Stanęliśmy na środku
placu, przyglądając się krzątającym dookoła ludziom. Westchnąłem głęboko, kiedy
Zayn poklepał mnie po ramieniu.
- Słuchajcie - powiedziałem głośno, ale nikt tego nie usłyszał. „Albo cię zignorowali…” zakpiło moje drugie ja. Chciałem już ponownie się odezwać, ale ubiegł mnie Louis.
- Ludzie! - krzyknął i automatycznie oczy wszystkich skierowały się w naszą stronę. „Jestem zbyt łagodny…” - Liam chciałby coś powiedzieć - dokończył już ton ciszej, szeroko się uśmiechając.
- A więc… Udało się! - roześmiałem się. - Udało nam się nagrać całkiem niezły materiał na nowy teledysk - spojrzałem na uśmiechniętego Paula. - Chcielibyśmy…
- Chcielibyśmy - przerwał mi Harry -…z tego miejsca bardzo, ale to bardzo mocno podziękować wam wszystkim.
- Pomimo tego, że teoretycznie byliśmy w pracy, bawiliśmy się z wami fantastycznie - uśmiechnął się szeroko Niall. - I tak wspaniale zatroszczyliście się o to, żebym nie był głodny… - spojrzałem na niego, z niedowierzaniem kręcąc głową, kiedy reszta wybuchła śmiechem.
- Nie ma sprawy! - odezwał się rozbawiony Paul. - Rachunek za te wszystkie przekąski prześlemy ci pocztą.
- Cieszymy się, że daliście nam tyle swobody - uśmiechnął się Louis - …że pozwoliliście nam na dobrą zabawę i że dzięki temu wszystkiemu teledysk będzie naprawdę w naszym stylu.
- Chociaż nie będę ukrywał, że z tą wodą to już lekka przesada - wymamrotał Zayn, na co wszyscy po raz kolejny wybuchli śmiechem. - Następnym razem chociaż zainwestujcie w jakieś rękawki albo ponton dla mnie.
- Przepraszamy też za wszystkie problemy, jakie sprawialiśmy - wtrącił po raz kolejny Louis.
- Lepiej powiedz od razu, że przepraszasz za ten popsuty samochód - prychnął Harry, na co Paul westchnął głęboko, zaplatając ręce na piersi.
- Paul, kochany, przecież wiesz, że nie…
- Że nie chciałeś - Paul dokończył za Louisa. - Słyszałem to już tyle razy - po raz kolejny głośno westchnął. - Za to też wystawię rachunek
- Ale…
- Nie odzywaj się, bo policzę dwukrotnie - Paul starał się zachować powagę, ale widząc zdezorientowaną minę Louisa, nie wytrzymał i już po chwili wybuchł głośnym śmiechem.
- Wracając do tematu… - odezwał się Niall. - Gdyby nie wasze zaangażowanie, nic byśmy nie wskórali.
- Dziękujemy! - krzyknął Zayn, uśmiechając się szeroko, po czym wszyscy jak na komendę ruszyliśmy w stronę Paula i mimo jego głośnych protestów, wykonaliśmy nasz zespołowy uścisk. Minęło jeszcze sporo czasu, zanim podziękowaliśmy każdemu z osobna. „Ale przecież naprawdę mieliśmy za co dziękować…”
- Koniec tego dobrego! - Louis chwycił za megafon. - Zbierać manatki, ludzie! Macie wolne! - po tych słowach na placu zapanowało ogólne zamieszanie. Wszyscy od razu zabrali się za pakowanie sprzętu, czemu towarzyszyły oczywiście głośne rozmowy i śmiechy.
- Chciałem tylko dodać - Paul uśmiechnął się zwycięsko, przechwytując megafon od Louisa - …że za te wszystkie niedogodności, które spotkały was przez tych uroczych panów - popatrzył w naszą stronę - …chłopcy zgodzili się pomóc wam w pakowaniu i sprzątaniu - posłał nam szeroki uśmiech. - Do roboty! - machnął ponaglająco dłonią i nie dając nam nawet najmniejszej szansy na protest, ruszył w stronę naszego ochroniarza. Odetchnąłem głęboko, spoglądając na chłopaków, po czym opadłem na stojące obok krzesełko.
- Mogę? - nagle obok mnie znalazła się szeroko uśmiechnięta Kathy.
- Co? - spojrzałem na nią, unosząc brew.
- Krzesełko - powiedziała, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie. - Przecież nie będzie ci potrzebne, bo musisz sprzątać - dodała, a ja bez słowa podniosłem się z miejsca, cały czas będąc całkowicie zdezorientowany jej dziwnym zachowaniem.
- Dziękuję - uśmiechnęła się szeroko, po czym chwyciła za krzesło i ruszyła w stronę jeziora.
- A jej to po co? - Louis podszedł do mnie, marszcząc brwi, na co wzruszyłem jedynie ramionami. - Zajmę się tym - stwierdził, po czym ruszył za dziewczyną. „No tak, przecież jesteś mistrzem w uciekaniu od obowiązków…” westchnąłem głośno, chwytając za jeden z kartonów z rekwizytami.
- Słuchajcie - powiedziałem głośno, ale nikt tego nie usłyszał. „Albo cię zignorowali…” zakpiło moje drugie ja. Chciałem już ponownie się odezwać, ale ubiegł mnie Louis.
- Ludzie! - krzyknął i automatycznie oczy wszystkich skierowały się w naszą stronę. „Jestem zbyt łagodny…” - Liam chciałby coś powiedzieć - dokończył już ton ciszej, szeroko się uśmiechając.
- A więc… Udało się! - roześmiałem się. - Udało nam się nagrać całkiem niezły materiał na nowy teledysk - spojrzałem na uśmiechniętego Paula. - Chcielibyśmy…
- Chcielibyśmy - przerwał mi Harry -…z tego miejsca bardzo, ale to bardzo mocno podziękować wam wszystkim.
- Pomimo tego, że teoretycznie byliśmy w pracy, bawiliśmy się z wami fantastycznie - uśmiechnął się szeroko Niall. - I tak wspaniale zatroszczyliście się o to, żebym nie był głodny… - spojrzałem na niego, z niedowierzaniem kręcąc głową, kiedy reszta wybuchła śmiechem.
- Nie ma sprawy! - odezwał się rozbawiony Paul. - Rachunek za te wszystkie przekąski prześlemy ci pocztą.
- Cieszymy się, że daliście nam tyle swobody - uśmiechnął się Louis - …że pozwoliliście nam na dobrą zabawę i że dzięki temu wszystkiemu teledysk będzie naprawdę w naszym stylu.
- Chociaż nie będę ukrywał, że z tą wodą to już lekka przesada - wymamrotał Zayn, na co wszyscy po raz kolejny wybuchli śmiechem. - Następnym razem chociaż zainwestujcie w jakieś rękawki albo ponton dla mnie.
- Przepraszamy też za wszystkie problemy, jakie sprawialiśmy - wtrącił po raz kolejny Louis.
- Lepiej powiedz od razu, że przepraszasz za ten popsuty samochód - prychnął Harry, na co Paul westchnął głęboko, zaplatając ręce na piersi.
- Paul, kochany, przecież wiesz, że nie…
- Że nie chciałeś - Paul dokończył za Louisa. - Słyszałem to już tyle razy - po raz kolejny głośno westchnął. - Za to też wystawię rachunek
- Ale…
- Nie odzywaj się, bo policzę dwukrotnie - Paul starał się zachować powagę, ale widząc zdezorientowaną minę Louisa, nie wytrzymał i już po chwili wybuchł głośnym śmiechem.
- Wracając do tematu… - odezwał się Niall. - Gdyby nie wasze zaangażowanie, nic byśmy nie wskórali.
- Dziękujemy! - krzyknął Zayn, uśmiechając się szeroko, po czym wszyscy jak na komendę ruszyliśmy w stronę Paula i mimo jego głośnych protestów, wykonaliśmy nasz zespołowy uścisk. Minęło jeszcze sporo czasu, zanim podziękowaliśmy każdemu z osobna. „Ale przecież naprawdę mieliśmy za co dziękować…”
- Koniec tego dobrego! - Louis chwycił za megafon. - Zbierać manatki, ludzie! Macie wolne! - po tych słowach na placu zapanowało ogólne zamieszanie. Wszyscy od razu zabrali się za pakowanie sprzętu, czemu towarzyszyły oczywiście głośne rozmowy i śmiechy.
