnie zamkniętą w jego ramionach. - Daj się nacieszyć - prychnęła, po czym pisnęła głośno, kiedy wujaszek uniósł ją do góry.
- Chyba zrobiłaś się jeszcze chudsza - wujek postawił ją na ziemi i odsunął od siebie, by uważnie przeskanować wzrokiem jej sylwetkę. - Niedługo w ogóle znikniesz. Na szczęście w kuchni mamy schowane kilka kawałków szarlotki…
- Ciszej, bo jeszcze usłyszą i je nam zabiorą - roześmiała się Kathy, puszczając do niego oczko. - To Gemma, siostra Harrego - dodała, przyciągając do siebie blondynkę.
- Miło mi pana poznać.
- Mi również - wujek uśmiechnął się szeroko, ściskając dłoń Gemmy, po czym zaprosił nas do swojego gabinetu. Kathy od razu rozsiadła się obok niego, wtulając się w jego bok. „Lizuska…” żartobliwie wywróciłam oczami, na co wszyscy wybuchli głośnym śmiechem. - A więc co takiego się u ciebie działo, że zupełnie zapomniałaś o starym wuju? - „Czyli znowu wracamy do tego tematu…”
- Nie jesteś jeszcze taki stary - Kathy zaśmiała się nerwowo. - I wcale o tobie nie zapomniałam. Po prostu… - założyła za ucho pasmo włosów, błądząc wzrokiem po pokoju. - Po prostu byłam na dwutygodniowym kursie fotograficznym - wydukała, na co moje oczy przybrały zapewne rozmiar talerzyków.
- Kursie fotograficznym? Czemu nam się nie pochwaliłaś? - zainteresowała się ciocia.
- Do ostatniej chwili nie wiedziałam, czy uda mi się wziąć w nim udział, a potem byłam tak zabiegana, że nie miałam nawet czasu zadzwonić - moja siostra utkwiła wzrok w swoich dłoniach. Kłamanie zawsze przychodziło jej z trudem, ale musiałam przyznać, że tym razem całkiem nieźle to wszystko wykombinowała. - No ale dosyć już o mnie. Sue mówiła mi, że Ashley nareszcie trafi do swojej babci - zręcznie zmieniła temat i już chwilę później wszyscy pogrążeni byli w rozmowie o domu dziecka. Starałam się z całych sił skupić uwagę na tym, co mówią, ale nie było to takie łatwe. Moje myśli krążyły wokół zdarzeń minionych dni. W głowie wciąż słyszałam wszystkie obelgi, jakie padły w stronę Zayna z ust mojego ojca. I chociaż mój chłopak cały czas przekonywał mnie, że nic się nie stało, ja czułam się fatalnie. Nie wiedziałam, jak mogę mu to zrekompensować i jak przekonać tatę, że Zayn to najlepsze, co mnie w życiu spotkało. Nie był to jednak mój jedyny problem. Dużo większy stanowił on - James Turner. To od niego wszystko się zaczęło. Wspomnienie wczorajszego wieczoru jeszcze teraz wywoływało nieprzyjemny dreszcz na moim ciele. Przed oczami wciąż miałam jego postać i z całą pewnością nie był to ten sam, pewny siebie adwokat, do którego widoku przywykłam. Ten James był zupełnie inny. Wyglądał, jakby na niczym mu już nie zależało. „Może poza twoją siostrą…” wtrąciło moje drugie ja. „No właśnie…” Zastanawiałam się, kiedy ten popieprzeniec da w końcu spokój Kathy. „Kiedy da spokój nam wszystkim…” Cały czas starałam się wymyślić jakieś dobre rozwiązanie tej sytuacji. Pierwszym, o czym pomyślałam, było zawiadomienie policji, ale nawet ja wiedziałam, że to nie najlepszy pomysł. James miał znajomości, o jakich my mogliśmy jedynie pomarzyć. „Z resztą nie trzeba mieć znajomości, żeby wsadzić kogoś za pobicie…” trafnie zauważyło moje drugie ja. Od wczorajszego wieczoru Zayn nie był jedyną osobą, którą mógł oskarżyć Turner. Byłam kompletnie bezradna. Żaden mój plan nie był na tyle dobry, by wprowadzić go w życie. Co gorsza, każdy kończył się naszą porażką…
- Ziemia do Sue - ciocia machnęła dłonią przed moją twarzą.
- Tak? - zamrugałam kilkukrotnie, starając się skupić swoją uwagę na kobiecie.
- Nie bądźcie na nią źli - roześmiała się Kathy. - Odkąd jest z Zaynem, często łapie takie zawieszenie.
- Święta prawda. Tylko Malik jej w głowie - Gemma pokiwała głową.
- Kłamczuchy - wywróciłam oczami, sięgając po filiżankę z kawą, którą zdążyła postawić przede mną ciocia. - To o co pytaliście?
- Wujek chce wiedzieć, kiedy wesele - prychnęła Kathy, na co zakrztusiłam się gorącym płynem.
- Co? - otarłam usta wierzchem dłoni.
- Och, Kathleen - ciocia Mary pogroziła jej palcem. - Pytałam, czy masz już sukienkę na bal?
- Tak jakby - uśmiechnęłam się szeroko.
- Tak jakby? - ciocia spojrzała na mnie pytająco.
- Cały czas nie mogę się zdecydować… - westchnęłam, przypominając sobie zdjęcia kreacji, jakie przysłała mi Louise.
- W takim razie koniecznie musisz mi je pokazać. Może pomogę ci przy wyborze.
- No i się zaczyna - wujek wywrócił oczami. - Dlaczego jedna z was nie jest chłopcem? - spojrzał na mnie i na moją siostrę, unosząc ręce w błagalnym geście.
- O to powinieneś zapytać… - Kathy zamilkła, kiedy z jej torebki wydobył się dźwięk oznajmiający o przybyciu nowej wiadomości. - Rany! Kompletnie zapomniałam o paczce, którą miałam odebrać - odezwała się po dłuższej chwili wpatrywania w ekran. „Coś tu nie gra…” spojrzałam na nią, powątpiewająco unosząc brew. - Dostałam właśnie wiadomość, że już na mnie czeka…
- Ale…
- To bardzo ważne - przerwała cioci, cmokając wujka w policzek i podnosząc się z kanapy. - Obiecuję, że niedługo to nadrobimy - uśmiechnęła się delikatnie, ściskając kobietę. - Kocham was! - krzyknęła jeszcze i w mgnieniu oka zniknęła za drzwiami. Westchnęłam głośno, widząc posmutniałą twarz cioci. Wiedziałam, że brakuje jej rozmów z Kathy. „Brakuje jej całej Kathy…” poprawiłam się w myślach. Moja siostra co chwila wyszukiwała nowe wymówki, żeby wymigać się od wspólnych spotkań. Ja doskonale znałam powód tego zachowania, ale ciocia nie miała o niczym pojęcia.
- Tak… Na czym to ja… - postanowiłam szybko przerwać krępującą ciszę, która zapadła w pomieszczeniu - Ach tak! Kompletnie nie wiem, którą z tych cudeniek powinnam założyć…
- Te powtarzające się pytania zaczynają mnie wkurzać - Harry ciężko opadł na kanapę. - Jakbym już tysiąc razy nie powtarzał, że wcale z nią nie byłem…
- I może właśnie to cię wkurza, przyjacielu - Louis rozsiadł się obok Zayna, czekając na swoją kolej w ściąganiu tej parszywej tapety. - Fakt, że z nią nie byłeś - zaakcentował dwa ostatnie słowa.
- Brednie - wymamrotał Styles. - A ciebie nie denerwują…
- Nie - Tommo pokręcił głową. - Taką już mamy pracę. Jedni muszę bez przerwy przerzucać na kasie te same produkty, inni w kółko wypełniają te same raporty…
- A my musimy wciąż odpowiadać na te same pytania - dokończył za niego Zayn, nie podnosząc nawet wzroku znad ekranu telefonu. „Czyli jednak nas słucha…”
- Grunt to trzymać się tej samej wersji - Liam wzruszył ramionami,wstając z krzesełka.
- Zayn? - Louise wywróciła oczami. - Czekasz na jakieś…
- Zaproszenie? - Malik uśmiechnął się szeroko, ruszając w jej kierunku. - Nie. Musiałem tylko odpisać…
- Sue już niedługo będzie miała dość tych ciągłych wiadomości - prychnąłem.
- Co ty tam wiesz… - wymamrotał Malik, na co głośno się roześmiałem.
- Może niewiele, ale jak pomyślę sobie, że co minuta musiałbym czytać o tym, jak ktoś za mną tęskni i jak bardzo mnie kocha, chyba rozwaliłbym telefon - wywróciłem oczami, otwierając batona.
- Przypomnę ci o tym, jak się zakochasz - roześmiał się Harry. - Mogę się założyć, że będziesz spał z telefonem - dodał po chwili.
- Ja obstawiam raczej, że Horan przywiąże się jakąś liną do tej biedulki, żeby nie odstąpiła go nawet na krok - wtrącił rozbawiony Louis.
- Jesteście idiotami - wywróciłem oczami. - Jeszcze będziecie zazdrościć mi mojej dziewczyny.
- Gruba, ciągle przeżuwająca coś w buzi laska ze śmiechem jak rechot żaby? - Harry spojrzał na mnie, unosząc brew. - Chyba podziękuję…
- To, że twoja wrażliwość uczuciowa mieści się w łyżeczce do herbaty, nie świadczy o tym, że wszyscy są tak upośledzeni - wymamrotałem, na co reszta, prócz samego Stylesa, wybuchła śmiechem. - Liczy się wnętrze, a nie jakiś tam wygląd. I choćby miała być gruba, ciągle głodna i śmiać się jak nienormalna, będę traktował ją jak prawdziwą księżniczkę.
- Nasz romantyk - Louis poczochrał moje włosy, po czym usiadł na krześle przed Louise, która czekała już tylko na zdjęcie z niego tej tony pudru. - Gdybym był dziewczyną, może dałbym ci się poderwać - prychnął, zerkając na mnie kątem oka.
- Wal się - westchnąłem, kręcąc głową.
- Z tobą zawsze - Tomlinson bawił się w najlepsze i tym razem zupełnie mi to nie przeszkadzało. Cieszyłem się, że mimo wczorajszego zajścia, wszystkim dopisywał dobry humor. „A może po prostu tak jak ty starali się zamaskować prawdziwe uczucia?” zauważyło moje drugie ja i musiałem przyznać, że tym razem mogło mieć sporo racji. To, że od rana nikt nie wspomniał nawet słowem o wizycie Jamesa, nie znaczyło wcale, że o tym nie myślał.
- Szkoda, że nie byliście tacy żywi podczas wywiadu - z moich rozmyślań wyrwał mnie głos Paula. - No więc, do której się balowało? - manager usiadł na jednym z foteli, skanując nas swoim surowym spojrzeniem.
- Zaraz tam balowało… - machnąłem ręką.
- Byliśmy u Josha - odezwał się Liam. - Trochę się zasiedzieliśmy, ale nic więcej…
- Na pewno?
- Na pewno - Payne uśmiechnął się niepewnie. Skłamał, a to oznaczało, że mamy już nic więcej nie mówić. „Przynajmniej na ten temat…”
- W takim razie na dziś to tyle. Odpoczywajcie, bo jutro czeka was masa pracy - westchnąłem pod nosem, przyglądając się Paulowi - Pobudka z samego rana, sesja zdjęciowa i występ w tym programie, który będzie emitowany za dwa tygodnie. Resztę grafiku prześlę wam wieczorem, jasne? - Paul spojrzał na nas pytająco.
- Jasne, jasne - Zayn pokiwał głową.
- A jak tam sprawa balu? Nic się w tej kwestii nie zmieniło?
- Zupełnie nic - uśmiechnął się Liam. - Pomyśleliśmy tylko o wystawieniu na aukcję kilku gitar z naszymi podpisami…
- Myślę, że to dobry pomysł - przytaknął Paul. - Obgadamy to w wolnej chwili, dobrze? Dzisiaj lepiej zbierajcie się już do domu i odeśpijcie tą noc. Jutro nie będę taki łaskawy…
„Co ty wyprawiasz?” moje drugie ja od dobrych dwudziestu minut wciąż zadawało mi to samo pytanie. „Teraz już nie ma odwrotu…” westchnęłam, kiedy taksówka zatrzymała się przed jedną z eleganckich restauracji. „Jeszcze możesz zawrócić…” w mojej głowie toczyła się zacięta walka. „To tylko krótka rozmowa. Nic strasznego…” dodawałam sobie otuchy. „Sama w to nie wierzysz…” - Już nie wiem, w co powinnam wierzyć… - wymamrotałam i od razu napotkałam pytające spojrzenie kierowcy. „Powiedziałam to na głos? Chyba zaczynam wariować…” - Ile płacę? - postanowiłam zachować się jak najbardziej naturalnie.
- Piętnaście…
- Reszty nie trzeba - przerwałam mężczyźnie, wręczając mu pieniądze. „Wracaj do domu…” „Muszę to zrobić, jestem silna…” „Wszyscy to wiedzą, nie musisz nic nikomu udowadniać…”
- Zostaje pani ze mną? - z rozmyślań wyrwał mnie głos kierowcy.
- Nie, przepraszam, zamyśliłam się - uśmiechnęłam się do niego, wysiadając z samochodu. - Do widzenia i dziękuję.
- Taką mam pracę. Miłego dnia - mężczyzna obdarował mnie szerokim uśmiechem, po czym odjechał, zostawiając mnie przed drzwiami prowadzącymi do eleganckiego lokalu. „Strój idealny na spotkanie w takiej restauracji…” zakpiło moje drugie ja, kiedy zaczęłam bawić się rękawami powyciąganego swetra. „Nie mam zamiaru spędzić tu zbyt wiele czasu…” odcięłam się, co jednak zbytnio nie poprawiło mojego samopoczucia. „Raz się żyje…” Odetchnęłam głęboko, przestępując próg lokalu. Dobrze wiedziałam, że to, co robię, nie spodobałoby się reszcie. „Dlatego nic im nie powiem…” Krew w moich żyłach dosłownie wrzała, a głowa pulsowała tak, jakby za chwilę miała eksplodować.
- Dzień dobry - w wejściu przywitał mnie niski brunet ubrany w czarny smoking. - W czym mogę pomóc?
- Dzień dobry. Jestem tu z kimś umówiona - za wszelką cenę starałam się ukryć drżenie głosu.
- Przyjaciółka pana Turnera? - mężczyzna uśmiechnął się szeroko, jakby dobrze znał Jamesa, na co jedynie skinęłam głową. - Proszę za mną - wskazał ręką, a ja posłusznie ruszyłam w ślad za nim. „Już czeka…” przez moje ciało przebiegł nieprzyjemny dreszcz, kiedy dostrzegłam tak dobrze znaną mi postać, siedzącą przy jednym ze stolików.
- Kathleen… - jego głos sprawił, że serce zaczęło walić mi w piersi tak, jakby zaraz miało z niej wypaść. - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że zgodziłaś się ze mną spotkać - James od razu podniósł się z miejsca i odsunął dla mnie krzesło obok siebie.
- O czym chciałeś porozmawiać? - zapytałam od razu, kładąc drżące dłonie na stoliku.