- Chciałem tylko dodać - Paul uśmiechnął się zwycięsko, przechwytując megafon od Louisa - …że za te wszystkie niedogodności, które spotkały was przez tych uroczych panów - popatrzył w naszą stronę - …chłopcy zgodzili się pomóc wam w pakowaniu i sprzątaniu - posłał nam szeroki uśmiech. - Do roboty! - machnął ponaglająco dłonią i nie dając nam nawet najmniejszej szansy na protest, ruszył w stronę naszego ochroniarza. Odetchnąłem głęboko, spoglądając na chłopaków, po czym opadłem na stojące obok krzesełko.
- Mogę? - nagle obok mnie znalazła się szeroko uśmiechnięta Kathy.
- Co? - spojrzałem na nią, unosząc brew.
- Krzesełko - powiedziała, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie. - Przecież nie będzie ci potrzebne, bo musisz sprzątać - dodała, a ja bez słowa podniosłem się z miejsca, cały czas będąc całkowicie zdezorientowany jej dziwnym zachowaniem.
- Dziękuję - uśmiechnęła się szeroko, po czym chwyciła za krzesło i ruszyła w stronę jeziora.
- A jej to po co? - Louis podszedł do mnie, marszcząc brwi, na co wzruszyłem jedynie ramionami. - Zajmę się tym - stwierdził, po czym ruszył za dziewczyną. „No tak, przecież jesteś mistrzem w uciekaniu od obowiązków…” westchnąłem głośno, chwytając za jeden z kartonów z rekwizytami.
-
Po co zabrałaś te krzesełko? - podbiegłem do dziewczyny, która aż podskoczyła,
słysząc mój głos.
- A to karalne? - odwróciła się w moją stronę. - Raczej nie - dodała po chwili. - Nie powinieneś pomagać chłopakom? - delikatnie zmarszczyła czoło.
- Nie powinienem - uśmiechnąłem się szeroko. - Nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie - wzruszyłem ramionami.
- A po co są krzesła? - wywróciła oczami i skierowała się w stronę jeziora.
- Czemu odpowiadasz pytaniem na pytanie? - ruszyłem za nią, wsuwając dłonie w kieszenie spodni.
- Nie odczepisz się, prawda? - westchnęła lekko podirytowana.
- Właśnie o tym mówię - prychnąłem, na co ponownie wywróciła oczami. - To może powiesz mi przynajmniej, dokąd idziesz? - zapytałem. - Chyba nie… - westchnąłem głośno, kiedy nie doczekałem się odpowiedzi. - Wiesz, jakoś nie bardzo chce mi się pomagać chłopakom - odezwałem się po kolejnej chwili milczenia. - Mogę dotrzymać ci towarzystwa?
- Wolałabym nie - pokręciła głową, wchodząc na pomost, po czym odstawiła krzesło i wygodnie się na nim rozsiadła, skupiając swój wzrok na nieruchomej tafli wody.
- Dlaczego? - usiadłem na drewnianej krawędzi.
- Wolę rozmyślać w ciszy - westchnęła, zarzucając nogę na nogę.
- W takim razie będę cicho jak nigdy - uśmiechnąłem się do niej, po czym zabrałem się za zdejmowanie butów.
- Co ty robisz? - spojrzała na mnie zdezorientowana.
- Mam ochotę tu posiedzieć i najzwyczajniej w życiu pomoczyć nogi - stwierdziłem, zanurzając stopy w wodzie, po czym rozłożyłem się na pomoście, wsuwając dłonie pod głowę.
- Ale…
- Mogłabyś być cicho? - westchnąłem teatralnie, zamykając oczy. - Wolę rozmyślać w ciszy - powtórzyłem jej słowa, na co jedynie prychnęła pod nosem, nie kończąc już tego, co miała do powiedzenia. Odetchnąłem głęboko, wsłuchując się w kojący szum liści. „Szkoda, że El nie może tu być…” westchnąłem. „Mógłbym z nią tak leżeć i leżeć…” przywołałem w swojej głowie jej uśmiechniętą twarz. „Przez całe życie…” przemknęło mi przez myśl. „Ale czy byłaby w stanie tyle wytrzymać?” Dużo razy już o tym myślałem. Wiedziałem, że liczy na mnie czwórka niesamowitych gości i cała armia fanów, których nie mogłem zawieść, a przecież nie potrafiłem być w kilku miejscach jednocześnie. Teraz jakoś znosiła moją częstą nieobecność, ale jak długo będzie potrafiła żyć w ten sposób? „Po co jej ktoś, kogo praktycznie nie ma przy jej boku?” Nie będzie potrzebny jej facet, który nie znajdzie czasu na wyjście z psem, na naprawieniem kranu czy pójście na przedstawienie własnego dziecka. „Czasem sama miłość nie wystarczy…”
- O czym myślisz? - cichy głos wyrwał mnie z rozmyślań. Otworzyłem oczy, przyglądając się blondynce, zajmującej właśnie miejsce obok mnie. Powoli zdjęła buty z nóg i zamoczyła stopy w wodzie.
- O przyszłości… - westchnąłem, wracając do pozycji siedzącej.
- I o czym tu myśleć? - uśmiechnęła się. - Ktoś taki jak ty chyba nie ma się o co martwić…
- Ktoś taki jak ja… - powtórzyłem po niej, przenosząc wzrok przed siebie.
- Przepraszam… Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało - zakłopotana ścisnęła w dłoni materiał swojej bluzki.
- Ej, przestań… - trąciłem ją łokciem. - Przecież wiem, kim jestem. Louisem Tomlinsonem, wielką gwiazdą! - spojrzałem na nią, siląc się na uśmiech.
- Z bardzo niską samooceną - prychnęła pod nosem, po czym odetchnęła głęboko. - Lou, miałam na myśli…
- Wiem, co miałaś na myśli - przerwałem jej. - Tylko, że tu nie chodzi o to, czy za kilka lat będę miał za co opłacić rachunki, czy iść na zakupy. Wiem, że finansowo moja przyszłość jest zabezpieczona - przeczesałem ręką włosy. - Chodzi o coś więcej… O mnie…
- A co jest z tobą nie tak? - zmarszczyła lekko brwi.
- Ja jestem nie tak, Kathy…
- Nadal nic nie rozumiem - pokręciła głową, no co westchnąłem z irytacją, chociaż wcale nie chciałem, żeby tak to zabrzmiało. - Przepraszam, nie musisz mówić.
- Kathy... - uniosłem głowę, spoglądając w lekko zaczerwienione niebo. - Chodzi o to, że... - nie wiedziałem jak sprecyzować swoje już i tak wystarczająco pogmatwane myśli.
- Boisz się - szepnęła nagle. - Boisz się przyszłości…
- Nie boję się - wywróciłem oczami, jakby miało mnie to w jakiś sposób uratować przed prawdą. „Jasne, że się boję. Boję się jak cholera…”
- Louis… - Kathy przerwała nagle panująca przez chwilę ciszę. - Eleanor cię kocha - spojrzała na mnie swoimi przenikliwymi tęczówkami.
- Ale skąd…
- Umiem czytać w myślach - uśmiechnęła się, odpowiadając na moje niedokończone pytanie. - Poza tym, nie trudno było się domyślić - dodała, walcząc z pasmami włosów rozwiewanymi przez delikatny wiatr. - Nie wierzę w to, że El mogłaby nagle zakończyć wasz związek. Właściwie, czemu miałaby to zrobić? - przechyliła głowę, spoglądając na mnie.
- Po co jej ktoś, kogo nie ma? - westchnąłem. - Po co jej facet, który zostawia ją ze wszystkim samą?
- Sam wiesz, że to nieprawda. Jesteś przy niej, kiedy cię potrzebuje. Co prawda, nie zawsze możesz trzymać ją za rękę, ale jestem pewna, że Eleanor czuje twoją obecność w swoim życiu nawet wtedy, kiedy jesteś na innym kontynencie - założyła za ucho kosmyk włosów. - Poza tym, nie obraź się, ale kiedyś i ta wasza wielka kariera się skończy - roześmiała się. - Cały czas nie będziecie tacy rozchwytywani. Popatrz tylko na inne zespoły.
- Możesz przestać udawać taką mądrą? - spojrzałem na nią, unosząc brew.
- A ty możesz przestać dramatyzować? - przewróciła oczami. - Louis, ona cię kocha i nie zamieniłaby cię na nikogo innego.
- Skąd ty to możesz wiedzieć?
- Po pierwsze, jesteśmy kobietami i rozmawiamy na wiele tematów - zaczęła. - A po drugie, nie sądzę, że gdyby cię nie kochała, to pokonywałaby tyle kilometrów tylko po to, żeby tu być.