- Może najpierw coś zjemy?
- Nie jestem głodna - pokręciłam głowa, uważnie skanując jego twarz, na której widniała pamiątka po wczorajszym spotkaniu z Louisem.
- To może się czegoś…
- Nie przedłużajmy tego - przerwałam mu. - Proszę... - dodałam ton ciszej.
- W takim razie zawołamy pana, kiedy już się na coś zdecydujemy - James zwrócił się do kelnera, który już chwilę później oddalił się w kierunku sąsiedniego stolika. - Chciałem cię przeprosić… - brunet chwycił moją dłoń, którą momentalnie cofnęłam. - Chciałem przeprosić za ostatnią noc - odetchnął, zaciskając powieki, jakby brak mojego dotyku sprawiał mu niewyobrażalny ból. - Wcale nie czekałem pod waszym domem… Dobrze, czekałem aż wszyscy gdzieś wyjdą, żeby móc z tobą spokojnie porozmawiać - dodał, przygnieciony nieco moim ostrym spojrzeniem.
- Ale my nie mamy już o czym rozmawiać - westchnęłam, chcąc zamaskować drżenie głosu. - Chyba wyraziłam się jasno…
- Kathleen, dobrze wiesz, że cię kocham - jego ciemne oczy posmutniały, a twarz zrobiła się jeszcze bledsza. Widziałam, że ranię go swoim oschłym zachowaniem i od razu poczułam łzy napływające do moich oczu. Zamrugałam kilkukrotnie, za wszelką cenę starając się je odgonić. Nie mogłam płakać. „Obiecałam to Louisowi…” W mojej głowie mimowolnie pojawiła się uśmiechnięta twarz chłopaka, który chronił mnie przed kimś, w kogo ręce właśnie sama się pakowałam. „Gdyby się dowiedział…” Nagle poczułam ogromne wyrzuty sumienia. „Przecież to moje życie…” starałam się odgonić nieproszone myśli. - Wiem, że nie istnieje żaden sposób, by wynagrodzić całe zło, jakie ci wyrządziłem - odetchnęłam głęboko, kiedy głos Jamesa wyrwał mnie z rozmyślań. - Ale przypomnij sobie te dobre chwile. Przecież było ich zdecydowanie więcej…
- Teraz to nie ma już najmniejszego znaczenia - wyszeptałam, mając nadzieję, że to usłyszał.
- Bez ciebie się gubię - ciągnął, jakby moje słowa do niego nie docierały. - Dopiero przy tobie zacząłem naprawdę żyć… Zacząłem się zmieniać i stawać lepszym człowiekiem. Może nie zawsze mi to wychodziło, ale wiedziałem, że mam dla kogo walczyć. Wiedziałem, że ktoś mnie kocha… Pamiętasz, kiedy zamieszkałaś u mnie po tym pożarze? Jeszcze nigdy z taką chęcią nie wracałem do domu. Cały czas miałem świadomość, że tym razem nie czekają na mnie tylko cztery, puste ścian. Wiedziałem, że jesteś tam ty, twój uśmiech, głos i zapach… - James nawet na moment nie oderwał ode mnie spojrzenia. Jeszcze chwilę temu chciałam, żeby powiedział to wszystko, bym mogła w końcu stąd odejść. Teraz jednak, z każdą kolejną chwilą, ten pomysł zaczynał wydawać mi się coraz bardziej niewykonalny. Musiałam użyć całej swojej siły, by go nie dotknąć, by nie usiąść mu na kolanach i nie wtulić się w zagłębienie jego szyi. - Wiem, że teraz trudno ci jest mi zaufać, ale… Kathleen, kocham cię… Każdego dnia kocham cię jeszcze bardziej. Daj mi…
- Nie - przerwałam mu nagle. Wiedziałam, że to ostatni moment, by stąd wyjść. „Dasz radę!” moje drugie ja, do tej pory w milczeniu obserwujące całą sytuację, zaczęło mnie dopingować. - Nie chcę już tego słuchać - podniosłam się z miejsca, a James od razu uczynił to samo.
- Kathleen, wiem, że…
- James - ponownie mu przerwałam. - Przepraszam, ale na mnie już pora. Miło było cię spotkać - chciałam się uśmiechnąć, ale moją twarz wykrzywił jedynie niewyraźny grymas. Spojrzałam na niego ostatni raz i minęłam go, zanim zacząłby mnie znów zatrzymywać. „Zanim bym mu uległa…” Kiedyś myślałam, że jestem silna, że potrafię być obojętna. Nie zdawałam sobie sprawy, że jeden człowiek, kilka wspólnych chwil, mogą mnie złamać, rozbić na malutkie kawałeczki, które zaraz po odnalezieniu i złożeniu, znów gubię... Za wszelką cenę, starałam się nie pokazywać, jak bardzo zmienił mnie czas, ludzie, on… Najśmieszniejszy w tym wszystkim był fakt, że starałam się być oparciem dla innych, a sama nie radziłam sobie z własnym życiem. Kiedy już wydawało mi się, że wszystko będzie dobrze, znów zaczynałam się gubić. Zapadałam w cholerny mrok, w którym istniały tylko ślepe uliczki bez możliwości ucieczki…
- Jesteś jak pasożyt - wymamrotałem, spoglądając spod pół przymkniętych powiek na siostrę, która za wszelką cenę starała się zrzucić moje nogi z kanapy.
- To już lekkie przegięcie - prychnęła, odstawiając miskę z chipsami na stolik, po czym z szerokim uśmiechem na twarzy zajęła wywalczone miejsce. - Wypad z tymi śmierdzącymi…
- Tylko nie śmierdzącymi - przerwałem jej. - Dopiero co wyszedłem spod prysznica - wywróciłem oczami.
- Ktoś powiedział ci już, że nie wystarcz tam stać? Trzeba jeszcze odkręcić wodę… - roześmiała się, ponownie zrzucając moje nogi ze swoich kolan.
- A tobie ktoś już powiedział, że jesteś małym, wrednym i zdecydowanie zbyt gadatliwym wrzodem? - podniosłem się z miejsca i przeniosłem na wielki fotel, stojący w rogu pokoju. „Całe szczęście, że Louis wpadł na pomysł kupna tego cudeńka…” uśmiechnąłem się pod nosem, wciskając guzik, który sprawił, że już chwilę później mogłem się wygodnie rozłożyć. - Kto cię tu w ogóle zapraszał? - prychnąłem.
- Niall - oznajmiła z szerokim uśmiechem na twarzy.
- W takim razie, czemu to mi zawracasz tyłek? - spojrzałem na nią, unosząc brew.
- Jesteś wredny! - wywróciła oczami, ciskając we mnie poduszką, którą zdążyłem złapać tuż przed swoją twarzą.
- A ty jesteś...
- A co to za kłótnia? Naskarżę waszej mamie - Niall roześmiał się głośno, wchodząc do salonu. - Co tam, moja partnerko?- blondas przybił piątkę z Gemmą, która od razu zrobiła mu miejsce obok siebie.
- Całkiem dobrze. Gdyby jeszcze Harry był dla mnie nieco milszy, byłabym w raju... - Gemma uśmiechnęła się szeroko, stawiając miskę z chipsami pomiędzy nią a Horanem. „I już wiadomo, dlaczego się tak dobrze dogadują…” prychnąłem pod nosem.
- Harry, jak tak możesz?! - Niall postanowił użyć swojej gry aktorskiej, robiąc oburzoną minę. - Brak mi na ciebie słów…
- Gdyby twoja siostra…
- Nie mam siostry - roześmiał się Horan.
- I mózgu - wymamrotałem pod nosem. - Za jakie grzechy muszę spędzać z wami to popołudnie?
- No właśnie! - Niall klasnął w dłonie. - Przyszedłem tu z propozycją wyskoczenia na kręgle.