- Przecież jej…
- Nie za dobrze wam? - słysząc znajomy głos, momentalnie odwróciłem głowę w tamtym kierunku.
- Eleanor? - spojrzałem na dziewczynę, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę.
- Tak, chyba właśnie tak mam na imię - prychnęła, po czym usiadła obok Kathy i ucałowała ją w policzek. „A ja to co?” - Nie chcę cię wyganiać, ale Danielle i Sue cię szukają.
- Dziwisz się? Powinnam już od dłuższego czasu… - blondynka podniosła się z miejsca, chwytając w dłonie swoje buty. - Nie ważne - machnęła ręką. - Lecę.
- Do później - krzyknąłem, kiedy właściwie już znikała z naszego pola widzenia. - Skąd się tu wzięłaś? - zacząłem, spoglądając na moją dziewczynę.
- Stęskniłam się - wzruszyła ramionami, przysuwając się do mnie.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham - westchnąłem, po czym rzuciłem się na jej usta, spragniony ich słodkiego smaku.
- Nie sądziłam, że aż tak ci mnie brakowało - roześmiała się z twarzą tuż przy mojej.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo…
- A to karalne? - odwróciła się w moją stronę. - Raczej nie - dodała po chwili. - Nie powinieneś pomagać chłopakom? - delikatnie zmarszczyła czoło.
- Nie powinienem - uśmiechnąłem się szeroko. - Nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie - wzruszyłem ramionami.
- A po co są krzesła? - wywróciła oczami i skierowała się w stronę jeziora.
- Czemu odpowiadasz pytaniem na pytanie? - ruszyłem za nią, wsuwając dłonie w kieszenie spodni.
- Nie odczepisz się, prawda? - westchnęła lekko podirytowana.
- Właśnie o tym mówię - prychnąłem, na co ponownie wywróciła oczami. - To może powiesz mi przynajmniej, dokąd idziesz? - zapytałem. - Chyba nie… - westchnąłem głośno, kiedy nie doczekałem się odpowiedzi. - Wiesz, jakoś nie bardzo chce mi się pomagać chłopakom - odezwałem się po kolejnej chwili milczenia. - Mogę dotrzymać ci towarzystwa?
- Wolałabym nie - pokręciła głową, wchodząc na pomost, po czym odstawiła krzesło i wygodnie się na nim rozsiadła, skupiając swój wzrok na nieruchomej tafli wody.
- Dlaczego? - usiadłem na drewnianej krawędzi.
- Wolę rozmyślać w ciszy - westchnęła, zarzucając nogę na nogę.
- W takim razie będę cicho jak nigdy - uśmiechnąłem się do niej, po czym zabrałem się za zdejmowanie butów.
- Co ty robisz? - spojrzała na mnie zdezorientowana.
- Mam ochotę tu posiedzieć i najzwyczajniej w życiu pomoczyć nogi - stwierdziłem, zanurzając stopy w wodzie, po czym rozłożyłem się na pomoście, wsuwając dłonie pod głowę.
- Ale…
- Mogłabyś być cicho? - westchnąłem teatralnie, zamykając oczy. - Wolę rozmyślać w ciszy - powtórzyłem jej słowa, na co jedynie prychnęła pod nosem, nie kończąc już tego, co miała do powiedzenia. Odetchnąłem głęboko, wsłuchując się w kojący szum liści. „Szkoda, że El nie może tu być…” westchnąłem. „Mógłbym z nią tak leżeć i leżeć…” przywołałem w swojej głowie jej uśmiechniętą twarz. „Przez całe życie…” przemknęło mi przez myśl. „Ale czy byłaby w stanie tyle wytrzymać?” Dużo razy już o tym myślałem. Wiedziałem, że liczy na mnie czwórka niesamowitych gości i cała armia fanów, których nie mogłem zawieść, a przecież nie potrafiłem być w kilku miejscach jednocześnie. Teraz jakoś znosiła moją częstą nieobecność, ale jak długo będzie potrafiła żyć w ten sposób? „Po co jej ktoś, kogo praktycznie nie ma przy jej boku?” Nie będzie potrzebny jej facet, który nie znajdzie czasu na wyjście z psem, na naprawieniem kranu czy pójście na przedstawienie własnego dziecka. „Czasem sama miłość nie wystarczy…”
- O czym myślisz? - cichy głos wyrwał mnie z rozmyślań. Otworzyłem oczy, przyglądając się blondynce, zajmującej właśnie miejsce obok mnie. Powoli zdjęła buty z nóg i zamoczyła stopy w wodzie.
- O przyszłości… - westchnąłem, wracając do pozycji siedzącej.
- I o czym tu myśleć? - uśmiechnęła się. - Ktoś taki jak ty chyba nie ma się o co martwić…
- Ktoś taki jak ja… - powtórzyłem po niej, przenosząc wzrok przed siebie.
- Przepraszam… Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało - zakłopotana ścisnęła w dłoni materiał swojej bluzki.
- Ej, przestań… - trąciłem ją łokciem. - Przecież wiem, kim jestem. Louisem Tomlinsonem, wielką gwiazdą! - spojrzałem na nią, siląc się na uśmiech.
- Z bardzo niską samooceną - prychnęła pod nosem, po czym odetchnęła głęboko. - Lou, miałam na myśli…
- Wiem, co miałaś na myśli - przerwałem jej. - Tylko, że tu nie chodzi o to, czy za kilka lat będę miał za co opłacić rachunki, czy iść na zakupy. Wiem, że finansowo moja przyszłość jest zabezpieczona - przeczesałem ręką włosy. - Chodzi o coś więcej… O mnie…
- A co jest z tobą nie tak? - zmarszczyła lekko brwi.
- Ja jestem nie tak, Kathy…
- Nadal nic nie rozumiem - pokręciła głową, no co westchnąłem z irytacją, chociaż wcale nie chciałem, żeby tak to zabrzmiało. - Przepraszam, nie musisz mówić.
- Kathy... - uniosłem głowę, spoglądając w lekko zaczerwienione niebo. - Chodzi o to, że... - nie wiedziałem jak sprecyzować swoje już i tak wystarczająco pogmatwane myśli.
- Boisz się - szepnęła nagle. - Boisz się przyszłości…
- Nie boję się - wywróciłem oczami, jakby miało mnie to w jakiś sposób uratować przed prawdą. „Jasne, że się boję. Boję się jak cholera…”
- Louis… - Kathy przerwała nagle panująca przez chwilę ciszę. - Eleanor cię kocha - spojrzała na mnie swoimi przenikliwymi tęczówkami.
- Ale skąd…
- Umiem czytać w myślach - uśmiechnęła się, odpowiadając na moje niedokończone pytanie. - Poza tym, nie trudno było się domyślić - dodała, walcząc z pasmami włosów rozwiewanymi przez delikatny wiatr. - Nie wierzę w to, że El mogłaby nagle zakończyć wasz związek. Właściwie, czemu miałaby to zrobić? - przechyliła głowę, spoglądając na mnie.
- Po co jej ktoś, kogo nie ma? - westchnąłem. - Po co jej facet, który zostawia ją ze wszystkim samą?
- Sam wiesz, że to nieprawda. Jesteś przy niej, kiedy cię potrzebuje. Co prawda, nie zawsze możesz trzymać ją za rękę, ale jestem pewna, że Eleanor czuje twoją obecność w swoim życiu nawet wtedy, kiedy jesteś na innym kontynencie - założyła za ucho kosmyk włosów. - Poza tym, nie obraź się, ale kiedyś i ta wasza wielka kariera się skończy - roześmiała się. - Cały czas nie będziecie tacy rozchwytywani. Popatrz tylko na inne zespoły.
- Możesz przestać udawać taką mądrą? - spojrzałem na nią, unosząc brew.
- A ty możesz przestać dramatyzować? - przewróciła oczami. - Louis, ona cię kocha i nie zamieniłaby cię na nikogo innego.
- Skąd ty to możesz wiedzieć?
- Po pierwsze, jesteśmy kobietami i rozmawiamy na wiele tematów - zaczęła. - A po drugie, nie sądzę, że gdyby cię nie kochała, to pokonywałaby tyle kilometrów tylko po to, żeby tu być.
- Przecież jej…
- Nie za dobrze wam? - słysząc znajomy głos, momentalnie odwróciłem głowę w tamtym kierunku.
- Eleanor? - spojrzałem na dziewczynę, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę.
- Tak, chyba właśnie tak mam na imię - prychnęła, po czym usiadła obok Kathy i ucałowała ją w policzek. „A ja to co?” - Nie chcę cię wyganiać, ale Danielle i Sue cię szukają.