- Super! - momentalnie podniosłem się z miejsca. - Chodźmy, Niall.
- W sumie to… - blondyn podrapał się po głowie. - Myślałem też o Gemmie.
- I ty masz czelność nazywać się moim przyjacielem? - zmrużyłem oczy, ciężko wzdychając.
- Nie marudź, tylko się ubieraj - Gemma poklepała mnie po ramieniu, zmierzając w stronę wyjścia. - No chyba, że zostajesz… - prychnęła.
- Chciałabyś…
- Kathy? - uniosłem brew, skanując postać dziewczyny w szlafroku, grzebiącej w mojej szafie. „A może pomyliłeś pokoje?”
- Zayn? Co ty tu robisz? - spojrzała na mnie, wyraźnie zaskoczona moją obecnością. - Przepraszam, głupie pytanie - roześmiała się po chwili. - Szukam sukienki - dodała, ponownie zabierając się za przeszukiwanie garderoby mojej dziewczyny. - Pisałam już do Sue i zgodziła się, żebym ją pożyczyła.
- Nie ma problemu - uśmiechnąłem się, wzruszając ramionami. - Czuj się jak u siebie - dodałem, sięgając po laptopa.
- Myślałam, że macie dziś jakiś wywiad - odezwała się, spoglądając na mnie przez ramię.
- Mieliśmy - przytaknąłem. - Ale trwał dużo krócej, niż się spodziewaliśmy - rozsiadłem się wygodnie na łóżku. - Wróciliśmy już jakiś czas temu, ale oprócz mnie wszyscy zdążyli się ulotnić - uruchomiłem komputer, uśmiechając się szeroko na widok zdjęcia z Sue, które pojawiło się na ekranie. Momentalnie poczułem, jak bardzo się za nią stęskniłem. „A co będzie, jak ruszysz w trasę?” odezwało się moje drugie ja. „Zabiorę ją ze sobą…” stwierdziłem bez wahania.
- A ty? - Kathy zamknęła szafę, opierając się o nią plecami.
- Rozłożyłem się przed telewizorem i nawet nie wiem, kiedy zasnąłem - roześmiałem się. - Nie słyszałem nawet, kiedy wróciłaś.
- A ja nie słyszałam twojego głośnego chrapania, na które zawsze narzeka moja siostrzyczka - prychnęła. - Dobra, mam już to, czego chciałam. Gdyby Sue pytała, powiedz jej, że wzięłam tą granatową - machnęła w powietrzu materiałem.
- Moją ulubioną - uśmiechnąłem się mimowolnie, kiedy przypomniałem sobie, jak idealnie podkreślała ona figurę Sue. Za każdym razem, kiedy ją zakładała, dosłownie paliłem się z pożądania. „I z zazdrości…” prychnęło moje drugie ja.
- Mówię do ciebie - Kathy pstryknęła palcami tuż przed moją twarzą. - Mógłbyś chociaż udawać, że mnie słuchasz.
- Staram się, ale tak przynudzasz, że… - roześmiałem się i już po chwili musiałem rozmasowywać obolałe ramię. - To o czym mówiłaś?
- Jeśli namówisz chłopaków, żeby nie wracali na noc, będziesz mógł dziś spędzić czas tylko ze swoją dziewczyną.
- To akurat nie będzie trudne - prychnąłem. - Louis jest u Eleanor, Liam u Danielle, a Harry napisał przed chwilą, że razem z Niallem i Gemmą trochę się zapędzili, i wylądowali gdzieś poza Londynem, więc wrócą nad ranem, a potem wszyscy będziemy musieli wysłuchiwać marudzenia Paula. - westchnąłem, ale tak naprawdę cieszyłem się na myśl o romantycznym wieczorze tylko we dwoje. „Bardzo romantycznym…” prychnęło moje drugie ja. - A ty też gdzieś wychodzisz? - postanowiłem zmienić niebezpieczny kierunek, jaki zaczynały obierać moje myśli.
- Idę z dziewczynami do klubu - Kathy ruszyła w stronę drzwi. - Tylko ma być grzecznie - pogroziła palcem.
- Dobrze, mamo - prychnąłem. - Kathy?
- Tak? - blondynka zatrzymała się, chwytając za klamkę.
- U ciebie wszystko w porządku, co? - wypaliłem. Chciałem upewnić się, że nie dzieje się nic złego. Wczorajsza wizyta Jamesa cały czas nie dawała mi spokoju i mogłem założyć się o wszystko, że nie byłem jedyną osobą, która wciąż o tym myślała.
- Tak - Kathy momentalnie spoważniała. - Dziękuje - dodała po chwili.
- Nie ma za co - wzruszyłem ramionami. - Przyjaciele muszą sobie pomagać, a rodzina tym bardziej - puściłem jej oczko. - Chociaż tym razem na wiele się nie przydałem - z zażenowaniem przypomniałem sobie, w jakim stanie wróciłem do domu. „Koniec z piciem!”
- Robisz dla mnie więcej, niż ci się wydaje - wydukała, uśmiechając delikatnie. - To idę - szepnęła, ale nie zrobiła nawet kroku, cały czas uważnie mi się przyglądając. - Zayn, masz chwilę?
- Czekaj, sprawdzę w grafiku - prychnąłem. - Znajdę dla ciebie jakieś dwie minuty - uśmiechnąłem się do niej, kiedy przysiadła na brzegu łóżka - To o co chodzi? - zapytałem już nieco poważniej.
- Kochasz moją siostrę, prawda? - spojrzała na mnie, marszcząc brwi.
- Oczywiście, że tak...
- Pamiętaj, że ona też cię kocha - dziewczyna odetchnęła lekko, wsuwając pasmo włosów za ucho.
- Kathy, czy coś sie stało? - zapytałem, nie wiedząc do końca, co ma na celu ta rozmowa.
- Nie - pokręciła energicznie głową. - Po prostu ostatnio narobiłam wszystkim sporo problemów i…
- Przecież to nie twoja wina - przerwałem jej, na co machnęła ręką.
- Oczywiście, że moja. To mój były ciągle nas prześladuje - westchnęła. - No i jeszcze ta sytuacja z tatą…
- Kathy, to nic nie zmienia.
- Chciałam się tylko upewnić - blondynka uśmiechnęła się delikatnie. - Nie wybaczyłabym sobie, gdyby przez to całe zamieszanie coś zaczęło się między wami psuć…
- Wszystko jest w jak najlepszym porządku - zapewniłem ją, spoglądając na zdjęcie na monitorze. „I nic się nie zmieni…” dodałem w myślach, wpatrując się w roześmiane oczy Sue. Byłem całkowicie pewien tego uczucia. - Naprawdę ją kocham, Kathy - odetchnąłem, nie spuszczając wzroku z ekranu. - Kocham jej uśmiech i to, jak marszczy przy tym nos. Kocham jej beznadziejne poczucie humoru i żarty, które są nawet gorsze od moich - roześmiałem się, kiedy Kathy prychnęła pod nosem. - Kocham to, że zawsze się ze mną spiera i zawzięcie broni swoich racji… To, jak w skupieniu przygryza wargę, kiedy szkicuje coś przy biurku, albo jak ciska po sypialni pogniecionymi kartkami, twierdząc, że nic jej nie wychodzi tylko po to, by po chwili je pozbierać i starannie prostować - spojrzałem na Kathy, która z uśmiechem na twarzy uważnie mi się przysłuchiwała. - Przy niej wszystko jest inne… Kiedy z nią jestem, wiem, że nie muszę nikogo udawać. I chociaż Sue to wybuchowa i głośna gaduła, to właśnie w jej ramionach odnajduję spokój - przeczesałem ręką włosy. - Nawet nie wiesz, jak dobrze jest wrócić do własnej sypialni, zatrzasnąć drzwi i zobaczyć, że ktoś cały czas czekał. A co najważniejsze, ten ktoś niczego od ciebie nie wymaga. Toleruje cię takim, jaki jesteś, bo chce być z tobą, a nie z wykreowanym przez media wizerunkiem wielkiej gwiazdy…
- Jesteś… - Kathy westchnęła głośno, szeroko się uśmiechając. - Louis miał rację. Wpadłeś po uszy.
- I zdecydowanie za bardzo się rozgadałem - prychnąłem, wywracając oczami. - Jak komuś to powtórzysz, chyba cię zamorduję.
- Będę milczeć jak grób - blondynka przyłożyła dłoń do piersi. - Wiedziałam, że nie mylę się co do twojej osoby - dodała po chwili.
- Cieszę się, że nie zawiodłem twoich oczekiwań - uśmiechnąłem się.
- Moje oczekiwania wcale nie są wygórowane - pokręciła głową. - Chcę tylko, żeby moja siostra była szczęśliwa i czuła się kochana - Kathy podniosła się z łóżka, poklepując mnie po ramieniu. - A skoro tolerujesz te wszystkie zapachowe świece w waszej sypialni, musisz być dla niej facetem idealnym - roześmiała się.
- Próbowałem już z tym walczyć, ale kiedy tylko się ich pozbywam, przybywają nowe - wzruszyłem ramionami. - Jedyną oznaką, że to także moja sypialnia, jest ta wymalowana sprayem ściana. Chociaż i ją pewnie niedługo czymś zasłoni - prychnąłem. - A najśmieszniejszy w tym wszystkim jest fakt, że nawet gdyby to zrobiła, nie potrafiłbym się na nią gniewać - pokręciłem głową, rozbawiony własnym zachowaniem.
- O ścianę możesz być spokojny. W sekrecie zdradzę ci, że Sue ją uwielbia - blondynka puściła do mnie oczko. - Powiedziała nawet, że kiedy będziecie mieli już swój własny dom, to czeka cię sporo pracy przy skopiowaniu tego dzieła - otworzyła drzwi, posyłając mi szeroki uśmiech. - Uciekam, bo jeśli posiedzę tu jeszcze chwilę, na sto procent się spóźnię - westchnęła. - Dziękuję, Zayn - dodała i zanim zdążyłem coś powiedzieć, zniknęła z zasięgu mojego wzroku. „Kiedy będziecie mieli już swój własny dom…” uśmiechnąłem się, rozkładając na łóżku. „Nasz…” wsunąłem dłonie pod głowę, analizując każde słowo. Czułem się… „Szczęśliwy?” podpowiedziało mi moje drugie ja. „Tak, zdecydowanie tak…” Miłość mojego życia planowała ze mną przyszłość. „Przyszłość w naszym wspólnym domu…”
„Idealnie…” kiwnąłem z uznaniem głową, odstawiając na stół wypolerowany kieliszek. „Jeszcze tylko świeczki…” zerknąłem na zegarek, podpalając knoty, które od razu rozbłysły ciepłym płomieniem, po czym udałem się do kuchni, by upewnić się, że nic się nie przypaliło. „Powinienem zostać kucharzem…” zaśmiałem się pod nosem, otwierając piekarnik i widząc, że wszystko poszło zgodnie z planem. „Ciekawe, czy bez szczegółowych wskazówek od Kathy, też byłbyś taki zdolny…” prychnęło moje drugie ja, które postanowiłem zignorować, nie chcąc niszczyć uczucia dumy, jakie mnie przepełniało. „Najważniejsze, że się udało…” Wróciłem do salonu, żeby sprawdzić, czy o niczym nie zapomniałem. „Pedancik…” zakpiło moje drugie ja, kiedy po raz trzeci poprawiałem serwetki. „Lada chwila powinna tu być…” odetchnąłem głęboko, siadając na krześle i mimowolnie uśmiechnąłem się, mając przed oczami obraz mojej dziewczyny. Byłem zakochany jak wariat i zupełnie się tego nie wstydziłem. Wręcz przeciwnie, miałem ochotę zakomunikować to całemu światu. Bez względu jak banalnie to brzmiało, Danielle była moją drugą połówką, która idealnie mnie dopełniała. „Nie każdy ma takie szczęście…” westchnąłem, przypominając sobie wizytę Jamesa. W mojej głowie panował totalny mętlik, ale nie chciałem mówić o tym na głos. Nadal nie potrafiłem zrozumieć Kathy. „Jak można bronić kogoś, kto wyrządził nam tyle krzywdy?” Gdyby to ode mnie zależało, już dawno wpakowałbym go do więzienia. Niestety, dopóki Kathy nie wyrażała na to zgody, każdy miał związane ręce. „Ta dziewczyna ma zdecydowanie za duże serce…” Dodatkowo, ostatnimi czasy kompletnie nie poznawałem Louisa, który od momentu, kiedy wrócił do domu z pobitą Kathy, stał się zupełnie inny. „I te ciągłe kłótnie z Eleanor…” Żaden z nas nie znał powodu, dla którego prawie każde ich spotkanie kończyło się kłótnią i trzaskaniem drzwiami. „Muszę z nim pogadać…”
- Liam? - z rozmyślań wyrwał mnie głos mojej dziewczyny. Podniosłem wzrok, spoglądając na przepiękną, długonogą brunetkę, która posyłała mi pytające spojrzenie.
- Nie słyszałem nawet, kiedy otwierałaś drzwi - Danielle uśmiechnęła się do mnie, odkładając płaszcz na krzesło.
- Zapomniałam o czymś? - zmarszczyła lekko brwi. - Tylko mi nie mów, że…
- A od kiedy to potrzebuję specjalnej okazji, żeby zjeść kolację ze swoją dziewczyną? - przerwałem jej, podnosząc się z miejsca i chwytając ją w swoje objęcia.
- Racja - przechyliła głowę, zaplatając dłonie na mojej szyi. - Od razu milej wrócić do domu - uśmiechnęła się delikatnie, gładząc wierzchem dłoni mój policzek. Momentalnie napadłem na jej usta, które za każdym razem smakowały tak, że nie sposób było się od nich oderwać.
- Jeszcze chwila i nie zjemy tej kolacji - wyszeptała pomiędzy kolejnymi pocałunkami, ale zbytnio nie przejąłem się tą uwagą. „Są rzeczy ważne i ważniejsze…” - Liam, umieram z głodu - roześmiała się, na co niechętnie wypuściłem ją ze swoich objęć.
- To dobrze, bo trochę się napracowałem - prychnąłem, odsuwając krzesło, aby mogła na nim usiąść. - Za chwilę wracam - puściłem jej oczko i zniknąłem w kuchni. - Proszę - chwilę później wróciłem do niej z dwoma talerzami. - Specjalność szefa kuchni.
- Dziękuję bardzo - uśmiechnęła się, nachylając nad swoim talerzem. - Pachnie nieziemsko…
- Mam nadzieję, że tak też smakuje - roześmiałem się, sięgając po wino, którym chwilę później wypełniłem nasze kieliszki.
- Jeśli będziesz gotował mi tak do końca życia, możesz oświadczyć mi się nawet teraz - zamknęła oczy, rozkoszując się pierwszym kęsem. - Pytanie tylko - spojrzała na mnie, opierając się na łokciach - …czy aby na pewno sam to przyrządziłeś?
- Wątpisz we mnie? - zrobiłem oburzoną minę - Jeśli mi nie wierzysz, idź do kuchni. Nie zdążyłem jeszcze po sobie posprzątać - uśmiechnąłem się przepraszająco i cały salon momentalnie wypełnił się jej głośnym śmiechem. - A jak ci minął dzień? - zapytałem, kiedy już się uspokoiła.