- Dziwisz się? Powinnam już od dłuższego czasu… - blondynka podniosła się z miejsca, chwytając w dłonie swoje buty. - Nie ważne - machnęła ręką. - Lecę.
- Do później - krzyknąłem, kiedy właściwie już znikała z naszego pola widzenia. - Skąd się tu wzięłaś? - zacząłem, spoglądając na moją dziewczynę.
- Stęskniłam się - wzruszyła ramionami, przysuwając się do mnie.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham - westchnąłem, po czym rzuciłem się na jej usta, spragniony ich słodkiego smaku.
- Nie sądziłam, że aż tak ci mnie brakowało - roześmiała się z twarzą tuż przy mojej.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo…
Rozsiadłem
się wygodnie na jednym z leżaków, zapalając papierosa „Czas na relaks...”
westchnąłem, rozglądając się po już praktycznie pustym placu, na którym Liam z
Harrym urządzili sobie walkę i okładali się nawzajem dmuchanymi zabawkami, a
Niall przyglądał im się rozbawiony, wpychając w siebie coś do jedzenia.
Zamknąłem oczy, zaciągając się dymem. „A właściwie to…” Uniosłem powieki, tym
razem dokładniej rozglądając się dookoła. „Gdzie dziewczyny?" zmarszczyłem
czoło, przypominając sobie, że od dzisiejszego poranka widziałem je może ze
trzy razy i to wtedy, kiedy wszyscy mieliśmy przerwę na jedzenie. Rozumiałem,
że wcześniej pewnie cieszyły się słońcem gdzieś przy jeziorze, ale teraz, kiedy
powoli robiło się już ciemno, zacząłem zastanawiać się, gdzie podziewają się
nasze damy. „Zluzuj portki, Malik…” zakpiło ze mnie moje drugie ja. „Przecież
się nie potopiły. W porównaniu do ciebie potrafią pływać…” Westchnąłem pod
nosem, po czym ponownie zamknąłem powieki. Chwilę później poczułam ciepłe
dłonie zakrywające mi oczy.
- Zgadnij kto to - dziewczyna szepnęła mi do ucha, na co momentalnie się uśmiechnąłem.
- Louis? - prychnąłem, na co zdzieliła mnie przez ramię i zajęła miejsce na moich kolanach.
- Jak ja ci dam Louisa… - wywróciła oczami, po czym szeroko się uśmiechnęła. - Jak dzień?
- Dobrze - wzruszyłem ramionami, po czym zmarszczyłem czoło, kiedy blondynka wyjęła z mojej dłoni papierosa, po czym wyrzuciła go na ziemię, dodatkowo przydeptując butem. - Ej!
- Chcesz, to się truj, ale nie przy mnie - stwierdziła, mrużąc oczy. - Dobrze? Tylko tyle powiesz mi na temat tego, jak minął ci dzień? - uniosła brew.
- Bardzo dobrze - uśmiechnąłem się szeroko, na co znów przewróciła oczami. - A jak twój dzień?
- Nic specjalnego - wzruszyła ramionami, po czym oparła głowę na moim ramieniu.
- Ktoś tu się stęsknił? - prychnąłem, obejmując ją mocniej.
- Hmm… Właściwie, to miałam dziś wiele odczuć - uniosła wzrok spoglądając na mnie -… ale tęsknoty chyba nie - roześmiała się.
- Za to ja bardzo tęskniłem - stwierdziłem, całując ją w skroń. - Jesteś spakowana? Niedługo powinniśmy się zbierać…
- Wydaję mi się, że nie tak szybko - przez jej twarz przebiegł cień cwanego uśmiechu. „Co ty kombinujesz?”
- Nie rozumiem…
- W swoim czasie - szepnęła, po czym złożyła delikatny pocałunek na moich ustach. - Właściwie… - po raz kolejny musnęła moje wargi. - Też tęskniłam.
- Musisz się tak ze mną droczyć? - westchnąłem, na co wzruszyła niedbale ramionami. Uchwyciłem jej twarz w dłonie, przyciągając ją do siebie i smakując jej malinowych ust.
- O wy zboczuchy! - głos Louisa sprawił, że odsunąłem się od Sue, mierząc go wzrokiem. Stał przed nami, ściskając mocno dłoń wtulonej w niego Eleanor. „Eleanor? A co ona tu robi?” - Wstydzilibyście się.
- El, jednak do nas dołączyłaś - zacząłem, puszczając mimo uszy komentarze przyjaciela.
- Czyli jesteście już wszyscy - Sue podniosła się z moich kolan, na co zmarszczyłem brwi. - Niall, Harry, Liam! Możecie tu na chwilę podejść? - krzyknęła i chwilę później trójka chłopaków stała już obok niej.
- Co tam? - Harry szeroko się uśmiechnął, opierając o jej ramię.
- Postanowiłyśmy z dziewczynami pokrzyżować wam trochę plany - zaczęła. - A właściwie, udało nam się namówić Paula, żebyśmy mogli zostać tu trochę dłużej.
- Co masz na myśli, mówiąc „dłużej”? - Louis spojrzał na nią pytająco.
- Zrobimy ognisko - wtrąciła Eleanor.
- Niestety okazało się, że żadne z nas skautki i nie potrafimy rozpalić ognia - Sue wzruszyła bezradnie ramionami.
- Może chcielibyście pomóc? - El teatralnie zatrzepotała rzęsami.
- Nie ma sprawy - Niall klasnął w dłonie.
- Gdzie jedzenie, tam i Niall - prychnął Harry, za co od razu dostał od niego kuksańca w bok.
- To chodźmy - Liam uśmiechnął się szeroko. - W którym miejscu te ognisko?
- Po drugiej stronie jeziora - Kathy oparła ręce na biodrach, stając obok Harrego. „Nawet nie zauważyłem, jak się skradała…” - Tam, gdzie ostatnio skakaliście do wody.
- Dobra, to idziemy - Louis ucałował skroń swojej dziewczyny, po czym cała czwórka ruszyła przed siebie.
- A ty co? - Sue zaplotła dłonie na piersi.
- Osiem rąk w zupełności wystarczy do rozpalenia ogniska - uśmiechnąłem się szeroko. - A my w tym czasie moglibyśmy coś dokończyć - puściłem do niej oczko, na co westchnęła podirytowana, po czym chwyciła mnie za dłoń.
- Wstań i idź z nimi - wywróciła oczami, pociągając mnie za rękę. - Zayn!
- Czemu ci tak na tym zależy - westchnąłem, podnosząc się z miejsca.
- Bo tylko ty masz zapalniczkę? - wywróciła oczami. „No i masz…”
- Najpierw buziak - uśmiechnąłem się szeroko.
- Okropny leń się z ciebie zrobił - roześmiała się, składając delikatnego całusa na moim policzku. - Rusz się, biegiem - dodała, po czym klepnęła mnie w tyłek. Westchnąłem głośno i ruszyłem w stronę sporo oddalonych już ode mnie chłopaków.
- Czekajcie! - krzyknąłem, podbiegając do nich.
- Jednak nie udało się wymigać od roboty, co? - prychnął Louis, na co wywróciłem oczami.
- Nie doszedłem w tym jeszcze do takiej perfekcji jak ty - odgryzłem się, wyciągając papierosa z paczki.
- To dziwne, że Paul zgodził się na to ognisko - odezwał się Liam. - Jeszcze godzinę temu, kazał nam się spieszyć, żeby wcześniej wyjechać.
- Paul z natury jest dziwny, ale…
- Przepraszam, że przerywam - roześmiał się Harry, na co Niall wywrócił jedynie oczami -…ale ognisko się pali, więc chyba ktoś nas wkręcił - spojrzałem przed siebie, od razu dostrzegając palący się stos drewna. „Wiedziałem, że coś tu nie gra…”
- Czy tylko ja nic z tego nie rozumiem? - Liam wsunął dłonie w kieszenie spodni, a ja, nie czekając dłużej, szybkim krokiem ruszyłem przed siebie.
- A ty gdzie? - krzyknął za mną Payne.
- Zobaczyć, co za krasnale nas wyręczyły - prychnąłem, po czym zaciągnąłem się papierosem. Nim się zorientowałem, pozostała czwórka zaczęła dotrzymywać mi kroku. „Dobra, o co tu chodzi?” stanąłem jak wryty, kiedy dotarliśmy już na miejsce. „Wielki ekran, palące się już ognisko, góra jedzenia…” - Co to ma być?
- Mnie się pytasz?
- Zgadnij kto to - dziewczyna szepnęła mi do ucha, na co momentalnie się uśmiechnąłem.
- Louis? - prychnąłem, na co zdzieliła mnie przez ramię i zajęła miejsce na moich kolanach.
- Jak ja ci dam Louisa… - wywróciła oczami, po czym szeroko się uśmiechnęła. - Jak dzień?
- Dobrze - wzruszyłem ramionami, po czym zmarszczyłem czoło, kiedy blondynka wyjęła z mojej dłoni papierosa, po czym wyrzuciła go na ziemię, dodatkowo przydeptując butem. - Ej!
- Chcesz, to się truj, ale nie przy mnie - stwierdziła, mrużąc oczy. - Dobrze? Tylko tyle powiesz mi na temat tego, jak minął ci dzień? - uniosła brew.
- Bardzo dobrze - uśmiechnąłem się szeroko, na co znów przewróciła oczami. - A jak twój dzień?
- Nic specjalnego - wzruszyła ramionami, po czym oparła głowę na moim ramieniu.
- Ktoś tu się stęsknił? - prychnąłem, obejmując ją mocniej.
- Hmm… Właściwie, to miałam dziś wiele odczuć - uniosła wzrok spoglądając na mnie -… ale tęsknoty chyba nie - roześmiała się.
- Za to ja bardzo tęskniłem - stwierdziłem, całując ją w skroń. - Jesteś spakowana? Niedługo powinniśmy się zbierać…
- Wydaję mi się, że nie tak szybko - przez jej twarz przebiegł cień cwanego uśmiechu. „Co ty kombinujesz?”
- Nie rozumiem…
- W swoim czasie - szepnęła, po czym złożyła delikatny pocałunek na moich ustach. - Właściwie… - po raz kolejny musnęła moje wargi. - Też tęskniłam.
- Musisz się tak ze mną droczyć? - westchnąłem, na co wzruszyła niedbale ramionami. Uchwyciłem jej twarz w dłonie, przyciągając ją do siebie i smakując jej malinowych ust.
- O wy zboczuchy! - głos Louisa sprawił, że odsunąłem się od Sue, mierząc go wzrokiem. Stał przed nami, ściskając mocno dłoń wtulonej w niego Eleanor. „Eleanor? A co ona tu robi?” - Wstydzilibyście się.
- El, jednak do nas dołączyłaś - zacząłem, puszczając mimo uszy komentarze przyjaciela.
- Czyli jesteście już wszyscy - Sue podniosła się z moich kolan, na co zmarszczyłem brwi. - Niall, Harry, Liam! Możecie tu na chwilę podejść? - krzyknęła i chwilę później trójka chłopaków stała już obok niej.
- Co tam? - Harry szeroko się uśmiechnął, opierając o jej ramię.
- Postanowiłyśmy z dziewczynami pokrzyżować wam trochę plany - zaczęła. - A właściwie, udało nam się namówić Paula, żebyśmy mogli zostać tu trochę dłużej.
- Co masz na myśli, mówiąc „dłużej”? - Louis spojrzał na nią pytająco.
- Zrobimy ognisko - wtrąciła Eleanor.
- Niestety okazało się, że żadne z nas skautki i nie potrafimy rozpalić ognia - Sue wzruszyła bezradnie ramionami.
- Może chcielibyście pomóc? - El teatralnie zatrzepotała rzęsami.
- Nie ma sprawy - Niall klasnął w dłonie.
- Gdzie jedzenie, tam i Niall - prychnął Harry, za co od razu dostał od niego kuksańca w bok.
- To chodźmy - Liam uśmiechnął się szeroko. - W którym miejscu te ognisko?
- Po drugiej stronie jeziora - Kathy oparła ręce na biodrach, stając obok Harrego. „Nawet nie zauważyłem, jak się skradała…” - Tam, gdzie ostatnio skakaliście do wody.
- Dobra, to idziemy - Louis ucałował skroń swojej dziewczyny, po czym cała czwórka ruszyła przed siebie.
- A ty co? - Sue zaplotła dłonie na piersi.
- Osiem rąk w zupełności wystarczy do rozpalenia ogniska - uśmiechnąłem się szeroko. - A my w tym czasie moglibyśmy coś dokończyć - puściłem do niej oczko, na co westchnęła podirytowana, po czym chwyciła mnie za dłoń.
- Wstań i idź z nimi - wywróciła oczami, pociągając mnie za rękę. - Zayn!
- Czemu ci tak na tym zależy - westchnąłem, podnosząc się z miejsca.
- Bo tylko ty masz zapalniczkę? - wywróciła oczami. „No i masz…”
- Najpierw buziak - uśmiechnąłem się szeroko.
- Okropny leń się z ciebie zrobił - roześmiała się, składając delikatnego całusa na moim policzku. - Rusz się, biegiem - dodała, po czym klepnęła mnie w tyłek. Westchnąłem głośno i ruszyłem w stronę sporo oddalonych już ode mnie chłopaków.
- Czekajcie! - krzyknąłem, podbiegając do nich.
- Jednak nie udało się wymigać od roboty, co? - prychnął Louis, na co wywróciłem oczami.
- Nie doszedłem w tym jeszcze do takiej perfekcji jak ty - odgryzłem się, wyciągając papierosa z paczki.
- To dziwne, że Paul zgodził się na to ognisko - odezwał się Liam. - Jeszcze godzinę temu, kazał nam się spieszyć, żeby wcześniej wyjechać.
- Paul z natury jest dziwny, ale…
- Przepraszam, że przerywam - roześmiał się Harry, na co Niall wywrócił jedynie oczami -…ale ognisko się pali, więc chyba ktoś nas wkręcił - spojrzałem przed siebie, od razu dostrzegając palący się stos drewna. „Wiedziałem, że coś tu nie gra…”
- Czy tylko ja nic z tego nie rozumiem? - Liam wsunął dłonie w kieszenie spodni, a ja, nie czekając dłużej, szybkim krokiem ruszyłem przed siebie.
- A ty gdzie? - krzyknął za mną Payne.
- Zobaczyć, co za krasnale nas wyręczyły - prychnąłem, po czym zaciągnąłem się papierosem. Nim się zorientowałem, pozostała czwórka zaczęła dotrzymywać mi kroku. „Dobra, o co tu chodzi?” stanąłem jak wryty, kiedy dotarliśmy już na miejsce. „Wielki ekran, palące się już ognisko, góra jedzenia…” - Co to ma być?
- Mnie się pytasz?
Zmarszczyłem
czoło, rozglądając się dookoła. „Ktoś ma dziś urodziny, czy co?” Spojrzałem na
Harrego, który stał obok, zdziwiony równie jak ja i pozostała trójka.
- Co to ma być? - wymamrotał Zayn, po czym spojrzał na Louisa.
- Mnie się pytasz? - Tommo wzruszył ramionami, wsuwając dłonie w kieszenie spodni.
- Ja też nic nie wiem - westchnąłem, kiedy wzrok Malika przeniósł się na mnie. Zayn raz jeszcze zaciągnął się dymem, po czym wyrzucił niedopałek, przydeptując go butem. Chciałem już coś powiedzieć, kiedy wielki ekran zaczął się włączać i naszym oczom ukazała się postać zarumienionego i speszonego chłopca.
- Co to ma być? - wymamrotał Zayn, po czym spojrzał na Louisa.
- Mnie się pytasz? - Tommo wzruszył ramionami, wsuwając dłonie w kieszenie spodni.
- Ja też nic nie wiem - westchnąłem, kiedy wzrok Malika przeniósł się na mnie. Zayn raz jeszcze zaciągnął się dymem, po czym wyrzucił niedopałek, przydeptując go butem. Chciałem już coś powiedzieć, kiedy wielki ekran zaczął się włączać i naszym oczom ukazała się postać zarumienionego i speszonego chłopca.
Jak masz na imię?
„A to co?” niepewnie
podrapałem się po głowie, słysząc w głośnikach głos Louisa Walsha.
Niall. Niall Horan.
Mimowolnie prychnąłem,
kiedy usłyszałem nieśmiały głos kumpla.
Dlaczego tu dziś jesteś, Niall?
Nadal nie rozumiałem nic z
tego, co rozgrywało się przed moim oczami. Niepewnie podszedłem do jednej z
ławek, zajmując na niej miejsce.
Chcę być świetnym artystą
Chwilę później pozostała
czwórka siedziała już obok mnie, nie odrywając wzroku od ekranu. „Niesamowite…”
uśmiechnąłem się pod nosem, przyglądając się postaci speszonego blondyna, który
zaczął śpiewać pierwsze słowa piosenki. Po przesłuchaniu Nialla przyszła kolej
na mnie. „Jakby to było wczoraj…” To naprawdę zabawne, móc oglądać siebie i to
na tak dużym ekranie. „Staliśmy się ludźmi, którymi chcieliśmy być…”
westchnąłem cicho, obserwując swój występ. Z rozmyślań wyrwał mnie dopiero głośny
śmiech Harrego, kiedy na ekranie ukazała się postać Louisa.