- Całkiem dobrze, ale potwornie męcząco - Danielle wzięła łyk wina. - Oni w ogóle nie dają nam odetchnąć. Nogi mi dosłownie odpadają - westchnęła.
- Wiesz już, na jak długo wyjeżdżacie? - zapytałem, nie spuszczając z niej wzroku.
- Jeśli nic się nie zmieni, to na tydzień - wzruszyła ramionami. - Jon mówi, że to wielka szansa - dodała z uśmiechem. - Liam, coś się stało? - spojrzała na mnie po chwili milczenia, marszcząc przy tym brwi.
- Dlaczego? - podrapałem się po głowie, zaskoczony jej pytaniem.
- Jesteś dziś taki… - zmrużyła oczy, uważnie skanując moją twarz. - Wszystko w porządku?
- Tak - kiwnąłem głowa, sięgając po kieliszek.
- No więc, jak minął twój dzień? - wsunęła pasmo włosów za ucho.
- W porządku - odetchnąłem głęboko, zastanawiając się, czy mówić Danielle o wizycie Jamesa. Nie chciałem psuć nam wieczoru, ale wiedziałem, że muszę z kimś porozmawiać. „A tym kimś jest właśnie Danielle…” - James znów u nas był...
- Ten film był straszny - jęknąłem, gdy tylko wyszliśmy z sali kinowej.
- Chciałeś chyba powiedzieć, że był strasznie romantyczny - roześmiała się El.
- Nie. Zdecydowanie nie - pokręciłem głową. - Wolałbym już chyba przez całe dwie godziny oglądać reklamy - prychnąłem. - Następnym razem to ja wybieram film.
- No dobrze, może nie było to jakieś arcydzieło, ale pomyśl tylko w jakim cudownym towarzystwie spędziłeś ten wieczór - El żartobliwie zatrzepotała rzęsami.
- Mówisz o tej starszej pani, która siedziała obok mnie i zalewała się łzami za każdym razem, kiedy facet na ekranie wyznał komuś miłość? - spojrzałem na nią, marszcząc brwi.
- Jesteś okropny - moja dziewczyna wywróciła oczami, kiedy przepuściłem ją w drzwiach, po czym nie czekając na mnie, ruszyła przed siebie.
- A może - zacząłem, szybko ją doganiając - …miałaś na myśli moją piękną, inteligentną i zabawną dziewczynę, na punkcie której kompletnie straciłem głowę - zaśmiałem się, przyciągając ją do siebie za rękę.
- Tak już lepiej - westchnęła, wpatrując się we mnie swoimi roześmianymi oczami. Odgarnąłem z jej twarzy kosmyk ciemnych włosów, po czym złożyłem delikatny pocałunek na tych idealnie wykrojonych ustach. Chciałem zrekompensować jej ten czas, kiedy ją zaniedbywałem. „A ostatnio zdarzało się to zbyt często…” Czułem się winny wszystkim spięciom, do jakich między nami dochodziło, ale nie mogłem nic poradzić na to, że momentami stawałem się po prostu nieobecny. To działo się bez mojej zgody. Natłok zdarzeń wciąż nie dawał mi spokoju, a na samo wspomnienie wczorajszego wieczoru, w moich żyłach krew zaczynała krążyć o wiele szybciej. „Gdybym mógł, zabiłbym palanta…” Wiedziałem, że James nie odpuści tak łatwo, ale byłem w pełni gotów, by po raz kolejny stawić mu czoła. „Tylko czy Kathy była na to gotowa?” - Louis, czy ty mnie w ogóle słuchasz? - El machnęła dłonią tuż przed moją twarzą.
- Tak tylko... - odetchnąłem, starając się wymyślić jakąś dobrą wymówkę. - Potęga twej urody sprawiła, że zaniemówiłem - zacytowałem aktora z filmu, który przed chwilą oglądaliśmy, po czym przechyliłem ją przez ramię i namiętnie pocałowałem.
- To było tandetne - roześmiała się, kiedy już się od siebie oderwaliśmy - Ale skuteczne - dodała, na co odetchnąłem z ulgą. „Brawa dla mistrza odwracania uwagi…” moje drugie ja z uznaniem zaczęło bić brawo. - A jak impreza u Josha? Sue pisała, że dziewczyny miały wczoraj wolną chatę - zapytała, kiedy chwyciłem ją za rękę, zmierzając w stronę parkingu.
- Faktycznie, całkiem nieźle się zaopatrzyły - prychnąłem, przypominając sobie te wszystkie butelki, które miały w planach opróżnić. „Chyba przeceniły trochę swoje możliwości…” - A u Josha było jak zwykle głośno. Chociaż tym razem Harry przeszedł samego siebie - roześmiałem się. - Spił Malika tak, że ledwo donieśliśmy go do domu - wywróciłem oczami. - A raczej obu ich ledwo donieśliśmy.
- Chciałabym to zobaczyć - El roześmiała się w głos. - Tęskniłam za tym - dodała nagle, przytulając się do mojego ramienia.
- Ja też - westchnąłem, zamykając ją szczelnie w swoich objęciach i składając pocałunek w jej włosach - Ja też - powtórzyłem zgodnie z prawdą. „Sam się odsunąłeś…” moje drugie ja jak zwykle pozostawało bezlitosne.
- Ty! - nieoczekiwanie usłyszałem tak dobrze już znany mi głos i podniosłem wzrok, by upewnić się, że nie zaczynam powoli wariować.
- Louis? - Eleanor spojrzała na mnie niepewnie, nie rozumiejąc zapewne, czemu ubrany na czarno typ zmierza właśnie w naszym kierunku.
- Zniszczę cię, rozumiesz?! - Turner zatrzymał się kilka kroków przed nami, posyłając mi mordercze spojrzenie. „On chyba naprawdę nas śledzi!”
- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać - westchnąłem, przyciągając El jeszcze bliżej siebie. Miałem do wyboru dwie opcje. Mogłem przywalić mu na oczach wszystkich i spędzić dzisiejszy wieczór na komisariacie, albo uspokoić buzującą w żyłach krew i po prostu odejść. Na szczęście resztki mojego zdrowego rozsądku nie poddały się obezwładniającej moje ciało wściekłości i wybrałem drugie rozwiązanie, ignorując jednocześnie to cholerne uczucie. - Daj nam w końcu święty spokój! - spojrzałem na El, która cały czas z niepokojem przyglądała się tej sytuacji. Trzymając ją w swoich ramionach, wiedziałem, że będę potrafił się kontrolować.
- Tchórzysz? - James odezwał się znowu, kiedy razem z El minęliśmy go, zmierzając w kierunku samochodu. - Twoja towarzyszka wie, że w wolnych chwilach zabawiasz się z cudzymi dziewczynami?! - krzyknął za nami.
- Słuchaj! - odkręciłem się w jego kierunku, czując jak moje skronie zaczynają pulsować. - Radzę ci się przymknąć, zanim powiesz o jedno słowo za dużo! - wysyczałem przez zaciśnięte zęby. - Nie znudziła ci się już cała ta zabawa i wystawanie przed naszym domem?!
- Lou, o czym on mówi? O czym ty mówisz? - El skanowała moją twarz rozbieganymi oczami, mocniej ściskając moją dłoń. „Nie tak miał wyglądać ten wieczór…”
- Już tłumaczę - Turner zwrócił się do niej, chcąc za wszelką cenę mnie sprowokować. „I coraz lepiej mu to wychodziło…” - Twój chłopak pewnie nie wspominał ci, że podstępem odbił moją dziewczynę i…
- Jesteś nienormalny - syknąłem, przerywając mu. - Zapomniałeś chyba, że Kathy sama od ciebie odeszła.
- A ty postanowiłeś to wykorzystać…
- Jesteś żałosny - prychnąłem tylko i odkręciłem się na pięcie, ciągnąc za sobą Eleanor.
- Jeszcze zobaczymy, Tomlinson! - postanowiłem po raz kolejny już dzisieszego wieczoru zignorować jego słowa i starając się zachować resztki spokoju, podszedłem do samochodu, otwierając drzwi mojej dziewczynie, która co chwila odwracała się w kierunku Turnera, wciąż stojącego po drugiej stronie parkingu.
- O co w tym wszystkim chodzi? - odezwała się w końcu, kiedy oboje wsiedliśmy już do auta.
- Miałem ci dziś o tym nie mówić - westchnąłem, opierając dłonie na kierownicy. - Nie chciałem psuć nam wieczoru… Przepraszam…
- Nie jestem zła - pokręciła głową, gładząc mnie po ramieniu. - Wiem, że wcześniej czy później byś mi o tym powiedział - „Raczej później…” trafnie zauważyło moje drugie ja, a poczucie winy urosło nagle do monstrualnych rozmiarów.
- Nie psujmy sobie reszty…
- Louis, proszę - jej oczy wpatrywały się we mnie wyczekująco. Wiedziałem, że nadszedł w końcu moment, kiedy muszę powiedzieć jej wszystko, czego dotychczas nie wiedziała. Odetchnąłem głęboko, próbując przygotować się na atak gniewu, jaki miał zaraz wybuchnąć. Sam byłbym wściekły, gdybym dowiedział się, że przez taki długi czas żyłem w kompletnej nieświadomości, a ona mówiła mi jedynie tyle, ile uważała za konieczne.
- James był u nas wczoraj… - westchnąłem, nie odrywając wzroku od jej oczu.
- Coś się stało? - wydukała cicho. - Wszystko w porządku z Kathy? - nie mogłem uwierzyć własnym uszom. Ona jednak martwiła się o Kathy. „A te wszystkie kłótnie?” Zacząłem gubić się we własnych myślach. - Louis…
- Turner wystaje pod naszym domem i cholera wie, do czego jeszcze jest zdolny…
- Od razu mówiłem, że nie masz szans! - Zayn uśmiechnął się dumny z siebie, odkładając na bok pada. - To trzeba mieć w genach.
- Albo spędzać przy tym każdą wolną chwilę - prychnęłam, odstawiając puszkę coli. - To co, rewanż?
- Chyba sobie żartujesz… - Zayn chwycił mnie za kostkę i bez większego wysiłku, przyciągnął do siebie. - Teraz czas na nagrodę.
- Nie było mowy o żadnej nagrodzie - pokręciłam głową, uważnie mu się przyglądając.
- Może i nie było... - jego dłoń powoli zaczęła sunąć wzdłuż mojej łydki - …ale skoro zasłużyłem… - przybliżył się do mnie z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
- Tutaj? - uniosłam brew, kiedy jego palce zacisnęły się na wewnętrznej części mojego uda. Przyjemny dreszcz pomknął z tego miejsca wprost do mojego kręgosłupa, by następnie rozejść się po całym ciele. „Cudowna tortura…” - Ale... - brunet nachylił się nade mną, wsuwając dłoń pod moją koszulkę. - Przecież ktoś może tu wejść...
- Nikogo nie ma - sunął opuszkami wzdłuż mojego boku, a ja miałam wrażenie, że dotyk ten pozostawia za sobą ognisty ślad. - I z tego co wiem, prędko nie będzie - mruknęłam cicho, czując jego usta na swojej szyi. - Mamy więc sporo czasu dla siebie… - spojrzał na mnie pociemniałymi z pożądania tęczówkami i powoli zwilżył swoje usta językiem, a ja poczułam ten cudowny ucisk w dole brzucha i już wiedziałam. „Przegrałam…” Uchwyciłam jego twarz w dłonie i gwałtownie wpiłam się w jego usta. Nie musiałam długo czekać, by jego język odnalazł mój i zaprosił do wspólnego tańca. Wplotłam dłoń w jego włosy, czując jak pragnienie zaczyna mnie obezwładniać. Fala gorąca zalała moje ciało. Prawie zawyłam z radości, kiedy Zayn dwoma szybkimi ruchami pozbył się naszych koszulek. Moja skóra płonęła od jego dotyku, a on tylko rozniecał ten ogień, pieszcząc delikatnie każdy milimetr mojego odsłoniętego ciała. „Nie…” warknęłam z niezadowolenia, kiedy jego usta oderwały się od moich, ale już po chwili poczułam jego dłonie, sprawnie odpinające guziki moich szortów. Uniosłam biodra, by ułatwić mu pozbycie się tej niepotrzebnej części garderoby.
- Jesteś. Najpiękniejszą. Kobietą. Na. Świecie - wyszeptał między kolejnymi pocałunkami. Czułam jego silne dłonie zaciskają się na moich pośladkach. - Sue… - przejechałam palcami wzdłuż linii jego spodni, czując, jak bardzo jest podniecony i było mi cudownie z myślą, że to właśnie ja doprowadziłam go do takiego stanu. „Cholera!” Kolejna fala gorąca zawładnęła moim ciałem, gdy jego usta zaczęły błądzić po moim dekolcie, a silne dłonie odnalazły zapięcie na plecach i momentalnie pozbawiły mnie stanika. Miałam wrażenie, że między jego palcami a moją skórą przeskakują małe ładunki elektryczne. „Długo już tak nie wytrzymam…” Kolejny jęk rozkoszy wydobył się z moich ust w chwili, gdy Zayn musnął palcami moją pierś i zaczął zataczać delikatne kółka wokół mojego sutka, który momentalnie stwardniał pod wpływem tej pieszczoty.
- Zayn.... - wydyszałam w jego usta, pragnąc więcej. Czułam, że uśmiechnął się, kiedy sięgnęłam do jego spodni, dając mu tym samym do zrozumienia, że wreszcie i on powinien pozbyć się zbędnej garderoby.
- Taka cudowna - szepnął, kiedy odsunął się na moment, aby zrzucić z siebie resztki ubrania. Brak jego ciała ocierającego się o moje, sprawił, że poczułam ogromną frustrację. Na szczęście nie musiałam długo czekać. Zayn ponownie zaczął błądzić dłońmi po moim rozgrzanym ciele. Wplotłam palce w jego włosy, lekko za nie pociągając, co sprawiło, że jęknął wprost w moje usta. Wygięłam się w łuk, bo rozkosz, którą czułam, była wręcz porażająca. Przycisnęłam biodra do jego ciała, kiedy ten cudowny ucisk w dole mojego brzucha stał się rozkosznie nieznośny, ale nawet to już nie pomogło. „O cholera!” Cała zadrżałam, kiedy objął mój sutek ustami, lekko trącając go językiem. „Nie przeżyję tego…” westchnęłam gardłowo, kiedy jego sprawna dłoń przejechała wzdłuż tasiemki moich majtek. Uniosłam biodra, czując, że za chwilę kompletnie oszaleję. Zayn jednak miał kompletnie inny plan. Pieścił dłońmi moje uda i pośladki, ciężko dysząc. „A może to mój oddech?” przeszło mi przez myśl, jednak szybko przestałam się nad tym zastanawiać, kiedy przygryzł płatek mojego ucha.