- Zamkniesz się? - Tommo szturchnął Stylesa, wywracając oczami. - Chcę posłuchać, jak bardzo wtedy kaleczyłem tę piosenkę.
- Wszyscy chcemy - dodał Zayn, na co zaśmiałem się tylko pod nosem. Uważnie przyglądałem się występowi każdego z nas, co chwila przenosząc wzrok z ekranu na moich przyjaciół. Byli tymi samymi ludźmi, których poznałem dwa lata temu. Ludźmi, bez których moje życie byłoby puste. „Teraz byłem już tego pewny na sto procent…” Nie sądzę, żeby któryś z nas zmienił się od tamtego momentu. Louis był nadal tym głośnym, lubiącym łamanie zasad chłopakiem. Może poprawiła się tylko jego organizacja. Teraz stara się bardziej wywiązywać z obowiązków i rozplanowywać dzień tak, by ze wszystkim zdążyć. Harry wyszedł ze swojej skorupy. Stał się pewniejszy siebie i niezależny. Co do Nialla… On jest nadal głośny, głodny i nieźle pokręcony. Natomiast Zayn, to Zayn. Cały czas zasypia gdzie popadnie i posiada swój prywatny świat, do którego lubi czasem uciec. „Znam ich chyba jak własną kieszeń…”
- Skąd to się tu wzięło? - odezwał się Niall, kiedy na ekranie pojawił się nasz pierwszy singel.
- Też chciałbym wiedzieć - wydukał Zayn, drapiąc się po głowie.
- Który dzisiaj? - zapytałem nagle, nadal wpatrując się w ekran.
- Dwudziesty-trze… Cholera! - Malik gwałtownie podniósł się z miejsca, stając naprzeciwko nas. - Dziś mijają dwa lata!
- Niespodzianka! - usłyszałem za sobą głośny krzyk i szybko odkręciłem się, spoglądając na roześmiane twarze naszych przyjaciół. Momentalnie stanęliśmy na równe nogi, szeroko się uśmiechając. Byli tam wszyscy. Cała ekipa w towarzystwie Paula, Simona i naszych pięknych pań.
- A wy co, będziecie tak stać i się nam przyglądać? - roześmiała się Kathy, kiedy żaden z nas nie potrafił wydobyć z siebie słowa. - Trzeba zdmuchnąć świeczki - spojrzałem na stojących obok mnie chłopaków i jak na komendę ruszyliśmy w stronę Danielle, Josha i Marka, którzy trzymali przed sobą ogromny tort.
- Tylko pomyślcie życzenie - roześmiała się Dan, na co uśmiech na mojej twarzy poszerzył się jeszcze bardziej. „O ile to w ogóle możliwe…” Po raz kolejny kątem oka zerknąłem na chłopaków. Niall momentalnie skrzyżował palce u rąk, Harry uniósł wzrok ku niebu, a Zayn zacisnął mocno powieki.
- No to na trzy… - odezwał się Louis, poklepując mnie po ramieniu. Zacisnąłem dłonie w pięści, wpatrując się w płomienie świec. „Niech to się nigdy nie kończy…” - Trzy!
- Zamkniesz się? - Tommo szturchnął Stylesa, wywracając oczami. - Chcę posłuchać, jak bardzo wtedy kaleczyłem tę piosenkę.
- Wszyscy chcemy - dodał Zayn, na co zaśmiałem się tylko pod nosem. Uważnie przyglądałem się występowi każdego z nas, co chwila przenosząc wzrok z ekranu na moich przyjaciół. Byli tymi samymi ludźmi, których poznałem dwa lata temu. Ludźmi, bez których moje życie byłoby puste. „Teraz byłem już tego pewny na sto procent…” Nie sądzę, żeby któryś z nas zmienił się od tamtego momentu. Louis był nadal tym głośnym, lubiącym łamanie zasad chłopakiem. Może poprawiła się tylko jego organizacja. Teraz stara się bardziej wywiązywać z obowiązków i rozplanowywać dzień tak, by ze wszystkim zdążyć. Harry wyszedł ze swojej skorupy. Stał się pewniejszy siebie i niezależny. Co do Nialla… On jest nadal głośny, głodny i nieźle pokręcony. Natomiast Zayn, to Zayn. Cały czas zasypia gdzie popadnie i posiada swój prywatny świat, do którego lubi czasem uciec. „Znam ich chyba jak własną kieszeń…”
- Skąd to się tu wzięło? - odezwał się Niall, kiedy na ekranie pojawił się nasz pierwszy singel.
- Też chciałbym wiedzieć - wydukał Zayn, drapiąc się po głowie.
- Który dzisiaj? - zapytałem nagle, nadal wpatrując się w ekran.
- Dwudziesty-trze… Cholera! - Malik gwałtownie podniósł się z miejsca, stając naprzeciwko nas. - Dziś mijają dwa lata!
- Niespodzianka! - usłyszałem za sobą głośny krzyk i szybko odkręciłem się, spoglądając na roześmiane twarze naszych przyjaciół. Momentalnie stanęliśmy na równe nogi, szeroko się uśmiechając. Byli tam wszyscy. Cała ekipa w towarzystwie Paula, Simona i naszych pięknych pań.
- A wy co, będziecie tak stać i się nam przyglądać? - roześmiała się Kathy, kiedy żaden z nas nie potrafił wydobyć z siebie słowa. - Trzeba zdmuchnąć świeczki - spojrzałem na stojących obok mnie chłopaków i jak na komendę ruszyliśmy w stronę Danielle, Josha i Marka, którzy trzymali przed sobą ogromny tort.
- Tylko pomyślcie życzenie - roześmiała się Dan, na co uśmiech na mojej twarzy poszerzył się jeszcze bardziej. „O ile to w ogóle możliwe…” Po raz kolejny kątem oka zerknąłem na chłopaków. Niall momentalnie skrzyżował palce u rąk, Harry uniósł wzrok ku niebu, a Zayn zacisnął mocno powieki.
- No to na trzy… - odezwał się Louis, poklepując mnie po ramieniu. Zacisnąłem dłonie w pięści, wpatrując się w płomienie świec. „Niech to się nigdy nie kończy…” - Trzy!
Usiadłam
obok Zayna, który od razu otoczył mnie ramieniem. Oparłam o niego głowę,
przyglądając się naszym przyjaciołom. Każdy był w swoim żywiole. Niall grający
na gitarze jakąś melodię, której towarzyszył głośny śmiech Kathy, starającej
się zaśpiewać choć linijkę tekstu, Louis troskliwie tulący do siebie Eleanor,
Harry wygłupiający się z Joshem, pogrążony w rozmowie z Simonem Liam, który
nawet na chwilę nie wypuścił dłoni Danielle z uścisku i cała reszta rozbawionej
ekipy. Byli dla siebie jak rodzina. „Teraz i ty do niej należysz…” trafnie
zauważyło moje drugie ja. Wtuliłam się mocniej w bok Zayna, zaciągając się
zapachem jego perfum pomieszanych z papierosowym dymem.
- No dobra, kto chce kiełbaskę? - krzyknął Niall, uśmiechając się szeroko.
- Ludzie, Niall składa nam niemoralne propozycje - Harry wybuchł głośnym śmiechem, ale nikogo to zbytnio nie zaskoczyło. „Przecież rozmowa bez zboczonych podtekstów w towarzystwie Stylesa jest nierealna…”
- Czy ty zawsze tylko o jednym? - Louis spojrzał na Harrego, który kiwnął głową, szeroko się uśmiechając. - I bardzo dobrze - prychnął, po czym przybił z nim piątkę.
- Nie wiem jak wy, ale ja się jednak skuszę - roześmiał się Liam, po czym ruszył w stronę Horana.
- Jeden mądry - westchnął Niall, podając mu kijek z dwoma kiełbaskami.
- Głodna? - spojrzałam na Zayna, po czym pokręciłam przecząco głową. - To było pytanie retoryczne - wywrócił oczami, podnosząc się z miejsca, po czym ruszył w stronę Nialla. - I tak musisz zjeść - uśmiechnął się, wracając z kijkiem, na który nadziana była nasza dzisiejsza kolacja. Wtuliłam się w jego bok, zamykając oczy. Odetchnęłam głęboko ciesząc się jego obecnością. - Wszystko w porządku?
- W jak najlepszym - leniwie uniosłam powieki, zerkając na mojego chłopaka.
- Jesteś zmęczona? - zmarszczył lekko czoło.
- Nie jestem - uśmiechnęłam się. - Po prostu się relaksuję.
- Tutaj? - zdziwił się. - Przy takim hałasie?
- Przy tobie - stwierdziłam, całując go w policzek, po czym przeniosłam swój wzrok na moją siostrę, która dosłownie zanosiła się od śmiechu, słuchając jednej z opowieści Nialla. Uśmiechnęłam się sama do siebie, widząc Kathy w takim stanie. W ostatnim czasie brakowało mi tego jej szczerego, zaraźliwego śmiechu. Momentami przechodziło mi nawet przez myśl, że przeszła na nią już powaga Jamesa.
- Oddam go w dobre ręce - usłyszałam głośny pisk Eleanor. - Nawet sam się załatwia.
- A ile za niego chcesz? - wtrącił się Harry.
- Dla ciebie za darmo - prychnęła, ale szybko tego pożałowała, kiedy Louis zaczął kolejny atak łaskotek.
- Jednak chyba podziękuję - Styles roześmiał się głośno.
- Jak dopłacisz, to my go weźmiemy - stwierdził Zayn.
- My? - uniosłam brew, spoglądając na mojego chłopaka.
- Kochanie, przyda nam się ktoś do sprzątania i wynoszenia śmieci - prychnął, spoglądając na Louisa.
- Obawiam się, że jeśli chodzi o sprzątanie, to może nie okazać się zbyt pomocny - zachichotała El.
- Nie marudź, kobieto - odezwał się Louis. - Ciekawe co ty byś beze mnie zrobiła? - westchnął głośno, obejmując Eleanor, po czym zaczął szeptać jej coś do ucha. Na twarzy brunetki od razu wymalował się szeroki uśmiech. „Cały Louis…” Mimo jego lekceważącego podejścia do niektórych spraw, widać było, że ten związek traktuje naprawdę poważnie. Eleanor nie pozostawała mu dłużna. Odwzajemniała to uczucie, co można było dostrzec gołym okiem. Byli do siebie naprawdę podobni i może właśnie to sprawiało, że byli tacy szczęśliwi.
Przeniosłam swój wzrok na Liama, który ocierał właśnie dłonią koniuszek brody Danielle. Uwielbiałam się im przyglądać. Obchodzili się ze sobą z wielką czułością, a kiedy na siebie patrzyli, w ich oczach pojawiała się coś, czego nie potrafiłam nawet opisać. Podziwiałam ich całym sercem. Oboje byli zapracowani, a mimo to nie rezygnowali z siebie.
- Harry, kretynie! - wrzasnął Louis, na co Styles od razu wybuchł głośnym śmiechem.
- Ups? - wyszczerzył swoje białe ząbki.
- Masz szczęście, że to jego bluza - zachichotała Eleanor, po czym ucałowała policzek Louisa, co podziałało chyba jak środek uspokajający i uratowało Harrego przed Tomlinsonem.
Spojrzałam na Zayna, wpatrującego się w ogień, który odbijał się w jego ciemnych źrenicach. Płomienie, rzucające na niego delikatne światło, ukazywały jego idealne rysy twarzy.
- Patrzenie na mnie powinno być płatne - roześmiał się nagle. - Wiesz ile bym wtedy od ciebie wyłudził?
- Przecież jest płatne - uśmiechnęłam się. - Poświęcam na to swój cenny czas - prychnęłam.
- Tak mało jestem dla ciebie wart? - przewrócił oczami, za co od razu dostał kuksańca w bok. Na jego twarzy wymalował się cudowny, chłopięcy uśmiech. Wplotłam swoją dłoń w jego ciemne włosy. - W tym świetle wyglądasz tak…
- Csiii… - przyłożyłam mu palec do ust. - Wrócimy do tego później - puściłam mu oczko.
- Dziękuję, że tu jesteś - szepnął, po czym złożył delikatny pocałunek na moich ustach.
- Do tego też wró…
- Tym razem się doigrałeś, Styles! - krzyk Louisa przerwał moją wypowiedź. Wszyscy z rozbawieniem zaczęliśmy obserwować Harrego, który uciekając przed przyjacielem zawędrował nad brzeg jeziora i z głośnym pluskiem wskoczył do wody, chcąc chyba uratować swój honor. „I tyłek…”
- Jak dzieci - Paul przewrócił oczami, spoglądając na Simona. - Akurat ich musiałeś połączyć w zespół? Nie mieliście tam jakichś normalnych?
- Gdybym tylko wiedział… - mężczyzna roześmiał się głośno.
- Jesteśmy najlepszym, co was w życiu spotkało - stwierdził Niall, nie przestając zajadać się smakołykami.
- Może jeszcze wyrosną… - prychnął Paul.
- Ludzie, jaka ciepła woda! - krzyknął Harry, kiedy wrócił do nas cały mokry.
- To może chcesz jeszcze popływać? - roześmiał się Louis.
- Rozważałem to, ale jednak zostanę z wami - stwierdził, owijając się kocem, który podała mu Kathy. - Dziękuję.
- Trzeba przyznać, że masz naprawdę anielską cierpliwość, Paul - prychnęłam, spoglądając na mojego chłopaka.
- Faktycznie - roześmiała się El. - Ja z jednym ledwo wytrzymuję, a mieć na głowie całą piątkę, to nie lada wyzwanie.
- A co my niby takiego robimy? - Harry uśmiechnął się szeroko.
- Niech pomyślę… - Paul podrapał się po głowie, udając zamyślonego. - Zawsze coś psujecie, rozwalacie, macie na wszystko czas… - zaczął wymieniać. Co chwila słyszeliśmy protesty chłopaków, którzy wręcz zarzekali się, że taka sytuacja nie miała miejsca. Z wielkim zaciekawieniem wysłuchiwałam historii „zza kulis” ich kariery, cały czas trzymając się za brzuch, który bolał mnie już od śmiechu. Mimo tego, że Paul podczas swoich opowieści cały czas narzekał na chłopaków, na pierwszy rzut oka widać było, że jest z nimi naprawdę związany. Byli jak rodzina. „Poprawka, byli rodziną…”
- A pamiętacie, jak wmówiliśmy Harremu, że Zayn chce odejść z zespołu? - roześmiał się Louis, spoglądając na Stylesa. - Aż się popłakało nasze maleństwo.
- Cicho bądź! - wymamrotał Harry. - Byłem młody i naiwny…
- Nigdy nie zapomnę jego miny, kiedy zacząłem pakować walizkę - zaśmiał się Zayn.
- Jesteś okropny - spojrzałam na niego rozbawiona.
- Żałuj, że tego nie widziałaś - cmoknął mnie w policzek.
- Albo jak Louis… Wiecie, wtedy przed koncertem…
- Zamknij się, Niall! - Lou rzucił się na Horana, zasłaniając mu usta ręką.
- Oho! Louis, czyżbyś miał coś do ukrycia? - Danielle wybuchła śmiechem.
- Powiedz im słowo, a zabiję… - wymamrotał, przygniatając blondyna.
- Pięć paczek żelek i umowa stoi - Niall uśmiechnął się szeroko.
- Dwie…
- Cztery…
- Dwie…
- Trzy i więcej nie zejdę - blondyn wygramolił się z jego uścisku.
- Dobra - Lou przewrócił oczami. - Kretyn… - dodał, zajmując swoje miejsce.
- Uwielbiam robić z tobą interesy, przyjacielu…
- No dobra, kto chce kiełbaskę? - krzyknął Niall, uśmiechając się szeroko.
- Ludzie, Niall składa nam niemoralne propozycje - Harry wybuchł głośnym śmiechem, ale nikogo to zbytnio nie zaskoczyło. „Przecież rozmowa bez zboczonych podtekstów w towarzystwie Stylesa jest nierealna…”
- Czy ty zawsze tylko o jednym? - Louis spojrzał na Harrego, który kiwnął głową, szeroko się uśmiechając. - I bardzo dobrze - prychnął, po czym przybił z nim piątkę.
- Nie wiem jak wy, ale ja się jednak skuszę - roześmiał się Liam, po czym ruszył w stronę Horana.
- Jeden mądry - westchnął Niall, podając mu kijek z dwoma kiełbaskami.
- Głodna? - spojrzałam na Zayna, po czym pokręciłam przecząco głową. - To było pytanie retoryczne - wywrócił oczami, podnosząc się z miejsca, po czym ruszył w stronę Nialla. - I tak musisz zjeść - uśmiechnął się, wracając z kijkiem, na który nadziana była nasza dzisiejsza kolacja. Wtuliłam się w jego bok, zamykając oczy. Odetchnęłam głęboko ciesząc się jego obecnością. - Wszystko w porządku?