- Zayn… - uchwyciłam jego twarz w dłonie. Brunet uśmiechnął się do mnie, a w jego oczach mogłam zuważyć ten zadziorny błysk. Przygryzłam wargę, czując, jak powoli pozbywa się mojej bielizny. Kolejny jęk wydobył się z moich ust, kiedy jego dłoń odnalazła ten najsłabszy punkt. Miałam wrażenie, że miliony drobnych iskierek przeskakują między naszymi ciałami. - Nie wytrzymam więcej - szepnęłam. - Zayn… - jego imię tym razem brzmiało jak prośba. Błaganie o więcej. Czułam jego męskość ocierającą się o moje ciało, dotyk silnych dłoni na piersiach, drżenie naszych ciał… Ucisk w moim podbrzuszu tylko się wzmagał, doprowadzając mnie do szaleństwa. Zayn po raz kolejny oderwał się od moich warg, spoglądając na mnie ciemnymi od pożądania oczami. Jego oddech był równie ciężki co mój. Pogładziłam jego policzek, a on uśmiechnął się łobuzersko i znów przejął we władanie moje usta. To był najbardziej namiętny, podniecający i wszechogarniający pocałunek, jaki do tej pory było mi dane przeżyć. I poczułam go. Wszędzie. Tam. „O Boże!”
- Susanne… - jęknął wprost w moje usta, nieruchomiejąc. Wbiłam paznokcie w jego plecy, na co syknął cicho. Serce waliło mi jak oszalałe, a płuca ledwo nadążały z dostarczaniem tlenu. Uniosłam biodra, wyginając ciało w łuk i dając tym samym do zrozumienia, czego pragnę. Nie musiałam długo czekać. Czułam, jak wszystkie jego mięśnie napinają się, kiedy poruszał się coraz szybciej, doprowadzając moje ciało do istnej wariacji. - Sue… - wydyszał, nie przestając ani na chwilę. Wiedziałam, że za moment rozpadnę się na drobne kawałki. Gorące uczucie obezwładniało nasze ciała. Coraz trudniej było nam złapać oddech. I wtedy…
- Zayn! - krzyknęłam, czując jak eksploduję.
- Kurwa! - jęknął gardłowo, z trudem łapiąc powietrze. - Sue! - opadł na mnie, ciężko dysząc. Otworzyłam oczy, starając się dojść do siebie, co wcale nie było takie proste. „Nie po czymś takim…” Kiedy już nasze oddechy nieco się umiarkowały, poczułam, jak powoli wychodzi ze mnie, pozostawiając uczucie pustki, które wcale mi się nie spodobało. - O rany - wysapał, kładąc się obok mnie, po czym wziął mnie w ramiona i okrył nasze ciała kocem.
- O rany - powtórzyłam po nim, głośno wypuszczając powietrze z płuc. - Zdecydowanie częściej musimy pozbywać się ich z domu.
- Tak sądzisz? - Zayn ucałował moją skroń.
- Mhmm… - wtuliłam się w jego bok, składając delikatny pocałunek na jego szyi. Po chwili poczułam drżenie jego ciała, a następnie do moich uszu dobiegł cichy śmiech. - Co cię tak bawi? - uniosłam się na łokciu, spoglądając w jego błyszczące oczy.
- Po prostu - odgarnął dłonią pasmo włosów z mojej twarzy -…mieliby niezłe widowisko - prychnął, na co wywróciłam jedynie oczami.
- Jesteś okropny - uderzyłam go w ramię, na co uśmiechnął się łobuzersko.
- I nadal cholernie napalony - szepnął, po czym ponownie napadł na moje usta.
Leżałem na kanapie, wsłuchując się w wolną melodię dochodzącą z głośników i wpatrując się w płonący w kominku ogień. Po rozmowie z Danielle czułem się o wiele lepiej. Ta dziewczyna była najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Cokolwiek by się nie działo, zawsze powtarzała, że wszystko się ułoży. I zawsze miała rację. „Oby było tak również tym razem…” odetchnąłem, starając się odpędzić od siebie wszystkie złe myśli. Na szczęście pojawienie się przede mną ciemnowłosej piękności załatwiło to w mgnieniu oka.
- Wino dla pana - uśmiechnęła się do mnie, wręczając mi kieliszek, po czym usiadła obok. Wpatrywałem się w jej połyskujące oczy, ciesząc się jak wariat, że to własnie ona stanęła na mojej drodze. Odstawiłem wino na stolik i sięgnąłem po jej małe stopy, kładąc je na swoich kolanach. Danielle westchnęła cicho, wyciągając się na kanapie niczym kotka, kiedy zacząłem masować każdy ich centymetr. - Mówiłam ci już, jak bardzo cię kocham - uśmiechnęła się do mnie.
- Coś tam kiedyś wspominałaś - wzruszyłem ramionami, nie spuszczając z niej wzroku.
- Te wszystkie twoje fanki naprawdę mają powody, żeby mi zazdrościć - puściła do mnie oczko, na co żartobliwie wywróciłem oczami. Starałem się skupić wyłącznie na niej, ale uczucie niepokoju znów powróciło. Ciągle wydawało mi się, że to dopiero początek piekła, które szykował nam James. A po jego ostatniej wizycie to uczucie było jeszcze silniejsze. Cały czas starałem się poukładać wszystkie elementy tej układanki, jednak za każdym razem czegoś mi brakowało. Byłem przekonany, że Turner tak łatwo się nie podda, a świadomość, że nie mogę z tym nic zrobić, doprowadzała mnie do szału. „Wszystko się ułoży…” powtarzałem w głowie słowa Danielle, które choć jeszcze chwilę temu brzmiały przekonująco, teraz wydawały się być jedynie trzema wyrazami bez większego znaczenia. - Hej, wróć do mnie - szept Dan tuż przy moim uchu sprawił, że momentalnie wyrwałem się z rozmyślań. Dopiero teraz zorientowałem się, że przez cały ten czas siedziałem z wzrokiem utkwionym w jakimś nieokreślonym punkcie przed sobą. - Ciągle o tym myślisz, prawda? - westchnąłem głośno, spoglądając w ciemne tęczówki Danielle. - Liam, dobrze wiesz, że decyzja należy do Kathy. Możemy ją jedynie wspierać, nic więcej.
- Przepraszam - pokręciłem głową, gładząc delikatnie jej policzek. - Mieliśmy spędzić razem miły wieczór, a zamiast tego…
- To, że się martwisz, to tylko kolejny dowód na to, jakim cudownym człowiekiem jesteś - przerwała mi, nieznacznie się uśmiechając. - Przy innych możesz udawać, ale mnie nie oszukasz. Znam cię lepiej, niż ci się wydaje - dodała, kładąc dłoń na moim sercu.
- Danielle…
- Wiem, że jesteś na siebie zły, bo uważasz, że zamiast o tym myśleć, powinieneś zajmować się nami - oparła głowę o moje ramię. - Tylko, że wspaniały wieczór nie musi być wypełniony rozmowami o samych przyjemnych rzeczach. Wspaniały wieczór to ten, kiedy jesteś obok - szepnęła, a ja objąłem ją, przyciągając jeszcze bliżej swojego ciała.
- Naprawdę chciałbym zostawić już to wszystko za sobą, ale… - westchnąłem, składając pocałunek w jej włosach. - Mam złe przeczucia…
♥♥♥
Co u Was słychać? :)
Nam kolejny tydzień przemknął z prędkością światła. A co to oznacza? Oczywiście kolejną dawkę " So close" :)
Mamy nadzieję, że rozdział Wam się spodobał :)
Z góry przepraszamy jeśli scena +18 okazała się totalną porażką. Pierwszy raz w życiu zabrałyśmy się za napisanie czegoś takiego. :)
Dziękujęmy Wam za to, że liczba w prawym górnym rogu z każdym dniem się powiększa. Szczególnie chciałybyśmy podziękować osobom, które pozostawiają po sobie ślad. To na prawdę miłe wiedzieć, co sadzicie o naszych wypocinach :)
Przesyłamy masę pozytywnej energii na kolejny tydzień! Xx
MADDIE&CAROL
MADDIE&CAROL