- W jak najlepszym - leniwie uniosłam powieki, zerkając na mojego chłopaka.
- Jesteś zmęczona? - zmarszczył lekko czoło.
- Nie jestem - uśmiechnęłam się. - Po prostu się relaksuję.
- Tutaj? - zdziwił się. - Przy takim hałasie?
- Przy tobie - stwierdziłam, całując go w policzek, po czym przeniosłam swój wzrok na moją siostrę, która dosłownie zanosiła się od śmiechu, słuchając jednej z opowieści Nialla. Uśmiechnęłam się sama do siebie, widząc Kathy w takim stanie. W ostatnim czasie brakowało mi tego jej szczerego, zaraźliwego śmiechu. Momentami przechodziło mi nawet przez myśl, że przeszła na nią już powaga Jamesa.
- Oddam go w dobre ręce - usłyszałam głośny pisk Eleanor. - Nawet sam się załatwia.
- A ile za niego chcesz? - wtrącił się Harry.
- Dla ciebie za darmo - prychnęła, ale szybko tego pożałowała, kiedy Louis zaczął kolejny atak łaskotek.
- Jednak chyba podziękuję - Styles roześmiał się głośno.
- Jak dopłacisz, to my go weźmiemy - stwierdził Zayn.
- My? - uniosłam brew, spoglądając na mojego chłopaka.
- Kochanie, przyda nam się ktoś do sprzątania i wynoszenia śmieci - prychnął, spoglądając na Louisa.
- Obawiam się, że jeśli chodzi o sprzątanie, to może nie okazać się zbyt pomocny - zachichotała El.
- Nie marudź, kobieto - odezwał się Louis. - Ciekawe co ty byś beze mnie zrobiła? - westchnął głośno, obejmując Eleanor, po czym zaczął szeptać jej coś do ucha. Na twarzy brunetki od razu wymalował się szeroki uśmiech. „Cały Louis…” Mimo jego lekceważącego podejścia do niektórych spraw, widać było, że ten związek traktuje naprawdę poważnie. Eleanor nie pozostawała mu dłużna. Odwzajemniała to uczucie, co można było dostrzec gołym okiem. Byli do siebie naprawdę podobni i może właśnie to sprawiało, że byli tacy szczęśliwi.
Przeniosłam swój wzrok na Liama, który ocierał właśnie dłonią koniuszek brody Danielle. Uwielbiałam się im przyglądać. Obchodzili się ze sobą z wielką czułością, a kiedy na siebie patrzyli, w ich oczach pojawiała się coś, czego nie potrafiłam nawet opisać. Podziwiałam ich całym sercem. Oboje byli zapracowani, a mimo to nie rezygnowali z siebie.
- Harry, kretynie! - wrzasnął Louis, na co Styles od razu wybuchł głośnym śmiechem.
- Ups? - wyszczerzył swoje białe ząbki.
- Masz szczęście, że to jego bluza - zachichotała Eleanor, po czym ucałowała policzek Louisa, co podziałało chyba jak środek uspokajający i uratowało Harrego przed Tomlinsonem.
Spojrzałam na Zayna, wpatrującego się w ogień, który odbijał się w jego ciemnych źrenicach. Płomienie, rzucające na niego delikatne światło, ukazywały jego idealne rysy twarzy.
- Patrzenie na mnie powinno być płatne - roześmiał się nagle. - Wiesz ile bym wtedy od ciebie wyłudził?
- Przecież jest płatne - uśmiechnęłam się. - Poświęcam na to swój cenny czas - prychnęłam.
- Tak mało jestem dla ciebie wart? - przewrócił oczami, za co od razu dostał kuksańca w bok. Na jego twarzy wymalował się cudowny, chłopięcy uśmiech. Wplotłam swoją dłoń w jego ciemne włosy. - W tym świetle wyglądasz tak…
- Csiii… - przyłożyłam mu palec do ust. - Wrócimy do tego później - puściłam mu oczko.
- Dziękuję, że tu jesteś - szepnął, po czym złożył delikatny pocałunek na moich ustach.
- Do tego też wró…
- Tym razem się doigrałeś, Styles! - krzyk Louisa przerwał moją wypowiedź. Wszyscy z rozbawieniem zaczęliśmy obserwować Harrego, który uciekając przed przyjacielem zawędrował nad brzeg jeziora i z głośnym pluskiem wskoczył do wody, chcąc chyba uratować swój honor. „I tyłek…”
- Jak dzieci - Paul przewrócił oczami, spoglądając na Simona. - Akurat ich musiałeś połączyć w zespół? Nie mieliście tam jakichś normalnych?
- Gdybym tylko wiedział… - mężczyzna roześmiał się głośno.
- Jesteśmy najlepszym, co was w życiu spotkało - stwierdził Niall, nie przestając zajadać się smakołykami.
- Może jeszcze wyrosną… - prychnął Paul.
- Ludzie, jaka ciepła woda! - krzyknął Harry, kiedy wrócił do nas cały mokry.
- To może chcesz jeszcze popływać? - roześmiał się Louis.
- Rozważałem to, ale jednak zostanę z wami - stwierdził, owijając się kocem, który podała mu Kathy. - Dziękuję.
- Trzeba przyznać, że masz naprawdę anielską cierpliwość, Paul - prychnęłam, spoglądając na mojego chłopaka.
- Faktycznie - roześmiała się El. - Ja z jednym ledwo wytrzymuję, a mieć na głowie całą piątkę, to nie lada wyzwanie.
- A co my niby takiego robimy? - Harry uśmiechnął się szeroko.
- Niech pomyślę… - Paul podrapał się po głowie, udając zamyślonego. - Zawsze coś psujecie, rozwalacie, macie na wszystko czas… - zaczął wymieniać. Co chwila słyszeliśmy protesty chłopaków, którzy wręcz zarzekali się, że taka sytuacja nie miała miejsca. Z wielkim zaciekawieniem wysłuchiwałam historii „zza kulis” ich kariery, cały czas trzymając się za brzuch, który bolał mnie już od śmiechu. Mimo tego, że Paul podczas swoich opowieści cały czas narzekał na chłopaków, na pierwszy rzut oka widać było, że jest z nimi naprawdę związany. Byli jak rodzina. „Poprawka, byli rodziną…”
- A pamiętacie, jak wmówiliśmy Harremu, że Zayn chce odejść z zespołu? - roześmiał się Louis, spoglądając na Stylesa. - Aż się popłakało nasze maleństwo.
- Cicho bądź! - wymamrotał Harry. - Byłem młody i naiwny…
- Nigdy nie zapomnę jego miny, kiedy zacząłem pakować walizkę - zaśmiał się Zayn.
- Jesteś okropny - spojrzałam na niego rozbawiona.
- Żałuj, że tego nie widziałaś - cmoknął mnie w policzek.
- Albo jak Louis… Wiecie, wtedy przed koncertem…
- Zamknij się, Niall! - Lou rzucił się na Horana, zasłaniając mu usta ręką.
- Oho! Louis, czyżbyś miał coś do ukrycia? - Danielle wybuchła śmiechem.
- Powiedz im słowo, a zabiję… - wymamrotał, przygniatając blondyna.
- Pięć paczek żelek i umowa stoi - Niall uśmiechnął się szeroko.
- Dwie…
- Cztery…
- Dwie…
- Trzy i więcej nie zejdę - blondyn wygramolił się z jego uścisku.
- Dobra - Lou przewrócił oczami. - Kretyn… - dodał, zajmując swoje miejsce.
- Uwielbiam robić z tobą interesy, przyjacielu…
♥♥♥
Witajcie kochani! :)
W pełnym i już całkowicie zdrowym składzie wracamy do Was z nowym rozdziałem :) Dziękujemy za wszystkie komentarze pod piętnastką i pozytywnego kopniaka energii, jakiego niósł ze sobą każdy z nich :) Powiemy to już nie pierwszy (i pewnie nie ostatni) raz, ale jesteście NAJLEPSI! <3
Mamy nadzieję, że rozdział z serii tych lekkich i przyjemnych przypadnie Wam do gustu :)
Przypominamy też, że akcja naszego opowiadania rozgrywa się w 2012 roku, tak więc chłopcy obchodzą dopiero drugą rocznicę istnienia 1D, a teledysk, który właśnie skończyli kręcić, to LWWY. :)
Ściskamy mocno! Xx
MADDIE&CAROL
MADDIE&CAROL